W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego!

W

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
pięćdziesiątą siódmą rocznicę Święceń kapłańskich
przeżywa Ksiądz Prałat Mieczysław Lipniacki, pierwszy Proboszcz –
Założyciel mojej rodzinnej Parafii, mój „rodzony” Proboszcz,
który był moim Proboszczem od mojej Pierwszej Komunii Świętej do
Prymicji kapłańskiej. Dziękując Księdzu Prałatowi za bezmiar
dobra, życzę wytrwałości w pełnieniu kapłańskiej posługi,
nieustannego zapału, radości i nadziei!
Rocznicę
Święceń przeżywa dziś także Ksiądz Doktor Piotr Jarosiewicz,
pochodzący z mojej rodzinnej Parafii, a obecnie posługujący w
Diecezji drohiczyńskiej.
Imieniny
natomiast przeżywa Aneta Jabłońska, która jako Aneta Majewska
była Szefową KSM w mojej pierwszej Parafii, w Radoryżu Kościelnym.
Pierwszą
zaś rocznicę zawarcia Sakramentu Małżeństwa przeżywają Justyna
i Albert Dudzikowie. Albert był Lektorem w Żelechowie, kiedy ja tam
byłem wikariuszem.
Wszystkim
świętującym dziś życzę szczególnego błogosławieństwa całej
Trójcy Świętej. I o takowe będę się dla Nich modlił.
A
oto dzisiaj, w Miastkowie Kościelnym, odbędzie się tak zwana
„niedziela biblijna”. Słowo Boże przez cały dzień będzie
głosił Ksiądz Piotr Mazurek, odpowiedzialny za promocję dzieła
biblijnego w Diecezji siedleckiej. Osobiście, bardzo się cieszę z
odwiedzić tak wartościowego Kapłana w Parafii w Miastkowie.
Nastawiam się na słuchanie głębokich i mądrych treści.
Na
radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi
Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Uroczystość
Najświętszej Trójcy, C,
do
czytań: Prz 8,22–31; Rz 5,1–5; J 16,12–15

CZYTANIE
Z KSIĘGI PRZYSŁÓW:

To
mówi Mądrość Boża: „Pan mnie stworzył, swe arcydzieło, przed
swymi czynami, od dawna.

Od
wieków jestem stworzona, od początku, zanim ziemia powstała.

Jestem
zrodzona, gdy jeszcze bezmiar wód nie istniał ani źródła, co
wodą tryskają, i zanim góry stanęły. Poczęta jestem przed
pagórkami, nim ziemię i pola uczynił, początek pyłu na ziemi.

Gdy
niebo umacniał, z Nim byłam, gdy kreślił sklepienie nad bezmiarem
wód, gdy w górze utwierdzał obłoki, gdy źródła wielkiej
otchłani umacniał, gdy morzu stawiał granice, by wody z brzegów
nie wyszły, gdy kreślił fundamenty pod ziemię. Ja byłam przy Nim
mistrzynią, rozkoszą Jego dzień po dniu, cały czas igrając przed
Nim, igrając na okręgu ziemi, znajdując radość przy synach
ludzkich”.

CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:

Bracia:
Dostąpiwszy usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z
Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu
uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i
chlubimy się nadzieją chwały Bożej.

Ale
nie tylko to, lecz chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że
ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość wypróbowaną cnotę,
wypróbowana cnota zaś nadzieję. A nadzieja zawieść nie może,
ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha
Świętego, który został nam dany.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus
powiedział swoim uczniom: „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia,
ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch
Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od
siebie, ale powie wszystko, cokolwiek słyszy, i oznajmi wam rzeczy
przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam
oznajmi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że
z mojego bierze i wam objawi”.

Tak
często w naszym życiu odnosimy się do Trójcy Świętej, a
przecież nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Zawsze, ilekroć
czynimy znak Krzyża; zawsze, ilekroć wypowiadamy słowa krótkiej,
ale bardzo znanej modlitwy: „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi
Świętemu…”
zawsze wtedy wyznajemy naszą
wiarę w Trójcę
. Nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy, bo
często pospiesznie i niedbale czynimy te święte gesty, czy
wypowiadamy związane z tym słowa.

