To są czasy święte dla Pana

T
Szczęść Boże! Pozdrawiamy – wraz z Markiem – tym razem z Warszawy. Wczoraj wieczorem uczestniczyliśmy w przemiłym spotkaniu Ekipy Radoryskiej, czyli trzech dostojnych Pań, które onego czasu były filarami KSM-u w Parafii Radoryż Kościelny, a obecnie pracują w Warszawie i w większości także tu mieszkają. Spotkanie zorganizowała u siebie Monika, a uczestniczyły dwie Agnieszki z Mężami Mariuszami (tak się ciekawie złożyło). I my z Markiem. Wielkie dzięki Monice za inicjatywę tego spotkania i za zaproszenie. Było co powspominać i o czym porozmawiać… Kiedyś to „byli czasy”…
        A dzisiaj, po noclegu w Parafii Nawrócenia Świętego Pawła Apostoła i po odprawieniu Mszy Świętej ruszamy z powrotem. Marek „dopina” swoje plany duszpasterskie na czas pobytu w Polsce.
     Życzymy Wszystkim błogosławionego dnia. I tylko sygnalizujemy grzecznie i uprzejmie, że minęła właśnie połowa wakacji…
                                   Gaudium et spes!  Ks. Jacek
Piątek
17 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Ignacego z Loyoli, Kapłana,
do
czytań: Kpł 23,1.4–11.15–16.27.34b–37; Mt 13,54–58

CZYTANIE
Z KSIĘGI KAPŁAŃSKIEJ:
Pan
przemówił do Mojżesza tymi słowami: „Oto czasy święte dla
Pana, zwołanie święte, na które wzywać będziecie w określonym
czasie. W pierwszym miesiącu, czternastego dnia miesiąca, o
zmierzchu, jest Pascha dla Pana. A piętnastego dnia tego miesiąca
jest Święto Przaśników dla Pana, przez siedem dni będziecie
jedli tylko przaśne chleby. Pierwszego dnia będzie dla was zwołanie
święte: nie będziecie wykonywać żadnej pracy. Przez siedem dni
będziecie składali w ofierze dla Pana ofiarę spalaną, siódmego
dnia będzie święte zwołanie, nie będziecie w tym dniu wykonywali
żadnej pracy”.
Potem
Pan powiedział do Mojżesza: „Mów do synów Izraela i powiedz im:
Kiedy wejdziecie do ziemi, którą Ja wam dam, i zbierzecie plon,
przyniesiecie do kapłana snop jako pierwociny waszego plonu. On
dokona obrzędu kołysania snopa przed Panem, aby był przez Niego
łaskawie przyjęty. Dokona nim obrzędu kołysania w następnym dniu
po szabacie.
I
odliczycie sobie od dnia po szabacie, od dnia, w którym
przyniesiecie snopy na obrzęd kołysania, siedem tygodni pełnych,
aż do dnia po siódmym szabacie odliczycie pięćdziesiąt dni i
wtedy złożycie Panu nową ofiarę z pokarmów.
Dziesiątego
dnia siódmego miesiąca jest Dzień Przebłagania. Będzie to dla
was zwołanie święte. Będziecie pościć i będziecie składać
Panu ofiary spalane.
Piętnastego
dnia tego siódmego miesiąca jest Święto Namiotów przez siedem
dni dla Pana. Pierwszego dnia jest zwołanie święte: nie będziecie
wykonywać żadnej pracy. Przez siedem dni będziecie składać Panu
ofiary spalane. Ósmego dnia będzie dla was zwołanie święte i
złożycie Panu ofiarę spalaną. To jest uroczyste zgromadzenie. Nie
będziecie wykonywać w tym dniu żadnej pracy.
To
są czasy święte dla Pana, na które będziecie dokonywać świętego
zwołania, aby składać Panu ofiarę spalaną: ofiarę całopalną,
z pokarmów, ofiarę krwawą i ofiarę płynną, każdego dnia
to, co jest na ten dzień przeznaczone”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus,
przyszedłszy do swego rodzinnego miasta, nauczał ich w synagodze,
tak że byli zdumieni i pytali:
Skąd
u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy
Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef,
Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas?
Skądże więc ma to wszystko?” I powątpiewali o Nim.
A
Jezus rzekł do nich: „Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu
może być prorok lekceważony”. I niewiele zdziałał tam cudów z
powodu ich niedowiarstwa.

