Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!

Ł
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, bardzo dziękujemy Księdzu Markowi za wczorajsze słówko i za kilka informacji, dotyczących pielgrzymowania do Fatimy, a opatrzonych – jak zawsze – pięknymi zdjęciami. Myślę, że jeśli ktoś będzie zainteresowany jakimiś dodatkowymi szczegółami, to na pewno w swoich komentarzach o to zapyta, a Ksiądz Marek odpowie. Jedyne, co możemy w tej chwili wyrazić, to wielka wdzięczność Bogu i Pani Fatimskiej za to, że całe to pielgrzymowanie przebiegło tak po ludzku bezpiecznie i tak duchowo bogato! Chwała za to Bogu Najwyższemu i cześć Jego Matce!
       A oto dzisiaj przeżywamy dwunastą już rocznicę przejścia do Domu Ojca naszego wielkiego Rodaka, Świętego Jana Pawła II. Myślę, że jest to doskonała okazja do modlitwy przez Jego wstawiennictwo, chociażby poprzez odmówienie Litanii do Świętego Jana Pawła II. Warto też coś przeczytać z Jego nauczania i pomyśleć nad tym… A można też obejrzeć jakiś program, poświęcony Jego dziełu i osobie. Między innymi, w TVP 1 po godzinie 13.00 ma być jakiś niezły film, ale są też i inne – warto przejrzeć programy różnych stacji. Chodzi o to, moi Drodzy, abyśmy w tym dniu pobyli trochę bardziej z naszym Świętym Papieżem…
         A wchodząc dzisiaj do kościoła, zobaczymy zasłonięte Krzyże… Więcej o tym – w rozważaniu. Tak, czy owak, moi Drodzy – Wielki Post się dopełnia…
       Na głębokie przeżywanie dnia Pańskiego – piątej Niedzieli Wielkiego Postu i pierwszej niedzieli miesiąca – niech Was błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                     Gaudium et spes!  Ks. Jacek

