Czy Bóg przeze mnie może czynić cuda?…

C

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, bardzo serdecznie dziękuję za wszystkie
życzenia, jakie na tym forum, ale też w trakcie osobistych spotkań,
czy też drogą smsową, mailową, telefoniczną i skype’ową
wczoraj otrzymałem z okazji rocznicy Święceń. Szczególnie gorąco
dziękuję tym, którzy wczoraj, o 7:00, zechcieli przyjść na Mszę
Świętą do kościoła w Miastkowie.
Wszystkim
naprawdę bardzo, ale to bardzo serdecznie dziękuję i już wczoraj,
we Mszy Świętej, jaką całym naszym Kursem sprawowaliśmy w
Łukowie, Was wszystkich obejmowałem wdzięczną modlitwą. A
uczynię to ponownie, w najbliższych dniach, sprawując Mszę Świętą
w Kodniu. Naturalnie, także w osobistych modlitwach będę o Was
pamiętał. Jeszcze raz dziękuję!
A
dzisiaj u nas, o 8:15, Msza Święta na zakończenie roku w Szkole w
Miastkowie, chociaż samo zakończenie będzie jutro. Po Mszy Świętej
natomiast planujemy spotkanie całej Służby liturgicznej, w trakcie
którego będzie okazja podziękować za cały rok naprawdę bardzo
dobrej posługi.
Jutro
natomiast – naprawdę dobre rozważanie! Naprawdę! Bo z Syberii!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Czwartek
11 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Alojzego Gonzagi, Zakonnika,
do
czytań: Syr 48,1–14; Mt 6,7–15

CZYTANIE
Z KSIĘGI SYRACYDESA:
Powstał
Eliasz, prorok jak ogień, a słowo jego płonęło jak pochodnia.
On
głód na nich sprowadził, a swoją gorliwością zmniejszył ich
liczbę. Słowem Pańskim zamknął niebo, z niego również trzy
razy sprowadził ogień.
Jakże
wsławiony jesteś, Eliaszu, przez swoje cuda i któż się może
pochwalić, że tobie jest równy?
Ty,
który ze śmierci wskrzesiłeś zmarłego i słowem Najwyższego
wywiodłeś go z krainy umarłych. Ty, który zaprowadziłeś królów
na zgubę, zrzucając z łoża okrytych chwałą.
Ty,
któryś na Synaju otrzymał rozkaz wykonania kary, i na Horebie
wyroki pomsty. Ty, który namaściłeś królów jako mścicieli, i
proroka, następcę po sobie.
Ty,
który zostałeś wzięty w skłębionym płomieniu, na wozie, o
koniach ognistych. O tobie napisano, żeś zachowany na czasy
stosowne, by uśmierzyć gniew przed pomstą, by zwrócić serce ojca
do syna, i pokolenia Jakuba odnowić.
Szczęśliwi,
którzy cię widzieli, i ci, którzy w miłości posnęli, albowiem i
my na pewno żyć będziemy.
Gdy
Eliasza zakrył wir powietrzny, Elizeusz został napełniony jego
duchem. Za dni swoich nie lękał się żadnego władcy i nikt nie
osiągnął nad nim przewagi.
Nic
nie było zbyt wielkie dla niego i w grobowym spoczynku ciało jego
prorokowało. Za życia czynił cuda i przy śmierci jego działy się
rzeczy przedziwne.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Na
modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez
wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie
podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw
zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie:
Ojcze
nasz, któryś jest w niebie: święć się imię Twoje, przyjdź
królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi.
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i odpuść nam nasze
winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom; i nie dopuść, abyśmy
ulegli pokusie, ale nas zbaw ode złego.
Jeśli
bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec
wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz
nie przebaczy wam waszych przewinień”.

