Nigdy nie myślała o sobie…

N

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, życzę Wszystkim jak
najpiękniejszego przeżycia dzisiejszej przepięknej Uroczystości!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch
Święty. Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Uroczystość
Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny,
do
czytań z t. VI Lekcjonarza:

Ap
11,19a;12,1.3–6a.10
ab;
1
Kor 15,20–26;
Łk
1,39–56

CZYTANIE
Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Świątynia
Boga w niebie się otwarła i Arka Jego Przymierza ukazała się w
Jego świątyni. Potem ukazał się wielki znak na niebie: Niewiasta
obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie
wieniec z gwiazd dwunastu.
Ukazał
się też inny znak na niebie: Oto wielki Smok ognisty, ma siedem
głów i dziesięć rogów, a na głowach siedem diademów. Ogon jego
zmiata trzecią część gwiazd z nieba i rzucił je na ziemię. Smok
stanął przed mającą urodzić Niewiastą, ażeby skoro tylko
porodzi, pożreć jej Dziecko.
I
porodziła Syna – Mężczyznę, który będzie pasł wszystkie
narody rózgą żelazną. Dziecko jej zostało porwane do Boga i do
Jego tronu. Niewiasta zaś zbiegła na pustynię, gdzie ma miejsce
przygotowane przez Boga.
I
usłyszałem donośny głos mówiący w niebie: „Teraz nastało
zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego
Pomazańca”.

CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia:
Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli.
Ponieważ bowiem przez człowieka przyszła śmierć, przez człowieka
też dokona się zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają,
tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według
własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą
do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec, gdy
przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność,
Władzę i Moc.
Trzeba
bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół
pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
W
tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do
pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i
pozdrowiła Elżbietę.
Gdy
Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko
w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona
okrzyk i powiedziała:
Błogosławiona
jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona.
A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto,
skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło
się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś,
któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od
Pana”.
Wtedy
Maryja rzekła:
Wielbi
dusza moja Pana,
i
raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim.
Bo
wejrzał na uniżenie swojej służebnicy.
Oto
bowiem odtąd błogosławić mnie będą
wszystkie
pokolenia.
Gdyż
wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny,
święte
jest imię Jego.
A
Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie
nad
tymi, którzy się Go boją.
Okazał
moc swego ramienia,
rozproszył
pyszniących się zamysłami serc swoich.
Strącił
władców z tronu, a wywyższył pokornych.
Głodnych
nasycił dobrami, a bogatych z niczym odprawił.
Ujął
się za swoim sługą, Izraelem,
pomny
na swe miłosierdzie.
Jak
obiecał naszym ojcom,
Abrahamowi
i jego potomstwu na wieki”.

