Usłuchałeś mego rozkazu…

U
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Michał
Różanowski, należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej
w Białej Podlaskiej. Życzę Mu – na każdy dzień życia –
heroizmu wiary Abrahama! I o to będę się dla Niego modlił.
Dzisiaj
także mamy pierwszy czwartek miesiąca. Przy tej okazji, polecam
Waszej modlitewnej pamięci wszystkie osoby duchowne i przygotowujące
się do tej posługi, a jednocześnie – sprawę nowych, dobrych
powołań. I już teraz za modlitwę w tych intencjach – w imieniu
własnym i wszystkich duchownych – bardzo dziękuję!
Niech
ten dzisiejszy dzień będzie dla nas również okazją do
uwielbienia Pana za dar Eucharystii!
A
tak w ogóle, to do Polski przybył Prezydent Trump…
Dobrego
dnia!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
Czwartek
13 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Bł. Marii Teresy Ledóchowskiej, Dziewicy,
do
czytań:
Rdz
22, 1-19;
Mt
9, 1-8
CZYTANIE
Z KSIĘGI RODZAJU:
Bóg
wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: „Abrahamie!” A
gdy on odpowiedział: „Oto jestem”, powiedział: „Weź twego
syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam
złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę”.
Nazajutrz
rano Abraham osiodłał swego osiołka, zabrał z sobą dwóch swych
ludzi i syna Izaaka, narąbał drzewa do spalenia ofiary i ruszył w
drogę do miejscowości, o której mu Bóg powiedział. Na trzeci
dzień Abraham, spojrzawszy, dostrzegł z daleka ową miejscowość.
I wtedy rzekł do swych sług. „Zostańcie tu z osiołkiem, ja zaś
i chłopiec pójdziemy tam, aby oddać pokłon Bogu, a potem wrócimy
do was”.
Abraham
zabrawszy drwa do spalenia ofiary włożył je na syna swego Izaaka,
wziął do ręki ogień i nóż, po czym obaj się oddalili.
Izaak
odezwał się do swego ojca Abrahama: „Ojcze mój!” A gdy ten
rzekł: „Oto jestem, mój synu”, zapytał: „Oto ogień i drwa,
a gdzie jest jagnię na całopalenie?” Abraham odpowiedział: „Bóg
upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój”.
I
szli obydwaj dalej. A gdy przyszli na to miejsce, które Bóg
wskazał, Abraham zbudował tam ołtarz, ułożył na nim drwa i
związawszy syna swego Izaaka położył go na tych drwach na
ołtarzu. Potem Abraham sięgnął ręką po nóż, aby zabić swego
syna.
Ale
wtedy anioł Pana zawołał na niego z nieba i rzekł: „Abrahamie!”
A on rzekł: „Oto jestem”. Powiedział mu: „Nie podnoś ręki
na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się
Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna”.
Abraham,
obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego rogami w
zaroślach. Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze
całopalnej zamiast swego syna. I dał Abraham miejscu temu nazwę
„Pan widzi”. Stąd to mówi się dzisiaj: „Na wzgórzu Pan się
