Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy…

O
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, na samym początku bardzo dziękuję Księdzu Markowi za wczorajsze słówko z Syberii – takie mocno „ośnieżone”, a jednak tak bardzo gorące. I dziękuję za życzenia, wsparte modlitwą, a okraszone piosenką. 
     Za to samo także Wam dziękuję, Kochani – Wam wszystkim, którzy wczoraj, na różne sposoby i różnymi drogami, okazywaliście mi życzliwość i pamięć. Dziękuję! A tę moją wdzięczność zamieniłem na modlitwę, szczególnie podczas Mszy Świętej, jaką w intencji wszystkich Życzliwych sprawowałem w Kodniu, u Matki Bożej. I w dalszym ciągu będę o Was w modlitwie pamiętał. 
     A przy okazji, składam także najserdeczniejsze życzenia urodzinowe mojemu serdecznemu Koledze, z którym znamy się jeszcze z czasów wspólnej służby przy Ołtarzu w naszej rodzinnej Parafii, a który teraz także mieszka w Lublinie – Adwokatowi, Doktorowi prawa, Panu Pawłowi Buconiowi. Paweł urodził się tego samego dnia, co ja, tylko cztery lata później. Życzę Mu, aby zawsze był tak blisko Boga, jak jest, i żeby zawsze tak odważnie świadczył o Nim, jak dotychczas! O taką właśnie postawę będę się dla Niego modlił. 
    Kochani, dzisiaj Uroczystość Wszystkich Świętych. Przypominam o obowiązku uczestnictwa we Mszy Świętej! Samo odwiedzanie grobów to za mało. Uczulajmy się także nawzajem na potrzebę pełnego i poważnego uczestnictwa we Mszy Świętej, sprawowanej na cmentarzu. A myślę w tej chwili o sytuacji, którą właściwie co roku obserwuję, iż w czasie takiej Mszy Świętej bardzo wiele osób zwyczajnie rozmawia przy grobach swoich bliskich, do tego jeszcze paląc papierosy, albo rozmawiając przez komórkę. A potem uważają, że przecież na Mszy Świętej byli… 
     Nic bardziej mylnego! To nie jest uczestnictwo we Mszy Świętej! We Mszy Świętej – także tej na cmentarzu – należy naprawdę uczestniczyć, włączać się w jej przebieg. Dlatego najlepiej znaleźć się jak najbliżej miejsca jej sprawowania, wtedy z pewnością łatwiej będzie się w nią włączyć. Jeżeli natomiast ktoś całą Mszę Świętą zamierza rozmawiać z rodziną przy grobach swoich bliskich, niech ma świadomość, że nie uczestniczył we Mszy Świętej i powinien się w tym celu udać do kościoła. W przeciwnym razie zaciągnie ciężki grzech zaniedbania! A chyba szkoda by było w ten sposób spłycić przeżywanie tak pięknej uroczystości. 
       I właśnie na jej jak najpiękniejsze przeżywanie – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                           Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Uroczystość
Wszystkich Świętych,
do
czytań z t. VI Lekcjonarza: Ap 7,2–4.9–14; 1 J 3,1–3; Mt
5,1–12a
CZYTANIE
Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Ja,
Jan, ujrzałem innego anioła, wstępującego od wschodu słońca,
mającego pieczęć Boga żywego. Zawołał on donośnym głosem do
czterech aniołów, którym dano moc wyrządzić szkodę ziemi i
morzu: „Nie wyrządzajcie szkody ziemi ani morzu, ani drzewom, aż
opieczętujemy na czołach sługi Boga naszego”. I usłyszałem
liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące
opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela.
Potem
ujrzałem wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego
narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed
tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich
palmy. I głosem donośnym tak wołają: „Zbawienie Bogu naszemu,
Zasiadającemu na tronie, i Barankowi”.
A
wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga
Zwierząt, i na oblicze swe padli przed tronem, i pokłon oddali
Bogu, mówiąc: „Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość,
i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki
wieków. Amen!”
A
jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: „Ci
przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?” I
powiedziałem do niego: „Panie, ty wiesz”. I rzekł do mnie: „To
ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, i opłukali swe szaty, i
wybielili je we krwi Baranka”.
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Najmilsi:
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: Zostaliśmy
nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś
dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.
Umiłowani,
obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło,
czym będziemy. Wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego
podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest.
Każdy
zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On
jest święty.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus,
widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do
Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi
słowami:
Błogosławieni
ubodzy w duchu, albowiem do nich należy
Królestwo
niebieskie.
.
Błogosławieni,
którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni
cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni,
którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą
nasyceni.
Błogosławieni
miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni
czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni,
którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami
Bożymi.
Błogosławieni,
którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do
nich należy
Królestwo
niebieskie.
Błogosławieni
jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią
kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i
radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w 
Niebie”.
I
usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery
tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela.
Potem ujrzałem wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z
każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący
przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku
ich palmy. I głosem donośnym tak wołają: «Zbawienie Bogu
naszemu, Zasiadającemu na tronie, i Barankowi».
Jakże
podniosły i uroczysty jest ton wypowiedzi Świętego Jana Apostoła,
który w Księdze Apokalipsy maluje przed naszymi oczami obraz
wiecznej szczęśliwości zbawionych.
Święty
Jan w tej ostatniej Księdze Pisma Świętego zapisał objawienia,
które z Bożej łaskawości dane mu zostały na wyspie Patmos,
dlatego starał się jak
najwierniej oddać to, co widział.
Wiemy
jednak doskonale, że jest to tylko jakiś
jego sposób widzenia i opisywania rzeczywistości, której nie da
się do końca opisać, opowiedzieć,

