Chrześcijaństwo – to religia konkretu!

C

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, ponieważ i tak późno
zamieszczam słówko, a w dodatku spieszę się na Mszę Świętą,
więc dzisiejsze życzenia i informacje zamieszczę jutro. A teraz:
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch
Święty. Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

5
Niedziela wielkanocna, B,
do
czytań: Dz 9,26–31; 1 J 3,18–24; J 15,1–8

CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Kiedy
Szaweł przybył do Jerozolimy, próbował przyłączyć się do
uczniów, lecz wszyscy bali się go, nie wierząc, że jest uczniem.
Dopiero
Barnaba przygarnął go i zaprowadził do Apostołów, i opowiedział
im, jak w drodze Szaweł ujrzał Pana, który przemówił do niego, i
z jaką siłą przekonania przemawiał w Damaszku w imię Jezusa.
Dzięki temu przebywał z nimi w Jerozolimie. Przemawiał też i
rozprawiał z hellenistami, którzy usiłowali go zgładzić. Bracia
jednak dowiedzieli się o tym, odprowadzili go do Cezarei i wysłali
do Tarsu.
A
Kościół cieszył się pokojem w całej Judei, Galilei i Samarii.
Rozwijał się i żył bogobojnie, i napełniał się pociechą Ducha
Świętego.

CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Dzieci,
nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą! Po tym
poznamy, że jesteśmy z prawdy, i uspokoimy przed Nim nasze serce.
Bo
jeśli nasze serce oskarża nas, to przecież
Bóg
jest większy od naszego serca i zna wszystko.
Umiłowani,
jeśli serce nas nie oskarża, mamy ufność wobec Boga, i o co
prosić będziemy, otrzymamy od Niego, ponieważ zachowujemy Jego
przykazania i czynimy to, co się Jemu podoba.
Przykazanie
Jego zaś jest takie, abyśmy wierzyli w imię Jezusa Chrystusa, Jego
Syna, i miłowali się wzajemnie tak, jak nam nakazał. Kto wypełnia
Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim; a to, że trwa On w nas,
poznajemy po Duchu, którego nam dał.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Ja
jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który
uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu,
odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła
owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które
wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w
was trwać będę.
Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o
ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać
nie będziecie.
Ja
jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w
nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie
uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna
latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie.
Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poprosicie,
o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to
dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi
uczniami.”

