Miłujmy czynem i prawdą – Ojczyznę…

M
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, chociaż Uroczystość Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski, obchodziliśmy w liturgii wczoraj, to jednak dzisiaj na Jasnej Górze i w wielu naszych polskich kościołach będą sprawowane Msze Święte w intencji Ojczyzny. Tak będzie również w Parafii w Miastkowie, w której duszpastersko pomagam. I tak wyszło, że to ja będę ją sprawował, wygłaszając przy tym homilię. 
          Dlatego poniżej znajdziecie dwa rozważania: na niedzielę i na tę Mszę Świętą w intencji Ojczyzny, przy czym ta Msza Święta będzie sprawowana z formularza Matki Bożej Królowej Polski, do którego czytania zamieszczone były wczoraj. Homilia ta – w nieco innej wersji – już była na blogu, bo wygłaszałem ją w Celestynowie, w dniu 11 listopada 2011 roku. Kiedy dowiedziałem się, że mam odprawiać tę dzisiejszą Mszę Świętą w intencji Ojczyzny, postanowiłem wrócić do tamtego rozważania – zupełnie świadomie i celowo. Wprowadziłem kilka zmian redakcyjnych, jednak wszystkie one – niestety – idą w kierunku zaostrzenia przekazu, bo sytuacja w naszej Ojczyźnie zmieniła się przez te lata na znacznie gorszą. 
          Dlatego wracam do tamtej homilii, raz jeszcze ją wygłaszam i raz jeszcze ją zamieszczam. A uprzedzając różne ewentualne zarzuty, stwierdzam bardzo jasno, że – owszem – uprawiam politykę! Na ambonie i na blogu! Uprawiam politykę – która dla mnie zawsze oznacza troskę o Ojczyznę. A tej troski nigdy nie chciałbym się wyzbyć. Jako ksiądz. 
      Na głębokie i religijne przeżywanie Dnia Pańskiego i wszystkich dzisiejszych uroczystości patriotycznych – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                      Gaudium et spes!  Ks. Jacek

