Jezus – to nie „kolega od sąsiadów”!

J
Szczęść Boże! Witam i pozdrawiam Wszystkich u progu nowego dnia! A w tym właśnie dniu składam najserdeczniejsze życzenia mojej Siostrzenicy, Weronice Niedźwiedzkiej, z okazji imienin. Niech się rozwija na chwałę Bożą – i ku radości Rodziców i całej Rodziny! Niech Pan ma Ją zawsze w swojej opiece!
      Moi Drodzy, módlmy się za Ojczyznę – o tak bardzo potrzebną przemianę życia społecznego i politycznego. Módlmy się – i patrzmy trzeźwo na całą tę trudną rzeczywistość. Bo tu nie chodzi o jakieś ekscesy awanturników – jak niektóre media próbują to pokazywać – tylko o prawdziwy dramat ludzi, którzy nie mają za co żyć… Módlmy się – tak naprawdę!
                           Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Środa
4 Tygodnia zwykłego, rok I,
do
czytań: Hbr 12,4–7.11–15; Mk 6,1–6

CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Jeszcze
nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw
grzechowi, a zapomnieliście o upomnieniu, z jakim się zwraca do
was, jako do synów:
Synu
mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię
doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś
każdego, którego przyjmuje za syna.”
Trwajcież
w karności! Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to
bowiem syn, którego by ojciec nie karcił?
Wszelkie
karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak
przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości.
Dlatego opadłe ręce i osłabłe kolana wyprostujcie! Proste czyńcie
ślady nogami, aby kto chromy nie zbłądził, ale był raczej
uzdrowiony.
Starajcie
się o pokój ze wszystkimi i o uświęcenie, bez którego nikt nie
zobaczy Pana. Baczcie, aby nikt nie pozbawił się łaski Bożej, aby
jakiś korzeń gorzki, który rośnie w górę, nie spowodował
zamieszania, a przez to nie skalali się inni.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego
uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze.
A
wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: „Skąd On to
ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się
przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba,
Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego
siostry?” I powątpiewali o Nim.
A
Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich
krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”.
I
nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych
położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich
niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

Mało
zachęcającą – tak po ludzku sądząc – perspektywę rysuje
przed naszymi oczami Autor Listu do Hebrajczyków w pierwszym
czytaniu: Synu
mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię
doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś
każdego, którego przyjmuje za syna
.
Chciałoby
się powiedzieć: „Dobre sobie”… Kto się da przekonać takiej
zachęcie, kto zaakceptuje
takie zasady?
Wydaje
się, że Autor biblijny – jakby świadomy tego, że w dzisiejszych
czasach trudno będzie takimi argumentami kogoś zachęcić do wiary
– próbuje nieco całą sprawę wyjaśnić: Trwajcież
w karności! Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to
bowiem syn, którego by ojciec nie karcił?

A
odnosząc wszystko do życiowych realiów i patrząc niejako z
pozycji tego karconego, stwierdza nie bez racji: Wszelkie
karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak
przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości.

Z
tego zaś może wynikać tylko jeden wniosek: Dlatego
opadłe ręce i osłabłe kolana wyprostujcie! Proste czyńcie ślady
nogami, aby kto chromy nie zbłądził, ale był raczej uzdrowiony.
Starajcie
się o pokój ze wszystkimi i o uświęcenie, bez którego nikt nie
zobaczy Pana.

Oj,
nie spodoba się cały ten wywód piewcom – tak dzisiaj modnego –
„bezstresowego”
wychowania… Oj, nie spodoba się…

A
znowu,
z drugiej strony, kiedy czyta się dzisiejszą perykopę
ewangeliczną, a w niej opis prób, podejmowanych przez Jezusa, by
dotrzeć ze słowem nauki do
opornych serc mieszkańców Jego rodzinnego miasta,

ze strony których to mieszkańców było tylko powątpiewanie i
obojętność, to sama wręcz nasuwa się myśl, że przydałby się
im taki – mówiąc bardzo potocznie, ale dosadnie – porządny
„łomot”.
Mamy
tu oczywiście na myśli
jakieś solidne Boże skarcenie, które spowodowałoby, że
przestaliby
uważać Jezusa za „kolegę od sąsiadów”,

a uznaliby
w Nim
Nauczyciela, Proroka, Wysłannika Boga, Syna Bożego, Boga Człowieka.
Jak dzisiaj dowiedzieliśmy się – chociaż zapewne nie było to
dla nas niczym nowym, bo zapewne o tym samym przekonuje nas życiowe
doświadczenie – spokojne
słowo,