W
rzeczy samej – trudno się dziwić tym, którzy bali się Szawła i
nie dowierzali od początku w szczerość jego intencji. Jeżeli
bowiem uczynił tyle złego uczniom Pańskim w różnych miejscach i
zła sława o nim szeroko się rozeszła, to naprawdę trudno
oczekiwać
, aby tak spontanicznie i od razu wszyscy z jakimś
ogromnym entuzjazmem zareagowali na jego nagłe apostolskie zapędy.
Dopiero Barnaba pomógł mu w dotarciu do młodego Kościoła,
opowiadając o interwencji Jezusa, która z prześladowcy – pod
Damaszkiem – uczyniła prawdziwego budowniczego tegoż Kościoła.
I już nawet w dzisiejszym czytaniu słyszymy, że zaufanie do niego
zaczęło coraz bardziej wzrastać – tym bardziej, że z ogromną
mocą przekonania nauczał o Jezusie.
To
podziwu godna przemiana, bo przecież Bóg jest w stanie dokonywać
cudów. Tak, ale żaden cud nie odniesie większego skutku, nie
przyniesie oczekiwanych poruszeń serca, jeżeli człowiek sam nie
zaakceptuje go bardzo poważnie
i nie zacznie przy jego pomocy
kształtować swego życia. Szaweł – a potem: Paweł –
doświadczywszy cudu, tak się nim przejął, że całkowicie zmienił
linię swego działania. Zmienił bardzo konkretnie. Nie
pozostał na etapie wzdychania i podziwu dla pięknej wizji, która
olśniła go pod Damaszkiem.
Odważnie
głosił Jezusa, za co nawet zaczęło mu grozić niebezpieczeństwo
ze strony hellenistów. Potem jeszcze wiele razy te zagrożenia
miały miejsce,
wiele razy był więziony, biczowany, a wreszcie
na koniec oddał życie za wiarę, umarł śmiercią męczeńską.
Ale tak, jak początkowo z całym oddaniem i przeogromną pasją
zwalczał Kościół Chrystusa; więził, a nawet zabijał uczniów
Pańskich, tak teraz – z takim samym, a wręcz wzrastającym
zaangażowaniem – zaczął ten Kościół wspierać,
przyczyniając się bardzo do jego rozwoju.
Jego
nawrócenie wyraziło się zatem w konkrecie, nie tylko w słowie
i języku
– jak mówi Apostoł Jan w drugim czytaniu – ale w
konkretnym czynie i w prawdzie: w głoszeniu jedynej
prawdy, w służbie prawdzie, w zgłębianiu tejże prawdy.
Chrześcijaństwo bowiem to religia konkretu. To nie religia
jedynie wzniosłych słów i wzruszających celebracji.
Chrześcijaństwo to religia konkretu. Ten może się zwać
prawdziwym chrześcijaninem, kto jest konkretny w swoich
postanowieniach, kto jest konkretny w swoich słowach,
kto te swoje bardzo konkretne słowa i konkretne postanowienia
przekształca w konkretne czyny.
Tego
właśnie domaga się i oczekuje od nas Jezus, mówiąc dziś w
Ewangelii: Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój
jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie
przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza,
aby przynosiła owoc obfitszy.
[…] Trwajcie we
Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może
przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak
samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem
winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten
przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić
.
Właśnie
– nie wystarczy tylko być piękną latoroślą, należeć do
okazałego winnego krzewu, szlachetnie kwitnącego. Nic to nie
znaczy, jeżeli zabraknie owoców!
Taką latorośl – jak
słyszeliśmy – odcina się i spala. Nie ma ona żadnej wartości.
Nic nie znaczy. Liczy się owocowanie. Konkretne owocowanie.
Dobrze
zrozumiał to Paweł, dlatego swoje nawrócenie przeżył bardzo
konkretnie.
Mógł przecież – po doświadczeniach pod
Damaszkiem – poprosić o czas do namysłu, poprosić Apostołów o
wyrozumiałość, o czas na przeanalizowanie wszystkiego, o
ułożenie wszystkiego w sercu
po to, aby za dwa czy trzy lata
zacząć dopiero coś robić. A jednak nie!
On
zdał sobie jasno sprawę z tego, że jego nawrócenie będzie miało
sens i będzie prawdziwe tylko wtedy, gdy konkretnie zaowocuje,
wyrazi się w konkretnym działaniu. Dlatego właśnie Barnaba mógł
już powołać się na jego wyraźne zasługi w głoszeniu Dobrej
Nowiny,
jakie Paweł osiągnął w trakcie działalności w
Damaszku, a to było znacznym ułatwieniem w przekonaniu
przestraszonych i nieufnych członków młodego Kościoła do jego
osoby. Z pewnością,
same słowa Barnaby, czy nawet same słowa Pawła nie miałyby takiej
mocy przekonywania
.
I
nam również, moi Drodzy, potrzeba konkretu. Naszemu chrześcijaństwu
potrzeba konkretu. To bardzo ważne, aby nasze postanowienia
były bardzo konkretne. Te postanowienia chociażby, które
podejmujemy w czasie Spowiedzi, czy w czasie rekolekcji. Za każdym
razem, kiedy przystępujemy do kratek konfesjonału, podejmujemy
dzieło nawrócenia. Zrywamy z grzechem, zaczynamy wszystko od
nowa. Jak bardzo ważnym jest, aby to wiązało się z jakimś
konkretnym postanowieniem – ku przyszłości. Abyśmy
odchodząc od konfesjonału wiedzieli, nad czym chcemy w tym
najbliższym czasie pracować, żeby nasza Spowiedź nie kończyła
się jedynie stwierdzeniem, że „będą lepszy”, „poprawię
się” – a nie za bardzo wiadomo z czego, kiedy i w jaki
sposób.
Bo
– jak pokazuje życie, a zapewne wszyscy musielibyśmy się do tego
w jakimś stopniu przyznać – te nasze poprawianie się nie
najlepiej nam wychodzi.
I nie dlatego, że grzechy się
powtarzają. One będą się zapewne powtarzały, przynajmniej przez
jakiś czas. Poprawa zawsze dokonuje się stopniowo. Rzecz w tym, aby
chociaż mały konkretny krok naprzód udało się wykonać.
Abym ja po Spowiedzi wiedział, za jaki grzech, za jaką sferę
mojego życia muszę się zabrać. A kiedy już będę wiedział, to
muszę następnie zaplanować, jak nad tym będę pracował
codziennie! Właśnie codziennie! Bo każdy dzień,
każda chwila niesie w sobie możliwość dokonania czegoś dobrego.
I kiedy już to będę wiedział – to pozostaje podjąć konkretne
działania w celu pokonywania w sobie grzechu, w celu pomnażania w
sobie dobra.
Nawet,
jeżeli to dobro będzie niewielkie, jeżeli to pokonywanie grzechu
wyrazi się w tym tylko, że dany grzech będę popełniał rzadziej,
że łatwiej mi będzie nad nim zapanować – to już będzie to
bardzo znaczącym dokonaniem i wielkim zwycięstwem. Muszę
jednak – w czasie między jedną a drugą Spowiedzią – bardzo
konkretnie pracować nad jakimś jednym grzechem, kierując wszystkie
swoje siły na rzecz opanowania tego jednego grzechu. Doświadczenie
uczy, że konkretna poprawa z jednego grzechu
pociąga za sobą stopniową poprawę z innych. A branie się za
wszystko naraz, albo postanowienia niekonkretne, zawsze powodują to,
że nic z tego nie wychodzi.
Jednak
postanowienia nasze nie powinny dotyczyć tylko walki z grzechem. One
muszą mieć na względzie także budowanie dobra. Takie
codzienne budowanie dobra. Dlatego także poza Spowiedzią
podejmujemy różne postanowienia, czy to w swoim sercu, po
cichu, tylko wobec Boga, czy też ewentualnie w rodzinie, w gronie
osób bliskich. I teraz także bardzo ważnym jest, aby można było
na nas w tym względzie liczyć. Więcej – abyśmy sami na
siebie mogli liczyć,
to znaczy wiedzieli, że kiedy sobie coś
postanowimy, to traktujemy poważnie swoje własne słowo i robimy
wszystko, co w naszej mocy, aby tego słowa dotrzymać. Konkretnie
i rzeczowo!
Jeżeli widzimy, ze trzeba poprawić coś w swoim
stylu bycia – to bierzemy się za to od razu.
Kiedy
widzimy, że nasze nadużywanie alkoholu zaczyna już źle
wpływać na atmosferę w rodzinie – postanawiamy sobie
ograniczenie jego używania, większą troskę o to, aby używać go
mądrze, z umiarem. I musimy być w tym naprawdę konkretni i
rzetelni,
bo szybko przyjdzie pierwsza okazja i pytania kolegów
– „A co się stało?”, „No, co ty, z kolegami się nie
napijesz?”, czy tym podobne…
Tak
samo rzecz się ma z wieloma innymi naszymi postawami i
postanowieniami. Chcemy często dobrze, ale jakoś nie możemy się
zabrać. Kiedy tak sobie wszystko w sercu i umyśle układamy, to
wiemy, jak się zabrać
za tę pracę nad sobą, co robić, w
jakiej kolejności. Ale ciągle na którymś etapie brakuje tego
właśnie konkretu: zaplanowałem – i biorę się
do roboty.
Brakuje tego konkretnego przełożenia wiary na życie.
A często niewiele potrzeba, żeby było dobrze. Wystarczy jeden
krok, jedno postanowienie, którego dotrzymam i naprawdę moje
chrześcijańskie życie zostanie ubogacone o jakiś kolejny dobry
uczynek; o to, że ograniczę w sobie jakąś słabość.
To
są właśnie te owoce, które mam przynosić jako latorośl,
wszczepiona w winny krzew. Owoce konkretne. A będą one tym
bardziej konkretne, im bardziej konkretnie będę wierzył, wiedząc
w kogo wierzę; wiedząc,
co mi to daje, jakie są duchowe korzyści, wynikające z wyznawanej
przeze mnie wiary, ale również – jakie są związane z tym
wymagania. Czy ten Bóg, w którego wierzę, to rzeczywiście
jeden i jedyny;
taki, jakim się sam objawił – czy jest to
ktoś o obliczu rozmytym, niewyraźnym, który coś tam o sobie
powiedział, ale do końca nie wiadomo – co, i ostatecznie taki
obraz tego Boga jest dobry, jaki sobie każdy sam stworzy…
Otóż
nie!
Obraz Boga jest tylko jeden, jedyny – taki, jaki On sam
bardzo wyraźnie i konkretnie ukazał. I Jego zasady, Jego wola jest
także bardzo jednoznaczna, dlatego to nie jest wszystko jedno,
czy w danej sytuacji powiem tak, czy inaczej;
czy zachowam się w
taki, czy inny sposób. Pomiędzy
tymi zachowaniami nieraz przechodzi granica dobra i zła, i
jedno zachowanie jest wyraźnie dobre, a inne – wyraźnie złe.

