Święty w białej i czerwonej koronie

Ś
Szczęść Boże! Pozdrawiam tym razem z Żelechowa, gdzie od rana jestem i będę aż do wieczora, do Mszy Świętej, podejmując przez cały dzień różne sprawy. 
     Myślę dzisiaj szczególnie o Pielgrzymach Podlaskich, którzy od wczesnego rana wchodzili przed Oblicze Pani Jasnogórskiej. Inne Pielgrzymki weszły już w poprzednich dniach, jeszcze inne – dopiero wejdą. Ale dla nich wszystkich ten czas jest naprawdę wyjątkowy i święty, a myślę, że nie tylko dla samych Pielgrzymów, ale i dla nas, którzy towarzyszyliśmy w sposób duchowy, bo łaska Boża przez ręce Maryi jakoś tak szczególnie rozlewana jest w sercach ludzkich właśnie na Pielgrzymce. 
       Bogu niech będą dzięki za to wielkie dzieło!
              Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie
Św. Maksymiliana Marii Kolbego,
do
czytań: Ez
12,1–12; Mt
18,21–19,1
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:
Pan
skierował do mnie te słowa: „Synu człowieczy, mieszkasz wśród
ludu opornego, który ma oczy na to, by widzieć, a nie widzi, i ma
uszy na to, by słyszeć, a nie słyszy, ponieważ jest ludem
opornym.
Synu
człowieczy, przygotuj sobie rzeczy na drogę zesłania, za dnia i na
ich oczach, i na ich oczach wyjdź z miejsca twego pobytu na inne.
Może to zrozumieją, chociaż to lud zbuntowany. Wynieś swoje
tobołki, jak tobołki zesłańca, za dnia, na ich oczach, i wyjdź
wieczorem, na ich oczach, tak jak wychodzą zesłańcy. Na ich oczach
zrób sobie wyłom w murze i wyjdź przez niego.
Na
ich oczach włóż tobołek na swoje barki i wyjdź, gdy zmierzch
zapadnie. Zasłoń twarz, abyś nie widział kraju, albowiem
ustanawiam cię znakiem dla pokoleń izraelskich”. I uczyniłem
tak, jak mi rozkazano: tobołki wyniosłem za dnia, jak tobołki
zesłańca, wieczorem uczyniłem sobie rękami wyłom w murze,
wyszedłem w mroku i na ich oczach włożyłem tobołki na barki.
Rano
skierował Pan do mnie te słowa: „Synu człowieczy, czy dom
Izraela, lud zbuntowany, zapytał się: «Co ty robisz?» Powiedz im:
«Tak mówi Pan Bóg: Ta przepowiednia odnosi się do władcy,
będącego w Jerozolimie, i do całego domu Izraela, który tam się
znajduje». Powiedz: «Jestem dla was znakiem. Podobnie jak ja
uczyniłem, tak się wam stanie: Pójdą na zesłanie, w niewolę.
Władca, który znajduje się wśród nich, włoży na ramiona
tobołki w mroku i wyjdzie; zrobią wyłom w murze, aby mógł przez
niego przejść, zasłoni on twarz, aby swoimi oczami nie widział
kraju»”.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Piotr
zbliżył się do Jezusa i zapytał: „Panie, ile razy mam
przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem
razy?”
Jezus
mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż
siedemdziesiąt siedem razy.
Dlatego
podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się
rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać,
przyprowadzono mu jednego, który był mu winien dziesięć tysięcy
talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał
sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak
dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: «Panie,
miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam». Pan ulitował
się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował.
Lecz
gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który był
mu winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc:
«Oddaj, coś winien!» Jego współsługa upadł przed nim i prosił
go: «Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie». On jednak nie
chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda
długu.
Współsłudzy
jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i
opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał
go przed siebie i rzekł mu: «Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały
ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś
był się ulitować nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się
nad tobą?» I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom,
dopóki mu całego długu nie odda.
Podobnie
uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy
z serca swemu bratu”.
Gdy
Jezus dokończył tych mów, opuścił Galileę i przeniósł się w
granice Judei za Jordan.
Patron
dnia dzisiejszego, Maksymilian
Maria,
a wcześniej – Rajmund
Kolbe urodził się w Zduńskiej Woli,
a
dniu 8 stycznia

1894
roku.
Wstąpił do zakonu franciszkanów i
w roku 1918 otrzymał święcenia kapłańskie.

Gorliwy
czciciel Matki Bożej założył stowarzyszenie „Milicja Maryi
Niepokalanej” i powołał do życia wydawnictwa
w Polsce i w Japonii.

