Wybrał, których sam chciał…

W
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzą:
Ksiądz
Mariusz Szyszko – mój serdeczny i oddany Przyjaciel jeszcze z
czasów wspólnej służby ministranckiej w naszej rodzinnej Parafii;
Człowiek, któremu bardzo wiele zawdzięczam i który zawsze jest
blisko, aby wspierać i pomagać;
Ojciec
Mariusz Rudzki, salezjanin, także pochodzący z naszej rodzinnej
Parafii;
Ksiądz
Biskup Henryk Tomasik – obecnie Biskup radomski, a wcześniej:
Biskup Pomocniczy siedlecki, udzielający mi w swoim czasie święceń
diakonatu i mój Profesor w Seminarium;
Ksiądz
Mariusz Zaniewicz, Ksiądz Mariusz Korzenecki, Ksiądz Mariusz Lech –
Kapłani znajomi i z różnych względów mi bliscy;
Mariusz
Kozłowski – mój Kolega z Klasy ze szkoły podstawowej;
Mariusz
Niedziałkowski, Mariusz Kłusek i Mariusz Chmielewski – Mężowie
i Ojcowie trzech Rodzin, z którymi przyjaźń sięga jeszcze czasów
pierwszego mojego wikariatu, w Radoryżu Kościelnym.
Wszystkim
Czcigodnym Solenizantom życzę jak najmocniejszej więzi z Bogiem –
takiej, jakiej przykład dają nam dziś: Dawid, Apostołowie i
Biskup Józef Sebastian Pelczar. Zapewniam o modlitwie!
Moi
Drodzy, módlmy się wytrwale o jedność pomiędzy chrześcijanami –
o mądrą jedność!
A
jutro – słówko z Syberii!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Piątek
2 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Józefa Sebastiana Pelczara, Biskupa,
do
czytań:
1 Sm 24,3–21; Mk 3,13–19

