Pasterz odważny!

P

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym przeżywamy Uroczystość
Świętego Stanisława, odważnego Biskupa i Męczennika. Jest On
Patronem kilku kapłanów, których Pan postawił na mojej życiowej
drodze.
A
są nimi:
Ojciec
Stanisław Jankowicz – Oblat, wieloletni Misjonarz, a obecnie
Przełożony Wspólnoty zakonnej w Lublinie,
niegdyś
zaś posługujący w Kodniu – któremu dziękuję za wielką
życzliwość, niejedną dobrą radę, także podarowaną w trakcie
Spowiedzi, oraz za piękny przykład kapłańskiego życia;
Ksiądz
Stanisław Sławiński – Proboszcz w Parafii w Ciepielowie, w
Diecezji radomskiej – któremu dziękuję za życzliwość i
gościnność, okazywaną w trakcie Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej
oraz w trakcie kilku rajdów rowerowych mojej Młodzieży na Jasną
Górę, a także za wiele naszych rozmów, które były dla mnie
zawsze ogromnych duchowym i intelektualnym ubogaceniem;
Ksiądz
Stanisław Zajko, Ksiądz Stanisław Bieńko i Ksiądz Stanisław
Garbacik – z którymi miałem możliwość

współpracować.
Urodziny
zaś obchodzi Marcin Mućka, za moich czasów – Lektor w Parafii
Radoryż Kościelny.
A
rocznicę święceń kapłańskich przeżywa Ojciec Profesor Ambroży
Skorupa, Salwatorianin, z którym miałem możność współpracować
na KUL, na Wydziale Prawa.
Wszystkim
świętującym dziś życzę odwagi w codziennym ofiarowaniu swego
życia dla dobra tych, wśród których żyją i którym służą.
Niech Im Pan błogosławi! Zapewniam o modlitwie.
Moi
Drodzy, nadal pamiętajmy o Górnikach w Jastrzębiu Zdroju i Ich
Rodzinach, a także – nie zapominajmy o Maturzystach!
A
w Krakowie dziś odbędą się uroczystości pogrzebowe ś.p. Pana
Doktora Antoniego Zięby, niezmordowanego Obrońcy życia człowieka.
Transmisja z uroczystości – o godz. 16:00, w Telewizji TRWAM.
Niech Pan sam wynagrodzi Panu Doktorowi to Jego niezwykłe
zaangażowanie! Bo – zaiste – trudno zliczyć dobro, jakie ten
wspaniały Człowiek uczynił na tym odcinku! Niech w Niebie cieszy
się owocami swej pracy! Niech odpoczywa w pokoju!
Gaudium
et spes!  Ks. Jacek
Uroczystość
Świętego Stanisława, Biskupa i Męczennika,
do
czytań z t. VI Lekcjonarza:

Dz
20,17–18a.28–32.36; Rz 8,31b–39; J 10,11–16

CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Paweł,
posławszy z Miletu do Efezu, wezwał starszych Kościoła.
A
gdy do niego przybyli, przemówił do nich: „Uważajcie na samych
siebie i na całe stado, nad którym Duch Święty ustanowił was
biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, nabytym własną Jego
krwią. Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki
drapieżne, nie oszczędzając stada. Także spośród was samych
powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby
pociągnąć za sobą uczniów.
Dlatego
czuwajcie pamiętając, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie
przestawałem ze łzami upominać każdego z was. A teraz polecam was
Bogu i słowu Jego łaski, władnemu zbudować i dać dziedzictwo ze
wszystkimi świętymi”.
Po
tych słowach upadł na kolana i modlił się razem ze wszystkimi.

CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia:
Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego
Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby
wraz z Nim i nam wszystkiego nie darować? Któż może wystąpić z
oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który
usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus
Jezus, który poniósł za nas śmierć, co więcej, zmartwychwstał,
siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami?
Któż
nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk
czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy
miecz? Jak to jest napisane: „Z powodu Ciebie zabijają nas przez
cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone na rzeź”.
Ale
we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas
umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani
aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani
przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani
jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości
Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
powiedział do faryzeuszów: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry
pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest
pasterzem, do którego owce nie należą, widząc nadchodzącego
wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Najemnik
ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach.
Ja
jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają,
podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za
owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę
przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna
owczarnia i jeden pasterz”.

