Oto chwała Boga przyszła…

O
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny obchodzi Ewa Olender, Osoba zaprzyjaźniona z Celestynowa, Mama Lektora Szymona. Dziękując Jubilatce – i całej Rodzinie – za przyjaźń, stały kontakt i wzajemne wsparcie, życzę Pani Ewie takiej pobożności, pogody ducha i dobroci serca, jaką emanuje na co dzień. I jeszcze życzę… trochę lepszego zdrowia… Obiecuję – jak codziennie – wsparcie w modlitwie!
     Rocznicę ślubu natomiast przeżywają dzisiaj Kasia i Rafał Szewczakowie. Rafała poznałem jako Lektora na pierwszym moim wikariacie – i tak się jakoś do dzisiaj kontaktujemy, najczęściej telefonicznie. Ale niekiedy udaje się też spotkać. Dziękując Kasi i Rafałowi za życzliwość i właśnie ten stały kontakt, życzę im stałej radości z małżeństwa i rodzicielstwa – czyli stałej pociechy ze wspaniałych Bliźniaków! Niech Im Pan we wszystkim błogosławi – będę się o to modlił.
        A ja zamieszczam słówko tak wcześnie, bo zaraz ruszam do Miastkowa, gdzie już o 7.00 będzie potrzebna pomoc duszpasterska. A potem jadę do Domu rodzinnego, gdzie dzisiaj – właśnie w gronie Rodziny i Przyjaciół – będziemy świętować „czterdziestkę” Marka. Póki co, nie wiem, czy Marek będzie zdmuchiwał na torcie czterdzieści świeczek, czy jakąś jedną… Może gromnicę?… Zobaczymy…
           Życzę Wszystkim błogosławionego dnia!
                                      Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Sobota
20 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Bernarda, Opata i Doktora Kościoła,
do
czytań: Ez 43,1–7a; Mt 23,1–12

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:
Anioł
poprowadził mię ku bramie, która skierowana jest na wschód. I oto
chwała Boga Izraela przyszła od wschodu, a głos Jego był jak szum
wielu wód, a ziemia jaśniała od Jego chwały. Było to widzenie
równe temu, które oglądałem wtedy, gdy przyszedł, by zniszczyć
miasto, widzenie równe temu, które oglądałem nad rzeką Kebar. I
upadłem na twarz.
A
chwała Pańska weszła do świątyni przez bramę, która skierowana
była ku wschodowi. Wtedy uniósł mię duch i zaniósł mię do
wewnętrznego dziedzińca. A oto świątynia pełna była chwały
Pańskiej.
I
usłyszałem, jak ktoś mówił do mnie od strony świątyni, podczas
gdy ów mąż stał jeszcze przy mnie. Rzekł do mnie: „Synu
człowieczy, to jest miejsce tronu mojego, miejsce podstawy mych
stóp, gdzie chcę na wieki mieszkać pośród Izraelitów”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: „Na
katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie
więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie
naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary
wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz
sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają
w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje
filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne
miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich
pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi.
Otóż
wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz
Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie
nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie.
Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest
tylko wasz Mistrz, Chrystus.
Największy
z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie
poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.

Liturgia
Słowa zestawia dzisiaj dwa obrazy, które w swej treści są sobie
nawzajem zupełnie przeciwstawne. Oto w pierwszym czytaniu
został nam ukazany obraz wielkiej chwały Bożej, podczas gdy
w Ewangelii zobaczyliśmy obraz uzurpowanej chwały człowieka.
Ten pierwszy obraz tchnie wielkością i majestatem, podczas
gdy ten drugi – śmiesznością i fałszem. Obraz pierwszy
przedstawia Boga, który swą chwałę objawia człowiekowi; Boga,
który w swej chwale jaśnieje i zachwyca. Obraz drugi
przedstawia człowieka, który niezdarnie „gramoli się” na
katedrę
wielkiego Przewodnika ludu Bożego, aby stamtąd
roztaczać może i wzniosłe, ale fałszywe teorie.
I
to fałszywe nie dlatego, że w swej treści zawierają jakieś
nieprawdziwe wskazania. Wprost przeciwnie! Wyraźnie sam Jezus
zastrzega, że to, co owi uzurpatorzy mówią i czego nauczają, jest
słuszne i należy tego przestrzegać.
Jeżeli natomiast mówimy
o fałszu w ich nauczaniu, to w tym sensie, że sami kompromitują
to, co mówią
– tym, że nie żyją tak, jak nauczają.
Są więc w swoim przekazie zupełnie, ale to zupełnie fałszywi!