życzliwie wypowiadane i skierowane do serc ludzi opornych, po
prostu nie wystarczy!
Tak
właśnie nieraz bywa w życiu: kiedy ktoś kogoś „po dobroci”
przekonuje
do takiego lub innego rozwiązania,

albo kogoś upomina
w sprawie jego
złego
postępowania,
a z jego
strony otrzymuje tylko i wyłącznie cyniczny uśmiech lub obojętne
wzruszenie ramionami, wtedy musi nastąpić jakieś
działanie
mocniejsz
e,
owo „uderzenie pięścią w stół”! A wtedy zwykle jest jakaś
reakcja po drugiej stronie
– chociaż niekoniecznie ta reakcja
najwłaściwsza.
Niemniej
jednak, czasami trzeba takiego właśnie „mocnego
wejścia”,

żeby pobudzić
człowieka do myślenia,

aby
sobie postawił kilka zasadniczych pytań i
aby
na pewne sprawy w swoim życiu spojrzał głębiej. A może – żeby
całkowicie zmienił
styl swojego myślenia,
swego
wartościowania, swego postępowania, a więc – po prostu –
nawrócił
się…

Oczywiście,
to jest taka uproszczona argumentacja i jeden z wielu różnych
sposobów
rozstrzygania i pojmowania tej sprawy. Ale możemy chyba przyznać
szczerze, że nieraz
wobec Boga rzeczywiście zachowujemy się jak rozkapryszone dzieci

– właśnie tak, jak mieszkańcy Nazaretu – a wówczas Pan działa
adekwatnie do sytuacji.
Ileż
to bowiem razy słyszymy konkretne Boże pouczenia, kierowane do nas
z kart Pisma Świętego? A
ileż razy słyszymy kierowane do siebie zachęty:

o częstszą modlitwę, o częstszą Spowiedź, o głębsze życie
religijne – i
cóż z tego wszystkiego?
Kiedy
jednak zaistnieje w naszym życiu jakaś sytuacja, która poruszy nas
do głębi, wówczas analizujemy
ją z każdej możliwej strony i zadajemy wiele pytań

– także bardzo ostrych pytań, kierowanych do Boga.
I
chociaż
może mamy poczucie niesprawiedliwego potraktowania, czy wręcz
krzywdy ze strony Boga,
to
musimy jednak przyznać, że każda taka sytuacja mobilizuje
nas, a wręcz zmusza

przynajmniej do solidnej
refleksji
na
tematy „głębsze”, a bardzo często – także do przemiany
życia.

Kiedy zaś takie zachęty Bóg codziennie kieruje poprzez swoje
słowo, czy poprzez słowa innych ludzi, wówczas zwykle
zamierzonego
efektu nie ma

– bo
to może nie aż takie ważne, a może nie aż
takie naglące, a może to w sumie nie do nas?…
Może
więc Bóg ma rację w tym, co robi? Oczywiście, pozostaje zawsze
jakaś
przestrzeń tajemnicy

jak to zwykle w działaniu Boga – kiedy owo karcenie dotyka
człowieka, o którym powszechnie
wiadomo,
że słucha Boga i jest blisko Niego. Jednak i w tym przypadku można
spokojnie Bogu zaufać, iż On
wie, co robi i nikomu tak naprawdę nie chce uczynić krzywdy…

Ma bowiem na uwadze prawdziwe,
a
nie tylko chwilowe czy pozorne – dobro
człowieka…
W
tym kontekście pomyślmy:
– Jak
rozmawiam z Bogiem o moich życiowych trudnościach?
– A
może próbuję sobie z nimi radzić sam?

Czy
staram się w różnych życiowych sytuacjach dostrzegać wysyłane
do mnie Boże sygnały?

A
Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich
krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”.

[…]
Dziwił
się też ich niedowiarstwu.

21 komentarzy

  • często dzisiejsze Słowo wraca do mnie w życiu.. przeważnie jak staram się powiedzieć Panu Bogu, że nie jestem w stanie się zmienić, że próbowałam i nic.. przychodzi wtedy pytanie, jak bardzo się starałam, czy walczyłam ze sobą aż do rozlewu krwi czy wycofałam się przy pierwszym najmniejszym zadraśnięciu..
    Ania

    • rozlew krwi..bardzo konkretna walka z grzechem, oderwanie zła od serca, które powoduje ranę..powoduje ból a nie tylko dyskomfort w funkcjonowaniu,
      i aż do rozlewu krwi.. w sytuacji, gdy ktoś rani mnie słowem a ja już jestem gotowa się wycofać z obranej drogi..mówię, że chciałabym iść za Jezusem..tylko bez drogi krzyżowej..i wtedy wstyd przed Bogiem daje mi siłę do działania
      Ania

  • Dzisiejsze czytanie odniosę do pięknego ibtrudnego zawodu nauczyciela, ze względu na to, że mam za sobą pierwsze doświadczenia w kontaktach ze szkołą jako rodzica :). Otóż ani przegięcie w stronę "bezstresowców" ani w stronę "rygorystów" nie jest dobrym rozwiązaniem. Na podstawie doświadczeń z katechezą mojej córki (ukłon w stronę J.B. aby rozwinęła ten temat jeśliznajdzie czas i ochotę 😉 ) stwierdzam, że zdemotywować dziecko do poznawania świata Chrystusa jest dość łatwo poprzez niedopasowany materiał, poruszane zagadnienia i nieodpowiednie komentarze. Nie spodziewałem się, że najwięcej wątpliwości będę miał w szkole właśnie co do lekcji religii :-/.

