POZNALI PRZY ŁAMANIU CHLEBA – dzień 2

P
Szczęść Boże! Witam i pozdrawiam – i zapraszam ponownie do Miastkowa na nabożeństwo czterdziestogodzinne. Dzisiaj dzień drugi. 
       A z okazji imienin przesyłam najlepsze życzenia zaprzyjaźnionej za mną Agnieszce Szeląg z Celestynowa, której życzę nieustannej pogody ducha w prowadzeniu drogami Bożymi swojej Rodziny oraz w obdarzaniu wszystkich wokół promykami radości i nadziei.
      Serdeczne życzenia kieruję także do Agnieszki Chmielewskiej – aby każdego dnia odkrywała coraz bardziej piękno życia małżeńskiego, w którym trwa od niedawna. Niech Pan obie Solenizantki ma w swojej opiece – będę się o to modlił także w czasie dzisiejszej adoracji.
                                      Gaudium et spes!  Ks. Jacek

NABOŻEŃSTWO
CZTERDZIESTOGODZINNE
Poniedziałek
3 Tygodnia wielkanocnego,
do
czytań: Dz 6,8–15; J 6,22–29
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Szczepan
pełen łaski i mocy działał cuda i znaki wielkie wśród ludu.
Niektórzy
zaś z synagogi, zwanej synagogą Libertynów i Cyrenejczyków, i
Aleksandryjczyków, i tych, którzy pochodzili z Cylicji i z Azji,
wystąpili do rozprawy ze Szczepanem. Nie mogli jednak sprostać
mądrości i Duchowi, z którego natchnienia przemawiał.
Podstawili
więc ludzi, którzy zeznali: „Słyszeliśmy, jak on mówił
bluźnierstwa przeciwko Mojżeszowi i Bogu”. W ten sposób
podburzyli lud, starszych i uczonych w Piśmie. Przybiegli, porwali
go i zaprowadzili przed Sanhedryn.
Tam
postawili fałszywych świadków, którzy zeznali: „Ten człowiek
nie przestaje mówić przeciwko temu świętemu miejscu i przeciwko
Prawu. Bo słyszeliśmy, jak mówił, że Jezus Nazarejczyk zburzy to
miejsce i pozmienia zwyczaje, które nam Mojżesz przekazał”.
A
wszyscy, którzy zasiadali w Sanhedrynie, przyglądali się mu
uważnie i widzieli twarz jego, podobną do oblicza anioła.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Nazajutrz
po rozmnożeniu chlebów lud, stojąc po drugiej stronie jeziora,
spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej
oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że
Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem
w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie
dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie.
A
kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa, a także
Jego uczniów, wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam szukali
Jezusa. Gdy Go zaś odnaleźli na przeciwległym brzegu, rzekli do
Niego: „Rabbi, kiedy tu przybyłeś?”
W
odpowiedzi rzekł im Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam:
Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego,
żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm,
który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn
Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec”.
Oni
zaś rzekli do Niego: „Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali
dzieła Boże?”
Jezus
odpowiadając, rzekł do nich: „Na tym polega dzieło zamierzone
przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał”.
Troszczcie
się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki,
a który da wam Syn Człowieczy.
Ubogaceni tymi
słowami Jezusa, wchodzimy w przeżywanie drugiego dnia naszego
czterdziestogodzinnego nabożeństwa, a więc czasu łaski, w którym
Pan szczególnie mocno i wyraźnie mówi do naszych serc w ciszy
adoracji.
Jako
hasło i myśl przewodnią tego czasu wzięliśmy sobie słowa z
wczorajszej Ewangelii: POZNALI
PRZY ŁAMANIU CHLEBA
i
w tym kontekście mówiliśmy sobie wczoraj o naszej osobistej
adoracji
Najświętszego Sakramentu

jako o
głębokim
spotkaniu
z Jezusem w wielkiej ciszy – w wielkiej ciszy serca.
I
mówiliśmy sobie krótko o różnych
formach
tejże
adoracji, o różnym
czasie,