Pismo
Święte w żadnym miejscu nie mówi ani jednego słowa o tym,
że Maryja z duszą i ciałem została wzięta do Nieba – a taką
właśnie prawdę dzisiaj rozważamy i taką tajemnicę dzisiaj
przeżywamy. W ogóle, Pismo Święte nic nie mówi o przejściu
Maryi z tego świata do wieczności.
Ukazuje jednak Maryję w
chwale Nieba, jako Niewiastę zwycięską – za pomocą wizji
apokaliptycznej, ukazanej nam w pierwszym czytaniu. Słyszeliśmy
tam, iż świątynia Boga w niebie się otwarła i Arka Jego
Przymierza ukazała się w Jego świątyni. Potem ukazał się wielki
znak na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej
stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu.
Za
to w drugim czytaniu, z Listu Apostoła Pawła do Koryntian, imię
ani osoba Maryi w ogóle się nie pojawia, jednak odnajdujemy Ją
jako pierwszą wśród tych, o których Apostoł mówi, że należą
do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia,
zaznaczając
wcześniej, że w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz
każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy,
a
potem właśnie ci, którzy do Niego należą. Nie mamy wątpliwości,
że Maryja należała do nich najbardziej, dlatego chociaż
nie pojawia się Jej imię, to jednak odnajdujemy Ją tutaj.
I
wreszcie Ewangelia, w której Maryja dziś odgrywa główną rolę,
bo słyszymy tam historię Jej odwiedzin u krewnej Elżbiety,
przy czym spotkanie dwóch Niewiast ukazane zostało nie jako
zwyczajne spotkanie dwóch pań, które sobie poplotkowały o tym i
owym przy wspólnej herbacie, ale jako swoistą celebrację
liturgiczną,
mającą pewien określony rytuał, a nastawioną
na wspólne wychwalanie Boga.
Już
bowiem pierwsze słowa powitania Maryi i Elżbiety kierują naszą
uwagę na Boga,
który w życiu obu tych Niewiast dokonał tak
bardzo wiele. A potem – wspaniały hymn MAGNIFICAT, w którym
Maryja oddaje cześć Bogu za to, że wielkie rzeczy uczynił
[Jej] Wszechmocny, święte
jest imię Jego. A Jego miłosierdzie z
pokolenia
na pokolenie nad tymi, którzy się Go boją. Okazał moc
swego ramienia, rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich.
Strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych. Głodnych
nasycił dobrami, a bogatych z niczym odprawił. Ujął się za swoim
sługą, Izraelem, pomny na swe miłosierdzie –
jak
obiecał
[…] ojcom
Widzimy
zatem, że chociaż Maryja jest obecna na kartach Pisma Świętego,
jest też obecna w dzisiejszej liturgii Słowa – pomimo, że nie ma
wzmianki o Jej przejściu z tego świata – to jednak w żadnym z
tych obrazów nie zauważamy, aby w jakimkolwiek stopniu, choćby
najmniejszym, koncentrowała naszą uwagę na sobie. Nic z
tych rzeczy! Ona w każdym momencie – ale to dosłownie w każdym –
kieruje naszą uwagę ku Jezusowi Chrystusowi.
I
dzisiaj także to widzimy. Począwszy od pierwszego czytania, w
którym Jej postać jawi się jako postać Niewiasty całkowicie
oddanej Bogu
i wypełniającej dokładnie Jego wolę, poprzez
drugie czytanie, gdzie choć nie bezpośrednio, ale jednak
dostrzegamy Jej obecność wśród osób najbardziej
zjednoczonych z Jezusem, aż po Ewangelię, gdzie widzimy Ją jako
młodą Niewiastę, wspierającą starszą krewną w znoszeniu
trudów codzienności, a potem – wyśpiewującą wielką chwałę
Bożą.
Zobaczmy
zatem, moi Drodzy: Maryja całą sobą i wszystkim, co robi, co mówi,
co wyśpiewuje – wskazuje na Boga prowadzi do
Jezusa.
Niczym – naprawdę: niczym, najmniejszym nawet gestem,
słowem czy szczegółem – nie zatrzymuje uwagi na sobie!
Naszej uwagi – i swojej uwagi. Dlatego także i Jej przejście z
tego świata do Nieba odbyło się w głębokiej ciszy, w
ogóle nie zostało wspomniane na kartach Pisma Świętego. A
przecież – tak po ludzku patrząc – powinno być wspomniane, bo
w końcu mówimy o odejściu z tego świata jednej z
najważniejszych Osób w historii zbawienia!
Czytamy i
dowiadujemy się o śmierci Apostołów, innych postaci biblijnych, a
o Maryi nic. Dlaczego?
Zapewne
właśnie dlatego, że to wpisuje się w owo przeogromne pragnienie
Maryi, aby niczym – naprawdę: niczym, nawet w najmniejszym stopniu
nie przysłaniać sobą Osoby Jezusa i Jego dzieła!
I
myślę, że gdybyśmy wspomnieli jeszcze kilka wydarzeń z historii Jej
życia, to zobaczylibyśmy, że była w tej postawie bardzo
konsekwentna. Kiedy Jej dwunastoletni Syn został w świątyni
jerozolimskiej
i nauczał uczonych starców, a potem stwierdził,
że przecież powinien być w sprawach swego Ojca, to Ona nie
zarzuciła Go swoimi pretensjami, tylko w ciszy serca rozważała,
co chciał Jej powiedzieć. W Kanie Galilejskiej od razu
odesłała właśnie do Niego zakłopotanych gospodarzy wesela z
poleceniem, aby zrobiono wszystko, co tylko On powie. I problem –
jak pamiętamy – został rozwiązany. Przez Jezusa, bo
Maryja pozostała na uboczu… Kiedyś znowu powiedziano Jezusowi, że
Jego Matka i bracia stoją przed domem, w którym nauczał i
uzdrawiał tłumy ludzi, i chcą z Nim pilnie rozmawiać, a On
