Według ducha – czy według ciała?…

W
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, pozdrawiam serdecznie i życzę Wszystkim pięknej Niedzieli. 
     Dzielę się z Wami wielką radością z ogłoszenia wczoraj nominacji Przeora Jasnej Góry, O. Łukasza Buzuna, na Biskupa Pomocniczego Diecezji Kaliskiej. Znamy się z O. Łukaszem jeszcze z czasów wspólnego uczestnictwa w Pieszej Pielgrzymce Podlaskiej na Jasną Górę, kiedy to posługiwał On we Włodawie i z tejże Parafii prowadził pielgrzymkową Grupę 17. Z całego serca życzę Ojcu Biskupowi niegasnącego zapału duszpasterskiego a także – mądrości życia i słowa! Wspieram modlitwą!
    A teraz zapraszam Wszystkich do refleksji nad Bożym Słowem, a w jego świetle chciałbym dziś podjąć problem, który już od wielu lat jakoś mnie głęboko zastanawia i nurtuje… Jestem ciekaw Waszych opinii…
    Na radosne i głębokie przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                Gaudium  et spes!  Ks. Jacek

14
Niedziela zwykła, A,
do
czytań: Za 9,9–10; Rz 8,9.11–13; Mt 11,25–30
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA ZACHARIASZA:
To
mówi Pan: „Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo
Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski.
Pokorny jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy. On
zniszczy rydwany w Efraimie i konie w Jeruzalem, łuk wojenny
strzaska w kawałki, pokój ludom obwieści. Jego władztwo sięgać
będzie od morza do morza, od brzegów Rzeki aż po krańce ziemi”.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia:
Wy nie żyjecie według ciała, lecz według ducha, jeśli tylko Duch
Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten
do Niego nie należy. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który
Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa
z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą
mieszkającego w was swego Ducha.
Jesteśmy
więc, bracia, dłużnikami, ale nie ciała, byśmy żyć mieli
według ciała. Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was
śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie
popędy ciała, będziecie żyli.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
W
owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię,
Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i
roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie
było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też
nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten,
komu Syn zechce objawić.
Przyjdźcie
do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was
pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie,
bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz
waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.
Wy
nie żyjecie według ciała, lecz według ducha, jeśli tylko Duch
Boży w was mieszka.
Tak dzisiaj mówi Paweł Apostoł
do Rzymian – ale i do nas wszystkich – w drugim czytaniu.
I
kiedy tak słuchamy tychże słów, to sami sobie niejako
automatycznie zadajemy pytanie: A jaki to duch zamieszkuje w nas?
Jaki duch? Czy jest to Duch Boży,
czy jakiś inny duch
zabłąkany, który sprzeciwia się temu Bożemu?
Ale
wcześniej, zanim pojawi się pytanie o to, jaki duch w każdej i
każdym z nas zamieszkuje, to chyba warto zapytać samych siebie o
to, czy my w ogóle zwracamy uwagę na tę sferę wewnętrzną w
nas?
Czy my nie zapominamy o sprawach duchowych, czy my nie
żyjemy tylko cieleśnie?
I
może nawet nie chodzi w tym momencie o takie rozumienie życia
cielesnego, które oznaczałoby tylko uleganie cielesnym pokusom
zmysłowym
– chociaż na takie rozumienie wskazuje końcówka
drugiego czytania, gdzie słyszymy: Jeżeli będziecie żyli
według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha
uśmiercać będziecie popędy ciała, będziecie żyli.
To
wskazywałoby bardzo wyraźnie na sferę zmysłową, na tę dziedzinę
seksualną naszego życia.
Wydaje
się jednak – tak z kontekstu – że Pawłowi nie tylko o to
chodziło.
On wyraźnie kładzie większy akcent nie tyle na to,
żeby nie ulegać pokusom cielesnym, seksualnym, ile bardziej o to,
abyśmy w ogóle żyli według ducha. I to nie jakiegoś tam
ducha, ale – Paweł mówi to bardzo wyraźnie! – Ducha Bożego!
Żebyśmy nade wszystko pamiętali o tym, że człowiek to nie tylko
ciało, ale człowiek – to jedność duszy i ciała. Zatem i
o jednej, i o drugiej sferze swego życia człowiek winien pamiętać.

