ŻYCIE MOJE…

Ż
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Maja Zagubień, zaangażowana w swoim czasie w działalność młodzieżową w Parafii w Celestynowie. Życzę Solenizantce szczególnych Bożych łask i natchnień w codziennej realizacji dobra. Zapewniam o modlitwie.
        Dziękujemy Księdzu Markowi za drugie już w tym tygodniu słówko z Syberii. Jestem wdzięczny za to, że zechciał mnie wesprzeć w czasie dla mnie szczególnie intensywnym. A przecież dla Niego to też intensywny czas – rekolekcje w Surgucie, a zaraz potem w Nojabrsku. Dlatego podpisuję się pod Jego prośbą o modlitwę w intencji tych rekolekcji. Myślę, że nikt z nas tej modlitwy nie poskąpi!
          A przy okazji, ośmielam się prosić także o modlitwę w intencji rekolekcji, które dziś rozpoczynam w Parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Wargocinie, w Dekanacie łaskarzewskim, Diecezji siedleckiej. Jak odczytacie w rozważaniu, moi Drodzy, w tej Parafii przez ostatnie lata nie było rekolekcji w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Być może dlatego, że jest to jedna z najmniejszych parafii w Diecezji, bo licząca około 270 Osób, był tylko dzień Spowiedzi w Adwencie i takiż dzień w Wielkim Poście. Od początku roku 2017 nowym Proboszczem tej Parafii jest mój Kolega kursowy, Ksiądz Leon Bobrowski, który zaraz po objęciu urzędu postanowił, że już od tego Wielkiego Postu będą się odbywały normalne, trzydniowe rekolekcje, a w ich trakcie – dwa dni Spowiedzi Świętej. Jest dla mnie radością i jednocześnie zaszczytem, że mogę te rekolekcje przeprowadzić, co w praktyce oznacza, że mogę je także razem z tą Parafią przeżyć. 
       Są to już drugie rekolekcje, jakie w trakcie tego Wielkiego Postu znajdziecie na naszym blogu. Zapraszam do ich wspólnego przeżywania, jeżeli jednak ktoś nie chce się w nie włączyć, będzie musiał poszukać rozważania Bożego słowa z dzisiejszej niedzieli i dwóch następnych dni – gdzie indziej.
        Tak, czy owak, proszę o modlitewne wsparcie tego dzieła, proszę też o modlitwę za Parafię w Wargocinie i Jej nowego Proboszcza, dla którego jest to pierwszy w życiu urząd proboszczowski.
      Na głębokie przeżywanie Niedzieli Męki Pańskiej, czyli Niedzieli Palmowej – niech Was błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                     Gaudium et spes!  Ks. Jacek 

REKOLEKCJE
WIELKOPOSTNE – DZIEŃ 1
Niedziela
Palmowa, czyli Męki Pańskiej, A,
do
czytań: Mt 21,1–11; Iz 50,4–7; Flp 2,6–11; Mt 26,14–27,66
PROCESJA
Z PALMAMI:
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Gdy
się przybliżyli do Jerozolimy i przyszli do Betfage na Górze
Oliwnej, wtedy Jezus posłał swoich uczniów i rzekł im: „Idźcie
do wsi, która jest przed wami, a zaraz znajdziecie oślicę uwiązaną
i źrebię z nią. Odwiążcie je i przyprowadźcie do Mnie. A gdyby
wam kto co mówił, powiecie: «Pan ich potrzebuje, a zaraz je
puści»”.
Stało
się to, żeby się spełniło słowo proroka: „Powiedzcie Córze
Syjońskiej: Oto Król twój przychodzi do ciebie łagodny, siedzący
na osiołku, źrebięciu oślicy”.
Uczniowie
poszli i uczynili, jak im Jezus polecił. Przyprowadzili oślicę i
źrebię i położyli na nie swe płaszcze, a On usiadł na nich. A
ogromny tłum słał swe płaszcze na drodze, inni obcinali gałązki
z drzew i ścielili na drodze. A tłumy, które Go poprzedzały i
które szły za Nim, wołały głośno:
Hosanna
Synowi Dawida.
Błogosławiony,
który przychodzi w imię Pańskie.
Hosanna
na wysokościach”.
Gdy
wjechał do Jerozolimy, poruszyło się całe miasto, i pytano: „Kto
to jest?” A tłumy odpowiadały: „To jest prorok Jezus z Nazaretu
w Galilei”.
MSZA
ŚWIĘTA:
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Pan
Bóg mnie obdarzył językiem wymownym, bym umiał przyjść z pomocą
strudzonemu przez słowo krzepiące. Każdego rana pobudza me ucho,
bym słuchał jak uczniowie. Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się
nie oparłem ani się nie cofnąłem.
Podałem
grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie
zasłoniłem mej twarzy przed zniewagami i opluciem.
Pan
Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego
uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO
PAWŁA APOSTOŁA DO FILIPIAN:
Chrystus
Jezus istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w tym,
co zewnętrzne, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy
się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego
też Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad
wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot
niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał,
że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca.
MĘKA
NASZEGO PANA JEZUSA CHRYSTUSA WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jeden
z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota, udał się do arcykapłanów i
powiedział: „Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam.” A oni
wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności,
żeby Go wydać.
W
pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i
zapytali Go: „Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do
spożycia?” On odrzekł: „Idźcie do miasta, do znanego nam
człowieka i powiedzcie mu: Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski;
u ciebie chcę urządzić Paschę z moimi uczniami.” Uczniowie
uczynili tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę.
Z
nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu
uczniami. A gdy jedli, rzekł: „Zaprawdę powiadam wam: jeden z was
Mnie zdradzi.” Zasmuceni tym bardzo, zaczęli pytać jeden przez
drugiego: „Chyba nie ja, Panie?” On zaś odpowiedział:

Ten,
który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn
Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane; lecz biada temu
człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby
lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził.” Wtedy
Judasz, który Go miał zdradzić, powiedział: „Czy nie ja,
Rabbi?” Odpowiedział mu: „Tak, to ty jesteś.”
A
gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo,
połamał go i dał uczniom, mówiąc: „Bierzcie i jedzcie, to jest
Ciało moje.” Następnie wziął kielich i odmówiwszy
dziękczynienie dał im, mówiąc: „Pijcie z niego wszyscy; bo to
jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na
odpuszczenie grzechów. Lecz powiadam wam: Odtąd nie będę już pił
z tego owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę z
wami nowy, w królestwie Ojca mojego.” Po odśpiewaniu hymnu wyszli
na Górę Oliwną.
Wówczas
Jezus rzekł do nich: „Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo
jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada. Lecz
gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei.” Piotr Mu odpowiedział:
„Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię.”
Jezus mu rzekł: „Zaprawdę powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim
kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz.” Na to Piotr: „Choćby
mi przyszło umrzeć z Tobą, nie zaprę się Ciebie.” Podobnie
zapewniali wszyscy uczniowie.
Wtedy
przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do
uczniów: „Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się
modlił.” Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza,
począł się smucić i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do nich:
„Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie
ze Mną.” I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się
tymi słowami: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie
ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty.”
Potem
przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do
Piotra:

Tak,
jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie
się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało
słabe.” Powtórnie odszedł i tak się modlił: „Ojcze mój,
jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich i muszę go wypić, niech
się stanie wola Twoja.”
Potem
przyszedł i znów zastał ich śpiących, bo oczy ich były senne.
Zostawiwszy ich, odszedł znowu i modlił się po raz trzeci,
powtarzając te same słowa. Potem wrócił do uczniów i rzekł do
nich: „Śpicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i
Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie,
chodźmy; oto się zbliża mój zdrajca.”
Gdy
On jeszcze mówił, oto przyszedł Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim
wielka zgraja z mieczami i kijami od arcykapłanów i starszych ludu.
Zdrajca zaś dał im taki znak: „
Ten,
którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie.” Zaraz też
przystąpił do Jezusa, mówiąc: „Witaj, Rabbi.” I pocałował
Go. A Jezus rzekł do niego: „Przyjacielu, po coś przyszedł?”
Wtedy rzucili się na Jezusa i pochwycili Go.
A
oto jeden z tych, którzy byli z Jezusem, wyciągnął rękę, dobył
miecza i ugodziwszy sługę najwyższego kapłana, odciął mu ucho.
Wtedy Jezus rzekł do niego: „Schowaj miecz swój do pochwy, bo
wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną. Czy myślisz,
że nie mógłbym prosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej
niż dwanaście zastępów aniołów? Jakże więc spełnią się
Pisma, że tak się stać musi?”
W
owej chwili Jezus rzekł do tłumów:

Wyszliście
z mieczami i kijami jak na zbójcę, żeby Mnie pochwycić.
Codziennie zasiadałem w świątyni i nauczałem, a nie pojmaliście
Mnie. Lecz stało się to wszystko, żeby się wypełniły Pisma
proroków.” Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli.
Ci
zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego
kapłana, Kajfasza, gdzie zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. A
Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego kapłana.
Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć,
jaki będzie wynik.
Tymczasem
arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa
przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, jakkolwiek
występowało wielu fałszywych świadków. W końcu stanęli dwaj i
zeznali: „On powiedział: Mogę zburzyć przybytek Boży i w ciągu
trzech dni go odbudować.” Wtedy powstał najwyższy kapłan i
rzekł do Niego: „Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają
przeciwko Tobie?” Lecz Jezus milczał. A najwyższy kapłan rzekł
do Niego: „Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty
jesteś Mesjaszem, Synem Bożym?” Jezus mu odpowiedział: „Tak,
Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego,
siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach
niebieskich.” Wtedy najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i
rzekł: „Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto
teraz słyszeliście bluźnierstwo. Co wam się zdaje?” Oni
odpowiedzieli: „Winien jest śmierci.” Wówczas zaczęli pluć Mu
w twarz i bić Go pięściami, a inni policzkowali Go i szydzili:
„Prorokój nam Mesjaszu, kto Cię uderzył?”
Piotr
zaś siedział zewnątrz na dziedzińcu. Podeszła do niego jedna
służąca i rzekła: „
I
ty byłeś z Galilejczykiem Jezusem.” Lecz on zaprzeczył temu
wobec wszystkich i rzekł: „Nie wiem, co mówisz.” A gdy wyszedł
ku bramie, zauważyła go inna i rzekła do tych, co tam byli: „Ten
był z Jezusem Nazarejczykiem.” I znowu zaprzeczył pod przysięgą:
„Nie znam tego Człowieka.” Po chwili ci, którzy tam stali,
zbliżyli się i rzekli do Piotra: „Na pewno i ty jesteś jednym z
nich, bo i twoja mowa cię zdradza.” Wtedy począł się zaklinać
i przysięgać: „Nie znam tego Człowieka.” I w tej chwili kogut
zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział:
Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz. Wyszedł na
zewnątrz i gorzko zapłakał.
A
gdy nastał ranek, wszyscy arcykapłani i starsi ludu powzięli
uchwałę przeciw Jezusowi, żeby Go zgładzić. Związawszy Go
zaprowadzili i wydali w ręce namiestnika Poncjusza Piłata.
Wtedy
Judasz, który Go wydał, widząc, że Go skazano, opamiętał się,
zwrócił trzydzieści srebrników arcykapłanom i starszym i rzekł:
„Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną.” Lecz oni odparli: „Co
nas to obchodzi? To twoja sprawa.” Rzuciwszy srebrniki do
przybytku, oddalił się, potem poszedł i powiesił się.
Arcykapłani zaś wzięli srebrniki i orzekli: „Nie wolno kłaść
ich do skarbca świątyni, bo są zapłatą za krew.” Po odbyciu
narady kupili za nie pole garncarza na grzebanie cudzoziemców.
Dlatego
pole to aż po dziś dzień nosi nazwę Pole Krwi. Wtedy spełniło
się to, co powiedział prorok Jeremiasz: Wzięli trzydzieści
srebrników, zapłatę za Tego, którego oszacowali synowie Izraela.
I dali je za pole garncarza, jak mi Pan rozkazał.
Jezusa
zaś stawiono przed namiestnikiem. Namiestnik zadał Mu pytanie: „Czy
Ty jesteś królem żydowskim?” Jezus odpowiedział: „Tak, Ja nim
jestem.” A gdy Go oskarżali arcykapłani i starsi, nic nie
odpowiadał. Wtedy zapytał Go Piłat: „Nie słyszysz, jak wiele
zeznają przeciw Tobie?” On jednak nie odpowiadał mu na żadne
pytanie, tak że namiestnik bardzo się dziwił.
A
był zwyczaj, że na każde święto namiestnik uwalniał jednego
więźnia, którego chcieli. Trzymano zaś wtedy znacznego więźnia,
imieniem Barabasz. Gdy się więc zebrali, spytał ich Piłat:
„Którego chcecie, żebym wam uwolnił, Barabasza czy Jezusa,
zwanego Mesjaszem?” Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali.
A gdy on odbywał przewód sądowy, żona jego przysłała mu
ostrzeżenie: „Nie miej nic do czynienia z tym Sprawiedliwym, bo
dzisiaj we śnie wiele nacierpiałam się z Jego powodu.”
Tymczasem
arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby prosiły o Barabasza, a
domagały się śmierci Jezusa. Pytał ich namiestnik: „Którego z
tych dwóch chcecie, żebym wam uwolnił?” Odpowiedzieli:
„Barabasza.” Rzekł do nich Piłat: „Cóż więc mam uczynić z
Jezusem, którego nazywają Mesjaszem?” Zawołali wszyscy: „Na
krzyż z Nim!”
Namiestnik
odpowiedział: „Cóż właściwie złego uczynił?” Lecz oni
jeszcze głośniej krzyczeli: „Na krzyż z Nim!” Piłat widząc,
że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, wziął wodę i
umył ręce wobec tłumu, mówiąc: „Nie jestem winny krwi tego
Sprawiedliwego. To wasza rzecz.” A cały lud zawołał: „Krew
Jego na nas i na dzieci nasze. Wówczas uwolnił im Barabasza, a
Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie.
Wtedy
żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i
zgromadzili koło Niego całą kohortę. Rozebrali Go z Jego szat i
narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z
ciernia włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę.
Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: „Witaj,
królu żydowski!” Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili
Go po głowie. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego płaszcz, włożyli
na Niego własne Jego szaty i odprowadzili Go na ukrzyżowanie.
Wychodząc
spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego
przymusili, żeby niósł krzyż Jezusa. Gdy przyszli na miejsce
zwane Golgotą, to znaczy Miejsce Czaszki, dali Mu pić wino
zaprawione goryczą. Skosztował, ale nie chciał pić.
Gdy
Go ukrzyżowali, rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o
nie losy. I siedząc, tam Go pilnowali. A nad głową Jego umieścili
napis z podaniem Jego winy: To jest Jezus, król żydowski. Wtedy też
ukrzyżowano z Nim dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego
po lewej stronie.
Ci
zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go i potrząsali
głowami, mówiąc: „Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach
go odbudowujesz, ocal sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź
z krzyża.” Podobnie arcykapłani z uczonymi w Piśmie i starszymi,
szydząc, powtarzali: „Innych wybawiał, siebie nie może wybawić.
Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w
Niego. Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje.
Przecież powiedział: Jestem Synem Bożym.” Tak samo lżyli Go i
złoczyńcy, którzy byli z Nim ukrzyżowani.
Od
godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny
dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym
głosem: „Elí, Elí, lemá sabachtháni?”

