Na placu budowy…

N
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ojciec
Profesor Ambroży Skorupa, salwatorianin, z którym w swoim czasie
współpracowałem na KUL, na Wydziale Prawa. Modlę się dla Niego o
to, by w codziennym życiu – kapłańskim, zakonnym i naukowym –
budował na trwałym, Bożym fundamencie.
Moi
Drodzy, dzisiaj o godzinie 8:00 z liczącą ponad czterdzieści Osób
grupą Młodzieży z Miastkowa, wyjeżdżam do Kodnia. Planujemy
odwiedzić Parafię Neounicką w Kostomłotach, w potem w Kodniu
przeżyć Mszę Świętą, ewentualnie odprawić Drogę Krzyżową na
miejscowej Kalwarii (w miarę pogody), a także odwiedzić klasztor
Sióstr Karmelitanek. Zapewniam, że będąc u Matki Bożej, będę
pamiętał w modlitwie także o Was i o Waszych sprawach.
A
dzisiaj mamy pierwszy czwartek miesiąca. Proszę o modlitwę za
powołanych i o powołanych. I już teraz za nią dziękuję!
A
jutro na naszym forum – słówko z Syberii!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Czwartek
1 Tygodnia Adwentu,
Wspomnienie
Św. Ambrożego, Biskupa i Doktora Kościoła,
do
czytań: Iz 26,1–6; Mt 7,21.24–27

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
W
ów dzień śpiewać będą

pieśń w Ziemi Judzkiej:
Miasto
mamy potężne;
On
jako środek ocalenia
sprawił
mury i przedmurze.
Otwórzcie
bramy!
Niech
wejdzie naród sprawiedliwy,
dochowujący
wierności;
jego
charakter stateczny
Ty
kształtujesz w pokoju,
w
pokoju, bo Tobie zaufał.
Złóżcie
nadzieję w Panu na zawsze,
bo
Pan jest wiekuistą Skałą!
Bo
On poniżył przebywających na szczytach,
upokorzył
miasto niedostępne,
upokorzył
je aż do ziemi,
sprawił,
że w proch runęło.
Podepcą
je nogi, nogi biednych
i
stopy ubogich”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Nie każdy, który Mi mówi:
«Panie, Panie», wejdzie do Królestwa niebieskiego, lecz ten, kto
spełnia wolę mojego Ojca, który jest w Niebie.
Każdego
więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać
z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł
deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom.
On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.
Każdego
zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można
porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował
na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i
rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki”.