Dzisiejszy
nasz Patron, Święty
Stanisław,
urodził się
w Szczepanowie w ziemi krakowskiej, prawdopodobnie około 1030 roku.
Wioska Szczepanów miała być własnością rodziny Stanisława i
tam miał być grodek do niej należący. Swoje pierwsze
studia odbył Stanisław zapewne w domu rodzinnym,

potem być może w Tyńcu w klasztorze benedyktyńskim. Nie jest
wykluczone, że dalsze studia odbywał – zwyczajem ówczesnym –
gdzieś za granicą. Wskazuje się najczęściej na Paryż.
Święcenia
kapłańskie otrzymał około roku 1060.

Po powrocie do kraju, został mianowany przez biskupa krakowskiego,
Lamberta Sułę, kanonikiem
katedry.
Na zlecenie
biskupa, Stanisław założył – jak się przypuszcza – Rocznik
Krakowski,
czyli
rodzaj kroniki katedralnej,

w której notował ważniejsze wydarzenia z życia diecezji. Po
śmierci Lamberta w roku 1070, Stanisław został wybrany jego
następcą na stolicy.

Wybór był zależny – zwyczajem ówczesnym – od króla Bolesława
Śmiałego. Zatwierdził go Papież Aleksander II. Konsekracja
odbyła się jednak dopiero w roku 1072.

Dwa lata oczekiwania wskazywałyby, że chodziło w tym wypadku o
jakieś przetargi, których okoliczności bliżej nie znamy.
O
samej działalności duszpasterskiej Biskupa
Stanisława wiemy niewiele. Dał się poznać jako pasterz
gorliwy, ale i bezkompromisowy.
Udał
się też do papieża Grzegorza VII, aby wyjednać wskrzeszenie
metropolii gnieźnieńskiej.
Jednakże
w centrum zainteresowania kronikarzy znalazł się przede wszystkim
fakt zatargu Stanisława z
królem Bolesławem Śmiałym,

który zadecydował o chwale pierwszego, a tragicznym końcu
drugiego. Trzeba bowiem przyznać, że Bolesław
Śmiały, zwany również Szczodrym, należał do postaci wybitnych.

Popierał gorliwie reformy Grzegorza VII, przeprowadził wznowienie
metropolii w Gnieźnie, ustalenie diecezji i hierarchii polskiej. Po
zawierusze pogańskiej odbudował wiele kościołów i klasztorów.
Sprowadził chętnie nowych duchownych do kraju. On też zaproponował
wybór Stanisława na stolicę krakowską. Koronował się na króla
i przywrócił Polsce suwerenną powagę.
Dlaczego zatem doszło do tak ostrego sporu z Biskupem?
Gall
Anonim tak relacjonuje: „Jak zaś król Bolesław został z Polski
wyrzucony, długo byłoby opowiadać. Lecz to wolno
powiedzieć, że nie powinien pomazaniec na pomazańcu jakiegokolwiek
grzechu cieleśnie mścić.
Tym
bowiem sobie wiele zaszkodził, że do grzechu grzech dodał; że za
bunt skazał Biskupa na obcięcie członków. Ani
więc Biskupa – buntownika nie uniewinniamy, ani króla mszczącego
się tak szpetnie nie zalecamy”.

Z tekstu wynika, że Gall sympatyzuje z królem, a Biskupowi
krakowskiemu przypisuje wyraźnie zdradę.

Nie można się temu dziwić, skoro kronikarz
żył z łaski książęcej.

Pisał bowiem swoją historię na dworze Bolesława Krzywoustego,
którego Bolesław Śmiały był stryjem.
Mamy
jeszcze jedną kronikę, napisaną przez Błogosławionego
Wincentego Kadłubka,

który był uprzednio biskupem krakowskim, a więc miał dostęp do
źródeł bezpośrednich, których my dziś nie posiadamy. Według
jego relacji, król
Bolesław był prawie zawsze w kraju nieobecny, gdyż nieustannie
brał udział w zbrojnych wyprawach.

