W chwili, której się nie domyślacie…

W
Szczęść Boże! Moi Drodzy, bardzo wszyscy dziękujemy Księdzu Markowi za wczorajsze syberyjskie słówko z Warszawy – za refleksję nad Bożym słowem, od której Ksiądz Marek zawsze zaczyna każde spotkanie z wiernymi, ale także za świadectwo o sytuacji aktualnej, oraz za zdjęcia z naszego wyjazdu. Ponieważ słówko to miało też – jak to zostało sprytnie określone przez Autora – „wydanie popołudniowe”, dlatego Osoby, które je czytały rano zachęcam, aby przeczytały je ponownie, żeby Ich nic nie ominęło.
        Serdecznie Wszystkich pozdrawiam i życzę błogosławionego dnia!
                                  Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Czwartek
21 Tygodnia zwykłego, rok I,
do
czytań: 1 Tes 3,7–13; Mt 24,42–51
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO
PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:
Zostaliśmy
dzięki wam, bracia, pocieszeni: przez wiarę waszą we wszelkiej
potrzebie i naszym ucisku. Teraz bowiem ożyliśmy, gdy wy przy Panu
stoicie. Jakież bowiem podziękowanie możemy za was Bogu złożyć,
za radość, jaką mamy z powodu was przed Bogiem naszym? Gorąco
modlimy się we dnie i w nocy, abyśmy mogli dopełnić tego, czego
brak waszej wierze.
Drogę
naszą do was niech utoruje sam Bóg, Ojciec nasz, i Pan nasz Jezus.
A Pan niech pomnoży liczbę waszą i niech spotęguje waszą wzajemną
miłość do wszystkich, jaką i my żywimy do was; aby serca wasze
utwierdzone zostały jako nienaganne w świętości wobec Boga, Ojca
naszego, na przyjście Pana naszego Jezusa wraz ze wszystkimi Jego
świętymi.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Czuwajcie, bo nie wiecie, w którym
dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział,
o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i
nie pozwoliłby się włamać do swego domu. Dlatego i wy bądźcie
gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy
przyjdzie.
Któż
jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowił nad
swoją służbą, żeby na czas rozdawał jej żywność? Szczęśliwy
ów sługa, którego pan, gdy wróci, zastanie przy tej czynności.
Zaprawdę powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem.
Lecz
jeśli taki zły sługa powie sobie w duszy: «Mój pan się ociąga»,
i zacznie bić swoje współsługi, i będzie jadł i pił z
pijakami, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie
spodziewa, i o godzinie, której nie zna. Każe go ćwiartować i z
obłudnikami wyznaczy mu miejsce. Tam będzie płacz i zgrzytanie
zębów”.
Jeżeli
chcielibyśmy odnieść słowa, skierowane przez Apostoła Pawła w