Nie można powiedzieć, że to wszystko jedno, gdyż tak naprawdę
nie bardzo wiadomo, co jest obecnie dobre, a co jest złe, bo w
dzisiejszym świecie nastąpiło takie pomieszanie pojęć, że już
nic nie wiadomo…
Wiadomo,
wiadomo! Dobro pozostało dobrem, a zło – złem.
Miłość
jest miłością
i nie da się jej skojarzyć z nienawiścią.
Rodzina jest rodziną, a małżeństwo – małżeństwem i
nie da się tych określeń przypisać do związków homoseksualnych,
nazywając je „miłością inaczej”. Odpowiedzialność i
troska o rodzinę
także ma swoje konkretne wymiary i nie da się
ich skojarzyć z aborcją, eutanazją czy z jakąkolwiek postacią
antykoncepcji. Zaradność to naprawdę nie to samo, co
cwaniactwo; umiejętność poradzenia sobie w trudnej sytuacji
materialnej to nie to samo, co złodziejstwo; umiejętne
zarządzanie firmą
lub zakładem to nie to samo, co poniżanie
ludzi, traktowanie ich niegodnie, jako tanią siłę roboczą.
To
prawda, że dzisiaj nastąpiło pomieszanie pojęć. Ale
chrześcijanin o prawym sumieniu dostrzega bez problemów
granicę między dobrem a złem, i należycie jedno od drugiego
odróżnia. I wybiera dobro, a ze zła rezygnuje.
I
właśnie o to chodzi, aby każdy z nas, wpatrzony dzisiaj w postać
i
działalność
Pawła;
słysząc to, co Jezus powiedział w Ewangelii o przynoszeniu
dobrych owoców;

