Żyje we mnie Chrystus!

Ż
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Witam i serdecznie pozdrawiam u progu Dnia Pańskiego! Niech to będzie dla nas piękny i święty dzień! Na jego jak najgłębsze i jak najpobożniejsze przeżywanie – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                        Gaudium et spes!  Ks. Jacek

11
Niedziela zwykła, C,
do
czytań: 2 Sm 12,1.7–10.13; Ga 2,16.19–21; Łk 7,36–8,3
CZYTANIE
Z DRUGIEJ KSIĘGI SAMUELA:
Bóg
posłał do Dawida proroka Natana. Ten przybył do niego i
powiedział: „To mówi Pan, Bóg Izraela: «Ja namaściłem cię na
króla nad Izraelem. Ja uwolniłem cię z mocy Saula. Dałem ci dom
twojego pana, a żony twego pana na twoje łono, oddałem ci dom
Izraela i Judy, a gdyby i tego było za mało, dodałbym ci jeszcze
więcej.
Czemu
zlekceważyłeś słowo Pana, popełniając to, co złe w Jego
oczach? Zabiłeś mieczem Chetytę Uriasza, a jego żonę wziąłeś
sobie za małżonkę. Zamordowałeś go mieczem Ammonitów. Dlatego
właśnie miecz nie oddali się od domu twojego na wieki, albowiem
Mnie zlekceważyłeś, a żonę Uriasza Chetyty wziąłeś sobie za
małżonkę»”.
Dawid
rzekł do Natana: „Zgrzeszyłem wobec Pana”. Natan odrzekł
Dawidowi: „Pan odpuszcza ci też twój grzech – nie umrzesz”.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO GALATÓW:
Bracia:
Przeświadczeni,
że człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez
wypełnianie Prawa za pomocą uczynków,
lecz jedynie przez
wiarę
w Jezusa Chrystusa, my właśnie uwierzyliśmy w Chrystusa Jezusa, by
osiągnąć usprawiedliwienie z
wiary
w Chrystusa, a nie przez
wypełnianie Prawa za pomocą uczynków,
jako że przez
wypełnianie Prawa nikt
nie osiągnie usprawiedliwienia.
Tymczasem
ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z
Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja
żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w
ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego,
który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. Nie mogę
odrzucić łaski danej przez Boga. Jeżeli zaś usprawiedliwienie
dokonuje się przez Prawo, to Chrystus umarł na darmo.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jeden
z faryzeuszów zaprosił Jezusa do siebie na posiłek. Wszedł więc
do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która
prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest
gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku i
stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła oblewać Jego
nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy
i namaszczała je olejkiem.
Widząc
to, faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: „Gdyby
On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta,
która się Go dotyka, że jest grzesznicą”.
Na
to Jezus rzekł do niego: „Szymonie, mam ci coś do powiedzenia”.
On
rzekł: „Powiedz, Nauczycielu”.
Pewien
wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset
denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać,
darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?”
Szymon
odpowiedział: „Sądzę, że ten, któremu więcej darował”.
On
mu rzekł: „Słusznie osądziłeś”.
Potem
zwrócił się do kobiety, rzekł Szymonowi: „Widzisz tę kobietę?
Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś
łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi
pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg
moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem
namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej
liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się
odpuszcza, mało miłuje”.
Do
niej zaś rzekł: „Twoje grzechy są odpuszczone”.
Na
to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: „Któż On
jest, że nawet grzechy odpuszcza?”
On
zaś rzekł do kobiety: „Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju”.
Następnie
wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o
królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które
uwolnił
od złych duchów i od słabości:
Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów;
Joanna, żona Chuzy, zarządcy
u
Heroda;
Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia.
Gest,
który dzisiaj wykonała kobieta, ukazana nam w Ewangelii, może
wzbudzać zachwyt, bowiem jest to niezwykły gest
pokory i oddania, świadczący o wielkim uniżeniu osoby,
która się na niego zdobyła. Myślę jednak, iż także wśród nas
nie zabraknie osób, które – podobnie jak faryzeusz Szymon –
będą zgorszone takim gestem, bo
po co taka przesada i po co takie marnotrawstwo?… Zresztą,
patrząc na całą sprawę oczami dzisiejszego człowieka,
powiedzielibyśmy, że takie teatralne, tkliwe gesty dobre są może
w brazylijskich telenowelach, ale życie dzisiaj mniej jest
romantyczne
i nie nastraja do
takich czułości.