ukazuje”.
Po
czym anioł Pana przemówił głośno z nieba do Abrahama po raz
drugi: „Przysięgam na siebie, mówi Pan, że ponieważ uczyniłeś
to, iż nie oszczędziłeś syna twego jedynego, będę ci
błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i
jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą
warownie swych nieprzyjaciół. Wszystkie ludy ziemi będą sobie
życzyć szczęścia na wzór twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś
mego rozkazu”.
Abraham
wrócił do swych sług i wyruszywszy razem z nimi w drogę, poszedł
do Beer–Szeby. I mieszkał Abraham nadal w Beer –Szebie.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
wsiadł do łodzi, przeprawił się z powrotem i przyszedł do swego
miasta. I oto przynieśli Mu paralityka, leżącego na łożu. Jezus
widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: „Ufaj, synu, odpuszczają
ci się twoje grzechy”.
Na
to pomyśleli sobie niektórzy z uczonych w Piśmie: „On bluźni”.
A
Jezus, znając ich myśli, rzekł: „Dlaczego złe myśli nurtują w
waszych sercach? Cóż bowiem jest łatwiej powiedzieć: «Odpuszczają
ci się twoje grzechy», czy też powiedzieć: «Wstań i chodź»?
Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę
odpuszczania grzechów”, rzekł do paralityka: „Wstań, weź
swoje łoże i idź do domu”.
On
wstał i poszedł do domu.
A
tłumy ogarnął lęk na ten widok i wielbiły Boga, który takiej
mocy udzielił ludziom.
Wiele
już homilii, rozważań i innych naprawdę mądrych i głębokich
tekstów napisano na temat wydarzenia, przedstawionego w dzisiejszym
pierwszym czytaniu. Bo – doprawdy – jest ono wyjątkowe i pod
każdym względem niezwykłe.
A
przy okazji, można tutaj zauważyć, że w ogóle historie biblijne
doskonale nadają się na kanwę powieści i scenariuszy
filmowych,
nierzadko wręcz sensacyjnych! Zresztą, skrzętnie
korzystają z tego rozliczni twórcy, pisząc takie właśnie dzieła
i nakręcając całkiem ciekawe ekranizacje. Oczywiście, to jedynie
poboczne spostrzeżenie, ale warto je tu poczynić, aby uświadomić
sobie, jak ciekawymi i oryginalnymi drogami prowadził Bóg
człowieka przez całą historię zbawienia. Z całą pewnością,
wydarzenie dzisiaj nam przypomniane do takich właśnie należy.
Zatem,
jeżeli – jako wspomnieliśmy – wiele już różnych refleksji na
jego temat czytaliśmy lub słyszeliśmy, to może dzisiaj nie
będziemy analizować całej tej historii, a zwrócimy tylko uwagę
na niezwykłą postawę Abrahama, która chyba w tym wszystkim
zachwyca nas najbardziej. Widać zaś ją już w pierwszych zdaniach
odczytanego przed chwilą tekstu z Księgi Rodzaju.
Zauważmy,
kiedy Bóg zwraca się do Abrahama z poleceniem: Weź twego
syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam
złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę,