Rzeczywiście,
Eliasz – to Prorok jak ogień! To niezwykły
człowiek! Przez ostatnich kilka dni słyszeliśmy różne historie z
jego działalności, także i tę, że na koniec przekazał swoją
misję Elizeuszowi,
a dzisiaj – niejako w podsumowaniu –
słyszymy słowa Mędrca Syracydesa, który wychwala Eliasza, ale
przecież tak naprawdę wychwala Boga, bo oczywistym i
wiadomym jest, że Eliasz nic sam z siebie nie mógłby zrobić gdyby
tego nie uczynił Bóg. Właśnie wielkość Eliasza, za którą
jest dziś tak wychwalany, polegała na tym, że stał się
narzędziem w ręku Boga,
że samemu Bogu pozwolił przez siebie
działać!
To
było niezwykłe w jego postawie! I za to dzisiaj wychwala go
Syracydes, a i my wszyscy także patrzymy nań z podziwem, bo
chyba zawsze urzeka nas wielkość ludzi niezwykłych i wpatrujemy
się w ich przykład, opowiadając sobie na ich temat różne
historie. Szkoda, że nie zawsze zrodzi się w nas myśl, żeby
ich rzetelnie naśladować!
Bo
przecież wielkość i niezwykłość nie są zarezerwowane li
tylko dla takich ludzi, jak Eliasz, jak inni Prorocy, jak Apostołowie
Jezusa, jak Papież Jan Paweł II, czy Święty Ojciec Pio. Owszem,
wszyscy oni zostali obdarzeni przez Boga szczególnym
posłannictwem
i otrzymali w związku z tym szczególne Boże
łaski.
Ale czyż tylko oni jedni? Czyż Pismo Święte nie
pokazuje nam aż nadto dużo przykładów ludzi, którzy także
zostali przez Boga obdarowani, a nie uczynili z tego faktu żadnego
pozytywnego użytku?
To
prawda, że my wszyscy nie będziemy papieżami, nie będziemy
prezydentami, nie będziemy na szczycie społecznej
hierarchii. Ale czy naprawdę trzeba aż tam się znaleźć, żeby
być wielkim?
Czy nie znamy przykładów świętych ojców i
świętych matek, świętych prostych ludzi, żyjących w swoim
„tu i teraz”,
ale żyjących tak, że Bóg przez nich cudów
dokonywał i dobrem obdarzał wszystkich wokół?…
Owszem,
powiedzmy i to, że bycie narzędziem w ręku Boga – to nie jest
sprawa prosta.
I nie wiąże się zwykle z powszechnym uznaniem,
aplauzem, z ludzkimi pochwałami. Niestety… Bardzo często oznacza
– tak, jak w przypadku Eliasza i innych Proroków – niechęć,
a nawet wrogość ze strony ludzi.
Ale to właśnie w takiej
atmosferze – w bólu i cierpieniu proroka, czy świadka Chrystusa –
rodzą się rzeczy naprawdę wielkie!
Dokonują
się one przez ludzi, którzy w najgłębszej prostocie swego serca
potrafią uznać w Bogu swego Ojca i tak, jak do Ojca, zwracać
się codziennie w modlitwie – tak, w tej właśnie modlitwie, o
której dziś w Ewangelii słyszymy, a którą my przecież od
dziecka znamy.
Owszem,
znamy od dziecka i może nawet nie zastanawiamy się nad słowami,
jakie w niej wypowiadamy, a tymczasem to właśnie ta modlitwa ma
w nas kształtować postawę dziecka
– postawę prostego i
szczerego dziecka wobec najlepszego, bezgranicznie kochającego Ojca.

Moi
Drodzy, w tej modlitwie naprawdę nie chodzi o to, żeby w
pośpiechu i na wydechu wyklepać kilka formułek,
ale o to, żeby
każdy jej wypowiedzenie – w skupieniu, z miłością i pokorą –
czyniło nas coraz bardziej dziećmi Ojca naszego, który jest
w Niebie! A jednocześnie – czyniło nas narzędziami w ręku Boga;
czyli takimi prorokami i apostołami, przez których Ojciec, który
jest w Niebie, będzie dokonywał wielkich rzeczy na ziemi!
Przykład
takiego właśnie otwarcia daje nam z pewnością Patron dnia
dzisiejszego, Święty Alojzy Gonzaga.
Urodził
się 9 marca 1568 roku,
koło Mantui, jako najstarszy z ośmiu synów margrabiego Ferdynanda
di Castiglione. Ojciec – co prawda – pokładał w nim duże
nadzieje, jednak Alojzy urodził się jako
dziecko bardzo wątłe,
a
matce przy porodzie groziła śmierć. Rodzice więc uczynili ślub,
że odbędą
pielgrzymkę do Loreto, jeśli tylko matka i syn wyzdrowieją.

Tak się też stało.
Ojciec
zatem marzył o laurach
rycerskich
dla
syna. W tym właśnie
czasie, w roku 1517, flota chrześcijańska odniosła świetne
zwycięstwo nad Turkami pod Lepanto.

Ojciec Alojzego brał udział w tejże wyprawie. Dumny ze zwycięstwa,
ubrał swojego
trzyletniego syna w strój rycerza
i
paradował z nim w fortecy nad
rzeką Padem, ku radości żołnierzy. Jednak kiedy ojciec podążył
na kolejną wyprawę wojenną, pięcioletni
Alojzy wrócił pod opiekę matki.
Mając
zaś siedem lat, przeżył
swoiste nawrócenie – jak je sam określił. Poczuł nicość
ponęt tego świata i wielką tęsknotę za Bogiem.

