Żeby tylko dotknąć…

Ż
Szczęść Boże! Ale upał, co? Tym, co na urlopach, pewnie to odpowiada, ale tym, co muszą pracować na otwartej przestrzeni – naprawdę można współczuć… W każdym razie, serdecznie i gorąco – tak gorąco, jak jest na dworze, a nawet bardziej – pozdrawiam Wszystkich i życzę błogosławionego i dobrze wykorzystanego czasu. Tak czasu pracy, jak i odpoczynku! Bo i ten czas, i ten, trzeba dobrze wykorzystać. 
       A przy okazji – pomnażać swoją wiarę. Więcej o tym – w rozważaniu. 
                 Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Poniedziałek
14 tygodnia zwykłego, rok II,
do
czytań: Oz 2,16.17b–18.21–22; Mt 9,18–26
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA OZEASZA:
To mówi Pan: „Chcę
przynęcić niewierną oblubienicę, na pustynię ją wyprowadzić i
mówić do jej serca, i będzie mi tam uległa jak za dni swej
młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju.
I stanie się w owym
dniu, że nazwie Mnie: «Mąż mój», a już nie powie: «Mój
Baal».
I poślubię cię
sobie znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo,
przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez
wierność, a poznasz Pana”.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Gdy Jezus mówił,
pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i oddając pokłon,
prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i
włóż na nią rękę, a żyć będzie”. Jezus wstał i wraz z
uczniami poszedł za nim.
Wtem jakaś kobieta,
która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i
dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: „Żebym
się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”.
Jezus obrócił się
i widząc ją, rzekł: „Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła”.
I od tej chwili kobieta była zdrowa.
Gdy Jezus przyszedł
do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy,
rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi”.
A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął
ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po
całej tamtejszej okolicy.
Może nie
trzeba wiele – może
wystarczy t
ylko
dotknąć płaszcza…

Tak zapewne myślała kobieta, cierpiąca od dwunastu lat na krwotok.
I miała rację: po
dotknięciu płaszcza
Jezusa
odzyskała zdrowie!
Ona
dobrze wiedziała, że to nie od jej dotknięcia zależało to
uzdrowienie, ale od łaski
i mocy Jezusa.
Ona tylko
dotknęła…
To, co z jej strony
było wielkie i podziwu
godne, to jej wiara.
Ta
wiara – jak powiedział Jezus – ją ocaliła. A w ten sposób owo
„niewiele”, a więc zwykłe dotknięcie płaszcza, zyskało
wymiar ogromny!
Podobnie bezradny, jak
owa kobieta, był zwierzchnik synagogi. On nawet płaszcza nie
dotykał, tylko upadł
przed Jezusem i prosił o życie dla swej córki.

Tak, o życie – nawet nie o zdrowie, ale już o życie, bo córka
odeszła, zmarła… A on, jej
ojciec, nic nie mógł na to poradzić
i
nic nie mógł z tym zrobić, i nie miał także nic,
co w zamian mógłby ofiarować Jezusowi,
jak
tylko swoją bezradność, ale – co trzeba także zauważyć i
mocno podkreślić – swoją
wiarę!
Bo on w tym momencie
poprosił Jezusa naprawdę
o coś wyjątkowego

poprosił o wskrzeszenie
córki z
martwych!
Jak wielka
musiała być jego wiara! Wiara, która musiała przełamać nie
tylko własne wewnętrzne opory czy obawy,

ale – co może było większym wyzwaniem – nieprzychylną
opinię otoczenia.
Dzisiaj mamy tylko mały
sygnał na ten temat, czyli krótką, jednozdaniową informację, że
zgromadzeni w domu, przy ciele zmarłej dziewczynki, wyśmiewali
Jezusa, kiedy mówił, że ona nie umarła, tylko śpi.
Możemy
się zatem domyślać, jak zapatrywali się na wszelkie próby
odwracania sytuacji – w ich mniemaniu – nieodwracalnej.
Zresztą, nie musimy
się nawet domyślać, bo wystarczy porównać
opis tego wydarzenia,

przed chwilą usłyszany, z
opisem zawartym u Marka czy Łukasza,
aby
przekonać się, że ludzie
naprawdę zniechęcali wręcz ojca do dalszego proszenia Jezusa o
łaskę,
bo po co ma
zawracać głowę Nauczycielowi, kiedy córka jego umarła. A jednak
on nie zrażał się tym i
prosił z wielką wiarą.

