Żal Mi tego ludu…

Ż
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Iwona Zagubień, moja dobra Znajoma z czasów posługi w Celestynowie. Życzę Jubilatce takiego pogodnego spojrzenia na życie, z jakiego jest znana i wszelkiej Bożej pomocy w budowaniu wspaniałej atmosfery w Rodzinie! Wspieram modlitwą.
      A oto dzisiaj przeżywamy wspomnienie dowolne Matki Bożej z Lourdes. Pomimo, iż jest ono dowolne, ja jednak odwołuję się do niego. Po pierwsze dlatego, że Lourdes jest Sanktuarium Chorych, mamy przeto okazję – w Światowym Dniu Chorego – pomodlić się za wszystkich Chorych i Cierpiących, nam bliskim; a po drugie dlatego, że sam byłem tam kilka razy i każde z tych odwiedzin głęboko wewnętrznie przeżyłem. 
      Wyrazem tych przeżyć było przygotowanie – wraz z Kolegami kursowymi, w czwartym roku studiów seminaryjnych – krótkiej inscenizacji, opowiadającej o tych wydarzeniach. Zachęcam Wszystkich, abyśmy duchem i sercem dzisiaj pielgrzymowali do Lourdes!
      A z naszego polskiego podwórka… Kolejny – w krótkim czasie – wypadek najważniejszych Osób w Państwie, drugi z udziałem Pani Premier. Przypadek?…
                                  Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Sobota
5 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
dowolne Najświętszej Maryi Panny z Lourdes,
do
czytań: Rdz 3,9–24; Mk 8,1–10
CZYTANIE
Z KSIĘGO RODZAJU:
Pan
Bóg zawołał Adama i zapytał go: „Gdzie jesteś?”
On
odpowiedział: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem
się, bo jestem nagi, i ukryłem się”.
Rzekł
Bóg: „Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś
z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?”
Mężczyzna
odpowiedział: „Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi
owoc z tego drzewa i zjadłem”.
Wtedy
Pan Bóg rzekł do niewiasty: „Dlaczego to uczyniłaś?”
Niewiasta
odpowiedziała: „Wąż mnie zwiódł i zjadłam”.
Wtedy
Pan Bóg rzekł do węża: „Ponieważ to uczyniłeś, bądź
przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na
brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie
dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a
niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży
ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę”.
Do
niewiasty powiedział: „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem
twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu
mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował
nad tobą”.
Do
mężczyzny zaś Bóg rzekł: „Ponieważ posłuchałeś swej żony
i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach:
«Nie
będziesz z niego jeść
»,
przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz
zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego
życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem
twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał
zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której
zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz.”
Mężczyzna
dał swej żonie imię Ewa, bo ona stała się matką wszystkich
żyjących.
Pan
Bóg sporządził dla mężczyzny i dla jego żony odzienie ze skór
i przyodział ich. Po czym Pan Bóg rzekł: „Oto człowiek stał
się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie
przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść
go i żyć na wieki”.
Dlatego
Pan Bóg wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z
której został wzięty. Wygnawszy zaś człowieka, Bóg postawił
przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby
strzec drogi do drzewa życia.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Gdy
znowu wielki tłum był z Jezusem i nie mieli co jeść, przywołał
do siebie uczniów i rzekł im: „Żal Mi tego tłumu, bo już trzy
dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. A jeśli ich puszczę
zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z nich
przyszli z daleka”.
Odpowiedzieli
uczniowie: „Skąd tu na pustkowiu będzie mógł ktoś nakarmić
ich chlebem?”
Zapytał
ich: „Ile macie chlebów?”
Odpowiedzieli:
„Siedem”.
I
polecił ludowi usiąść na ziemi. A wziąwszy te siedem chlebów,
odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je
rozdzielali. I rozdali tłumowi. Mieli też kilka rybek. I nad tymi
odmówił błogosławieństwo i polecił je rozdać.
Jedli
do sytości, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów. Było
zaś około czterech tysięcy ludzi. Potem ich odprawił.
Zaraz
też wsiadł z uczniami do łodzi i przybył w okolice Dalmanuty.
Zaraz
po tym, jak człowiek zbuntował się przeciwko swemu Bogu i popełnił
pierwszy grzech, nastąpił sąd Boży nad nim.
To była pierwsza w dziejach sądowa rozprawa. I możemy się
tylko domyślać, że nie było dla Boga żadną satysfakcją
ujawnienie całej prawdy, a następnie skazanie człowieka na karę
za to, co uczynił.
Zresztą,
Bóg nie musiał tej prawdy dochodzić – On ją
i tak doskonale znał. Postawił jednak konkretne pytania, aby na ich
kanwie sam człowiek zdał sobie sprawę z tego, co
zrobił i wyciągnął konkretne wnioski na przyszłość. Już
wtedy bowiem było wiadomym – co też Bóg chciał człowiekowi
jasno uświadomić – że tylko prawda ma moc uzdrawiania i
wyzwalania, przeto dopóki człowiek nie pozna i nie zaakceptuje
pełnej prawdy o sobie,
darmo oczekiwać, aby mógł coś
skutecznie zmienić w swoim postępowaniu.
Jak
słyszeliśmy dzisiaj, człowiekowi zupełnie nie w smak było
uznawać tę prawdę i całkiem nie w smak – przyznawać się do
winy. Dlatego zarówno mężczyzna, jak i kobieta, zrzucali
odpowiedzialność, na kogo tylko mogli:
mężczyzna na kobietę,
a kobieta – na węża. Owszem, było prawdą, że taką właśnie
drogą pokusa do człowieka dotarła, ale przecież do niczego złego
nie doszłoby, gdyby nie świadomy wybór, dokonany przez samego
człowieka; gdyby nie jego osobista decyzja. To bowiem taka decyzja
jest przypieczętowaniem
zarówno dobra, jak i zła w człowieku.
Dopóki pokusa nie jest zaakceptowana, nie pociąga za sobą
odpowiedzialności.
I
– jak dzisiaj słyszeliśmy – Bóg osądził człowieka właśnie
za to, że ten zaakceptował szatańską propozycję, że
świadomie uległ pokusie, że opowiedział się po stronie zła.
Owszem, uwzględnione zostały przez Boga także okoliczności
łagodzące,
ale one nie spowodowały całkowitego uwolnienia
człowieka od winy.
Co
jednak nie znaczy również – i to trzeba podkreślić – że
wskutek tego człowiek został odrzucony. Nie! Już wtedy
bowiem, w tym tak bardzo dramatycznym momencie, Bóg myślał o
uratowaniu człowieka.
Dlatego, chociaż zapadł bardzo surowy
wyrok za popełnione zło, to jednak wcześniej padła zapowiedź
ostatecznego zwycięstwa nad złym duchem.
Możemy
zatem powiedzieć, że w ten sposób – niewerbalny – Bóg wyraził
to, co Jezus w Ewangelii wypowiedział w słowach: Żal
mi tego tłumu…