przedstawić za pomocą ludzkiego sposobu mówienia, wyrażania
myśli, za pomocą ludzkich słów…
Dotykamy
bowiem rzeczywistości tajemniczej, rzeczywistości nadprzyrodzonej,
wielkiej, świętej… I
jak tu wyrazić – niewyrażalne?

Święty Jan próbuje uczynić to w tym właśnie opisie, którego
przed chwilą wysłuchaliśmy, a my próbujemy to sobie wyobrazić.
Wiemy jednak – gdyż tak nas pouczył sam Jezus – że kiedy
przyjdzie nam zobaczyć na własne oczy tę rzeczywistość, kiedy
staniemy się jej uczestnikami w wieczności, to
żadne słowa nie będą w stanie wyrazić tego, co zobaczymy.
Bo
przecież ani oko nie
widziało, ani

ucho nie słyszało,
ani serce ludzkie nie
zdoła pojąć, co przygotował Bóg tym, którzy Go miłują. Tak
nas zapewnił Jezus.
Dlatego
dzisiaj musimy zadowolić się tym opisem, jaki podarował nam Jan w
swojej Ewangelii i
wierzyć, że kiedyś to szczęście stanie się również i naszym
udziałem.
A ze swej
strony włączamy się w ową podniosłą pieśń wszystkich
zbawionych, którą oni wyśpiewują przed tronem Boga: Amen.
Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i
cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków. Amen!

Jednakże
ten nasz zachwyt
nie może ograniczyć się
jedynie do wzdychania i wzruszeń.
Nie
możemy poprzestać na stwierdzeniu, że tam, w Niebie, to jest
wspaniale, tam to jest dopiero szczęście bez miary, ale
to taki obraz baśniowy, mało realny, a my tu musimy twardo stąpać
po ziemi
i na co dzień
nie mamy czasu o tym myśleć, bo mamy swoje ważne sprawy, swoje
zmartwienia i problemy, więc
może dobrze, że jest taki jeden dzień, jak ten dzisiejszy,

kiedy to możemy sobie pozwolić na trochę zachwytu nad tą
niezwykłą, nieco bajeczną rzeczywistością, ale
zaraz powrócimy do swoich codziennych spraw, a tam już nie będzie
ni czasu, ni miejsca na takie bajanie.

Naturalnie,
możemy poprzestać tylko na takim spojrzeniu. Jednak
Liturgia Słowa dnia dzisiejszego nie pozwala nam na to.

