Nazwano uczniów chrześcijanami!

N
Szczęść Boże! Moi Drodzy, dzisiaj wspominamy moment, kiedy to jedenaście lat temu biały dym znad Kaplicy Sykstyńskiej obwieścił nam wybór Kardynała Ratzingera na Papieża. Podziękujmy Bogu za wszelkie dobro, jakiego On sam dokonał w Kościele przez posługę Benedykta XVI. I za samego Papieża Seniora także zechciejmy się pomodlić.
      A oto dzisiaj imieniny obchodzi mój Kolega kursowy, Ksiądz Leon Bobrowski. Dziękując Mu za wszelką życzliwość i pomoc, także – za posługę Spowiednika, życzę nieustannego zapału do pełnienia kapłańskiej posługi. Obiecuję wsparcie modlitewne.
         Moi Drodzy, i ja, ze swej strony, proszę Was o takie właśnie wsparcie – nie tylko dla mojej posługi, ale dla całego dzieła, jakim jest czterdziestogodzinne nabożeństwo w Parafii w Miastkowie. Będzie ono trwało od dzisiaj do czwartku. Złożą się na nie: Msze Święte, wystawienie Najświętszego Sakramentu i adoracja wspólnotowa oraz osobista, codzienna modlitwa południowa i Koronka do Bożego Miłosierdzia o godzinie 15.00, a ponadto: nabożeństwo pokutne, czas na Spowiedź oraz odwiedziny Chorych. 
       Niech Pan sam prowadzi to dzieło, a nas – jego uczestników – niech obdarza swymi łaskami. Ja ze swej strony obiecuję, że w czasie osobistej adoracji będę pamiętał w modlitwie o Was.
         Rozważania w tych dniach będą nawiązywały do tegoż nabożeństwa.
                                              Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek
4 Tygodnia Wielkanocy,
do
czytań: Dz 11,19–26; J 10,22–30

CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Ci,
których rozproszyło prześladowanie, jakie wybuchło z powodu
Szczepana, dotarli aż do Fenicji, na Cypr i do Antiochii, głosząc
słowo samym tylko Żydom. Niektórzy z nich pochodzili z Cypru i z
Cyreny. Oni to po przybyciu do Antiochii przemawiali też do Greków
i opowiadali Dobrą Nowinę o Panu Jezusie. A ręka Pańska była z
nimi, bo wielka liczba uwierzyła i nawróciła się do Pana.
Wieść
o tym doszła do uszu Kościoła w Jerozolimie. Wysłano do Antiochii
Barnabę. Gdy on przybył i zobaczył działanie łaski Bożej,
ucieszył się i zachęcał wszystkich, aby całym sercem wytrwali
przy Panu; był bowiem człowiekiem dobrym i pełnym Ducha Świętego
i wiary. Pozyskano wtedy wielką liczbę dla Pana.
Barnaba
udał się też do Tarsu, aby odszukać Pawła. A gdy znalazł,
przyprowadził go do Antiochii i przez cały rok pracowali razem w
Kościele, nauczając wielką rzeszę ludzi. W Antiochii też po raz
pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Obchodzono
w Jerozolimie uroczystość Poświęcenia Świątyni. Było to w
zimie. Jezus przechadzał się w świątyni, w portyku Salomona.
Otoczyli
Go Żydzi i mówili do Niego: „Dokąd będziesz nas trzymał w
niepewności? Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie”.
Rzekł
do nich Jezus: „Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których
dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. Ale wy nie
wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec.
Moje
owce słuchają mojego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja
daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie
ich z mojej ręki.
Ojciec
mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może
ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy”.

Pierwsze
dzisiejsze czytanie – kolejny fragment Księgi Dziejów
Apostolskich – to relacja z kolejnych działań,
podejmowanych we wspólnocie młodego Kościoła; działań, których
celem było głoszenie wszystkim wokół Dobrej Nowiny o
Jezusie – i o Jego Zmartwychwstaniu. Te kolejno podejmowane, a
przez Autora Księgi skrupulatnie opisywane działania, prowadzą w
prostej linii do punktu kulminacyjnego całej tej relacji,
którym bez wątpienia jest ostatnie zdanie odczytanego przed chwilą
tekstu: W
Antiochii też po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami.

Kochani,
proponuję, aby druga część tego właśnie
zdania była takim „roboczym”
hasłem – myślą przewodnią

naszych spotkań i refleksji, jakie podejmujemy w ramach nabożeństwa
czterdziestogodzinnego: nazwano
uczniów chrześcijanami.

Przez kolejne trzy dni będziemy się do tego hasła, do tej myśli
odnosić.
Skoro
jednak zwróciliśmy uwagę na ostatnie zdanie, to wróćmy też do
pierwszego, bo ono
pokazuje nam kontekst,
w
jakim się dokonuje całe to wielkie dobro i cała ta, opisana w
czytaniu, swoista
apostolska „eksplozja”.

