Nie piszę tego, żeby was zawstydzić…

N
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzą: Ksiądz Grzegorz Bindziuk, z którym miałem przyjemność współpracować, kiedy był Wikariuszem w Trąbkach, Ksiądz Grzegorz Zaraziński oraz Ksiądz Grzegorz Suchodolski, którego ostatnio nieraz widzieliśmy wszyscy w telewizji, ponieważ był zaangażowany – na szczeblu centralnym – w prace organizacyjne Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Życzę Dostojnym Solenizantom wszelkich dobrych natchnień i wielkiego Bożego błogosławieństwa, by mogli – na wzór swojego Patrona – jednoznacznie świadczyć o Chrystusie.
      A ja dzisiaj pozdrawiam ze Szklarskiej Poręby, gdzie o godzinie 15.00 w miejscowym kościele parafialnym Świętego Maksymiliana Marii Kolbego, sakramentalny związek małżeński zawrą: Anna Orłowska i Tomasz Marczewski. Anna jest Córką naszych Gospodarzy. Chcę serdeczną modlitwą wspierać Nowożeńców, jak i całe Ich Rodziny, by to wielkie wydarzenie pogłębiło Ich więź z Chrystusem i przyniosło wiele Bożych łask i błogosławieństwa!
       A zmieniając już temat, to przypomnę osobom zainteresowanym, że dzisiaj jest pierwsza sobota miesiąca.
                                          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Sobota
22 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Grzegorza Wielkiego,
Papieża
i Doktora Kościoła,
do
czytań: 1 Kor 4,6–15; Łk 6,1–5

CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Miałem
na myśli, bracia, mnie samego i Apollosa ze względu na was, abyście
mogli zrozumieć, że nie wolno wykraczać ponad to, co zostało
napisane, i niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego.
Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie
otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś
nie otrzymał. Tak więc już jesteście nasyceni, już opływacie w
bogactwa. Zaczęliście królować bez nas! Otóż tak! Nawet trzeba,
żebyście królowali, byśmy mogli współkrólować z wami.
Wydaje
mi się bowiem, że Bóg nas, apostołów, wyznaczył jako ostatnich,
jakby na śmierć skazanych. Staliśmy się bowiem widowiskiem
światu, aniołom i ludziom; my głupi dla Chrystusa, wy mądrzy w
Chrystusie, my niemocni, wy mocni; wy doznajecie szacunku, a my
wzgardy. Aż do tej chwili łakniemy i cierpimy pragnienie, brak nam
odzieży, jesteśmy policzkowani i skazani na tułaczkę, i utrudzeni
pracą rąk własnych. Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy,
gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas
spotwarzają. Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i odrazą
dla wszystkich aż do tej chwili.
Nie
piszę tego, żeby was zawstydzić, lecz aby was napomnieć, jako
moje najdroższe dzieci. Choćbyście mieli bowiem dziesiątki
tysięcy wychowawców w Chrystusie, nie macie wielu ojców; ja to
właśnie przez Ewangelię zrodziłem was w Chrystusie Jezusie.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
W
pewien szabat Jezus przechodził wśród zbóż, a uczniowie zrywali
kłosy i wykruszając je rękami, jedli.
Na
to niektórzy z faryzeuszów mówili: „Czemu czynicie to, czego nie
wolno czynić w szabat?”.
Wtedy
Jezus rzekł im w odpowiedzi: „Nawet tegoście nie czytali, co
uczynił Dawid, gdy był głodny on i jego ludzie? Jak wszedł do
domu Bożego i wziąwszy chleby pokładne, sam jadł i dał swoim
ludziom? Chociaż samym tylko kapłanom wolno je spożywać”.
I
dodał: „Syn Człowieczy jest panem szabatu”.

Jeżeli
by tak spojrzeć na dzisiejsze pierwsze czytanie bardzo pobieżnie i
bez należytej refleksji, to można by dojść do wniosku, że Paweł
Apostoł jest człowiekiem małostkowym, który swoim uczniom
czyni jakieś dziwne wyrzuty, pisząc do nich chociażby w ten oto
sposób: Wydaje
mi się bowiem, że Bóg nas, apostołów, wyznaczył jako ostatnich,
jakby na śmierć skazanych. Staliśmy się bowiem widowiskiem
światu, aniołom i ludziom; my głupi dla Chrystusa, wy mądrzy w
Chrystusie, my niemocni, wy mocni; wy doznajecie szacunku, a my
wzgardy. Aż do tej chwili łakniemy i cierpimy pragnienie, brak nam
odzieży, jesteśmy policzkowani i skazani na tułaczkę, i utrudzeni
pracą rąk własnych. Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy,
gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas
spotwarzają. Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i odrazą
dla wszystkich aż do tej chwili.