    • Robercie. Nie wiem czy potrafię w satysfakcjonujący sposób odpowiedzieć na Twoje pytania, mogę spróbować, tylko może warto na dobry początek skonkretyzować problemy, bo zdaje się, że jest ich sporo… i choć kilku z nich chyba jestem w stanie się domyślić, może nie warto snuć wywodów "o wszystkim" (bo takie nic nie wnoszą). Pozdrawiam serdecznie. J.B.

    • Dziękuję za odzew :). Nie chcę na blogu roztrząsać spraw związanych z zagadnieniami programowymi (chociaż jeśli można wyrażać swoje wątpliwości względem programu i podręcznika państwowego, to tym bardziej w kwestii wiary 😉 ). Ale chciałbym przede wszystkim poruszyć kwestie związane ze sposobem przekazywania dzieciom wiedzy religijnej. Rzecz najbardziej skomplikowaną dla młodego umysłu można wyłożyć tak, że wzbudzi się zainteresowanie lub tak, że się dzieciak zniechęci. Jeśli np. moja córka wraca do domu z pytaniem i pretensją, dlaczego nie daliśmy jej imienia pochodzącego od świętej? Ponieważ pani katechetka powiedziała, że nie ma świętej Amelii (swoją drogą zarówno św. Amelia z Maubeuge jak i św. Amelia z Temse musiały przewrócić oczami w Niebie 😉 ) – to coś jest nie tak :). Zadana praca domowa z książki – kilkanaście stron do obrobienia z zadaniami mającymi z mojej 7 letniej córki zrobić Michała Anioła Buoanrroti 😉 – ale były też ciekawe i budujące pewną chrześcijańską strukturę myślową, m.in "napisz za kogo się modlisz". No to moja córka napisała zgodnie z moimi nieudolnymi próbami przekazywania wiary, że np. modli się za zmarłych, za rodzinę i za ojczyznę :). Być może jej odpowiedź wypadła niewiarygodnie (chociaż wątpię, bo na porannej mszy dla dzieci, kiedy mówione są intencje to dzieciaki "dają" równo i prawie to samo, no może poza "ojczyzną", ale to już moja szprycha i mój konik 😉 ), ponieważ wracała ze smutkiem ze szkoły, a było jej przykro, bo pani katechetka spytała ją "czy sama to napisała" po czym po twierdzącej odpowiedzi usłyszała "wątpię". Tak bezmyślnie złamano jej ducha prawdy, którego muszę odbudowywać i to na lekcji, gdzie zdawałoby się, miłość, otwartość i wrażliwość na drugiego człowieka, zwłaszcza małego, powinna być przekazywana praktycznie. No i teraz tłumacz dziecku wszystko tak, żeby jeszcze nie zachwiać autorytetu nauczyciela – a uważam to za rzecz istotną :).

    • Robercie. Przepraszam, że skończyło się tylko na dobrych chęciach. Szamotałam się z odpowiedzią cały wieczór, ale z jakichś dziwnych względów komputer nie chciał wpuścić mojej refleksji na forum – zachowałam ją sobie i spróbuję jutro jeszcze raz a jeśli się nie uda poprosimy Księdza Jacka, żeby nam pomógł.
      Łączę pozdrowienia. J.B.

    • Rozumiem również pozycję katechety w szkole, który – powiedzmy delikatnie – często musi poruszać się w środowisku dość "mało przychylnym" (mam na myśli rodziców 😉 )

  • Moje "zamknięcie w domu" na okres 3 tygodni , nie odbieram jako kary Bożej, raczej jako napomnienia, jako przypomnienie mi mojego wieku, dokładnie tego, że w moich latach nie wypada stać na jednej nodze a tym bardziej " tańczyć " :). Przykro mi, że nie mogę uczestniczyć w codziennej Mszy Świętej, towarzyszyć Jezusowi Eucharystycznemu w Kaplicy Adoracji ale dziękuję Bogu za tyle rzeczy, których mogę doświadczyć w domu; chociażby dobroci i miłości najbliższych, że mam możliwość codziennie uczestniczyć w Eucharystii w innym zakątku Polski i świata poprzez internet że strony http://msza-online.net/msze-swiete-na-zywo-po-polsku
    Dziękuję również Panu Bogu, że dał mi czas na poczytanie ulubionych stron internetowych i na wspólną refleksję nad Słowem Bożym.