To
znaczy: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” Słysząc
to, niektórzy ze stojących tam mówili: „On Eliasza woła.”
Zaraz też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, napełnił ją
octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić. Lecz inni mówili:
„Poczekaj! Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić.” A
Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha.
A
oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół;
ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i
wiele ciał świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z
grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli do Miasta Świętego i
ukazali się wielu.
Setnik
zaś i jego ludzie, którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc
trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i
mówili: „Prawdziwie, ten był Synem Bożym.”
Było
tam również wiele niewiast, które przypatrywały się z daleka.
Szły one za Jezusem z Galilei i usługiwały Mu. Między nimi były:
Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów
Zebedeusza.
Pod
wieczór przyszedł zamożny człowiek z Arymatei, imieniem Józef,
który też był uczniem Jezusa. On udał się do Piłata i poprosił
o ciało Jezusa. Wówczas Piłat kazał je wydać. Józef zabrał
ciało, owinął je w czyste płótno i złożył w swoim nowym
grobie, który kazał wykuć w skale. Przed wejście do grobu
zatoczył duży kamień i odszedł. Lecz Maria Magdalena i druga
Maria pozostały tam, siedząc naprzeciw grobu.
Nazajutrz,
to znaczy po dniu Przygotowania, zebrali się arcykapłani i
faryzeusze u Piłata i oznajmili: „Panie, przypomnieliśmy sobie,
że ów oszust powiedział jeszcze za życia: Po trzech dniach
powstanę. Każ więc zabezpieczyć grób aż do trzeciego dnia, żeby
przypadkiem nie przyszli Jego uczniowie, nie wykradli Go i nie
powiedzieli ludowi: Powstał z martwych. I będzie ostatnie oszustwo
gorsze niż pierwsze.” Rzekł im Piłat: „Macie straż: idźcie,
zabezpieczcie grób, jak umiecie.”

Oni
poszli i zabezpieczyli grób opieczętowując kamień i stawiając
straż.
Bogu,
który – jak słyszeliśmy w drugim dzisiejszym czytaniu –
wywyższył
[swego Syna]
nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię,
aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i
ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał, że Jezus
Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca
temuż
Bogu niech będzie cześć i uwielbienie za święty czas rekolekcji
wielkopostnych, jaki nam daje i w którym będzie nas obdarzał
swoimi łaskami!
Jest
moją ogromną radością, moi Drodzy, że ten czas mogę przeżywać
wraz z Wami.
A myślę o tym z
tym większym przejęciem, że – jak się dowiedziałem – są to
pierwsze, po kilku latach przerwy, takie „pełnowymiarowe”
rekolekcje,
a do tego także:
są to pierwsze rekolekcje pod nowym Proboszczem, pełniącym tę
posługę od kilku miesięcy.
Wszystkie
te okoliczności sprawiają, że do powierzonej mi zaszczytnej
funkcji podchodzę w poczuciu dużej odpowiedzialności,
ale też z niejaką obawą, aby – mówiąc najkrócej – roboty
nie popsuć… Wierzę jednak, że jeśli będziemy się przez
cały czas nawzajem
wspierać modlitwą,
to jakoś
sobie poradzimy.
Z
wielką zatem radością witam Rodzinę parafialną pod
wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, na czele z jej
Proboszczem, Księdzem Leonem Bobrowskim, moim kursowym
Kolegą. Tak, moi Drodzy, razem z Księdzem Leonem byliśmy święceni
na księży – prawie dziewiętnaście lat temu. Już dzisiaj
dziękuję Mu za zaproszenie do wygłoszenia tych pierwszych
rekolekcji, ale też dziękuję za przyjaźń, niejedną dobrą radę,
a także za posługę Spowiednika, którą Ksiądz Leon wobec mnie
nierzadko spełnia.
Witam
bardzo serdecznie wszystkie Wspólnoty, działające w
Parafii i Osoby, zaangażowane dla jej dobra

– Osoby wspierające Księdza Proboszcza w codziennej trosce o
Parafię.
Kochani,
ja wiem, że jestem w jednej z najmniejszych
liczebnie Parafii w
naszej Diecezji, ale chcę Wam powiedzieć, że osobiście naprawdę
bardzo lubię takie małe wspólnoty, w których wszyscy się znają,
w których jest jak w rodzinie
i w których – o czym się już nieraz przekonałem – naprawdę
panuje bardzo dobry duch jedności, wsparcia, życzliwości… Dobry
duch – i jednocześnie wielki duch.

Odwrotnie proporcjonalny do liczby parafian. Czyli: parafia
liczebnie mała, ale duch wielki.

Nie wiem, czy tak jest u Was, ale mam nadzieję, że tak. Mam trzy
dni na przyglądanie się i na
rozmowy z Proboszczem.
Jednak,
nie dla przyglądania się sobie nawzajem będziemy tu, moi Drodzy,
przychodzić, ale dla przeżycia rekolekcji.
I tu chcę powiedzieć coś bardzo ważnego, co z uporem będę
powtarzał także jutro i pojutrze. Otóż, rekolekcje to nie jest
taki czas, w który do parafii przyjeżdża jakiś obcy
ksiądz z końca świata,

wygłasza swoje mądrości, których parafianie posłuchają albo nie
posłuchają, ale jakoś tam
„odstoją swoje” w kościele, po
czym wrócą do domu, i już.
Rekolekcje to nie jest coś takiego.
Rekolekcje
– to wspólna praca!
Tak,
wspólna, duchowa praca, którą podejmuje dana
parafia
pod kierunkiem rekolekcjonisty – to prawda – jednak
rekolekcjonista także tę wspólną pracę podejmuje
i sam także zastanawia się nad swoim życiem, i też realizuje
dobre postanowienia. Głównym bowiem i najważniejszym
Rekolekcjonistą jest zawsze sam Jezus Chrystus,
a Jego słowo jest fundamentem i jednocześnie źródłem wszelkiej
mądrości. Bardzo chciałbym, abyśmy o tym pamiętali.
Ja
oczywiście przez te trzy dni będę z tego miejsca wygłaszał
rekolekcyjne rozważania, bo inaczej Proboszcz zapytałby w
końcu sam siebie: „Po co
ja go tu w ogóle zapraszałem?”. Dlatego zachowamy ten tradycyjny
styl wygłaszania homilii, jednak wszystkie one będą oparte
ściśle na słowie Bożym,