Przy
czym Jezusowi żal było swego ludu, bo jak mówił:
J
trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. A jeśli ich
puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z
nich przyszli z daleka.
Jezus
zatem
ulitował
się nad tymi, którzy poświęcili swoje
serce,
siły i czas, aby trwać przy Nim,

słuchając Jego nauki.
A
oto w wydarzeniu, opisanym w pierwszym czytaniu, Bóg użalił się
nad człowiekiem, który 
dopiero
co od Niego się odwrócił,

przeciwko Niemu się zbuntował. To pokazuje, że Bogu bardzo na
człowieku zależy i że

naprawdę bezgranicznie go kocha.
Jednak
ta miłość – warto to podkreślić – nie oznacza
traktowania
popełnianego przez człowieka zła w sposób bezkarny.
Bóg
traktuje człowieka poważnie

– jako kogoś, kto jest
wolny
w swoim działaniu i 
świadomy
odpowiedzialności za swoje czyny. Bóg nie chce ubezwłasnowolnienia
człowieka, czy jakiegoś mechanicznego „zaprogramowania” go na
dobro.
Bóg
pokazuje drogę, poucza, zachęca – ale daje wolną rękę.
Moi
Drodzy, to jest wyraz wielkiego szacunku Boga do człowieka.
Bóg
liczy się z każdym wolnym wyborem człowieka.