Myślę,
że tego typu słowa, gdyby zostały wypowiedziane dzisiaj przez
jakiegoś duszpasterza do swoich parafian, spotkałyby się z ostrą
krytyką wszystkich zwolenników „katolickiej poprawności
politycznej”,

że oto taki ironiczny to, że oto jakieś pretensje, nie wiadomo do
kogo i o co czynione; że oto jakieś oskarżenia, rzucane pod
adresem biednych i niewinnych ludzi; że oto to, że oto tamto… Już
sobie wyobrażam komentarze parafian, kiedy by po takich ogłoszeniach
wyszli z kościoła.

Zresztą,
nie wiemy, jak Koryntianie zareagowali na te słowa Pawła. Być
może, przewidując różne ich reakcje, Paweł dodał:
Nie
piszę tego, żeby was zawstydzić, lecz aby was napomnieć, jako
moje najdroższe dzieci. Choćbyście mieli bowiem dziesiątki
tysięcy wychowawców w Chrystusie, nie macie wielu ojców; ja to
właśnie przez Ewangelię zrodziłem was w Chrystusie Jezusie.

I
to – jak się wydaje – właściwie wszystko wyjaśnia.
Bo
mamy tu wprost powiedziane, że to nie
z powodu jakichś osobistych kompleksów

czy poczucia niedowartościowania Paweł tak właśnie się wyrażał,
ale czynił
to z
głębokiej troski o życie duchowe swoich uczniów.

To
był cel nadrzędny i najważniejszy motyw wszelkich działań,
podejmowanych przez Apostoła w odniesieniu do tych, których
prowadził do Chrystusa.
Paweł
zawsze z
wielką miłością i głęboką troską

myślał o nich – i tak do nich się zwracał. Nawet, jeżeli
musiał się przy tym posłużyć językiem
mocnym i wyrazistym,

albo nawet zastosować – jak dzisiaj – swoistą ironię, albo
bezpośrednio wskazać na swoje osobiste zaangażowanie w dzieło ich
zbawienia: zawsze kierował się głęboką troską o ich
prawdziwe
dobro
.
Wiedział bowiem doskonale,
iż jest to zbyt ważna sprawa, aby mogła się rozmyć w
mętnych wodach swoistej poprawności lub wygładzonego języka.

Dążenie
do zbawienia zawsze wiązało
się i stale się wiąże
ze stosowaniem
adekwatnych
środków,

koniecznych do osiągnięcia tegoż celu. Bardzo mocno wybrzmiało to
również w dzisiejszej Ewangelii, gdzie Jezus dość kategorycznie
ostudził
rozpalone głowy

niektórych faryzeuszów, czyniących Jemu i Jego uczniom zarzut:
Czemu
czynicie to, czego nie wolno czynić w szabat?

Odpowiedź
Jezusa właściwie nie pozostawiła
żadnych wątpliwości: Syn
Człowieczy jest panem szabatu.

Bo
przecież szabat był tym Bożym ustanowieniem, które miało
człowiekowi służyć

na drodze do zbawienia, nigdy
zaś człowiekowi szkodzić.

Dlatego dzisiaj Jezus tak jednoznacznie i
stanowczo ucina owe ludzkie, małostkowe dywagacje, ustawiając całą
sprawę w
jasnym świetle Bożej prawdy.

I
chyba właśnie o to chodzi, Kochani, abyśmy i my, w naszym
praktykowaniu i rozwijaniu wiary, byli czytelni
i bezkompromisowi:

abyśmy w taki właśnie sposób o tych sprawach myśleli i mówili,
bez
„wygładzania” i „polerowania”
spraw,
które muszą wybrzmieć mocno i konkretnie – oraz abyśmy nie
obrażali się i nie mieli
żadnych dziwnych pretensji, kiedy ktoś w taki właśnie sposób
będzie mówił do nas. Gdzie, jak gdzie, ale na odcinku wiary
wszelka
poprawność polityczna czy obyczajowa ma się jak najgorzej.