odczytywanym w liturgii tych trzech dni,
a poza tym będę Was prosił, moi Drodzy, o codzienne
wykonanie jakiejś pracy domowej,

oraz o codzienną modlitwę
w intencjach, związanych z tymi rekolekcjami – modlitwę zanoszoną
także w domu, a nie tylko tu, w kościele. W ten sposób rekolekcje
będą się w większym stopniu stawały czasem naszej
wspólnej pracy,
a nie tylko –
przepraszam za to wyrażenie – „gadaniem księdza”…
Jeśli
zaś
idzie o wspomnianą modlitwę, to ona jest absolutnie
konieczną częścią składową

tych – i każdych innych – rekolekcji. Jeżeli zabraknie
wzajemnej modlitwy, to rekolekcje nie będą udane. Tutaj znowu uwaga
na marginesie: rekolekcje udane to nie takie, w trakcie których
ksiądz fajnie i ciekawie mówił, albo jakoś inaczej ludzi
zainteresował, lub zaszokował. Rekolekcje udane to takie, po
których coś konkretnego udało się zmienić w życiu
każdego z nas.
Dlatego, aby te
rekolekcje w taki właśnie sposób były udane, potrzeba modlitwy –
wszystkich za wszystkich.
Modlić
się będziemy tu, w kościele, w trakcie naszych spotkań. Wiem też,
że każdy z nas ma jakieś swoje ulubione modlitwy,
albo też swoje ulubione sposoby modlitwy
– i bardzo proszę, abyśmy właśnie te swoje ulubione modlitwy do
Boga zanosili. Ale mam też taki zwyczaj, prowadząc rekolekcje, że
proszę wszystkich, abyśmy
każdego dnia zechcieli odmówić jakąś jedną, taką
samą modlitwę.
Chodzi mi o
to, aby było to znakiem naszej jedności – jako Wspólnoty
parafialnej i Wspólnoty rekolekcyjnej.
Bo
jest czymś naprawdę pięknym, jeżeli z jednej
parafii, z różnych domów
i innych miejsc, w których
znajdują się wierni tej parafii,
w ciągu jednego dnia zanoszona jest taka sama modlitwa.
To konkretny znak jedności nas wszystkich. Podkreślam jeszcze raz:
modlimy się zasadniczo tak, jak każdy lubi i potrafi, natomiast
dodatkowo odmawiamy
jedną w ciągu dnia – taką samą modlitwę.
I dzisiaj chcę prosić, aby tą modlitwą była Koronka do
Bożego miłosierdzia.
Ja
oczywiście także się zobowiązuję, aby ją odmówić.
Przy
czym – uwaga! Nie odmówimy jej tu w kościele. I w następnych
dniach także tej wyznaczonej modlitwy nie odmówimy w kościele,
ale w domu,
albo w drodze do pracy, albo na spacerze… Mówiąc
krótko – gdziekolwiek, tylko nie w kościele. Dlaczego?
A
dlatego, żeby z tymi naszymi rekolekcjami wyjść poza mury
kościoła,
żeby rekolekcje nie były tylko w kościele, ale
także w naszych domach i wszędzie tam, gdzie się będziemy w tym
czasie znajdowali. Jak najbardziej godnym polecenia jest odmówienie
tej modlitwy w gronie rodziny. Bardzo do tego zachęcam, aby
dzisiaj – na przykład, po obiedzie – wszyscy wzięli do ręki
różańce i razem, całą rodziną, modlitwę tę odmówili.
Można
ją odmówić razem z sąsiadką, która wpadnie na herbatę i
po omówieniu bieżących spraw, co tam u kogo, jak i dlaczego, oraz
po przeanalizowaniu ostatnich odcinków ulubionych seriali, także
razem odmówić Koronkę. Możliwości jest wiele – myślę,
że i pomysłów nie zabraknie.
A
w jakich intencjach będziemy się modlić? Oczywiście, przede
wszystkim, modlimy się za siebie nawzajem – właśnie
o udane rekolekcje. Czyli o takie, które zaowocują dobrymi,
konkretnymi postanowieniami.
Modlimy
się za Księży Spowiedników,
którzy jutro i pojutrze będą nam służyć. Chcę Wam powiedzieć,
że jest to szczególnie ważna intencja, bo my, Księża, w Wielkim
Poście mamy naprawdę dużo pracy w konfesjonale. To jest bardzo
piękna praca, ale też bardzo trudna,

odpowiedzialna, wymagająca skupienia i cierpliwości… Wielki Post
powoli się kończy, ale tym bardziej będziemy modlić się za
naszych Spowiedników, aby wykrzesali z siebie wszystkie siły
fizyczne, duchowe i intelektualne,
aby
mogli
nam owocnie posłużyć. I ja także, z moją posługą, polecam się
Waszym modlitwom.
Ponadto,
będziemy się modlić, moi Drodzy, za tych wszystkich, którzy
chcieliby bardzo uczestniczyć
wraz z nami w tych rekolekcjach, ale nie mogą
– z powodu choroby, wieku, osłabienia, albo też z powodu
obowiązków, których nie są
w stanie pozostawić, lub przełożyć… Modlimy się za nich, aby
tam, gdzie przebywają, doświadczyli także tego dobra, tego
promieniowania Bożej łaski,
której my tu w kościele będziemy doświadczali.
A
jednocześnie proszę Was, Kochani – i będę o to prosił także
jutro i pojutrze – abyście tym Chorym, którzy są w Waszych
domach, przekazali nasze serdeczne pozdrowienia
i zapewnienia o naszej modlitwie za nich. Poproście ich, aby swoje
cierpienia
– chociaż ich
cząstkę – ofiarowali w intencji tych rekolekcji.
Powiedzcie im, że chociaż nie ma ich z nami fizycznie, to jednak
przez swoją modlitwę i cierpienie są tu z nami duchowo.
I – co ważne – są nam
naprawdę bardzo potrzebni, wręcz niezbędni! Niech uważają się
za pełnoprawnych uczestników tych naszych rekolekcji.

