Pani Kodeńska – módl się za nami!

P
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym słówko przygotował Marek – za co wielkie dzięki! – dlatego dzisiaj chciałbym przesłać serdeczne życzenia, z okazji wczorajszych imienin, Pani Halinie Orłowskiej ze Szklarskiej Poręby. Dziękuję za wielką gościnność, jaką wraz ze swym Mężem, Panem Karolem, zawsze nam okazują, kiedy większymi lub mniejszymi grupami tam docieramy. Ja mogę dzisiaj powiedzieć, że nie są to dla mnie już tylko Właściciele domu wypoczynkowego, ale Członkowie rodziny. Dziękując za tę życzliwość, życzę Pani Halinie nieustannej pogody ducha, życzliwości ludzkiej i tak bardzo potrzebnego zdrowia!
        Modlę się także o wszelkie dobro dla Księdza Wiesława Mućki z okazji urodzin. Niech Go Pan wspiera i prowadzi na drogach życia kapłańskiego!
   Moi Drodzy, zapraszam Was dzisiaj do Kodnia i przyzywam wstawiennictwa Królowej Podlasia – Matki Jedności we wszystkich Waszych sprawach! Ja też dzisiaj będę tam pielgrzymował duchem i sercem, ale w najbliższych dniach udam się osobiście, aby pokłonić się Matce Bożej…
             Dobrego i pięknego dnia!
                                        Gaudium et spes! Ks. Jacek