5
Niedziela Wielkiego Postu, A,
do
czytań: Ez 37,12–14; Rz 8,8–11; J 11,1–45
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:
Tak
mówi Pan Bóg: „Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów,
ludu mój, i wiodę was do kraju Izraela, i poznacie, że Ja jestem
Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój.
Udzielę wam mego ducha po to, byście ożyli, i powiodę was do
kraju waszego, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam”,
mówi Pan Bóg.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia:
Ci, którzy żyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą. Wy
jednak nie żyjecie według ciała, lecz według ducha, jeśli tylko
Duch Boży w was mieszka.
Jeżeli
zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. Jeżeli
natomiast Chrystus w was mieszka, ciało wprawdzie podlega śmierci
ze względu na skutki grzechu, duch jednak posiada życie na skutek
usprawiedliwienia. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa
wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Jezusa Chrystusa z
martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą
mieszkającego w was Ducha.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Był
pewien chory, Łazarz z Betanii, z miejscowości Marii i jej siostry
Marty. Maria zaś była tą, która namaściła Pana olejkiem i
włosami swoimi otarła Jego nogi. Jej to brat Łazarz chorował.
Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: „Panie, oto choruje
ten, którego Ty kochasz”. Jezus usłyszawszy to rzekł: „Choroba
ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej
Syn Boży został otoczony chwałą”.
A
Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza.
Mimo
jednak, że słyszał o jego chorobie, zatrzymał się przez dwa dni
w miejscu pobytu. Dopiero potem powiedział do swoich uczniów:
„Chodźmy znów do Judei”.
Rzekli
do Niego uczniowie: „Rabbi, dopiero co Żydzi usiłowali Cię
ukamienować i znów tam idziesz?”
Jezus
im odpowiedział: „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin? Jeżeli
ktoś chodzi za dnia, nie potknie się, ponieważ widzi światło
tego świata. Jeżeli jednak ktoś chodzi w nocy, potknie się,
ponieważ brak mu światła”.
To
powiedział, a następnie rzekł do nich: „Łazarz, przyjaciel
nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić”.
Uczniowie
rzekli do Niego: „Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje”. Jezus
jednak mówił o jego śmierci, a im się wydawało, że mówił o
zwyczajnym śnie.
Wtedy
Jezus powiedział im otwarcie: „Łazarz umarł, ale raduję się,
że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Lecz
chodźmy do niego”.
Na
to Tomasz, zwany Didymos, rzekł do współuczniów: „Chodźmy
także i my, aby razem z Nim umrzeć”.
Kiedy
Jezus tam przybył, zastał Łazarza już od czterech dni
spoczywającego w grobie. A Betania była oddalona od Jerozolimy
około piętnastu stadiów i wielu Żydów przybyło przedtem do
Marty i Marii, aby je pocieszyć po bracie.
Kiedy
zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na
spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta rzekła do Jezusa:
„Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz
wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga”.
Rzekł
do niej Jezus: „Brat twój zmartwychwstanie”.
Rzekła
Marta do Niego: „Wiem, że zmartwychwstanie w czasie
zmartwychwstania w dniu ostatecznym”.
Rzekł
do niej Jezus: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie
wierzy, choćby umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we
Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?”
Odpowiedziała
Mu: „Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn
Boży, który miał przyjść na świat”.
Gdy
to powiedziała, odeszła i przywołała po kryjomu swoją siostrę,
mówiąc: „Nauczyciel jest i woła cię”. Skoro zaś Maria to
usłyszała, wstała szybko i udała się do Niego. Jezus zaś nie
przybył jeszcze do wsi, lecz był wciąż w tym miejscu, gdzie Marta
wyszła Mu na spotkanie. Żydzi, którzy byli z nią w domu i
pocieszali ją, widząc, że Maria szybko wstała i wyszła, udali
się za nią, przekonani, że idzie do grobu, aby tam płakać.
A
gdy Maria przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go upadła
Mu do nóg i rzekła do Niego: „Panie, gdybyś tu był, mój brat
by nie umarł”.
Gdy
więc Jezus ujrzał, jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią
przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: „Gdzieście
go położyli?”
Odpowiedzieli
Mu: „Panie, chodź i zobacz”. Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli:
„Oto jak go miłował!” Niektórzy z nich powiedzieli: „Czy
Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on
nie umarł?”
A
Jezus ponownie okazując głębokie wzruszenie przyszedł do grobu.
Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień.
Jezus
rzekł: „Usuńcie kamień”.
Siostra
zmarłego, Marta, rzekła do Niego: „Panie, już cuchnie. Leży
bowiem od czterech dni w grobie”.
Jezus
rzekł do niej: „Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz,
ujrzysz chwałę Bożą?”
Usunięto
więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: „Ojcze,
dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że Mnie
zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to
powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty mnie posłał”. To
powiedziawszy zawołał donośnym głosem: „Łazarzu, wyjdź na
zewnątrz!” I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane
opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich
Jezus: „Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić”.
Wielu
więc spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego
Jezus dokonał, uwierzyło w Niego.
Łazarzu,
wyjdź na zewnątrz!
zabrzmiało
dzisiaj z wielką mocą. Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!
I wyszedł, chociaż od jego
śmierci minęły cztery dni – aż cztery dni!
co wedle nauczania ówczesnych rabinów oznaczało, iż dusza
człowieka definitywnie
opuściła ciało
i zaczął się już jego
nieodwracalny rozkład… W
tym przypadku dostojna i wielowiekowa tradycja rabinacka nie
została potwierdzona, bo
jednak Łazarz – po
czterech dniach od śmierci – wyszedł z grobu.
I był to ewidentny cud!
Tak,
ewidentny cud, gdyż
nikt
nie miał – nawet
nie mógł w tej sytuacji mieć – żadnych wątpliwości
co faktu jego śmierci,
bo
i te rzeczone cztery dni w
grobie, i wcześniejszy
proces jego odchodzenia z
tego świata, spowodowany chorobą, a wreszcie jego wygląd, kiedy
wydostał się z grobu na polecenie Jezusa – wszystko to ponad
wszelką wątpliwość pokazało, że wrócił z bardzo
dalekiej podróży.
Ale
wrócił. Dokonała się rzecz po ludzku niemożliwa!
I
można się tylko
zastanawiać, co Jezus chciał Marcie, Marii, swoim Apostołom,
zebranym tam Żydom,
a wreszcie nam wszystkim powiedzieć przez ten fakt…
Całe
bowiem Jego
nauczanie utrwalało w nich i w nas przekonanie o prawdziwości tych
oto słów, zapisanych w Proroctwie Ezechiela, a odczytanych przed
chwilą: Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z
grobów, ludu mój, i wiodę was do kraju Izraela, i poznacie, że Ja
jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu
mój. Udzielę wam mego ducha po to, byście ożyli, i powiodę was
do kraju waszego, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i
wykonam.
Tak,
my w to wierzymy. Podobnie, jak Marta, słysząca z ust Jezusa
zapowiedź, iż jej brat zmartwychwstanie, my także jesteśmy w
stanie powiedzieć: Wiem, że zmartwychwstanie w czasie
zmartwychwstania w dniu ostatecznym.
Bo
tego przecież sam Jezus nas uczył,
a w Jego imieniu – tego uczyli nas ci wszyscy, którzy od dziecka
wprowadzali nas w arkana wiary chrześcijańskiej:
tak, wszyscy
na końcu zmartwychwstaniemy i żyć będziemy bądź to w
szczęśliwej wieczności z Bogiem, bądź też w zupełnym oddaleniu
od Niego. Tego nas nauczono i w to wierzymy. I Marta w to wierzyła…
A
jednak Jezus pokazał w tamtym momencie, że nie tylko o ostateczne
zmartwychwstanie chodzi. Trudno było Marcie i wszystkim zebranym
domyślać się, co za chwilę nastąpi, bo Jezus bardzo głęboko
przeżywał śmierć swego przyjaciela Łazarza. Słyszymy w
dzisiejszej Ewangelii: Gdy więc Jezus ujrzał, jak
płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się
w duchu, rozrzewnił…
W
innym tłumaczeniu tego zdania znajdujemy słowa: wzburzył
się wewnętrznie i był wstrząśnięty.