CZYTANIE
Z PIERWSZEJ KSIĘGI SAMUELA:
Saul
zabrał trzy tysiące wyborowych mężczyzn z całego Izraela i
wyruszył na poszukiwanie Dawida i jego ludzi po wschodniej stronie
Skał Dzikich Kóz. I przybył Saul do pewnych zagród owczych przy
drodze.
Była
tam jaskinia, do której wszedł Saul. Dawid zaś znajdował się
wraz ze swymi ludźmi w głębi jaskini. Ludzie Dawida rzekli do
niego: „Właśnie to jest dzień, o którym powiedział ci Pan:
«Oto Ja wydaję w twe ręce wroga, abyś z nim uczynił, co ci się
podoba»”. Dawid powstał i odciął pokryjomu połę płaszcza
Saula. Potem jednak zadrżało serce Dawida z powodu odcięcia poły
należącej do Saula. Odezwał się też do swych ludzi: „Niech
mnie broni Pan przed dokonaniem takiego czynu przeciw mojemu władcy
i pomazańcowi Pana, bym miał podnieść rękę na niego, bo jest
pomazańcem Pana”. Tak Dawid skarcił swych ludzi i nie pozwolił
im rzucić się na Saula.
Tymczasem
Saul wstał, wyszedł z jaskini i udał się w drogę. Powstał też
i Dawid i wyszedłszy z jaskini zawołał za Saulem: „Panie mój,
królu!” Saul obejrzał się, a Dawid rzucił się twarzą ku ziemi
oddając mu pokłon.
Dawid
odezwał się do Saula: „Dlaczego dajesz posłuch ludzkim plotkom,
głoszącym, że Dawid szuka twej zguby? Dzisiaj na własne oczy
mogłeś zobaczyć, że Pan wydał cię w jaskini w moje ręce.
Namawiano mnie, abym cię zabił, a jednak oszczędziłem cię,
mówiąc: Nie podniosę ręki na mego władcę, bo jest pomazańcem
Pana. Zresztą zobacz, mój ojcze, połę twego płaszcza, którą
mam w ręku. Przeto że uciąłem połę twego płaszcza, a ciebie
nie zabiłem, wiedz i przekonaj się, że we mnie nie ma żadnej
złości ani zdrady, ani też nie popełniłem przeciw tobie
przestępstwa. A ty czyhasz na życie moje i chcesz mi je odebrać.
Niechaj Pan dokona sądu między mną i tobą, niechaj Pan na tobie
się pomści za mnie, ale moja ręka nie zwróci się przeciw tobie.
Według tego, jak głosi starożytne przysłowie: «Od złych zło
pochodzi», ręka moja nie zwróci się przeciw tobie. Za kim to
wyruszył król izraelski? Za kim ty gonisz? Za zdechłym psem, za
jedną pchłą? Pan więc niech będzie rozjemcą, niech rozsądzi
między mną i tobą, niech wejrzy i poprowadzi moją sprawę, niech
obroni mnie przed tobą”.
Kiedy
Dawid przestał mówić do Saula, Saul zawołał: „Czy to twój
głos, synu mój, Dawidzie?” I Saul zaczął głośno płakać.
Mówił do Dawida: „Tyś sprawiedliwszy ode mnie, gdyż świadczyłeś
mi dobro, podczas gdy ja wyrządzałem ci krzywdę. Dziś dałeś mi
dowód, że mi dobro świadczyłeś, kiedy bowiem Pan wydał mnie w
twoje ręce, ty mnie nie zabiłeś. Przecież jeżeli kto spotka
swego wroga, czy pozwoli na to, by spokojnie dalej szedł drogą?
Niech cię Pan nagrodzi szczęściem za to, coś mi dziś uczynił.
Teraz już wiem, że na pewno będziesz królem i że w twojej ręce
utrwali się królowanie nad Izraelem”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał,
a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli,
by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki i by mieli władzę
wypędzać złe duchy.
Ustanowił
więc Dwunastu: Szymona, któremu nadał imię Piotr; dalej Jakuba,
syna Zebedeusza, i Jana, brata Jakuba, którym nadał przydomek
Boanerges, to znaczy: Synowie gromu; dalej Andrzeja, Filipa,
Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, Tadeusza,
Szymona Gorliwego i Judasza Iskariotę, który właśnie Go wydał.