w jakim może się ona odbywać, a nawet wskazaliśmy sobie na
możliwość skorzystania z internetowej
transmisji na żywo

wystawienia Najświętszego Sakramentu. Transmisja
taka,
chociaż nie jest tym samym, co osobiste pojawienie się w świątyni,
przed Obliczem Jezusa Eucharystycznego, to jednak jest
też jakąś formą adoracji,

która szczególnie ludziom zabieganym i zapracowanym może być
przydatna i pomocna.
A
dzisiaj spróbujemy zagłębić się w kolejne kwestie, związane z
kultem tajemnicy
Eucharystii. Zanim to jednak nastąpi, to już teraz chciałbym
podziękować wszystkim, którzy znaleźli
czas w dniu wczorajszym

na osobiste spotkanie z Panem na adoracji. Dziękuję także tym,
którzy o
godzinie 15
00
– w Godzinie Miłosierdzia – włączyli się we wspólną
modlitwę Koronką do Miłosierdzia Bożego,

połączoną z refleksją nad fragmentami „Dzienniczka” Siostry
Faustyny. Dziękuję tym wszystkim Osobom za świadectwo wielkiej
wiary i miłości do Jezusa Eucharystycznego.
Zapraszam
dziś i jutro do włączenia się we wspólne modlitwy o
12
00
lub o 15
00,
ale też zachęcam do osobistego
spotkania z Jezusem w ciszy
adoracji.
Jednocześnie dziękuję za wszystkie formy wspólnotowej modlitwy,
podejmowanej w czasie trwania wystawienia przez poszczególny grupy.
A
oto dzisiaj, słuchając Bożego słowa, jesteśmy świadkami
swoistego poszukiwania Jezusa przez ludzi, którzy dopiero co
spożyli rozmnożony przez Niego chleb. Po jakimś czasie Jezus daje
się im znaleźć, tłumacząc jednak, dlaczego usunął się na bok
i pozwolił się szukać. Powiedział im: Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli
znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się
nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a
który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą
naznaczył Bóg Ojciec.

Reakcja
ludzi na te słowa – na to upomnienie – była jak najbardziej
właściwa, a wyraziła się w pytaniu: Cóż
mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?

Odpowiadając
na to, Jezus zalecił im postawę wiary – mocnej
i rzetelnej

wiary
w
swoje posłannictwo i we wszystko, czego nauczał i co im pozostawił.

Przykład
takiej właśnie postawy, zrealizowanej w konkretnej,
bardzo
zresztą
dramatycznej sytuacji, odnajdujemy w pierwszym czytaniu. Słyszymy
bowiem o niesprawiedliwym
oskarżeniu,
jakim obarczono diakona Szczepana

i
o rozprawie, jaką odbył nad nim Sanhedryn.
Wiemy o tym – zresztą jutro o tym usłyszymy – czym
się całe to wydarzenie skończyło, natomiast naszą uwagę
przykuwa dzisiaj niezwykle
odważne i bardzo konkretne świadectwo,

jakie Szczepan złożył wobec zgromadzonej starszyzny.
Było
to bardzo rzetelne, ale jednocześnie jakże odważne świadectwo
prawdy o Jezusie. Także jutro usłyszymy dokładnie
słowa Szczepana.

Dzisiaj dowiadujemy się jedynie o oskarżeniach, jakimi go
obarczono, a jednocześnie odczytujemy bardzo ciekawą wzmiankę: A
wszyscy, którzy zasiadali w Sanhedrynie, przyglądali się mu
uważnie i widzieli twarz jego, podobną do oblicza anioła.