co słyszymy w następnym zdaniu? Słyszymy informację Autora
biblijnego: Nazajutrz rano Abraham osiodłał swego osiołka,
zabrał z sobą dwóch swych ludzi i syna Izaaka, narąbał drzewa do
spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której mu Bóg
powiedział.
Moi
Drodzy, czy nie uderza nas to zestawienie? Tutaj Bóg zwraca się do
Abrahama z szokującym, wręcz piorunującym poleceniem, a on – jak
gdyby nigdy nic
– wstaje rano, siodła osiołka, rąbie drewno,
a więc sumiennie wykonuje Boży plan, po czym zabiera syna,
którego miłuje,
którego z takim wytęsknieniem tyle lat
wyczekiwał, i rusza w drogę. Jak gdyby nigdy nic…
Oczywiście,
my wiemy, że dla niego to nie było „jak gdyby nigdy nic”.
Jesteśmy pewni ponad wszelką wątpliwość, że w jego sercu i
umyśle musiała wtedy przetaczać się nawet nie tyle wielka burza,
co wręcz nawałnica! Nawałnica myśli, pytań,
niedowierzania, a może i pretensji do Boga… A może nawet
wściekłości na Boga, który tak z niego zadrwił, tak się
jego losem i jego ojcowską miłością zabawił! Nie wiemy, co wtedy
tak naprawdę działo się w jego umyśle i sercu. Możemy się tylko
domyślać…
Wiemy
natomiast, że to wszystko, co przeżywał, zamknął w sobie
i w ogóle tego na zewnątrz nie pokazał. A to oznacza, że jeszcze
mocniejsze musiało w nim być zaufanie do Boga – nawet
pomimo totalnej bezradności i tego wszystkiego, co się w jego sercu
działo. Mocniejsze musiało być zaufanie do Boga. I to właśnie
pokazał nam Autor biblijny poprzez wspomniane ostre zestawienie
Bożego polecenia z natychmiastową, pozbawioną jakichkolwiek
słów, jego realizacją
przez Abrahama.
Zachwyca
nas taka postawa wielkiego Patriarchy narodu wybranego. Możemy
powiedzieć, że właśnie dlatego stał się on wielkim
Patriarchą,
że stać go było na tak niezwykłą postawę. Na
całe szczęście, Bóg widział wszystko, co dzieje się w jego
sercu, dobrze znał jego przeżycia i wszystkie jego myśli – i
dlatego mógł go poprowadzić taką właśnie wyjątkową drogą.
Wydaje
się natomiast, że nazbyt szczęśliwi z faktu znajomości ich myśli
przez Jezusa, nie byli uczeni w Piśmie z
dzisiejszej Ewangelii.
Ich myśli bowiem daleko odbiegały od
tych, które dzisiaj zaprezentował ich Patriarcha i moralny
autorytet. Tak, autorytet, bo przecież uczeni w Piśmie i faryzeusze
demonstracyjnie wręcz obnosili się z tym, że są duchowymi
synami Abrahama. Jezus zaś niejednokrotnie udowadniał im, że swoją
postawą, niestety, w niczym postawy Abrahama nie przypominają!
I
dzisiaj ich myśli dalekie były od uwielbiania Boga za to, że
uwalnia człowieka z grzechów, ale oskarżały Jezusa o
bluźnierstwo. Jezus w jednej chwili zdemaskował ich obłudę
i wydobył na światło dzienne to, co oni zapewne chcieliby ukryć w
głębi swoich mrocznych serc…
Wszystko
to zaś, co tu sobie mówimy, uświadamia nam, moi Drodzy, i
przypomina, że Bóg widzi nie tylko nasze czyny, ale zna
także ich najgłębszą motywację, zna nasze myśli i wewnętrzne
przeżycia,
widzi nasze duchowe walki i zmagania, nasze duchowe
zwycięstwa, ale i porażki; zna także wszystkie nasze myśli
złe,
obłudne, fałszywe, podstępne, oskarżające, krzywdzące
innych… Warto o tym zawsze pamiętać!
I
warto – naprawdę warto – całe to swoje życie wewnętrzne,
życie duchowe – adresować do Jezusa i z Nim wspólnie
kształtować!
Warto w swoim wnętrzu prowadzić z Jezusem stały
dialog!
Warto każde swoje przeżycie – tak radosne, jak i
trudne, a także to bolesne – od razu Jemu oddawać. Warto Go o
wszystko pytać i prosić o radę. Warto Mu wszystko mówić.
Naprawdę – wszystko… Taka intensywna duchowa więź będzie z
całą pewnością miała przełożenie na naszą zewnętrzną
postawę. Tak, jak miała w przypadku Abrahama…
I
tak, jak miała w przypadku
Patronki
dnia dzisiejszego, Błogosławionej
Mari
i
Teres
y
Ledóchowsk
iej.
Urodziła
się ona w
czasie Powstania
Styczniowego,
w dniu 29 kwietnia 1863
roku, w Loosdorf w Austrii,