To
przypomnienie wydaje się bardzo ważne zwłaszcza dzisiaj, w
naszych czasach,
kiedy to bardzo promuje się model „człowieka
sukcesu”,
którego znakiem rozpoznawczym jest szybki awans
zawodowy, społeczny i znaczna fortuna. Gazety rozpisują się o
młodych – odważnych, którzy zawojowali świat, bo w wieku
trzydziestu lat prowadzą duże firmy, zasiadają na dyrektorskich
fotelach, zajmują ministerialne stanowiska.
Młodzi
– odważni! Świat staje przed nimi otworem! Oni ten świat
zawojowali! Oni go zagarnęli „pełnymi garściami”! Oni go
rzucili przed sobą na kolana! Młodzi – gniewni! Ludzie sukcesu!
Szczęściarze!
No właśnie – czy aby na pewno?
Czy
na pewno szczęściarze? Bo jeżeli tak – jeżeli możemy mówić o
nich jako o „ludziach sukcesu”, to gdzieś tam w sercu
pobrzmiewa wątpliwość – dlaczego ich małżeństwa tak często
nie są sukcesem? Dlaczego w ich rodzinach nie odczuwa się tego
„szalonego” szczęścia, jakie im samym przypisują gazety?
I
wreszcie – dlaczego tak wielu tych „ludzi sukcesu” popada w
alkoholizm, albo odbiera sobie życie
u szczytu kariery, a w
listach pożegnalnych piszą, że stracili sens życia… Dlaczego?
Ja
wiem, że nie o wszystkich takich ludziach jest tu mowa, ale –
niestety – w wielu przypadkach tak się dzieje… Dlaczego? Być
może dlatego, że taki młody człowiek wspina się bardzo szybko
po szczeblach kariery:
zawodowej, naukowej, społecznej, w tym
wyścigu wszystkich zostawia w tyle,
czuje się taki spełniony,
doceniony, dowartościowany przez los, który tak się do niego
uśmiechnął – i dopóki ma do czego dążyć, dopóki
widzi, że ma przed sobą jeszcze jeden szczebel w karierze,
jeszcze jeden stopień do zdobycia, jeszcze jedno stanowisko do
zajęcia, jeszcze jakiś próg do przekroczenia,
to angażuje się
w to z całych sił, daje z siebie jak najwięcej; mówiąc
kolokwialnie: „nakręca się”.
Lecz
oto nagle okazuje się, że osiągnął wszystko, co dało się
osiągnąć! Okazało się, że zdobył wszystko, co tylko dało się
zdobyć! Okazało się, że ma już to wszystko, co zamierzał mieć!