Aby
zaznaczyć swoją obecność wśród ludzi, Pan nie tylko wybierał –
i nadal wybiera – określone miejsca, w których ta obecność
jest jakoś szczególnie widoczna i akcentowana, ale też wybiera
określony czas, w którym chce mocniej i bardziej
zdecydowanie przemawiać do swego ludu. W dzisiejszym pierwszym
czytaniu słyszmy o „czasach świętych”. Są one
precyzyjnie określone – i sposób ich przeżywania jest
precyzyjnie określony.
Czas
święty jest wyznaczony przez samego Boga, a wybrany jest z
całego czasu, jaki sam Bóg dał do dyspozycji człowiekowi. Ów
czas święty jest tylko cząstką – bardzo małą cząstką
tego czasu, jaki człowiek może wedle swej woli zagospodarowywać.
Bóg nie zabiera człowiekowi całego czasu. I także to, co
niejako rezerwuje sobie jako czas święty, także nie jest jakimś
zaborem,
jakimś pozbawieniem człowieka dobra, które sam Bóg
dał, a teraz – nie wiedzieć czemu – upomina się o nie.
Można
nieraz odnieść takie wrażenie, kiedy się obserwuje ludzi, którzy
w niedzielę pracują bez potrzeby, albo robią zakupy, że czują
się oni wręcz pokrzywdzonymi przez Boga,
który jakoby chciał im zabrać ich czas, dlatego oni „wydzierają”
z Bożych rąk ile tylko mogą, aby nie dać się Bogu ograniczać
i zniewalać.
Widać to chociażby na przykładzie Adwentu czy
Wielkiego Postu, które są okresami pewnego wyciszenia, skupienia i
większego zwrócenia uwagi na Boga. Oba te okresy są obecnie
łagodzone, ograniczane, a przez wielu zupełnie pomijane –
bo przecież Bóg zbyt dużo od „biednych” ludzi wymaga, zbyt
wiele sobie rezerwuje, zbyt wiele sobie zastrzega.
A
przecież zarówno w Starym Testamencie, jak i w naszych czasach,
czas święty – czas Boży – nie był i nadal nie jest
potrzebny Bogu!
Po cóż Mu bowiem jakikolwiek czas, jeżeli On
sam żyje poza czasem, jest wiecznym Trwaniem, wiecznym
„Teraz”,
i żaden czas Go nie ogranicza – po cóż Mu jakiś
nasz czas? Dlaczego miałby go nam zabierać?
Jeżeli
jednak rzeczywiście zastrzega sobie jakieś ułamki naszego
długiego czasu
i szczegółowo określa, jak ten czas ma być
przeżywany – łącznie z tym, że ma się on wiązać z
powstrzymaniem się od zwykłej, codziennej aktywności – to tylko
w tym celu, aby to człowiek mógł na tym skorzystać, aby
się mógł zatrzymać. Aby do końca nie zwariował!
I
aby nie przeoczył wielkich spraw, które na jego oczach się
dokonują, albo wielkich darów, które mogą być jego
udziałem – ale zwykle nie są, bo człowiek jest tak zapędzony,
że niczego nie widzi, niczego nie zauważa… Czas święty jest po
to, aby człowiek oderwał wreszcie wzrok od siebie samego, a
zwrócił go ku Bogu i tym szerokim perspektywom, które Bóg chce
przed nim otworzyć.
W
dzisiejszej Ewangelii słyszymy opis takiej właśnie sytuacji, w
której Bóg chciał dać ludziom bardzo wiele, a nie mógł
dać prawie nic,
bo ludzie byli tak zapatrzeni w siebie, w swoje
przekonania, w swoje ciasne schematy myślenia, że nie dostrzegli
wielkiej szansy,
jaka została im dana.
Oto
bowiem Pan podarował im – tak „poza grafikiem”, „poza
planem” – wyjątkowy i szczególny czas święty. Po prostu –
przyszedł do nich. Bóg – Człowiek przyszedł do swoich
rodaków.
Chciał im okazać swoją miłość, chciał im coś
powiedzieć, chciał uzdrowić ich chorych.
Niestety,
reakcją było tylko niedowierzanie, lub negowanie wprost Jego
posłannictwa, wyrażone w pytaniach: Skąd u Niego ta mądrość
i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na
imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda?

Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże
więc ma to wszystko?
I dlatego – jak czytamy dalej
– Jezus musiał stwierdzić z bólem: „Tylko w
swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony”. I
niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa.

Biedni
ludzie, nie dostrzegli – żeby użyć sformułowania biblijnego –
czasu swego nawiedzenia! Nie dostrzegli czasu świętego, jaki
specjalnie dla nich zaplanował Pan, aby ich obdarzyć licznymi
darami. Nie dostrzegli… Biedni… Pozostali w swojej ciasnocie i
w swoim duchowym ubóstwie,
a ich postawa jest dla nas
ostrzeżeniem i upomnieniem, abyśmy nie lekceważyli czasu świętego,
jaki nam daje Pan.
Bo
daje go nam dla naszego dobra, abyśmy się w codziennym biegu nie
zapędzili,
abyśmy się w tym codziennym wariackim pędzie
totalnie nie pogubili, ale też po to, abyśmy szanując i
właściwie przeżywając te ułamki czasu, jakie Pan zechciał
uczynić swoimi – cały nasz czas, dany nam do dyspozycji, czynili
czasem dobrym, czasem Bożym, czasem świętym, czasem owocnym…
A
jak tego
w praktyce dokonywać
i jak do takiej postawy dojrzewać, dobitnie pokazuje nam świadectwo
Patrona dnia dzisiejszego, Świętego
Ignac
ego.
Inigo
Lopez –
bo tak się najpierw
nazywał –
urodził się w roku
1491
na zamku w Loyola w kraju
Basków, w Hiszpanii. O jego wczesnej młodości mało wiemy.
Na pewno otrzymał staranne wychowanie. Służył jako oficer
w wojsku wicekróla Nawarry. Do trzydziestego roku życia oddawał
się marnościom świata,
zaś największą jego rozkoszą były
ćwiczenia rycerskie z próżnej żądzy sławy. W czasie walk
hiszpańsko – francuskich znalazł się w oblężonej Pampelunie.
Zraniony poważnie przez
kulę armatnią w prawą nogę, został przewieziony do
rodzinnego zamku. Było to w roku 1521.
Długie miesiące
rekonwalescencji były dla niego okresem łaski i gruntownej
przemiany.
Dla
zajęcia czymś długiego czasu bezczynności, poprosił o jakąś
lekturę, najlepiej – powieści rycerskie. Jednak na zamku ich nie
było. Podano mu
więc książkę:
Życie
Jezusa”
.
Gdy tylko wyzdrowiał – chociaż na nogę kulał całe życie –
opuścił rodzinny zamek i udał się do pobliskiego sanktuarium
maryjnego, Montserratu. Zdumionemu
żebrakowi
oddał swój kosztowny strój rycerski. Przed cudownym wizerunkiem
Maryi złożył swoją broń.

Stąd
udał się do Manrezy, gdzie zamieszkał w celi, użyczonej mu przez
dominikanów. I tu jednak wydawało mu się, że ma za wiele wygód.
Dlatego zamieszkał w jednej z licznych tam grot. Aby zdławić w
sobie starego, próżnego, ambitnego człowieka,
nie golił się
ani nie strzygł, pościł codziennie i biczował się. Codziennie
bywał u dominikanów na Mszy Świętej. Oddawał się modlitwie i
rozważaniu Męki Pańskiej.
Szatan dręczył go gwałtownymi
pokusami aż do myśli o samobójstwie.
W
takich zmaganiach powstał szkic jego najważniejszego
dzieła,
jakim

Ćwiczenia
duchowne”
.
Formę
ostateczną otrzymały one dopiero w 1540 roku. Były więc owocem
dziewiętnastu lat przemyśleń i kontemplacji.