A
zatem, możemy mówić o jakimś wielkim wewnętrznym poruszeniu, a
wręcz jakiejś gwałtownej wewnętrznej reakcji
na śmierć bliskiego sobie człowieka… Zaraz
zaś potem
słyszymy stwierdzenie, że Jezus zapłakał…
Po czym znowu pada
stwierdzenie, że Jezus
ponownie okazując głębokie wzruszenie przyszedł do grobu,
co
we wspomnianym już innym tłumaczeniu brzmi: Jezus
ponownie wzburzony podszedł do grobu…

Pewnie
nam się trochę nie składa w logiczną całość to wszystko, co tu
dziś słyszymy, bo jeśli Jezus wiedział o
zbliżającej się śmierci Łazarza i celowo opóźniał swoje
przybycie, przez co – de facto – do tej śmierci
dopuścił;
i jeśli wiedział,
że pomimo tego, co się stało, będzie On w stanie to
odwrócić
i przywrócić
Łazarzowi
życie,
to skąd to wzruszenie, czy
wręcz – jak słyszymy w innym tłumaczeniu – wewnętrzne
wzburzenie i wstrząśnięcie?…
Czy
aby Jezus nie zagrał przed ludźmi
całkiem zgrabnej scenki rodzajowej, pod tytułem: „Ja wszystko
mogę”, manipulując przy okazji ludzkimi
uczuciami?… A może wręcz
chciał się zabawić ludzkim bólem,
patrząc z jakąś niewytłumaczalną satysfakcją na łzy ludzkie po
to, aby za chwilę sprawić wszystkim super – niespodziankę?…
Myślę,
moi Drodzy, że gdyby chodziło o kogokolwiek z nas, to tego typu
podejrzenia może i byłyby jakoś uzasadnione. Bo ludzie różne
w swoich sercach skrywają motywacje