Jest na wszystkich możliwych szczytach: awansu, kariery, znaczenia,
stanu posiadania. A ma zaledwie trzydzieści parę lat. I oto
niespodziewanie, ale z całą brutalnością pojawia się pytanie: I
co dalej?! Co dalej?! Do czego teraz będziesz dążył, skoro już
wszystko masz?!
Co zamierzasz osiągnąć – skoro już wszystko
osiągnąłeś?! Jakie cele sobie teraz wyznaczysz, skoro Ty już
wszystko zdobyłeś?!
A
te wszystkie pytania można by streścić w jednym, ale jakże
twardym i bezkompromisowym pytaniu: Co teraz będzie sensem
twojego życia?! Po co teraz będziesz żył?!
Kochani,
te pytania są na tyle twarde i na tyle boleśnie „odczuwalne”,
że wielu – jak wspomnieliśmy – albo nie znajdując na nie
żadnej odpowiedzi, albo znajdując jedynie odpowiedź negatywną,
decyduje się na rozstanie się z życiem. Bo ono straciło
zupełnie sens!
W najlepszym razie – o ile można tu używać
słowa: „najlepszym” – człowiek taki popada w alkoholizm.
Czymś bowiem w końcu trzeba zagłuszyć tę przerażającą
pustkę, jaka panuje w sercu.
Pustkę, która powstała
niezauważalnie, gdzieś na uboczu wielkiej kariery, sukcesów,
splendoru, wzrastającej z dnia na dzień pozycji – wielką
pustkę w sercu…
Pustkę,
która powstała dlatego, że „człowiek sukcesu”, w pogoni za
swoim sukcesem, całkowicie zatracił duszę.
A właściwie –
to po prostu zapomniał, że ją ma. I stało się tak, jak
się stało.
Stąd
to właśnie, Kochani, potrzeba wielkiej troski o to, aby nie
zatracić właściwej hierarchii wartości.
Potrzeba wielkiej
troski o to, aby nie zapomnieć o duchowej sferze swojego życia.
Aby nie żyć tylko dla ciała. Aby jeszcze zostawić coś dla
ducha.
A właściwie – nie tylko „coś”, ale bardzo
mocny akcent w swoim życiu i działaniu położyć na sferę
duchową.
Moi
Drodzy, to bardzo ważna sprawa, aby nie zapomnieć o tym, co w życiu
najważniejsze. A wtedy wszystko będzie na swoim właściwym
miejscu.
Bo
dobrze, jeżeli człowiek bierze swój los w swoje ręce, szuka sobie
odpowiedniej pracy, poszerza swoją wiedzę i kwalifikacje. Ale
bardzo niedobrze, jeżeli to stanie się jedynym celem i sensem
życia.
I bardzo dobrze, jeżeli człowiek intensywnie
wykorzystuje dany przez Boga czas, będąc do tego pracowitym,
zaradnym, operatywnym. Ale niedobrze, jeżeli za pracą nie widzi
już nic ani nikogo, spychając na drugi, albo jeszcze dalszy plan
życie rodzinne, życie religijne, życie prywatne.
Bardzo
niedobrze, jeżeli dom traktowany jest jako hotel do
przespania nocy, żona – jako służąca do wyprania
eleganckich koszul, a dzieci to lepiej, by w ogóle nie zawracały
głowy. Bo on przecież taki zapracowany. To dla nich w końcu
pracuje, żeby im zapewnić lepszą przyszłość!
Tak,
wszystko dobrze i wszystko prawda, ale zanim nastąpi przyszłość,
to dzieci teraz, w tej chwili, w tym momencie chcą widzieć swego
ojca, chcą z nim porozmawiać. I bardziej od jego pieniędzy –
potrzeb
ują jego serca, odrobiny
miłości.
I właśnie – odrobiny czasu, którego on akurat nie
ma ani odrobiny.
Kochani,
jakże to ważne, aby zabiegając o sferę cielesną, o tę sferę
doczesną – nie zaniedbać ducha! Nie zapomnieć o przestrzeni
wewnętrznej naszego życia!
Bo to z tego rodzą się prawdziwe
dramaty.
A
zaczyna się wszystko bardzo niewinnie. Nieraz już w
dzieciństwie.
Dzisiaj możemy chyba nawet mówić o problemie
przemęczenia dzieci wielością różnych zajęć: kursów,
treningów, kółek zainteresowań…
Takie dziecko, często
będące jeszcze w szkole podstawowej, po lekcjach udaje się na
trening. Z treningu – na kurs komputerowy. Z kursu komputerowego –
na basen. Z basenu – na kółko taneczne. Z kółka tanecznego –
na lekcję gry na gitarze, albo na syntezatorze… Oczywiście, tutaj
nieco przesadzam, wyliczając po kolei wszystkie te kursy i zajęcia,