Czwartek
13 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie Matki Bożej Kodeńskiej,
do
czytań:
Rdz
22,1-19; 
Mt
9,1-8
CZYTANIE
Z KSIĘGI RODZAJU:
Bóg
wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: „Abrahamie!” A
gdy on odpowiedział: „Oto jestem”, powiedział: „Weź twego
syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam
złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę”.
Nazajutrz
rano Abraham osiodłał swego osiołka, zabrał z sobą dwóch swych
ludzi i syna Izaaka, narąbał drzewa do spalenia ofiary i ruszył w
drogę do miejscowości, o której mu Bóg powiedział. Na trzeci
dzień Abraham, spojrzawszy, dostrzegł z daleka ową miejscowość.
I wtedy rzekł do swych sług. „Zostańcie tu z osiołkiem, ja zaś
i chłopiec pójdziemy tam, aby oddać pokłon Bogu, a potem wrócimy
do was”.
Abraham
zabrawszy drwa do spalenia ofiary włożył je na syna swego Izaaka,
wziął do ręki ogień i nóż, po czym obaj się oddalili.
Izaak
odezwał się do swego ojca Abrahama: „Ojcze mój!” A gdy ten
rzekł: „Oto jestem, mój synu”, zapytał: „Oto ogień i drwa,
a gdzie jest jagnię na całopalenie?” Abraham odpowiedział: „Bóg
upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój”.
I
szli obydwaj dalej. A gdy przyszli na to miejsce, które Bóg
wskazał, Abraham zbudował tam ołtarz, ułożył na nim drwa i
związawszy syna swego Izaaka położył go na tych drwach na
ołtarzu. Potem Abraham sięgnął ręką po nóż, aby zabić swego
syna.
Ale
wtedy anioł Pana zawołał na niego z nieba i rzekł: „Abrahamie!”
A on rzekł: „Oto jestem”. Powiedział mu: „Nie podnoś ręki
na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się
Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna”.
Abraham,
obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego rogami w
zaroślach. Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze
całopalnej zamiast swego syna. I dał Abraham miejscu temu nazwę
„Pan widzi”. Stąd to mówi się dzisiaj: „Na wzgórzu Pan się
ukazuje”.
Po
czym anioł Pana przemówił głośno z nieba do Abrahama po raz
drugi: „Przysięgam na siebie, mówi Pan, że ponieważ uczyniłeś
to, iż nie oszczędziłeś syna twego jedynego, będę ci
błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i
jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą
warownie swych nieprzyjaciół. Wszystkie ludy ziemi będą sobie
życzyć szczęścia na wzór twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś
mego rozkazu”.
Abraham
wrócił do swych sług i wyruszywszy razem z nimi w drogę, poszedł
do Beer–Szeby. I mieszkał Abraham nadal w Beer –Szebie.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
wsiadł do łodzi, przeprawił się z powrotem i przyszedł do swego
miasta. I oto przynieśli Mu paralityka, leżącego na łożu. Jezus
widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: „Ufaj, synu, odpuszczają
ci się twoje grzechy”.
Na
to pomyśleli sobie niektórzy z uczonych w Piśmie: „On bluźni”.
A
Jezus, znając ich myśli, rzekł: „Dlaczego złe myśli nurtują w
waszych sercach? Cóż bowiem jest łatwiej powiedzieć: «Odpuszczają
ci się twoje grzechy», czy też powiedzieć: «Wstań i chodź»?
Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę
odpuszczania grzechów”, rzekł do paralityka: „Wstań, weź
swoje łoże i idź do domu”.
On
wstał i poszedł do domu.
A
tłumy ogarnął lęk na ten widok i wielbiły Boga, który takiej
mocy udzielił ludziom.
Tak
bardzo wiele już napisano i powiedziano na temat heroicznej
postawy Abrahama, szczególnie wyraźnie widocznej w
wydarzeniu dzisiaj nam przedstawionym, iż trudno tu jeszcze coś
dopowiedzieć.
Bo
cóż można powiedzieć o odczuciach ojca, który prowadzi
swego syna na pewną śmierć – i to śmierć, którą sam
musi mu zadać – w sytuacji, w której tak długo na tego syna
czekał i nawet trudno mu było uwierzyć, że się go
doczeka, chociaż zapowiedzi Boże były bardzo czytelne. I także
jego żona, Sara, nie była w stanie uwierzyć w tę niezwykłą
wiadomość, i nawet śmiała się w skrytości swego namiotu,
kiedy tajemniczy przybysze, ugoszczeni przez Abrahama, w czasie
posiłku zakomunikowali ową niezwykłą nowinę.
Tyle
znaków i szczególnych okoliczności towarzyszyło przyjściu na
świat młodego Izaaka, a teraz to wszystko miało się w tak
dziwny sposób skończyć?!
To po to cała ta historia z
narodzeniem syna, po to całe to wyczekiwanie i przekonywanie się do
prawdziwości Bożych zapewnień, żeby teraz tego upragnionego syna
w tak niezrozumiały sposób utracić?
Z
całą pewnością takie i inne pytania targały sercem Abrahama w
czasie tej chyba najdłuższej w jego życiu drogi, jaką ze
swym synem odbywał na miejsce złożenia ofiary… Ileż pytań
musiał sobie wtedy zadać, ileż wątpliwości musiało
nim wtedy targać?! A może i żalu do Boga?… Zapewne nie chciał
takiego uczucia, zapewne z nim walczył, ale czyż nie było ono od
niego w tym momencie silniejsze?… Czyż ten żal, pretensja,
niedowierzanie – gdzieś tam, w głębi serca Abrahama,
jednak się nie pojawiło?
Na
szczęście, w decydującym momencie okazało się, że Bóg
jednak nie zmienił swoich zamiarów
i nie chce odebrać
Abrahamowi syna, a do tego jeszcze niezwykle gorąco pochwalił
Abrahama
za jego bezgraniczną miłość i posłuszeństwo, ale
myślę, że chyba nikt z nas – pomimo szczęśliwego finału całej
sprawy – nie chciałby przez nic takiego przechodzić…
I
myślę też, że nas – ludzi słabszej wiary od wiary Abrahama –
pewnie Bóg nie poddałby aż tak wymagającej próbie, bo
nieraz przekonał się, że i przy mniejszych doświadczeniach łatwo
się poddajemy i zniechęcamy. Jednak przykład wiary Abrahama
i jego bezgranicznego posłuszeństwa, miłości i zaufania do Boga
pozostanie dla nas wzorcem, z którego powinniśmy jak
najwięcej czerpać!
I
nie możemy wmawiać sobie, że jest to tak absolutnie niedościgła
postawa,
że nawet nie ma co marzyć o jej naśladowaniu. Nie,
tak nie możemy do tego podchodzić. Oczywiście, nie da się tak od
razu, z dnia na dzień, w jednej chwili – stać się jak Abraham.
Ale trzeba się starać i jednak czerpać wzór z jego
posłuszeństwa.
A konkretnie chodzi o ukształtowanie w sobie
takiej postawy, w której to wszystko, co będziemy sami myśleli,
mówili lub czynili – będzie miało bezpośrednie odniesienie
do Boga
i będzie na Jego chwałę!
Tak
właśnie swoją więź z Bogiem, ale też swoją misję na ziemi
postrzegał Abraham: całe jego życie i wszystko, co ono ze sobą
niosło – to wszystko było dla Boga! A zatem –
konsekwentnie – i syn także był dla Boga. Skoro Bóg chciał go
zabrać, to znaczy, że tak miało właśnie być!
Okazało
się, że jednak tak nie miało, ale to Bóg o tym decydował, nie
Abraham. Abraham wszystko, co myślał, mówił i czynił, odnosił
do Boga.
Abraham wszystko w swoim życiu widział przez
pryzmat Boga!
Taką
właśnie postawę przyjmował – jak słyszeliśmy w dzisiejszej
Ewangelii – także Jezus! Pokazał On dzisiaj, po co dokonywał
rzeczy cudownych, niezwykłych, wręcz szokujących! Właśnie –
nie po to, aby zaszokować, zadziwić, popisać się przed innymi.
Jezus mówi wyraźnie: Dlaczego
złe myśli nurtują w waszych sercach? Cóż bowiem jest łatwiej
powiedzieć: «Odpuszczają ci się twoje grzechy», czy też
powiedzieć: «Wstań i chodź»? Otóż żebyście wiedzieli, iż
Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów”, rzekł
do paralityka: „Wstań, weź swoje łoże i idź do domu”.
Zatem,
wszystkie dokonane przez Jezusa niezwykłe znaki i cuda po to były,
aby przekonać ludzi, że Bóg
naprawdę wszedł w ich codzienność,