i różne nastawienia, a nierzadko – niestety – nie są to
nastawienia zbyt pozytywne. Niekiedy bowiem łapiemy się na tym, że
sprawia nam niejaką radość,
że komuś coś się nie powiodło,
że się gdzieś tam na życiowych drogach potknął, a może
i upadł…
Niby
mówimy, że współczujemy, żałujemy, ale tak po cichu myślimy
sobie, że dobrze się
stało, bo dzięki temu widać, że sami nie jesteśmy
wcale tacy najgorsi,
albo
wprost – że jesteśmy całkiem porządnymi ludźmi, za to ten czy
tamten to dopiero niezłe ziółko, bo
niby taki pobożny, niby taki święty, a proszę bardzo: upadł, nie
poradził sobie, pobłądził… Myślę, moi Drodzy, że niekiedy
takie tony pobrzmiewają w naszych myślach i w naszych
rozmowach
o bliźnich… Łatwo
wówczas w naszym głosie wyczuć wręcz satysfakcję z niepowodzenia
tego drugiego…
Otóż,
w przypadku Jezusa nigdy o czymś takim nie możemy mówić. Bo On
głęboko i bardzo autentycznie przeżywał to wszystko, co przeżywał
człowiek…
Bo On po to
przyszedł na świat, aby tak właśnie przeżywać wszystko, co
przeżywał człowiek… Przeto
we wszystkim, co Jezus myślał, jak
i w tym, co mówił, ale i w
tym, co robił, czy
wreszcie także w tym, co przeżywał – był bardzo
autentyczny, szczery,
do końca
oddany człowiekowi, do końca rozkochany w człowieku.
Dlatego
autentycznie
przeżywał śmierć Łazarza, a już
chwilę potem
równie autentycznie
cieszył się razem z Łazarzem i z jego bliskimi z faktu dokonanego
wskrzeszenia. Jezus po prostu w każdym momencie swojej
ziemskiej misji był totalnie autentyczny

i każdy moment tej swojej misji czynił jakimś znakiem, jakimś
przesłaniem dla nas, jakimś
darem dla nas…
Trudno
nam to po ludzku zrozumieć, bo to trochę tak wygląda, jakby Jezus
był niezrównoważony emocjonalnie,
skoro
tak szybko przechodził
ze stuprocentowego współczucia i głębokiego
zmartwienia po śmierci człowieka do stuprocentowej radości z faktu
jego wskrzeszenia, którego zresztą sam dokonał.
Ale
musimy w tym działaniu Jezusa zobaczyć właśnie tę
celowość:
On po to
autentycznie i bardzo szczerze przeżywał te wszystkie stany, które
przeżywali ludzie, aby pokazać, że naprawdę szczerze
identyfikuje się z nimi
i że
naprawdę wszystko swoje oddaje ludziom, i że wszystko, co czyni i
co przeżywa – to dla dobra ludzi, dla ich wiecznego zbawienia! Dla
ich wiecznego zmartwychwstania!
Nawet,
jeśli te zmieniające się stany emocjonalne następowały
bezpośrednio po sobie, jeden po drugim, to jednak Jezus każdy
z nich przeżywał autentycznie i całym sobą.

Bo sam tak chciał. Bo w ten sposób chciał być jedno z
człowiekiem.
Z
tego także powodu uznał,
że warto Łazarza podnieść z grobu
i przywrócić do tego
doczesnego
życia,
chociaż zdawał
sobie sprawę, że Łazarz jednak kiedyś znowu
umrze i wtedy
już nikt nie będzie go
wskrzeszał
– warto to było uczynić, aby zapowiedzieć i jednocześnie
pokazać, czym będzie owo ostateczne i pełne
zmartwychwstanie,
jakie będzie
udziałem każdego z nas, bez wyjątku, na
końcu czasów: jak
wielkie to będzie zwycięstwo,

skoro tak wielkim zwycięstwem było to doczesne wskrzeszenie…
Wszystko
zaś to, moi Drodzy, co tu sobie mówimy, pokazuje tylko, że dla
Jezusa nie ma spraw nieistotnych

spośród tych, które przeżywa człowiek. Nie ma dla Niego
nieistotnych przeżyć i stanów, w jakich może znajdować się
człowiek, nie ma też dla Niego nieistotnych wydarzeń w życiu
człowieka… I nie ma
nieistotnego czasu… Jezus
chce wszystko przeżywać razem z człowiekiem!