Oto bowiem ten sam Jan, który opisał owe niezwykłe obrazy –
obrazy nieba i szczęścia zbawionych – ten sam Jan kieruje bardzo
jasne wskazania do wiernych młodego Kościoła: Umiłowani,
obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło,
czym będziemy. Wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego
podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest. Każdy zaś, kto pokłada w
Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty
.
Usłyszeliśmy te słowa w drugim czytaniu.
A
ze słów tych nie co innego wynika, jak to właśnie, że do owego
grona zbawionych, do tej nieprzeliczonej rzeszy szczęśliwych, o
których tu dziś słyszeliśmy, my
także jesteśmy zaproszeni!

Jesteśmy osobiście, indywidualnie zaproszeni do
ujrzenia Boga
takim,
jakim jest.
A to
możliwe jest po tamtej stronie życia, nie tu, na ziemi. I jest to
możliwe wówczas, gdy
człowiek pokłada całą swoją nadzieję w Bogu i każdego dnia
coraz bardziej osiąga i pomnaża swoją świętość.
Święty
Jan bardzo jednoznacznie stwierdza, że ten stan, jaki teraz
przeżywamy – stan naszej wędrówki przez ziemię – jest
stanem przejściowym.
Apostoł
pisze: Jeszcze się nie
ujawniło, czym będziemy

A
więc – do czegoś
dążymy, coś chcemy osiągnąć!

Tak,
tym czymś jest właśnie owo szczęście wieczne, które jednym
wydaje się bajką, innym
znowu wybujałą fantazją,

komu innemu jeszcze – ideałem: pięknym, ale zupełnie
nieosiągalnym. Dla tych jednak, którzy w Panu pokładają nadzieję
i na Nim opierają swoje życie – rzeczywistość
ta staje się jak najbardziej realnym i upragnionym celem w życiu.

Jednakże
do tego, aby – jak pisze Jan – ujawniło się, czym będziemy,
czyli do tego, abyśmy ów cel mogli osiągnąć, wiedzie
jedna droga. Drogę tę wskazuje nam dzisiejsza Ewangelia. To droga
Ośmiu Błogosławieństw.

Znamy je dobrze, a jednak w dniu dzisiejszym, w tę niezwykłą
uroczystość, nabierają one jakiegoś wyjątkowego charakteru, bo
stają się drogowskazem. Drogowskazem
do Nieba.
Błogosławieni
– a więc szczęśliwi. Błogosławieni – a więc zwycięzcy!
Błogosławieni – a więc zbawieni!

Którzy to? Właśnie, to ci, którym dzisiaj oddajemy cześć. To
ci, którzy swoim życiem
potwierdzają prawdziwość słów, zapisanych w dzisiejszej
Liturgii.
To ci, którzy
zrealizowali te zachęty, jakie dziś do nas wszystkich są
skierowane. To ci, którzy
swoje życie poświęcili dla tej rzeczywistości,
jaka
wielu wydaje się taką nierzeczywistą, taką piękną baśnią, a
oni dla niej potrafili oddać wszystko.

To ci, na których ziściło się to, co może się wydawać
nierealne, nierzeczywiste. To ci, którzy na
sto procent poważnie potraktowali zapewnienie o wiecznym szczęściu

i do niego konsekwentnie dążyli, aż je osiągnęli… To ci,
którzy dzisiaj doświadczają tego, co po ludzku jest
niedoświadczalne i niewyrażalne. To ci właśnie!
Którzy
to? To ci, którzy swą
świętość realizowali po cichu, codziennie, wytrwale, cierpliwie,
konsekwentnie, z miłością, z zapałem, z dziecięcą szczerością…
To ci – błogosławieni.