dzisiejszym pierwszym czytaniu do owych dwóch postaw, jakie Jezus
ukazał w Ewangelii, to niewątpliwie wiernych w Tesalonikach
należałoby porównać do sługi wiernego i roztropnego,
który postawiony nad całą służbą, by na czas rozdzielał
jej żywność,
wywiązuje się ze swego zadania należycie.
Powracający niespodziewanie pan zastanie go przy tej czynności
i wynagrodzi jego wierność i pracowitość.
I
właśnie adresaci Pawłowych słów z dzisiejszego pierwszego
czytania taką postawą mogą się poszczycić. Apostoł tak do nich
– i o nich – mówi: Zostaliśmy dzięki wam, bracia,
pocieszeni: przez wiarę waszą we wszelkiej potrzebie i naszym
ucisku. Teraz bowiem ożyliśmy, gdy wy przy Panu stoicie. Jakież
bowiem podziękowanie możemy za was Bogu złożyć, za radość,
jaką mamy z powodu was przed Bogiem naszym?
Trwający
przy Panu Tesaloniczanie – to jak trwający na posterunku sługa,
czuwający nie tyle w oczekiwaniu na powrót swego
pana, ile nad sumiennym wypełnieniem swoich obowiązków. Bo
to jest najlepszą formą oczekiwania, gdyż powrót pana – kiedy
by nie nastąpił – nie będzie wówczas dla tegoż sługi żadnym
zaskoczeniem.
Co
innego – sługa drugi. Ten pewnie liczył na to, że pod
nieobecność pana dobrze się zabawi, przy okazji pokaże
służbie, „kto tu rządzi”,
a kiedy już pan będzie miał
wracać, wtedy się – mówiąc kolokwialnie – „ogarnie” i
wszystko będzie dobrze. Jezus jednak przestrzega, że wcale tak
dobrze nie będzie. Wprost przeciwnie, nadejdzie pan tego sługi
w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna. Każe
go ćwiartować i z obłudnikami wyznaczy mu miejsce. Tam będzie
płacz i zgrzytanie zębów.
Moi
Drodzy, to jasne i konkretne ostrzeżenie także nas musi
zmobilizować, a jeśli trzeba – nawet zaniepokoić!
I w nas bowiem odzywa się niekiedy taka pokusa, aby intensywne –
czyli tak naprawdę normalne – zaangażowanie w życie religijne
odłożyć na później. Bo teraz praca, bo teraz rodzina, bo
teraz dzieci trzeba do szkoły wyprawić, albo na studia, bo teraz
to, bo teraz tamto… A na Spowiedź systematyczną i stałą Komunię
Świętą to będzie dobry czas na emeryturze. Wtedy, jak już
nie będzie chodzenia do pracy, to będzie czas nawet na codzienne
dreptanie do kościółka. Teraz trzeba zarabiać na życie, teraz
jest tyle „ważniejszych” spraw…
Na emeryturze – to już
będzie zupełnie inaczej…
Oczywiście,
zdaję sobie sprawę, że trochę przerysowuję to nastawienie, bo
myślę, że takie traktowanie Pana Boga byłoby jednak jakimś
cynizmem,
o który nie śmiem nikogo podejrzewać. Myślę, że
aż z takim lekceważeniem nikt z nas do spraw Bożych nie podchodzi.

