Kto może być uczniem Jezusa?…

K
Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, bardzo serdecznie
pozdrawiam ze Szklarskiej Poręby i życzę błogosławionego dnia!
Zachęcam
do oglądania transmisji z kanonizacji Matki Teresy z Kalkuty.
Jednocześnie przypominam o tym, że dzisiaj jest pierwsza niedziela
miesiąca.
A
jutro – wreszcie, po bardzo długiej przerwie – słówko z
Syberii!
Na
głębokie i radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was
błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty.
Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
23
Niedziela zwykła, C,
do
czytań: Mdr 9,13–18b; Flm 9b–10.12–17; Łk 14,25–33
CZYTANIE
Z KSIĘGI MĄDROŚCI:
Któż
z ludzi rozezna zamysł Boży albo któż pojmie wolę Pana?
Nieśmiałe są myśli śmiertelników i przewidywania nasze zawodne,
bo śmiertelne ciało przygniata duszę i ziemski przybytek obciąża
lotny umysł.
Mozolnie
odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką,
a któż wyśledzi to, co jest na niebie? Któż poznał Twój
zamysł, gdybyś nie dał Mądrości, nie zesłał z wysoka Świętego
Ducha swego?
I
tak ścieżki mieszkańców ziemi stały się proste, a ludzie
poznali, co Tobie przyjemne, a wybawiła ich Mądrość.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILEMONA:
Najdroższy:
Jako stary Paweł, a teraz jeszcze więzień Chrystusa Jezusa, proszę
cię za moim dzieckiem, za tym, którego zrodziłem w kajdanach, za
Onezymem. Jego ci odsyłam; ty zaś jego, to jest serce moje,
przyjmij do domu. Zamierzałem go trzymać przy sobie, aby zamiast
ciebie oddawał mi usługi w kajdanach noszonych dla Ewangelii.
Jednakże postanowiłem nie uczynić niczego bez twojej zgody, aby
dobry twój czyn był nie jakby z musu, ale z dobrej woli. Może
bowiem po to oddalił się od ciebie na krótki czas, abyś go
odebrał na zawsze, już nie jako niewolnika, lecz więcej niż
niewolnika, jako brata umiłowanego. Takim jest on zwłaszcza dla
mnie, ileż bardziej dla ciebie zarówno w doczesności, jak w Panu.
Jeśli więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak
mnie.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Wielkie
tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: „Jeśli
kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki,
żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być
moim uczniem.
Kto
nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim
uczniem.
Bo
któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw, a nie
oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby założył
fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy patrząc na to
zaczęliby drwić z niego: «Ten człowiek zaczął budować, a nie
zdołał wykończyć».
Albo
który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem,
nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi
może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga
przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest
jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
Tak
więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie
może być moim uczniem”.