Błogosławieni ubodzy w duchu… Błogosławieni, którzy się
smucili… Błogosławieni cisi… Błogosławieni, którzy łaknęli
i pragnęli sprawiedliwości… Błogosławieni
miłosierni…

Błogosławieni czystego serca… Błogosławieni, którzy
wprowadzali pokój… Błogosławieni, którzy cierpieli
prześladowanie dla sprawiedliwości… Błogosławieni, którym
ludzie urągali i których prześladowali i na których mówili
kłamliwie wszystko złe z powodu Jezusa…

Ot, takie zwyczajne – powiedzielibyśmy: prozaiczne – sprawy,
takie bardzo zwyczajne, codzienne sytuacje. Ale to właśnie ci,
którzy je po Bożemu przeżywali, teraz oglądają oblicze Boże.
To
oni mówią nam swoim życiem, abyśmy
odważnie szli ową drogą, jaką proponuje nam Jezus. Bo tą drogą
oni szli i doszli do szczęścia.
Chociaż
nie było łatwo, chociaż ta droga nieraz wiodła pod górę, a
jeszcze częściej wiodła przez ciernie. A jednak to jedyna, prosta
droga do zbawienia. Ci ludzie – błogosławieni,
szczęśliwi, zbawieni, zwycięzcy
!
– oni nas utwierdzają w przekonaniu, że my także możemy być
błogosławionymi, szczęśliwymi, zbawionymi, zwycięzcami. Ale
musimy pójść tą samą drogą, jaką oni poszli.

Drogą codziennej świętości, konsekwentnie i wytrwale
realizowanej.
Nie
musimy szukać okazji do
jakiegoś nadzwyczajnego pokazania się, jakiegoś wyjątkowego
potwierdzenia swojej świętości.

Owszem, w gronie Świętych i Błogosławionych Kościoła – tych,
którzy zostali uroczyście kanonizowani i beatyfikowani, których
imiona znamy – wielu
jest takich, którzy wyróżnili się czymś szczególnym,

albo w sposób wyjątkowy dali świadectwo wyznawanej wiary. Wykazali
się jakąś niezwykłą
postawą, jakimiś oryginalnymi rozwiązaniami,

zaznaczyli swoją obecność w historii jakimiś niezwykłymi
dokonaniami, czy nadzwyczajnym męstwem, wielką odwagą, heroicznym
wręcz bohaterstwem. Nie
brakuje takich Świętych i Błogosławionych – ich imiona znamy.

Ale
droga do owej niezwykłej, a jednak tak bardzo realnej krainy
wiecznej szczęśliwości, wiedzie także – i chyba najczęściej!
przez codzienną
wierność raz dokonanemu wyborowi.

Dlatego z całym przekonaniem, wsłuchani w treść dzisiejszej
Ewangelii, odnosimy
zawarte tam pouczenia do najzwyklejszych sytuacji naszego życia
i
w tychże pouczeniach odnajdujemy receptę na trwałe i prawdziwe
szczęście – receptę
na świętość!
Zaiste
bowiem – błogosławieni ubodzy w duchu, cisi, miłosierni,
czystego serca… Ale – zaiste – błogosławieni i ci, którzy do
kościoła przychodzą w każdą niedzielę i święto, i Mszę
Świętą pobożnie przeżywają.

Błogosławieni ci, którzy i
w zwykły dzień – często nawet codziennie – na Mszę Świętą
przyjdą…
Błogosławieni
ci, którzy spowiadają
się w każdy pierwszy piątek, albo i nie w piątek, ale
systematycznie, co miesiąc…

Błogosławieni ci, którzy Jezusa
w Komunii Świętej często i pobożnie przyjmują…

Błogosławieni ci, którzy pacierz
odmawiają rano i wieczorem, a w ciągu dnia szczerze rozmawiają z
Bogiem
o wszystkim, co w
ich życiu, co w ich sercu… Błogosławieni, którzy w
maju Litanię do Bożej Matki śpiewają

– w kościele, w domu, czy przy kapliczkach…
Błogosławieni,
którzy przesuwają
paciorki Różańca i cierpliwie wznoszą do Boga westchnienia,

chociaż nieraz ze zmęczenia nawet przysnąć mogą na tej
modlitwie… Zaiste – błogosławieni, którzy znak
krzyża czynią przed kościołem, przed kapliczką, w podróży i
przed jedzeniem…

Błogosławieni, którzy ze
wszystkim, co przeżywają, do kościoła

drepcą i czy to z uśmiechem radości na twarzy, czy ze łzami bólu
okropnego przed Panem
klękają…

Błogosławieni!
Szczęśliwi! Zwycięzcy! Zbawieni!