We
wtorek, na Mszy Świętej porannej, tym Chorym, którzy będą w
stanie dotrzeć do kościoła, udzielimy Sakramentu
Namaszczenia.
Tych zaś, którzy
nie będą w stanie dotrzeć, Ksiądz Proboszcz odwiedzi w środę w
ich domach. My natomiast, w czasie rekolekcji, za nich
wszystkich będziemy się modlić.
To
jest trzecia intencja naszych modlitw: za tych, którzy chcą
być tu z nami, ale nie mogą.

Jednak trzeba nam się, moi Drodzy, pomodlić także za tych, którzy
mogą tu być – a nie chcą.
Ich też zapewne macie w swoich domach, albo gdzieś już poza
domami, może już gdzieś indziej mieszkają, układają sobie
życie… Oni zwykle mówią, że na Pana Boga mają
jeszcze czas,
bo teraz mają
„ważniejsze” sprawy…
Otóż,
będziemy się za nich modlić, aby zrozumieli, że nie ma
ważniejszych spraw od tych Bożych,

i nie ma też lepszego czasu na spotkanie z Jezusem, aniżeli ten
aktualny czas. Nikt z nas tak naprawdę nie wie, ile czasu ma przed
sobą – i oni też tego nie wiedzą, chociaż wydaje się
im, że mają go jeszcze dużo…

Tego jednak nikt nie wie. Dlatego modlimy się za nich, aby to
zrozumieli. Nie oceniamy ich, nie potępiamy, tylko się modlimy.
Owszem,
możemy ich zachęcać, zapraszać do kościoła, przekonywać do
Spowiedzi, ale bardzo delikatnie i taktownie; dobrym
słowem, nawet uśmiechem – nigdy natomiast krzykiem,
przekleństwem, nakazem,
bo to
tylko przyniesie efekt odwrotny. W każdym razie, będziemy się za
nich przede wszystkim
modlić…
I
właśnie w takiej atmosferze podejmiemy refleksję nad Bożym
słowem. Zauważyliście zapewne, moi Drodzy, jak mocno
rozciągam
w swoim wystąpieniu
te wszystkie sprawy organizacyjne,
nawet za cenę skrócenia refleksji nad Bożym słowem. Zaznaczam,
że tak będzie też jutro i pojutrze, a chcę w ten sposób raz
jeszcze podkreślić, że rekolekcje to nasza wspólna,
dobrze zorganizowana praca duchowa,

a nie tylko przemowy księdza.
Jednak,
tej refleksji też nie zabraknie. Jak wspomniałem, będziemy ją
ściśle opierać na Bożym słowie tych trzech dni. Żeby zaś
nie wpaść w pułapkę
mówienia o wszystkim naraz, zwykle staram się wprowadzić jakieś
hasło rekolekcji, jakąś główną myśl,
wokół której wszystkie rozważania będą się koncentrowały. Tą
główną myślą, tym hasłem, jest zwykle jakieś zdanie
z czytań,
przeznaczonych na te
dni.
Otóż,
chciałbym zaproponować, aby hasłem naszych rekolekcji były słowa
Świętego Piotra, zapisane w Ewangelii z Wielkiego Wtorku – słowa,
którymi zapewniał Jezusa: ŻYCIE MOJE ODDAM ZA CIEBIE!
Jak zapewne wiemy – a we wtorek to usłyszymy – Jezus
odpowiedział na to, że Piotr trzy razy wyprze się swego
Mistrza, jednak my właśnie te słowa Apostoła, powiedziane
przecież w dobrej wierze i w wielkiej szczerości serca, uczynimy
naszym hasłem: ŻYCIE
MOJE ODDAM ZA CIEBIE!

Przy
czym dzisiaj zatrzymamy się tylko nad pierwszymi dwoma
słowami: ŻYCIE MOJE,
jutro pomyślimy nad słowem: ODDAM
(oczywiście, w odniesieniu do życia), a we wtorek mocno
wyakcentujemy ostatnie słowa, czyli: ZA CIEBIE
(czyli za Jezusa). Oto, moi Drodzy, nasz plan refleksji na całe
rekolekcje.
Zatem,
ŻYCIE MOJE ODDAM ZA CIEBIE! Dzisiaj
zaś: ŻYCIE MOJE…
Oto
przed chwilą wysłuchaliśmy długiego opisu Męki Pańskiej według
Świętego Mateusza. Punktem kulminacyjnym tego opisu – zresztą
podkreślonym także poprzez nasze przyklęknięcie – był
oczywiście moment
Śmierci Jezusa.

Ewangelista opisał ten moment za pomocą takich oto słów: Od
godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny
dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym
głosem: „Elí, Elí, lemá sabachtháni?”

To znaczy:
„Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” Słysząc to,
niektórzy ze stojących tam mówili: „On Eliasza woła.” Zaraz
też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, napełnił ją octem,
włożył na trzcinę i dawał Mu pić. Lecz inni mówili: „Poczekaj!
Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić.” A Jezus raz
jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha.