I
zupełnie fałszywa, i całkowicie nieuprawniona jest chwała,
jaką radzi by sobie byli przypisywać,
zasiadając na katedrze
Mojżesza. Owszem, oni by chcieli być tak poważanymi przez lud, jak
Mojżesz, ale dążyli do tego nie tak, jak Mojżesz. A już
tym bardziej – na pewno nie tak, jak Jezus.
Zaznaczając
bowiem, że ani Mojżesz, ani Jezus nigdy nie dążyli do
zdobywania poklasku
u ludzi i budowania jakiejkolwiek pozycji w
oczach ludzi, to jednak fakt, że taki autorytet i pozycję
posiadali, wynikał właśnie z prawości ich postępowania! Ich
chwała, a precyzyjniej: Boska chwała Jezusa i ukazywana
przez Mojżesza i wielkich Proroków chwała samego Boga – była
zawsze prawdziwa.
Chwała ludzka natomiast jest z gruntu
fałszywa,
a tego, kto chce ją sobie przypisać, naraża w
najłagodniejszym wymiarze na śmieszność, a w tym nieco
bardziej radykalnym – na grzech i ostatecznie: gniew Boży!
Dlatego
Jezus dzisiaj tak mocno i jednocześnie tak bardzo wprost, bez
„ogródek” i specjalnej dyplomacji, demaskuje postawę owych
fałszywych reprezentantów chwały Bożej, w dokładnie:
budowniczych chwały własnej, tak oto wyliczając wszystkie
elementy ich postawy: Mówią bowiem, ale sami nie czynią.
Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom
na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe
uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać.
Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów.
Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w
synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie
nazywali ich Rabbi.
Jakie
wrażenie robi na nas taki obraz? Czy z takich ludzi można się nie
śmiać, lub patrzeć na nich inaczej, niż tylko z politowaniem? Jak
bardzo też ten obraz – podkreślmy to jeszcze raz – kontrastuje
z tym, ukazanym w pierwszym czytaniu, gdzie słyszymy zachwyt
Proroka nad niezwykłym blaskiem,
jaki ukazał się jego oczom?
Widząc
to zestawienie, chyba wyciągamy proste wnioski dla swego życia i
postawy, że człowiek o tyle jest wielki, o ile jest w stanie
uniżyć się przed Bogiem
– i o ile naprawdę chce
uniżyć się przed Bogiem. A staje się śmieszny i żałosny,
jeżeli za wszelką cenę chce zająć miejsce Boga, „gramoląc
się” już nie tylko na katedrę Mojżesza czy innego, wielkiego
przedstawiciela Boga, ale niejako na tron samego Boga! Tak zaś
jest zawsze wtedy, kiedy człowiek chce dla siebie samego, lub dla
innych, być ostateczną wyrocznią czy najwyższym autorytetem
– pomijając przy tym Boga!
Używając
jeszcze innej analogii – nazwijmy ją „astronomiczną” –
możemy stwierdzić, że człowiek świeci najjaśniej, kiedy świeci
światłem odbitym od blasku Bożego, niczym księżyc,
świecący światłem odbitym od słońca. Kiedy natomiast człowiek
próbuje wzniecić w sobie jakiś własny blask, bez związku z tym
Bożym blaskiem, to szybko okazuje się, że jest to jakieś tanie
świecidełko, albo dym, który wżera się w oczy,
ale na pewno
nie niesie tego uspokojenia i pogody ducha, jakie daje światło
prawdziwe.
Człowiek
jest więc – żeby to raz jeszcze powtórzyć – wtedy wielki i
wtedy jest dla innych autorytetem, przykładem i wzorem, kiedy jest
bezpośrednim przekazicielem Bożego światła i Bożej chwały.
Jeżeli próbuje natomiast przekazywać coś wyłącznie od
siebie,
wtedy staje się śmieszny i godny politowania.
Dobrze
sprawy te rozumiał i wzorowo w swoim życiu „poustawiał” Patron
dnia dzisiejszego, Święty Bernard. Urodził się on
we Francji, pod Dijon, w rycerskim rodzie burgundzkim, w 1090
roku.
Jego ojciec należał do miejscowej arystokracji, matka zaś
była córką hrabiego.
Jako
chłopiec Bernard uczęszczał do szkoły prowadzonej przez kanoników
diecezjalnych. Ojciec planował dla niego wielką karierę na
dworze
księcia Burgundii. Jednak w pewne Boże Narodzenie
Bernardowi miało się pojawić Dzieciątko Jezus i zachęcać go,
aby poświęcił się służbie Bożej.
W
roku 1107, kiedy Bernard miał siedemnaście lat, zmarła mu matka.
Zwrócił się wówczas do Maryi, by mu zastąpiła matkę
ziemską.
Zapewne ten fakt zaowocował jednym z bardziej