Tak,
jak wczoraj jedno i drugie czytanie podejmowało temat uczty,
tak dzisiaj jedno i drugie czytanie traktuje o budowaniu,
wznoszeniu murów, wznoszeniu miasta lub domu.
W
pierwszym czytaniu – z Proroctwa Izajasza – słyszymy słowa
pieśni, jaka ma być śpiewana w ów dzień, czyli w
dzień wypełnienia się Bożych obietnic zbawczych: Miasto
mamy potężne;
On jako środek ocalenia sprawił
mury i przedmurze.
W bramy tego „miasta potężnego”
wejdzie naród sprawiedliwy, dochowujący wierności.
Nietrudno dopatrzeć się tutaj odniesienia do wieczności – do
szczęśliwej wieczności tych, którzy w ciągu życia dochowali
wierności Bogu,
za co zostali nagrodzeni wejściem do owego
miasta, niebieskiego Jeruzalem – jak zwykło się określać
Niebo, przez analogię do ziemskiego Jeruzalem, czyli Miasta świętego
narodu wybranego.
Do
tego wiecznego Miasta Bóg sam wprowadza swoich wybranych,
upokorzywszy wcześniej aż do ziemi – i sprawiając,
że w proch runęłomiasto niedostępne.
Owo miasto niedostępne jest tutaj symbolem wszelkich
potęg i struktur przeciwnych Bogu. To właśnie na ich
gruzach Bóg wznosi potęgę swego wiecznego Miasta.
Jednakże
to Boże budowanie nie dokonuje się w oderwaniu od udziału
człowieka. Jak wynika z dzisiejszej Ewangelii, człowiek także
jest zaproszony
– jeśli tak można powiedzieć – na plac
budowy.
Oczywiście, przy wydatnej pomocy Bożej, ale to on sam,
człowiek, ma wznosić sobie trwały i piękny dom.
Mówiąc już tak bardzo obrazowo, ma sobie przygotować mieszkanie
na całą wieczność.
W jaki sposób?
Jezus
wyraźnie mówi: Każdego więc, kto tych słów moich słucha
i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który
dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki,
zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo
na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich
słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem
nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz,
wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I
runął, a upadek jego był wielki.
I wszystko jasne!
Na
fundamencie Bożego słowa każdy z nas ma wznosić ów dom mocny i
trwały, któremu nie będą w stanie zagrozić żadne wichury i
burze,
jakie niesie ze sobą życie, jakie też wywołuje cały
otaczający świat. Kto słucha Bożego słowa i je wypełnia,
taki właśnie dom mocny stawia. Kto zaś nawet słucha Bożego
słowa, jednak go nie wypełnia,
ten wznosi dom nietrwały,
słaby, podatny na wszelkie wstrząsy i zawirowania. Z takiego
budowania, z takiego wznoszenia – pozostaną tylko gruzy.
Lepiej
więc może, żeby te gruzy pojawiły się w innym miejscu i w innym
kontekście: odwołując się do pierwszego czytania chciałoby się
powiedzieć, że w gruzy powinny się obrócić wszystkie
struktury i budowle przeciwne Bogu.
Tak, moi Drodzy: to wszystko
w nas, w naszym życiu, w naszych sercach, co przeciwne jest Bogu,
winno się obrócić w gruzy! I dopiero wtedy możemy budować trwały
i mocny dom, na mocnym fundamencie Bożego słowa.
W
naszym życiu, w naszych sercach nie mogą istnieć obok siebie –
jak gdyby nigdy nic – budowle Boże i struktury zła. Nawet
z takiej czysto estetycznej perspektywy patrząc, uznalibyśmy za
niewłaściwe, a wręcz bardzo rażące istnienie obok siebie
stylowych, zgrabnych, pięknych architektonicznie budynków,
tworzących nowoczesne osiedle – ze stojącymi
pomiędzy nimi barakami z dawnych slumsów! Takie zagracenie
uznalibyśmy – i słusznie – za coś niewłaściwego,
odrażającego! A czy tak zagracone nie bywa czasami nasze serce?…
I nasze życie?…
Moi
Drodzy, co i jak my budujemy, co wznosimy w ciągu całego swojego
życia? Czy mamy odwagę zburzyć – i to z kretesem – to,
co nie jest piękne, co nie jest Boże, co jest takim właśnie
zatęchłym barakiem, by całą siłę i zapał skoncentrować na
wznoszeniu budowli nowej, trwałej i odpornej na jakiekolwiek
wstrząsy? Czy przypadkiem nie zdarza się tak, że jest nam
dobrze
w takim zatęchłym, zgniłym baraku?
Oczywiście,
posługujemy się tu pewnymi obrazami, ale doskonale zdajemy sobie
sprawę, o czym mowa: życia prawdziwie chrześcijańskiego,
kształtowanego według Bożego słowa,
nie da się pogodzić z grzechem,
starymi przyzwyczajeniami i
schematami myślenia.
W
tym kontekście, warto sobie – także przy okazji przeżywanego
właśnie Adwentu – postawić pytanie: Co i jak ja w
swoim życiu buduję?
Czy jest to coś trwałego, czy właśnie
chwilowego i zniszczalnego? Czy dom mojego życia stoi na mocnym
fundamencie – na Bożym fundamencie – czy na ulotnym piasku? I
czy w ten sposób przygotowuję sobie mieszkanie w Niebie?
Poszukując
odpowiedzi na tak postawione pytania, chcemy wpatrywać się w
przykład życia Patrona dnia dzisiejszego, Świętego Ambrożego,
Biskupa i Doktora Kościoła.
Urodził
się on około 340 roku w Trewirze – ówczesnej
stolicy cesarstwa. Jego ojciec był namiestnikiem cesarskim,
prefektem Galii. Podanie głosi, że przy narodzeniu Ambrożego –
ku przerażeniu matki – rój pszczół osiadł na ustach
niemowlęcia. Matka chciała siłą odgonić owady, ale roztropny
ojciec kazał poczekać, aż pszczoły same odlecą. Ojciec po tym
wypadku uznał, że jeśli niemowlę przeżyje, to będzie kimś
wielkim! Wróżono nawet, że będzie wielkim mówcą.
Chrzest
przyjął Ambroży bardzo późno. W owych czasach był bowiem
zwyczaj, że Sakrament ten odkładano na lata późniejsze –
przyjmowano go często przed samą śmiercią, aby w stanie
niewinności przejść do wieczności.
Innym powodem odkładania
Chrztu Świętego był fakt, że traktowano go nader poważnie, z
całą świadomością, że przyjęte zobowiązania trzeba wypełniać.
Dlatego Ambroży przez wiele lat był tylko katechumenem, czyli
kandydatem i przyjął Chrzest Święty dopiero przed otrzymaniem
godności biskupiej.
Potem sam zwyczaj ten zwalczał.
Po
śmierci ojca, mając zaledwie rok, przeniósł się Ambroży wraz z
matką i rodzeństwem do Rzymu. Tam potem uczęszczał do szkoły
gramatyki i wymowy. Kształcił się równocześnie w prawie. O
jego wykształceniu najlepiej świadczą jego pisma.
Po
ukończeniu szkół założył własną szkołę.
Po
kilku latach został mianowany przez cesarza namiestnikiem prowincji
ze stolicą w Mediolanie. Pozostawał na tym stanowisku przez trzy
lata, do 373 roku. Zaledwie prowincję uporządkował i doprowadził
do ładu jej finanse, został wybrany biskupem Mediolanu. A
stało się to w niezwykle oryginalnych okolicznościach.
Kiedy
bowiem zmarł poprzedni biskup tego miasta, Auksencjusz, powstał
gwałtowny spór między katolikami a arianami: i jedni, i drudzy,
chcieli mieć swojego biskupa.
Ambroży udał się tam jako
namiestnik cesarski dla dopilnowania porządku pomiędzy zwaśnionymi
stronami. I kiedy obie strony nie mogły dojść do zgody, nagle
jakieś dziecko miało zawołać: „Ambroży biskupem!”