Spowodowało to, iż w królestwie szerzył się rozbój i
wiarołomstwo, a przez to rozbicie małżeństw i zamęt. Kiedy
podczas ostatniej wyprawy na Ruś rycerze
błagali króla, aby powracał do kraju, ten w najlepsze całymi
tygodniami się bawił.
Wtedy
rycerze zaczęli go potajemnie opuszczać. Kiedy Bolesław wrócił
do kraju, zaczął się okrutnie na nich mścić.
Kiedy
król szalał, aby złamać opór, jeden
tylko Stanisław miał odwagę – według kroniki Kadłubka –
upomnieć króla.
Kiedy
zaś ten nic sobie z upomnienia nie czynił i dalej szalał, Biskup
rzucił na niego klątwę,

czyli wyłączył króla ze społeczności Kościoła, a przez to
samo zwolnił od
posłuszeństwa poddanych.

To zapewne Gall Anonim nazywa buntem i zdradą. Ze strony Stanisława
był to akt niezwykłej
odwagi pasterza, ujmującego się za swoją owczarnią,

chociaż zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jakie go mogą za to
spotkać.
Autorytet
Stanisława musiał być w Polsce ogromny, skoro – według podania
nawet najbliżsi
stronnicy króla Bolesława nie śmieli targnąć się na jego życie.

Król miał to uczynić sam. 11
kwietnia 1079 roku udał się Bolesław na Skałkę i w czasie Mszy
Świętej zabił biskupa uderzeniem w głowę.

Potem kazał jego ciało poćwiartować. Zwyczajem ówczesnym bowiem
ciało skazańca niszczono.
Duchowni
ze czcią pochowali je w kościele na Skałce. Fakt ten jest dowodem
czci, jakiej wtedy męczennik zażywał. Czaszka Stanisława posiada
wszystkie zęby. To by świadczyło, że Biskup
zginął w pełni sił męskich. Mógł mieć około czterdziestu
lat.
Na czaszce widać
ślady siedmiu uderzeń
ostrego żelaza,
co
potwierdza rodzaj śmierci, przekazany przez tradycję. Największe
cięcie ma 45 milimetrów długości i około 6 milimetrów
głębokości. Stanisław został uderzony z tyłu czaszki.
Na
wiadomość o dokonanym na Biskupie w tak okrutny sposób mordzie –
i to przy ołtarzu, w czasie sprawowania Najświętszej Ofiary –
cały naród stanął
przeciwko królowi.

Opuszczony przez wszystkich musiał iść na banicję. Usiłował
jeszcze co prawda szukać dla siebie poparcia na Węgrzech u
Władysława, ten mu jednak odmówił. Zmarł tamże Bolesław,
zapewne w 1081 roku. Istnieje podanie, że dwa
ostatnie lata spędził na ostrej pokucie w klasztorze benedyktyńskim
w Osiaku,
w dzisiejszej
Jugosławii, gdzie też miał być pochowany. Relikwie
zaś Świętego Stanisława w 1088 roku przeniesiono do katedry
krakowskiej.
Kadłubek
przytacza legendę, że wcześniej ciała Męczennika strzegły orły
i że zrosło się ono w cudowny sposób z porąbanych części.
Kroki
wstępne do kanonizacji Stanisława poczynił już Papież Grzegorz
VII. Jednak wskutek przeróżnych trudności i zawirowań dziejowych,
sprawa się przeciągała tak, że sama
kanonizacja mogła mieć miejsce dopiero dnia 8 września 1253 roku,
a dokonał jej papież Innocenty IV.
Na
ręce dostojników Kościoła w Polsce papież wręczył bullę
kanonizacyjną. Wracających z Italii posłów Kraków
powitał uroczystą procesją ze wszystkich kościołów.

Na następny rok biskup Prandota wyznaczył uroczystość
podniesienia relikwii Stanisława i ogłoszenia jego kanonizacji w
Polsce. Uroczystość odbyła się dnia 8
maja 1254 roku.