Duże
wymagania stawia Jezus swoim uczniom. Słyszymy w Ewangelii
stwierdzenie, że nie może być uczniem Pana ten, kto nie wyrzeka
się wszystkiego, co posiada.
Wszystkiego… Chciałoby się
wyrazić wątpliwość, czy to jednak rzeczywiście nie za dużo?
Mieć w nienawiści ojca i matkę, żonę i dzieci, braci
i siostry, a nadto i siebie samego – czy Jezus nie wymaga zbyt
wiele?
I
żeby uspokoić serce, i uciszyć obawy, powiedzmy od razu, że nie
chodzi tu o nienawiść w znaczeniu dosłownym
– z jakim
najczęściej kojarzy się nam to słowo, a więc w znaczeniu
„zapiekłej” złości, za wszelką cenę dążącej do
wyrządzenia zła
i dokonania zemsty.
Mówiąc
tutaj o nienawiść wobec najbliższych, Jezus ma na myśli
odpowiednie ustawienie hierarchii wartości: nic, a nawet nikt
nie może stanąć na drodze ucznia do Mistrza, na naszej drodze do
Jezusa. Jeżeli chcemy być uczniami Pana, to On sam musi zająć
w naszym życiu miejsce pierwsze i naczelne,
a wszystkich
bliskich – jak najbardziej – mamy otoczyć szczerą miłością,
jednak ma to być miłość wynikająca z miłości do Jezusa,
związana z miłością do Niego.
Jeżeli
natomiast ktoś tak bardzo kocha swoje dziecko, że nie śmie zwrócić
mu uwagi i przestrzec przed złem, bezkrytycznie pozwalając
mu na wszystko, to trudno taką miłość nazwać szczerą i
prawdziwą. Jest to miłość fałszywa i – co jeszcze
gorsze – szkodliwa, bowiem utrwala tylko zło w sercu
młodego człowieka.
Podobnie,
jeżeli żona tak bardzo wpatrzona jest w męża, że ulega mu na
każdym kroku
i kiedy ten zrywa kontakt z Bogiem, przestaje
uczestniczyć we Mszy Świętej, przestaje się modlić, a ona –
żeby nie denerwować męża i nie czynić mu wyrzutów –
nie reaguje na to, albo sama zaczyna postępować podobnie, to
naprawdę trudno mówić tutaj o miłości prawdziwej!
Dlatego
Jezus zwraca dzisiaj uwagę, że Jego Prawo, Jego wola i w ogóle –
Jego Osoba musi stanąć w życiu ucznia na pierwszym miejscu. To
właśnie w tym duchu przyjmujemy i te słowa, że kto nie wyrzeka
się wszystkiego, co posiada, nie może być uczniem Pana.
Wszystkiego – bo naprawdę nikt i nic nie może przesłonić
Jezusa,
nie może zagrodzić do Niego drogi. Kto decyduje się na
to, aby być uczniem Pana, musi to dokładnie rozważyć, czy stać
go na to, aby wszystko dla Jezusa pozostawić.
To
tak, jak przyszły budowniczy wieży – musi przemyśleć, czy ma
na wykończenie;
to tak, jak ten, który chce podjąć działania
wojenne – musi rozważyć, czy jest w stanie sprostać
przeciwnikowi.
Jeżeli będzie tylko połowicznie przygotowany,
tak do jednego, jak i drugiego dzieła, to nic nie zyska, wszystko
przegra,
a dodatkowo jeszcze wzbudzi śmiech i urągania.
Podobnie ten, kto Jezusowi chce zaufać tylko połowicznie
nic nie zyska, a dużo może przegrać. Bo Jezusa albo przyjmuje
się na sto procent,
albo się Go na sto procent odrzuca.
Myślę,
że tak samo głęboko zastanawiał się nad swoim krokiem Święty
Paweł, który zwrócił się do Filemona z bardzo konkretną prośbą.
Słyszeliśmy o tym w drugim czytaniu. Filemon, jak wynika z treści
Listu do niego skierowanego, to chrześcijanin, nowo ochrzczony
człowiek,
w dodatku – bardzo związany z Pawłem, być może z
powodu wdzięczności, jaką okazywał Pawłowi za nawrócenie, za
Chrzest, czy jeszcze jakąś inną pomoc, o której szczegółowo nie
wiemy. Niemniej jednak – dość mocno sam Paweł akcentuje ten
moment wdzięczności Filemona i chce go chyba trochę
wykorzystać w sprawie, której się podjął.
Oto
bowiem Filemon, oprócz tego, że jest chrześcijaninem i człowiekiem
oddanym Pawłowi, jest jednocześnie człowiekiem bogatym i
właścicielem niewolników.
Jak wiemy bowiem, chrześcijaństwo
od samego początku rozwijało się w takich warunkach, jakie
zastało, a zniesienie niewolnictwa – to dopiero późniejsza
sprawa. Wiemy także, iż niewolnik – według prawa rzymskiego –
nie miał nic do powiedzenia, nie miał osobowości prawnej,
mógł być sprzedawany, dowolnie traktowany, a nawet zabity. Jak
zwykły przedmiot. Bardzo surowo karano wszelkie próby ucieczki
– jeżeli nie śmiercią, to jakimiś wymyślnymi torturami.
I
oto właśnie Onezym, o którym Paweł dziś wspomina, jest takim
zbiegłym niewolnikiem. Będąc przy Pawle, także stał
się chrześcijaninem.
I oto Paweł mógł go zatrzymać przy
sobie, a wtedy – jak sądzę – nic by mu nie groziło. Filemon
bowiem, nawet gdyby miał chęć ukarać Onezyma, przecież by się
nie odważył wkroczyć do domu Pawła
i zemścić się na
niewolniku. Pomimo tego jednak, że stan taki oznaczał pewne
niebezpieczeństwo, Paweł podjął zaskakującą decyzję:
postanowił odesłać Onezyma do jego pana. Jestem głęboko
przekonany, że – jak ów budowniczy z dzisiejszej Ewangelii –
musiał usiąść i bardzo dokładnie zastanowić się, czy
tak właśnie powinien postąpić, czy sprawa zakończy się
pomyślnie.
Z
jednej strony Filemon nawrócił się na chrześcijaństwo, był
bardzo gorliwy. Jak każdy nowo ochrzczony – miał wielki szacunek
do Pawła. To wszystko było prawdą. Ale było też prawdą, że
jednak Onezym był niewolnikiem Filemona i od niego zbiegł,
więc wcale nie było pewności, czy w duszy Filemona przeważy
miłosierdzie, wynikające z wiary w Chrystusa, czy jednak chęć
zemsty i kary,
wynikająca z prawa.
Sam
Paweł na pewno nie był wolny od tych obaw, bo w swoim Liście
przekonuje swego nowego ucznia, Filemona, aby z miłością
przyjął innego jego ucznia, Onezyma. Przy tym, jak już
wspomnieliśmy, powołuje się na wdzięczność Filemona i na
duchową jego łączność ze sobą. Słyszymy bowiem w ostatnim
zdaniu drugiego czytania takie oto słowa Pawła do Filemona: Jeśli
więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak mnie.