dokąd jej rodzina wyemigrowała po Powstaniu
Listopadowym.
12 maja 1874 roku, przyjęła Pierwszą Komunię Świętą, a 15
lipca 1878 roku – Sakrament Bierzmowania.
Od
najmłodszych lat wykazywała
wybitne uzdolnienia literackie, muzyczne i aktorskie.

Mając pięć lat, napisała mały utwór dla domowników, a jako
dziewięcioletnia dziewczynka układała
wiersze.
Rodzina każdy
dzień kończyła wspólnym pacierzem, a w
niedzielę uczestniczyła we Mszy Świętej.
Matka
naszej Patronki, jako osoba niezwykle czuła na niedolę bliźnich, a
do tego bardzo towarzyska i pogodna, umiała
wychować dzieci w karności i sumienności.
Ojciec
pogłębiał wiedzę dzieci, zapoznając je z historią
malarstwa i sztuki, z historią Polski i ojczystą mową.
W
roku 1873 rodzice stracili
po raz drugi majątek
na
skutek bankructwa instytucji, której akcje wykupili – bo pierwszy
raz dziadek stracił wszystko za udział w Powstaniu
Listopadowym.
W tej sytuacji, ojciec Marii Teresy sprzedał
majątek w Loosdorf
i
wynajął mieszkanie w St. Polten. Tu dzieci uczęszczały do szkoły.
Dokumentem z tych lat jest świadectwo
szkolne Marii Teresy Ledóchowskiej, wystawione w 1875 roku,
na
którym widnieją same oceny bardzo dobre. Miała wówczas dwanaście
lat.
Wielkim
przeżyciem dla niej była wiadomość
o uwięzieniu w Ostrowie Wielkopolskim jej stryja, arcybiskupa
Mieczysława Ledóchowskiego.

Posłała do więzienia napisany przez siebie wiersz ku jego czci. W
dwa lata później, w roku 1875, witała
go radośnie w Wiedniu,

gdy jako kardynał zatrzymał się tam w drodze do Rzymu. I jemu to
właśnie zadedykowała swoją
pierwszą książkę.

Było to sprawozdanie z podróży, jaką odbyła po Polsce ze swoim
ojcem, gdy miała szesnaście lat.
W
1883 roku, Ledóchowscy przenieśli
się na stałe z Austrii do Polski,

a konkretnie – do Lipnicy Murowanej koło Bochni, gdzie ojciec
wykupił mocno zaniedbany majątek. Powitał ich burmistrz miasta i
ludność w strojach krakowskich – chlebem i solą. Maria
ucieszyła się z powrotu do Polski.

A miała wtedy dwadzieścia lat. Rychło jednak zaznała, jakie są
kłopoty w prowadzeniu gospodarstwa. W porze zimowej chętnie
zwiedzała pobliski Kraków
i
brała udział w towarzyskich zebraniach i zabawach. Wyróżniała
się urodą i inteligencją, dlatego szybko zdobyła sobie wzięcie.
W
zimie 1885 roku zachorowała
na ospę
i
przez wiele tygodni leżała, walcząc o życie.
Choroba zostawiła ślady na jej twarzy. Organizm był osłabiony,
bowiem sześć lat wcześniej przebyła ciężki tyfus. I
to właśnie ta choroba uczyniła ją dojrzałą duchowo.

Poznała marność życia doczesnego
i rozkoszy świata. Zrodziło się w niej postanowienie
oddania się na służbę Panu Bogu,
jeśli
tylko dojdzie do zdrowia. Na
ospę zachorował także jej ojciec i – opatrzony Świętymi
Sakramentami – zmarł. Pochowany został w Lipnicy. Maria Teresa,
sama osłabiona po ciężkiej chorobie, nie
była zdolna do prowadzenia majątku.
W
wyniku starań rodziny, cesarz Franciszek Józef I mianował ją damą
dworu wielkich książąt toskańskich w Salzburgu.

Żyjąc
na dworze, Maria Teresa nie
zaprzestała prowadzenia
życia przepełnionego
wewnętrznym skupieniem.

W 1886 roku po raz pierwszy zetknęła
się z zakonnicami,
które
przybyły na dwór arcyksiężnej po datki na misje. Wtedy
też po raz pierwszy spotkała się z
ideą misyjną Kościoła.
A
w tym właśnie czasie kardynał Karol Marcial Lavigerie, arcybiskup
Algieru, rozwijał
ożywioną akcję na rzecz Afryki.

Pewnego dnia Maria Teresa dostała do ręki broszurę kardynała,
gdzie przeczytała słowa: „Komu
Bóg dał talent pisarski, niechaj go użyje na korzyść tej sprawy,
ponad którą nie ma świętszej!”