Jeżeli
zestawimy ze sobą ostatnie zdanie wczorajszego pierwszego czytania i
pierwsze zdanie dzisiejszego pierwszego czytania, to będziemy mieli
najlepszą odpowiedź na pytanie, jak Saul dotrzymał słowa,
danego Jonatanowi, swemu synowi, iż nie będzie więcej nastawał na
Dawida, ani mu zagrażał. Dzisiaj przekonujemy się ewidentnie, że
nie tylko sam osobiście, ale całą armię za sobą pociągnął.
Jak słyszymy, zabrał trzy tysiące wyborowych mężczyzn z
całego Izraela i wyruszył na poszukiwanie Dawida i jego ludzi po
wschodniej stronie Skał Dzikich Kóz.
I
to właśnie do tej zapewne sytuacji odniósł się Dawid, kiedy w
sposób niezwykle dramatyczny i przejmujący wołał: Za kim to
wyruszył król izraelski? Za kim ty gonisz? Za zdechłym psem, za
jedną pchłą? Pan więc niech będzie rozjemcą, niech rozsądzi
między mną i tobą, niech wejrzy i poprowadzi moją sprawę, niech
obroni mnie przed tobą.
A stało się to po tym, jak Dawid
wspaniałomyślnie darował Saulowi życie, chociaż wszystkie
okoliczności tak się ułożyły, że się wręcz samo prosiło,
żeby odpłacić królowi
nie tylko za ten pościg, ale za wiele
innych bezeceństw, których dopuścił się wobec Dawida.
Dawid
jednak tego nie uczynił i nie tylko, że nie pozbawił życia Saula,
ale jeszcze po raz kolejny, w sposób publiczny, uznał jego
panowanie, jego królewską godność.
A uznał to i publicznie
wyraził w chwili, w której sam wiedział, iż został wybrany na
króla Izraela i następcę Saula – i kiedy także Saul o tym
wiedział. Dawid jednak, pomimo tego, widział w Saulu króla
– którym ten zresztą rzeczywiście jeszcze był – i oddał mu
wszystkie honory, należne królowi. A nawet w jednym ze zdań nazwał
go ojcem!
Zobaczmy
w tym wszystkim, o czym tu sobie rozważamy, moi Drodzy, wielką
wspaniałomyślność Dawida i jego posłuszeństwo samemu Bogu.
Skoro bowiem Bóg kiedyś ustanowił Saula królem i jeszcze go tej
godności nie pozbawił, to należało Saula jako króla traktować.
Tak tę sprawę widział Dawid, uznając w królu Bożego
pomazańca,
a więc człowieka wybranego przez Boga. Owszem,
zapowiedzi – i to dane przez samego Boga – były jasne i
jednoznaczne, ale one w niczym nie zmieniały nastawienia Dawida: w
tej chwili to Saul jest królem
i choć postępuje w sposób
ewidentnie niegodziwy, to jednak Bóg to wszystko widzi i to Bóg sam
wszystko rozsądzi.
Dawid
nie czuł się w żaden sposób upoważniony do tego, by wchodzić w
kompetencje Boga w tym zakresie. I dlatego ze szczerym szacunkiem, a
nawet wręcz z miłością odnosił się do człowieka, który
na każdym kroku nastawał na jego życie.
Tak
się działo, bo Dawid swoje odniesienie do Saula – i zresztą do
całej tej dramatycznej sytuacji – wpisywał niejako w swoje
relacje z Bogiem.
To właśnie osobiste odniesienie Dawida do
Boga i głęboka duchowa wieź, jaka pomiędzy nim, a Bogiem
zachodziła, sprawiała, że postępował tak, a nie inaczej. On na
wszystko patrzył
przez pryzmat tych właśnie relacji.
Jego osobiste odniesienie do Boga miało bezpośredni wpływ na jego
osobiste odniesienie do drugiego człowieka – i to dosłownie
każdej sytuacji!
Nawet w tak dramatycznej, jak ta, opisana
dzisiaj. Nawet w obliczu ewidentnego zagrożenia życia i
jednocześnie w obliczu możliwości szybkiego rozstrzygnięcia tej
sytuacji – podkreślmy: możliwości, która wręcz sama weszła w
ręce – Dawid pozostał wierny Bogu i nie zapomniał o
relacji, jaka go z Bogiem łączyła. I to dzięki temu właśnie
dzisiaj podziwiamy go jako człowieka o niezwykłej
wspaniałomyślności.
Do
takiej bardzo bliskiej i bezpośredniej relacji dzisiaj Jezus
zaprosił dwunastu ludzi, których wybrał, aby Mu
towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki i by mieli
władzę wypędzać złe duchy.
Dwunastu konkretnych ludzi.
Dlaczego akurat tych, a nie innych? Święty Marek odpowiada na to
bardzo krótko, stwierdzając: Jezus wyszedł na górę i
przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do
Niego.
I już. Jezus po prostu tych chciał, a oni –
po prostu do Niego przyszli. Trudno sobie wyobrazić bardziej
lapidarny opis całego wydarzenia.
A
jednocześnie – jakieś bardziej logiczne uzasadnienie, dlaczego
akurat tak się wszystko stało i dlaczego akurat ci zostali wybrani.
Po prostu: Jezus tych chciał. Dlaczego tych, a nie innych?
Nie wiemy. Dzisiaj natomiast już wiemy na pewno, że wybrał
dobrze.
I wiemy, że ludzie ci skorzystali z zaproszenia Jezusa i
weszli z Nim w najgłębszą więź – taką więź, która
później miała bezpośredni wpływ na wszystkie ich apostolskie
działania, a w końcu dała im odwagę do tego, aby swoje życie
złożyć w ofierze.
O
taką więź, moi Drodzy, módlmy się dzisiaj dla siebie nawzajem.
Bo wtedy z całą pewnością nasze
życie nabierze nowego kształtu i nowej wartości
.
A wzorem, jak w codziennej praktyce życia kształtować taką
postawę, niech będzie dla nas Patron dnia dzisiejszego,
Święty Józef Sebastian Pelczar, Biskup.
Urodził
się 17 stycznia 1842 roku w Korczynie koło Krosna. Jeszcze
przed urodzeniem został ofiarowany Najświętszej Maryi Pannie przez
swoją pobożną matkę.