Może
to nie jest sprawa najważniejsza, jest
to jednak epizod wiele mówiący.
Pokazuje
on bowiem, że Szczepan pozostawał w jakiejś prawdziwej
i mocnej zażyłości z Jezusem,
skoro
bowiem jeszcze nie zaczął mówić, a zwrócił uwagę wszystkich
wyglądem swojej twarzy, jakąś swoją godnością i wielkością,
to z całą pewnością musiał to być dla wszystkich znak, że
Jezus
jest z nim.
A
jednocześnie, przykład Szczepana przekonuje nas, że prawdziwa i
realizowana w konkrecie codzienności przyjaźń
z Jezusem,

prawdziwie chrześcijańska postawa, jest sama
w sobie mocnym świadectwem

– nawet, jeżeli nie są wypowiadane żadne słowa. A kiedy są one
wypowiadane, wówczas to
świadectwo przybiera tylko na sile.
I
takim właśnie powinno być świadectwo życia i świadectwo słowa
tych, którzy Jezusa POZNALI
PRZY ŁAMANIU CHLEBA.

Moi Drodzy, jak zaznaczyłem wczoraj, naszą refleksję ubogacamy
nauczaniem dotyczącym Eucharystii, a głoszonym przez współczesnych
nam Papieży.

Wczoraj wsłuchiwaliśmy się w słowa Świętego Jana Pawła II,
dzisiaj z kolei w pouczeniu Benedykta XVI, zawartym w Adhortacji
apostolskiej Sacramentum
caritatis”,

podpisanej
w dniu 22 lutego 2007 roku,
odnajdujemy w punkcie 79 zachętę to takiego właśnie świadectwa,
o jakim tu sobie mówimy. Ojciec Święty tak nauczał:
„W
Chrystusie, Głowie Kościoła Jego Ciała, wszyscy chrześcijanie są
razem wybranym
plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem

[Bogu]
na
własność przeznaczonym, aby ogłaszali chwalebne dzieła

(1
P 2, 9).
Eucharystia jako tajemnica, którą się żyje, udziela się każdemu
z nas w takim położeniu, w jakim się znajdujemy, sprawiając, iż
egzystencjalna
sytuacja

staje się miejscem, w którym codziennie przeżywa się nowość
chrześcijańską.
Skoro
Ofiara eucharystyczna karmi i pomnaża w nas to, co już jest dane w
Chrzcie, dzięki czemu wszyscy jesteśmy powołani do świętości,
to teraz powinno to wypływać i ujawniać się właśnie w tych
sytuacjach i stanach życia, w których każdy chrześcijanin się
znajduje.
Dzień po dniu przeżywając swoje życie jako
powołanie, chrześcijanin oddaje się na służbę miłą
Bogu. Począwszy od zgromadzenia liturgicznego, Sakrament Eucharystii
angażuje nas w codzienną rzeczywistość, aby wszystko
czynić na chwałę Bożą.
Skoro
zaś świat jest rolą, w którą Bóg składa swoich synów jako
dobre ziarno, chrześcijanie świeccy, na mocy Chrztu i Bierzmowania
oraz wzmocnieni Eucharystią, są wezwani, by żyć radykalną
nowością
wprowadzoną przez Chrystusa w powszechne warunki
życia. Winni oni podtrzymywać pragnienie, by Eucharystia wyciskała
coraz głębsze znamię na ich codziennej egzystencji,
sprawiając, by w swym środowisku pracy oraz w całym społeczeństwie
byli rozpoznawalnymi świadkami.
Szczególną
zachętę kieruję do
rodzin,

aby czerpały natchnienie oraz moc z tego Sakramentu.
Miłość między mężczyzną i kobietą, przyjęcie życia oraz
zadania wychowawcze jawią się jako uprzywilejowana
przestrzeń,

w której działanie Eucharystii może przemieniać i prowadzić do
tego, aby nasze istnienie nabrało pełnego sensu. Pasterze niech
nigdy nie zaniedbują podtrzymywania, wychowywania oraz zachęcania
wiernych świeckich, by przeżywali w pełni swe
powołanie do świętości w tym świecie,

