Lud pokorny i biedny…

L
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym przesyłam szczere i gorące życzenia urodzinowe Tomkowi Szelągowi, Lektorowi z Celestynowa. Modlę się o to, aby pełnymi garściami czerpał z tego ogromnego dobra, jakim jest dla Niego atmosfera Jego Rodziny i to dobro przenosił na wszystkie swoje relacje z ludźmi. Niech Mu Pan błogosławi!
      Moi Drodzy, ilość świecących choinek – na sklepowych wystawach i w innych miejscach publicznych – wyraźnie wskazuje na zbliżanie się Świąt. Przygotowania zewnętrzne idą pełną parą. Czy i duchowe także?… Mamy jeszcze Adwent – nie zmarnujmy tej szansy, jaką daje nam Pan!
                                Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek
3 Tygodnia Adwentu,
do
czytań: So 3,1–2.9–13; Mt 21,28–32

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA SOFONIASZA:
Biada
buntowniczemu i splugawionemu miastu,
co
stosuje ucisk!
Nie
słucha głosu i nie przyjmuje ostrzeżenia,
nie
ufa Panu
i
nie przybliża się do swego Boga.
Wtedy
przywrócę narodom wargi czyste,
aby
wszyscy wzywali imienia Pana
i
służyli Mu jednomyślnie.
Z
tamtej strony rzek Etiopii
wielbiciele
moi, Córa z moimi rozproszonymi, przyniosą Mi dar.
W
tym dniu
nie
będziesz się wstydzić wszystkich twoich uczynków,
przez
które dopuściłaś się względem Mnie niewierności;
usunę
bowiem wtedy spośród ciebie
pysznych
samochwalców twoich 
i
nie będziesz się więcej wywyższać
na
świętej mej górze.
I
zostawię pośród ciebie lud pokorny i biedny,
a
szukać będą schronienia w imieniu Pana.
Reszta
Izraela nie będzie czynić nieprawości
ani
mówić kłamstwa.
I
nie znajdzie się w ich ustach zwodniczy język,
gdy
paść się będą i wylegiwać,
a
nie będzie nikogo, kto by ich przestraszył.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Jezus
powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: „Co
myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do
pierwszego i rzekł: «Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy».
Ten odpowiedział: «Idę, panie», lecz nie poszedł. Zwrócił się
do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: «Nie chcę».
Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch
spełnił wolę ojca?” Mówią Mu: „Ten drugi”.
Wtedy
Jezus rzekł do nich: „Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i
nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego.
Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu
nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy
patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się,
żeby mu uwierzyć”.

Niezbyt
zachęcającym – niezbyt modnym w obecnym czasie – wydaje się
być stwierdzenie, jakie Bóg wypowiada przez Proroka Sofoniasza w
dzisiejszym pierwszym czytaniu: I
zostawię pośród ciebie lud pokorny i biedny, a szukać będą
schronienia w imieniu Pana.

Czyż
to nie nasuwa nam skojarzenia z jakąś życiową
niezaradnością,

z takim stanem, który charakteryzuje się określeniem: „sierota
życiowa”?…
Bo
na czym ma polegać dokładnie postawa
„ludu pokornego i biedneg
o”?
Zresztą, określenie „pokorny” – to jeszcze jakoś może
da
się „przełknąć”, ale czemu zaraz „biedny”?…
Być
może, kluczem do właściwego zrozumienia zamysłu Bożego są
dalsze słowa, tutaj zacytowane: a
szukać będą schronienia w imieniu Pana.

To
już trochę zmienia perspektywę, bo o ile człowiek wobec innych
ludzi nie chce uchodzić
za
kogoś biednego i
bezradnego – bo niby dlaczego miałby tego chcieć; bardzo słusznie
broni się przed tym – o tyle bycie biednym
i bezradnym wobec Boga

jest czymś, co
wcale nie szokuje. Przynajmniej – nie powinno…

Bo
czymże my możemy tak naprawdę wobec
Boga „błysnąć”?…

Czym my możemy Boga zaskoczyć? W jakiej kwestii możemy Boga
pouczyć, poinstruować? Co
my możemy Bogu dać?