5
Niedziela wielkanocna, B,
do
czytań: Dz 9,26–31; 1 J 3,18–24; J 15,1–8
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Kiedy
Szaweł przybył do Jerozolimy, próbował przyłączyć się do
uczniów, lecz wszyscy bali się go, nie wierząc, że jest uczniem.
Dopiero
Barnaba przygarnął go i zaprowadził do Apostołów, i opowiedział
im, jak w drodze Szaweł ujrzał Pana, który przemówił do niego, i
z jaką siłą przekonania przemawiał w Damaszku w imię Jezusa.
Dzięki temu przebywał z nimi w Jerozolimie. Przemawiał też i
rozprawiał z hellenistami, którzy usiłowali go zgładzić. Bracia
jednak dowiedzieli się o tym, odprowadzili go do Cezarei i wysłali
do Tarsu.
A
Kościół cieszył się pokojem w całej Judei, Galilei i Samarii.
Rozwijał się i żył bogobojnie, i napełniał się pociechą Ducha
Świętego.
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Dzieci,
nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą! Po tym
poznamy, że jesteśmy z prawdy, i uspokoimy przed Nim nasze serce.
Bo
jeśli nasze serce oskarża nas, to przecież
Bóg
jest większy od naszego serca i zna wszystko.
Umiłowani,
jeśli serce nas nie oskarża, mamy ufność wobec Boga, i o co
prosić będziemy, otrzymamy od Niego, ponieważ zachowujemy Jego
przykazania i czynimy to, co się Jemu podoba.
Przykazanie
Jego zaś jest takie, abyśmy wierzyli w imię Jezusa Chrystusa, Jego
Syna, i miłowali się wzajemnie tak, jak nam nakazał. Kto wypełnia
Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim; a to, że trwa On w nas,
poznajemy po Duchu, którego nam dał.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Ja
jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który
uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu,
odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła
owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które
wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w
was trwać będę.
Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o
ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać
nie będziecie.
Ja
jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w
nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie
uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna
latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie.
Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poprosicie,
o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to
dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi
uczniami.”
Nie
miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą
.
Bardzo jasne słowa Apostoła Jana, zapisane w Jego Liście, wyrażają
jakąś wielką życiową prawdę, którą po wielekroć
potwierdza codzienne doświadczenie, że na odcinku deklaracji,
obietnic, zapewnień, słów i gestów jesteśmy prawdziwymi
bohaterami, niezwykłymi wręcz ludźmi, najpobożniejszymi
chrześcijanami…
Kiedy jednak przychodzi do czynu i prawdy –
jest jakby nieco gorzej.
A
dlaczego tak jest? I czy tak naprawdę musi być? Jak zakopać tę
ogromną przepaść między słowem i językiem,
a czynem i
prawdą
? Jak pokonać tę niewidzialną granicę
oddzielającą jedno od drugiego?
Sam
Święty Jan Apostoł odpowiada na to w drugim czytaniu, kiedy mówi,
należy zachowywać przykazania Boże i czynić to, co się
Bogu podoba.
A w Ewangelii tenże sam Święty Jan cytuje słowa
Jezusa, który zachęca, aby trwać w Nim, jak winna latorośl
trwa w krzewie.
Jeżeli zaś mówimy o takim związaniu się, to
mamy na myśli naprawdę bardzo silny związek, bardzo ścisłą
zależność
– wręcz zasadniczą, podstawową – zależność
decydującą dosłownie o życiu i śmierci. Gałązka bowiem
oderwana od krzewu usycha, umiera… Ten, kto nie trwa w Jezusie –
umiera duchowo, odcina się od źródeł, pozbawia się
wszystkiego…
W
swoim czasie dobrze to zrozumiał Szaweł, który dokonawszy
niemałego spustoszenia w młodym Kościele, nawrócił się i
stał się jednym z największych Apostołów.
Chociaż – jak
słyszeliśmy to w pierwszym czytaniu – nie było mu łatwo na
początku przekonać wszystkich, że jest kimś innym, że jest tym
nawróconym. Właśnie – nie tylko słowem i językiem,
ale czynem
i prawdą
przekonał
młody Kościół, iż z zagorzałego niszczyciela stał się
jego gorliwym budowniczym.
I
kiedy tak słuchamy opowieści o Pawle, to poszukujemy jakiegoś
odniesienia jego osoby i jego historii do naszego chrześcijaństwa
i do naszego trwania w Chrystusie. Oto bowiem uświadamiamy sobie, że
i my nieraz mocno rozluźniamy swoje więzi z Jezusem i
próbujemy żyć na własną rękę, a więc – w oderwaniu od
Niego. Jednak życie takie na dalszą metę naprawdę nie ma sensu i
bardzo szybko prowadzi do duchowego osłabienia.
Zresztą, wielu
tych, którzy tak żyją, przekonuje się szybko, jak łatwo jest
stracić orientację, kierunek, sens tego wszystkiego, co dzieje się
wokół; jak łatwo poddać się apatii, rezygnacji i
wątpliwościom.
I
kiedy na tysiąc sposobów poszukują ratunku w swoim bardzo często
rozpaczliwym położeniu, to ratunek jest tak naprawdę tylko jeden:
na nowo związać się z Jezusem! A być związanym tak, jak
winna latorośl, to znaczy związać się całkowicie – we
wszystkim i na stałe:
w każdym słowie, w każdej myśli i
zamiarze, w każdym czynie – z Jezusem. Od Niego czerpać
siły, od Niego czerpać energię i zapał, od Niego czerpać
dobrą myśl i entuzjazm
do godnego życia.
Związanie
się z Jezusem to jedyne uwiązanie człowieka, które mu nie
szkodzi, które go nie zniewala,
które
go nie zubaża, ani nie ogranicza. Absolutne związanie się z
Jezusem może być dla człowieka tylko dobre. Jeżeli
od Jezusa będzie brało początek każde działanie człowieka i do
Jezusa będzie zmierzało jako do ostatecznego celu, wówczas dopiero
człowiek będzie mógł mówić o prawdziwym szczęściu i
życiu godnym i mądrym. Żadne
związanie z drugim człowiekiem nie może być tak
całkowite, tak zupełne, jak związanie z Jezusem!
Bo
nie ma wątpliwości, że – na przykład – małżonkowie
związują się ze sobą tak ściśle, że stają się jednym ciałem.
Może się jednak zdarzyć, że jedno z nich wejdzie na drogę
grzechu,
będzie dokonywać wyboru zła zamiast dobra, będzie
szkodzić temuż małżeństwu. Oczywistą jest rzeczą, że w takiej
sytuacji wręcz obowiązkiem drugiego małżonka będzie upomnieć,
