W naszym życiu Bóg też działa!

W
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dzisiaj przeżywamy w Kościele wielką uroczystość – wspominamy narodzenie Świętego Jana Chrzciciela. 
  Z tej okazji, w dniu Patrona, a także z okazji wczorajszego Dnia Ojca, składam – wraz z całym Rodzeństwem – najserdeczniejsze życzenia naszemu Tacie, Janowi Jaśkowskiemu, zanosząc do Pana najszczerszą modlitwę, aby udzielał Dostojnemu Solenizantowi nieustającego optymizmu i ciągłego zapału do niesienia nie tylko naszej Rodzinie, ale i wszystkim wokół – świadectwa wiary, radości i nadziei, a także ciągłego zainteresowania sprawami Kościoła i Ojczyzny! Jak dotychczas!
   Polecam Osobę naszego Taty – jak i wszystkich dzisiejszych Solenizantów – Waszej modlitwie!
    I już zapraszam do refleksji nad Bożym Słowem! A na religijne przeżywanie dzisiejszej uroczystości: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
              Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Uroczystość
Narodzenia Św. Jana Chrzciciela,
do
czytań z t. VI Lekcjonarza: Iz 49,1–6; Dz 13,22–26; Łk
1,57–66.80
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Wyspy,
posłuchajcie mnie! Ludy najdalsze, uważajcie! Powołał mnie Pan
już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię.
Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki mnie ukrył.
Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim
kołczanie. I rzekł mi: „Tyś sługą moim, w tobie się
rozsławię”.
Ja
zaś mówiłem: „Próżno się trudziłem, na darmo i na nic
zużyłem me siły. Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga
mego. Wsławiłem się w oczach Pana. Bóg mój stał się moją
siłą”.
A
teraz przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na
swego sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził Mu
Izraela.
I
rzekł mi: „To zbyt mało, iż jesteś mi sługą dla podźwignięcia
pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela. Ustanowię cię
światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców
ziemi”.
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
W
synagodze w Antiochii Pizydyjskiej Paweł powiedział: „Bóg dał
ojcom naszym Dawida na króla, o którym też dał świadectwo w
słowach: «Znalazłem Dawida, syna Jessego, człowieka po mojej
myśli, który we wszystkim wypełni moją wolę». Z jego to
potomstwa, stosownie do obietnicy, wyprowadził Bóg Izraelowi
Zbawiciela Jezusa. Przed Jego przyjściem Jan głosił chrzest
nawrócenia całemu ludowi izraelskiemu.
A
pod koniec swojej działalności Jan mówił: «Ja nie jestem tym, za
kogo mnie uważacie. Po mnie przyjdzie Ten, któremu nie jestem godny
rozwiązać sandałów na nogach».
Bracia,
synowie rodu Abrahama i ci spośród was, którzy się boją Boga!
Nam została przekazana nauka o tym zbawieniu”.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
ŁUKASZA:
Dla
Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej
sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie
miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia
przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego,
Zachariasza.
Jednakże
matka jego odpowiedziała: „Nie, lecz ma otrzymać imię Jan”.
Odrzekli
jej: „Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię”.
Pytali więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać.
On
zażądał tabliczki i napisał: „Jan będzie mu na imię”. I
wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język
się rozwiązał i mówił, wielbiąc Boga. I padł strach na
wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei
rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o
tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: „Kimże będzie to
dziecię?” Bo istotnie ręka Pańska była z nim.
Chłopiec
zaś rósł i wzmacniał się duchem; a żył na pustkowiu aż do
dnia ukazania się przed Izraelem.
A
wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali:
„Kimże będzie to dziecię?”. Bo istotnie ręka Pańska była z
nim. Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem. A żył na
pustkowiu aż do dnia ukazania się przed Izraelem.
Wydaje
się, że pytanie: Kimże będzie to dziecię? – było
bardzo zasadne, zważywszy na to, jaka rola przypadła mu w udziale w
historii zbawienia. Ale już samo narodzenie – jak to słyszeliśmy
chociażby dzisiaj w Ewangelii – otoczone było aurą jakiejś
tajemnicy, niepowtarzalności…
To
nie było takie zwykłe narodzenie dziecka. To było swoiste
misterium,
któremu towarzyszyły nadzwyczajne znaki. Bo przecież
do takich znaków należała już sama zapowiedź narodzenia Jana
i odebranie mowy jego ojcu,
aż do momentu, kiedy owa
niewiarygodna zapowiedź miała się wypełnić. Do takich znaków z
pewnością również należało spotkanie matki Jana, Elżbiety,
z Maryją
też będącą wówczas w stanie
błogosławionym. A wreszcie także odzyskanie mowy przez
Zachariasza,
o czym słyszeliśmy dzisiaj.
Trudno
się zatem dziwić, że w obliczu tego wszystkiego padł strach na
mieszkańców owej krainy. Bo któż by się nie zdziwił, gdyby
wokół jego dziecka, czy dziecka jego przyjaciół, sąsiadów,
najbliższych – tyle dokonywało się rzeczy niezwykłych?
Któż z nas nie otwierałby oczu ze zdziwienia, a może i z
przerażenia?
A
jednak to właśnie w ten sposób Bóg przygotowywał samego Jana
do zadania, które mu wyznaczył,
ale także ludzi, wśród
których Jan miał swoją misję spełniać, przygotowywał na
przyjście tego niezwykłego proroka. Rodzice Jana odpowiedzieli
pozytywnie na Boże oczekiwanie. Podobnie odpowiedział sam Jan.
A
przecież to właśnie na nim wypełniły się owe znamienne słowa z
proroctwa Izajasza, których wysłuchaliśmy w pierwszym czytaniu:
Posłuchajcie mnie, wyspy! Ludy najdalsze, uważajcie! Pan mnie
powołał już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał
moje imię. Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki mnie
ukrył. Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim
kołczanie.
[…] A teraz przemówił Pan, który
mnie ukształtował od urodzenia na swego sługę, bym

nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził Mu Izraela. A mówił:
«To zbyt mało, iż jesteś Mi sługą dla podźwignięcia pokoleń
Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela. Ustanowię cię
światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców
ziemi».
Kochani,
dokładnie to wszystko dokonało się w życiu Jana Chrzciciela.
On był właśnie był taką strzałą zaostrzoną, która
przeszywała nieprawe serca, aby je wewnętrznie poruszyć i
spowodować nawrócenie. Całe jego życie było działaniem w tym
kierunku, aby prawdziwa światłość ogarnęła wszystkich,
będących daleko od Boga
i aby Boże zbawienie dotarło aż do
krańców ziemi. A wieńcząca to wszystko śmierć męczeńska
była najbardziej chyba czytelnym świadectwem niezłomności
owego nadzwyczajnego proroka.
Dzisiaj
jednak przyglądamy się początkom tej misji, samemu narodzeniu
Jana,
które – jak wspomnieliśmy – samo w sobie było
niezwykłe. I pytamy: Czego możemy nauczyć się od Jana
Chrzciciela, a tak dokładniej – co możemy wywnioskować z
tego, że jego narodziny były takie niezwykłe?
Szybko
zapewne dojdziemy do przekonania, że nas to w żaden sposób nie
dotyczy,
bo nasze narodziny były – jeśli tak można
powiedzieć – bardzo zwyczajne, nasze dzieci też przychodziły na
świat tak jakoś zwyczajnie, a potem wnuki… Cóż zatem możemy
wziąć dla siebie z tej historii Jana Chrzciciela?
A
może właśnie chociażby to, Kochani, że Bóg działa w sposób
niezwykły w życiu nas wszystkich!
To nie jest tak, że
niezwykłe działanie zarezerwowane jest tylko dla jakichś
nadzwyczajnych ludzi, a my – szaraczki – nie mamy do tego prawa.
Bóg działa w życiu nas wszystkich – przede wszystkim przez
siedem Sakramentów Kościoła.
Zobaczcie,
Kochani, tu na ołtarzu za chwilę dokona się niezwykły cud:
chleb stanie się Ciałem Pańskim, a wino – Krwią Chrystusa.