Ochrzczony dwa dni po urodzeniu, wzrastał w głęboko religijnej
atmosferze. Od szóstego roku życia był ministrantem w parafialnym
kościele. Po ukończeniu szkoły w Korczynie, kontynuował naukę w
Rzeszowie. Zdał egzamin dojrzałości w 1860 roku i wstąpił do
Seminarium Duchownego w Przemyślu. 17
lipca 1864 roku, przyjął święcenia kapłańskie.
Podjął
pracę jako wikariusz w Samborze, jednak niedługo potem został
skierowany na studia w Kolegium Polskim w Rzymie, na których uzyskał
doktoraty z teologii i
prawa kanonicznego.

Oddawał się w tym czasie głębokiemu życiu wewnętrznemu i
zgłębiał dzieła ascetyków. Owocem tego stała się jego praca
zatytułowana Życie
duchowe czyli doskonałość chrześcijańska.

Przez dziesiątki lat służyła ona zarówno kapłanom, jak i osobom
świeckim.
Po
powrocie do kraju, w październiku 1869 roku, został wykładowcą
teologii pastoralnej i prawa kościelnego w seminarium przemyskim, a
w latach 1877 – 1899 był profesorem i rektorem Uniwersytetu
Jagiellońskiego.
Obok
zajęć uniwersyteckich był również znakomitym kaznodzieją,
zajmował się też działalnością kościelno – społeczną.
Odznaczał się
gorliwością i szczególnym nabożeństwem do Najświętszego
Sakramentu, do Serca Bożego i Najświętszej Maryi Panny,
czemu
dawał wyraz w swej bogatej pracy pisarskiej i kaznodziejskiej. W
trosce o najbardziej potrzebujących oraz o rozszerzenie Królestwa
Serca Bożego w świecie założył w Krakowie w 1894 roku
Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego , czyli
Sercanek.
W
1899 roku, został biskupem pomocniczym, a 17 grudnia 1900 roku
biskupem diecezjalnym diecezji przemyskiej. Jako
gorliwy pasterz dbał o świętość diecezji.

Swoją posługę opierał w wielkiej mierze na modlitwie, z której
czerpał natchnienie i moc do pracy apostolskiej. Ubodzy
i chorzy byli zawsze przedmiotem jego szczególnej troski.

Jego rządy były czasem wielkiej troski o podniesienie poziomu
wiedzy duchowieństwa i wiernych. W tym celu często
gromadził księży na zebrania i konferencje oraz pisał wiele
listów pasterskich.
Popierał
bractwa i sodalicję mariańską. Przeprowadził także reformę
nauczania religii w szkołach podstawowych. Z jego inicjatywy powstał
w diecezji Związek Katolicko – Społeczny. Zwiększył o
pięćdziesiąt siedem liczbę placówek duszpasterskich.
Często
przeprowadzał wizytacje kanoniczne w parafiach.

W 1901 roku powołał do życia redakcję miesięcznika Kronika
Diecezji Przemyskiej.
W
1902 roku urządził bibliotekę i muzeum diecezjalne, założył
Małe Seminarium i odnowił katedrę przemyską. Jako
jedyny biskup w tamtych czasach, pomimo zaborów, odważył się w
1902 roku zwołać Synod diecezjalny

po stu siedemdziesięciu dziewięciu latach przerwy, aby oprzeć
działalność duszpasterską na mocnym fundamencie prawa
kościelnego. Wśród tych wszechstronnych zajęć przez cały czas
prowadził także działalność pisarską.
Posiadał
rzadką umiejętność doskonałego
wykorzystywania czasu.
Każdą
chwilę umiał poświęcić dla chwały Bożej i zbawienia dusz. Był
ogromnie pracowity, systematyczny i roztropny w podejmowaniu ważnych
przedsięwzięć, miał doskonałą pamięć.