słysząc
też to, co
Święty
Jan powiedział w drugim czytaniu o miłowaniu
czynem i prawdą

– aby każdy z nas bardzo konkretnie uwierzył w Boga i bardzo
konkretnie według tej wiary żył.
Bo
chrześcijaństwo –

to
religia konkretu!

3 komentarze

  • „Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was.” (J 15,3)
    Słyszałam taką opowieść na jakiś rekolekcjach; na naszą prośbę dostaliśmy odpis tej opowieści, którą chcę się dziś z Wami podzielić.
    ****************************************************************************
    Opowieść o pustelniku, który żył w Egipcie, nad Nilem i miał swoich uczniów. Kiedyś jeden z nich przyszedł do swojego mistrza i powiedział:
    – Ojcze, odchodzę. Nie nadaję się do bycia mnichem. Starałem się bardzo, ale nic mi nie wychodzi. Czytam Pismo Świętego, ale nic z tego nie rozumiem. A jeśli nawet coś pojmę to od razu zapominam.

    Pustelnik nie od razu odpowiedział. Po chwili jednak wskazując na stary, wiklinowy koszyk pod płotem powiedział do ucznia.
    – Weź ten koszyk, idź nad Nil i przynieś mi w nim wody.
    Uczeń zdziwił się, że wiklinowy koszyk ma posłużyć do noszenia wody, ale posłusznie poszedł i zaczerpnął z rzeki wodę. Oczywiście woda natychmiast się wylała. Wrócił więc do pustelnika z mokrym, ale pustym koszykiem.
    – Idź raz jeszcze i zaczerpnij wody – pustelnik rozkazał ponownie.
    Uczeń poszedł do rzeki i wrócił z pustym koszykiem. Inaczej być nie mogło. Gdy wrócił historia się powtórzyła, pustelnik wysłał ucznia z koszykiem po wodę trzeci raz, czwarty, piąty, szósty, siódmy. Uczeń wytrwale chodził, ale zawsze przynosił koszyk bez wody.
    Gdy wrócił za siódmym razem pustelnik powiedział.
    – Prosiłem cię, byś przyniósł wodę. Chodziłeś po nią i czerpałeś ją wiklinowym koszykiem. Nic mi nie przyniosłeś. Przyjrzyj się jednak jak wygląda teraz ten koszyk i przypomnij sobie jak wyglądał przedtem. Był brudny, zapiaszczony. Gdy jednak tyle razy zanurzałeś go w wodzie to umył się. Nie przyniosłeś mi wody, ale koszyk dzięki wodzie stał się czysty.
    Wnioski z tego opowiadania;
    Każdy z nas jest takim koszykiem. A wodą jest Boże Słowo. Może nie zatrzymasz Słowa w sobie a jeśli już to w sumie bardzo mało go zostanie. Jednak zawsze to Słowo będzie niosło oczyszczenie.
    Nawet jeśli nie pojmiesz czegoś, to Słowo sprawi, że będziesz czysty.
    O tym mówi właśnie dzisiejsza Ewangelia: „Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was.” (J 15,3)
    Warto więc czytać Pismo Święte, nawet jak się wszystkiego nie rozumie? Na pewno warto.
    Czytaj więc, zanurzaj się w jego nurtach. Nie ty masz ogarnąć Pismo Święte, to Pismo Święte, Boże Słowo ma ogarnąć ciebie.
    ****************************************************************************
    Ps. To mnie właśnie przekonało do Czytania Pisma Świętego a Ciebie?

    • "Nie ty masz ogarnąć Pismo Święte, to Pismo Święte, Boże Słowo ma ogarnąć ciebie".
      – No i takie GŁUPIE podejście do PŚ odwiodłoby mnie od tej pasjonującej lektury… To j-a ma JE ogarnąć, nie na odwrót. Nie każdy mnich – analfabeta to od razu profeta.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.