Dlatego mówienie, że Bóg jest tylko miłosierny i niejako „na
siłę” to miłosierdzie „wciska” człowiekowi, bez względu na
to, czy człowiek chce tego miłosierdzia, czy nie; i czy żałuje za
swoje grzechy, czy nie – nie tylko 
nie
oddaje pełnej prawdy o 
Bogu,
ale sugeruje, że 
mógłby
On niepoważnie traktować człowieka:

właśnie jako marionetkę,
zaprogramowaną
na spełnianie dobrych uczynków.
Tymczasem
Bóg
chciał nas jako istoty świadome, wolne i odpowiedzialne.

Ze
wszystkimi tego konsekwencjami! Dlatego i wybór Boga, i wybór
zbawienia, i przyjęcie daru Bożego miłosierdzia – jest zawsze
ostatecznie
wynikiem
świadomej i wolnej decyzji człowieka, akceptowanej przez Boga.

Ukazywanie Bożego miłosierdzia w sposób naiwny jest
urąganiem
Bogu,
który
przecież
bardzo szanuje wolność człowieka, liczy się z nim i traktuje go
poważnie.
Oby
człowiek za każdym razem
poważnie
traktował swego Boga

– i sprawę
własnego
zbawienia…
Bardzo
szczególnie te nasze refleksje brzmią w dniu, w którym Kościół
przypomina – poprzez dowolne liturgiczne wspomnienie – Objawienia
Matki Bożej w Lourdes.
W
1858 roku, w cztery lata po ogłoszeniu przez Piusa IX dogmatu o
Niepokalanym Poczęciu,

Matka Boża zjawiła się ubogiej pasterce, Świętej Bernadecie
Soubirous, w Grocie Massabielskiej, w Lourdes. W ten sposób –
jeśli tak można powiedzieć – Niebo
potwierdziło prawdę, którą Kościół odkrył i ogłosił pod
natchnieniem Ducha Świętego.

Podczas osiemnastu zjawień, dokonujących się w okresie od
11 lutego do 16 lipca 1858 roku,

Maryja wzywała do modlitwy i pokuty.
11
lutego, Bernadetta Soubirous wraz z siostrą i przyjaciółką udała
się w pobliże Starej Skały – Massabielle – w
poszukiwaniu
suchych gałęzi, aby rozpalić ogień w domu. Gdy została sama,
usłyszała
dziwny dźwięk, podobny do szumu wiatru
i zobaczyła światłość, z której wyłoniła się postać
„Pięknej Pani” z różańcem w ręku.

Odtąd objawienia powtarzały się.
Bernadetta
opowiedziała o tym wydarzeniu koleżankom, te rozpowiedziały o tym
sąsiadom. Rodzice skrzyczeli Bernadettę, że rozpowiada plotki i
zakazali jej chodzić do groty, w której miała jej się ukazać
Matka Boża. Cofnęli
jednak zakaz,
gdy
zobaczyli, że dziecko gaśnie im dosłownie w oczach
z powodu jakiejś wewnętrznej udręki.

Dnia
14 lutego dziewczęta udały się najpierw do kościoła i wzięły
ze sobą wodę święconą. Gdy przybyły do groty, było już po
południu. Kiedy w czasie odmawiania Różańca ponownie ukazała się
Matka Boża, Bernadetta – idąc za poradą towarzyszek –
pokropiła Ją
i wypowiedziała słowa: „Jeśli przychodzisz od Boga, zbliż się!
Jeśli od szatana, idź precz!”. Pani, uśmiechając się, zbliżyła
się aż do wylotu groty – i
odmawiała Różaniec.
18
lutego Bernadetta udała się w pobliże groty z dwiema znajomymi
rodziny Soubirous. Te przekonane, że
może to jaka
ś
dusza czyśćcowa,
poradziły
Bernadecie, aby poprosiła Zjawę o napisanie życzenia na kartce
papieru, którą ze sobą przyniosły. Pani odpowiedziała: „Pisanie
tego, co ci chcę powiedzieć, jest niepotrzebne”
.
Matka Boża poleciła dziewczynce, aby przychodziła przez kolejnych
piętnaście dni.
Wiadomość
rozeszła się lotem błyskawicy po całym miasteczku. 21 lutego, w
niedzielę, zjawiło się przy grocie skał massabielskich kilka
tysięcy ludzi. Pełna
smutku Matka Boża zachęcała Bernadettę, aby modliła się za
grzeszników.
Tegoż
dnia, gdy Bernadetta wychodziła po południu z kościoła z
Nieszporów, została zatrzymana
przez komendanta miejscowej policji i poddana śledztwu.