A w Sakramencie Pokuty dokonuje się prawdziwe uwolnienie
człowieka z więzów grzechu.
I chociaż kiedy mówimy o
sprawach wiary, to właściwie jak najmniej chodziłoby o jakieś
emocje czy odczucia, to jednak ci, którzy zwłaszcza po dłuższym
czasie przystępują do tego Sakramentu,
a dobrze się do niego
przygotują i tak bardzo szczerze, solidnie wyspowiadają, to mówią,
że mają odczucie, jakby kamień im spadł z serca, jakby
zrzucili z siebie jakiś straszny ciężar, który ich krępował,
który im ciążył, który ich zniewalał…
Bo
Bóg działa. Naprawdę działa! A Sakrament Pokuty – dobrze
przygotowany i solidnie przeprowadzony – o wiele więcej znaczy
i znacznie większe skutki powoduje, aniżeli najlepsza nawet terapia
psychologiczna,
chociaż oczywiście nie chcę tu w żaden sposób
umniejszać działania i doświadczenia wielu mądrych i wybitnych
psychologów. Jednak Sakrament Pokuty dokonuje czegoś znacznie
więcej – naprawdę uwalnia człowieka!
To autentyczny cud.
A
jak zmienia się serce człowieka, jak zmienia się życie człowieka,
który systematycznie przystępuje do Komunii Świętej,
dobrze się do niej najpierw przygotowując, a potem dziękując za
nią szczerze Bogu. Jakże wielkich rzeczy możemy być wówczas
świadkami… To prawda, nie jest to zmiana dokonująca się z
dnia na dzień.
Ale ten, kto w każdą niedzielę i święto
uczestniczy uważnie i w skupieniu we Mszy Świętej, a może nawet
czasami także w tygodniu, a na każdej Mszy Świętej, w której
uczestniczy,
pobożnie przystępuje do Komunii Świętej,
taki człowiek naprawdę bardzo się zmienia. Zmienia się na lepsze.