bo w ciągu jednego dnia nie sposób aż tyle zrealizować. Fizycznie
jest to niemożliwe.
Ale w ciągu tygodnia – czemu nie?
Dodać
jeszcze należy, że później, w nocy, trzeba jeszcze posiedzieć,
żeby odrobić lekcje, bo perfekcyjne dziecko musi być ze
wszystkiego najlepsze. Tak przynajmniej podpowiada przerośnięta
ambicja rodziców!
Następnie, takie dziecko, któremu w ten
sposób ukradło się dzieciństwo, wkracza w okres bujnej
młodości.
A tutaj? No cóż, niech teraz na siebie zarobi. A
więc na całe wakacje – do pracy!
Będzie miało swoje
pieniądze, a poza tym – przetrze sobie drogę do sukcesu, o czym
mowa była wcześniej.
I
tak się to błędne koło toczy, a zadowoleni ze swego
dziecka rodzice nie zauważają, że oto wyrasta im nie „człowiek
sukcesu”, nie błyskotliwa gwiazda czy geniusz – za jakiego go
może nawet wszyscy uważają – ale robot! Tak – robot!
Zaprogramowany na robienie kariery i zarabianie pieniędzy! Robot –
nie człowiek! Maszyna w ludzkiej skórze! Chodząca i mówiąca kasa
fiskalna!
Oczywiście – przepraszam za dość ostre
sformułowania, ale dokładnie tak o tym myślę w tej chwili.
I
z tych właśnie powodów jestem zadeklarowanym i bardzo
zdecydowanym przeciwnikiem zarobkowej pracy młodych,
niesamodzielnych jeszcze ludzi. A już na pewno –
przesadnej pracy, zajmującej całe, albo większą część
wakacji.
Naturalnie, domyślam się, co w tej chwili sądzi o
mnie wiele osób. Wiem, bo na te wszystkie tematy nieraz
rozmawia
łem z młodzieżą. I spotkałem się w
kilku przypadkach z zarzutem, że oto ksiądz, który ma
przyszłość „ustawioną” i ustabilizowaną sytuację
materialną, teraz próbuje ograniczać młodym ludziom możliwość
dobrego startu w życie,
narzekając na ich pracę zarobkową.
Domyślam
się, że takie zastrzeżenia zgłosiłoby tu dziś wiele osób,
dlatego spieszę z wyjaśnieniem,
że naprawdę wszystkie te
zastrzeżenia rozumiem, gdyż sam – nie będąc jeszcze księdzem –
narzekałem na księży, jak to oni bogato żyją, powtarzając tym
samym bezkrytycznie wiele zasłyszanych wokół opinii. Kiedy
zostałem księdzem, wówczas przekonałem się, jak to jest naprawdę
z tym „bogactwem księdza”
i ile to ma odłożonych
oszczędności taki kapłan, który zechce uczciwie zaangażować
się w pracę
duszpasterską z ludźmi, w pracę z młodzieżą,
albo w prace gospodarcze przy parafii, w które niejednokrotnie –
żeby to i owo mogło dojść do skutku – inwestuje swoje własne
pieniądze, a te z kolei w jednym przypadku do niego wracają, a w
dwóch następnych – nie.
W
każdym razie, kiedy przekonałem się na własnej skórze o tym,
o czym z taką zapamiętałością wygadywałem bzdury przed laty,
to
już teraz jestem znacznie bardziej rozsądny w osądach. I także z
tego powodu nie mam żadnego interesu w tym, żeby komuś
zazdrościć takiego czy innego stanu posiadania, albo ograniczać
komuś drogę do sukcesu.
Zresztą, ksiądz nie jest od tego,
żeby komukolwiek zaglądać do portfela i rozsądzać, czy ma
zarabiać tyle, czy tyle, czy może trochę więcej. Nie od tego
także ja tu jestem!
Ale
jestem od tego, aby powiedzieć wyraźnie, że w ciągu kilkunastu
lat mojego kapłaństwa, na moich oczach, w miejscach, gdzie
mieszkałem i posługiwałem, niemało młodych ludzi,
bardzo zaangażowanych w służbę liturgiczną,
w działalność
młodzieżowych wspólnot i na innych jeszcze płaszczyznach życia
duchowego – podejmując intensywną pracę zarobkową, na tyle się
w nią wciągnęło, że straciło całkowicie kontakt z Bogiem, z
Kościołem,
już nie mówiąc o zaangażowaniu w służbę
liturgiczną czy we wspólnotę. A na końcu straciło kontakt z
własnymi rodzicami!
Niektórzy
z nich tego kontaktu praktycznie nie utrzymują do dziś, ofiarnie
oddając się jakiejś pracy za granicą. I to właśnie ich rodzice
przychodzili zrozpaczeni do konfesjonału z dramatycznym pytaniem: Co
teraz robić?
Kochana
Matko! Drogi Ojcze! Co teraz robić?! A siąść i płakać!

Czemu tych pytań nie było wtedy, kiedy wysyłaliście dziecko do
pracy, albo kiedy cieszyliście się, że tak się dobrze ustawia w
życiu? Wtedy należało to pytanie postawić. A teraz? Teraz
zapytajcie samych siebie, dlaczego zapomnieliście o rozwoju
duchowym swego dziecka?
Ja
naturalnie rozumiem, że taka praca może uczyć odpowiedzialności,
poszanowania dla pracy
rodziców i dla ciężko
zarobionego
przez nich pieniądza. Ale jestem też
przekonany, że takiej odpowiedzialności można dziecko nauczyć
w swoim własnym domu,
zlecając mu różne domowe prace, których
chyba nigdy jeszcze nie zabrakło: sprzątanie, odkurzanie,
gotowanie, zmywanie po posiłku. Takie proste prace, które w
wielu domach wciąż jeszcze cierpliwie wykonuje mamusia,

podczas, gdy dzieciaki przychodzą na gotowe. Może niech one
właśnie przejmą większą część tych obowiązków,
co z
pewnością nauczy ich odpowiedzialności i poszanowania dla pracy
rodziców.
Natomiast
może dobrze byłoby, aby rodzice tak całkowicie nie wyzbywali
się kontroli nad tym, na co ich dziecko wydaje ich pieniądze –
czy zawsze na mądre i potrzebne rzeczy.
Kiedy zaś dziecko te
pieniądze sobie samo zarobiło, to ma w ręku mocny argument, że to
jego pieniądze i rodzicom nic do tego, na co je przeznacza.

