Ci, co zaufali Panu…

C
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzi Ojciec
Profesor Ambroży Skorupa, z którym w swoim czasie współpracowałem
na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Życzę Ojcu Profesorowi, aby
we wszystkim był wiernym naśladowcą swojego Patrona. Obiecuję
modlitwę!
Moi
Drodzy, wczoraj zakończyły się Rekolekcje w Miastkowie, trwają
jednak Rekolekcje w Surgucie, trwają też w innych Parafiach. Ja sam
będę jeszcze pomagał w posłudze konfesjonału w kilku miejscach.
Proszę zatem o modlitwę, aby czas promieniowania Bożej łaski
obficie owocował w sercach ludzi. A za dotychczasowe modlitwy –
serdecznie dziękuję!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Środa
2 Tygodnia Adwentu,
Wspomnienie
Św. Ambrożego, Biskupa i Doktora Kościoła,
do
czytań: Iz 40,25–31; Mt 11,28–30

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Z
kimże byście mogli Mnie porównać,
tak,
żeby Mi dorównał?”

mówi Święty.
Podnieście
oczy w górę i patrzcie:
Kto
stworzył te gwiazdy?
Ten,
który w szykach prowadzi ich wojsko,
wszystkie
je woła po imieniu.
Spod
takiej potęgi i olbrzymiej siły
nikt
się nie uchyli.
Czemu
mówisz, Jakubie,
i
ty, Izraelu, powtarzasz:
Zakryta
jest moja droga przed Panem
i
prawo me przed Bogiem przeoczone?”
Czy
nie wiesz tego? Czyś nie słyszał?
Pan
to Bóg wieczny,
Stwórca
krańców ziemi.
On
się nie męczy ani nie nuży,
Jego
mądrość jest niezgłębiona.
On
dodaje mocy zmęczonemu
i
pomnaża siły omdlałego.
Chłopcy
się męczą i nużą,
chwieją
się słabnąc młodzieńcy;
lecz
ci, co zaufali Panu, odzyskują siły,
otrzymują
skrzydła jak orły;
biegną
bez zmęczenia,
bez
znużenia idą.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Jezus
przemówił tymi słowami: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy
utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie
moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i
pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem
jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.

Słowa
samego Boga, jakie usłyszeliśmy przed chwilą we fragmencie
Izajaszowego Proroctwa, skierowane były w pierwszej kolejności do
narodu wybranego, przebywającego na wygnaniu.
Tam to bowiem
Izraelici wznosili swe wołania do Boga, zwracając się do Niego
jako do Sędziego, a jednocześnie – zarzucając Mu nieraz
brak troski o ich los i o szeroko rozumianą sprawiedliwość.

Dlatego
– niejako w odpowiedzi na te głosy – Bóg dzisiaj pyta: Czemu
mówisz, Jakubie,
i
ty, Izraelu, powtarzasz: „Zakryta jest moja droga przed Panem
i
prawo me przed Bogiem przeoczone?”

Ostatnie
zacytowane tu słowa, a więc: prawo
me przed Bogiem przeoczone,
w
innym tłumaczeniu brzmią: moja
skarga nie dociera do mojego Boga.

I właśnie to tłumaczenie – jak się wydaje – lepiej oddaje
nastawienie
ludu, pełne żalu i pretensji.
Jednak
Bóg usiłuje
przekonać swój naród, że nastawienie to nie jest słuszne, mówiąc
do niego: Czy
nie wiesz tego? Czyś nie słyszał?
Pan
to Bóg wieczny, Stwórca krańców ziemi. On się nie męczy ani nie
nuży, Jego mądrość jest niezgłębiona. On dodaje mocy zmęczonemu
i
pomnaża siły omdlałego.

A
z tego pouczenia mają dla ludu wypływać bardzo konkretne wnioski.
Bóg mówi: Chłopcy
się męczą i nużą,
chwieją
się słabnąc młodzieńcy; lecz ci, co zaufali Panu, odzyskują
siły, otrzymują skrzydła jak orły; biegną bez zmęczenia,
bez
znużenia idą.