że dzieli z nimi ich dole i niedole – i dlatego wszystko, co się
w ich życiu dzieje, jest
„po coś”…

Nawet te najtrudniejsze doświadczenia i wydarzenia!
I
takie jest właśnie, moi Drodzy, przesłanie dzisiejszego Bożego
słowa: kieruje ono naszą uwagę na ten najwyższy
punkt odniesienia
dla
wszystkich naszych działań i przeżywanych przez nas doświadczeń,
jakim jest Bóg. Uczy
nas to dzisiejsze słowo,
abyśmy w konkretnych życiowych sytuacjach – także tych, w
których na wszystkie pytania w stylu: „dlaczego”, „z jakiego
powodu”, „jaki to ma sens” będzie
jedna
tylko
odpowiedź:
„nie wiem”

– abyśmy w takich sytuacjach potrafili zdobyć się na odwagę i
zaufali Bogu, który widzi
dalej,

który wszystko
rozumie

i który z całą pewnością wyprowadzi z tego bardzo konkretne,
wręcz wymierne dobro!
A
mówimy to sobie w dniu, w którym Diecezja Siedlecka przeżywa
liturgiczne wspomnienie
Matki Bożej Kodeńskiej.

Przypomnijmy w tym momencie, że Obraz
przedstawiający
postać Maryi z Dzieciątkiem,
będący
kopią
hiszpańskiej statuy Matki Bożej z Guadalupe, został wykonany
prawdopodobnie na
zlecenie Papieża Grzegorza Wielkiego.
Do
Kodnia przywiózł go właściciel
dóbr kodeńskich, książę Mikołaj Sapieha.
Nieudokumentowana
wersja – stanowiąca kanwę przepięknej powieści Zofii Kossak
Szczuckiej „Błogosławiona wina” – mówi, że w
1631 roku książę ów,
doznawszy
cudownego uzdrowienia, wykradł
Obraz z kaplicy Papieża Urbana VIII.
W
Kodniu Obraz stał się obiektem
kultu wiernych Kościoła rzymskokatolickiego, greckokatolickiego, a
także Kościoła prawosławnego.

W 1723 roku został ukoronowany koronami papieskimi przez biskupa
łuckiego Stefana Rupniewskiego. Wskutek carskich prześladowań i
likwidacji kodeńskiej parafii, łaskami słynący Obraz został w
1875 roku przewieziony do
klasztoru na Jasnej Górze, skąd uroczyście powrócił do Kodnia w
roku 1927.
Obecnie
Kodeń jest najbardziej znanym ośrodkiem kultu maryjnego na Podlasiu
oraz miejscem spotkań ekumenicznych. Dla podkreślenia tej roli
Sanktuarium, Święty
Papież Jan Paweł II, zatwierdził w 1997 roku tytuł Matki Bożej
Kodeńskiej jako Matki Jedności.
I
właśnie
to Sanktuarium, oraz królująca w nim Piękna
Pani o tajemniczym obliczu,

jest celem wielu pielgrzymek, przybywających tam z całego naszego
kraju i spoza jego granic. To właśnie w ciszy tego Sanktuarium
ludzie bardzo często poszukują
odpowiedzi na najważniejsze i najtrudniejsze pytania,
dotyczące
ich życia.
Wierzą
bowiem, że skoro Bóg w tak niezwykły sposób – jak podaje
wspomniana już przepiękna legenda – doprowadził święty
Wizerunek do tego miejsca i uczynił je
świętym, to pomoże także wszystkim, którzy na trudnych szlakach
swojej codzienności poszukują
najgłębszego
sensu

swego życia i celu swoich dążeń. Z tą nadzieją tam przybywają.
Ja też…
Dlatego
z całego serca zapraszam Was, Kochani, do Kodnia… 

4 komentarze

    • To są dwa bardzo mi bliskie miejsca. Natomiast o Szklarskiej wspomniałem w kontekście Osoby wczorajszej Solenizantki – i o to wspomnienie najbardziej mi chodziło. Pozdrawiam+! Ks. Jacek

  • Przyznaję, że i ja lubię wracać do Kodnia, bo to miejsce szczególne, nie tylko ze względu na swoje urokliwe położenie, ale też ze względu na ciszę, którą można tam znaleźć. Pozdrawiam serdeczne. J.B.

    • Prawdę mówiąc, z ciszą to może być teraz różnie, bo Kodeń zaczyna być coraz bardziej znany i coraz więcej pielgrzymów tam dociera, ale – póki co – można tam ciszę znaleźć… Pozdrawiam+! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.