Natomiast
jest w nas wszystkich taka pokusa – może wynikająca po trochę ze
zwykłego lenistwa, a może z faktycznego codziennego zapędzenia –
żeby nie myśleć aż tak bardzo na serio o końcu swego życia,
o końcu świata, o Sądzie Bożym. Tymczasem Jezus dzisiaj mówi
wyraźnie i konkretnie: Czuwajcie, bo nie wiecie, w którym
dniu Pan wasz przyjdzie
; oraz: Wy
bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn
Człowieczy przyjdzie.
Moi
Drodzy, znamy dobrze te słowa, prawda? Znamy je z Ewangelii,
mocno też wybrzmiały – zwłaszcza pierwsze z zacytowanych zdań –
w naszych uszach i sercach, kiedy odczytano Testament Jana Pawła
II
tuż po jego śmierci… Znamy zatem te słowa dobrze. My,
księża, często powołujemy się na nie w kazaniach i rozważaniach.

Czy
jednak docierają one naprawdę do naszej świadomości z całą
ostrością,
jaką w sobie zawierają? Czyśmy się, moi Drodzy,
chociaż raz zastanowili, co tak naprawdę Jezus w tych słowach
wyraził, co zapowiedział?
A cóż takiego?…
A
właśnie to, co tak miało zaskoczyć gnuśnego i leniwego sługę z
Ewangelii – czyli fakt niespodziewanego powrotu jego pana. Nasz Pan
także przyjdzie niespodziewanie – wyraźnie to
zapowiedział.
Moi
Drodzy, usłyszmy raz jeszcze bardzo uważnie te słowa: Czuwajcie,
bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie
; oraz:
Wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się
nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.
Usłyszmy te
słowa jeszcze raz i spróbujmy nad nimi głęboko się zadumać. I
wziąć sobie mocno do serca prawdę tam zawartą – tę mianowicie,
że spotkanie z Panem może nastąpić w każdym czasie: za
chwilę, za pięć minut, a może dzisiaj wieczorem… I że będzie
ono niespodziewane, a więc nie będzie znaków
zapowiadających, a dla tych, którzy nie czuwają – znaków
ostrzegawczych. Nie będzie!
Po
prostu – Pan przyjdzie. I dokona się sąd.
Czy my o tym tak
myślimy, moi Drodzy? Ja mogę mówić tylko za siebie – i muszę
przyznać, że tak nie myślę, a przynajmniej nie za często.
Owszem, znam te słowa, mógłbym je z pamięci cytować, ale nie
zawsze dociera do mojej świadomości cały radykalizm przesłania
tam zawartego.
Dlatego
dobrze będzie, moi Drodzy, jeżeli wszyscy jeszcze raz ich
posłuchamy i spróbujemy naprawdę zrozumieć, co Jezus
chciał nam przez nie powiedzieć.
A nade wszystko –
zmobilizujemy się do rzetelnego wypełniania naszych obowiązków
religijnych, rodzinnych, zawodowych i społecznych – tak, jak
pierwszy sługa z Ewangelii; tak, jak wierni w Tesalonikach – bo
taka właśnie postawa to najlepsza forma czuwania. Jeżeli
przychodzący Jezus zastanie nas zapracowanymi nad solidnym
wypełnianiem tego, co do nas należy, na pewno będzie z nas
zadowolony.
Weźmy
więc sobie do serca tę Jego dzisiejszą przestrogę, że przyjdzie
niespodziewanie – w chwili, o której nie wiemy i nie będziemy
wiedzieli. I dlatego dzisiaj, zamiast pytań końcowych, niech
wybrzmią jeszcze raz słowa tejże przestrogi
– i niech nam jeszcze raz dadzą do myślenia:


Czuwajcie,
bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie…

Wy
bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn
Człowieczy przyjdzie…

32 komentarze

    • Dla ciebie jest to straszenie a dla mnie zwykła przestroga,która w jakiś sposób pokazuje mi co może być.Kiedy Przyjdzie Pan w dniu mojego sądu.Dziś przemawia to do mnie weź ogarnij się bo możesz nie mieć czasu na to.Bo nie znasz dnia ani godz,ale jakoś szczególnie nie mogę nazwać tego strachem.M

    • Też straszysz… Po co? Nie lepiej posłużyć się a.r.g.u.m.e.n.t.e.m [jeśli się go ma]? Zamiast prostackiej insynuacji ["weź ogarnij się"] czyż nie słuszniej by było dać jakiś rzeczowy przykład?
      Ale to oczywiście Twój wybór – być samozwańczym pomocnikiem straszącego…
      Argumentów, jak na razie, brak.
      Straszenie i czcze przestrogi z kolei coraz rzadziej przemawiają do ludzi…

    • Wiesz co to nie jest straszenie to jest życie.Bo tak naprawdę nie wiesz co Cię czeka dziś niczego pewny nie jesteś.Ja np:wczoraj byłam z dzieckiem u lekarza bo okazało się że uderzył się w kolano do pewnego momentu byłam pewna że to nic poważnego.Po wizycie u chirurga i obejrzeniu zdjęcia okazało się że w kolanie jest peknieta kostka i że jest to uraz który powstał dawno,ale po dokładnym opisie zdjęcia przez radiologia okaże się co dalej.Przypuszczalnie dzis idę z dzieckiem na kolejna wizyte z opisem itp,ale tak naprawdę nie jestem niczego pewna.Nie jestem pewna czy będzie dobrze czy źle.I wiem jedno na pewno ja jako mama mam dużo pracy przed sobą jeśli dziś miałabym stanąć przed sądem bym wiedziała,że sam fakt tego iż np.stwierdziłam,że moje dziecko sciemnia pokazuje mi osobiście ile pracy muszę włożyć w samą siebie,żeby nie było zdziwienia w razie czegoś.M

