Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi…

W
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Ewa Gmitrzak, zaangażowana w swoim czasie w działalność Wspólnot młodzieżowych. Życzę Jubilatce jak najgłębszego przeżywania więzi z Jezusem! I o to będę się dla Niej modlił.
        Moi Drodzy, zakończyły się wczoraj rekolekcje w Wargocinie. Bogu niech będzie uwielbienie i podziękowanie za ten piękny czas i naprawdę wspaniałą atmosferę, jaka panowała w czasie kolejnych spotkań. Księdzu Proboszczowi Leonowi Bobrowskiemu raz jeszcze dziękuję za zaproszenie, a Księżom Spowiednikom za posługę. Na szczęście, mieli co robić! 
     Jednym ze Spowiedników wczoraj był Ksiądz Mariusz Szyszko, obchodzący urodziny, co dało nam możliwość osobistego złożenia Mu życzeń.
         Jutro zaś, moi Drodzy, wchodzimy w przeżywanie najważniejszych dni w skali całego roku liturgicznego: Świętego Triduum Paschalnego. I żeby naszej blogowej wielkoczwartkowej tradycji stało się zadość, to jutro – słówko z Syberii!
                                          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wielka
Środa,
do
czytań: Iz 50,4–9a; Mt 26,14–25

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Pan
Bóg mnie obdarzył językiem wymownym, bym umiał przyjść z pomocą
strudzonemu przez słowo krzepiące. Każdego rana pobudza me ucho,
bym słuchał jak uczniowie. Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się
nie oparłem ani się nie cofnąłem.
Podałem
grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie
zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem.
Pan
Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego
uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.
Blisko
jest Ten, który mnie uniewinni. Kto się odważy toczyć spór ze
mną? Wystąpmy razem! Kto jest moim oskarżycielem? Niech się
zbliży do mnie!
Oto
Pan Bóg mnie wspomaga! Któż mnie potępi?

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jeden
z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota, udał się do arcykapłanów i
rzekł: „Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam”. A oni wyznaczyli
mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności, żeby Go
wydać.
W
pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i
zapytali Go: „Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do
spożycia?”
On
odrzekł: „Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka i
powiedzcie mu: «Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie
chcę urządzić Paschę z moimi uczniami»”. Uczniowie uczynili
tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę.
Z
nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu
uczniami. A gdy jedli, rzekł: „Zaprawdę powiadam wam: jeden z was
Mnie zdradzi”.
Zasmuceni
tym bardzo, zaczęli pytać jeden przez drugiego: „Chyba nie ja,
Panie?”
On
zaś odpowiedział: „Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on
Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest
napisane; lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy
będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie
narodził”.
Wtedy
Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: „Czy nie ja, Rabbi?”
Mówi mu: „Tak jest, ty”.

Wielką
nadzieją tchnie pierwsze dzisiejsze czytanie. Bo chociaż wyraźnie
zwraca naszą uwagę te oto stwierdzenie: Podałem grzbiet mój
bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej
twarzy przed zniewagami i opluciem,
to jednak zostaje
ono niejako „złagodzone” przez stwierdzenie następne: Pan
Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego
uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.