Czy
jednak spotyka się w tym względzie ze wzajemnością? Czy my też
chcemy wszystko, co nas stanowi i określa, przeżywać z
Nim – z Jezusem?
Czy każde
nasze przeżycie, każda nasza myśl, każde nasze słowo, każdy
nasz czyn – ma swój właściwy sens i należytą
wartość w oczach Jezusa?
Czy każda nasza myśl, każde nasze słowo, każdy nasz czyn –
jest po coś?… Po coś dobrego?…
Święty
Paweł przestrzega dziś wiernych Rzymu, ale i nas wszystkich – w
drugim czytaniu: Ci, którzy żyją według ciała, Bogu
podobać się nie mogą. Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz
według ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka.
[…] A
jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych,
to Ten, co wskrzesił Jezusa Chrystusa z martwych, przywróci do
życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was Ducha.
A
zatem, tak jak Jezus chciał – poprzez wskrzeszenie Łazarza –
pokazać, że zmartwychwstanie
do życia wiecznego to nie jest sprawa jakiejś mglistej i
odległej przyszłości,
ale że
dokonuje się ono ciągle, stopniowo, poprzez kolejne etapy życia na
ziemi, tak i nas chce dzisiaj przekonać, że każdy nasz dzień, a
wręcz każda minuta i sekunda naszego życia ma być takim właśnie
ciągłym zmartwychwstawaniem…
Czyli ciągłym
przybliżaniem się do Jezusa, a wręcz – stawaniem się jedno z
Nim. Czy tak wygląda nasze chrześcijaństwo?… Naprawdę?…
Kochani,
o to pytamy właśnie dzisiaj, w piątą Niedzielę Wielkiego Postu,
kiedy to przesuwamy
nieco akcent – jeśli idzie o przeżywanie tego
okresu – z tematu naszej
przemiany i pracy nad sobą na temat bezpośredniego
przeżywania Męki Pańskiej.
Oczywiście,
oba te tematy przez cały
ten okres współistniały
ze sobą od początku i nadal będą współistniały, ale teraz
nieco mocniej podkreślać
będziemy właśnie ten
drugi temat: Mękę Pańską.
Zasłonięty
aż do Wielkiego Piątku Krzyż,

a zatem niewidoczny dla naszych
oczu, ma być w tym czasie
bardziej widoczny w naszych sercach, abyśmy
tam, właśnie w głębokości swojej duszy, te wielkie tajemnice
przeżywali.
I
w tej to atmosferze, w tym szczególnym skupieniu, ale też w jakiejś
wyjątkowej szczerości serca, w głębi własnego
sumienia, gdzie jesteśmy sam na sam z Bogiem

i nie musimy przed nikim grać, ani nikogo i niczego udawać –
właśnie w tej atmosferze zapytajmy dziś
samych siebie: Czy
nasze życie, nasza
codzienność, nasze myśli, słowa i uczynki; oraz: czy
Jezus, Jego zasady i całe
chrześcijaństwo – to jedno i to samo? Czy
może: Jezus, Jego zasady i całe chrześcijaństwo – to
jedno;
a nasze życie, nasza
codzienność, nasze myśli, słowa i uczynki – to
drugie?…
I w dodatku: jedno
daleko od drugiego?…
Czy
każdy z nas, jak tu jesteśmy, może tak szczerze, wewnętrznie,
osobiście powiedzieć, że chociażby przez te ponad cztery tygodnie
Wielkiego Postu – stał się bardziej wierzący, bardziej
zaprzyjaźniony z Jezusem?
A
jeśli tak, to po czym to konkretnie widać?… Po czym to sami
widzimy – i po czym mogą to zobaczyć ludzie, wśród których
żyjemy i którzy muszą nas na
co dzień
znosić?… Po czym – ale
tak konkretnie?…
Czy ciągle,
tylko i wyłącznie, po pięknych słowach, szumnych obietnicach i
pobożnie
złożonych rękach – czy
jednak po konkretnych czynach i odważnych postawach?
Droga
Siostro! Drogi Bracie! Odpowiedz
sobie z taką szczerością, na jaką Cię tylko stać – przed
Bogiem: Czy Twoje
chrześcijaństwo, Twoja wiara, Twoja postawa
to codzienne
kroczenie naprzód, czy jednak dreptanie w miejscu,
lub kręcenie się w kółko, wokół własnej osi, wokół
własnego „ja”?… A
może to
cofanie się, lub staczanie w dół,
do jakiejś duchowej przepaści?…
Co
robisz – tak konkretnie – a może: co zaczniesz robić, choćby
od dzisiaj, aby Twoje chrześcijaństwo, Twoja wiara, Twoja postawa –
były
takim prawdziwym, codziennym zmartwychwstawaniem?…

5 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.