sprzeciwić się,
nawet ostro wyrazić swoje zdanie. Nie można w
sposób absolutny z góry założyć, że mój współmałżonek ma
zawsze rację! Nie! Trzeba zachować zdrowy rozsądek i trzeźwo
oceniać sytuację.
Bo
takie ślepe, absolutne zapatrzenie w tę drugą, nawet najbliższą
osobę, nie może być dobre – podobnie zresztą, jak sytuacja
skrajnie odwrotna, a więc zupełne oddzielenie się tych osób,
życie nie w jedności, a niejako obok siebie.
Z tego też nie
może wypłynąć żadne dobro. Potrzeba zatem prawdziwego
zjednoczenia,
budowanego na zdrowych zasadach.
Podobnie
rzecz się ma w relacjach przełożony – podwładny. Nie
może to być absolutne uzależnienie tego
niżej postawionego w hierarchii społecznej – od tego na górze.
To prawda, że mówimy tutaj o jakiejś zależności
służbowej, zależności na odcinku pracy, ale przecież nikt z nas
nie ma wątpliwości, że i praca będzie bardziej wydajna, jeżeli
ten podwładny będzie się czuł traktowany jak człowiek
i będzie wiedział, że jego szefowi na nim zależy, a nie jest
tylko tanią siłą roboczą, którą
można pomiatać w tę i tamtą stronę.
Od
tego, jak prawdziwa będzie to jedność pomiędzy pracownikami
jednej firmy zależy więc jej wydajność, ale też atmosfera, w
jakiej na co dzień przychodzi pracować.
A przecież tak często
po kolędzie słyszałem, że w niejednej firmie atmosfera pomiędzy
współpracownikami, pomiędzy kolegami i koleżankami, jest nie
do zniesienia!
Już nie mówiąc o atmosferze na linii pracownik
– szef… Dlaczego tak się dzieje?
A
może zamiast skakać sobie do oczu – ze szczerym zamiarem
wydrapania ich drugiemu – potraktować go jak człowieka i
budować
z nim prawdziwą jedność?…
Taką
samą mądrą jedność należy budować w rodzinie, w relacjach
dzieci do rodziców – i odwrotnie.
Nie jest dobrze, jeżeli
dzieci całkowicie separują się od rodziców i każdą
okazję wykorzystają, aby uciec z domu. Nie jest także dobrze,
jeżeli tymi uciekającymi – albo nie docierającymi do domu
są rodzice: zapracowani, zabiegani…
To także jakiś dramat,
to także jakieś nieszczęście. Bo wtedy nie można mówić o
żadnej jedności, gdyż nawet – tak na zdrowy rozsądek rzecz
biorąc – nie ma okazji do jej budowania.
Jednak
równie niebezpiecznym jest zjawisko całkowicie odwrotne, a
mianowicie: przesadne związywanie dzieci z domem. Dzieje się
to nawet w domach, gdzie rodzice prawdziwą troskę i szczerą
miłość okazują swoim dzieciom.
Poświęcają im wiele uwagi.
Ale nie zauważają, że ich dziecko w którymś momencie jednak
dorośleje
i już nie może się z każdego drobiazgu, z każdego
szczegółu, tłumaczyć rodzicom!
Nie
może być tak, że rodzice pilnują każdego kroku dorosłego
swego syna czy córki
i
rozliczają z każdych pięciu minut spóźnienia, robiąc
awanturę na pół miasta, że wrócił pięć po dziesiątej, a nie
o dziesiątej. Zwłaszcza, jeżeli ów syn nigdy nie wrócił pijany,
albo rodzice po jego powrocie nigdy jeszcze nie dowiedzieli się, że
– na przykład – niedługo będą dziadkami… Co innego, kiedy
syn czy córka zawiedzie pokładane w niej zaufanie. Wtedy
surowość rodziców jest jak najbardziej konieczna i wyciągnięcie
konsekwencji – także.
Jednak
często właśnie w naprawdę dobrych rodzinach dokonuje się takie –
przysłowiowo mówiąc – „wylewanie
dziecka z kąpielą”, kiedy to właśnie
nawet
dobrzy rodzice nie potrafią zauważyć faktu dorastania
swego dziecka.
Z pewnością nie możemy tu mówić o dobrej,
mądrej jedności i zależności, gdyż może to doprowadzić do
tego, że sami rodzice – własnymi rękami! – skutecznie
popsują
to, co budowali przez
całe lata mądrego wychowywania swoich dzieci!
Popsują
to sami, bo nie zauważyli czasu, kiedy powinni się zacząć powoli,
ale jednak usuwać na bok,
a pozwalać dziecku na samodzielne
myślenie i podejmowanie przez nie życiowych decyzji. Bardzo wiele
potem z takiego przesadnie troskliwego podejścia rodziców wynika
dramatów w małżeństwach,
o czym aż nadto dobitnie przekonuje
nas życiowe doświadczenie.
O
konieczności budowania jedności na mądrych zasadach musimy także
mówić biorąc pod uwagę relacje na linii nauczyciel, ksiądz,
siostra zakonna – a podopieczni,
a
szczególnie: młodzież. Niestety, zdarzyć się może,
że taki wychowawca – skądinąd bardzo zdolny i dobrze nastawiony
do młodych ludzi, zainteresowany ich problemami, oddany im bez
reszty – nie zauważa w ferworze
wielkiego zaangażowania, że
związuje ich nie z Jezusem, a z samym sobą!
Potem,
kiedy musi opuścić parafię, albo – co nie daj Boże! – popełni
jakiś życiowy błąd, jego
podopieczni i wychowankowie rozczarowują się do niego,
ale jednocześnie
do wszystkiego, co głosił
i albo założone przez niego
wspólnoty lub rozpoczęte dzieła rozpadają się, albo – co
gorsze – młodzi ludzie odchodzą od Kościoła, rezygnują z
Chrystusa.
A to właśnie z Nim, z Chrystusem, powinni byli
zbudować prawdziwą jedność.
Dlatego
właśnie – żeby powtórzyć to, co już było powiedziane – z
Chrystusem możemy i powinniśmy związać się całkowicie,
absolutnie, bez obaw, bez zastrzeżeń!
A z tego całkowitego i
mocnego zakorzenienia w Chrystusie będzie wynikało mądre
zjednoczenie w małżeństwie, w pracy, w grupie młodzieżowej,
także – mądre zakorzenienie w rodzinie. W oparciu o to
całkowite i mocne zakorzenienie w Jezusie możemy również mówić
o naszym zakorzenieniu w Kościele i w Ojczyźnie.
Wszak
myśląc o więzi z Ojczyzną, uświadamiamy sobie od razu, iż
jesteśmy zakorzenieni we wspaniałych narodowych
tradycjach! Mamy się
zatem od kogo uczyć: wiary, miłości do Ojczyzny,
troski o ten region, o tę Parafię, w której żyjemy; mamy od kogo
uczyć się pracowitości i odpowiedzialności. A
źródłem tego wszystkiego – niech
to wybrzmi jeszcze raz bardzo mocno
– jest nasze przywiązanie do Chrystusa i zakorzenienie w
Nim!
I z tego właśnie mamy czerpać moce i siły do
kształtowania właściwej postawy.
Bo
Jezus mówi: Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę.
Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o
ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać
nie będziecie…
***********************************************************
Uroczystość
Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski,
do
czytań z t.VI Lekcjonarza:

Ap
11,19a;12,1.3–6a.10ab; Kol 1,12–16; J 19,25–27


MSZA
ŚWIĘTA W INTENCJI OJCZYZNY
Świątynia
Boga w Niebie się otwarła i Arka Jego Przymierza ukazała się w
Jego świątyni. Potem ukazał się wielki znak na Niebie: Niewiasta
obleczona w słońce i księżyc pod Jej stopami, a na Jej głowie
wieniec z gwiazd dwunastu
. […] I usłyszałem
donośny głos mówiący w Niebie: Teraz nastało zbawienie, potęga
i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca.
Tymi
słowami, zaczerpniętymi z pierwszego czytania dzisiejszej liturgii
słowa rozpalamy w sercach głębokie pragnienie, by nasza Ojczyzna
Polska, od wieków wierna Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, dalej
pozostała Królestwem Niewiasty obleczonej w słońce
oraz Jej Syna,
Boskiego Pomazańca, Jezusa Chrystusa!
Czcigodny
Księże Proboszczu! Księże Łukaszu!
Wielce
Szanowni
Przedstawiciele
Władz Samorządowych i Oświatowych!
Dostojne
Poczty Sztandarowe!
Umiłowani
przez Chrystusa w Jego Kościele – Siostry i Bracia!
Z
tego niezwykłego Tronu, a
jednocześnie Ołtarza,

na którym składał najwyższą Ofiarę za zbawienie świata, będąc
jednocześnie Kapłanem i
Żertwą ofiarną

właśnie z tego Tronu i Ołtarza Jezus
Chrystus
wypowiedział
słowa, które wyznaczyły kierunek życia Jego Matki, mającej być
od tej chwili Matką
całego Kościoła;
jak i
kierunek życia umiłowanego
ucznia,
który od tego momentu miał przyjąć
za swoją Matkę – Maryję, Matkę swego Mistrza.

Te
słowa wyznaczyły także kierunek
życia całego Kościoła,

który w momencie swego narodzenia – a powszechnie uważa się, że
Kościół narodził się z przebitego na krzyżu
boku Chrystusa – właśnie w tym momencie otrzymał
Matkę,
Orędowniczkę,
Przewodniczkę…
Jakże
to piękne,
że dokładnie te słowa liturgia Kościoła daje do odczytania i
rozważenia właśnie
dzisiaj, w Uroczystość
Matki Bożej, Królowej Polski.

Nie może nas to jednak dziwić, jeśli się zważy, że zarówno
król Jan Kazimierz, jak potem Stefan Kardynał Wyszyński, Prymas
Tysiąclecia – obierali
Maryję za Królową naszego
narodu,
a za tymi wielkimi mężami i za ich wiekopomnymi postanowieniami
szło bardzo wiele
osobistych, cichych i w głębi serca zanoszonych,
aktów
powierzania Maryi spraw naszej Ojczyzny.
A
jakże często czynił to Święty
Jan Paweł II,
któremu
sprawy Polski do końca życia nie przestały leżeć na sercu, a
nieraz – powiedzmy to sobie szczerze
te sprawy bardzo go
bolały
… Dawał nam
bowiem tak wiele wskazań, tak wiele świateł rzucał nam na drogę,
a my ciągle błądziliśmy
– i dzisiaj błądzimy.