Poza
tym – jak słyszeliśmy w Ewangelii – faryzeusz, który zaprosił
Jezusa i innych na ucztę, był zgorszony przede wszystkim tym, że
kobieta, która klęczała przed Jezusem, była prawdziwą
grzesznicą
i opinia o niej
była co najmniej nieciekawa. Toteż Jezus, wiedząc o tym,
powinien ją jak najdalej od siebie odsunąć. A jeżeli nie
wie
dział, co ona za jedna, to jaki z Niego prorok?
I
tyle różnych skojarzeń i pytań pojawiło się w związku z
sytuacją, opisaną w dzisiejszej Ewangelii. Tymczasem jednak,
słuchając chociażby rozmowy Jezusa z faryzeuszem, który Go
zaprosił, rozumiemy, że nie o gest taki czy inny tu chodzi.
Bo kobieta mogła nie obmywać nóg Jezusa, mogła nie namaszczać
olejkiem – mogła w ogóle nie
mieć tego olejku – i
w ogóle całą sytuację mogła rozegrać
inaczej.
Na
przykład, mogła gdzieś w
ciszy i na spokojnie porozmawiać z Jezusem

– i wtedy poprosić Go o pomoc, poprosić o przebaczenie
swoich win…
Jej
gest mógł być taki, mógł być inny, a wreszcie mogło żadnego
gestu nie być, ona jednak wybrała taki sposób, jaki uznała za
najlepszy, a jednocześnie taki, który dobrze wyrażał
to, co odczuwała w sercu.
Bo
to właśnie było w całej sprawie najważniejsze – odczucia
jej serca, jej szczera intencja, a konkretnie: jej
szczera
skrucha za grzeszne życie. Niestety, jej
wcześniejsze „dokonania” rzeczywiście nie były zbyt szczytne i
za ten okres jej życia, o którym wspominają pierwsze zdania
dzisiejszej Ewangelii, trudno byłoby ją pochwalić. To
jednak, co pokazała na owej uczcie, na której spotkała się z
Jezusem, z pewnością na taką pochwałę zasługuje.
Przy
czym – podkreślmy to raz jeszcze – nie chodzi o jakiś
teatralny gest! Nie za to będziemy ją chwalić,
chociaż scena
sama w sobie jest rzeczywiście piękna i gdyby tak na jej kanwie
nakręcić jakiś film, to myślę,
że niejedna osoba wzruszałaby się do łez. My jednak
z pewnością docenilibyśmy to, co poprzez ten gest chciała
wyrazić: jej szczere nawrócenie. To,
że uświadomiła sobie, co robiła do tej pory i jakie to
było życie,
a następnie że odważyła się przyjść na tę
ucztę, gdzie – tak szczerze mówiąc – chyba nikt jej specjalnie
nie zapraszał, bo wszyscy dookoła wiedzieli, co to za jedna.
Zatem,
znieść na sobie tyle przykrych, złośliwych spojrzeń,
usłyszeć tyle uszczypliwych, a zapewne i wulgarnych uwag, a
potem przełamać wstyd i na oczach całego tłumu dokonać tego
gestu,
którego dokonała, nie wiedząc w sumie na sto procent,
jaka będzie reakcja Jezusa – to
było z jej strony prawdziwym bohaterstwem i to chcemy w
niej docenić.
Ale
najbardziej chcemy zauważyć i podkreślić to, o czym nie wspomina
Ewangelista Łukasz, bo właściwie trudno byłoby to dostrzec, a
mianowicie – moment nawrócenia. Nie słyszymy o tym w
dzisiejszej Ewangelii, bo to się musiało dokonać głęboko w
sercu tej pogubionej dziewczyny.
My dzisiaj słyszymy tylko, że
prowadziła w mieście życie grzeszne, a potem słyszymy o tym,
czego dokonała na uczcie. Nie
słyszymy jednak o tym, co stało się pomiędzy jednym a
drugim.