    • Współczuję dziecku i Tobie… Co to jednak ma do rzeczy w tej dyskusji – nie wiem???
      Straszenie [bo to jest straszenie!] końcem życia, końcem świata, Sądem Bożym osobiście uważam za żenujące, niskie, śmieszne i zupełnie nieskuteczne. Koniec życia mam wpisany w życie od chwili przyjścia na świat i mam tego świadomość od momentu, gdy zacząłem samodzielnie myśleć. Każdy, kto mnie tym straszy, niech pomyśli także o sobie. Aspekt kulturalny takiej postawy w tym przypadku pomijam. Staram się żyć godziwie nie z obawy przed Sądem Bożym, lecz z przekonania, że człowiek tak żyć powinien. Nie uważam też by budujące i skuteczne były przypowieści o ćwiartowaniu, zgrzytaniu zębami i innych efektach z gatunku światło i dźwięk… A już zupełnie nietrafione jest straszenie mnie tymi, którzy – jak się naucza – mnie kochają i których ja kocham. Jak się kogoś kocha, to się tego kogoś nie boi. Szanuje się – ale nie boi. Wierzy się – lecz nie boi. Słucha się – jednak nie boi. Kocha się – więc nie boi. Miłość i strach wykluczają się. Straszenie jest co najwyżej w interesie straszących. Ale to już nie mój interes.
      Żyć godziwie należy nie ze strachu przed Sądem Bożym lecz raczej z obawy przed sobą samym. Okłamać można każdego – ale nie siebie. Istnieje coś takiego jak samoświadomość – sumienie…
      Pomyślnego rokowania dla dziecka życzę.
      Pozdrawiam.

      A.

    • "od momentu, gdy zacząłem samodzielnie myśleć." – a był już taki? Bo z tej wypowiedzi jakoś tego nie widać 🙂 "Straszenie [bo to jest straszenie!] końcem życia, końcem świata, Sądem Bożym osobiście uważam za żenujące, niskie, śmieszne i zupełnie nieskuteczne.". Jak nie masz wiary w życie wieczne, w dogmaty katolickie to co tu robisz? Po co czytasz perykopy? Tylko po to aby zasiewać chwasty wśród tych, którzy wierzą? Jesteś osoba wybitnie zamkniętą na jakiekolwiek argumenty (chociaż wciąż się ich domagasz), do tego o mocno ograniczonej wiedzy, dlatego żaden argument do ciebie nie dotrze chociaż miałbyś go przed nosem. Daj sobie już spokój z tym wiecznym podważaniem wszystkiego co dotyczy Słowa i szukaj f.r.a.j.e.r.ó.w na porzucenie wiary gdzie indziej. Żyj i daj żyć innym w spokoju :). Z Bogiem!

    • @A – a ciebie kto pyta o zdanie? I nie przypisuj mi swoich zasług w dziedzinach, które próbujesz opanować :D. Słowem nie napisałem w co wierzysz i niewiele mnie to obchodzi. Pisałem o tym w co z pewnością nie wierzysz na podstawie twoich wypowiedzi – czytaj ze zrozumieniem, albo podejrzenie o wtórny analfabetyzm będzie jak najbardziej zasadne 🙂

    • A.
      To nie jest straszenie straszeniem według mnie było by jasne powiedzenie jutro czeka cię sąd zrobiłeś co zrobiłeś Bóg Ci tego nie wybaczy i ukarze Cie za twoje grzechy czy jutro czeka mnie sąd i
      tak samo mi tego Bóg nie wybaczy.A teraz zapytales co ma to wspólnego a mianowicie to że tak jak ja nie wiem co mnie czeka tak ty nie wiesz nie masz pewnosci czy jest jakis sąd ja też nie mam,ale też nie mam pewności że go nie ma i ty tez nie masz.A żyje jak żyje nie jestem idealna ale co najmniej mam świadomość,tego że muszę coś w życiu zmienić po prawic żeby być lepszą.I taki wpis na blogu czasami jest moja mobilizacją do pracy nad sobą a nie do powiedzenia,że jestem super fajna osobą bez grzechów i skoro Pan Bóg mnie kocha to wszystko mi wybaczy nawet jak stanę przed sądem.Takie trochę egoistyczne podejście.Tak kojarzy mi się to jak nie rób nic bo jest dobrze,ale kto powiedział że nie może być lepiej.Nie którzy uważają,że skoro teraz jest dobrze zawsze tak będzie.Więc po co się starać po co wogole co kolwiek robić.A co do śmierci to fakt każdy wie z nas że prędzej czy umrze,ale do tego czasu mam szansę aby żyć najlepiej jak potrafię.M