który Bóg tak umiłował, że Syna swego dał, aby został przez
Niego zbawiony.”
Tyle
z papieskiej Adhortacji.
Ubogaceni
jej treścią, a wcześniej jeszcze – ubogaceni Bożym słowem,
uświadamiamy sobie, że naszą miłość do Jezusa Eucharystycznego
powinno być widać nie tylko po tym, że przyjmujemy Go w Komunii
Świętej,
ale także – a może o wiele bardziej – po tym, że
żyjemy w sposób godny tego zaszczytu, jaki nas zawsze spotyka, gdy
możemy Jezusa do siebie zaprosić. To właśnie postawa człowieka –
codzienna postawa, przyjmowana we wszystkich okolicznościach życia
– winna być potwierdzeniem tego, że ma on w sercu Jezusa.
Przyznaję
szczerze, że osobiście nie za bardzo zgadzam się z argumentem,
wypowiadanym przez niektórych, że oto ktoś przyjmuje Komunię
Świętą, a postępuje tak, lub inaczej. Niektórzy takim
argumentem usprawiedliwiają swoje lekceważenie Komunii Świętej,
rezygnację z przystępowania do niej – bo skoro ci, którzy
przystępują, zachowują się tak lub owak,
to może lepiej nie
przystępować wcale. Oczywiście, takie usprawiedliwianie swego
duchowego lenistwa lub lekceważenia Sakramentu nie może być
traktowane poważnie,
bo to, że ktoś źle postępuje,
przyjmując Komunię Świętą, nie oznacza, że ja też mam jej
nie przyjmować.
Jest
to tłumaczenie bezsensowne i na swój sposób infantylne, bowiem
jest to przysłowiowe „odmrażanie sobie uszu na złość
mamie”.
Powiedzmy to sobie wprost: nie można czyimś
grzechem usprawiedliwiać swego grzechu!
Co nie oznacza jednak,
że nie ma w ogóle problemu niezgodności ludzkich postaw z
praktykowaną wiarą. Niestety, ten problem istnieje – i jest
naprawdę zauważalny.
I
jeżeli go tutaj podejmujemy, to nie po to, aby komuś robić
wyrzuty, ale po to, abyśmy wszyscy, jak tu jesteśmy
wszyscy: zarówno my, księża, jak i Wy, moi Drodzy – abyśmy
wszyscy przemyśleli, co to dla nas tak naprawdę oznacza, że
przyjmujemy Komunię Świętą co niedzielę, a może nawet i
częściej. Czym to tak naprawdę skutkuje?
Nie
wiem, czy tego argumentu dzisiaj używa się w rozmowach, jakie
chociażby rodzice prowadzą ze swymi dziećmi. Ja, jako dziecko, czy
młody człowiek – a do tego ministrant i potem lektor – nieraz
słyszałem od swoich Rodziców takie właśnie przypomnienia lub
pytania: Jak możesz tak się zachowywać lub tak wypowiadać,
jeżeli Ty codziennie przyjmujesz Komunię Świętą?
Do dziś
brzmią mi w uszach te pytania. Czy one dzisiaj są kierowane przez
rodziców do dzieci, albo przez małżonków do siebie nawzajem? Moi
Drodzy, to jest naprawdę ważny argument za tym, by nawzajem
przypominać sobie o właściwej postawie, upominać się
nawzajem.
I
tu nie chodzi – żeby to jeszcze raz bardzo mocno podkreślić –
o to, że ktoś swoje własne niedbalstwo i lenistwo usprawiedliwia
czyimiś błędami.
Ale nie da się, Kochani, przejść do
porządku dziennego nad sytuacją, o której jeden z moich
Proboszczów kiedyś powiedział mniej więcej tak, że nieraz ktoś,
kto przyjmuje Chleb życia, nie daje żyć innym!
Po prostu –
na co dzień nie da się żyć z taką osobą, a ona codziennie
chodzi do Komunii Świętej!
Tak, moi Drodzy, powiedzmy to sobie
wyraźnie: jest to sytuacja ze wszech miar niewłaściwa!