Pragnąc nawiedzenia Ziemi Świętej i męczeństwa z rąk Turków,
Ignacy zupełnie wyczerpany z sił, przez Rzym i Wenecję, udał się
w pielgrzymkę. Żył z użebranych pieniędzy i czynionych po drodze
przysług. W 1523
roku, dotarł szczęśliwie do celu. Chciał tam pozostać do końca
życia,
dopiero w
wyniku nalegań tamtejszego legata papieskiego wrócił do kraju. W
drodze był dwukrotnie więziony pod zarzutem szpiegostwa.
Po
długiej podróży powrócił do Barcelony, gdzie przez dwa lata
uczył się języka łacińskiego.
Nie wstydził się zasiadać w
ławie szkolnej z dziećmi, chociaż miał już wówczas trzydzieści
cztery lata. Potem udał się do Alkala, by na tamtejszym
uniwersytecie studiować filozofię. Wolny czas poświęcał
nauczaniu prawd wiary prostych ludzi. Mieszkał w szpitalu i
utrzymywał się za posługę oddawaną chorym.
Jego
żebraczy strój i niezwykły tryb życia wzbudziły u niektórych
podejrzenie, czy
przypadkiem nie należy on do sekty
alumbrado”,
która w tym czasie
niepokoiła w Hiszpanii władze kościelne. Został nawet na jakiś
czas uwięziony przez Świętą Inkwizycję, co potem jeszcze kilka
razy się powtórzyło. Wszystkie te przykrości znosił jednak z
radością – dla Jezusa.
W
roku 1528 udał się do Paryża,
gdzie na tamtejszym
uniwersytecie zapoznał się i zaprzyjaźnił z Błogosławionym
Piotrem Favrem i ze Świętym Franciszkiem Ksawerym. Do ich trójki
dołączyło niebawem jeszcze kilku mężczyzn. I to właśnie
wszyscy oni zebrali się rankiem
15 sierpnia 1534 roku w kapliczce na zboczu wzgórza Montmartre
i
tam w czasie Mszy Świętej, odprawionej przez Piotra Favre’a, który
przed miesiącem otrzymał święcenia kapłańskie, złożyli
śluby ubóstwa, czystości oraz wierności Kościołowi, a zwłaszcza
Ojcu Świętemu.
W ten sposób
powstał nowy zakon, zwany Towarzystwem Jezusowym,
potocznie zaś
jezuitami.
Jego
członkowie, zaraz po zawiązaniu nowej wspólnoty, chcieli udać
się do Ziemi Świętej,
aby nawracać niewiernych i z ich ręki
ponieść śmierć męczeńską. Do pielgrzymki jednak nie doszło.
Wówczas udali się do Rzymu, aby przedstawić się Papieżowi i
oddać się do jego dyspozycji.
Papież Paweł III przyjął ich
uprzejmie i zachęcił, by wszyscy przyjęli święcenia kapłańskie.
Stało się to rzeczywiście w 1536 roku. Potem oddali się posłudze
chorych po szpitalach i nauczaniu prawd wiary wśród dzieci.
Na
polecenie Papieża, Ignacy opracował konstytucje swego
Zakonu.
Po wielu przeszkodach Rzym zatwierdził je w 1540 roku. W
tym czasie liczba członków Towarzystwa Jezusowego bardzo szybko
rosła – i to w różnych krajach! W roku 1541 zebrała się
pierwsza kapituła generalna. Przełożonym generalnym jednogłośnie
został wybrany Ignacy.
I
tak już do końca życia, przez szesnaście lat, był on – jeśli
tak można powiedzieć – przykuty do swojego biurka i
rzadko opuszczał progi domu generalnego swego zakonu, by
być zawsze do dyspozycji duchowych synów.
Owocem jego pracy
jest zachowanych około siedmiu tysięcy listów!
Nękany
różnymi chorobami i dolegliwościami, zmarł
na rękach swoich współbraci,
w dniu 31 lipca 1556 roku.

Pozostawił wiele mądrych i głębokich dzieł, zawierających
niezwykle cenne pouczenia duchowe. Zachęcał w nich do praktykowania
codziennej modlitwy myślnej, wskazywał
także na liturgię jako na źródło życia duchowego. Świętego
Ignacego z Loyoli kanonizował
w 1623 roku Papież Grzegorz XV.