Z
jednej strony Paweł musiał bardzo konkretnie rozważyć wszystkie
„za” i „przeciw”. Z drugiej jednak strony, od samego Filemona
oczekiwał, że
ten
dla miłości do Jezusa poświęci wszystko,

a konkretnie – poświęci
swoje panowanie nad niewolnikiem.
Mówiąc
inaczej – Paweł oczekiwał od Filemona, że skoro ten został
uczniem Chrystusa, to Prawo
Chrystusa, prawo miłości, postawi na pierwszym miejscu,

nie zaś – swoje prawo nad niewolnikiem, prawo do kary i zemsty. W
tym duchu łatwiej może będzie nam zrozumieć tę dziwną –
skądinąd – decyzję Pawła o odesłaniu Onezyma.
Kiedy
dzisiaj przyjmujemy z Bożej ręki dar Słowa i próbujemy je
rozważać, to staramy się wyciągnąć z tego Słowa jakieś
wnioski dla nas. Z pewnością, bierzemy do serca ten wymóg Jezusa,
iżby odsunąć
od siebie wszystko, co zagradza drogę do Niego.

Wspominaliśmy już o osobach, które mogą stanąć na naszej drodze
do Jezusa, ale nie
tylko osoby, bo również pewne rzeczy

lub przyzwyczajenia, czy
też nałogi,
mogą nam w tym przeszkadzać.
Jednak
myliłby się ten, kto by sądził, że sam
jest w stanie pokonać
wszystkie
trudności i przeszkody, stojące
na drodze do Jezusa. Bardzo często bowiem traktujemy sprawę w ten
sposób, że to od
nas samych wszystko zależy

i czynimy sobie wyrzuty, że słaba jest nasza modlitwa, że słaba
jest nasza wiara, że tak bardzo słabo odczuwamy Bożą obecność.
Nie
można nam jednak zapomnieć o tym, że nasze odniesienie do Boga to
nie tylko nasza – i wyłącznie nasza – sprawa,

iż to my zwraca się do Boga, a Bóg dopiero może zareaguje na to,
a może nie. To nie jest tak! Nasza wiara, nasza modlitwa, nasza
chrześcijańska postawa –
to już jest odpowiedź!

W tym dialogu człowieka z Bogiem – to
właśnie Bóg jest pierwszy!

To On pierwszy nas umiłował, czego wyrazem jest to, że nas
stworzył, że codziennie podtrzymuje nas w istnieniu.
Kochani,
kiedy
ostatnio zdaliśmy sobie sprawę

z tego, że każda sekunda naszego życia jest darem Bożym? Przecież
równie dobrze mogłoby nas nie być. To
Bóg pierwszy dał nam natchnienie do wiary,

dał swoje Słowo i Sakramenty, postawił na naszej drodze ludzi,
którzy tak wiele dobra nam wyświadczyli. To On sam kieruje
naszym życiem
i
pomaga rozwiązywać doraźne problemy. A nasza modlitwa, nasza
wiara, nasze dobre uczynki –
to już jest odpowiedź

na tę miłość Jezusa!
I
teraz, kiedy podejmujemy różne decyzje, większe czy mniejsze,
ważniejsze czy mniej ważne, zawsze
zastanawiamy się, jak postąpić.
Nieraz
mamy poważne wątpliwości, czy wybrać takie, czy inne rozwiązanie
sprawy. Jak ów budowniczy z Ewangelii, przeliczamy, czy
wystarczy na ukończenie budowy.
Jak
król, podejmujący walkę, zastanawiamy się, czy
wystarczy sił.