Świadom
tego wszystkiego, widząc jak
bardzo trudno
jego
rodakom oswoić się
z wolnością i mądrze ją zagospodarować,

w kilka lat po dokonaniu się przemian ustrojowych, w obliczu
przewidywanych trudności,
tak mówił w czasie kilkugodzinnej pielgrzymki do swojej Ojczyzny, w
dniu 22 maja 1995 roku, w
Skoczowie:
„Nasza
Ojczyzna stoi dzisiaj przed wieloma trudnymi problemami społecznymi,
gospodarczymi, także politycznymi. Trzeba je rozwiązywać mądrze i
wytrwale. Jednak najbardziej podstawowym problemem pozostaje sprawa
ładu moralnego.
Ten ład
jest fundamentem życia każdego człowieka i każdego społeczeństwa.
Dlatego Polska woła
dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia!

Być
człowiekiem sumienia, to znaczy – przede wszystkim – w każdej
sytuacji swojego sumienia
słuchać
i jego głosu w
sobie nie zagłuszać, choć jest on nieraz trudny i wymagający; to
znaczy angażować się w
dobro
i
pomnażać je w sobie i wokół siebie, a także nie godzić się
nigdy na zło. […]
Być człowiekiem sumienia, to znaczy wymagać
od siebie,
podnosić
się z własnych upadków, ciągle na nowo się nawracać.
Być
człowiekiem sumienia, to znaczy angażować
się w budowanie Królestwa Bożego:

Królestwa prawdy i życia, sprawiedliwości, miłości i pokoju –
w naszych rodzinach, w społecznościach, w których żyjemy i w
całej Ojczyźnie; to znaczy także podejmować odważnie
odpowiedzialność za sprawy publiczne; troszczyć
się o dobro wspólne,
nie
zamykać oczu na biedy i potrzeby bliźnich, w duchu ewangelicznej
solidarności: Jeden
drugiego brzemiona noście
.
Pamiętam, że powiedziałem te słowa w Gdańsku, podczas odwiedzin
w 1987 roku, na Zaspie.
Nasz
wiek XX był okresem szczególnych
gwałtów zadawanych ludzkim sumieniom.
W
imię totalitarnych ideologii miliony ludzi zmuszano
do działań niezgodnych z ich najgłębszymi przekonaniami.

[…] Pamiętamy ten okres zniewalania sumień, okres pogardy dla
godności człowieka, cierpień tylu niewinnych ludzi, którzy
własnym przekonaniom postanowili być wierni. Pamiętamy, jak
doniosłą rolę odegrał w tamtych trudnych czasach Kościół jako
obrońca praw sumienia — i
to nie tylko ludzi wierzących!
Zadawaliśmy
sobie w tamtych latach pytanie: «Czy
może historia płynąć przeciw prądowi sumień?» Za jaką cenę
«może»?
Właśnie: za
jaką cenę?… Tą ceną są, niestety, głębokie rany w tkance
moralnej narodu, a przede wszystkim w duszach Polaków, które
jeszcze się nie zabliźniły, które
jeszcze długo trzeba będzie leczyć.
O
tamtych czasach – czasach
wielkiej próby sumień –

trzeba pamiętać, gdyż są one dla nas stale aktualną przestrogą
i wezwaniem do czujności:
aby sumienia Polaków nie ulegały demoralizacji, aby nie poddawały
się prądom moralnego permisywizmu, aby umiały odkryć wyzwalający
charakter wskazań Ewangelii i Bożych przykazań, aby
umiały wybierać
. […]
Wbrew
pozorom, praw sumienia trzeba bronić także dzisiaj!

Pod hasłami tolerancji, w życiu publicznym i w środkach masowego
przekazu szerzy się nieraz wielka, może coraz
większa nietolerancja!
Odczuwają
to boleśnie ludzie
wierzący.
Zauważa się
tendencje do spychania ich na margines życia społecznego, ośmiesza
się i wyszydza to, co dla nich stanowi nieraz największą świętość.
Te formy powracającej
dyskryminacji
budzą
niepokój i muszą dawać wiele do myślenia.
Bracia
i Siostry! Czas próby polskich sumień trwa! Musicie być mocni w
wierze!
Dzisiaj, kiedy
zmagacie się o przyszły kształt życia społecznego i państwowego,
pamiętajcie, iż zależy on przede wszystkim od tego, jaki
będzie człowiek — jakie będzie jego sumienie.”

Tak mówił Papież Polak – do Polaków – bez
mała dwadzieścia lat temu.
Czy cokolwiek z tego, co powiedział, straciło na aktualności?
Widzimy,
że nie! A może dzisiaj jeszcze bardziej, niż wówczas, trzeba bić
na alarm, bo
tę próbę sumień Polacy
tak często przegrywają!

