Gdy grom się zbliża – pospiesz do Krzyża!

G
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, wszystkie refleksje, jakie wywołuje w moim sercu i umyśle dzisiejsze Święto, zawarłem w rozważaniu. Zapraszam do refleksji… 
     A na przeżywanie w duchu wiary tego dnia – czyniąc ten Znak bardzo starannie i pobożnie – przyjmijmy Boże błogosławieństwo! Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                  Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Święto
Podwyższenia Krzyża Świętego,
do
czytań z t. VI Lekcjonarza: Lb 21,4b–9; Flp 2,6–11; J 3,13–17
CZYTANIE
Z KSIĘGI LICZB:
W
owych dniach podczas drogi lud stracił cierpliwość. I zaczęli
mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: „Czemu wyprowadziliście nas z
Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a
uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny”.
Zesłał
więc Pan na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi, tak
że wielka liczba Izraelitów zmarła. Przybyli zatem ludzie do
Mojżesza, mówiąc: „Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i
przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas
węże”. I wstawił się Mojżesz za ludem.
Wtedy
rzekł Pan do Mojżesza: „Sporządź węża i umieść go na
wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego,
zostanie przy życiu”. Sporządził więc Mojżesz węża z brązu
i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogo wąż
ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża z brązu, zostawał przy
życiu.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO
PAWŁA APOSTOŁA DO FILIPIAN:
Chrystus
Jezus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w
zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego
też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad
wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot
niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał,
że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
powiedział do Nikodema: „Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz
Tego, który z nieba zstąpił, Syna Człowieczego.
A
jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by
wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał
życie wieczne.
Tak
bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał,
aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie
wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby
świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”.
A
jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by
wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał
życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego
Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął,
ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na
świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został
przez Niego zbawiony
.
Słowa wypowiedziane
przez Jezusa do Nikodema, a zapisane przez Jana Ewangelistę,
streszczają w sobie sens i myśl dzisiejszego Święta.
Oto
bowiem wraz z całym Kościołem wpatrujemy się w Krzyż Pana
naszego Jezusa Chrystusa.
Krzyż, który w Imperium Rzymskim był
znakiem okrutnych, nieludzkich męczarni i hańbiącej śmierci, zaś
dla nas, wierzących – uczniów i przyjaciół Chrystusa – stał
się znakiem zbawienia, znakiem wiary, znakiem niezwykłej miłości
i znakiem nadziei.
Już bowiem od początku istnienia Kościoła
wielcy jego Ojcowie i Pasterze powtarzali to szczególne pozdrowienie
i wezwanie: „Ave Crux, spes unica nostra!” – „Witaj
Krzyżu, jedyna nasza nadziejo!”
Dlatego
my dzisiaj, właśnie w Krzyż wpatrując się z miłością, z wiarą
i wielką nadzieją, chcemy także dziękować Bogu za ten znak
szczególny i za wszystko, co on wyraża. A wyraża właśnie to, że
Bóg wszedł w historię człowieka, aby go ratować. Bóg
posłał swojego Syna nie po to, aby ten świat potępił – chociaż
to by się mu należało – ale po to, aby ten świat zbawił. A
dokonał tego właśnie na Krzyżu.
Wpatrując
się zatem w Krzyż, widzimy w nim znak
wielkiej Ofiary,
jaką na
nim złożył Jezus Chrystus. A dokonał tego w niezwykły sposób,
bo stał się zarówno
Kapłanem,
składającym
ową Ofiarę, jak i samą
Ofiarą.
Tak bardzo się
uniżył, że – jak mówi dzisiaj Paweł Apostoł do Filipian, ale
i do nas wszystkich – istniejąc
w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być
z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi. A w tym, co zewnętrzne, uznany za
człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do
śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg wywyższył
Go ponad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na
imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i
ziemskich, i podziemnych, i

aby wszelki język
wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca.