Tyle tylko, że oni mogli
liczyć wyłącznie na siebie.

Budowniczy musiał przeliczyć zawartość swego trzosa i jeżeli
uznał, że jest ona zbyt mała, musiał z budowy zrezygnować. Z
kolei król musiał sprawdzić stan liczebny swego wojska i jeżeli
był on zbyt mały, musiał zrezygnować z wojny.
My
natomiast nigdy
nie liczymy tylko na siebie.
Paweł,
odsyłając Onezyma, liczył na wspaniałomyślność Filemona, miał
w pamięci swoje zasługi wobec niego. Ale z pewnością jeszcze
bardziej liczył na to, że sam
Chrystus, w którego Filemon dopiero co uwierzył,
tak
go natchnie,

ten nie uczyni żadnej szkody swojemu niewolnikowi.
I
właśnie w naszych codziennych sprawach chodzi o coś podobnego.
Chodzi o to, abyśmy – przeliczając
siły na zamiary,

zastanawiając się, jaką w danym momencie podjąć decyzję, jak
rozstrzygnąć tę czy inną sprawę – abyśmy w tym momencie nie
zapomnieli o Chrystusie

i Jego pomoc także uwzględnili w tych swoich rozważaniach.
Po
pierwsze – mamy zastanowić się, jaką
decyzję w danym momencie sam Jezus podjąłby,

gdyby znalazł się w naszej sytuacji, a po drugie – nie wolno nam
zapomnieć, iż nigdy
nie będziemy pozostawieni sami sobie,

zatem tam, gdzie skończą się nasze możliwości, tam otworzą
się przed nami

możliwości Jezusa,

który chce nam pomóc.
Jeżeli
stać nas na to, aby wyrzec
się tego wszystkiego, co stoi na naszej drodze do Niego;

jeżeli stać nas na to, aby Jezusa postawić naprawdę na pierwszym
miejscu – na pewno nie pozostanie to bez odpowiedzi. Jezus
nie zostawi samym tego, kto Mu zaufał.
Ale
trzeba, abyśmy naprawdę uwierzyli w tę Jezusową obecność,
abyśmy nie czynili takiego rozgraniczenia, że z Jezusem
kontaktujemy się na
Mszy Świętej i podczas pacierza, a przy podejmowaniu codziennych
decyzji – to
już sobie damy radę sami.
Otóż
właśnie, przy rozważaniu
najzwyklejszych codziennych spraw

mamy pamiętać, że Jezus jest przy nas, że On sam chce nam pomóc,
On sam chce włączyć się rozwiązywanie naszych problemów,
jeżeli tylko my sami tego będziemy chcieli.
Autor
Księgi Mądrości mówi dzisiaj bardzo dobitnie, w imieniu Boga,
takie oto słowa: Nieśmiałe
są myśli śmiertelników i przewidywania nasze zawodne, bo
śmiertelne ciało przygniata duszę i ziemski przybytek obciąża
lotny umysł. Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem
znajdujemy, co mamy pod ręką, a któż wyśledzi to, co jest na
niebie? Któż poznał Twój zamysł, gdybyś nie dał Mądrości,
nie zesłał z wysoka Świętego Ducha swego? I tak ścieżki
mieszkańców ziemi stały się proste, a ludzie poznali, co Tobie
przyjemne, a wybawiła ich Mądrość.

Słowa
te usłyszeliśmy w pierwszy czytaniu.
Niech
nam zatem Pan da swojego Ducha, niech nas obdarzy mądrością,
abyśmy potrafili wyrzec
się wszystkiego, co utrudnia nam dojście do Niego,

abyśmy potrafili w pełni zaufać Jezusowi i w każdej chwili życia
liczyć tylko
na Jego pomoc…

6 komentarzy

  • Odpowiadając na tytułowe pytanie, mówię że każdy kto chce. Jezus powoływał na swoich uczniów grzeszników, więc ten warunek spełniamy wszyscy. Przeszkodą (lub też nie) może być nasza wolna wola, której nigdy Bóg nas nie pozbawi. Bóg zaprasza, zachęca, pobudza, uczy wyborów, nigdy nie zniewala, nie narzuca wiary ale wyposażył nas w potrzebne instrumenty, dary, byśmy samodzielnie wybierali i nieustannie wspiera nas w drodze za Jezusem Duch Święty, bo Jezus nie zostawił nas samych po Wniebowstąpieniu. Dał nam Pocieszyciela, Kierownika Duchowego, jak obiecał.