W jakim zatem kontekście się to dokonuje? Zauważmy: Ci,
których rozproszyło prześladowanie, jakie wybuchło z powodu
Szczepana, dotarli aż do…

Otóż,
właśnie… W kontekście prześladowań.
Nie
po raz pierwszy zresztą słyszymy w Księdze Dziejów Apostolskich
taką informację, że kiedy wzmagały się prześladowania, bardziej
skuteczną okazywała się misja Apostołów

i Kościół coraz intensywniej
się rozwijał. A dzisiaj – jak już wspomnieliśmy – dokonało
się coś bardzo szczególnego, bo od tego czasu, kiedy to Barnaba i
Paweł tak aktywnie pracowali w Antiochii, uczniów
nazwano chrześcijanami

– co pozostało aktualnym aż do dnia dzisiejszego. Jednak – nie
traćmy tego sprzed oczu – dokonało się to w
obliczu i w kontekście prześladowań…

I
tak już było przez całe dwa tysiące lat istnienia Kościoła, i
tak jest – niestety – także dzisiaj, że prześladowania
są wręcz nieodłącznie związane

z chrześcijaństwem i samymi chrześcijanami. Niczym nie uzasadniona
wrogość, nienawiść tak wielu ludzi, odciska swe piętno na życiu
uczniów Chrystusa. Chrześcijanie
są wciąż najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie!
A
jednocześnie, prześladowania te zawsze wzmacniały, i nadal
wzmacniają
Kościół.

Bo
chociaż wyznawcy Chrystusa, Jego przyjaciele i uczniowie – czyli
właśnie chrześcijanie – ciągle muszą się borykać ze
złośliwością
i wrogością tak wielu ludzi

wokół siebie, to jednak pamiętają,
że tego samego doświadczał ich Mistrz.
Słyszymy
dzisiaj w Ewangelii dość dziwaczne pytanie, a może lepiej
powiedzieć: zarzut, jaki Żydzi postawili Jezusowi: Dokąd
będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli Ty jesteś Mesjaszem,
powiedz nam otwarcie.

Odpowiedź
na to mogła być tylko jedna – poniekąd oczywista: Powiedziałem
wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca,
świadczą o Mnie. Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich
owiec.

I
w tym momencie padły słowa, które muszą być dla nas wszystkich
wielkim pocieszeniem i wsparciem: Moje
owce słuchają mojego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja
daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie
ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od
wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i
Ojciec jedno jesteśmy.

Słyszeliśmy
w niedzielę i dzisiaj
także słyszymy ową przepiękną
metaforę o pasterzu i owcach

– i w jej świetle uświadamiamy sobie, że jesteśmy pod dobrą
opieką. Będąc bowiem chrześcijanami,
a więc „ludźmi Chrystusa”,

Jego przyjaciółmi i uczniami, pozostajemy cały czas pod Jego
opieką i On sam nas prowadzi. I
to nas odróżnia

od tych, którzy nie są z Jego owiec.
Oczywiście,
nie mówimy tego po to, aby się nad kimkolwiek wynosić i
kogokolwiek uważać za gorszego, albo jakiegoś potępionego, ale
też nie możemy ani na moment tracić
poczucia własnej wielkiej wartości

wartości, której źródłem
jest nasza bliskość z Jezusem,

przynależność do „Jego owiec”, a która to wartość jest
naszym ogromnym
bogactwem,

ale i wielkim
zobowiązaniem.
Oto
dzisiaj słyszymy słowa, że po
raz pierwszy nazwano

uczniów
chrześcijanami.

Skoro Autor Księgi Dziejów Apostolskich zdecydował się zamieścić
taką informację w swoim dziele, to znaczy, że uznał ją za ważną.
I rzeczywiście – to ważna informacja!
Bo
od tego momentu uczniowie
ubogiego Nauczyciela z Nazaretu zyskali
niejako swój szyld, swój znak rozpoznawczy, swoje
nowe imię.

A
ten fakt,
Kochani, skłania nas do podjęcia kilku ważnych refleksji. Przede
wszystkim, każe nam pomyśleć o tym
momencie, kiedy to nas po raz pierwszy nazwano chrześcijanami.

Kiedy to było? Oczywiście, w
chwili Chrztu Świętego.

Wtedy to po raz pierwszy publicznie wybrzmiało wobec całej
wspólnoty Kościoła nasze imię, które nosimy przez całe życie,
ale też zyskaliśmy
to główne, zasadnicze imię,

czyli właśnie: chrześcijanin.
Warto
przy tej okazji pomyśleć
o swoim Chrzcie Świętym,

o swoich rodzicach i chrzestnych, oraz o wszystkich, którzy nas od
dziecka w wierze wychowywali i tę wiarę w nas umacniali.
A
w tym kontekście – i to kolejna refleksja – warto wrócić do
tego czasu, kiedy to zaczynaliśmy
coraz bardziej świadomie tę
swoją
wiarę praktykować.