W roku 1941 został przez Niemców osadzony w obozie koncentracyjnym
w Oświęcimiu, gdzie dawał wszystkim przykład cierpliwości.
Dobrowolnie przyjął śmierć w bunkrze głodowym zamiast innego
więźnia. Zginął
14 sierpnia 1941 roku, dobity zastrzykiem.
17
października 1971 roku, Papież Paweł VI

dokonał osobiście, w sposób uroczysty, Beatyfikacji
Ojca Maksymiliana

– w obecności wielu tysięcy wiernych z całego świata i ponad
trzech tysięcy pielgrzymów z Polski. Kanonizacji
dokonał 10 października 1982 roku Jan Paweł II.

Ile
razy Święty Maksymilian był
w stanie

wybaczać
swoim oprawcom?

A ile razy byli w stanie wybaczyć inni, ciężko doświadczenia
dramatem drugiej wojny światowej? Bardzo szczególnie brzmią słowa
dzisiejszej Ewangelii w
kontekście liturgicznego wspomnienia tego wyjątkowego Człowieka,

który swoje życie uznał
ze mniej ważne

wobec wartości życia ojca rodziny. Dlatego poświęcił
swoje życie za jego życie…
W
tym nieludzkim „kombinacie śmierci”, jakim był obóz
koncentracyjny w Oświęcimiu, jego heroiczna
ofiara
była jakby
promykiem – promykiem miłości, promykiem od samego Boga

rozjaśniającym mroki tego potwornego zła, wszechwładnie wówczas
panującego. Na
tle powszechnego upodlenia człowieczeństwa, ten Człowiek wyniósł
na wyżyny ludzką godność, prawdziwie zło dobrem zwyciężając
.

Stał
się w ten sposób takim samym znakiem dla całego Kościoła i
całego świata, a nawet
– dla swoich
oprawców,
niemieckich zbrodniarzy, jak Prorok Ezechiel stał się znakiem dla
ludu
opornego, który ma oczy na to, by widzieć, a nie widzi, i ma uszy
na to, by słyszeć, a nie słyszy, ponieważ jest ludem opornym.

Tak
ten lud został określony w pierwszym czytaniu i właśnie wobec
tegoż ludu Bóg dokon
ywał
znaków,
mających
go przestrzec, upomnieć, naprowadzić na dobrą drogę.
Sam
Prorok stał się dla tego ludu najbardziej czytelnym znakiem, tak
jak Maksymilian Maria Kolbe stał się znakiem dla ludzi dwudziestego
i dwudziestego pierwszego wieku:

czasu wielkiego rozkwitu ludzkiej myśli i czasu wielkiego postępu,
ale także czasu
równie wielkiego rozwoju zła,

niebywałego wręcz okrucieństwa i barbarzyństwa. Właśnie w takim
czasie Bóg dał nam świetlany
przykład postawy nadzwyczajnego Świętego,
o
którym Jan Paweł II w homilii na Mszy Świętej kanonizacyjnej tak
mówił:
„Od
dzisiaj Kościół pragnie nazywać
świętym człowieka,

któremu dane było w sposób szczególnie dosłowny wypełnić […]
słowa Odkupiciela.
Oto
bowiem pod
koniec lipca 1941 r
oku,
kiedy na rozkaz obozowego dowódcy ustawiali się w jednym szeregu
więźniowie przeznaczeni na śmierć głodową – ten Człowiek,
Maksymilian Maria
Kolbe, wystąpił
dobrowolnie, wyrażając gotowość pójścia na śmierć w
zastępstwie jednego z nich.
Gotowość
ta została przyjęta i Ojciec
Maksymilian –
po
upływie przeszło dwóch tygodni mąk głodowych

– został ostatecznie pozbawiony
życia śmiercionośnym zastrzykiem w dniu 14 sierpnia 1941 r
oku.
Działo
się to wszystko w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, gdzie
zamordowano
w ciągu ostatniej wojny około czterech milionów ludzi,

[…].
Nieposłuszeństwo
wobec Boga, Stwórcy życia, który powiedział: Nie
zabijaj,
spowodowało
na tym miejscu potworną hekatombę śmierci tylu niewinnych.
Równocześnie więc nasza epoka została naznaczona straszliwym
piętnem zagłady człowieka niewinnego.
Ojciec
Maksymilian Kolbe, więzień obozowy,
upomniał się w obozie śmierci o prawo do życia niewinnego
człowieka

– jednego z milionów. […]
Ojciec Kolbe upomniał się o prawo do życia, wyrażając gotowość
pójścia na śmierć w jego zastępstwie, ponieważ
tamten był ojcem rodziny i jego życie potrzebne było najbliższym.