To
wydarzenie – podobnie zresztą, jak i cała Męka Jezusa –
zostały precyzyjnie i zadziwiająco dokładnie opisane osiem
wieków wcześniej, przez Proroka Izajasza.
Ten wielki Prorok,
nazywany nie bez powodu Ewangelistą Starego Testamentu,
opisał cierpienia tajemniczego Sługi Jahwe. Okazuje się, że to
wszystko, co napisał, bardzo pasuje do tego, co przecierpiał ten
jedyny Sługa Boży, jakim jest Jezus Chrystus.
Także
dzisiaj, w pierwszym czytaniu, słyszeliśmy takie oto słowa Proroka
Izajasza: Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie
oparłem ani się nie cofnąłem.
Podałem grzbiet mój
bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mej
twarzy przed zniewagami i opluciem.
Pan Bóg mnie wspomaga,
dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją
jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.
A
zatem, przez Proroka to sam ów Sługa Boży mówi o swoim
cierpieniu. A mówi o tym, czego przecież doświadczył Jezus.
Święty
Paweł zaś – w Liście do Filipian, w drugim czytaniu, skomentował
to w słowach: Chrystus Jezus istniejąc w postaci
Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy
się podobnym do ludzi. A w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka,
uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i
to śmierci krzyżowej.
Mówimy
tu zatem, moi Drodzy, o zbawczej Ofierze, jaką za każdego z nas
złożył Jezus. Wiemy jednak, że ta Ofiara – jeśli tak można to
ująć – nie wzięła się znikąd.
A może lepiej powiedzieć: nie pojawiła się nagle.
Była ona bowiem logiczną konsekwencją całego życia Jezusa. Tak,
Kochani, mówiąc o zbawczej Ofierze Jezusa, nie możemy mieć na
myśli tylko Jego Męki i Śmierci, bo Jezus ową zbawczą
Ofiarą uczynił całe swoje życie!
Przeto
kiedy Piotr powiedział – jak usłyszymy we wtorek i jak brzmi
nasze hasło – ŻYCIE
MOJE ODDAM ZA CIEBIE!, to
Jezus mógłby mu odpowiedzieć: „Nie, Piotrze, teraz to
Ja moje życie oddam za Ciebie”.

Albo dokładniej: „Ja moje życie cały czas oddaję
za Ciebie! Za Ciebie – i za wszystkich ludzi”.
Bo
to, co Jezus mógłby określić jako ŻYCIE MOJE
– to przecież wszystkie trudy, związane z prowadzeniem
bardzo ubogiej codziennej egzystencji,
ale także to wszystkie trudy, związane z
nauczaniem, uzdrawianiem, wskrzeszaniem,
dokonywaniem wszelkich
innych znaków; to wszystkie
przykrości,
jakich nie
szczędzili Mu przeciwnicy; to wszystkie radości i
rozczarowania,
związane z tak
powolnym i opornym rozumieniem Jego misji i Jego nauki nawet przez
najbliższych…
A
zatem, wszystkie ludzkie uczucia:
radości i smutku, nadziei i zawodu,
a także: śmiech
i łzy, głód i zmęczenie, całe noce na modlitwie – to wszystko
składało się na to, co Jezus mógłby określić jako ŻYCIE
MOJE.
I oto wszystko to, moi
Drodzy, Jezus Chrystus poświęcił nam
– Tobie i mi – każdemu z nas!
W
Jego ziemskim życiu nie było niczego, co pozostawałoby w
jakikolwiek sposób poza Jego misją i co nie byłoby dla
nas.
W Jego życiu nie było
niepotrzebnych godzin, ani minut przeżytych mimochodem… Wszystko
miało swój cel i sens,
wszystko było po coś…
Nie było ani jednego słowa, które by się Jezusowi „wypsnęło”,
ani gestu, dokonanego przypadkiem. Wszystko
w tym, co Jezus mógłby określić jako ŻYCIE MOJE
– nawet te sprawy najprostsze i codzienne – miało swoje
znaczenie i głęboki sens.

W
tym kontekście dzisiaj zastanawiamy się nad całą rzeczywistością,
którą każdy z nas mógłby określić jako ŻYCIE MOJE.
Co stanowi tę rzeczywistość?
Myślę, że na tak postawione pytanie najlepiej odpowiedziałby
każdy z tutaj obecnych,
stając na moim miejscu. Ja akurat mogę powiedzieć o
ŻYCIU MOIM,
czyli o tym
wszystkim, co składa się na taką, a nie inną moją postawę i na
taki, a nie inny, mój obraz w oczach Boga i innych ludzi.
Natomiast każdy z nas mógłby tu powiedzieć o tym, co stanowi jego
rzeczywistość, jego obraz w oczach Boga i innych ludzi.
A
mówimy tu o wszystkim, co
nas wewnętrznie tworzy i określa:
o naszych dobrych cechach i pięknych zaletach, ale także –
niestety – o naszych wadach, słabościach i grzechach. Mówimy o
naszych codziennych radościach i nadziejach,
ale też o smutkach, rozczarowaniach i obawach. Mówimy o naszym
codziennym dźwiganiu
krzyża
obowiązków, troski o
rodzinę, o utrzymanie, o budowanie jak najlepszej atmosfery w domu.
Mówimy
także o wszystkich naszych relacjach z innymi ludźmi,
a wreszcie – o naszych relacjach z Bogiem.
Mówimy o tym wszystkim, co stanowi nasze „dzisiaj”,
ale także o naszym „wczoraj”
i o naszych planach na przyszłość. To wszystko – i wiele jeszcze
innych czynników – składa się na to, co każdy z nas określiłby
jako ŻYCIE MOJE.
Czy
wszystko to, moi Drodzy, jest
– tak, jak u Jezusa – mądre, sensowne, celowe i potrzebne? Czy
każdy nasz dzień jest przeżywany dobrze? Czy wszystkie nasze
decyzje, plany, zamiary, ale też konkretne myśli, słowa i czyny –
są po coś? Po coś dobrego?
Czy prowadzą nas do dobra? Czy to dobro w nas i wokół nas
pomnażają?
Moglibyśmy
postawić jeszcze wiele takich i podobnych pytań, a stawiamy je
dlatego, że rekolekcje właśnie po to są, aby niejako z boku, z
pewnego dystansu, z pewnej perspektywy spojrzeć
na to, co określamy jako ŻYCIE MOJE.
Jaki obraz ŻYCIA MOJEGO widzi Bóg?
Jaki obraz ŻYCIA MOJEGO widzi drugi człowiek?
I wreszcie – jaki obraz ŻYCIA MOJEGO widzę ja sam?