Bo my, chrześcijanie, musimy być w najważniejszych sprawach po
prostu odważni
i jednoznaczni.

Tak, jak Jezus i Jego Apostołowie.
I
tak, jak Patron dnia dzisiejszego, który z tym właśnie problemem
też w jakiś sposób musiał się w swojej posłudze zmierzyć. A
mówimy
tu oczywiście o Świętym
Grzegorzu Wielkim, Papieżu.
Urodził
się on
w
540 roku w Rzymie,
w
rodzinie patrycjuszów. Jego rodzice są kanonizowanymi Świętymi
Kościoła. Młodość spędził w domu rodzinnym, piastując w tym
czasie różne urzędy cywilne, aż doszedł do stanowiska
prefekta – namiestnika Rzymu!
Rzym
pozostawał wówczas pod władzą cesarstwa wschodniego.
Po
czterech latach mądrych i szczęśliwych rządów, w 575 roku
niespodziewanie opuścił tak eksponowane stanowisko i wstąpił
do benedyktynów.
Własny dom rodzinny zamienił na klasztor dla
dwunastu towarzyszy. Ten czyn zaskoczył wszystkich – oto pan
Rzymu został ubogim mnichem!
Dysponując ogromnym majątkiem,
założył jeszcze sześć innych klasztorów w swoich dobrach na
Sycylii.
W
roku 577 Papież Benedykt I mianował Grzegorza diakonem Kościoła
rzymskiego, a w roku 579 Papież Pelagiusz II uczynił go swoim
apokryzariuszem,
czyli przedstawicielem na dworze cesarza
wschodnio – rzymskiego. Grzegorz udał się więc w stroju mnicha
wraz z kilkoma towarzyszami do Konstantynopola, gdzie spędził
siedem lat. Wykazał tam duże umiejętności dyplomatyczne. A
przy okazji nauczył się także języka greckiego.
Doceniając
wielką mądrość i roztropność Grzegorza, Papież Pelagiusz II
wezwał go z powrotem do Rzymu,
by mu pomagał bezpośrednio w
zarządzaniu Kościołem i służył radą. Miał jednocześnie
pełnić obowiązki osobistego sekretarza Papieża. Od roku 585 był
także opatem klasztoru. Jednak, kiedy 7 lutego 590 roku zmarł
Pelagiusz II, na jego miejsce lud, senat i kler rzymski jednogłośnie
– przez aklamację – wybra
li Grzegorza. Ten w
swojej pokorze wymawiał się. Napisał nawet do cesarza i do swoich
przyjaciół w Konstantynopolu, by nie zatwierdzano jego wyboru.
Stało się jednak inaczej.
3
października 590 roku odbyła się jego konsekracja na biskupa.
Przedtem przyjął święcenia kapłańskie. Ale oto w tymże
samym 590 roku nawiedziła Rzym jedna z najcięższych w historii
tegoż miasta zaraza. Grzegorz zarządził procesję pokutną dla
odwrócenia klęski.
Wyznaczył siedem kościołów, w których
miały gromadzić się na modlitwie poszczególne stany. Z tych
kościołów wyruszyły procesje do Bazyliki Matki Bożej Większej,
gdzie Papież – elekt wygłosił wielkie przemówienie o
modlitwie i pokucie.
Podczas
procesji, nad mauzoleum Hadriana Grzegorz zobaczył anioła
chowającego wyciągnięty, skrwawiony miecz.
Wizję tę
zrozumiano jako koniec plagi. Została ona utrwalona: do dnia
dzisiejszego nad tym mauzoleum Hadriana, zwanym Zamkiem Świętego
Anioła, dominuje ogromny posąg anioła ze wzniesionym
mieczem.
Pontyfikat
Grzegorza trwał piętnaście lat.
Zaraz na początku swoich
rządów nadał sobie pokorny tytuł, który równocześnie miał być
programem jego pontyfikatu: servus servorum Dei” –
„sługa sług Bożych”.
Do ówczesnych patriarchów
Konstantynopola, Antiochii, Jerozolimy i Aleksandrii skierował
wysłanników z zawiadomieniem o swoim wyborze w słowach pełnych
pokory i przyjaźni, czym pozyskał sobie ich miłość.
Jako
dobry Pasterz Kościoła, codziennie głosił słowo
Boże.
Usunął z kurii papieskiej niegodnych urzędników, a z
diecezji i parafii – niegodnych biskupów i proboszczów. Otaczał
opieką ubogich.
Wielką troską otoczył rzymskie kościoły i
diecezje Włoch. Dla lepszej kontroli i orientacji wyznaczył wśród
biskupów osobnego wizytatora. Był stanowczy wobec nadużyć.
Pozyskał
dla Kościoła królową Longobardów, nie dopuścił do
oddzielenia się od Rzymu biskupów z północnej Afryki,
nawiązał
także łączność dyplomatyczną z władcami Galii. Do Anglii
wysłał benedyktyna, Świętego Augustyna, wraz z czterdziestoma
towarzyszami. Misja ta zakończyła się sukcesem: w samą
uroczystość Zesłania Ducha Świętego roku 597 tamtejszy król
przyjął Chrzest.
O
wiele gorzej układały się stosunki Rzymu z Konstantynopolem.
Chociaż Papież utrzymywał z cesarstwem jak najlepsze relacje,
patriarchowie uważali się za równorzędnych papieżom, a
nawet za wyższych od nich właśnie dlatego, że byli biskupami w
stolicy cesarzy. W tym właśnie czasie patriarcha Konstantynopola
nadał sobie nawet tytuł „ekumenicznego”, czyli powszechnego.
Przeciwko temu Grzegorz zaprotestował i nigdy tego tytułu