Wszyscy uznali to za głos Boży i zawołali także: „Ambroży
biskupem!”
Zaskoczony
namiestnik cesarski poprosił o czas do namysłu. Po cichu nawet
uciekł z miasta nocą, ale rano stwierdził, że dotarł do…
bram Mediolanu!
Widząc w tym wolę Bożą, postanowił się jej
więcej nie opierać. Dnia 30 listopada przyjął Chrzest Święty i
wszystkie święcenia, a 7 grudnia – konsekrację na biskupa.
Od razu rozdał ubogim cały swój majątek. I zajął się
głoszeniem przy każdej okazji słowa Bożego,
uważając to za swój podstawowy pasterski obowiązek. Sam również
w każdy Wielki Post przygotowywał osobiście katechumenów na
przyjęcie w Wigilię Paschalną Chrztu Świętego.
W
rządach był łagodny, spokojny, rozważny, sprawiedliwy, życzliwy…
Kapłani mieli więc w swoim Biskupie najpiękniejszy
wzór dobrego pasterza!
Dał się poznać jako pasterz rozważny,
wrażliwy na krzywdę ludzką. Wyróżniał się silną wolą,
poczuciem ładu, zmysłem praktycznym. Ideałem przyświecającym
działalności Świętego Biskupa było państwo, w którym
Kościół i władza świecka wzajemnie udzielają sobie pomocy, a
wiara spaja cesarstwo.
Z
kolei, dla odpowiedniego przygotowania duchowieństwa diecezjalnego,
założył seminarium – klasztor – tuż za murami miasta. Życiu
przebywających tam kapłanów nadał regułę. Sam też często
ich nawiedzał i przebywał z nimi.
Brał chętnie udział w
licznych synodach, szczególnie wtedy, gdy trzeba było zwalczać
błędy arian.
Cieszył
się ogromnym autorytetem. Potwierdzeniem tego jest fakt, że kiedy
cesarz Teodozjusz Wielki w 390 roku krwawo stłumił zamieszki w
Tesalonikach, mordując siedem tysięcy ludzi, Ambroży wystosował
do niego list pełen czci, ale i wyrzutu, prosząc Teodozjusza, aby
za tę publiczną, głośną zbrodnię przyjął publiczną
pokutę. I – o dziwo! – cesarz pokutę wyznaczoną przyjął i
przez trzy miesiące nie wstępował do kościoła (jako grzesznik).