Kiedy dnia następnego udała się do szkoły, uczące ją siostry
zaczęły ją karcić, że wprowadziła
tyle zamieszania swoimi przywidzeniami.

23
lutego Matka Boża ukazała się Bernadecie ponownie i poleciła jej,
aby udała się do miejscowego proboszcza z
prośbą, by w miejscu objawień wystawiono ku Jej czci kaplicę.

Roztropny proboszcz, a równocześnie także dziekan, po pilnym
przeegzaminowaniu czternastoletniej dziewczynki, rzekł do niej:
„Mówiłaś mi, że u
stóp tej Pani w miejscu, gdzie zwykła stawać, jest krzak dzikiej
róży. Poproś Ją, aby kazała tej gałęzi rozkwitnąć”
.
Przy najbliższym zjawieniu się Matki Bożej Bernadetta powtórzyła
słowa proboszcza. Pani odpowiedziała uśmiechem, a potem ze
smutkiem wypowiedziała słowa: „Pokuty…
pokuty… pokuty…”.
25
lutego, w czasie ekstazy, Bernadetta usłyszałą
polecenie: „A teraz idź
do źródła, napij się z niego i obmyj się w nim”.

Dziewczynka skierowała swoje kroki do pobliskiej rzeki, ale
usłyszała głos: „Nie w tę stronę! Nie mówiłam ci przecież,
abyś piła wodę z rzeki, ale
ze źródła. Ono jest tu”.

Bernadetta na kolanach podążyła ku wskazanemu w pobliżu groty
miejscu. Gdy zaczęła grzebać, pokazała się woda. Na
oczach tłumu śledzącego wszystko uważnie
ukazało się źródło, którego dotąd nie było.
Woda
biła z niego coraz obficiej i szerokim strumieniem płynęła do
rzeki.
Okazało
się rychło, że woda ta ma
moc leczniczą.

Następnego bowiem dnia posłał do źródła po wodę swoją córkę
miejscowy kamieniarz, rzeźbiarz nagrobków. Stracił prawe oko przy
rozsadzaniu dynamitem bloków kamiennych. Także na lewe oko widział
coraz słabiej. Po gorącej
modlitwie począł przemywać sobie ową wodą oczy i natychmiast
odzyskał wzrok.
Cud ten
zapoczątkował cały szereg innych znaków i cudów.
27
lutego Matka Boża ponowiła
życzenie, aby na tym miejscu powstała kaplica.
1
marca 1858 roku poleciła Bernadecie, aby modliła się nadal na
różańcu. 2 marca z kolei, Matka Boża poprosiła, aby
do groty urządzano procesje.

Zawiadomiony o tym proboszcz odpowiedział, że będzie to mógł
uczynić dopiero za
pozwoleniem swojego biskupa.

Tymczasem,
4 marca, na oczach około dwudziestu tysięcy ludzi został
cudownie uleczony przy źródle miejscowy restaurator.

Miał on na wierzchu dłoni wielką narośl. Lekarze orzekli, że
jest to złośliwy rak i trzeba rękę amputować. Kiedy
modlił się gorąco i polecał wstawiennictwu Bernadetty, zanurzył
rękę i wyciągnął ją zupełnie zdrową, bez ropiejącej narośli.

A poprzedniego dnia, pewna matka doznała łaski nagłego uzdrowienia
swojego dziecka, zanurzając je całe w zimnej wodzie źródła – i
to w sytuacji, w której lekarze orzekli, że dni dziecka są już
policzone.
Wtedy
też nastąpiła dłuższa przerwa w objawieniach. Dopiero 25
marca, w uroczystość Zwiastowania,
Bernadetta
ponownie zobaczyła Matkę Bożą.
Kiedy Ją zapytała o imię, otrzymała odpowiedź: „Jam
jest Niepokalane Poczęcie”.

Były to bardzo ważne słowa, ponieważ mijały zaledwie cztery lata
od ogłoszenia przez Papieża Piusa IX dogmatu o Niepokalanym
Poczęciu Maryi, a przecież wówczas środki komunikacji społecznej
nie były tak rozwinięte jak dzisiaj, dlatego informacje
nie rozchodziły się po świecie zbyt szybko i nie docierały tak
sprawnie, jak obecnie, do świadomości ludzi

– szczególnie tak
prostych, jak Bernadetta.