Był to czas naszych pierwszych modlitw, pierwszy raz czynionego –
z pewnością jeszcze nieporadnie i przy pomocy rodziców – znaku
krzyża;

naszych pierwszych wypraw do kościoła, a potem także Pierwszej
Komunii Świętej.

Dlaczego mamy wracać do tamtych lat, byś może bardzo odległych?
Oczywiście,
nie po to, aby nasza wiara stała
się na powrót wiarą infantylną,

sprowadzoną znowu do poziomu „Bozi” i słodkich aniołków z
obrazka (chociaż w przypadku niektórych, nawet dorosłych, ta
wiara niestety
na
tym poziomie jeszcze pozostaje,
więc
nie muszą nawet do niej wracać, bo jeszcze się z tego poziomu nie
ruszyli). Nie o to jednak chodzi, ale o to, abyśmy przypomnieli
sobie ową
bezpretensjonalność
i dziecięcą szczerość,

z jaką zwracaliśmy się do Boga.
A
z tego warto choć trochę zaczerpnąć – wszak Jezus to miał
zapewne na myśli, kiedy stawiał Apostołom i uczniom za przykład
dziecko i mówił, że jeśli
nie staną się oni jak dzieci, nie wejdą do Królestwa
niebieskiego…

Warto zatem do tej dziecięcej
(raz jeszcze podkreślam: nie
dziecinnej, czyli infantylnej,

ale dziecięcej, a więc szczerej i bezpretensjonalnej) wiary
powracać i czynić coraz bardziej szczerym
i bezpośrednim swój kontakt z Bogiem.
I
wreszcie, kiedy słyszymy, że coś w życiu jakiegoś człowieka
dokonuje się po raz pierwszy, od razu nasuwa nam się skojarzenie
z jakąś nowością, świeżością,

z jakimś pierwotnym zapałem, entuzjazmem, z jakąś żarliwością,
towarzyszącą
wypełnianiu tych nowych czynności.

I
właśnie o to chodzi, Kochani, abyśmy byli zawsze takimi „świeżymi”
chrześcijanami,
żebyśmy
mieli w sobie tyle
entuzjazmu i zapału,

ile mieli ci właśnie, których dziś po raz pierwszy nazwano
chrześcijanami. A jeżeli będzie w nas tyle tegoż właśnie
zapału, entuzjazmu i szczerości, to niczym
strasznym nie będą dla nas żadne przeciwności,

jakich na naszej drodze z pewnością, niestety, nie zabraknie.

Dlatego
tak ważnym jest, aby nasza wiara nigdy nie była wiarą
jedynie tradycyjną, wiarą wyrachowaną, wyliczoną co do milimetra,

albo też wiarą znużoną,
zniechęconą, „ziewającą”, ospałą,

ale właśnie – wiarą pełną
entuzjazmu i apostolskiego zapału, radości i nadziei.

I
po to, aby taką wiarę w sobie rozwijać, przeżywamy teraz radość
ze Zmartwychwstania Pana, a w naszej parafialnej Rodzinie –
przeżywamy
to spotkanie
z Panem w
ciszy adoracji,

ale też w tej pięknej
atmosferze wspólnoty,

jaka zawsze tworzy się na modlitwie, jednym
głosem i jednym sercem

zanoszonej w
jednym miejscu.

I
w tym właśnie
kontekście,
w świetle Słowa, które dzisiaj zostało nam podarowane,
zechciejmy teraz odpowiedzieć sami sobie, w ciszy serca:

Jak
często dziękuję Jezusowi za dar Chrztu Świętego i za to, że
jestem chrześcijaninem – Jego przyjacielem?

Czy
mój entuzjazm zachęca innych do wiary, czy raczej moje
„skwaszenie” ich zniechęca?

Ile
jest w moim codziennym praktykowaniu wiary owej dziecięcej
szczerości i pierwotnej gorliwości, a ile znużenia i zniechęcenia?

Czy
moja wiara – tak w ogóle – to coś więcej, niż tylko
tradycyjne praktyki i zaświadczenie z kancelarii parafialnej?

Czym
tak najbardziej chciałbym innych przekonywać do wiary w Jezusa?

Nazwano
uczniów chrześcijanami.

Dziękuję
Ci, Jezu, że i mnie zechciałeś tak nazwać. Dawaj mi zawsze taki
entuzjazm i taki zapał, aby moje chrześcijaństwo było wciąż
żywe i świeże, pełne radości i nadziei!

5 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.