charakterystycznych rysów jego duchowości, jakim było tkliwe
nabożeństwo do Bożej Matki.
Kiedy
miał lat dwadzieścia dwa, wstąpił do surowego opactwa
cystersów w Citeaux,
pociągając za sobą trzydziestu
towarzyszy młodości!
Niedługo potem również jego ojciec
wstąpił do tego opactwa. Żywoty Bernarda podają nawet, że wśród
miejscowych kobiet i dziewcząt powstała wręcz panika, iż nie będą
miały mężów, bo wszystko, co było najszlachetniejsze z
„męskiego rodu”, Bernard zabrał do zakonu!
Oczywiście, to
takie trochę może anegdotyczne, ale swego powołania nasz Patron
nie traktował w sposób lekki czy swobodny. Wprost przeciwnie!
Nadmierne
pokuty,
jakie zaczął sobie zadawać, tak dalece zrujnowały
jego organizm, że był już bliski śmierci. Kiedy wiec tylko poczuł
się nieco lepiej, otrzymał możliwość „wykazania” się
przed Bogiem w nieco inny sposób.
Oto bowiem, wraz z dwunastu
towarzyszami został wysłany przez swego opata, Świętego Stefana,
do założenia nowego opactwa w diecezji Langres. Miejscu, w
którym się znalazł, od znajdującej się tam pięknej kotliny
nadał nazwę: „Jasna Dolina”, co po łacinie przetłumaczymy na:
„Clara Valais” – i stąd obecna nazwa: Clairvaux. Jako
pierwszy opat tegoż klasztoru otrzymał święcenia kapłańskie.
Miał wówczas dwadzieścia pięć lat.
W
założonym przez siebie klasztorze pozostał przez trzydzieści
osiem lat jako opat.
Z tego miejsca też rozpowszechniał zakon
cysterski, zakładając sześćdziesiąt osiem nowych opactw,
toteż z czasem nadano mu tytuł współzałożyciela zakonu
cystersów!
Bernard nadał mu bowiem niebywały dotąd rozwój w
całej Europie. Co więcej, oprócz nowych kandydatów w szeregi jego
synów duchowych zaczęli się zaciągać także zwolennicy
reformy z wielu opactw benedyktyńskich.
Jednak
Bernard był nie tylko gorliwym opatem swojej rodziny zakonnej.
Zasłynął również jako myśliciel, teolog i mistyk. Umiał
łączyć życie czynne z kontemplacją. Mając w ciągu dnia tak
mało czasu na rozmowę z Bogiem, poświęcał na nią długie
godziny nocy.
Założył około trzystu fundacji zakonnych, w tym
także cysterską fundację w Jędrzejowie.
Całym
swoim pracowitym życiem, przy pomocy łaski Bożej, wywarł
znaczący wpływ na życie Kościoła swej epoki.
Był jedną z
największych postaci XII wieku. Nazywano go „wyrocznią
Europy”.
Był obrońcą Papieża Innocentego II. Położył
kres schizmie Anakleta w Rzymie. Napisał regułę templariuszy
zakonu powołanego w 1118 roku do ochrony pielgrzymów od napadów i
stania na straży Grobu Chrystusa. Wyjednał także u Papieża jej
zatwierdzenie.
W
sposób jasny i energiczny bronił czystości wiary. Wystąpił
przeciwko tezom Abelarda – człowieka bardzo awanturniczego i
traktującego prawdy wiary w sposób przesadnie intelektualny.
Skłonił go nawet do pojednania z Kościołem!
Jednak
w sposób zasadniczy zasłynął Bernard swymi pismami. Jest ich
wiele: od drobnych rozpraw teologicznych, poprzez utwory ascetyczne,
modlitwy, kończąc na listach i kazaniach. Spośród ułożonych
przezeń modlitw wszyscy chyba najbardziej znamy tę do Matki
Bożej, zaczynającą się od słów: „Pomnij, o Najświętsza
Panno Maryjo
…”. Wśród listów, zachował się – między
innymi – list do biskupa krakowskiego.
Ponadto,
wyróżniał się nasz Święty wielkim nabożeństwem do Męki
Pańskiej:
widok krzyża wywoływał u niego szczere łzy, a
bracia zakonni widzieli nieraz, jak ciepło i serdecznie rozmawiał z
Chrystusem Ukrzyżowanym. Nadzwyczajny dar wymowy zjednał mu
tytuł „doktora miodopłynnego”.
Zmarł
w Clairvaux, w dniu 20 sierpnia 1153 roku. W roku 1174
kanonizował go Papież Aleksander III, zaś papież Pius VIII w 1830
roku ogłosił go Doktorem Kościoła.
Wpatrując
się we wzór, jakie daje nam swoją postawą Święty Bernard oraz
słuchając Słowa, jakie podarował nam dzisiaj Pan, pomyślmy w
skupieniu:
– Jak
opanowuję pragnienie przesadnego „błyszczenia” przed ludźmi?
– Czy
każdą pochwałę lub słowa uznania, jakie otrzymuję, przekazuję
dalej – do właściwego Adresata?
– Czy
swoimi słowami lub postawą nie odciągam ludzi od Boga, lub też
nie przysłaniam im Boga?