Dlatego ten dzień można określić jako swoisty
przełom
w
uwiarygodnianiu informacji o objawianiu się Matki Bożej.
Po
kolejnej dłuższej przerwie, 7 kwietnia, w środę po Wielkanocy,
ponownie Matka Boża objawiła się Bernadecie. Po rozejściu się
tłumów policja pod pozorem bezpieczeństwa publicznego i
konieczności przeprowadzenia badań wody, zamknęła
dostęp do źródła i groty.

Zabrano także do komisariatu liczne już złożone wota. Jednak
Bernadetta uczęszczała tam nadal i klękając opodal, modliła się.

16
lipca, w uroczystość Szkaplerza
Świętego,
Matka Boża pojawiła się po raz ostatni. 18 stycznia 1862 roku,
komisja powołana przez miejscowego biskupa – po wielu badaniach –
ogłosiła dekret, że „można
dać wiarę” zjawiskom, jakie się przydarzyły w Lourdes.

W roku 1875 arcybiskup Paryża poświęcił uroczyście świątynię,
wybudowaną na miejscu objawień. W uroczystości tej wzięło udział
trzydziestu pięciu arcybiskupów i biskupów, trzy tysiące kapłanów
i sto tysięcy wiernych. W roku 1891, Leon XIII ustanowił Święto
Objawienia się Matki Bożej w Lourdes,

które Święty
Pius X w 1907 roku rozciągnął na cały Kościół.

W roku 1933 Bernadetta Soubirous została kanonizowana.
Lourdes
natomiast
stało się słynnym
miejscem pielgrzymkowym – prawdziwym
Sanktuarium
Chorych i Cierpiących


do którego przybywają tysiące ludzi, by czcić Matkę Bożą i
prosić o uzdrowienie
ze swych dolegliwości

oraz o umocnienie
w dźwiganiu krzyża cierpienia.
A
oto jak sama Bernadetta opisała, w roku 1861 – w jednym z listów
– wydarzenia, w których uczestniczyła: „Pewnego dnia, kiedy
wraz z dwiema dziewczynkami udałam się nad rzekę Gave, aby
nazbierać chrustu, usłyszałam jakby szelest wiatru. Obróciłam
się ku łące, ale zobaczyłam, iż gałązki drzew nie poruszają
się wcale. Uniosłam wtedy głowę i spojrzałam w kierunku groty.
Zobaczyłam
Panią odzianą w białe szaty. Miała na sobie białą suknię,
przepasana była niebieską wstęgą, na każdej z Jej stóp
spoczywała złocista róża.

Taki sam kolor miały ziarenka Jej różańca.
Kiedy
Ją zobaczyłam, przetarłam oczy sądząc, iż mi się przywidziało.
Zaraz też włożyłam rękę do kieszonki i znalazłam swój
różaniec. Chciałam
przeżegnać się, ale nie mogłam unieść opadającej ręki.
Dopiero kiedy Pani uczyniła znak krzyża, wtedy i ja drżącą ręką
spróbowałam, i udało się.

Równocześnie zaczęłam odmawiać Różaniec. Także Pani
przesuwała ziarenka różańca, ale nie poruszała wargami. Kiedy
skończyłam odmawianie, widzenie ustało natychmiast.
Zapytałam
więc obydwie dziewczynki, czy czegoś nie widziały. Odpowiedziały,
że nie. Spytały natomiast, co takiego mam im do opowiedzenia. Wtedy
oznajmiłam im, że widziałam
Panią w bieli i że nie wiem, kim Ona mogłaby być.

Upomniałam je jednak, aby nie mówiły o tym nikomu. One znowu
namawiały mnie, żebym nie wracała na to miejsce, ale ja się na to
nie zgodziłam. Wróciłam
więc na to samo miejsce w niedzielę, czując wewnętrznie, że coś
mnie tam woła.
Pani
przemówiła do mnie dopiero za trzecim razem. Zapytała, czy nie
zechciałabym przychodzić tu do Niej przez dni piętnaście.
Odpowiedziałam, że chcę. Pani powiedziała jeszcze, że mam
powiedzieć kapłanom, aby postarali się o wybudowanie na tym
miejscu kaplicy.

Następnie poleciła mi napić się wody ze źródła. Ponieważ nie
widziałam tam żadnego źródła, zwróciłam się w stronę rzeki
Gave. Ale Pani dała mi znak, że nie tam, i palcem pokazała na
źródło.
Kiedy
podeszłam bliżej, znalazłam zaledwie odrobinę
błotnistej wody.