Stąd liturgiczny obchód ku czci Stanisława w Polsce przypada
właśnie na 8
maja.
Święty
Stanisław jest jednym z
głównych Patronów Polski.

Błogosławiony Jan Paweł II nazwał go Patronem
chrześcijańskiego ładu moralnego.

W ciągu wieków przywoływano legendę o zrośnięciu się
rozsieczonego ciała świętego Stanisława. Kult Świętego odegrał
w XIII i XIV wieku ważną rolę historyczną jako czynnik
kształtowania się myśli o zjednoczeniu Polski. Wierzono, że w ten
sam sposób jak ciało Świętego, połączy
się i zjednoczy podzielone wówczas na księstwa dzielnicowe
Królestwo Polskie.
W
Liście Apostolskim skierowanym do Prymasa i Biskupów polskich w
racji siedemsetlecia kanonizacji Świętego Stanisława, Papież Pius
XII tak napisał: „Wiele przesławnych czynów opromienia swoim
blaskiem dzieje Polski, a jednak w pamięci pokoleń na
zawsze pozostanie imię Świętego Stanisława,
sławnego
orędownika waszej Ojczyzny. Jest on chlubą i ozdobą Kościoła w
Polsce, bo chwałą
męczeństwa uświęcił początki chrześcijaństwa w waszym kraju.

Potrzeba Wam było takiego pasterza, oddającego swoje życie za owce
w obronie wiary i obyczajów chrześcijańskich, by jego krew
użyźniła zasiane wśród Was ziarno Ewangelii.
Ten
Biskup krakowski, którego powołała Boża Opatrzność, pozostawił
nam doskonały przykład chrześcijańskiego męstwa. Święty
Stanisław żył tylko dla Boga, całkowicie oddany ludziom i trosce
o powierzoną sobie owczarnię,

za przykładem Boskiego Pasterza, który był mu wzorem aż po
ostatnie dni życia. Nie szczędził trudów, nie zrażał się
żadnymi przeszkodami, byle tylko obyczaje społeczeństwa i
jednostek oprzeć na zasadach Ewangelii. Nie
cofnął się nawet i wtedy, gdy ściągnął na siebie gniew króla
Bolesława,
któremu
wypominał jego zgubne postępowanie. Ten bezbożny tyran mógł się
srożyć na Biskupa, mógł się targnąć na jego życie, nie
mógł jednak złamać jego ducha.

Bo ów niezłomny Pasterz chętnie oddał w ofierze swoje życie, aby
się nie sprzeniewierzyć nakazom swego obowiązku, a swoim wiernym
pozostawił przykład
niezachwianej stałości,

którą uwieńczył palmą męczeństwa.
Ta
niegodziwa zbrodnia wstrząsnęła sumieniami wiernych, a oburzenie
ludu było tak wielkie, że jak podaje tradycja, jej
sprawca musiał opuścić królestwo i udać się na wygnanie.

Znamienny to dowód wielkiej miłości i czci, jaką wasi ojcowie
żywili względem swego Biskupa. Te uczucia nie osłabły z biegiem
lat. Dziś jeszcze z
wielką radością stwierdzamy, jak dalece są one żywe,

a słodkim uczuciem napełnia Nas nadzieja, że teraz wzmocnią się
i rozwiną.
Z
Wami jest Chrystus i Jego moc zwycięska, a zatem bez
lęku i śmiało trwajcie w boju dla Pana!