Moi
Drodzy, nie mamy zapewne wątpliwości, że kluczowymi w całym tym
Bożym pouczeniu są słowa: Ci,
co zaufali Panu…

Otóż,
właśnie! Bóg bardzo jasno poucza swój lud i przekonuje go, że
naprawdę
o nim nie zapomniał!

Jako ten bowiem, który stworzył świat i wszystko, co na nim,
doskonale wszystko wie,
widzi i rozumie.

Nic nie skryje się przed Jego oczyma!
Co
więcej, On
się nie męczy ani nie nuży

– tak, jak ludzie męczą się i nużą. Bóg
natomiast
ani
się
nie męczy, ani nie nuży, Jego mądrość jest niezgłębiona. On
dodaje mocy zmęczonemu
i
pomnaża siły omdlałego.

Dlatego
można powiedzieć – nieco kolokwialnie – że Bóg da
rady udźwignąć
zarówno
problem niewoli,
jak
i
wszystkie
inne
problemy
swego ludu, bo ma w sobie
tyle mocy i siły,

że jeszcze może się nią podzielić z ludźmi.
Warunek
jest jeden: pomocy tej doświadczą jedynie ci,
co zaufali Panu.

Ich
siły zostaną przez Boga nie
tylko wzmocnione,

ale wręcz odnowione.
Prorok Izajasz, dla wyrażenia tej zapowiedzi, używa takiej
oto metafory: Ci,
co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły.
Takie
słowa usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu. W innym tłumaczeniu
zdanie to brzmi następująco: Ci,
którzy ufają Panu, odzyskają siłę, tak jak orłom odrastają
utracone pióra.

Jest to nawiązanie do znanego ze świata przyrody procesu linienia
orłów, polegającego na zmianie upierzenia, oraz na odnowieniu
szponów i dzioba.
Tak,
czy owak, mówimy o bardzo gruntownym
odnowieniu sił człowieka,

który
jeżeli
nawet
pozostaje
aktualnie w sytuacji zniewolenia, wygnania, czy jeszcze innego
doświadczenia, to jeśli
szczerze i w pełni

zaufa Panu

– z całą pewnością doczeka się uwolnienia!
W
perspektywie o wiele szerszej, aniżeli tylko perspektywa historyczna
jednego narodu, całą sprawę ujmuje Jezus w dzisiejszej Ewangelii.
Kieruje bowiem do nas wszystkich takie oto słowa: Przyjdźcie
do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was
pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie,
bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz
waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.

Celowo
używamy
tu stwierdzenia, iż Jezus kieruje te słowa do
nas wszystkich,
chociaż
w rzeczywistości kieruje je do „utrudzonych
i obciążonych”,

bo przecież każdy z nas dźwiga na co dzień ciężar różnych
obowiązków,
ale też wielu
różnych zmartwień
i obaw, i problemów… Czy
jest wśród nas ktoś, kto tych słów do siebie by nie odniósł?…

Czy
jest wśród nas ktoś, kto nie ma żadnych obowiązków, nie ponosi
żadnych trudów?
I
Jezus – to warto zauważyć – obowiązków
tych i trudów z
nas
nie
zdejmuje.

A określenia jarzmo
i brzemię
wręcz wskazują na nowe obowiązki, jakie na nas
– swoich
uczniów – nakłada. I tak jest w rzeczywistości: są to
obowiązki,
wynikające z przestrzegania Prawa

Bożego.
Jednak te akurat obowiązki są – jak nas pociesza Jezus –
słodkie
i lekkie.
A
ich
spełnienie nadaje
sens i wartość

naszemu codziennemu utrudzeniu i obciążeniu…
Jest
zatem dzisiejsze Boże słowo orędziem,
skierowanym do ludzi zmęczonych:

do ludzi zmęczonych codziennością, swoimi powszednimi obowiązkami
i zwykle
banalnymi,
ale naprawdę nierzadko wyczerpującymi
problemami… Jest to orędzie, skierowane do ludzi,
którzy może już mają nieraz dość

codziennego porannego wstawania, biegu do pracy i z pracy; do ludzi
zmęczonych
tempem swego życia

i koniecznością zaradzania tak
wielu
sytuacjom i potrzebom, z jakimi trzeba się codziennie mierzyć…
Dzisiaj
Jezus mówi bardzo
zdecydowanie i jasno,
że
to wszystko ma sens! Naprawdę ma sens!
Bo
Bóg to wszystko widzi i docenia. Co więcej – On
sam pomoże,

On sam doda sił, On sam odnowi wewnętrzny entuzjazm, zapał
i optymizm. Kto jednak może tej pomocy doświadczyć?
Tylko
ci,
co zaufali Panu.