Dlatego razem z Janem Pawłem II i Prymasem Tysiąclecia trzeba nam
ciągle wołać:

PRZYBĄDŹ
NAM, MIŁOŚCIWA PANI, KU POMOCY, A WYRWIJ NAS Z POTĘŻNYCH
NIEPRZYJACIÓŁ MOCY!
Ratuj
nas, Miłościwa Pani, Królowo Polski, bo wielu Polaków dzisiaj źle
rozumie wolność – jako prawo
do grzechu i do łamania Dekalogu.

Wielu Polaków dzisiaj stworzyło sobie własny „dekalog” i
własną „ewangelię”, w której główną zasadą nie są słowa:
„tak – tak”, „nie
– nie”,
ale: „a to
zależy…”, „a to się zobaczy…”, „a co ja z tego będę
miał?…” A z ekranu telewizora jacyś
dziwni ludzie mówią dziwne rzeczy,

głosząc znowu – jak za niedawnych czasów – „jedynie słuszne”
idee „jedynie słusznej” opcji politycznej.
Za
moje pieniądze i moje podatki, ci
dziwni ludzie wtłaczają
mi
do głowy w
najbardziej ordynarny sposób swoje kłamstwa,

podpierając się do tego hasłem tolerancji,
która w ich rozumieniu jedynie
im pozwala bezkarnie mówić, co im się podoba i co oni uważają za
prawdę,
ale jakoś
szybko o tym haśle zapominają, kiedy z mediów publicznych
wyrzucają niezależnych dziennikarzy i atakują jedyne katolickie
radio i telewizję
o zasięgu krajowym, a nawet światowym… Jakaś
dziwna ta tolerancja,
jakaś
dziwna ta dzisiejsza Polska…
PRZYBĄDŹ
NAM, MIŁOŚCIWA PANI, KU POMOCY, A WYRWIJ NAS Z POTĘŻNYCH
NIEPRZYJACIÓŁ MOCY!
Ratuj
nas, Miłościwa Pani, Królowo Polski, bo nasz narodowy
majątek już prawie zupełnie rozkradziony,

albo za bezcen sprzedany, co w swej istocie oznacza
to samo. Ratuj nas, bo znowu jesteśmy – teraz z nieprzymuszonej
woli rządzących – uzależniani
od mocarstw
tak ze
wschodniej, jak i zachodniej strony: politycznie
i gospodarczo.
Coraz
mniej tej naszej narodowej suwerenności i
coraz bardziej porażająca bieda w
tak wielu polskich rodzinach,
ale
obrzydliwa „poprawność
polityczna” i „moralność salonowa” nakazuje
o
tym
milczeć,
bo oficjalny przekaz
mówi o świetlanym rozwoju
Polski, o jakiejś „zielonej wyspie”, kiedy aktualne
badania Głównego Urzędu Statystycznego pokazują,

półtora
miliona dzieci żyje w niedostatku, ponad pół miliona z nich nie
dojada,

tyle samo nie ma się z czego uczyć, bo rodziców nie stać na zakup
podręczników; skrajna
bieda dotyka ponad dwa i pół miliona Polaków,

dziesięć milionów obywateli jest zagrożonych ubóstwem, w biedzie
żyje prawie połowa rodzin wielodzietnych; „za chlebem”
wyjechało za
granic
ę
ponad dwa miliony Polaków,

pozostawiając w kraju ponad sto dziesięć tysięcy eurosierot;
podatek VAT na ubranka dziecięce podniesiony
został z
ośmiu na dwadzieścia trzy procent. Ale
jak się posłucha mediów – to przecież żyjemy w takim
dobrobycie!
PRZYBĄDŹ
NAM, MIŁOŚCIWA PANI, KU POMOCY, A WYRWIJ NAS Z POTĘŻNYCH
NIEPRZYJACIÓŁ MOCY!
Ratuj
nas, Miłościwa Pani, Królowo Polski, bo arogancji
naszej władzy,
rażącej
nas z ekranu telewizora i z głośnika radiowego,
już dłużej znieść się nie da!

Już się nie da znieść bezczelnych twarzy oszustów, którzy
przyłapani na miliardowych aferach, patrząc
rodakom prosto w oczy, mówią, że są niewinni, a nawet
skrzywdzeni.
Ilości
i rozmiarów afer nie sposób już nawet myślą
ogarnąć,
nie mówiąc o ich rozliczeniu. Władza sama siebie z nich
„rozlicza”, więc efekt jest oczywisty. A
media, które w krajach prawdziwie demokratycznych patrzą władzy na
ręce – u nas ją osłaniają i wyciszają wszelkie jej przekręty.
Na
naszych oczach łamane
są wszelkie standardy państwa demokratycznego:

posłom opozycji wyłącza się mikrofony, albo nie dopuszcza się
ich do
głosu; fałszuje
się wybory,

zamyka się punkty wyborcze dla Polonii w krajach, w których dobry
wynik obecnej władzy
mógłby
być zagrożony.
A
dzisiaj dodatkowo
okazało
się, że nawet patriotyczny
koncert, legalnie organizowany, nie może się odbyć
w
centrum Warszawy i trzeba
było w ostatniej chwili
szukać innej lokalizacji. Maryjo,
dlaczego Polacy –
naród mądry, dumny i tak wielorako doświadczony,