Oszczędny dla siebie, hojnie wspierał wszelkie dobre i potrzebne
inicjatywy.
Zmarł
w Przemyślu 28 marca 1924 roku w opinii świętości. Beatyfikowany
został w Rzeszowie 2 czerwca 1991 roku, przez Jana Pawła II. A już
18 maja 2003 roku, Jan Paweł II kanonizował Błogosławionego
Biskupa Józefa Sebastiana Pelczara. W homilii powiedział wtedy:
Dewizą
życia Biskupa Pelczara było zawołanie: „Wszystko dla
Najświętszego Serca Jezusowego przez Niepokalane Ręce Najświętszej
Maryi Panny”.
To ono
kształtowało jego duchową sylwetkę, której charakterystycznym
rysem jest zawierzenie siebie, całego życia i posługi, Chrystusowi
przez Maryję.
Swoje
oddanie Chrystusowi pojmował nade wszystko jako odpowiedź na Jego
miłość, jaką zawarł i objawił w sakramencie Eucharystii.”
Tyle
Jan Paweł II. A sam Święty Biskup Józef Sebastian, w swoim dziele
„Życie duchowne, czyli doskonałość chrześcijańska”, tak
pisał: „Jaka to chwała,
jakie szczęście dla nas, iż Pan Bóg pozwala miłować siebie, iż
nas przypuszcza do słodkiej poufałości z sobą i przyjaciółmi
nawet swoimi nazywa. […] Jeśli chcesz poznać ogrom tej miłości,
rozważaj dzieła Boże,
spełnione dla człowieka, a mianowicie trzy wieczne pomniki miłości:
żłóbek, krzyż i ołtarz.

Szczególnie stań pod krzyżem i przypatrz się miłości
Ukrzyżowanego, przypatrz się Ukrzyżowanemu. Stań
przed Przenajświętszym Sakramentem i rozważ to niezmierne
wyniszczenie się Boga utajonego,

tę ogromną ofiarę z siebie, to całkowite oddanie się człowiekowi
z miłości bez granic. Wniknij potem do Serca Jezusowego i przypatrz
się Jego miłości.
Zaprawdę,
żaden rozum nie zdoła pojąć, jak wielki płomień trawi to Serce
Najmiłościwsze. Gdyby Mu było polecone nie
raz, ale tysiąc razy za nas umrzeć,

albo za jednego człowieka to samo wycierpieć, co wycierpiał za
wszystkich, miłość Jego byłaby tę śmierć tysiąckrotną
chętnie przyjęła i
tyle cierpiała dla jednego, ile dla wszystkich.
Gdyby
było potrzebne, aby Pan zamiast trzech godzin aż do sądnego dnia
na krzyżu wisiał, miłość Jego niewyczerpana i to byłaby
spełniła. A więc Jezus więcej nas miłował, aniżeli dla nas
wycierpiał.” Tyle nasz dzisiejszy Patron.
A
my, zapatrzeni w przykład jego świętości, ale też zasłuchani w
Boże słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się:
– Co
mogę powiedzieć o mojej osobistej więzi z Bogiem?
– Czy
ze względu na osobistą swoją relację z Jezusem staram się
opanowywać pragnienie zemsty lub przynajmniej odegrania się na
drugim za jego złe postępowanie?
– Czy
w imię tej osobistej więzi z Jezusem daję z siebie „więcej”?

Niech
mnie broni Pan przed dokonaniem takiego czynu przeciw mojemu władcy
i pomazańcowi Pana, bym miał podnieść rękę na niego, bo jest
pomazańcem Pana!

11 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.