Odtąd duch modlitwy, zaszczepiony przez matkę, rozwinął się w
nim jeszcze silniej. Codziennie – z budującą wręcz pobożnością
– odmawiał na klęczkach, oprócz normalnych pacierzy rannych i
wieczornych, siedem
psalmów pokutnych i oficjum do Matki Bożej.

Jednakże
ojciec nie był z tego
zadowolony.
Po swoim
powrocie z wyprawy wojennej, zabrał syna do Florencji, na dwór
wielkiego księcia Franciszka Medici, by
nabył tam
manier dworskich.
Alojzy jednak najlepiej czuł się w słynnym florenckim sanktuarium,
obsługiwanym przez zakon serwitów.
Tu też, przed ołtarzem
Matki Bożej, złożył ślub dozgonnej czystości.

Jak zapisano w jego życiorysach, w nagrodę miał otrzymać taki
przywilej, iż nie
odczuwał pokus przeciw anielskiej cnocie czystości.

W
1579 roku, ojciec Alojzego został mianowany gubernatorem
Monferrato w Piemoncie.

Przenosząc się na tamtejszy zamek, zabrał ze sobą Alojzego. W
następnym roku, z polecenia Papieża Grzegorza XIII, w diecezji
Brescia odbyła się wizytacja kanoniczna, przeprowadzona przez
Świętego Karola Boromeusza. Z tej okazji Alojzy, właśnie z ręki
Świętego Karola, przyjął
Pierwszą Komunię Świętą.

Jesienią tegoż roku, kiedy miał lat dwanaście, wraz
z rodzicami
przeniósł
się do Madrytu,
gdzie
na dworze królewskim cała
rodzina
spędziła
dwa lata. Tam chłopiec
nadal pogłębiał w sobie
życie wewnętrzne
przez
odpowiednią lekturę. Rozczytywał się – między innymi – w
„Ćwiczeniach duchowych”
Świętego Ignacego. Modlitwę
swoją przedłużał do pięciu godzin dziennie.

Równocześnie kontynuował studia.
Wreszcie
zdecydował się na wstąpienie do zakonu jezuitów. Kiedy wyjawił
ojcu swoje postanowienie, ten wpadł
w gniew, ale stanowczy Alojzy nie ustąpił.

Na rzecz brata, Rudolfa, zrzekł się prawa do dziedzictwa i udał
się do Rzymu. 25 listopada 1585 roku, wstąpił do nowicjatu
jezuitów w Rzymie. Jak sam wyznał, praktyki
pokutne, które zastał w zakonie, były
znacznie lżejsze od tych, jakie sam sobie nakładał.
Cieszył
się jednak bardzo, że miał okazję do ćwiczenia się w wielu
innych cnotach, do jakich mu zakon dawał okazję.
Jesienią
1585 roku, Alojzy uczestniczył w publicznej dyspucie filozoficznej w
słynnym Kolegium Rzymskim, gdzie olśnił
wszystkich subtelnością i siłą argumentacji.
Zaraz
potem otrzymał Święcenia
niższe i został
skierowany przez przełożonych
na studia teologiczne.
W
roku 1590 miał przyjąć Święcenia
kapłańskie. Wyroki Boże były jednak inne. Wtedy bowiem Rzym
nawiedziła epidemia dżumy. Alojzy
prosił przełożonych, by mu
zezwolili posługiwać zarażonym.

Wraz z innymi klerykami udał się na ochotnika do szpitala.
Wyczerpany
studiami i umartwieniami organizm kleryka uległ zarazie. Alojzy
zmarł, nie przyjąwszy
Święceń
kapłańskich, w dniu 21 czerwca 1591 roku,

w wieku zaledwie dwudziestu trzech lat. Jego sława była tak wielka,
że już w roku 1605 Papież Paweł V ogłosił go Błogosławionym.
Kanonizacja jednak odbyła
się dopiero w roku 1726.

Dokonał jej Papież Benedykt XIII, wraz z Kanonizacją
Świętego Stanisława Kostki. Tenże Papież ogłosił, w roku 1729,
Świętego Alojzego Patronem
młodzieży, zwłaszcza studiującej.
O
jego duchowej
postawie bardzo dobitnie świadczy list,
jaki na krótko przed swą śmiercią napisał do matki,

a w którym – między innymi – czytamy: „Przyznam Ci się,
Dostojna Pani, że ile razy rozmyślam o Bożej dobroci, owym
niezgłębionym i bezkresnym morzu, umysł
mój gubi się zupełnie.

Wobec takiego ogromu traci on rozeznanie i nie rozumie wcale,
dlaczego Pan po tak
nieznacznej i krótkiej pracy zaprasza mnie do wiecznego pokoju.