A tym czymś był właśnie ów moment, w
którym kobieta ta powiedziała sobie: „Dość! Tak dalej
już nie można! Tak dalej po prostu nie da
się żyć!”

Nie
jesteśmy w stanie tego momentu dostrzec, bo – jak wspomnieliśmy –
dokonał się on w ciszy serca, niemniej jednak nie mamy wątpliwości,
że moment ten nastąpił i właściwie to ten moment jest w całej
tej historii najważniejszy. Moment nawrócenia. Zmiany sposobu
życia. Moment odważnej decyzji. Bardzo ważny moment.
Najważniejszy…
Chociaż niewidoczny, niedostrzegalny… Moment
uświadomienia sobie, co się do tej pory robiło, jak się żyło, a
jak powinno się żyć – i co natychmiast trzeba zmienić.
Taki
moment miał miejsce w historii Dawida.
Dzisiaj o tym słyszymy w
pierwszym czytaniu. W przeciwieństwie do dziewczyny opisanej w
Ewangelii, o której wiemy, że prowadziła życie grzeszne, o
Dawidzie powiedzieć możemy, iż był dobrym królem i
oddanym sługą Bożym.
Zresztą,
sam Bóg, przez usta Proroka Natana, przypomniał
Dawidowi, jak bardzo działał w jego życiu,
jak bardzo hojnie
mu błogosławił, jak prowadził go niemalże za rękę przez życie,
pomagając pokonywać rozmaite trudności, a nade wszystko –
poprzez to, że dał mu królestwo. Nie
ma więc wątpliwości, że Bóg bardzo wiele uczynił i
podarował Dawidowi.
Bardzo mu zaufał, bardzo na niego liczył,
a tymczasem Dawid dopuścił się czynu, który nie licował
nie tylko z godnością królewską, ale nawet z godnością ludzką!
Oto
bowiem wysyłając swoje wojska na bitwę, rozkazał postawić
Uriasza Chetytę w pierwszym szeregu tak, aby zginął w walce.
I
kiedy tak się rzeczywiście stało, wziął jego żonę. Taki cel
sobie już wcześniej postawił – i dopiął swego. Nikt by pewnie
tego nie zauważył, a nawet gdyby
ktoś zauważył, to i tak
by się nie
odezwał, bo
kto by się odważył „zadrzeć” z królem? Całą
jednak sprawę dokładnie widział Bóg, bo –
jak przecież wiadomo – przed Jego oczyma nie ukryje się nic.
Toteż
do Dawida przybył Prorok Natan, który w imieniu Boga stwierdził
bez ogródek: Zabiłeś mieczem Chetytę Uriasza!
Zabiłeś mieczem! Zauważmy – nie padło stwierdzenie:
„Naraziłeś na śmierć!”, albo: „Przyczyniłeś się do
śmierci!”. Nie! Prosto i jasno: to ty zabiłeś!
I cóż?
Jak
słyszeliśmy dzisiaj w pierwszym czytaniu, Dawid nie próbował
się tłumaczyć,
odkręcać „kota ogonem”, mówiąc, że
jest niewinny… Nie zwołał też konferencji prasowej, aby tak, jak
to sprawnie czynią niektórzy dzisiejsi politycy, z
fantazją i wypiekami na twarzy przekonywać wszystkich, że
czarne to tak naprawdę jest białe, a zimne to tak naprawdę jest
gorące.
Dawid nie przyjął takiej linii działania, ale wręcz
przeciwnie – od razu przyznał się: Zgrzeszyłem wobec Pana.

Bóg
wybaczył mu jego postępek, chociaż – jak wiemy z dalszej części
Księgi Samuela – kara Boża go nie ominęła. Jednakże Bóg mu
wybaczył, dał mu szansę, ponownie mu zaufał.
A to znaczy, że
ów moment, o jakim mówiliśmy w odniesieniu do kobiety z Ewangelii,
a więc moment nawrócenia, musiał w życiu Dawida dokonać się
właśnie w tej chwili, kiedy
przemówił do niego Prorok Natan. To właśnie wtedy w sercu
Dawida musiało coś drgnąć na tyle skutecznie,
iż uświadomił sobie, jak
bardzo zasmucił Boga.