Warto
zatem, Kochani Rodzice, zadać sobie w tym momencie zasadnicze
pytanie: Czy na pewno o to chodzi? Czy na pewno tego chcecie? Czy
taka samodzielność Waszych dzieci Wam się marzy?
Czy może
jednak warto byłoby postawić na większy rozwój ducha Waszych
pociech
i wysłać je na Pielgrzymkę Pieszą na Jasną Górę,
albo na porządny wyjazd młodzieżowy, albo na jakieś tygodniowe
rekolekcje, a może na dobry rajd rowerowy, a może na spotkanie
młodzieży na Lednicy?… Ja już nie wspominam o coniedzielnej
Mszy Świętej i częstej Spowiedzi i Komunii Świętej,
bo to
jest w ogóle podstawa wszystkiego.
Warto,
naprawdę warto – i trzeba! – docenić rozwój ducha młodych
ludzi. Bo młodość jest właśnie po to! To
jest właśnie czas kształtowania się osobowości młodych ludzi,
to jest czas, kiedy młodzi ludzie w swoich sercach gruntownie
porządkują, ustawiają swoją osobistą hierarchię wartości.
Jeżeli na szczycie tej hierarchii znajdzie się praca i
błyskotliwy, szybki sukces za wszelką cenę, to bądźcie pewni,
Kochani Rodzice, że Wy swoje miejsce odnajdziecie na samiutkim końcu
tej drabiny.
Jeżeli
jednak młody człowiek na szczycie swojej hierarchii wartości i
życiowych celów umieści Pana Boga oraz sprawy duchowe, sferę
życia wewnętrznego,
to wszystko inne będzie na swoim właściwym
miejscu i praca, którą odpowiedzialnie podejmie w wieku dorosłym,
nigdy nie będzie dla niego pułapką, bo w jego życiu –
jak uczył Jan Paweł II – praca będzie dla człowieka, a nie
człowiek dla pracy.
I także dylemat: „być – czy mieć”,
na który Jan Paweł II też nieraz zwracał uwagę, człowiek taki
rozstrzygnie właściwie.
Wtedy
bowiem ani praca, ani dążenie do kariery, nie przesłoni mu oczu
na sprawy rodziny, czy na kontakt z rodzicami, czy w ogóle na
normalne kontakty z innymi ludźmi.
A nawet gdyby stracił pracę,
czy zajmowane stanowisko, to nie będzie to dla niego przysłowiowym
„końcem świata”, bo sensem jego życia będzie coś innego,
niż sama tylko praca i kariera.
Święty
Paweł mówi do nas dzisiaj: Wy nie żyjecie według ciała,
lecz według ducha…
Postawmy na końcu
tego jego stwierdzenia znak zapytania – jako temat do refleksji
osobistej i rodzinnej: Czy Wy, czy my wszyscy – żyjemy
według ducha,
czy według ciała?
Czy Boży Duch w nas mieszka? Według jakich zasad kształtujemy
swoją rodzinną codzienność? Jakie zasady chcemy przekazać swoim
dzieciom? Według ciała,
czy
według ducha?…

8 komentarzy

  • … Zakryte – objawione

    Bóg nie szufladkuje. To my sami wrzucamy siebie w schematy, a potem się dziwujemy i twierdzimy, że Bóg to uczynił.
    Zakryte dla tych, co wiedzą lepiej; chcą mieć kontrolę nad wszystkim i piszą scenariusze. Mądrzy i roztropni, jednak nie w kontekście powiązania z darami Ducha Świętego. Bardziej w kategoriach tych, co pozjadali wszystkie rozumy, co to ustawiać Boga chcą, robią z Niego chłopca na posyłki. Ilu dzisiaj takich ociekających blichtrem mądrości, kreowanych na autorytety ludzkości, a nie mają zielonego pojęcia o głębi albo też od niej uciekających?!