W
tym kontekście, przypominają nam się piękne i podziw budzące
świadectwa o Janie Pawle II,
który każdy swój dzień przeżywał bardzo intensywnie
od wczesnego rana do późnego wieczora, a wszystko, co powiedział,
co zrobił,
co zadecydował – było wartością samo w sobie. Można chyba
zaryzykować stwierdzenie, że ze swego ziemskiego życia
wycisnął
– jak z cytryny –
ile się tylko dało.
I
jakby dla przeciwwagi, myślimy o tych, którzy żyją
głupio, bez sensu i bez celu;

którzy marnują dzień za dniem, bo albo piją całymi
dniami,
a potem tygodniami
wracają do świadomości, albo już nie mają za co pić… I o tych
myślimy, którzy zajmują się rzeczami niepotrzebnymi,
banalnymi; którzy marnują tyle czasu na rzeczy kompletnie zbędne;
o tych, którzy jak coś powiedzą,
to nie wiadomo, gdzie oczy podziać ze wstydu i zażenowania; i o
tych, którzy nawet siedem języków znają, ale w żadnym
z nich nie mają nic do powiedzenia…

Albo i o tych, którzy większą część swego życia marnują na
sianie intryg, plotek,
nastawiania jednych przeciwko drugim…
Długo
jeszcze moglibyśmy
wymieniać różne inne postawy, charakteryzujące człowieka, który
mianem ŻYCIE MOJE
musiałby określić całe pasmo błędów i kompromitujących
wpadek.
Jaki
zatem obraz tego, co każdy nas, Kochani, mógłby określić jako
ŻYCIE MOJE,
wyłania się dzisiaj, kiedy zastanawiamy się nad swoją postawą i
swoją codziennością?… Warto się nad tym zastanowić.
I to będzie, moi Drodzy, drugą częścią pracy domowej na dziś.
Pierwszą
częścią
– przypomnę –
jest odmówienie w naszych domach, albo gdziekolwiek indziej, ale
poza kościołem, Koronki do
Bożego miłosierdzia. Drugą
zaś częścią pracy domowej niech będzie dzisiaj rozmowa
przy obiedzie, albo przy
kolacji, albo przy kawie, albo… przy niczym – o naszej
rodzinie.
O problemach, którymi
na co dzień żyjemy.
Chodzi
o to, abyśmy tak zwyczajnie i całkiem „na luzie”
pogawędzili o tym, co
w naszej rodzinie jest dobre,

piękne, co nam się udaje i dobrze wychodzi, ale także o
tym, co nas martwi,
co nas
niepokoi, co może powoduje także różnicę zdań między nami…
Spróbujmy o tym pogadać bardzo szczerze,
ale bez pretensji, gniewów, wypominania sobie, czy tym podobnych
zachowań. Po prostu – spokojnie, życzliwie, ale szczerze
rozmawiamy o tym, co stanowi ŻYCIE MOJE 
w naszej rodzinie.
A
jeżeli ktoś mieszka sam, to niech zadzwoni do kogoś z
najbliższych
i zwyczajnie
zapyta, co słychać, czym teraz żyją, co robią… Ot, tak, bez
okazji. To znaczy, z okazji rekolekcji i
pracy domowej. Ale można o tym nawet przez telefon nie wspominać.
Ja także zobowiązuję się do wykonania obu części pracy domowej,
a co do drugiej części, to wykonam ją w ten sposób, że z
Księdzem Proboszczem pogadam o Waszej Parafii.
Teraz
zaś, na zakończenie, trzy pytania do chwilowej refleksji w ciszy.
Dziś, jutro i pojutrze takimi pytaniami zakończę swoje rozważania.
Ostatnim pytaniem we wtorek będzie pytanie o konkretne
końcowe postanowienie z rekolekcji. Można już powoli o nim
myśleć.
Natomiast
w tym momencie zastanówmy
się w chwili ciszy:
– Czy
mogę szczerze powiedzieć, że dobrze wykorzystuję czas, dany mi
przez Boga?
– Czy
umiem przyznać się do błędnych słów, decyzji lub działań –
czy potrafię się z nich wycofać, ewentualnie też za nie
przeprosić?
– Czy
mam takie ogólne przekonanie, że całe MOJE ŻYCIE
zmierza w dobrym kierunku?

ŻYCIE
MOJE ODDAM ZA CIEBIE!
Panie
Jezu, pomóż mi dobrze rozpoznać i należycie ocenić to wszystko,
co składa się na rzeczywistość, którą określam jako ŻYCIE
MOJE…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.