    • "Przypomnienie mi mojego wieku" – treść wpisów jak do tej pory nie potwierdzała tego typu zmartwienia… Pozdrawiam+! I cieszę się z powrotu na nasze "fale"! Ks. Jacek

  • Kandydat na prezydenta Grzegorz Braun mówi o modlitwie i intronizacji.

    "Pan Braun powiedział jedną rzecz,która chodzi mi po głowie od dłuższego czasu. O naszych Polskich świętych, którzy na pewno orędują przed Bogiem za Polską. W Pierwszym i ostatnim zdaniu p. Brauna jest ratunek dla Polski. Cała reszta jest tylko małym skrawkiem całości. Całą Prawdę zna tylko Bóg. My nawet nie jesteśmy w stanie to ogarnąć swoimi umysłami ,bowiem na każdym kroku, w każdej najmniejszej sprawie , od geopolitycznej po każde słowo wypowiedziane przez szarego człowieka , jest walką Dobra ze Złem. I nie jest najważniejsze, jak potoczą się losy świata bo od tego zależy jakość życia tu na ziemi. Najważniejsze jest, żeby jak najwięcej ludzi było zbawionych, bo od tego zależy nasza wieczność. My nic oprócz modlitwy za Ojczyznę Polsce dać nie możemy. Każde wybory sfałszują tak jak zechcą. Skoro tak na chama sfałszowali ostatnie i nic, to co im zrobimy jak ogłoszą zwycięstwo Netanjahu w Polsce ? Nic. Możemy zrobić rewolucję, ale tylko damy im pretekst, do wystrzelania nas jak kaczki. Kiedy już zostaniemy bez majątku narodowego i osobistego , bez gospodarki, ziemi, jakichkolwiek dóbr, to nawet pozwolą nam sobie wybrać władze, a wtedy „pomogą” przy rewolucji ,żeby legalnie wkroczyć ze swoimi armiami , dla zaprowadzenia porządku. I Polska zginie . Wbrew planom szatańskim tylko przy 100% frekwencji wyborczej i 100% na jednego kandydata , przy obstawieniu komisji i przeprowadzeniu liczenia alternatywnego … Polak mógłby zostać prezydentem. A wtedy jeszcze jest Rząd, który nie będzie finansował z budżetu, nie da samolotu, ośmieszy w tv , wyszarpie krzesło ..
    Polsce potrzeba cudu . Tylko ,czy My jesteśmy tak zdeterminowani, by wymodlić dla Polski cud ?
    Nie ma Intronizacji – nie ma Polski."

    Dasiek

  • A ja powtórzę jeszcze raz to, co wiele razy tu pisałem: nic nie da oficjalna intronizacja Chrystusa na Króla Polski, jeżeli każda i każdy z nas nie dokona osobistego wyboru Chrystusa na swojego Króla. Przy czym chodzi o wybór potwierdzony postawą, a nie szumnymi deklaracjami. Pozdrawiam+! Ks. Jacek

    • Mam takie samo zdanie w tej sprawie, chociaż nie mam nic przeciw intronizacji :). Proszę o potwierdzenie lub zaprzeczenie: czy rzeczywiście w objawieniach Rozalii Celakówny warunkiem koniecznym, aby Polska nie zginęła jet to, aby CAŁY naród uznał Jezusa za Króla? Jest to warunek w praktyce nieosiągalny – czyżby o to Bogu chodziło? A jeśli jest był / jest nieosiągalny, to może już się wypełniło? Polska zginęła – przynajmniej ta, jaką znała Rozalia.

    • Przepraszam, nie czuję się kompetentny, bo nie znam objawień wspomnianej Rozalii. Z tego, co wiem, objawienia te nie mają (być może: jeszcze) akceptacji Kościoła… Pozdrawiam+! Ks. Jacek

    • Jedni z Bogiem w sercu inni bez niego umierają w Donbasie. Lecz o przyszłości regionu decydują możni. To oni według Jezusa powinni uczynić pierwszy krok. Oficjalna i w pełni tego słowa znaczeniu oznacza, że prawo stanowione zostanie odrzucone a ludzie zapragną Dobra. To Jezus Król jest gwarancją przemiany ludzkich serc i ocalenia.
      Postawa już w naszym imieniu została wybrana. Nikt się nie pytał czy chcemy przyjmować Chrystusa na stojąco.
      Ja też powiem: daremny jest trud pasterzy, którzy we własne siły i zdolności pokładają nadzieję.

      Dasiek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.