    Objawione dla tych, co chcą przyjąć dar; być zaskoczonymi, nie spodziewającymi się niczego. Dla nich Bóg jest Autorytetem, Jego wartości i prawa stoją na pierwszym miejscu. No i poczucie wolności, bo kto Nim żyje, żyje także wolnością. Nic ani nikt nie odłączy nas od Boga! Bóg czuwa nad wszystkim i obojętnie co się dzieje On wyprowadza dobro.

    Upodobanie Ojca

    Kocha dzieci! Także nieposłuszne i krnąbrne. On nie chce z nas czynić bezwolnych automatów działających na zasadzie kija i marchewki czy wrzuć monetę. Nie kocha kiedy to będziemy cacy odwracając twarz gdy czegoś nam nie daje.
    Dziecko z reguły jest prostaczkiem. Znajduje się w nim pragnienie uczenia się, a tym jest otrzymane objawienie spraw Bożych. To jest proces powolny. Zobaczmy ileż wieków Bóg objawiał swe imię narodowi wybranemu. To niesamowicie cierpliwy nauczyciel. Są sytuacje, których sensu nigdy nie pojmiemy tutaj na ziemi. Inne zostaną objawione po latach.
    Ojciec pragnie objawiać przede wszystkim siebie. Objawienie to odkrycie się, odsłonięcie części. Fascynująca przygoda poznawania Niepoznawalnego. Bóg nie bawi się z nami w ciuciubabkę. Objawi tyle, ile w danym momencie będziemy w stanie przyjąć.

    Wpatrywać się w Syna

    Owo objawienie się Ojca dokonuje się w Synu. Kontemplacja, kontemplacja i jeszcze raz kontemplacja. Trwanie ufne i wierne w Krzewie Winnym przynosi owoce latorośli. Nie ma innej Drogi do poznania Ojca. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić.

    Jak tego dokonać? Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. No bo prostaczkowie realnie i namacalnie odczuwają trud i ciężar i… wiedzą do Kogo przyjść, by uzyskać pokrzepienie. Nie chcą go zrzucić z siebie, ale znajdują źródło siły, by nieść z pokorą i w cichości serca.

    Pan Jezus wziął jarzmo Ojca na siebie z cichością i pokorą. Przyjął objawienie i dzięki temu Ojciec ukazał się całemu światu i znalazł ukojenie w więzi z Ojcem. Przyjęcie jarzma chrystusowego nie jest męczarnią czy cierpiętnictwem! Mamy w Nim szukać ukojenia. Nie bądźmy podobni do średniowiecznych żebraków (i nie tylko z tego okresu), którzy rozdrapywali swe rany, aby się nie goiły.

    Dopiero z Nim, w Nim i przez Niego będziemy w stanie nie tylko pojąć, ale i doświadczyć, że Jego jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie ….

    • "Ilu dzisiaj takich ociekających blichtrem mądrości, kreowanych na autorytety ludzkości, a nie mają zielonego pojęcia o głębi albo też od niej uciekających?!" – czymś trzeba zapełnić (zakrzyczeć) tę wielką wewnętrzną pustkę, prawda?… Ks. Jacek

  • Я прочитала сегодняшние чтения из Библии , и у меня от этих чтений сложилось ощущение восторга и покоя . Но , в принципе ,это ваше интеллектуальное право выбирать темы для размышлений , например , социальное положение . Вы пишете , что человек добиваясь социального положения , не знает что делать дальше , как себя вести в семье , или вообще испытывает проблемы с общением с людьми . И в качестве рецепта предлагаете давать детям домашнюю работу , или отпускать общаться со сверстниками . Но чем это принципиально отличается от работы в кружке . Может сесть с этим ребенком , поговорить с ним о его желаниях , чувствах , потребностях , удачах , сомнениях , вопросах , эмоциях . И во взрослой семье , начинать с эмоционального общения супругов между собой .Когда обсуждены дела , и все куплено , и нечего больше сказать , конечно тогда будут и замкнутость и проблемы в семье .Справедливо , что проблемы у человека тогда , когда он не видит большего , что превыше . Не думаю , что это только 20-21 век. Это было всегда. Любовь – единственный выход из этой ситуации . Когда видишь человека и радуешься ему самому , а не сколько денег он сегодня принес или какую оценку получил .