nie uznał,
uważając, że należy się on wyłącznie biskupom
rzymskim.
Nie
mniej owocną działalność rozwinął Papież Grzegorz na polu
administracji kościelnej:
uzdrowił finanse papieskie,
zagospodarował majątki, które służyły na utrzymanie dworu
papieskiego. W równym stopniu zasłużył się na polu liturgii,
wprowadzając istotne reformy, czego wyrazem – między innymi –
jest piękny i dostojny śpiew gregoriański. Nadto, ujednolicił
i upowszechnił obrządek rzymski.
Dotąd bowiem każdy kraj, a
nawet diecezja miały swój ryt, co wprowadzało wiele zamieszania.
Od
pontyfikatu Grzegorza pochodzi zwyczaj odprawiania trzydziestu Mszy
Świętych za zmarłych, zwanych „gregoriańskimi”.
Kiedy
bowiem Papież był jeszcze opatem benedyktynów w Rzymie, zmarł
pewien mnich, przy którym znaleziono pieniądze. W owych czasach
było to uważane za wielkie przestępstwo w zakonie. Grzegorz
nakazał dla przestrogi innych pogrzebać ciało owego zakonnika
poza klasztorem,
w miejscu niepoświęconym. Pełen jednak troski
o jego duszę, nakazał odprawić trzydzieści Mszy Świętych
dzień po dniu.
Kiedy została odprawiona ostatnia z nich,
zakonnik ów miał się pokazać opatowi i podziękować mu,
oświadczając, że te Msze Święte skróciły mu znacznie czas
czyśćca.
Odtąd przyjął się zwyczaj odprawiania w intencji
zmarłych tak zwanych „gregorianek”.
Przy
bardzo licznych i absorbujących zajęciach publicznych Grzegorz
także pisał. Zostawił po sobie bogatą spuściznę literacką,
obejmującą – poza innymi dziełami – osiemset pięćdziesiąt
homilii i listów. Po bardzo pracowitym życiu, Papież Grzegorz
zmarł 12 marca 604 roku. Średniowiecze przyznało mu przydomek
Wielki.
Należy do czterech wielkich doktorów Kościoła
Zachodniego.
A
oto jak w jednej z homilii mówił o swojej własnej papieskiej
posłudze: „Jakże surowo brzmią dla mnie słowa, które
wypowiadam. Takim mówieniem siebie samego ranię, albowiem nie
głoszę, jak należy,
ani też – choć głoszę, jak umiem –
życie nie idzie za słowami. Nie przeczę – winien jestem. Widzę
moją ospałość i niedbalstwo. Może przyznanie się do winy
wyjedna mi u miłosiernego Sędziego przebaczenie.
Niewątpliwie,
kiedy byłem w klasztorze, umiałem powściągnąć język od
niepotrzebnych słów
i niemal bezustannie trwałem na modlitwie.
Ale później, odkąd wziąłem na siebie brzemię troski
pasterskiej, rozrywany różnymi sprawami, nie potrafię skupić
się należycie.
Muszę oto zajmować się sprawami Kościołów,
to znów klasztorów, nierzadko obowiązany jestem oceniać życie
i czyny poszczególnych osób,
czasem podejmować się zadań
publicznych, kiedy indziej cierpieć z powodu krwawych najazdów
barbarzyńców bądź też obawiać się wilków zagrażających
powierzonej mi owczarni.
Trzeba mi też troszczyć się, aby nie
zabrakło odpowiedniej pomocy tym, którzy związani są regułą
monastyczną, to znowu znosić cierpliwie różnych rabusiów, czy
wreszcie przeciwstawić się pamiętając przy tym, by nie uchybić
miłości.
Kiedy
więc umysł rozrywany i rozpraszany jest tak licznymi i ważnymi
sprawami, jakże potrafi wejść w siebie, aby całkowicie skupić
się na przepowiadaniu i nie zaniedbywać posługi słowa? Ponieważ
na skutek sprawowania urzędu zmuszony jestem spotykać się z ludźmi
światowymi, bywa, że rozluźniam niekiedy dyscyplinę języka.
Jeśli bowiem pilnie czuwam nad sobą, stwierdzam, że słabi unikają
mnie –
a zatem nigdy nie pociągnę ich, dokąd chciałbym.
Zdarza się więc, że często słucham cierpliwie niepotrzebnych
słów. Ponieważ zaś sam jestem niedoskonały, dlatego wciągany
stopniowo w niepotrzebne rozmowy, zaczynam prowadzić je chętnie,
mimo iż początkowo słuchałem z przykrością.
Tak
więc w miejscu, gdzie wzdrygałem się upaść, trwam z
przyjemnością!
A
zatem jakiż ze mnie stróż, skoro nie stoję na szczycie obowiązku,
ale leżę w dolinie słabości. Mocen jest jednak Stwórca i
Odkupiciel rodzaju ludzkiego udzielić mnie niegodnemu zarówno
prawości życia, jak skuteczności słowa, bo
z miłości ku Niemu całkowicie poświęcam się głoszeniu Jego
Słowa.”
Tyle
z homilii dzisiejszego Patrona.
Wpatrzeni
w tę jego historię oraz zasłuchani w dzisiejsze Boże słowo,
zastanówmy się:
– Czy
moje poglądy na sprawy moralne są jednoznacznie chrześcijańskie,
czy nieco „rozmyte”?
– Czy
potrafię na te tematy wypowiadać się czytelnie i konkretnie, bez
względu na to, jak zareaguje otoczenie?
– Czy
nie obrażam się i nie odwracam, kiedy ktoś w ten sposób mówi o
tych sprawach do mnie?