Największy
z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie
poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony!

8 komentarzy

  • – Zabić nieprzyjaciela dla Chrystusa, to pozyskać go dla Chrystusa. – – „Pochwała rycerstwa”
    – Chrześcijanin chlubi się zabiciem poganina, gdyż w ten sposób wielbi Chrystusa .-„Pochwała rycerstwa”, III, 4.

    – Umrzeć lub zabić dla Chrystusa nie jest czymś zbrodniczym, a. chwalebnym. – „Pochwała rycerstwa”.

    Miły staruszek… Wzór na dzisiejsze czasy… Brrr…

  • – Zabić nieprzyjaciela dla Chrystusa, to pozyskać go dla Chrystusa. – – „Pochwała rycerstwa”
    – Chrześcijanin chlubi się zabiciem poganina, gdyż w ten sposób wielbi Chrystusa .-„Pochwała rycerstwa”, III, 4.

    – Umrzeć lub zabić dla Chrystusa nie jest czymś zbrodniczym, a. chwalebnym. – „Pochwała rycerstwa”.

    Miły staruszek… Wzór na dzisiejsze czasy… Brrr…

    • Oj Janku, Janku – widzę, żeś znów oderwał się od realiów i historycznych i dzisiejszych :). A może nigdy w realnym świecie nie byłeś? Zawsze w michtriksie :)?

    • – Do rzeczy! Twoje uwagi nie czynią na nikim wrażenia. Do rzeczy… Której z inkryminowanych myśli [i paru innych równie haniebnych] nie powiedział ten święty wzór miłości chrześcijańskiej? Jeśli nie masz niczego konstruktywnego do powiedzenia – zamknij się!

    • – Do rzeczy! Twoje uwagi nie czynią na nikim wrażenia. Do rzeczy… Której z inkryminowanych myśli [i paru innych równie haniebnych] nie powiedział ten święty wzór miłości chrześcijańskiej? Jeśli nie masz niczego konstruktywnego do powiedzenia – zamknij się!

    • Jan za to twoje robia bo sa chamskie.A zamyka to się klapa od śmietnika a nie człowiek.Robert co jedyne moglby milczeć,ale szczerze wolałabym abyś ty to zrobił.M

    • Dziękuję M 🙂
      @ Janek: powtarzam do rzeczy – "widzę, żeś znów oderwał się od realiów i historycznych i dzisiejszych :". Patrzysz na świat z pozycji kanapowo – smartfonowego człowieczeństwa, wytworu początków XXI w. Czy nie pojmujesz, że kiedyś ludzie żyli w innym świecie? W innych warunkach historycznych, innych zagrożeniach i wyzwaniach, które przed nimi stały? To pytania retoryczne, bo nieraz udowodniłeś, że tego nie rozumiesz. Co do mojego zamknięcia się, to kolejny raz – internetowy bohaterze – zachęcam do powiedzenie mi tego w oczy, twarzą w twarz, panie Mazur. Odległość nie stanowi dla mnie problemu, gdybyś się zdecydował.

    • Tylko dlatego, że bezczelna wypowiedź człowieka, podpisującego się jako "Jan – jakiś tam" została skomentowana, nie została usunięta. Bo na to jedynie zasługuje.
      NIE ŻYCZĘ SOBIE NA TYM BLOGU STWIERDZEŃ W STYLU: ZAMKNIJ SIĘ!
      Jeżeli nie stać Cię na kulturalny styl rozmowy, nie wypowiadaj się w ogóle. Takie chamskie odzywki będę konsekwentnie usuwał! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.