Wyciągnij rękę!

W
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, witam i pozdrawiam – i tych, którzy pracują; i
tych, którzy się uczą; i tych, którzy „feriują”… I tych,
którzy na Księdza po kolędzie czekają… Życzę Wszystkim
błogosławionego dnia, obfitego w dobro! I w takie zwycięstwa,
jakiego dzisiaj dokonał Dawid nad Goliatem!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Środa
2 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Antoniego, Opata,
do
czytań: 1 Sm 17,32–33.37.40–51; Mk 3,1–6

CZYTANIE
Z PIERWSZEJ KSIĘGI SAMUELA:
Dawid
rzekł do Saula: „Niech pan mój się nie trapi. Twój sługa
pójdzie stoczyć walkę z tym Filistynem”. Saul odpowiedział
Dawidowi: „To niemożliwe, byś stawił czoło temu Filistynowi i
walczył z nim. Ty jesteś jeszcze chłopcem, a on wojownikiem od
młodości”.
Powiedział
Dawid: „Pan, który wyrwał mnie z łap lwów i niedźwiedzi, ocali
mnie również z ręki tego Filistyna”. Rzekł więc Saul do
Dawida: „Idź, niech Pan będzie z tobą”.
Wziął
w rękę swój kij, wybrał sobie pięć gładkich kamieni ze
strumienia, włożył je do torby pasterskiej, którą miał zamiast
kieszeni, i z procą w ręce skierował się ku Filistynowi.
Filistyn
przybliżał się coraz bardziej do Dawida, a giermek jego szedł
przed nim. Gdy Filistyn spostrzegł Dawida i mu się przyjrzał,
wzgardził nim dlatego, że był młodzieńcem, i to rudym, o pięknym
wyglądzie. I rzekł Filistyn do Dawida: „Czyż jestem psem, że
przychodzisz do mnie z kijem?” Złorzeczy Filistyn Dawidowi przez
swoich bogów. Filistyn zawołał do Dawida: „Zbliż się tylko do
mnie, a ciało twoje oddam ptakom powietrznym i dzikim zwierzętom”.
Dawid
odrzekł Filistynowi: „Ty idziesz na mnie z mieczem, dzidą i
oszczepem, ja zaś idę na ciebie w imię Pana Zastępów, Boga wojsk
izraelskich, którym urągałeś. Dziś właśnie odda cię Pan w
moją rękę, pokonam cię i utnę ci głowę. Dziś oddam trupy
wojsk filistyńskich na żer ptactwu powietrznemu i dzikim
zwierzętom; niech się przekona cały świat, że Bóg jest z
Izraelitami. Niech wiedzą wszyscy zebrani, że nie mieczem ani
oszczepem Pan ocala. Ponieważ jest to wojna Pana, On więc odda was
w nasze ręce”.
I
oto gdy wstał Filistyn i zbliżał się coraz bardziej ku Dawidowi,
ten również pobiegł szybko na pole walki naprzeciw Filistyna.
Sięgnął
do torby pasterskiej i wyjąwszy z niej kamień, wypuścił go z
procy, trafiając Filistyna w czoło, tak że kamień utkwił w czole
i Filistyn upadł twarzą na ziemię.
Tak
to Dawid odniósł zwycięstwo nad Filistynem: kamieniem z procy
trafił Filistyna i zabił go, chociaż nie użył miecza.
Dawid
podbiegł i stanął nad Filistynem; chwycił jego miecz, a dobywszy
z pochwy, dobił go i odciął mu głowę. Gdy spostrzegli Filistyni,
że ich wojownik zginął, rzucili się do ucieczki.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
W
dzień szabatu Jezus wszedł do synagogi. Był tam człowiek, który
miał uschłą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby
Go oskarżyć.
On
zaś rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: „Stań tu
na środku”. A do nich powiedział: „Co wolno w szabat: uczynić
coś dobrego, czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?” Lecz oni
milczeli. Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony
z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka:
„Wyciągnij rękę”. Wyciągnął i ręka jego stała się znów
zdrowa.
A
faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę
przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić.

Historia,
opisana w dzisiejszym pierwszym czytaniu, znana nam jest zapewne
bardzo dobrze, bo
i w mowie potocznej często mówimy o
Dawidzie i Goliacie,

kiedy mamy do czynienia ze zderzeniem się dwóch sił – bardzo
małej z bardzo wielką, z których jednak to ta mała
okazuje się zwycięską.

Dzisiaj słyszymy, jak to dokładnie
było
w przypadku Dawida i Goliata, i przekonujemy się, że działanie
Boga było w całej tej sytuacji ewidentne.

We
fragmencie, który dano nam do odczytania w liturgii, pominięte
zostały niektóre elementy tejże historii, a
zapisane na kartach Pisma Świętego, jak
chociażby ten, że Dawid
usiłował przywdziać zbroję,

którą król Saul – głęboko zaniepokojony o los odważnego, ale
przecież jeszcze niedoświadczonego wojownika – kazał mu założyć.
Szybko jednak okazało się, że zbroja
ta jest za ciężka

i Dawid nie jest w stanie nawet się w niej swobodnie poruszać, a
cóż dopiero mówić o sprawności w walce! Przeto ostatecznie
zrezygnował z niej, a uzbroił się – o ile to słowo jest tu w
ogóle adekwatne – w kij,
procę i pięć
gładkich
kamieni ze strumienia.