Czy gdybyśmy chcieli wobec Boga przyjmować taką pozycję, jak
„równy z równym”, a
więc postawę
partnera

– żeby nie powiedzieć: kumpla
– czy wówczas nie przypominalibyśmy tych miast pysznych, co do
których Bóg w Proroctwie Sofoniasza zapowiada: Biada
buntowniczemu i splugawionemu miastu
co
stosuje ucisk!
;
oraz:
Usunę
bowiem wtedy spośród ciebie
pysznych
samochwalców

twoich
i nie będziesz się więcej wywyższać
na
świętej mej górze?…

Czyż
to nie byłoby wówczas o nas?
Oczywiście,
nasze postawy zwykle nie są „czarno – białe”, bo ci, którzy
są pokorni i zasadniczo
zdani
na Boga, czasami mają – choćby
małe, ale jednak – „skoki w bok”.

A
znowu
ci, którzy porażają
innych swoją pychą i poczuciem samowystarczalności, w chwilach
„przebudzenia” uświadamiają sobie – choćby na chwilę –
swoją
słabość i potrafią nieraz poprosić o pomoc.

Boga, albo drugiego człowieka.
Poza
tym, jest jeszcze możliwość pracy
nad sobą i stopniowej zmiany swego nastawienia.

Mówi o tym Jezus w dzisiejszej Ewangelii, przedstawiając
przykładowe postawy dwóch synów, których ojciec poprosił o
wykonanie pracy w winnicy i z których jeden obiecał pójść, ale
ostatecznie
nie poszedł, za to drugi początkowo odmówił, jednak w
końcu przełamał się,
poszedł i pracował. I to właśnie ten
drugi spełnił wolę ojca

pomimo swego pierwotnego oporu i odmowy. Pierwszy
zaś, jedynie
deklarując chęć pomocy,

niczego w ten sposób nie dokonał. To zresztą oczywiste – trudno
inaczej ocenić obie postawy.
Tak
więc, ciągle
trzeba nam pracować

nad ukształtowaniem właściwego
odniesienia
do
Boga. Z pewnością, najlepszym
odniesieniem
jest takie,
które
opiera się na totalnym
zaufaniu wobec Boga.
I
nie chodzi o to, aby zrezygnować przy tym z jakiejkolwiek aktywności
i wmawiając sobie, że się nic nie potrafi i nie ma się na
nic sił
czekać,
aż Bóg wszystko zrobi i wszystko da „na tacy”.

Nie, tu nie o to chodzi.
Wprost
przeciwnie – trzeba mieć „głowę na karku”, trzeba twardo
stąpać po ziemi
(bo
ziemia zasadniczo jest twarda… ), trzeba trzeźwo myśleć,
uczciwie i wytrwale pracować, rozwijać talenty, rozwiązywać
problemy… Natomiast w tym wszystkim – nie
polegać na sobie, ale na Bogu.
Właśnie
z całą tą swoją aktywnością iść do Boga i Jego prosić o
natchnienie, o siły, o wciąż nową motywację, o zapał… I
o światło do rozwiązywania problemów

– szczególnie tych, które jakoś tak szczególnie dolegają i
które najtrudniej rozwiązać. To
właśnie z takimi „biedami” do Boga idziemy.
Nie
zawsze jest łatwo – jako rzekliśmy – bo człowiek lubi
być

samowystarczalny.
Ale niekiedy te wszystkie
„biedy” tak przytłoczą,
że człowiek już przestaje „mędrkować” i wręcz rozpaczliwie
szuka pomocy…
Oczywiście,
najlepiej byłoby, gdyby do
takich sytuacji nie dochodziło

– żeby sam człowiek do takich sytuacji nie doprowadzał. Dlatego
zamiast mówić o wierze i zaufaniu do Boga – a potem, jak ów
pierwszy syn, robić wszystko po swojemu – najlepiej po
prostu Bogu zaufać, potwierdzając to konkretnymi swymi codziennymi
wyborami i postawami.

Adwent jest dobrym czasem na to, aby się trochę tego pouczyć…
A
w tym kontekście, pomyślmy:
– Czy
naprawdę wszystkie swoje decyzje, sprawy i wątpliwości omawiam z
Bogiem, czy są takie, do których Go z zasady nie dopuszczam?
– Jak
bronię się przed pokusą samowystarczalności?
– Czy
łatwiej mi przychodzi pomoc okazać – czy o nią poprosić?