    • Trudno powiedzieć, że jest to wprost chwalenie islamu… Przynajmniej ja takiego wrażenia nie odniosłem… Raczej próba łagodzenia napięć. Bo trudno powiedzieć, że nie jest prawdą, iż ludzie ochrzczeni w Kościele Katolickim nie dokonują różnych zbrodni. Naturalnie, trzeba zachować odpowiednią miarę i proporcję w ocenie poszczególnych zjawisk i postaw. Pozdrawiam! Ks. Jacek

    • Ja również nie odbieram tego jako apologetyki Islamu (gdyby papież wychwalał doktrynę Islamu, to pewnie mocniej zacząłbym się zastanawiać nad końcem czasów :)) , ale odbieram to jako politycznie poprawny relatywizm: nie można zestawiać ze sobą bestialskich morderstw motywowanych religijnym fanatyzmem (bezapelacyjnie związanym z Islamem) z takimi czynami, które są z natury nikczemne, ale występują pod każdą szerokością i długością geograficzną, w każdym kodzie kulturowym i w każdym społeczeństwie – to jest nadużycie. Kapłan ponosi na ołtarzu śmierć męczeńską z rąk islamskim fanatyków wykrzykujących Allahu akbar, a dla papieża to czyn motywowany tak samo, jak morderstwo będące np. wynikiem małżeńskiej kłótni. Ciekawe iluż to mułłów, imamów czy zwykłych muzułmanów jest mordowanych przez katolików, czy szerzej chrześcijan? Jak można zestawiać te sprawy stosując demagogię symetrii? Nie rozumiem w jakim celu jest to robione przez Franciszka – jedynie domyślam się, że jest to element ogromnej poczciwości, która w jego wypadku może przysłaniać perspektywę zagrożeń i niestety prowadzi do takich samych utopijnych wniosków, do jakich doprowadził lewacki obłęd brukselskich etatystów, a wyrażający się ukrywaniem prawdy, fałszowaniem danych i cenzurą wiadomości tylko po to, aby przypadkiem nie obudził się w Europie „faszyzm” . Takim działaniem doprowadzili do reakcji dokładnie odwrotnej: no chyba, że to celowe działanie właśnie po to, by doprowadzić do aktów przemocy, do form rewanżyzmu? A wtedy dla przywrócenia „ładu społecznego” wyprowadzi się wojsko i czołgi na ulice i złapie się „za mordy” całe społeczeństwa: i ateistów i chrześcijan i muzułmanów ? A jak się już raz złapie „za mordę”, to w imię bezpieczeństwa już się nie puści i witaj w klubie „1984” Orwella  . Papież od dłuższego czasu jest zafiksowany na emigrantach – modlę się aby z równą energią zabiegał o mordowanych chrześcijan, co zabiega o komfort dobrego samopoczucia muzułmanów we wciąż – przynajmniej teoretycznie – chrześcijańskiej Europie….. Nie wiem, czy idąc ta drogą dalej, nie będziemy przypadkiem przepraszać wszystkich wkoło za to, że w ogóle chodzimy do Chrystusa, do kościoła, za to że bazylika Św. Piotra jest zwieńczona krzyżem, a nie jakimś innym symbolem – nie wiem jak długo jeszcze, ale na razie wciąż jest tam KRZYŻ ….. A wymownym przykładem strusiej postawy katolików było właśnie we Włoszech zasłonięcie czymś a la burka figury Matki Bożej, żeby tylko przypadkiem nie urazić ludzi innych wyznań 😀 (na razie to tylko incydent, ale dokładnie pokazuje trend hipisowskiego katolicyzmu fundowanego wiernym przez niejednego z hierarchów). Już nie wystarczy zakaz ubierania choinek, organizowania jasełek, trzeba chować się z najcenniejszymi symbolami naszej wiary – katakumby czekają….. Czy Jezus wymaga od nas tego, abyśmy wstydzili się Jego Matki? Czy może czegoś dokładnie odwrotnego?

    • Dlatego ja codziennie zanoszę do Boga modlitwę o to, aby Papież Franciszek rozumiał Kościół, a Kościół – rozumiał Papieża Franciszka. Bez żadnych podtekstów – tak po prostu, bardzo szczerze… Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.