Pod wpływem kazań Świętego Ambrożego nawrócił się przecież
także Święty Augustyn!
Pracowite
życie zakończył Ambroży w Wielki Piątek 4 kwietnia 397 roku,
w wieku pięćdziesięciu siedmiu lat. Pochowano go w bazylice w
Mediolanie. Pozostawił po sobie liczne pisma moralno – ascetyczne,
dogmatyczne, mowy, listy oraz hymny liturgiczne.
O
jego duchowości niech świadczy fragment listu, jaki skierował do
biskupa Konstancjusza. W liście tym czytamy: „Przyjąłeś urząd
kapłański i siedząc przy sterze Kościoła przeprowadzasz ten
statek przez wiry morskie. Trzymaj więc mocno ster wiary, abyś
się nie poddał potężnym falom nawałnic tego świata!
Wielkie
to i rozległe morze, ale się go nie lękaj! […] Jest pewne, że
wśród zmiennego świata Kościół Pana, zbudowany na fundamencie
Apostołów, pozostaje na nim niewzruszony – mimo iż wkoło
niego burzy się rozpętane morze. Uderzają weń fale, lecz nie mogą
nim zachwiać, a chociaż często prądy świata z szumem rozbijają
się o niego, pozostaje on dla wszystkich zbawiennym i bezpiecznym
portem.
[…]
Niech
więc Twoje słowa płyną obficie, niech będą przejrzyste i jasne.
W ten sposób dasz Twojemu ludowi pouczenie, które go pociągnie, a
lud ten urzeczony tym, co mówisz, pójdzie
za Tobą z dobrej woli tam, dokąd go prowadzisz.

Twoje słowa niech będą pełne treści. […] Niech to, co mówisz,
będzie oczywiste
i zrozumiałe samo przez się,

a wtedy twoje wywody nie będą potrzebowały innego jeszcze
uzasadnienia, lecz będą same w sobie dowodem. I niech nie wychodzi
z twoich ust żadne
słowo zawieszone w próżni i pozbawione znaczenia.”
Wsłuchani
w te jego słowa, ale też wpatrzeni w przykład jego świętości, a
wreszcie także wsłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii,
zastanówmy się:

Jaki
jest mój codzienny kontakt z Pismem Świętym?

Czy
przy podejmowaniu codziennych decyzji odwołuję się do zasad,
zapisanych w Piśmie Świętym?

Jak
wygląda realizacja mojego adwentowego postanowienia?

Złóżcie
nadzieję w Panu na zawsze, bo Pan jest wiekuistą Skałą! 

3 komentarze

    • W czynnym życiu zawodowym nie zbudowałam żadnego domu, nawet budy dla psa. 🙂 (a pracowałam w wykonawstwie ale biurowym ) więc wiedzę miałam teoretyczną, oby Pan to zmienił i dzięki łasce, nie była to znów tylko teoria ale prawdziwa, rzeczywista przemiana serca.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.