Nasze
przyjmowanie Komunii Świętej musi mieć przełożenie na życie
– na codzienne życie. Ja wiem, że mówię teraz o tak oczywistych
sprawach,
jak to, że dzisiaj mamy poniedziałek, a wczoraj była
niedziela, ale my chyba za mało to sobie przypominamy. Powiedzmy to
więc bardzo jasno i konkretnie: fakt częstego przyjmowania Komunii
Świętej – sam w sobie bardzo chwalebny i godny polecenia
oraz stałego praktykowania – musi oznaczać, że postawa tego, kto
do tej Komunii systematycznie przystępuje, będzie się zmieniać
na lepsze!
Może powoli, może z jakimiś wewnętrznymi oporami,
ale jednak wyraźnie, konkretnie i systematycznie!
Powiedzmy
sobie bardzo jasno także i to, że przyjmowanie Komunii Świętej
musi mieć wpływ – nie może mieć, albo dobrze,
gdyby miało, ale musi mieć wpływ – na nasze relacje w
małżeństwie i w rodzinie, na nasze relacje w sąsiedztwie, na
nasze odnoszenie się do osób, z którymi uczymy się w
szkole, albo współpracujemy; musi mieć także wpływ na nasze
myślenie i mówienie, na całą naszą sferę wewnętrzną
i sferę seksualną, a więc na nasze
pragnienia i marzenia, na nasz sposób patrzenia na Boga, na
cały otaczający świat, na innych ludzi i na samych siebie; a
wreszcie także: musi mieć wpływ na nasze wybory polityczne!
Tego także, Kochani, nie możemy pomijać.
Osoba
systematycznie przyjmująca Komunię Świętą nie może –
podkreślam: nie może! – głosować na takiego prezydenta,
na takiego posła lub senatora, na takiego burmistrza, wójta czy
radnego, który otwarcie przyznaje się do poglądów jawnie
sprzecznych z nauczaniem Kościoła
i który takie prawo będzie
wprowadzał, albo już wprowadza.
Moi
Drodzy, to, co teraz mówię, nie jest moim prywatnym poglądem: to
jest stała praktyka Kościoła, potwierdzona stosownymi normami
Kodeksu Prawa Kanoniczego,
według których to norm należy wręcz
odmówić Komunii Świętej osobie, trwającej z uporem w
jawnym grzechu ciężkim, a więc chociażby promującej zasady,
niezgodne z nauką Jezusa.
Są to naprawdę bardzo ważne sprawy!
Owszem,
Kodeks nie nakazuje odmówić Komunii Świętej osobom, które na
takich decydentów głosują, ale należałoby się samemu w sumieniu
zastanowić, czy ja mam prawo przyjmować Komunię Świętą,
jeżeli przy dokonywaniu tego typu wyborów opowiadam się
przeciwko Jezusowi?…
I czy jednak w ten sposób nie zaciągam
winy, czy nie znieważam w ten sposób Chrystusa, którego do serca
przyjmuję?
Niech
te wszystkie sprawy, moi Drodzy, poruszają nasze serca, niech nas w
sposób twórczy niepokoją
– nie po to, aby mnożyć nasze
problemy i niepokoje, których nam i tak nie brakuje, ale aby
odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Komunia Święta, którą
przyjmuję, sprawia, że żyję mądrzej, lepiej, rozsądniej,
i czy innym ze mną dobrze się żyje?
A
jeżeli odwołujemy się w tych dniach do hasła, mówiącego, iż
Apostołowie POZNALI
PRZY ŁAMANIU CHLEBA
swego
Mistrza i Nauczyciela, to zapytajmy, czy i my Go poznajemy, kiedy
zapraszamy Go do serca w Komunii Świętej? I czy On, widząc potem
nasze codzienne postępowanie, może poznać
w nas swoich uczniów i przyjaciół?… 

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.