Wy
patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się,
żeby mu uwierzyć… 

19 komentarzy

  • Samowystarczalność tak sobie myślę,że nie jest niczym złym co najmniej wiem,że mogę polegać tylko na sobie co prawda czasem wysokim kosztem ale wiem,że nie muszę prosić nikogo wole być kimś kto pomoże niż kimś kto prosi o pomoc.M

    • Myślę, że większość wolałaby pomagać niż prosić o pomoc. Wbrew pozorom to bardzo trudne. Jednak samowystarczalność ma dla mnie o wiele szersze znaczenie niż poleganie na sobie.

    • Tak, ja też miałem na myśli samowystarczalność jako zamknięcie się na jakąkolwiek pomoc Boga – lub drugiego człowieka – w swoim życiu. Czyli pychę. Nie chodziło mi natomiast o sprzeciwianie się samodzielności lub zaradności. Pozdrawiam! Ks. Jacek

    • pomoc Boga nie wydaje mi się aby Bóg mi w czymś pomagał jest bo jest i jakoś nie bardzo mi się wydaje,że jest w moim życiu może gdzieś obok a pomoc drugiego człowiek może to zabrzmi banalnie ale odnoszę wrażenie często iż ludzie nawet jak pomagają innym to na pokaz bardziej dla swojego ja niż dla tego kogoś komu pomagają.Pozdrawiam M

    • Poważnie? Ja tam doświadczyłem nieraz pomocy ze strony ludzi – i to naprawdę bardzo bezinteresownej i szczerej. I ze strony Boga też, chociaż Jego działanie nie jest spektakularne i nie dokonuje się na zasadzie "gromów z nieba". Jest zwykle ciche i dyskretne, ale konkretne. Takie są przynajmniej moje osobiste doświadczenia w tym względzie. Pozdrawiam! Ks. Jacek

    • może "na pokaz bardziej dla swojego ja niż dla tego kogoś komu pomagają" ludzi – człowiek- w konkretnej chwili poczuł w sercu miłosierdzie. A razem z tym stanem w sercu pojawia się radość… Więcej – Radość! Ona wyraża doświadczenie otrzymywania łaski Bożej dla człowieka, który może jeszcze minutę wcześniej nie miał pojęcia, że w sercu dokonuje się przemiana. Bóg Jest Miłosiernym Zbawicielem.
      Józefa

  • Wczoraj w drugim dniu rekolekcji, mieliśmy uroczyste wprowadzenie relikwii św.Brata Alberta przy udziale JE Biskupa i Sekretarza Nuncjatury Apostolskiej w Nowej Zelandii,naszego byłego parafianina ( którego pamiętam jeszcze za czasów jego posługi przy ołtarzu jako ministranta, lektora). Brat Albert może być partonem wszystkich poszukujących Boga. Również w roku Miłosierdzia, to postać wiodąca, od której możemy się uczyć miłości ofiarnej i miłosiernej wobec naszych bliźnich i każdej osoby ludzkiej.
    Dziś ostatni dzień rekolekcji na temat Bożego miłosierdzia i naszego udziału poprzez uczynki, ale także dla mnie osobiście Msza Święta o miłosierdzie Boże dla śp. mojego brata w 6 rocznicę śmierci.

  • "Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?” Mówią Mu: „Ten drugi”. "

    Drugi syn źle postąpił, ale poprawił się. My też źle postąpiliśmy wiele razy, ale może właśnie teraz jest czas by to naprawić. By jak drugi syn poprawić się.

    Pozdrawiam
    Gosia

    • Dlatego także pojawiają się – także na naszym forum – głosy broniące starszego brata. On – owszem – nie mógł się pogodzić z rozstrzygnięciem ojca. Wierzymy, że z czasem zrozumiał. Natomiast nie można przejść obojętnie nad tym, że przez całe życie był wierny ojcu i sumienny w spełnianiu swoich obowiązków. Bo wydaje mi się, że w tym całym utyskiwaniu nad jego małostkowością chyba o tym zapominamy. A to niesprawiedliwe. Pozdrawiam! Ks. Jacek

  • To, że napisałam tylko o jednym z synów nie oznacza, że drugiego "skreślam".
    Chodziło mi bardziej o to, że nigdy nie jest za późno na poprawę.
    Gosia

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.