Komu warto się napraszać?…

K
Szczęść Boże! Moi Drodzy, serdecznie dziękuję Księdzu Markowi za wczorajsze słówko. Kilka cennych myśli tam odnalazłem, bardzo przydatnych w pracy nad sobą i w pokonywaniu swoich słabości. Myślę, że Wy też. Dlatego nie mogę się nadziwić, że jeszcze nikt się nie podzielił swoimi refleksjami. Warto! Zapraszam! Co myślicie – a może też: jakie macie doświadczenia – w kwestii „uciekania” przed pokusami?…
     A ja wczoraj uczestniczyłem w przepięknej uroczystości otwarcia i poświęcenia nowej hali sportowej w Szkole Podstawowej im. Jana Pawła II w Tłuszczu. Ucząc tam przez rok, przyglądałem się, jak budowa intensywnie i szybko postępowała. I oto wczoraj – wielki podziw! 
       Naprawdę, szczerze gratuluję Pani Dyrektor i wszystkim, dzięki pracy, poświęceniu i uporowi których ta inwestycja została sfinalizowana. Kiedy się o tym pomyśli, to niemalże od razu przychodzi na myśl dzisiejsza Ewangelia i przedstawiona w niej natarczywość ubogiej wdowy… Raz jeszcze – gratuluję! 
         Mam nadzieję, że będzie dobrze służyła. I że z takim rozmachem, z jakim wczoraj dokonało się otwarcie, teraz będą osiągane sukcesy sportowe.
         Wszystkim życzę błogosławionego dnia!
                          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Sobota
32 Tygodnia zwykłego, rok II,
do
czytań: 3 J 5–8; Łk 18,1–8
CZYTANIE
Z TRZECIEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Ty,
umiłowany Gajusie, postępujesz w duchu wiary, gdy pomagasz braciom,
a zwłaszcza przybywającym skądinąd. Oni to świadczyli o twej
miłości do Kościoła; dobrze uczynisz zaopatrując ich na drogę
zgodnie z wolą Boga. Przecież wyruszyli w drogę, dla imienia Jego
nie przyjmując niczego od pogan. Powinniśmy zatem gościć takich
ludzi, aby wspólnie z nimi pracować dla prawdy.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus
opowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni
się modlić i nie ustawać: „W pewnym mieście żył sędzia,
który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi.
W
tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z
prośbą: «Obroń mnie przed moim przeciwnikiem». Przez pewien czas
nie chciał.
Lecz
potem rzekł do siebie: «Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi
się nie liczę, to jednak ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa,
wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie
zadręczała mnie»”.
I
Pan dodał: „Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A
Bóg czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i
nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie?
Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn
Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”
Trudno
tak dniem i nocą wołać, prosić, nastręczać się… W którymś
momencie przychodzi zniechęcenie i człowiek pyta sam siebie,
czy jest jeszcze sens zabiegać o dane dobro, o rozwiązanie
jakiejś sprawy?
Skoro tyle się modlę, a tu nic…
W
relacjach z ludźmi podobnie sprawa się przedstawia: przecież w
końcu można zostać znienawidzonym przez tego, komu się głowę
zawraca.
Zresztą, jest też coś takiego, jak osobisty honor,
który zakazuje człowiekowi nieustannego napraszania się i
narzucania, jeżeli już raz czy drugi usłyszał odmowę. A
czasami – usłyszał ją w sposób bardzo radykalny. Trudno –
doprawdy! – w takiej sytuacji dalej prosić, poniżać się, robić
z siebie pośmiewisko…
I
chyba trzeba – w tym kontekście – podziwiać ewangeliczną
wdowę,
że nie zraziła się i nie przestraszyła tym, iż
sędzia Boga
się nie bał i nie liczył się z ludźmi,
oraz
że jej początkowo
odmawiał…

Kiedy bowiem tak nalegała i nalegała, otrzymała wreszcie to, o co
prosiła: ten,
który nie liczył się z Bogiem ani z ludźmi – uległ ubogiej
kobiecinie,

która pewnie nawet nie miała czym mu tego wynagrodzić, poza dobrym
słowem i modlitwą.
Tyle,
że w jej
przypadku – tak się możemy domyślać – owa modlitwa
to naprawdę bardzo dużo,

bo jeżeli tak samo „męczyła” Boga, jak zadręczała owego
sędziego, to na pewno dużo
była w stanie wymodlić.