Widzimy
zatem, Kochani, dwie konkretne postawy, dwa przykłady życia
niezgodnego z wolą Bożą, ale jednocześnie – dwa przykłady
powrotu do Boga.
I w jednym, i w drugim przypadku, miało miejsce
jasne uświadomienie sobie całej sytuacji. I w jednym, i w
drugim przypadku, zapadła bardzo odważna decyzja o
zawróceniu ze złej drogi, a zwróceniu się ku Bogu.
I
w jednym, i w drugim przypadku trzeba było pokonać wiele
wewnętrznych oporów, bo dziewczyna z Ewangelii musiała
przełamać wstyd
z powodu zwróconych na siebie tylu oczu i z
powodu tylu krytycznych uwag, z kolei Dawid musiał ukorzyć się
przed Bogiem
mimo swego majestatu królewskiego i musiał
przyznać się do błędu pomimo, że królowie i władcy raczej
znani są z tego, iż się „nie mylą” i nie muszą nikogo
nigdy przepraszać.
To oni zwykle mają rację i jakikolwiek
sprzeciw wobec ich kaprysu wywołuje raczej ich furię. Tym razem
jednak Dawid, jako król właśnie, przyznał się
do błędu i 
powrócił do Boga.
Z
obu tych sytuacji wyprowadzamy bardzo konkretne wnioski dla nas.
Chcemy się od ewangelicznej kobiety, jak również od Dawida,
nauczyć odwagi, z jaką oni podjęli myśl o nawróceniu.
Chcemy, tak samo jak oni, szybko i bez odwlekania postanowić sobie,
że oto teraz, natychmiast, dzisiaj – zrywamy
ze złem i zaczynam
y żyć po nowemu.
Owszem,
nie jest to takie proste. Bo wystarczy
tylko przypomnieć sobie, jak długo zwykle dojrzewa
w naszych sercach chociażby decyzja
o pójściu do Spowiedzi! Kiedy
bowiem rodzi się już myśl, że może trzeba byłoby
wreszcie skorzystać z Sakramentu Pojednania, najczęściej wtedy
pojawia się wiele sytuacji i
okoliczności, w obliczu których człowiek myśli sobie,
że jeszcze jest czas, że nie trzeba się spieszyć, bo i po co.

I nawet kiedy już uda się to wszystko przełamać i jednak przyjść
do Spowiedzi – jakże wtedy nieraz trudno wyznać szczerze i do
końca swoje grzechy.
Ileż
to razy zdarza się, że grzechy
ciężkie w naszym wyznaniu pojawiają się gdzieś pod
koniec, albo 
tak „wtrącone” pomiędzy inne
grzechy,
bo może akurat uda się je szybko wypowiedzieć, a przy
okazji chrząknąć – i ksiądz nie zwróci na nie
uwagi.
A może nie dosłyszy… Ileż to razy jest tak, że
mówimy o grzechach w sposób bardzo ogólny, niejasny, posługując
się pojęciami, pod którymi
bardzo wiele można by zmieścić, zamiast nazwać odważnie
grzech „po imieniu”: co zrobiłem, kiedy, w jakich
okolicznościach?…
Kochani,
to jest zrozumiałe, że w takiej sytuacji jest nam ciężko, bo
trzeba przełamać wstyd.
Ale trzeba go właśnie przełamać, bo
inaczej to nie spowiednika, a już tym bardziej nie Pana Boga, ale
samych siebie oszukujemy.
Jeżeli lekarz nie nazwie dokładnie
choroby, nie określi ze szczegółami wszystkich jej objawów, tempa
i okoliczności jej rozwoju, a najwyżej stwierdzi w sposób ogólny,
iż jest to na przykład choroba serca, to z pewnością taka
diagnoza nie przyczyni się do wyleczenia choroby,
bo serce może
„szwankować” na wiele sposobów i w zależności od tego –
trzeba podjąć właściwe leczenie. Żaden odpowiedzialny
lekarz nie poprzestanie na tak sformułowanej diagnozie.