I
błogosławieni ci, którzy o
swoich dzieciach i wnukach codziennie z troską myślą,
modlą
się za nich, pomagają, przeżywają ich sprawy… Błogosławieni,
którzy bez narzekania
codzienne swoje
zwykłe
obowiązki z tym samym zapałem podejmują…

Błogosławieni, którzy codziennie
obiad gotują i z miłością zapraszają do stołu swoich
najbliższych…

Błogosławieni, którzy
codziennie rano wstają, żeby po bułki iść dla swojej rodziny i
nigdy się tym jeszcze nie znudzili…

Błogosławieni ci właśnie – wierni, cierpliwi, wytrwali…
Ci,
którzy codziennie robią
to samo, ale codziennie z miłością

i wbrew różnym swoim humorom, nastrojom, czy samopoczuciu…
Błogosławieni ci – wytrwali,
wierni swojemu powołaniu, wierni swoim obowiązkom, wierni swoim
przyrzeczeniom. Ci właśnie!

Ci,
z których się śmieją,
że do kościółka tak często biegają i drzemią w ławkach! Ci,
którzy nieraz uwagi słyszą pod swoim adresem, że za dużo tych
paciorków i różańców „klepią”… Ci, których
sąsiedzi z szyderczym uśmieszkiem odprowadzają wzrokiem,

gdy idą oni codziennie na cmentarz, żeby się za swych zmarłych
szczerze modlić… Ci są
prawdziwie błogosławieni! Ci właśnie!

Nie
ci, którzy do kościoła
przychodzą tylko na ślub kogoś bliskiego,

aby w jego trakcie prężyć się do kamery, jak to oni świetnie
wyglądają. I nie ci, którzy do
kościoła przychodzą tylko od wielkiego święta, bo tak wypada
i
to pasuje do tej zwyczajowej układanki: choinka, prezencik, kolęda
– to i pasterka w kościółku. Nie
ci są błogosławieni! I nie ci, którzy dla tradycji i zwyczaju

– pięknych, co prawda, ale tylko tradycji i zwyczaju – staną
nad grobami swoich bliskich, aby okazałe i wytworne znicze zapalić
i z rodziną pogawędzić, ale
z ust których darmo zmarli oczekiwać będą choćby jednego
szczerego westchnienia modlitwy…

I
nie ci błogosławieni, na
których matki cały rok czekają,

bo przecież oni tacy zapracowani i o wiele bardziej martwi ich
kryzys finansowy, niż to,
że matki nie ma kto do lekarza zawieźć.

Zaiste – nie ci
błogosławieni!
I
nie ci błogosławieni, którzy nie żyją według Dekalogu:

którzy nie szanują życia, którzy mają na rękach i na sumieniach
krew nienarodzonych dzieci, którzy za nic mają Sakrament
Małżeństwa,
żyjąc razem bez jego zawarcia; którzy zdradzają swoich
współmałżonków, którzy nie zachowują czystości
przedmałżeńskiej, którzy kradną i kłamią, którzy są
odpowiedzialni za afery, oszustwa i korupcję; którzy innymi gardzą,
innych lekceważą i poniżają. Zaiste,
nie ci błogosławieni!
Ci
natomiast, których dzisiaj wspominamy, których Święto przeżywamy
oni wskazują nam drogę! Ci, którzy tą samą drogą, co
my, już przeszli i cel osiągnęli – błogosławieni!
Szczęśliwi! Zwycięzcy! Zbawieni!
Oni dzisiaj wyśpiewują tę
wielką pieśń tam w Niebie i nas do wspólnego wychwalania Pana
zapraszają. Niech więc – dzięki ich wstawiennictwu u Boga –
nasze życie już tu na ziemi stanie się ową pieśnią chwały,
którą oni w Niebie śpiewają, a którą w Księdze Apokalipsy
zapisał Jan Apostoł: Błogosławieństwo i chwała, i
mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu
naszemu na wieki wieków. Amen!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.