I
jeśli spojrzeć na całość dzisiejszego pierwszego czytania, to
zauważymy, że ta jedna informacja, dotycząca cierpień Sługi
Bożego, jest wręcz „obudowana” z jednej i
drugiej strony zapewnieniami o Bożej pomocy i zapowiedziami
ostatecznego zwycięstwa. Trudno może powiedzieć, że w związku z
tym jakoś ginie ona w całości przekazu, zawartego w tymże
czytaniu, bo jest to stwierdzenie na tyle mocne, a wręcz
drastyczne,
że niemalże boleśnie się je odczuwa. Ale
wszystko, co zostało powiedziane przed nim i po nim, każe dostrzec
głębszy sens zapowiedzianego cierpienia, jak też dostrzec
źródło mocy do jego godnego zniesienia.
I
w tym kontekście odczytujemy w Ewangelii opis bezpośrednich
przygotowań
do wieczerzy paschalnej, którą Jezus zamierzał
spożyć ze swymi Apostołami, oraz opis rozpoczęcia tejże
wieczerzy, a na tym tle – jakże bolesny zgrzyt: zdemaskowanie
zamiarów zdrajcy Judasza!
Czy – przez analogię do pierwszego
czytania – możemy powiedzieć, że ten bolesny incydent też
jest jakoś „łagodzony”
przez to, że wpisuje się w wielkie
wydarzenia zbawcze?
Chodzi
tu wręcz o pytanie, czy potrzebna była zdrada Judasza, aby
dzięki niej Jezus mógł dokonać zbawienia ludzi? Czy w związku z
tym – można tę zdradę usprawiedliwić?… A Judasza –
jakkolwiek tłumaczyć, lub nawet uniewinnić?… Ewentualnie, może
jakimiś innymi argumentami próbować usprawiedliwiać działania
zdrajcy,
na przykład – jego słabością, złym wychowaniem,
wyniesionym z rodziny?…
Jeśliby
zastosować dzisiejsze kryteria i sposoby rozumowania, to
pewnie byśmy tak to uzasadniali i Judasz ostatecznie wyszedłby
czysty jak łza! Bo to właśnie w naszych czasach tak bardzo
„rozmywa” się pojęcie grzechu, że tak naprawdę trudno
w jakimkolwiek przypadku o nim mówić, gdyż zawsze będzie on
uzasadniany i usprawiedliwiany tym lub owym.
A
jednak, trzeba nam dzisiaj stwierdzić jednoznacznie: zdrada
Judasza była wielkim złem, strasznym grzechem!
Owszem, została
ona „wykorzystana” w planach Bożych do wypełnienia dzieła
zbawczego, ale nie zmienia to faktu, że sama w sobie była
straszliwym złem, wielkim grzechem!
Wprost
wynika to z tych oto słów samego Jezusa: Wprawdzie Syn
Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane; lecz biada temu
człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby
lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził…
I
tak samo cierpienia Sługi Jahwe, zapowiedziane tylko jednym zdaniem
w dzisiejszym pierwszym czytaniu, a tak wyraźnie „łagodzone”
przez pozostałe zdania – cierpienia te same w sobie wielkim
złem,
jakie człowiek zadaje drugiemu człowiekowi. I jeżeli
nawet ów cierpiący Sługa może liczyć na wsparcie ze strony Boga
(bo może!) i jeżeli także jego cierpienia mają ogromny sens w
oczach Bożych (bo mają!), to nie zmienia to faktu, że samo
zadawanie cierpienia jest wielkim złem
i jako takie – obciąża
sumienie tego, kto je zadaje.
Gdyż
zło jest złem i grzech jest grzechem – i nie da się go
usprawiedliwić, złagodzić czy ostatecznie nazwać dobrem, albo na
inne sposoby je nazywać… Można próbować rozumieć i
usprawiedliwiać motywy,
jakimi w konkretnej sytuacji
kierował się sprawca zła, z kolei poszkodowany może robić dobry
użytek z przeżywanego cierpienia, ale to nie zmienia obiektywnej
oceny samego zła jako takiego:
pozostanie ono zawsze złem i
nigdy nie można w sposób celowy używać go do osiągnięcia
jakiegokolwiek dobra!
W
tym sensie bardzo nieprawdziwym jest stwierdzenie: cel uświęca
środki. Nie, żaden cel nie uświęca złych środków! Bo
zło – powtórzmy to jeszcze raz – jest i pozostanie złem!
I jako takiego – należy go bezwzględnie unikać! A jeżeli się
już zdarzy – spowiadać się z niego i dźwigać. Nawet, jeżeli
okaże się, że Bóg – znanymi tylko sobie sposobami – z tego
zła wyprowadził jakieś dobro.
Bo
On potrafi to robić. Jest w tym Arcymistrzem – właśnie w
naprawianiu skutków zła, dokonywanego przez ludzi. Ale to
nie znaczy, że mamy Mu w tym względzie dodawać pracy…
W
tym kontekście zastanówmy się:
– Czy
wewnętrznie jednak nie akceptuję zasady: cel uświęca środki?
– Czy
z każdym grzechem i złym przyzwyczajeniem w moim życiu staram się
bezwzględnie walczyć?
– Czy
nie przyłapuję się na tym, że innych surowo oceniam nawet za
najdrobniejsze zło, a siebie usprawiedliwiam nawet ze znacznie
większego?

Nauczyciel
mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie chcę urządzić Paschę z
moimi uczniami…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.