    • Aniu, jeżeli widzisz w wypowiedziach tego człowieka (a zagląda tu od lat z nastawieniem czysto negatywnym i każda próba nawiązania z nim jakiegokolwiek pozytywnego kontaktu kończyła się zawsze niepowodzeniem, co stanowi pewnik, że jest człowiekiem złej – a nie dobrej – woli) "sporo racji" to z chęcią o nich podyskutuję, ale najpierw uświadommy sobie to, czym jest Słowo Boże, Stary i Nowy Testament. Dlaczego w ogóle pojawił się Chrystus na ziemi a przez to i NT. Jakie funkcje religijne, społeczne, kulturowe ale przede wszystkim moralne i dydaktyczne spełniała i spełnia Dekalog, Biblia oraz inne teksty religijne. Bez tego wciąż będziemy się zachwycać tym, że ktoś powie że nie boi się żadnego Sądu Bożego bo Bóg jest Miłością i przecież nie s.t.r.a.s.z.y swoich owieczek, a jeżeli KK (i tak zblatowany w drugiej poł XX w. w swoich wypowiedziach – przecież doszło wtedy do takiego absurdu, że księża przestali wypowiadać się w kazaniach o piekle, żeby przypadkiem nie popsuć dobrego samopoczucia wiernych 🙂 ) twierdzi coś o tym, że jednak nie wszyscy osiągną Niebo (chociaż KAŻDY ma na to szansę), to znaczy że jest zły, zacofany i w ogóle głupi (przecież to swoimi tekstami chce od lat "wykazać" ten człowiek. Sorki, ale ja z kolei takiego landrynkowego Kościoła nie trawię, bo jest sztuczny, pomatkowy. Prawda bowiem jest taka, że ludzie dopuszczają się różnych nieprawości i należy o tym mówić – i teraz gdzie, jeśli nie w Kościele? Na fotelikach psychoanalityków? Ja wybieram konfesjonał….

    • W trakcie pisania swojego komentarza zobaczyłam że pojawiło się parę nowych.I jedno co napiszę szczerze osobiście żaden z komentarzy A nie obraził mnie w żaden sposób wywiązała się według mnie ciekawa wymiana ich co więcej A ma prawo do swojego zdania mimo iż ja mam inne każdy ma prawo do niego,ale nie jest to też oznaką tego,że mamy po nim jeździć tylko dlatego,że się ono nam nie podoba to raz a dwa to tak szczerze Robert teraz odniosę się konkretnie do tego co napisałeś a konkretnie po co jest tu skoro nie wierzy w życie wieczne zasiewa chwasty itp.Skąd wiesz tak szczerze,ze np:ja wierzę czy kto inny kot pisze na blogu.Ja nie mam pewności co do swojej wiary a wręcz uważam się za kogoś kto nie wierzy i co też powinnam tu nie zaglądać bo nie wierzę?.M

    • M – czyli twoim zdaniem nie ma różnicy między zdaniami:
      "nie wierzę, wątpię, nie jestem pewien ale chcę zrozumieć", a "nie wierzę, wątpię, nie jestem pewien ale wiem lepiej" ?