Jest
więc Krzyż znakiem uniżenia – ale i znakiem wywyższenia.
Jest Krzyż znakiem śmierci – ale i znakiem życia, znakiem
zmartwychwstania. Jest Krzyż znakiem jakiejś strasznej przegranej –
ale jest też znakiem ogromnego, niewypowiedzianego zwycięstwa.
Jest Krzyż znakiem całkowitej utraty wszystkiego – ale jest też
znakiem zyskania skarbów nieprzeliczonych. Jest Krzyż
znakiem trwogi – ale jest też znakiem nadziei. Jest krzyż
znakiem smutku i bólu – ale jest też znakiem radości.
Jest Krzyż znakiem klęski i rozpaczy – ale jest też znakiem
ratunku.
Tak,
jak wysoki pal, na którym Mojżesz umieścił miedzianego węża i
na którego wystarczyło spojrzeć, aby ocalić zagrożone życie,
tak my, wierzący w Chrystusa, umieszczamy właśnie Krzyż w
centralnym punkcie swojego życia,
w centralnym punkcie swego
serca, aby móc się w ten znak wpatrywać już od pierwszych
chwil życia.
Już
bowiem w chwili Chrztu, ten znak na główce dziecka czyni
zarówno kapłan, jak i rodzice i chrzestni. Tego znaku prawdziwie
wierzący rodzice uczą swoje dziecko od najmłodszych lat,
prowadząc jego małą rączkę tak, aby uczyniło na sobie ów
symbol wiary. A potem na czole dziecka czynią ten sam znak,
kiedy dziecko wyrusza rano do szkoły, albo wyjeżdża z domu.
Ja
takie właśnie wspomnienie zabrałem z Domu rodzinnego, że Mama
rano, przy wyjściu, zawsze czyniła nam znak Krzyża
na czole.
I tak jest do dzisiaj – kiedy wyjeżdżam z Domu
rodzinnego i żegnam się z Mamą, to otrzymuję takie małe
błogosławieństwo przez prosty znak Krzyża, na czole uczyniony.
Z
wielką radością chcę też zauważyć, że Młodzież,
z którą przez lata
pracowałem, na zakończenie
swoich spotkań,
w ten sam sposób nawzajem
czyni
ła
sobie na czołach znak Krzyża,
wyrażając
tym
nie tylko samo pożegnanie, ale też najlepsze życzenie Bożej
obecności i Bożego błogosławieństwa na najbliższy czas.
Znak
Krzyża czynimy oprócz tego na początku podróży, przed
posiłkiem i po jego zakończeniu, przed rozpoczęciem pracy, przed
jakąś ważną rozmową.
A ponadto, znak ten jest obecny na
ścianach
naszych mieszkań i miejsc pracy, w naszych urzędach,
sklepach i szkołach. Jest obecny wszędzie tam, gdzie żyją i
pracują ludzie,
którym znak ten coś przypomina i coś wyraża.

Teraz
umieszczenie Krzyża na ścianie jest wyłącznie sprawą osobistej
i wolnej – również nierzadko odważnej – decyzji
osób,
które tam mieszkają lub pracują. Ale pamiętamy dobrze,
że nie zawsze tak było. Oto bowiem w wielu miejscach naszej
Ojczyzny Krzyż chciano powiesić, a nie można było,
albo już wisiał od lat, a został zdjęty. Miętne, Włoszczowa –
to tylko jedne z najgłośniejszych przykładów bohaterskiej obrony
Krzyża…
W
Sądzie Rejonowym w Białej Podlaskiej, gdzie pracowała wspomniana
już moja Mama, w ciągu jednej nocy zdjęto wszystkie Krzyże.
Na szczęście pracownicy Sądu stanęli murem w obronie Krzyży i
nie pozwolili schować ich po cichu do szuflady: wszystkie one
zostały powieszone na dwóch ogromnych tablicach, stojących w
prezbiterium kościoła Świętej Anny w Białej Podlaskiej – i
raziły w oczy tych, których powinny razić.
Po jakimś czasie wróciły na swoje miejsce. Do dziś pamiętam ten
przejmujący widok owych dwóch wielkich tablic z Krzyżami…
I
do dziś wspominam, że ja sam, jako gospodarz swojej Klasy, w
imieniu tejże Klasy prosząc
Dyrektora mojego Liceum o powieszenie krzyża w 
sali
lekcyjnej,
słyszałem,
że szkoła jest instytucją świecką i taki znak może razić osoby
niewierzące. A poza tym – jak uzasadniał Pan Dyrektor –
czy wypada wieszać tak czcigodny znak