To było dla niej światłem z nieba. Znalazła
cel swojego życia!

Postanowiła
skończyć z pisaniem dramatów dworskich, a
wszystkie swoje siły
poświęcić
dla misji
afrykański
ch.
W tej sprawie napisała
też do stryja, kardynała Ledóchowskiego, który pochwalił jej
postanowienie.
Jej
pierwszym krokiem w ramach
tejże działalności było
napisanie dramatu
Zaida Murzynka”,
wystawionego następnie
w teatrze salzburskim i w innych miastach. Ponieważ obowiązki damy
dworu zabierały jej zbyt wiele cennego czasu, zwolniła się z nich.
Stanęła na czele
komitetów antyniewolniczych.

Te jednak rychło ją zwolniły, gdyż chciała,
aby były to komitety katolickie,
a
nie międzywyznaniowe.
W
1890 roku, Maria zamieszkała w pokoiku przy domu starców u sióstr
szarytek. Zerwała stosunki towarzyskie i
oddała się wyłącznie sprawie Afryki. W tymże samym 1890 roku,
na własną rękę, zaczęła wydawać „
Echo
z Afryki”
.
Nawiązała kontakt korespondencyjny z misjonarzami. Wkrótce
korespondencja rozrosła się
tak bardzo, że musiała zaangażować sekretarkę i ekspedientkę.
Jednak widząc, że dzieło dalej się rozbudowuje, w jednym z
numerów „Echa” z roku 1893 zamieściła apel o pomoc.
Z
pomocą jednego z ojców jezuitów, opracowała statut
Sodalicji Świętego Piotra Klawera.
W
dniu 29
kwietnia 1894 roku, w swoje trzydzieste pierwsze urodziny,
przedstawiła go na
prywatnej audiencji Papieżowi Leonowi XIII do zatwierdzenia.

Papież dzieło pochwalił i udzielił mu swojego błogosławieństwa.
Siedzibą Sodalicji były początkowo dwa pokoje przy kościele
Świętej Trójcy w Salzburgu. Tam też założyła muzeum
afrykańskie.
Od
roku 1892, „
Echo z
Afryki”
wychodziło
także w języku polskim.

Administrację pisma Maria Teresa umieściła przy klasztorze sióstr
urszulanek, gdzie zakonnicą była wtedy jej młodsza siostra,
Urszula. W 1894 roku, Maria Teresa miała już własną drukarnię.
Od 1911 roku „Echo” zaczęło wychodzić w dwunastu językach.
Ponadto, drukowano
broszury misyjne, kalendarze, odezwy, a
potem katechizmy i książeczki religijne w językach Afryki.

W
dniu 9 września 1896 roku, Maria
Teresa złożyła śluby zakonne na ręce kardynała Hellera, biskupa
Salzburga.
W 1897 roku,
kardynał zatwierdził konstytucję przez nią ułożoną dla tegoż
zgromadzenia zakonnego. W tym też samym roku, Maria Teresa założyła
w Salzburgu drukarnię misyjną. W roku 1899, Święta
Kongregacja Rozkrzewiania Wiary,

na której czele stał kardynał Ledóchowski, wydała pismo
pochwalne, a
w roku 1899 ta sama Kongregacja
przyjęła Sodalicję pod swoją bezpośrednią jurysdykcję.

10 czerwca 1904 roku, Święty Papież Pius X, osobnym dokumentem
pochwalił dzieło, a w
roku 1910 Stolica Apostolska udzieliła mu definitywnej aprobaty.

W
roku 1904 Maria Ledóchowska przeniosła
swoją stałą siedzibę do Rzymu.

W cztery lata potem udała się osobiście do Polski, aby szerzyć
tam ideę misyjną. Na wiadomość o powstaniu Polski niepodległej w
roku 1918, Maria Teresa
poleciła zatknąć polskie sztandary na domach swego zgromadzenia.