Tak,
bo tylko oni odzyskują
siły,
otrzymują
skrzydła jak orły; biegną bez zmęczenia,
bez
znużenia idą.
A
przykładem takiego właśnie bezgranicznego zaufania do Boga w
konkrecie całej
pięknie
przebytej
życiowej
drogi
niech będzie dla nas postawa
Patrona
dnia dzisiejszego, Świętego
Ambroż
ego,
Biskup
a
i Doktor
a
Kościoła.
Urodził
się on około 340 roku w Trewirze – ówczesnej
stolicy cesarstwa. Jego ojciec był namiestnikiem cesarskim,
prefektem Galii. Podanie głosi, że przy narodzeniu Ambrożego –
ku przerażeniu matki – rój pszczół osiadł na ustach
niemowlęcia. Matka chciała siłą odgonić owady, ale roztropny
ojciec kazał poczekać, aż pszczoły same odlecą. Ojciec po tym
wypadku uznał, że jeśli niemowlę przeżyje, to będzie kimś
wielkim! Wróżono nawet, że będzie wielkim mówcą.
Chrzest
przyjął Ambroży bardzo późno. W owych czasach był bowiem
zwyczaj, że Sakrament ten odkładano na lata późniejsze –
przyjmowano go często przed samą śmiercią, aby w stanie
niewinności przejść do wieczności.
Innym powodem odkładania
Chrztu Świętego był fakt, że traktowano go nader poważnie, z
całą świadomością, że przyjęte zobowiązania trzeba wypełniać.
Dlatego Ambroży przez wiele lat był tylko katechumenem, czyli
kandydatem i przyjął Chrzest Święty dopiero przed otrzymaniem
godności biskupiej.
Potem sam zwyczaj ten zwalczał.
Po
śmierci ojca, mając zaledwie rok, przeniósł się Ambroży wraz z
matką i rodzeństwem do Rzymu. Tam potem uczęszczał do szkoły
gramatyki i wymowy. Kształcił się równocześnie w prawie. O
jego wykształceniu najlepiej świadczą jego pisma.
Po
ukończeniu szkół założył własną szkołę.
Po
kilku latach został mianowany przez cesarza namiestnikiem prowincji
ze stolicą w Mediolanie. Pozostawał na tym stanowisku przez trzy
lata, do 373 roku. Zaledwie prowincję uporządkował i doprowadził
do ładu jej finanse, został wybrany biskupem Mediolanu. A
stało się to w niezwykle oryginalnych okolicznościach.
Kiedy
bowiem zmarł poprzedni biskup tego miasta, Auksencjusz, powstał
gwałtowny spór między katolikami a arianami: i jedni, i drudzy,
chcieli mieć swojego biskupa.
Ambroży udał się tam jako
namiestnik cesarski dla dopilnowania porządku pomiędzy zwaśnionymi
stronami. I kiedy obie strony nie mogły dojść do zgody, nagle
jakieś dziecko miało zawołać: „Ambroży biskupem!”