Coraz
łatwiej jest mu ogarnąć wszystkie trudne sprawy owej tak zwanej
szarej codzienności.
Coraz łatwiej takiemu człowiekowi budować
dobrą atmosferę w swoim domu. Bo chyba wszyscy tu obecni
zgodzą się ze mną, że w domu, w którym wszyscy systematycznie
uczestniczą we Mszy Świętej i przystępują do Komunii Świętej,
nie ma obawy o rozpad rodziny, o rozwód, czy inne tego typu
historie, chociaż codzienne małe nieporozumienia mogą się
przytrafiać. Taka rodzina z pewnością utrzyma wysoki poziom życia,
poziom moralny. Czyż nie jest to prawdziwy cud?
A
czyż nie jest cudem działanie Boga w innych Sakramentach? A
czyż nie jest cudem to działanie Boga, które dokonuje się w
naszym życiu poprzez modlitwę?
Ja jestem na sto procent
przekonany, że gdybym tak teraz zapytał o to, czy zdarzyło się
tak w naszym życiu, że o coś bardzo się modliliśmy, o coś
bardzo prosiliśmy Boga i Bóg tej naszej modlitwy wysłuchał,
spełnił nasze pragnienie, rozwiązał jakiś problem, albo zawiłą
sprawę, ulżył w cierpieniu, odwrócił jakąś „zaplątaną”
sytuację – właśnie gdybym o takie rzeczy zapytał, czy miały
one miejsce w naszym życiu, to jest więcej, niż pewny, że
każda i każdy z nas, jak tu wszyscy jesteśmy, potwierdziłby,
takie fakty miały miejsce. I było ich całkiem niemało!
Były
takie konkretne wydarzenia, takie konkretne fakty, które
potwierdziły działanie Boga tak wprost do nas skierowane.
Czyż
nie są to prawdziwe cuda? Kochani, tak – to są znaki cudownej
Bożej opieki!
Bóg naprawdę działa w naszym życiu, naprawdę
dokonuje rzeczy niezwykłych,
chociaż niekiedy także –
faktycznie – dopuszcza doświadczenia i momenty trudne. Ale i
one są potrzebne,
bo często potem wiele dobra z nich wynika.
Jednak owych znaków Bożej opieki nad nami nie brakuje.
Sądzę,
że gdybyśmy dzisiaj, tak po powrocie do domu, zechcieli zastanowić
się nad tym, to przypomnielibyśmy sobie takich faktów znacznie
więcej, niż tylko jeden czy drugi.
I trzeba nam, Kochani,
przypominać je sobie, bo one potwierdzają Boże działanie, tylko
giną nam w pamięci,
przytłoczone mnóstwem codziennych
problemów. Nie pozwólmy na to!
Kochani,
nigdy nie zgódźmy się na to, aby Boże działanie, Boża opieka
nad nami, gdzieś nam zniknęła w gąszczu codziennych problemów!
Nie pozwólmy na to, aby owe cudowne znaki Bożej miłości do
nas – ot, tak zwyczajnie – przepadły w zapomnieniu! Nie
dopuśćmy do takiej sytuacji, że Bóg będzie do nas wysyłał
sygnały, jeden za drugim, będzie dawał znaki, jeden wyraźniejszy
od drugiego, a my – nie widząc ich – będziemy tylko
narzekali, że życie ciężkie, że politycy tacy i owacy, że
sytuacja taka trudna,
że nic nie wychodzi tak, jak byśmy
chcieli. Kochani, nie pozwólmy zagłuszyć w sobie Bożego
działania, uwierzmy w nie!
Zacznijmy
współpracować z Bogiem tak, jak Jan Chrzciciel, czy jego rodzice:
Zachariasz i Elżbieta! Zacznijmy – jeśli tego nie czynimy – w
każdą,
podkreślam: w każdą niedzielę i święto
uczestniczyć we Mszy Świętej,
zacznijmy się systematycznie
spowiadać,
najlepiej co miesiąc. Zacznijmy bardzo solidnie
przygotowywać się do Spowiedzi,
a nie „klepać” ten sam od
wielu lat wierszyk. Zacznijmy solidnie się modlić – nie
tylko pacierzem, ale także poprzez rozmowę z Bogiem swoimi słowami,
na przykład: w drodze do pracy, czy w drodze na zakupy, czy na
spacerze. Okazji do rozmowy z Bogiem jest bardzo wiele –
wykorzystajmy je!
Zobaczmy,
to są wszystko takie zwyczajne i oczywiste sprawy. I do tego
ciągle przypominane w rozważaniach, na kazaniach… Ale to właśnie
w nich tkwi – jeśli tak można powiedzieć – tajemnica
sukcesu!
Zatem,
wprowadzajmy Boga w naszą codzienność, w nasze życie! Niech On
sam dokonuje w nim swoich cudów. Im więcej będzie Boga w
naszych codziennych sprawach i relacjach, tym ta nasza tak zwana
szara codzienność będzie mniej szara, a 
stawać się będzie
coraz
bardziej ciekawą, mądrą i sensowną
zarówno ta nasza
codzienność osobista i rodzinna, jak i ta nasza rzeczywistość
polska…

9 komentarzy

  • … Dziecko – objaw miłosierdzia Bożego

    Narody w naszym pojęciu mniej cywilizowane traktowały (i traktują) dziecko jako dar, jako błogosławieństwo. Słyszymy dziś, że na wieść o tym, że Elżbieta urodziła syna sąsiedzi i krewni mówią jasno: Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią.
    Odkrycie zaś daru Bożego miłosierdzia u bliźniego winno prowadzić do radości – cieszyli się z nią razem.