Ojciec Maksymilian Maria Kolbe potwierdził w ten sposób prawo
Stwórcy do życia niewinnego człowieka, dał świadectwo
Chrystusowi i miłości. […]
Oddając
życie swoje za brata. Ojciec Maksymilian, którego Kościół już
od
roku 1971 czci jako
Błogosławionego,
w sposób szczególny upodobnił się do Chrystusa. […]

Przez
śmierć, jaką poniósł
na krzyżu Chrystus, dokonało się odkupienie świata,

gdyż śmierć ta ma cenę najwyższej miłości. Przez śmierć,
jaką poniósł Ojciec Maksymilian,

przejrzysty
znak tej miłości odnowił się w naszym stuleciu,
tak
bardzo i tak wielorako zagrożonym grzechem i śmiercią. […]
Śmierć
poniesiona z miłości za brata jest heroicznym czynem człowieka,

poprzez który wraz z nowym Świętym uwielbiamy Boga. Od Niego
bowiem pochodzi Łaska tego heroizmu. Tego męczeństwa.
Do
tej ostatecznej ofiary gotował się Maksymilian, idąc
za Chrystusem od najmłodszych lat swego życia w Polsce.
Z
tych to lat pochodzi przedziwny
znak dwóch koron: białej i czerwonej,

spośród których nasz Święty nie wybiera jednej, ale
przyjmuje obie.

Od młodych bowiem lat przenikała go wielka miłość ku Chrystusowi
i pragnienie męczeństwa.
Ta
miłość i to pragnienie towarzyszyło
mu na drodze powołania franciszkańskiego i kapłańskiego,

do którego przygotowywał się zarówno w Polsce, jak i w Rzymie. Ta
miłość i to pragnienie szły z nim poprzez
wszystkie miejsca kapłańskiej i franciszkańskiej posługi
w
Polsce, a także posługi misjonarskiej w Japonii.
Natchnieniem
całego życia była mu Niepokalana,
której
zawierzał swoją miłość do Chrystusa i swoje pragnienie
męczeństwa. W tajemnicy Niepokalanego Poczęcia odsłaniał się
przed oczyma jego duszy ów przewspaniały
nadprzyrodzony świat
łaski
Bożej ofiarowanej człowiekowi.
Wiara
i uczynki całego życia Ojca Maksymiliana wskazują na to, że swoją
współpracę z Bożą Łaską pojmował jako wojowanie („militia”)
pod znakiem Niepokalanego Poczęcia. […]

Co
się stało w bunkrze głodowym obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu,
w dniu 14 sierpnia 1941 roku?
[…]
Na
to, co się stało w obozie Oświęcim patrzyli ludzie. I chociaż
oczom ich musiało się zdawać, że „pomarł” towarzysz ich
kaźni, chociaż po ludzku „odejście jego” mogli uważać za
„unicestwienie” – to przecież w
ich świadomości nie była to tylko „śmierć”.
Maksymilian
nie „umarł” – ale
„oddał życie… za brata”.
Była
w tej straszliwej po ludzku śmierci cała
ostateczna wielkość ludzkiego czynu

i
ludzkiego wyboru:

sam
się dał na śmierć z miłości.

I było w tej jego ludzkiej śmierci przejrzyste
świadectwo dane Chrystusowi:

świadectwo dane w Chrystusie godności człowieka, świętości jego
życia i zbawczej mocy śmierci, w której objawia się potęga
miłości.
Właśnie
dlatego śmierć
Maksymiliana Kolbego stała się znakiem zwycięstwa.

Było to zwycięstwo odniesione nad
całym systemem pogardy i nienawiści człowieka

i tego, co Boskie w człowieku – zwycięstwo podobne do tego, jakie
odniósł
na Kalwarii Pan nasz

Jezus
Chrystus.
Kościół
przyjmuje ów znak zwycięstwa, odniesionego mocami Chrystusowego
Odkupienia, z
czcią i wdzięcznością.
Stara
się odczytać jego wymowę z całą pokorą i miłością. Jak
zawsze, przy osądzaniu świętości swoich synów i córek, tak i w
tym wypadku stara
się postępować z całą należną precyzją i odpowiedzialnością,

wnikając we wszystkie aspekty życia i śmierci sługi Bożego. Musi
jednakże Kościół uważać równocześnie, aby – odczytując
znak świętości dany przez Boga w Jego ziemskim słudze – nie
przeoczyć pełnej jego wymowy i ostatecznego znaczenia.
I
dlatego też w osądzaniu sprawy Błogosławionego
Maksymiliana Kolbego, wypadło – już po jego Beatyfikacji
wziąć
pod uwagę rozliczne głosy Ludu Bożego,
a
nade wszystko naszych Braci w biskupstwie, zarówno z Polski, jak i z
Niemiec, którzy prosili, ażeby Maksymiliana
Kolbego ogłosić Świętym
jako Męczennika.