Nadstawiłam dłoń, ale nic nie mogłam pochwycić. Zaczęłam więc
drążyć ziemię w tym miejscu i
dopiero wówczas mogłam zaczerpnąć nieco wody. Odrzuciłam trzy
razy, za czwartym razem wypiłam.

Widzenie znikło, a ja powróciłam do domu.
Przez
piętnaście dni powracałam na to miejsce,
a
Pani ukazywała mi się za każdym razem, z wyjątkiem jednego wtorku
i piątku.

Polecała na nowo, abym zachęciła kapłanów do wybudowania
kaplicy, zachęciła także, abym się obmyła w źródle
i
abym się modliła o nawrócenie grzeszników.

Wielokrotnie zapytywałam, kim jest, ale Ona uśmiechała się tylko
łagodnie. W końcu, trzymając ręce uniesione i kierując wzrok ku
niebu
powiedziała,
że jest Niepokalanym Poczęciem.

Tyle
ze wspomnień samej Bernadetty.
Wsłuchani
w słowa Maryi, wzywającej świat do nawrócenia, a także
zasłuchani w 
Boże
słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się:

Czy
przed każdą Spowiedzią robię dokładny rachunek sumienia?

Czy
przed samym sobą nie kamufluję prawdy o sobie?

Czy
potrafię przyznać się do popełnionego zła, przeprosić za nie i
je naprawić?

Wprowadzam
nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje
a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu
piętę…

11 komentarzy

  • Panie, prosiłem Cię o siłę, aby mi się dobrze wiodło,
    a Ty pozwoliłeś mi stać się słabym,
    abym nauczył się posłuszeństwa.
    Prosiłem o zdrowie, abym mógł dokonywać wielkich rzeczy,
    a otrzymałem chorobę, by czynić, co lepsze.
    Prosiłem o bogactwa, aby być szczęśliwym,
    a stałem się biednym, by być nędzarzem.
    Prosiłem o władzę, aby ludzie mnie podziwiali,
    a jestem bezsilny, aby zatęsknić za Tobą.
    Prosiłem o przyjaźń, abym nie musiał żyć samotnie,
    a Ty dałeś mi serce, abym kochał wszystkich moich braci.
    Nie otrzymałem nic z tego, czego się spodziewałem.
    Nie otrzymałem nic z tego, o co Cię prosiłem.
    Prawie że wbrew mojej woli
    zostały wysłuchane moje niewypowiedziane modlitwy,
    i jestem obdarowany najbardziej ze wszystkich.
    Dzięki Ci, Panie.
    (Modlitwa chorego z jednego z nowojorskich szpitali wyryta na tablicy z brązu i umieszczona przy wejściu do szpitala)

  • Wypadek Pani Premier był po coś i zapewne nie był to przypadek.Jednak są gorsze w których giną ludzie i jakoś nikt tak się bardzo nie ekscytuje tym że był na naszym podwórku taki wypadek.A co chwila pojawiają się nowe teorie na ten temat i tak okaże się iż temat wypadku będzie jak temat Smoleńska który nigdy się nie kończy.Pozdrawiam M

    • Jesteś zapewne po Mszy św., stąd ten szczery "znak pokoju"? Czy Ty, katolicka duszyczko, oczerniająca innych nie wiesz,ile taka brocha, kupiona za podatników pieniądze, kosztuje? Bo auto to tylko 3 000 000 zł Ot, drobiazg…
      Pan z Tobą, dobra duszyczko…

    • Dla twojej wiadomości nie jestem po Mszy Św nawet nie jestem wierzaca za bardzo jeśli już Cię tak bardzo to boli.I W sumie piszę to co uważam i tak samo napiszę tobie zanim stwierdzisz, że ktoś kogoś oczernia zastanów się co ty robisz czy jesteś tak biały za jakiego się uważasz.M

    • Gdybyście, moi Drodzy, nie skomentowali tych wrednych wpisów, to bym je pousuwał. Dwa usunąłem – takie, które nie zostały skomentowane. A pozostałe zostaną – razem z Waszymi odpowiedziami. Niech świadczą o Autorze. Szkoda, że w człowieku tyle może być podłości i nienawiści… Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.