odpowiedział, że przecież Jego matką i braćmi są ci, którzy
słuchają Jego słowa.
I
jeszcze kilka takich historii moglibyśmy przywołać – tych,
opisanych w Ewangeliach. A ile nie zostało w ogóle zapisanych?…
Maryja naprawdę niczym, w najmniejszym stopniu, nie przysłaniała
Jezusa!
Prowadziła ludzi do Niego, sama Go słuchała i za Nim
podążała, sama wiernie wypełniała Jego wolę
począwszy od chwili Zwiastowania, kiedy wyraźnie powiedziała, że
jest Służebnicą Pana i dlatego gotowa jest na to, by wszystko w
Jej życiu działo się według Jego słowa. Chociaż często
tak wiele z tego nie rozumiała – pozwalała Bogu działać w
sobie i przez siebie.
Niczym Boga nie przysłaniała, nigdy nie
koncentrowała uwagi na sobie.
A
przecież mogła! Nie mogła? Pewnie, że mogła! Jako Matka
Bożego Syna, Matka Nauczyciela, który taką furorę robił swoim
nauczaniem i cudami – nie mogła chociaż odrobiny tej chwały i
uznania przypisać sobie?
Mogła. Nawet nie jakieś wielkie
uznanie, nie całą chwałę – tylko odrobinę… Nie mogła?
Oczywiście, że mogła. Tak po ludzku nawet powiedzielibyśmy, że
się to Jej należało
. Zapewne wielu tak myślało i dzisiaj
myśli. To jeżeli tak jest, że wielu w ten sposób o tym myśli, to
niech to wyrazi w swojej własnej czci, okazywanej Maryi. Bo
Ona sama naprawdę o to nigdy nie dbała. Nigdy Jej na tym nie
zależało.
I
w tej postawie, moi Drodzy, winniśmy Ją naśladować. My wszyscy
bowiem, jak tu jesteśmy – myślę, że nikt nie obrazi się za
takie stwierdzenie – jesteśmy bardzo skoncentrowani na sobie.
Odkrywamy w sobie naprawdę duże pokłady egoizmu,
zapatrzenia we własne „ja”, w swoje osiągnięcia, w swoje
zdanie na każdy temat i w swoją najsłuszniejszą i jedyną rację
w każdej sprawie… Każdy z nas! Nikt z nas – jeśli tak
uczciwie o sobie pomyśli – nie może powiedzieć, że jest od tego
wolny.
I
nie chodzi tu o narzekanie, czy wzajemne tak zwane dołowanie się,
bo wielu z nas wytrwale i odważnie walczy z takim nastawieniem,
wielu z nas naprawdę szczerze stara się odnosić swoje życie do
Boga
i poświęcać je dla dobra innych ludzi, angażować
swoje siły, czas, talenty, nierzadko także pieniądze. I to są
wspaniałe postawy, o których długo by mówić.
Ale
czy nawet wtedy nie budzi się w nas poczucie
rozczarowania,
żalu, pretensji czy zniechęcenia, kiedy ta nasza
postawa nie zostanie należycie zauważona, doceniona, lub nie
doczekamy się za nią wdzięczności? Jak bardzo często rezygnujemy
wtedy z dobra,
które czyniliśmy?…
I
zaznaczmy tutaj, że my naprawdę mamy prawo doczekać się
choćby jednego słowa wdzięczności i mamy prawo liczyć na to, że
osoba przez nas obdarowywana przynajmniej zauważy, że jest
obdarowywana.
Kiedy tego nie widzi, kiedy tego nie odwdzięczy
nawet maleńkim słowem – to naprawdę boli. Ale nawet wtedy nie
możemy zniechęcać się do dobra!
Nie wolno nam się poddawać,
nie wolno z niego rezygnować. Ludzkie docenienie i wdzięczność
nie może być pierwszą, bądź jedyną motywacją naszego
działania.
A
nigdy tak się nie stanie, jeżeli będziemy wewnątrz własnego
serca stawiali na pierwszym miejscu Boga! I do Niego będziemy
adresowali wszelkie dobro, jakie czynimy innym. Jeżeli ze względu
na Niego będziemy je czynili, a nie dla własnej chwały i
rozgłosu.
Bo
z takiego totalnego skoncentrowania na sobie, moi Drodzy, rodzą się
wszystkie grzechy człowieka. Nie bez powodu pierwszym z siedmiu
grzechów głównych i źródłem wszystkich grzechów jest pycha.
Nasze zapatrzenie w siebie, we własne zdanie, we własne
przekonania, własne dokonania… Nasz egoizm, o którym zwykło się
mówić, że umiera piętnaście minut po śmierci samego
człowieka.
Warto zwrócić na to uwagę.
Warto
przyjrzeć się swojej własnej postawie, swojej życiowej filozofii,
swemu nastawieniu do Boga i do ludzi – i zobaczyć, jak to jest
z tym egoizmem:
czy z nim walczymy, czy staramy się go
opanowywać, czy może w ogóle go w sobie nie dostrzegamy?… Warto
się nad tym, moi Drodzy, głęboko zastanowić.
I
warto od Maryi uczyć się Jej totalnego zapatrzenia w Jezusa,
podążania za Nim krok w krok, dokładnego słuchania i
wypełniania Jego nauki… A wówczas przekonamy się – patrząc
właśnie na Maryję – że im bardziej człowiek uniża się przed
Bogiem i im bardziej poświęca się bezinteresownie dla innych, tym
bardziej właśnie jest wielki i wzbudza podziw u ludzi.
Jeżeli
nawet nie od razu, to po jakimś czasie.
A
im bardziej zabiega o własną chwałę, tym szybciej staje się
przedmiotem kpin i różnych złośliwych komentarzy ze strony
ludzi. Nawet, jeśli ci ludzie z powodu strachu muszą się liczyć z
jego stanowiskiem czy zdaniem – w duchu wcale nie będą go uważali
za autorytet, za kogoś wartościowego. Autorytet w oczach ludzi –
tych po Bożemu myślących
– mają ci, którzy zapominając o
sobie, całe swoje życie koncentrują na Bogu i do Niego je
adresują, Jemu je dedykują. Tak, jak Maryja!
W
taki sposób najszybciej osiąga się Niebo…

5 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.