    • Moim zdaniem wiem,że nie wierzę wiem że sama czegoś szukam,ale na pewno nie wiem że wiem lepiej.I sorry za to,ale jak czytam nie które komentarze twoje to naprawdę zastanawiam się co ja tu robię bo mam wrażenie,że chcesz pokazać za wszelką cenę jak bardzo jesteś lepszy ode mnie bądź innych nawet dziś zaczęłam się zastanawiać czy nie powinnam sobie odpuścić bloga.Pozdrawiam M

    • Czyli wszyscy mają prawo do pisania swoich myśli, tylko ja nie mam, bo jeszcze ktoś się może czuć dotknięty? I czym niby? Gdzie ja napisałem cokolwiek takiego, co stanowiłoby podstawę do tego, że możesz czuć się gorsza ode mnie?

    • Dobra wiesz co na chwile obecna nie mam czasu,jednak z tego co wiem nie napisałam,że nie masz mieć własnego zdania i nie masz bo wypowiadać jeśli tak to odebrales to Przepraszam.I tak szczerze ostatnie moje wypowiedź były napisane po to aby nie było spiny między toba a A.A jak dalej tak będzie szło to my się zetniemy więc dobrze że nie mam już czasu miłego dnia.M

    • Bardzo jednak proszę – jak będziesz miała czas – o napisanie, którą wypowiedzią poczułaś się dotknięta, gorsza czy też ja lepszy od Ciebie? Bardzo mi na tym zależy….

    • Robercie, pod wpisem A mogłabym i ja się podpisać, takie podejście jest mi bliskie,
      jeśli kogoś kochasz to starasz się go nie ranić
      kocham Najwyższego, to że staram się przestrzegać przykazań nie wynika ze strachu przed piekłem tylko z tego, że grzech mnie niszczy a przez to ranię ,zasmucam Boga, piekło jest realne, jest miejscem bez Boga, mając doświadczenie Bożej obecności nie wyobrażam sobie wieczności bez Niego, dlatego walczę z grzechem , żeby nie pozbawiać sie szansy obcowania z Bogiem a nie dlatego, że jest napisane , nie grzesz, nie rób tego czy tamtego

      aniam

    • Aniu, przecież właśnie o to chodzi aby nie ze strachu, a z wolnego wyboru dobra, miłości czy jakby tego inaczej nie nazwać – pozytywnych względem Boga działań iść przez życie doczesne celem osiągnięcia wiecznego. Człowiek dostał prostą receptę dobrego życia w postaci Dekalogu, ale chyba nie zaprzeczysz, że jest bardzo często "olewany" przez człowieka? Działania człowieka wbrew Dekalogowi najczęściej prowadzą do zła, krzywdy, to z kolei implikuje kolejne zło i tak bez końca…. Dzięki Słowu Bożemu jesteśmy po prostu informowani o konsekwencjach naszych działań. To nie jest żadne straszenie, o ile podchodzi się do Słowa z otwartością i zrozumieniem kontekstu :).

    • Robercie, dla mnie najważniejsza jest Miłość i z niej wynika wypełnianie dekalogu w wolności,
      samo prawo i jego wypełnianie bez wiary nigdy nie prowadzi do Boga

      aniam

  • Pięknym dodatkiem do wczorajszego "wydania popołudniowego" były też zdjęcia… Naprawdę warto je obejrzeć, bo ks. Marek ma prawdziwy talent fotograficzny.
    Pozdrawiam serdecznie.
    J.B.

  • @ Anonimowy31 sierpnia 2017 12:02

    A.
    To nie jest straszenie straszeniem …

    W gruncie rzeczy mamy podobne zdania:
    1. Nie oczerniamy siebie wzajemnie…
    2. Przedstawiamy własne sądy i wątpliwości…
    3. Nie uzurpujemy sobie prawa do omnipotencji…
    4. Widzimy potrzebę pracy nad sobą [z wyjątkiem tych, którzy jako z definicji doskonali przypisali sobie prawo do poniewierania innymi].
    5. Różnimy się – i to jest podstawa do dyskusji, nie będącej przecież formą pokornego potakiwania z przyklęku i z opuszczoną kornie głową.