Miałem
na myśli, bracia, mnie samego i Apollosa ze względu na was, abyście
mogli zrozumieć, że nie wolno wykraczać ponad to, co zostało
napisane, i niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego…

8 komentarzy

  • "Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy, gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają. Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i odrazą dla wszystkich aż do tej chwili." To Słowo jest dla nas, o nas – wczoraj, dziś i na zawsze. Amen.

  • My po ludzku starajmy się 🙂 a z Bożą pomocą wszystko jest możliwe. Życie to wspinaczka w górę do samego Nieba a Jan Paweł II powiedział do Źródła, pod prąd – do wody żywej a ktoś inny dokończył, że z prądem płyną tylko śnięte ryby i wszelkie odpady. Wybór wydaje się prosty. Dobrze gdy szczyty zdobywamy za dni młodości swojej, bo na starość jest trudniej ale jak powiedziałam na początku z Panem Bogiem pod rękę dotrę i ja na górę :).

    • No tak, ale szczerze mówiąc ani mi w głowie np. znosić prześladowanie mijej żony czy córki, ba ani mi w głowie znosić prześladowanie jakiegokolwiek z bliźnich…. stawałbym w ich obronie…..widać daleko mi do Nieba…..

  • Robert, bronić się zawsze możesz a z Bożą pomocą to i zwyciężysz nie tylko nieprzyjaciół ale i samego siebie. Heroizm, nie wszystkim pisany, za to świętość jest osiągalna przez każdego. Pozdrawiam :).

    • A działanie w obronie własnej czy w obronie najbliższych jest jak najbardziej dobre i właściwe. Stawanie w obronie najbliższych jest wręcz koniecznością! W niczym to nie zaprzecza dążeniu do świętości. Przecież dobrze o tym, moi Drodzy, wiecie… Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.