W roku 1920, wysłała zapomogę do Polski. Pod koniec jej życia,
Echo
z Afryki”
miało już
około stu tysięcy egzemplarzy nakładu.

W roku 1901, Maria Teresa założyła przy domu głównym Sodalicji w
Rzymie międzynarodowy
nowicjat.
Także i biura
Sodalicji były rozsiane niemal po wszystkich krajach Europy. Przy
każdej filii założono muzeum Afryki. Nadto, nasza Patronka
wyjeżdżała do wielu różnych miejsc z wykładami i odczytami o
misjach w Afryce.
Zmarła
6 lipca 1922 roku,
w
obecności swoich duchowych córek. 10 lipca złożono jej ciało na
głównym cmentarzu rzymskim przy Bazylice Świętego Wawrzyńca.
Proces beatyfikacyjny rozpoczęto w roku 1945. Papież
Paweł VI,
w
świętym roku jubileuszowym, w niedzielę misyjną,
dnia 19 października 1975, wyniósł ją do chwały ołtarzy.

Ciało Błogosławionej, od roku 1934, znajduje się w domu
generalnym Sodalicji.
W
czasie Soboru Watykańskiego II, biskupi
Afryki licznie nawiedzali grób

tej, która całe swoje życie i wszystkie swoje siły poświęciła
dla ich ojczystej ziemi. W nagrodę za bezgraniczne oddanie się
sprawom Afryki, Maria Teresa zdobyła zaszczytny przydomek
Matki Afryki.
Jest
patronką dzieł misyjnych w Polsce.
W
swoim apostolskim piśmie, Papież Paweł VI tak pisał o
Błogosławionej Marii Teresie: „Apostolskie zadania, wyznaczone
przez Chrystusa, stało się natchnieniem
całego życia czcigodnej Marii Teresy Ledóchowskiej,

tak że dała wspaniały przykład współdziałania kobiet w
misyjnym dziele Kościoła. Chrystus wzbudził w niej pragnienie
służenia Mu sercem niepodzielnym. On odkupił i uświęcił ludzi
przez swoje posłuszeństwo, posunięte aż do śmierci krzyżowej.
On powołał Marię Teresę, aby z miłości ku Niemu służyła
Mu w Jego braciach, zwłaszcza tych najbardziej opuszczonych i
nieszczęśliwych – niewolnikach z Afryki.

Maria Teresa usłyszała Boże wezwanie i całkowicie posłuszna woli
Boga, porwana miłością ku Niemu, wielkodusznie
i wytrwale poszła za tym powołaniem.
Maria
Teresa wyprzedziła czasy,
w których żyła, tak bardzo nie sprzyjające apostolstwu kobiet.

Musiała przezwyciężyć wiele przeszkód i uprzedzeń, aby móc się
oddać apostolstwu i pracy redaktorskiej i wydawniczej. Przewędrowała
całą Europę,
szerząc
wszędzie apostolstwo misyjne, wydając różnojęzyczne czasopisma,
zakładając wydawnictwa. Bóg
błogosławił dziełu, które rozrastało się i umacniało:
założoną przez siebie Sodalicją
Świętego Piotra Klawera kierowała roztropnie i z wielką miłością,

dzięki której odczuwało się tym bardziej Bożą bliskość.
Tajemnica
miłości dopełniła się w śmierci Marii Teresy […]. Katolicy
z Afryki opłakiwali odejście swej matki

– jak ją nazywali – ale przez działalność założonego przez
nią Instytutu, żyjącego jej duchem, nie
przestają i dzisiaj doświadczać wielkości i siły tej miłości,
która
nią owładnęła. Ale nie tylko ludy Afryki pamiętają i podziwiają
Marię Teresę, lecz i cały Kościół, bo znamienny przykład jej
życia jest dobrem nie tylko jednego kontynentu. W jej życiu Bóg
ukazał Kościołowi, a także wszystkim ludziom dobrej woli, czego
może dokonać miłość jednego człowieka, który całkowicie oddał
się Bogu,