    Pozdrawiam
    Pozdrawiam

  • Robert31 sierpnia 2017 11:05

    "od momentu, gdy zacząłem samodzielnie myśleć." – a był już taki? Bo z tej wypowiedzi jakoś tego nie widać 🙂 "Straszenie [bo to jest straszenie!] końcem życia, końcem świata, Sądem Bożym osobiście uważam za żenujące, niskie, śmieszne i zupełnie nieskuteczne.". Jak nie masz wiary w życie wieczne, w dogmaty katolickie to co tu robisz? Po co czytasz perykopy? Tylko po to aby zasiewać chwasty wśród tych, którzy wierzą? Jesteś osoba wybitnie zamkniętą na jakiekolwiek argumenty (chociaż wciąż się ich domagasz), do tego o mocno ograniczonej wiedzy, dlatego żaden argument do ciebie nie dotrze chociaż miałbyś go przed nosem. Daj sobie już spokój z tym wiecznym podważaniem wszystkiego co dotyczy Słowa i szukaj f.r.a.j.e.r.ó.w na porzucenie wiary gdzie indziej. Żyj i daj żyć innym w spokoju :). Z Bogiem!

    Robert31 sierpnia 2017 11:58

    @A – a ciebie kto pyta o zdanie? I nie przypisuj mi swoich zasług w dziedzinach, które próbujesz opanować :D. Słowem nie napisałem w co wierzysz i niewiele mnie to obchodzi. Pisałem o tym w co z pewnością nie wierzysz na podstawie twoich wypowiedzi – czytaj ze zrozumieniem, albo podejrzenie o wtórny analfabetyzm będzie jak najbardziej zasadne 🙂

    Robert31 sierpnia 2017 12:16

    Aniu, jeżeli widzisz w wypowiedziach tego człowieka (a zagląda tu od lat z nastawieniem czysto negatywnym i każda próba nawiązania z nim jakiegokolwiek pozytywnego kontaktu kończyła się zawsze niepowodzeniem, co stanowi pewnik, że jest człowiekiem złej – a nie dobrej – woli) "sporo racji" to z chęcią o nich podyskutuję, ale najpierw uświadommy sobie to, czym jest Słowo Boże, Stary i Nowy Testament. Dlaczego w ogóle pojawił się Chrystus na ziemi a przez to i NT. Jakie funkcje religijne, społeczne, kulturowe ale przede wszystkim moralne i dydaktyczne spełniała i spełnia Dekalog, Biblia oraz inne teksty religijne. Bez tego wciąż będziemy się zachwycać tym, że ktoś powie że nie boi się żadnego Sądu Bożego bo Bóg jest Miłością i przecież nie s.t.r.a.s.z.y swoich owieczek, a jeżeli KK (i tak zblatowany w drugiej poł XX w. w swoich wypowiedziach – przecież doszło wtedy do takiego absurdu, że księża przestali wypowiadać się w kazaniach o piekle, żeby przypadkiem nie popsuć dobrego samopoczucia wiernych 🙂 ) twierdzi coś o tym, że jednak nie wszyscy osiągną Niebo (chociaż KAŻDY ma na to szansę), to znaczy że jest zły, zacofany i w ogóle głupi (przecież to swoimi tekstami chce od lat "wykazać" ten człowiek. Sorki, ale ja z kolei takiego landrynkowego Kościoła nie trawię, bo jest sztuczny, pomatkowy. Prawda bowiem jest taka, że ludzie dopuszczają się różnych nieprawości i należy o tym mówić – i teraz gdzie, jeśli nie w Kościele? Na fotelikach psychoanalityków? Ja wybieram konfesjonał….

    Robert31 sierpnia 2017 12:35

    M – czyli twoim zdaniem nie ma różnicy między zdaniami:
    "nie wierzę, wątpię, nie jestem pewien ale chcę zrozumieć", a "nie wierzę, wątpię, nie jestem pewien ale wiem lepiej"

    Robert31 sierpnia 2017 12:44

    I gdybyś trzymał się tych pięciu punktów – a chociaż trzech z nich (1,2 i 3), to nie byłoby żadnych nieporozumień. Szkoda, że potrafisz z taką precyzją wypunktować to, czego w żadnej mierze sam się nie trzymasz.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.