Niech wasza wiara będzie jak skała, której nic skruszyć nie
zdoła, niech waszej
miłości nie przyćmi żadna ludzka niegodziwość,

a wasza nadzieja niech jaśnieje nawet i wtedy, gdy wszystko wokoło
zdaje się walić i upadać. Niech ona Was wspiera i da Wam patrzeć
w przyszłość z niezachwianą ufnością. Czegóż macie się
lękać? Wszak Święty Papież Grzegorz Wielki pisał: „Kościół
Święty potrafi wzrastać wśród cierpień, a pośród zniewag nie
zbaczać z prostej drogi;

nie przygnębią go przeciwności, nie odurzą powodzenia; w
pomyślności umie zachować pokorę, w trudnościach z nadzieją
spoglądać ku niebu”. Tyle Papież Pius XII.
A
my, przyjmując dar Bożego
słowa, aż dwukrotnie
wsłuchujemy się w słowa Świętego Pawła Apostoła:

najpierw w pierwszym czytaniu, z Księgi Dziejów Apostolskich, gdzie
Paweł, z pozycji utrudzonego Pasterza, wprowadza w swoje dziedzictwo
nowych Pasterzy,
nakazując im szczególną troskę o Owczarnię i powołując się
przy tym na swoje osobiste zaangażowanie, a następnie w drugim
czytaniu, które w całości jest wyrazem
najwyższej ufności,

jaką pokłada on w
Jezusie.
Wreszcie
Ewangelia przekazuje nam słowa samego Jezusa, który mówi o sobie:
Ja
jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce.
Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie
należą, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a
wilk je porywa i rozprasza. Najemnik ucieka dlatego, że jest
najemnikiem i nie zależy mu na owcach.
Ja
jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają,
podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za
owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę
przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna
owczarnia i jeden pasterz.
Zapewne
zwróciliśmy uwagę, że w tym krótkim tekście aż dwukrotnie
pojawia się stwierdzenie o oddawaniu
przez pasterza życia za owce.
Jezus
dał
najwyższy przykład takiej właśnie postawy. Ale i Paweł Apostoł
– na wzór Jezusa – swoje życie sukcesywnie
oddawał

w codziennym trudzie i rozlicznych cierpieniach, jakie musiał
znosić, a w końcu także i on swoje życie oddał
na sposób męczeński.

Wzorując
się na tych postawach, Święty Stanisław, Biskup krakowski, nie
zważając na gniew władcy, odważnie
upominał go za jego
moralne
nadużycia.
Swoją
zaś codzienną gorliwą posługą budował królestwo Boże w
sercach wiernych. W ten sposób codziennie ofiarował swoje życie za
owce, aż do owego dnia, kiedy przypieczętował
postawę całego życia
śmiercią
męczeńską.
Moi
Drodzy, my też – w duchu odpowiedzialności za tych ludzi, których
Pan postawił na naszej drodze – składamy codziennie
swoje życie w ofierze dla ich dobra.
Codziennie
modlimy się za nich, martwimy
się o nich, pracujemy
dla
ich utrzymania,
bierzemy na swe barki ciężary
codzienności,

a niejednokrotnie także znosimy
wiele przykrości – właśnie
ze strony tych, których kochamy. Zapewne nie przyjdzie nam złożyć
swego życia na sposób męczeński,

chociaż w żartach i luźnych wypowiedziach nieraz mówimy do swoich
bliskich: „Zawału przez Ciebie dostanę…”, albo coś w tym
stylu. Ale
na pewno nie nastawiamy się aż na taką ofiarę.
Natomiast
życie niesie ze sobą wiele okazji do takiego właśnie codziennego
ofiarowania swego życia

dla dobra tych, których kochamy. Także poprzez trudną sztukę
upomnienia
ich
w obliczu zła,

które czynią. To jest bardzo trudne, bo wiąże się – być może
– z obrazą z ich strony. Ale i to także nieraz jest konieczne.
Święty
Stanisław przekonuje nas swoim przykładem, że prawdziwa
odpowiedzialność za dobro tych, których kochamy, wiąże
się z wyrzeczeniem, trudem – i wymaga odwagi.
Ale
przynosi piękne, błogosławione, trwałe owoce.
Jak
w praktyce wygląda dziś
moja odpowiedzialność
za
zbawienie i codzienne dobro moich najbliższych?…