Podobnie
jest, gdy idzie o chorobę duszy:
nie można poprzestać na diagnozie ogólnej, niejasnej,
mętnej, a czasami celowo zaciemnianej.
Dlatego nie dziwmy się,
Kochani, że ksiądz w konfesjonale
o pewne rzeczy dopytuje. Nie dlatego to robi, że czerpie z
tego jakąś przyjemność, albo pisze książkę. To nie księdzu
jest potrzebne doprecyzowanie wyznania grzechów,
bo ksiądz –
jeśli już tak zupełnie po ludzku na to patrzeć – nie będzie
narzekał, jeśli Spowiedź będzie prostsza, krótsza, kiedy
problemy na niej poruszone będą stosunkowo łatwe do
rozstrzygnięcia.
Pamiętajmy
o tym, Kochani, że dla spowiednika podjęcie rozmowy z penitentem i
wskazanie mu jakichś konkretów wiąże się z niemałym
wysiłkiem duchowym, intelektualnym;
wiąże
się z wzięciem na swoje barki bardzo konkretnej
odpowiedzialności za tego człowieka.
I nie mówię tego tutaj
po to, aby narzekać, ale po to, aby jasno stwierdzić, że nie
dla ciekawości spowiednika poruszane są pewne problemy, ale dla
dobra penitenta,
który kiedy jasno nazwie rzeczy „po imieniu”,
kiedy dokładnie i precyzyjnie określi, co zrobił, jak postąpił,
na czym polegało zło jego uczynku, wtedy
będzie mógł podjąć konkretną i – co najważniejsze
– skuteczną pracę nad sobą.
Jeżeli
natomiast przed samym sobą będzie udawał, czy też ukrywał prawdę
o sobie, o swoim życiu, o swoich postępkach takich i innych, to
wówczas sam na tym najwięcej straci.
Przykład
grzesznej dziewczyny z dzisiejszej Ewangelii i przykład Dawida
zachęca nas do odważnego stawiania sobie przed oczami stanu
swojej duszy
i podejmowania w
kierunku jej ratowania bardzo określonych, czasami wręcz
radykalnych działań.
Im dłużej natomiast będziemy ten proces
odwlekali, im dłużej będziemy w ogóle odwlekali Spowiedź, im
bardziej będziemy próbowali zaciemniać rzeczywistość i w jakiś
mętny sposób wyznawać swoje grzechy, tym trudniej będzie nam
się przełamać, żeby wreszcie pójść do tej Spowiedzi.
I
tym trudniej będzie nam wyznać na Spowiedzi całą prawdę, a w
konsekwencji – tym trudniej będzie nam pokonać w sobie grzech
i różne złe przyzwyczajenia.
Im bowiem decyzja o zawróceniu
ze złej drogi jest szybsza, im bardziej zdecydowana, im bardziej
konkretna i odważna – tym
bardziej nawrócenie
staje się skuteczne, trwałe, i następuje
szybciej.
A
wówczas również szybciej pozbędziemy się tego, co w naszych
duszach ciemne, wstydliwe, krępujące; tego, co nas w jakiś sposób
kompromituje, co powoduje ciągły wyrzut sumienia, jakiś wewnętrzny
niepokój, natomiast nasze serca staną się w ten sposób
przygotowane i otwarte na to, by Jezus mógł w nim zamieszkać.
I
wtedy każdy z nas będzie mógł z całą mocą i świadomością
powtórzyć te kapitalne słowa, jakie dzisiaj Paweł Apostoł
zapisał w Liście do Galatów: Teraz zaś już nie ja żyję,
lecz żyje we mnie Chrystus
!

4 komentarze

  • Słowo Boże z dzisiejszej niedzieli przypomniały mi zdarzenie o którym tu kiedyś wspominałam, o Alkoholiku, który publicznie w kościele prosił Jezusa o wyzwolenie go z nałogu. Opinie o wydarzeniu docierały do Księdza różnorakie ale fakt jest taki że Pan dotknął go odważną decyzją do pójścia " na odwyk ". Głęboko wierzę, że poprzez ręce lekarzy, ich wiedzę i umiejętności, Jezus dokona reszty. Jego i mojego sąsiada z podobnym problemem powierzam w modlitwie Bogu.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.