    Świat dziś wprost krzyczy o miłosierdzie i… jednocześnie odwraca się od niego plecami. Pragnie go tak bardzo, a kiedy ono przychodzi to jest nieprzyjęte. Czyżby ludzkość nie wiedziała czego chce? Nie, wie dobrze. Problem leży w tym, że chce, by było według jej scenariuszy. Tam, gdzie podstawą życia jest egoizm we wszelakiej formie, tam nie ma przestrzeni na miłosierdzie. Egoizm kurczy nasz świat, redukuje go do minimum. To Miłosierny sprawia, że otwierają się oczy i serce, a życie staje się naprawdę (i dopiero wtedy) przestrzenią życiową.

    Dążenie do rozbicia

    Czy dar miłosierdzia burzy porządek? Oczywiście! Choć często burzy porządek egoistyczny. Bóg pragnie nas obudzić, wyrwać z kręgu egocentryzmu i czasami wstrząsa tymże kręgiem dając nam niespodziewane podarki.
    To otoczenie – społeczeństwo winno pomóc uporządkować. Jednak niewiele możemy liczyć na społeczeństwo, w które wtłacza się idee przyjemności, zaspokajania własnych potrzeb, myślenia przede wszystkim i na pierwszym miejscu o sobie. Popatrzmy na zachowanie krewnych i sąsiadów – mija określony czas i przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię. Robią wszystko tak jak było i jak powinno się robić.
    Rozbicie społeczeństwa zaczyna się od rozbicia więzi rodzinnych i sąsiedzkich. Bo przecież pośród tych więzi Bóg obdarowuje nas swym miłosierdziem. Zachwiej tymi podstawami, a masz w ręku daną społeczność. To nie katastroficzna wizja – to doświadczenie historii. Już od raju szatan pragnie rozbić więź między nami a Bogiem wbijając między nas klin nieufności, siejąc kąkol wątpliwości.

    Wedle woli Bożej

    Ponad ludzkimi strukturami i zasadami są zawsze reguły Boże. Na Nim budujemy, bo Jemu zaufaliśmy. Zarówno Elżbieta, jak i Zachariasz są wierni danemu słowu. Zawarli przymierze z Wszechmogącym i trwali w nim, a Bóg spełnił obietnicę. Dlatego wbrew dotychczasowym zwyczajom dziecko nie będzie nosiło imienia ojca jego, Zachariasza. Krótko i zwięźle oboje są posłuszni Bożemu posłaniu: Ma otrzymać imię Jan.
    A że wzbudza to zdziwienie u ludzi? No pewnie, zawsze zburzenie pewnego ustalonego porządku dziwi. Dar Bożego miłosierdzia nie zostawia nas w świętym pokoju, w sielankowości obojętnej i statycznej. Łącznie z tym, że wzbudzić może strach. Ale u tych, co Bogu zaufali ów dar natychmiast otwiera usta, język się rozwiązuje i mówią wielbiąc Boga.
    Nie dziwmy się, chyba że w przypadku nieprzewidywalności Bożego działania! Bo kimże będzie to dziecię, każde dziecię, jeśli istotnie ręka Pańska jest z nim. Zapewniam, że każdy z nas będzie rósł i wzmacniał się duchem, nawet jeśli będzie to na uboczu i przyjdzie czas, gdy Pan pośle nas do odpowiedniego miejsca, by przygotować drogę Bogu …

    • Pan okazał miłosierdzie nad nią – tak rozumiano, bowiem niemożność doczekania się potomstwa traktowano w tamtej kulturze jako znak hańby i kary Bożej… Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.