w miejscu, gdzie uczniowie tak różnie się zachowują? Przecież
nie zawsze się sumiennie
uczą, a czasami ściągają,
a nieraz to nawet przeklinają i biją się między sobą…
Ja
wówczas nie miałem przygotowania teologicznego, ani zbyt wielkiej
odwagi do dyskusji z Dyrektorem, bo byłem zaledwie w pierwszej
klasie, ale próbowałem, na ile mnie było stać, podejmować
rozmowę. Niestety, owym
roku się nie udało,
ale
w drugiej klasie, ten sam Pan Dyrektor, już bez żadnych dyskusji,
po prostu pozwolił Krzyż
powiesić.
Bo już
zmieniła się nieco sytuacja w kraju…
Kochani,
ja myślę, że moje pokolenie i starsze miałoby na ten temat wiele
jeszcze więcej do powiedzenia i wspominania – i może dobrze by
było, żebyśmy dzisiaj, przy okazji Święta Podwyższenia Krzyża
Świętego, powspominali tamte wydarzenia i tamten czas, kiedy Krzyż
w naszej Ojczyźnie był znowu znakiem hańby i odrzucenia
– i
dlatego był odrzucany.
Ale
nie może się wszystko zakończyć tylko na wspominaniu. Trzeba
spojrzeć w przyszłość i zapytać, jak to jest z tym centralnym
miejscem Krzyża w moim życiu,
w moim miejscu zamieszkania,
pracy, spotkań z ludźmi?… Czy wszędzie tam Krzyż jest naprawdę
na miejscu centralnym? I tu warto zapytać o to, jak ja wykonuję
ten znak?
Czy zawsze starannie? Czy zawsze pamiętam, co on
oznacza?
Drodzy
moi, jakże to ważne, aby znak Krzyża zawsze wykonywać
starannie. Zawsze!
Aby wykonywać tak dokładnie i z
namaszczeniem, jak nas w dzieciństwie uczyli nasi rodzice. Zwróćmy
na to uwagę, aby zawsze dokładnie czynić ten gest, doprowadzając
rękę do czoła, na piersi, potem do ramion… Zobaczmy, jak wiele
ten gest wówczas znaczy: my w ten sposób niejako wpisujemy Krzyż
w siebie.
Ogarniamy nim samych siebie.
Znaczymy
nim najpierw głowę, powierzając w ten sposób Bogu
wszystkie nasze władze umysłowe, intelektualne… Potem – serce,
a więc całą sferę naszych przeżyć wewnętrznych, naszą
miłość, nasze odczuwanie. A potem ramiona – a więc
wszelkie nasze działanie, naszą pracę i aktywność. Kochani,
czyniąc tak dokładnie i starannie ten znak na sobie za każdym
razem – żeby powtórzyć to raz jeszcze – wpisujemy Krzyż w
siebie i znaczymy nim
to wszystko, co jest w nas i co nas
określa.
Ale
nie dokona się to nigdy wtedy, gdy zamiast tego wyrazistego znaku,
wykonamy jakiś nieokreślony i niechlujny gest, który
bardziej będzie przypominał odganianie much czy komarów, niż
jakikolwiek znak wiary.
Moi
Drodzy, przyjrzyjmy się dzisiaj, jak czynimy ów znak. I co wtedy
myślimy,
co wówczas mówimy… Przecież powinniśmy w czasie
wykonywania tego znaku wypowiadać imiona trzech Osób Boskich.
Przynajmniej w myślach. Czy zawsze tak jest? Czy może wykonujemy ów
znak na tyle mechanicznie i odruchowo, że o niczym specjalnie nie
myślimy,
tylko – ot tak – machnęło się ręką i sprawa
załatwiona? Może właśnie dzisiaj warto się temu przyjrzeć i
podjąć w tej sprawie jakieś konkretne postanowienia?
I
może warto także pomyśleć, kiedy ten znak czynimy?… Czy
jest on naprawdę obecny naszej codzienności? A
powinien. Bo od tego znaku winniśmy każdy dzień zaczynać
i znakiem tym każdy dzień kończyć. Dobrze byłoby,
Kochani, żebyśmy wstając rano z łóżka, od razu czynili znak
Krzyża.
W momencie wstawania. Oczywiście, jak tu sobie
mówiliśmy – myśląc wtedy o Bogu, a nie przeklinając pod nosem,
że tak rano trzeba wstawać. Taki prosty znak – w momencie
wstawania – i pierwsza myśl, która biegnie do Boga z
wdzięcznością, że dał ten nowy dzień. I wieczorem, kładąc się
spać, znowu ten sam znak Krzyża, z wdzięcznością Bogu za
dzień, który się kończy.
A
w ciągu dnia okazji do uczynienia znaku Krzyża jest naprawdę
bardzo wiele. Wykorzystujmy je, moi Drodzy! Nie wstydźmy się
tego znaku wykonywać. Nam dzisiaj żadna zewnętrzna władza –
przynajmniej oficjalnie – nie zabrania czynić
znaku Krzyża. My dzisiaj z kolei wstydzimy się i obawiamy, co powie
na to nasze otoczenie: czy nas nie wyśmieją, czy nas nie
wyszydzą, czy nie stracimy jakichś punktów wśród swoich
znajomych, kolegów. No cóż – na Kalwarii było podobnie, ale to
właśnie wtedy Jezus zwyciężył.
Natomiast
często okazuje się – co, jak sądzę, wiele osób mogłoby
potwierdzić – że uczynienie znaku Krzyża w miejscu publicznym
powoduje, że inni także go uczynią, albo naprawdę ze szczerym
szacunkiem zareagują na nasz gest.
Ja przynajmniej wielokrotnie
spotkałem się i z takimi zachowaniami. A więc jednak warto.
Warto
czynić znak Krzyża