Z Nieba
wzywa mnie do nieskończonej szczęśliwości, której tak opieszale
szukałem, i
obiecuje nagrodę za łzy, których tak niewiele wylałem.
Rozmyślaj
o tym ustawicznie, Dostojna Pani, i
strzeż się obrazić nieskończoną Bożą miłość.
Stałoby się to z pewnością wówczas, gdybyś
opłakiwała śmierć tego, kto żyje w obliczu Boga i swym
wstawiennictwem będzie Ci pomagał bardziej, niż za życia.

Zresztą, nasza rozłąka nie będzie długa. W Niebie
zobaczymy się znowu. Złączeni na wieki z naszym Zbawicielem,
rozradowani szczęściem wiecznym, ze
wszystkich sił będziemy Go chwalić
i
na wieki sławić Jego miłosierdzie.
Bóg odbiera nam swój dar tylko po to, aby umieścić go w
pewniejszym i bezpieczniejszym miejscu, a ofiarować nam to, czego
sami zapragniemy.
Wszystko
to piszę, ponieważ gorąco pragnę, abyś Ty, Dostojna Pani, i cała
w ogóle rodzina, uważała
moją śmierć za radosne wydarzenie,

abyś towarzyszyła mi matczynym błogosławieństwem wtedy, gdy będę
przemierzał ową drogę, aż dojdę do brzegu, gdzie się mieszczą
wszystkie moje nadzieje. Piszę to tym chętniej, iż niczym innym
nie zdołam okazać bardziej miłości,
którą winienem Tobie, jako syn wobec matki.”
Tyle
z listu Świętego Alojzego.
Wpatrując
się w świetlany przykład jego świętości, ale też mając na
uwadze słowo Boże dzisiejszej liturgii, a w nim – opis gorliwości
i wielkości Proroka Eliasza, pomyślmy, czy z takim nastawieniem
odmawiamy codziennie – a nawet kilka razy dziennie – Modlitwę
Pańską, aby coraz bardziej stawać się dzieckiem Ojca, który jest
w Niebie i narzędziem w Jego ręku? Czy On już dzisiaj może przez nas dokonywać cudów?…

4 komentarze

  • Biografowie Franciszka Salezego (1567-1622) odnotowują interesujące zdarzenie z jego życia. Otóż święty biskup w czasie licznych podróży (oczywiście wierzchem) spotkał pewnego razu butnego wieśniaka, który wyznał bez żenady, iż potrafi się modlić w takim skupieniu, że żadne obce myśli nie mają do niego dostępu. Gratuluję – odparł biskup. – Jeszcze nie spotkałem nikogo takiego, dlatego chciałbym cię wynagrodzić.

    Posłuchaj: jeżeli potrafisz odmówić cały "Ojcze nasz" bez myślenia o czymś innym, dam ci mojego pięknego wierzchowca. Ucieszył się chłopina i zaczął zaraz modlitwę: – Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje. Przyjdź Królestwo Twoje… A czy siodło również dostanę, czy tylko samego konia? – wtrącił niechcący. – Niestety, ani konia, ani siodła-odpowiedział z uśmiechem mądry i rzeczowy biskup.
    ……….
    Czy my (ja) w pośpiechu i na wydechu wyklepie kilka formułek? Czy nie lepiej własnymi słowami "porozmawiać" z Bogiem?
    Jarek

    • Warto się modlić własnymi słowami. Ale nie powinniśmy rezygnować z tych tak zwanych formułek, bo w nich – jak w pigułce – streszczona jest cała nasza wiara. Jest to Katechizm Kościoła Katolickiego w pigułce. Dlatego warto z nich nie rezygnować. Tylko – oczywiście – nie klepać, a odmawiać z uwagą.
      Ks. Jacek

  • … „głód sprowadził,…gorliwością zmniejszył liczbę [czy współobywateli?]… zamknął niebo, … trzy razy sprowadził ogień…. zaprowadził królów na zgubę…otrzymał rozkaz wykonania kary, i na Horebie wyroki pomsty” …

    – Cóż za przykład wszechogarniającej miłości bliźniego…
    – Czy to może ma być jakiś przekaż i przykład dla nas, prostaczków?

    – Ten Eliasz to osobliwie sympatyczny osobnik. I ta jego budująca skromność osobista i życzliwość wobec świata. Takich rzeczywiście powinno się jak najszybciej deportować z ”tego świata”, który na takich dobroczyńców najwyraźniej nie zasługuje… Niechby nawet bez jakiegoś „ognistego maybacha”.

    • Oczywiście! I ten głupi Syracydes – takie dyrdymały wypisuje. I właściwie każdy z Autorów Pisma Świętego – to głupiec. Chyba od samego Boga począwszy, prawda?
      Ale na szczęście jest Sir Absur Jakiśtam – i ten dolegliwy deficyt mądrości zlikwidowany! Na szczęście!
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.