Podziwiamy zatem jej wytrwałość. Czy jednak jesteśmy w stanie ją
naśladować?…
Zapewne
nie będzie to łatwe, i chyba – jeśli idzie o relacje z ludźmi –
nie
bardzo potrzebne,
bo
może doprowadzić owego „proszonego” człowieka do przekonania,
że od niego
tak
wiele, albo i wszystko zależy,
dlatego
wszyscy mają go prosić, a on wówczas okaże łaskę… Albo i nie
okaże. Na pewno, nie
jest to dobre dla takiego człowieka – dla żadnego zresztą
człowieka

– dlatego chyba jednak nie należy tak bez końca nalegać i
nalegać…
Zauważmy
zresztą, że nawet Jan Apostoł, pisząc do niejakiego Gajusa,
zachęca go, aby pomógł materialnie przybywającym doń głosicielom
Słowa Bożego, jako że oni wyruszyli
w drogę, dla imienia Jego nie przyjmując niczego od pogan.

Żeby
zatem nie musieli się napraszać, winni być już uprzednio
zaopatrzeni w to, czego potrzebują. A przecież Święty Jan mógłby
im zacytować fragment dzisiejszej Ewangelii i
kazać prosić pogan po wielekroć

– jak owa wdowa – o pomoc. Jednak tego nie czyni, a wręcz
uprzedzając ich przybycie, odpowiednio poucza
Gajusa, aby ci nie musieli się ludziom napraszać.
Inaczej
jednak rzecz się ma, gdy idzie o nasze relacje z Bogiem.

Zresztą, dzisiejsza przypowieść Jezusa właśnie na te relacje
kieruje naszą uwagę, o czym wyraźnie mówi Jezus
w zakończeniu
usłyszanego fragmentu Ewangelii:
Słuchajcie,
co ten

niesprawiedliwy
sędzia
mówi. A Bóg czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy
dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich
sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę.

Problem
jest jednak inny, a mianowicie: Czy
jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?
I
właśnie pogłębieniu wiary ma służyć owo „naprzykrzanie”
się Panu Bogu, do jakiego zachęca dziś Jezus. Tu naprawdę nie
chodzi o jakieś „wyżywanie się” Boga na człowieku

i domaganie się nieustannej czołobitności z zamiarem jakiegoś
poniżenia człowieka i udowodnienia mu, że w zasadzie to się nie
liczy i nic nie znaczy. Nie, chodzi o coś wprost przeciwnego:
zachęcając
nas do
takiej nieustępliwej modlitwy Pan
chce nas nauczyć tego, byśmy tylko na Nim polegali, abyśmy nigdzie
indziej ratunku, pomocy i nadziei nie szukali, ale ze wszystkim szli
prosto do Niego!

Nieustannie! Konsekwentnie! Wytrwale!
Mówiąc
jeszcze inaczej – nasze modlitwy, nasze ciągłe i ciągłe
„zamęczanie” Boga, nasze
uniżanie się przed Nim –
nie
ma na celu jakiegoś dowartościowania Boga.

On tego nie potrzebuje. On jest całą Pełnią, absolutną
Doskonałością. Dlatego – jak mówi tekst jednej z mszalnych
Prefacji – nasze
hymny pochwalne niczego Bogu nie dodają!

I nasze modlitwy,
nasze uniżenie przed Nim – w
żaden sposób Go nie dowartościowują.
One
nas
dowartościowują, bo przyczyniają się do tego, że jesteśmy
otoczeni
taką opieką, pod którą naprawdę możemy się czuć bezpieczni

i której nikt z ludzi nie jest nam w stanie zapewnić, choćbyśmy
tego czy
tamtego
bez końca prosili… A czasami tak próbujemy, bo wydaje się nam,
że ten
to ma takie wpływy, a znowu tamten to ma takie stan
owisko,
więc warto z tym i tamtym trzymać, a w odpowiednim momencie się
przypomnieć… A jak będzie trzeba, to drugi raz się przypomnieć,
i trzeci, i następny…
Nie,
nie warto. To nie ma sensu.
I
jednocześnie – bardzo poniża człowieka. Tylko napraszanie się
Bogu człowieka
nie poniża, ale dowartościowuje!

A nierzadko także – ratuje…

2 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.