przed podróżą, przed posiłkiem i po nim, przed każdą dłuższą
pracą, przed ważną rozmową. Warto czynić ten znak, kiedy
przechodzimy przed kościołem, lub kiedy do niego wchodzimy, albo
przechodząc przed Krzyżem przydrożnym. Warto, moi Drodzy, czynić
ten znak – ale zawsze starannie i z refleksją, dla
Kogo go czynimy i o Kim wówczas myślimy…
I
trzeba umieścić Krzyż w widocznym, centralnym miejscu swego
pokoju,
tak by wzrok jak najczęściej na niego trafiał. A
jeżeli ten krzyż, który mamy, jest za mały, to trzeba go zamienić
na większy
– aby nie ginął w gąszczu obrazów i innych
ozdób, wiszących na ścianach. W domu chrześcijanina, w domu
człowieka poważnie i na sto procent traktującego swoją wiarę, w
domu prawdziwego przyjaciela Chrystusa – i w miejscu jego pracy –
Krzyż musi być widoczny, musi być
umieszczony na miejscu
centralnym!
A
wtedy, zarówno w chwilach radosnych, jak i szczególnie w chwilach
trudnych; w chwilach zmęczenia, załamania, rezygnacji,
zdenerwowania – właśnie w tych chwilach do Krzyża będzie
biegł wzrok człowieka
i do Krzyża będzie się zwracało jego
serce,
aby tam szukać wsparcia, pomocy, nadziei… Nawet, jeżeli
nie będzie siły, żeby powiedzieć jakiekolwiek słowo, to samo
spojrzenie,
albo dłuższa chwila szczerego wpatrywania się w
Krzyż w milczeniu – przyniesie prawdziwą ulgę i będzie
rzeczywistym wsparciem.
„W
Krzyżu osłoda, w Krzyżu ochłoda dla duszy smutkiem zmroczonej.
Kto Krzyż odgadnie, ten
nie upadnie w boleści sercu zadanej.

Kiedy cierpienie, kiedy zwątpienie serce ci na wskroś przepali –
gdy grom się zbliża, pospiesz do Krzyża,

on ciebie wesprze, ocali. Gdy cię skrzywdzono, albo zraniono, lub
serce czyjeś zawiodło – o, nie rozpaczaj, módl się, przebaczaj,
Krzyż niech ci stanie za
godło”.
Kochani,
niech Święto Podwyższenia Krzyża Świętego będzie nie tylko tym
jednym dniem w ciągu roku liturgicznego, ale niech dokonuje się
każdego dnia naszego życia. Niech nasze serce codziennie do
Krzyża się zwraca i tam szuka ratunku!
Bądź
pozdrowiony Krzyżu – jedyna nasza nadziejo! Ave Crux – spes
unica nostra!

6 komentarzy

  • Refleksje księdza Jacka i we mnie obudziły dziś małe wspomnienia o krzyżu w szkole, tylko z nieco bardziej odległej przeszłości. Pamiętam konspirację w jakiej na początku lat osiemdziesiątych krzyż wrócił do mojej podstawówki… Właściwie nawet trudno powiedzieć, że "wrócił", bo szkoła była zupełnie nowa, świeżo oddana do użytku. Zadziałali rodzice, wspólnie z naszą wychowawczynią z klas młodszych. Zadecydowali na zebraniu, że krzyż będzie, kupili go, a potem wspólnie z nami zanieśli ten krzyż do kościoła z prośbą o jego poświęcenie. Zapamiętałam to wydarzenie dlatego, że dostałam wtedy zadanie "specjalne": wspólnie z moim kolegą miałam odebrać ten "nasz" krzyż po poświęceniu z rąk Księdza Proboszcza. Pamiętam do dziś instrukcje wydane nam w tej sprawie przez moją mamę – mieliśmy podejść do ołtarza, przyklęknąć, ucałować ten krzyż (bo on był "nasz") a potem oddać go rodzicom. W to co było dalej dorośli nie do końca nas wtajemniczyli… W kolejny wieczór tato wrócił do domu bardzo późno i powiedział po prostu "macie już w klasie swój krzyż"… Po latach dopiero dowiedziałam się jak odbywało się to "nocne przywracanie krzyży"… natomiast "nasz krzyż" wisi w tej sali do dziś, choć pewnie nikt w szkole nie pamięta jak się tam znalazł. Pozdrawiam serdecznie. J.B.

    • Ta wypowiedź Roberta odnosi się do wpisu niejakiego Katolika – Poganina, który to wpis przed chwilą usunąłem, z powodu jego obscenicznej treści. Ostrzegałem kilka dni temu – i będę konsekwentny. Dość już chamstwa! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.