jakby zapominając o
tej swojej dziejowej mądrości i wielkości – pozwala
tak się poniżać?!
PRZYBĄDŹ
NAM, MIŁOŚCIWA PANI, KU POMOCY, A WYRWIJ NAS Z POTĘŻNYCH
NIEPRZYJACIÓŁ MOCY!
Ratuj
nas, Miłościwa Pani, Królowo Polski, bo prawda dzisiaj znowu jest
„towarem deficytowym”, wymierzanym na dekagramy. Oto Katastrofa
Smoleńska od 
pięciu
lat
nie może doczekać
się wyjaśnienia,

czynniki oficjalne kłamią w tej sprawie, jak „z nut”, często
zaprzeczając sobie nawzajem; zaś niezależni
dziennikarze,
stawiający
bardzo logiczne i oczywiste pytania w tej sprawie, zostali
zaraz po tym wydarzeniu

brutalnie usunięci z telewizji publicznej;

dowody stale są
niszczone, rodziny Ofiar doświadczają bolesnej
pogardy.
Który
szanujący się kraj na świecie pozwoliłoby sobie na takie
„wyjaśnianie”

przyczyn śmierci swego prezydenta i elity narodowej?

Oto
od pięciu lat na
oczach całego narodu
urządza się z tej sprawy
zwyczajne kpiny,
tworząc na temat tak
bolesnego i niejasnego wydarzenia
jakąś nielogiczną teorię, w której jeden element zupełnie nie
pasuje do drugiego, a drugi do trzeciego, a jednocześnie robi się
wszystko, żeby – na ile się tylko da – zmęczyć
tym tematem ludzi,
zrobić
im zamieszanie w głowie, aby w końcu stwierdzili,
że już mają dość tej sprawy,

że już dość mowy na ten temat… Czyż nie o to właśnie chodzi?
Szkoda tylko rodzin, którym
po pięciu latach znowu
„zafundowano” tyle bólu i poniżenia! Szczerze
im współczuję…
I
czy to nie jest dla każdego myślącego człowieka powodem do
postawienia sobie pytania – tak skrzętnie wyciszanego przez
czynniki oficjalne –
może to jednak
rzeczywiście
był
zamach?
A jeżeli był – to co wówczas? To
w jakim my kraju żyjemy?

Jakie standardy obowiązują w kraju Jana Pawła II? Czyżbyśmy
doczekali czasów, w których osoby myślące inaczej, niezależnie,
w sposób wolny – eliminuje się w sposób fizyczny? To
są standardy współczesnej demokracji?

I czy ma być tak, że
wszystkich niepokornych
będzie teraz uciszał seryjny
sprawca „samobójstw
i dziwn
ych
wypadk
ów
drogow
ych?!
PRZYBĄDŹ
NAM, MIŁOŚCIWA PANI, KU POMOCY, A WYRWIJ NAS Z POTĘŻNYCH
NIEPRZYJACIÓŁ MOCY!
Ratuj
nas, Miłościwa Pani, Królowo Polski, bo w Twojej Ojczyźnie, w
Twoim Królestwie, coraz
trudniej bronić chrześcijańskiej moralności!

Ratuj nas przed pornografią, zabijaniem nienarodzonych; ratuj
młodych przed pokusą wolności, rozumianej jako swawola
wspólnego zamieszk
iwania
bez ślubu i rozbijania małżeństwa z byle powodu!

Ratuj
nas, Miłościwa Pani, przed
nami samymi,
bośmy do
naszego sejmu wybrali ludzi którzy otwarcie kpią sobie z Ewangelii
Twego Syna i nigdy się z tym nie ukrywali; którzy
wprowadzają ustawy promujące homoseksualizm
i inne zboczenia, oraz obłąkańczą ideologię gender!
Ratuj
nas, Miłościwa Pani, Królowo Polski, bo
w Twoim Królestwie publicznie rwie się Księgę Pisma Świętego i
coraz bardziej
krzyż
jest wyśmiewany!
Jeszcze
nie tak dawno w szkołach młodzież zostawała przez wiele dni i
nocy, żeby krzyża
bronić, a dzisiaj młodzież na krzyżu
zawiesza puszki po piwie, zaś obrońców krzyża
nazywa się oszołomami i wariatami!
PRZYBĄDŹ
NAM, MIŁOŚCIWA PANI, KU POMOCY, A WYRWIJ NAS Z POTĘŻNYCH
NIEPRZYJACIÓŁ MOCY!
Ratuj
nas, Miłościwa Pani, Królowo Polski, bo coś dziwnego dzieje się
z moim narodem,
z moimi braćmi i siostrami. Rozglądam się wokół i tak myślę –
czyż to nie są ci sami,
z którymi razem oklaskiwaliśmy Papieża,

gdy do nas przyjeżdżał, gdy tyle razy nas nauczał, gdy
tak jasno nas nauczał?