Jest
to bardzo wymowny sygnał, moi Drodzy, że kiedy człowiek wyrusza na
walkę – jakąkolwiek: duchową lub intelektualną, bo raczej nie
mówimy o tej fizycznej – w
imię Boga,

to nie powinien stosować żadnych
ludzkich zabezpieczeń,

bo one okazują się wręcz krępujące i ograniczające działanie
łaski Bożej. Nie
można ufać tylko swoim siłom,

tylko swojej inteligencji
i rozeznaniu. Trzeba
zaufać Panu i doświadczeniu
swojej z Nim współpracy.
Tak
właśnie postąpił Dawid – i
wygrał!
Dokonał
rzeczy po ludzku zupełnie, ale to zupełnie niemożliwej! Dokonał
tego, a tak naprawdę to dokonał tego sam
Bóg

tyle,
że

przez Dawida.
A
dlaczego tego dokonał? Bo Dawid pozwolił Mu na to i bezgranicznie
Mu zaufał. Owszem, to Dawid użył swojej zręczności i siły,
swojego pomysłu na rozwiązanie problemu, ale we wszystkim był
prowadzony
przez Boga i przez Niego inspirowany.

I dlatego wygrał.
W
Ewangelii natomiast mamy do czynienia z postawą gruntownie
przeciwną. Mówimy oczywiście o postawie faryzeuszów i zwolenników
Heroda. Zwróćmy uwagę już na pierwsze zdania, w których
Ewangelista Marek mówi nam: W
dzień szabatu Jezus wszedł do synagogi. Był tam człowiek, który
miał uschłą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby
Go oskarżyć.

Pomyślmy
nad niesamowitym absurdem całej tej sytuacji: oni śledzili Jezusa,
aby Go przyłapać
na cudzie, czynionym w szabat!

A
zatem, nie robiło na nich żadnego
wrażenia dokonanie cudu,

tylko widzieli problem w tym, że Jezus czyni to
w
szabat! I faktycznie, kiedy Jezus cudu dokonał, ci omal nie
poszaleli z wściekłości! Jak daleko może człowiek zabrnąć
w absurdalnym uporze i bezgranicznej głupocie!
Jak
bardzo może zamknąć się na działanie łaski Bożej! I
jak w
takim razie Bóg może
czegokolwiek dokonywać przy tak
fatalnym
nastawieniu człowieka?…
Moi
Drodzy, Bóg i dziś także może i chce działać w naszym życiu.
Może
i chce dokonywać cudów

– także w naszych czasach! Ale wszystko zależy od nas – od
naszej wiary… Czyli od tego, czy
my
tak naprawdę chcemy,

żeby te wielkie rzeczy się dokonywały. Dziwne to?…
Niewiarygodne?… Zapewne. A jednak – przykład postawy Dawida i
faryzeuszów nie pozostawia żadnych wątpliwości: Bóg dokona
wielkich rzeczy, nawet cudów – w życiu tych, którzy Mu
bezgranicznie, z dziecięcą wręcz szczerością ufają.
Przykład
takiej właśnie dziecięcej, szczerej ufności odnajdujemy w
postawie dzisiejszego Patrona. A jest nim
Święty
Antoni, Opat.

Urodził
się w Środkowym Egipcie w
251 roku.
Miał zamożnych
i religijnych rodziców, których jednak wcześnie stracił – kiedy
miał lat dwadzieścia.
Po ich śmierci, kierując się wskazaniem Ewangelii, sprzedał
ojcowiznę, a pieniądze rozdał ubogim.
Młodszą
siostrę oddał pod opiekę szlachetnym paniom, zabezpieczając jej
byt materialny. Sam zaś udał się na pustynię w pobliżu
rodzinnego miasta. Tam
oddał się pracy fizycznej, modlitwie i uczynkom pokutnym.

Podjął życie pełne umartwienia i milczenia.
Nagła
zmiana trybu życia kosztowała
go wiele wyrzeczeń, a nawet trudu. Musiał
znosić jawn
e
atak
i
ze strony szatana,
który
go nękał, pokazując
mu się w różnych postaciach. Doznawał wtedy umacniających go
wizji nadprzyrodzonych.

Początkowo
Antoni mieszkał w grocie. Około 275 roku przeniósł się jednak na
Pustynię Libijską. Dziesięć lat później osiadł w ruinach
opuszczonej fortecy Pispir na prawym brzegu Nilu. Miał
dar widzenia rzeczy przyszłych. Słynął ze świętości i
mądrości.
Jego
postawa znalazła wielu naśladowców. Sława i cuda sprawiły, że
zaczęli ściągać
uczniowie, pragnący poddać się jego duchowemu kierownictwu.