I wygrał na tym, bo doczekał się wskrzeszenia córki, podobnie jak
kobieta cierpiąca na krwotok doczekała się uzdrowienia.
Moi Drodzy, my też tak
naprawdę nic nie możemy
Jezusowi zaoferować,
bo
cóż możemy Mu dać, czego by nie miał. Jemu tak naprawdę niczego
nie dodają nasze modlitwy, nasze przychodzenie na Msze Święte,
nasza pobożność.
My
tym wszystkim nie ubogacimy Jezusa. My tym wszystkim ubogacimy
samych siebie.
A tym, co
możemy dać Jezusowi i czym na pewno sprawimy
Mu ogromną
radość,
jest nasza szczera wiara.
Ale taka prawdziwa, taka bezgraniczna – właśnie taka, jakiej
przykład dała ewangeliczna kobieta,

ufająca szczerze, że nawet zwykłe dotknięcie może sprawić cud.
I taka, jakiej przykład
dał zwierzchnik synagogi,
ufający
wbrew wszelkiej ludzkiej logice, że zmarła córka może znowu ożyć.
I taka, jakiej Bóg
oczekiwał od swego umiłowanego narodu,
o
czym słyszymy w pierwszym czytaniu.
Właśnie taką wiarę
możemy Jezusowi ofiarować. I
wtedy naprawdę damy bardzo dużo!
A
jeszcze więcej – sami zyskamy… 

7 komentarzy

  • Po gromach jakie przetoczyly się nad głowami tych wszystkich, którzy przy okazji pewnego pogrzebu śmieli twierdzić, że obok Bożego Miłosierdzia jest Boża Sprawiedliwość i że nie jest tak, iz całe życie szło sie ścieżką zła, a na koniec powie się :" no, sorry Boże, tak wyszło" i "gra gitara" – owszem Bóg jest nieskończenie miłosierny, ale to nie oznacza, że puszcza w niepamięć zło, które wyrządzamy, w skaramencie pokuty – przy zachowaniu jego warunków – odpuszcza nam grzechy, ale to nie znaczy, że na Sądzie nie zostaniemy rozliczeni z ilosci dobra i zła, jakie po sobie zostawimy na ścieżce życia. Otóż prawdziwe oblicze srodowiska, z którego pochodził zmarły, o którego tutaj chodzi wygląda tak: http://wpolityce.pl/polityka/203888-jaruzelski-nie-nawrocil-sie-przed-smiercia-senyszyn-grzmi-na-twitterze-przypisywane-mu-nawrocenie-jest-klamstwem-i-podloscia-kleru

    • Osobiście nie przyjmowałem do wiadomości żadnych informacji o nawróceniu generała, bo gdyby ono miało miejsce, to powinien on publicznie przeprosić za swoje zbrodnie, a nie do końca obstawać za ich słusznością. W tym kontekście, wypowiedź Pani Senyszyn nie robi na mnie szczególnego wrażenia… To w jej stylu… Ks. Jacek

  • Bóg przebaczy, ksiądz być może też, ale plemię robercików – NIGDY!!! Tacy nawet s w e g o Boga postawią na baczność, obsztorcują, obsobaczą i pouczą… Nienawiść poza grób. Oczywiście w Imię Boga Litościwego i MIłosiernego. No…no… To chyba wszystko przez ten upał, c o ?

  • Niektóre osoby wykazujące godową obecność na blogu spowodowaną zapewne cykliczną zmienną występowania takiego czy innego hormonu lub / i łatwiejszego dostępu do środków odurzających pochodzenia roślinnego cechuje chamskość wypowiedzi granicznąca z bezczelnością. Co zostałoby zniwelować do zera, gdyby dyskusja była prowadzona w realu, a nie w necie, który niestety bywa również kanałem ściekowym dla tego typu bohaterów :).

  • Rzeczywiście, w internecie więcej "ujdzie", co w realu często by nie przeszło… Taka już natura tego środka komunikacji… Ale – nie traćmy nadziei! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.