  • Dokładnie tak jest, rozwój intelektualny czy materialny człowieka, często nie idzie w parze z tym duchowym. Wraz z odnoszonymi sukcesami rzesze ludzi zapominają o swojej społecznej naturze, o tym, że żyją także dla innych a nie jedynie dla siebie. Zapominają jednak przede wszystkim o Bogu, wyznając zasadę, po co mi Bóg, skoro do wszystkiego doszedłem sam ciężką pracą, a wtedy najczęściej pojawia się zawód a wraz z nim przysłowiowa "jak trwoga to do Boga".
    Czy nie jest tak, że w życiu pieniądze powinny być o wiele wiele niżej w hierarchii wartości? Czy to nie rodzina czy Bóg winny być wartościami nadrzędnymi? Czy nie jest tak, że o wiele większa radość ogarnia nas kiedy spotykamy się w rodzinnym gronie, kiedy wspólnie rozmawiamy, czy kiedy wspólnie idziemy do Kościoła? Czy człowiek nie powinien czuć największej radości kiedy jego życie jest zgodne z przykazaniami, kiedy czyni dobro wobec drugiego człowieka? Czymże jest sukces na drodze zawodowej czy materialnej w porównaniu do osiągnięcia nieba? Przecież Bóg, który jest sędzią sprawiedliwym na sądzie ostatecznym będzie patrzył przede wszystkim na to jakimi byliśmy ludźmi. Bez Boga nie osiągniemy świętości, celu, który winien być naszym nadrzędnym, na który pracujemy przez całe swoje życie, który wymaga od nas największego poświęcenia. I chyba dopiero takie życie sprawi, że kiedy staniemy przed Bogiem będziemy mogli być z siebie zadowoleni, że osiągnęliśmy ten najważniejszy dla nas sukces. Szczęść Boże.

  • Dokładnie tak jest, rozwój intelektualny czy materialny człowieka, często nie idzie w parze z tym duchowym. Wraz z odnoszonymi sukcesami rzesze ludzi zapominają o swojej społecznej naturze, o tym, że żyją także dla innych a nie jedynie dla siebie. Zapominają jednak przede wszystkim o Bogu, wyznając zasadę, po co mi Bóg, skoro do wszystkiego doszedłem sam ciężką pracą, a wtedy najczęściej pojawia się zawód a wraz z nim przysłowiowa "jak trwoga to do Boga”.
    Czy nie jest tak, że w życiu pieniądze powinny być o wiele wiele niżej w hierarchii wartości? Czy to nie rodzina czy Bóg winny być wartościami nadrzędnymi? Czy nie jest tak, że o wiele większa radość ogarnia nas kiedy spotykamy się w rodzinnym gronie, kiedy wspólnie rozmawiamy, czy kiedy wspólnie idziemy do Kościoła? Czy człowiek nie powinien czuć największej radości kiedy jego życie jest zgodne z przykazaniami, kiedy czyni dobro wobec drugiego człowieka? Czymże jest sukces na drodze zawodowej czy materialnej w porównaniu do osiągnięcia nieba? Przecież Bóg, który jest sędzią sprawiedliwym na sądzie ostatecznym będzie patrzył przede wszystkim na to jakimi byliśmy ludźmi. Bez Boga nie osiągniemy świętości, celu, który winien być naszym nadrzędnym, na który pracujemy przez całe swoje życie, który wymaga od nas największego poświęcenia. I chyba dopiero takie życie sprawi, że kiedy staniemy przed Bogiem będziemy mogli być z siebie zadowoleni, że osiągnęliśmy ten najważniejszy dla nas sukces. Szczęść Boże.

  • Niestety Księdza spostrzeżenia są bardzo trafne i przerażające. Wielu ludzi odczuwa dziś pustkę z różnych powodów i nawet, jeśli ktoś w sytuacji kryzysowej chciałby pobiec po pomoc do drugiego człowieka, to okazuje się, że nie ma nikogo takiego albo jeśli już ktoś jest, to ciągle jest niedostępny, bo nie ma czasu. I zamiast człowiek biec do człowieka, biegnie pod koła pociągu lub najbliższego sklepu monopolowego itp itd. Mnie smuci, że mamy tak mało czasu dla siebie, a zwłaszcza dla dzieci, które w wierszach na Dzień Mamy i Taty błagały: "Więcej czasu dzieciom poświęcajcie, rozmawiajcie i częściej przytulajcie…" Ania.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.