8 komentarzy

  • zastanawiam się jak Ksiądz widzi odpowiedzialność za zbawienie kogoś bliskiego, kto źle postępuje i jak powinno wyglądać upominanie,
    nie czepiam się, tylko naprawdę chciałabym wiedzieć jak to powinno wyglądać ..
    ktoś, z kim wiąże nas sakrament błądzi, rozmawiamy, nie przynosi to rezultatu, mówienie, zwracanie uwagi codziennie podchodzi trochę pod znęcanie psychiczne i stawianie się w lepszym świetle, pozostaje modlitwa,
    gdy ktoś korzystając ze swojej wolnej woli postępuje źle to gdzie w tym moja odpowiedzialność za jego zbawienie?

    aniam

    • Czasem człowiek ma oczekiwania, ale nie każdy te oczekiwania potrafi wyrazić. Jedna osoba upomina a inna odbiera to jako "pouczanie, napominanie" (znowu się czepia). Czasem wart wyrazić to słowami "czemu tak postępujesz, to mnie boli".
      Ciężki temat. Polecam książkę "Porozumienie bez przemocy".
      Oczywiście proszę tego nie odbierać, jako czepianie się. Od tego jestem daleki, a jeśli tym wpisem uraziłem Panią to przepraszam.

      Jarek

    • Panie Jarku niczym mnie Pan nie uraził

      temat rozmowy z osobą, która źle postępuje, brak reakcji, różne podejścia księży co w takim przypadku robić to jeden temat…ale bardzo poruszyło mnie dokładanie na barki osób, które i tak mają ciężko jeszcze odpowiedzialności za zbawienie innego człowieka

      aniam

    • Trudno tu mówić o wkładaniu przez kogoś na czyjeś barki odpowiedzialności, bowiem ta odpowiedzialność wynika z faktu przyjęcia Chrztu Świętego. I realizuje się w najbardziej zwyczajny i przystępny sposób: owszem, to jest upomnienie, ale nie na siłę. To jest zachęta, dobra rada (i to najlepiej z uśmiechem, z humorem, "na ciepło"), a przede wszystkim – dobry przykład. I modlitwa. A może inaczej: przede wszystkim modlitwa. I ofiarowanie swoich cierpień, swoich codziennych "krzyżyków" w intencji danej Osoby.
      I jeszcze jedno – bardzo ważne: do tanga trzeba dwojga. Jeżeli druga strona nie reaguje na dobre sygnały z naszej strony, to naprawdę – nic na siłę. Nie możemy się obwiniać za to, że nasze upomnienia, czy dobre rady, nie przynoszą skutku. Wtedy pozostaje nam ufność w pomoc Bożą. Zresztą, od samego początku powinna nam towarzyszyć.
      W tym więc, co tu sobie mówimy, chodzi przede wszystkim o to, aby nie ulegać postawie bierności, obojętności na zachowania Osób nam najbliższych, albo strachu przed zajęciem konkretnego stanowiska. Mamy takie stanowisko zająć, natomiast nie odpowiadamy za reakcję drugiej strony.
      xJ

  • Pan Bóg, przez Proroka Ezechiela obiecuje nam, gdy mówi:" Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę.Jak pasterz dokonuje przeglądu swojej trzody, wtedy gdy znajdzie się wśród rozproszonych owiec, tak Ja dokonam przeglądu moich owiec i uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne."
    Bóg Ojciec i Bóg Syn z Duchem Świętym są Jednym, Jedynym Bogiem, więc w Nich mam ufność, że poradzą sobie rozproszonym stworzeniem. Bóg sam wystarczy…

    • "Bóg sam wystarczy" zakończyłam tytułem pieśni, ale gdy dziś przeczytałam swoją wypowiedź to naszła mnie wątpliwość, czy nie potrzeba jeszcze dobrej woli człowieka ale z drugiej strony w przypadku Szawła, Bóg sam wystarczył do nawrócenia.

    • To stwierdzenie – Bóg sam wystarczy – trzeba naprawdę właściwie rozumieć. Bo równie dobrze można nim usprawiedliwić bierność i bezczynność człowieka, a nawet jego grzeszność: wszak Bóg wystarczy, żeby człowieka zbawić – nawet, jeśli ten sobie do woli grzeszy… A przecież tak nie można pojmować całej sprawy!
      xJ

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.