Wobec wymowy życia i śmierci Błogosławionego Maksymiliana nie
możemy uchybić temu, co zdaje się stanowić główną i zasadniczą
treść znaku danego Kościołowi i światu w jego śmierci.
Czyż
śmierć ta, podjęta dobrowolnie, z miłości do człowieka, nie
stanowi szczególnego spełnienia słów Chrystusa? Czyż nie czyni
ona Maksymiliana
szczególnie podobnym do Chrystusa,
wzoru
wszystkich Męczenników, który oddaje swe życie za braci na
krzyżu? Czyż
taka właśnie śmierć nie posiada szczególnej, przejmującej
wymowy w naszej epoce?
Czyż
nie stanowi ona szczególnie autentycznego świadectwa Kościoła w
świecie współczesnym?
I
dlatego pełnią
mojej władzy apostolskiej postanowiłem,
że
Maksymilian Maria Kolbę, który w wyniku Beatyfikacji
był czczony jako Wyznawca, winien
odtąd doznawać czci również jako Męczennik!”

Tyle
z homilii Jana Pawła II.
A
ja – w czym tak
szczególnie,
w
kontekście swojego życia,
chciałbym się wzorować na Ojcu Maksymilianie?… 

8 komentarzy

  • Wg:

    http://natemat.pl/109913,episkopat-walczy-o-wiernych-30-pierwszych-grzechow-w-miesiacu-sie-nie-liczy-bedzie-tez-darmowe-wi-fi

    2 miliony osób – o tyle w ciągu ostatnich 10 lat zmniejszyła się liczba wiernych uczestniczących regularnie w niedzielnej mszy. Dla Kościoła to dramat, ale polscy hierarchowie nie zamierzają poddać się bez walki.
    – 30 pierwszych grzechów w miesiącu się nie liczy – oznajmił we wtorek w Poznaniu przewodniczący Episkopatu abp Stanisław Gądecki.
    Zdaniem metropolity poznańskiego Kościół wyciąga w ten sposób rękę do osób zrażonych "niezasłużonym stereotypem" o nadmiernym rygoryzmie moralnym tej instytucji.
    – Jesteśmy tylko ludźmi, nie musimy się tak od razu spowiadać ze wszystkiego. Co to, sekta? – przekonywał abp Gądecki, dodając, że poluzowanie wymagań dotyczących spowiedzi to tylko jeden z wielu elementów powstającej właśnie w Episkopacie strategii.
    Jak dowiaduje się ASZdziennik, w jej ramach hierarchowie widzieliby jeszcze między innymi zaliczanie udziału we mszy przez oglądanie 5-minutowych skrótów w serwisie YouTube. Mówi się też o uruchomienie hot spotów z darmowym Wi-Fi na nabożeństwach dla dzieci.

  • Opowiadanie pt. "O dwóch mnichach i drodze"

    U podnóża wysokich gór żyło dwóch sędziwych mnichów. Mieszkali osobno: każdy we własnej chacie. Nigdy się nie odwiedzali i nigdy nie zamienili ze sobą żadnego słowa. Cały czas tylko milczeli i studiowali święte księgi. Wielu ludzi ciągnęło do nich i podziwiało ich surowy styl życia i ich wielką świętość.

    Kiedyś do jednego mich przyszedł Pan Bóg i, zapytał o drogę do sąsiada. Ale ten nie umiał wskazać kierunku. I Bóg zasmucił się. I powrócił smutny do nieba.

    Po latach umarli obaj mężowie, a na ich miejsce przyszli dwaj młodzi zapaleńcy. Pierwszą ich czynnością było zrobienie drogi między ich chatami, aby mogli się codziennie odwiedzać.

    Gdy Bóg przyszedł znowu w odwiedziny, zobaczył ku swemu zdumieniu drogę łączącą oba mieszkania. Z radością więc chodził od jednego młodzieńca do drugiego, a za Nim na śladach Jego stóp wyrastał natychmiast bajecznie kolorowy dywan z kwiatów.

    W tej historyjce akurat mnisi nie odzywają się do siebie przez swoją pobożność, ale ile ludzi nie odzywa się do siebie dniami, miesiącami czy latami tylko dlatego, że nie potrafią sobie przebaczyć. Przebaczając się jesteśmy bliżej Boga.

    "Pan Jezus mówi nam wyraźnie: przebaczając innym, wyświadczamy sobie wielkie dobrodziejstwo, a kto nie przebacza, ten niszczy siebie. Przebaczając rośniemy jako ludzie. Nie przebaczając degradujemy się. Miłość bowiem mierzy się głównie umiejętnością przebaczenia. A kto nie ma Miłości, jest nikim"

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.