Jego relikwie spoczywają w rzymskim kościele
„Di
Gesu”.
Wśród
wielu dziedzin i spraw, którym patronuje Ignacy, są rekolekcje.
Wszelkiego rodzaju rekolekcje, ale tak szczególnie – te przeżywane
w głębokiej ciszy i skupieniu, w poszukiwaniu najpełniejszej
więzi z Bogiem.
Daje nam bowiem do rąk dzisiejszy Patron owoc
wielu lat swoich przemyśleń w postaci księgi,
będącej
przewodnikiem do prowadzenia duchowych ćwiczeń. Święty Autor
dzieli się z nami tym, co sam przeżył i co sam odkrył.
Już
samo jego dość burzliwe życie i zmienne koleje losu, jego najpierw
powolne, a następnie bardzo intensywne poszukiwanie sensu i celu
życia; jego radykalne zerwanie z bujną i huczną przeszłością,
aby wejść w osobisty kontakt z Bogiem – to wszystko już samo w
sobie może być bardzo ciekawą lekcją duchowości i
chrześcijańskiego życia.
A to, co sam zechciał opisać i nam
podarować, stanowi pewną głębię i pewien dar szczególny.
I
oto wydaje się, że dzisiaj coraz więcej ludzi zgłasza takie
zapotrzebowanie: zapotrzebowanie na ciszę, na skupienie, na
oderwanie się od tego szaleńczego biegu, w jakim na co dzień żyją.

Coraz większą popularnością cieszą się proponowane przez
klasztory o surowej regule dni skupienia i zamknięcia w ich murach.
O dziwo, surowość zasad takiego pobytu nie przeraża, a wręcz
wielu inspiruje do podjęcia naprawdę rzetelnej refleksji nad swoim
życiem
– a o to przecież chodzi.
Bo
takie rekolekcje, takie wyciszenie, to prawdziwie święty i dobry
czas,
jaki chce nam podarować Pan… Warto skorzystać z Bożej
propozycji i taki czas przeżyć. Z pewnością, będzie to wspaniałą
formą uświęcenia całego naszego życia – czasu, jaki nam Pan
dał na ziemi…
Zastanówmy
się w ciszy:
– Jak
przeżywam niedziele i święta nakazane: czy pamiętam o Mszy
Świętej i powstrzymaniu się od prac niekoniecznych oraz robienia
zakupów?
– Kiedy
ostatnio uczestniczyłem w jakiejś formie rekolekcyjnego skupienia –
albo kiedy zamierzam w nim uczestniczyć?
– Czy
mam wewnętrzne wrażenie, że mój czas jest czasem dobrym, świętym
i owocnym, czy raczej pustym i zmarnowanym?

To
są czasy święte dla Pana, na które będziecie dokonywać świętego
zwołania, aby składać Panu ofiarę!

11 komentarzy

  • "Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać" z pozdrowieniami 🙂

  • W niedziele i święta razem z mężem uczestniczymy w Eucharystii, ja też w dni powszednie. W niedzielę i święta staramy się wykonywać tylko prace konieczne. Nie robimy zakupów. Jednak w ubiegłą niedzielę, z uwagi na to, że od poniedziałku z mężem mieliśmy remontować przedpokój, postanowiłam po południu uprzątnąć rzeczy z przedpokoju. Mąż wieczorem pojechał z synem na pogotowie z bolący zębem, a ja dalej porządkowałam. W poniedziałek też trzeba było pojechać do kliniki z tym zębem by usunąć. Pojechaliśmy razem i zajęło nam to 4 godziny. Tak sobie pomyślałam, że więcej takich prac nie będę wykonywać w niedzielę. Gdybym świętowała w niedzielę to może poniedziałek inaczej by wyglądał. To Pan Bóg wszystkimi pracami najlepiej pokieruje. Moje zadanie to przestrzegać Jego przykazań.
    Na rekolekcjach byłam z mężem w czerwcu. Były to rekolekcje dla małżonków. Było wspaniale.
    Maria

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.