Wszyscy uznali to za głos Boży i zawołali także: „Ambroży
biskupem!”
Zaskoczony
namiestnik cesarski poprosił o czas do namysłu. Po cichu nawet
uciekł z miasta nocą, ale rano stwierdził, że dotarł do…
bram Mediolanu!
Widząc w tym wolę Bożą, postanowił się jej
więcej nie opierać. Dnia 30 listopada przyjął Chrzest Święty i
wszystkie święcenia, a 7 grudnia – konsekrację na biskupa.
Od razu rozdał ubogim cały swój majątek. I zajął się
głoszeniem przy każdej okazji słowa Bożego,
uważając to za swój podstawowy pasterski obowiązek. Sam również
w każdy Wielki Post przygotowywał osobiście katechumenów na
przyjęcie w Wigilię Paschalną Chrztu Świętego.
W
rządach był łagodny, spokojny, rozważny, sprawiedliwy, życzliwy…
Kapłani mieli więc w swoim Biskupie najpiękniejszy
wzór dobrego pasterza!
Dał się poznać jako pasterz rozważny,
wrażliwy na krzywdę ludzką. Wyróżniał się silną wolą,
poczuciem ładu, zmysłem praktycznym. Ideałem przyświecającym
działalności Świętego Biskupa było państwo, w którym
Kościół i władza świecka wzajemnie udzielają sobie pomocy, a
wiara spaja cesarstwo.
Z
kolei, dla odpowiedniego przygotowania duchowieństwa diecezjalnego,
założył seminarium – klasztor – tuż za murami miasta. Życiu
przebywających tam kapłanów nadał regułę. Sam też często
ich nawiedzał i przebywał z nimi.
Brał chętnie udział w
licznych synodach, szczególnie wtedy, gdy trzeba było zwalczać
błędy arian.
Cieszył
się ogromnym autorytetem. Potwierdzeniem tego jest fakt, że kiedy
cesarz Teodozjusz Wielki w 390 roku krwawo stłumił zamieszki w
Tesalonikach, mordując siedem tysięcy ludzi, Ambroży wystosował
do niego list pełen czci, ale i wyrzutu, prosząc Teodozjusza, aby
za tę publiczną, głośną zbrodnię przyjął publiczną
pokutę. I – o dziwo! – cesarz pokutę wyznaczoną przyjął i
przez trzy miesiące nie wstępował do kościoła (jako grzesznik).

Pod wpływem kazań Świętego Ambrożego nawrócił się przecież
także Święty Augustyn!
Pracowite
życie zakończył Ambroży w Wielki Piątek 4 kwietnia 397 roku,
w wieku pięćdziesięciu siedmiu lat. Pochowano go w bazylice w
Mediolanie. Pozostawił po sobie liczne pisma moralno – ascetyczne,
dogmatyczne, mowy, listy oraz hymny liturgiczne.
O
jego duchowości niech świadczy fragment listu, jaki skierował do
biskupa Konstancjusza. W liście tym czytamy: „Przyjąłeś urząd
kapłański i siedząc przy sterze Kościoła przeprowadzasz ten
statek przez wiry morskie. Trzymaj więc mocno ster wiary, abyś
się nie poddał potężnym falom nawałnic tego świata!
Wielkie
to i rozległe morze, ale się go nie lękaj! […] Jest pewne, że
wśród zmiennego świata Kościół Pana, zbudowany na fundamencie
Apostołów, pozostaje na nim niewzruszony – mimo iż wkoło
niego burzy się rozpętane morze. Uderzają weń fale, lecz nie mogą
nim zachwiać, a chociaż często prądy świata z szumem rozbijają
się o niego, pozostaje on dla wszystkich zbawiennym i bezpiecznym
portem.
[…]
Niech
więc Twoje słowa płyną obficie, niech będą przejrzyste i jasne.
W ten sposób dasz Twojemu ludowi pouczenie, które go pociągnie, a
lud ten urzeczony tym, co mówisz, pójdzie
za Tobą z dobrej woli tam, dokąd go prowadzisz.

Twoje słowa niech będą pełne treści. […] Niech to, co mówisz,
będzie oczywiste
i zrozumiałe samo przez się,

a wtedy twoje wywody nie będą potrzebowały innego jeszcze
uzasadnienia, lecz będą same w sobie dowodem. I niech nie wychodzi
z twoich ust żadne
słowo zawieszone w próżni i pozbawione znaczenia.”
Wsłuchani
w te jego słowa, ale też wpatrzeni w przykład jego świętości, a
wreszcie także wsłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii,
zastanówmy się:

Co
konkretnie potwierdza, iż jestem jednym z tych, co
zaufali Panu?

Jak
sobie radzę w momentach totalnego przemęczenia i skrajnego
wyczerpania psychicznego lub fizycznego?

Czy
stać mnie na optymizm w tak zwanej „szarej” codzienności?

Przyjdźcie
do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was
pokrzepię…

5 komentarzy

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.