a przez Niego i całej cierpiącej ludzkości.” Tyle Błogosławiony
Papież
Paweł VI.
Wpatrzeni
w świetlany przykład jej świętości, a jednocześnie zasłuchani
w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się:
– Jakich
myśli jest w moim sercu więcej: tych dobrych, radosnych i
życzliwych wobec ludzi, czy raczej tych złych, zawistnych, pełnych
zazdrości i pretensji?
– Jak
często w ciągu dnia zwracam się do Boga w aktach strzelistych?
– Czy
w moich myślach jestem totalnie szczery przed Bogiem, czy nawet tam
próbuję coś ukrywać lub udawać?

A
tłumy ogarnął lęk na ten widok i wielbiły Boga, który takiej
mocy udzielił ludziom…

8 komentarzy

  • Tak.. Trump jest "heroicznym przykładem wiary Abrahama"… Przyłączam się do Życzeń Imieninowych dla Szanownego a nieznanego mi Pana Michała, który oby się zawsze strzegł brania przykładu z biblijnego protoplasty, bo dziś za samą myśl o poderżnięciu gardziołka pierworodnemu bezbożny sąd może zamknąć naśladowcę, "gdzie nie widać ziemi, nieba"…

  • Rozważałam dzisiaj dwie postawa Abrahama:
    1/Jego stosunek do Boga jako Ojca. 2/ Jego stosunek do syna w tej konkretnej sytuacji.

    Pierwsza postawa Abrahama w stosunku do Boga jest powalająca, bo Jego decyzja o wykonaniu polecenia Boga, świadczy o heroicznym posłuszeństwie Bogu i rzeczywiście widać w tym wydarzeniu, że spełnia przymierze z Bogiem co do joty, że traktuje Boga jako Ojca, ufa Jemu bezgranicznie, że Bóg jest dla Abrahama najważniejszy…
    Druga postawa dotycząca złożenia w ofierze Izaaka jest dla mnie wręcz niewiarygodna, że tak może zachować się ojciec kochający swe dziecko…
    Te postawy trzeba koniecznie rozpatrywać razem.
    Myślałam również o spokojnym, uległym zachowaniu Izaaka wobec ojca. Nie było roszczeń, krzyków, sprzeciwów, było tylko pytanie…a więc syn też ma pełne zaufanie do swojego Ojca Abrahama.

    • Pani Anno, czy Pani wręcz przytłaczająca religijność spowodowała [choćby w rodzinie] więcej nawróceń czy jednak zaowocowała odstępstwami lub obojętnością religijną? Coś mi się wydaje,że Szatan [osobnik inteligentny] rad byłby z Pani "heroicznego świadczenia"… Z kolei, wyobrażam sobie Boga nieco zmęczonego i zażenowanego Pani bezustanną "ideowością" [godną zetempowca czasów nieboszczyka B. Bieruta].
      Szczerze pozdrawiam…
      Pani zdrowie…

    • Przez chwilę myślałem, czy nie usunąć tego drugiego wpisu Bimbrovnicusa. Bo jest dość prostacki, a momentami chamski. I bardzo schematyczny. Ale ostatecznie zdecydowałem, żeby zostawić. Niech wszyscy widzą, jak się facet miota. I jak robi wszystko, żeby jakoś zakamuflować cały ten duchowy bałagan, jaki ma w sobie.
      A swoją drogą, to naprawdę daje do myślenia, że bardzo spokojna, mądra i rzeczowa wypowiedź Anny – za którą serdecznie dziękuję – może w człowieku wywoływać tyle agresji! Znamienne.
      Ks. Jacek

    • No ale czego się można spodziewać po człowieku non stop otumanionego bimbrem :)? Choćby się wspiął na szczyty intelektu (a jak już wiele razy przez ostatnie lata mogliśmy się przekonać szyty jego myśli ledwie sięgają dolin) to bimber swoje spustoszenie w szarych komórkach robi – z czym chyba nie będzie się spierał, bo to naukowo dowiedzione 😀

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.