Początkowo nie zgadzał się na to, jednak po wielu sprzeciwach
zdecydował się ich przyjąć i odtąd oaza Farium na pustyni
zaczęła zapełniać się
rozrzuconymi wokół celami eremitów.
Niektórzy
uważają, że mogło ich być około sześciu tysięcy.
W
311 roku Antoni gościł w Aleksandrii, wspierając duchowo
chrześcijan, prześladowanych przez cesarza Maksymiana. Tam również
z wielkim zaangażowaniem
bronił czystości wiary

w obliczu tego, że w roku 318 wystąpił – tam właśnie – z
błędną nauką kapłan Ariusz, znajdując dla swych teorii wielu
zwolenników. Jednym z nich był nawet cesarz. I to w odpowiedzi na
te błędy, Antoni podjął
żarliwą obronę czystości wiary wśród swoich uczniów.
Cieszył
się przy tym wielkim poważaniem. Korespondował – między innymi
– z cesarzem Konstantynem Wielkim i jego synami. Zachowane listy
Antoniego do mnichów zawierają głównie jego nauki moralne:
szczególny nacisk kładzie on w nich na poszukiwanie
indywidualnej drogi do doskonałości, wsparte lekturą Pisma
Świętego.
Według
podania, Święty Antoni zmarł
17 stycznia 356 roku,
w
wieku stu sześciu lat. Jego
życie było przykładem dla wielu nie tylko w Egipcie, ale i
w innych stronach chrześcijańskiego świata,

a jego kult rychło rozprzestrzenił się na całym Wschodzie i w
całym Kościele.
W
Żywocie
Świętego Antoniego”,

napisanym przez Świętego
Atanazego, biskupa, czytamy między innymi takie słowa: „Po
śmierci rodziców Antoni
pozostał sam wraz ze swoją młodszą siostrą
.
Mając wtedy osiemnaście czy dwadzieścia lat, zajmował się domem
i opiekował siostrą. Gdy nie minęło jeszcze sześć miesięcy od
śmierci rodziców, szedł
zgodnie ze zwyczajem do kościoła, zatopiony w rozmyślaniu.

Rozważał, dlaczego Apostołowie, opuściwszy wszystko, poszli za
Zbawicielem oraz kim byli ci ludzie, którzy – jak podają Dzieje
Apostolskie – sprzedawali swe dobra i składali u stóp Apostołów
pieniądze, aby oni rozdawali je potrzebującym.
Zastanawiał
się także, jakiego rodzaju i jak wielka nagroda została wyznaczona
im w niebie. Tak rozmyślając przybył do świątyni, gdy właśnie
odczytywano Ewangelię. Usłyszał słowa, które Pan powiedział do
bogatego młodzieńca: Jeśli
chcesz być doskonałym, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim,
potem przyjdź i pójdź za Mną, a będziesz miał skarb w niebie
.
Antoniemu zdawało się,
jak gdyby sam Bóg przemówił do niego słowami Ewangelii, jakby
czytanie to przeznaczone było dla niego. Wyszedł natychmiast z
kościoła i rozdał
mieszkańcom wioski odziedziczoną po rodzicach ziemię,

aby odtąd nie była dla niego i jego siostry ciężarem. Sprzedał
także wszelkie inne dobra, a pieniądze rozdał ubogim. Tylko
niewielką ich część zachował ze względu na siostrę.
Przyszedłszy
znowu do kościoła, usłyszał słowa Pana z Ewangelii: Nie
troszczcie się o jutro
.
Nie mogąc ich słuchać
obojętnie, natychmiast
wyszedł i pozostałą część rozdał ubogim.

Siostrę oddał na wychowanie i naukę znanym
z prawości dziewicom.

Sam zaś poświęcił się praktykowaniu życia ascetycznego,
mieszkając w pobliżu swego domu.
W
ciągłym czuwaniu nad sobą prowadził życie pełne wyrzeczeń.
Pracował własnymi
rękoma,
ponieważ
usłyszał: Kto
nie chce pracować, niech też nie je
.
Otrzymaną w ten sposób zapłatę przeznaczał na swoje utrzymanie i
na potrzebujących. Modlił się nieustannie, albowiem dowiedział
się, że „zawsze należy
się modlić”.
Czytał
tak uważnie, że nic nie uchodziło jego uwagi, ale przeciwnie,
zapamiętywał wszystko.

Z czasem pamięć mogła zastąpić mu księgi. Wszyscy mieszkańcy
wioski oraz pobożni ludzie, z którymi często się spotykał,
widząc jego sposób życia, nazywali
go przyjacielem
Boga – jedni miłowali go jak syna, inni jak brata.”
Tyle
z „Żywota” Świętego Antoniego,
Opata. Wpatrzeni w jego piękną postawę, a jednocześnie wsłuchani
w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się:

Czy
więcej w nas postawy Dawida, czy faryzeuszów?

Jak
staram się kształtować w sobie bezgraniczne zaufanie do Boga?

Co
robię, aby połączyć działanie łaski Bożej z moim ludzkim
działaniem i trzeźwym myśleniem?

Tak
to Dawid odniósł zwycięstwo nad Filistynem!

8 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.