Który naród otrzymał tak wiele, jak my? Któremu narodowi dany był
taki Papież i któremu narodowi ten właśnie Papież okazał tyle
serca, miłości, cierpliwości, mądrości – co nam?… Maryjo,
Królowo Polski, jak my mu teraz spojrzymy w oczy? Jak my Tobie
spojrzymy w oczy?
… Jak
my się z tego wszystkiego, co się u nas teraz dzieje, wytłumaczymy
w Dniu Sądu?
PRZYBĄDŹ
NAM, MIŁOŚCIWA PANI, KU POMOCY, A WYRWIJ NAS Z POTĘŻNYCH
NIEPRZYJACIÓŁ MOCY!
Ja
wiem, Maryjo, że są ludzie mądrzy, myślący i broniący prawdy. I
wiem, że są niezależne media, jest prasa katolicka. Ale
czemu ten ich głos jest jeszcze tak słabo słyszalny?

Albo dokładniej: Czemu ten głos jest tak słabo słuchany?
Czemu tak wielu ludzi nie słucha wolnego radia i nie czyta
niezakłamanej prasy?
Dlaczego
myślący ludzie dali sobie wmówić, że
tak, jak jest, musi być – i nic się nie da zmienić?
Dlaczego
władza, która doprowadziła do takiego zniszczenia Polski,
ma jeszcze tyle procent poparcia i wygrywa kolejne wybory?
Dlaczego
tylu Polaków narzeka – wręcz płacze i rozpacza – z
powodu biedy i bałaganu w Polsce,
ale kiedy przychodzi do wyborów, to dalej na tych samych ludzi
głosuje?
Dlaczego
tak wielu myślących ludzi wierzy kłamliwym
przedwyborczym sondażom, robionym na zamówienie i rezygnuje
z udziału w wyborach, w
przekonaniu, że ich głos i tak niczego nie zmieni, i tak na niczym
nie zaważy?
… Dlaczego
w taki sposób wciąż
myśli
i tak postępuje
kilka milionów myślących ludzi w Twojej i mojej Ojczyźnie,
Maryjo?
I
dlaczego
Polacy wciąż
jeszcze tak mało
modlą się za swoją Ojczyznę
?
Czyżbyśmy
naprawdę nie widzieli, co się w Polsce dzieje? A jeżeli tak – to
kiedy wreszcie zobaczymy?
PRZYBĄDŹ
NAM, MIŁOŚCIWA PANI, KU POMOCY, A WYRWIJ NAS Z POTĘŻNYCH
NIEPRZYJACIÓŁ MOCY!
Ratuj
nas, Miłościwa Pani, Królowo Polski! Nie dopuść do tego, żebyśmy
musieli dotknąć moralnego
i materialnego dna,
aby
dopiero wówczas móc się
przekonać, w jakiej sytuacji jesteśmy. Bo wtedy – owszem! –
przebudzenie przyjdzie,
jak wiele razy w naszej historii! Tylko
– jak wiele razy w historii
znowu za późno!
I wtedy
znowu polskie sprawy będą
się rozgrywały na ulicach,

i znowu będą kosztowały tak
wiele istnień ludzkich i tak wiele przelanej w demonstracjach
polskiej krwi
Maryjo,
czy do tego musi
koniecznie dojść?
Czy
nie da się z tą naszą polską dziejową mądrością czegoś
zrobić, żebyśmy nie
tylko w walce o wolność byli tak wspaniale zjednoczeni i
bohaterscy,
ale –
abyśmy potrafili
być wolnymi?!
Abyśmy
mądrze korzystali z wolności?…
PRZYBĄDŹ
NAM, MIŁOŚCIWA PANI, KU POMOCY, A WYRWIJ NAS Z POTĘŻNYCH
NIEPRZYJACIÓŁ MOCY!
Maryjo,
wybłagaj u swego Syna – nam wszystkim! – poczucie
odpowiedzialności za Ojczyznę, wyproś
nam
umiejętność
mądrego
korzystani
a
z wolności.
I „daj
rządy mądrych, dobrych ludzi, mocnych w mądrości i dobroci” –
jak pisał poeta. Czyli: ludzi
sumienia
– jak wołał Jan Paweł II.
Tak,
Maryjo! Daj Polsce ludzi
sumienia!
Uczyń nas
wszystkich – bez wyjątku i bez względu na zajmowane stanowisko i
pełnioną funkcję życiową lub społeczną – uczyń
nas wszystkich ludźmi sumienia!
PRZYBĄDŹ
NAM, MIŁOŚCIWA PANI, KU POMOCY, A WYRWIJ NAS Z POTĘŻNYCH
NIEPRZYJACIÓŁ MOCY!
Maryjo,
ratuj Polskę!
Amen

6 komentarzy

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.