Dzisiaj
mamy okazję, aby w Uroczystość Trójcy Świętej na nowo
uświadomić sobie, że wierzymy w Jednego Boga, który jest w trzech
Osobach. Wielka to tajemnica naszej wiary! Niejeden już
podejmował się próby jej zrozumienia i zgłębienia. Oczywiście –
próby te okazywały się daremne. Nie sposób bowiem pojąć
tajemnicy tak wielkiej, tajemnicy w jakiś sposób ukrytej w Bogu.

Rąbka
tej tajemnicy uchyla nam Jezus w swoim Słowie, wskazując
na wszystkie trzy Osoby Boskie.
Oto w dzisiejszej Ewangelii
mówi o posłaniu Ducha Świętego. Słyszymy takie słowa: On
Mnie otoczy chwałą,
ponieważ z mojego weźmie
i wam oznajmi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego
powiedziałem, że z mojego bierze i wam objawi.

Wśród
trzech Osób Boskich panuje wielka
wspólnota – wręcz
niepodzielna
jedność. Choć każda z tych Osób
jest odrębna, każda jest inną Osobą, to przecież wszystkie są
jednością, bardzo ściśle ze sobą współistniejącą
i współpracującą.
Ojciec posyła Syna, Ojciec z Synem
posyła Ducha.
Z kolei Duch przenika działania Syna w dziele, do
którego wezwał przed wiekami Ojciec. A jednak zawsze mówimy o
jednym, działającym Bogu.

Nie
sposób to zrozumieć, nie sposób to ogarnąć. I
chyba nawet
nie ma takiej potrzeby, abyśmy musieli to
ogarnąć i pojąć.
Wystarczy, jeżeli otworzymy nasze serce i
spróbujemy w to uwierzyć. Jezus
objawił nam
tyle tej tajemnicy, ile potrzeba dla naszego
zbawienia.
Więcej ujrzymy i zrozumiemy, kiedy będziemy w
wieczności oglądali Boga twarzą w twarz. Teraz wystarczy, jeżeli
uwierzymy w Boga takiego, jakim On jest – takiego, jakim zechciał
być i jakim nam się objawia. „Oto wielka tajemnica wiary!”
– mówimy w każdej Mszy Świętej i te słowa muszą nam bardzo
konkretnie zapaść w sercu, bo przecież nie mówimy: Oto wielka
nasza wiedza na temat Trójcy Świętej czy na inny temat, ale
właśnie: Oto wielka tajemnica wiary!
Wiara
zakłada jakieś poszukiwanie, wiara zakłada pytanie, wiara zakłada
otwartość serca, pozwalającą przyjąć tajemniczą wieść.
Spodobało się Bogu spotykać
się z człowiekiem
na płaszczyźnie wiary, a nie –
pełnej wiedzy.
Jednocześnie jednak tym, którzy chcą uwierzyć,
Bóg sam przychodzi z pomocą.

W
drugim czytaniu, z Listu Świętego Pawła Apostoła do Rzymian,
słyszymy takie oto słowa: Dostąpiwszy
usprawiedliwienie przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana
naszego, Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę
dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się nadzieją
chwały Bożej.

Wszystko,
co wielkie w naszym życiu duchowym, dokonuje się przez wiarę. Ta
wiara ciągle poszukuje zrozumienia, ale nie może też pominąć
Bożej pomocy. Bóg objawił nam siebie, powiedział o sobie,
przekazał swoją wolę.
Jezus dokonał zbawienia człowieka na
Krzyżu, Duch Święty ciągle obdarza natchnieniem. A reszta
należy już do nas
– do każdego z nas.

Czy
przyjmiemy ten Boży dar? Czy zechcemy uwierzyć? I – co jest
bardzo ważne – czy zechcemy uwierzyć w takiego Boga, jakim On
sam się nam objawia,
czy w
takiego, jakiego obraz my sobie tworzymy
– może mniej
wymagającego, może bardziej pobłażliwego dla ludzkich grzechów,
a może takiego, który uzależnia swoje wymagania od tego, na jakim
stanowisku stoi dany człowiek i jaką pozycję zajmuje?…
To
prawda, nie znamy Boga do końca, ale wiele o Nim wiemy, bo
naprawdę dość dużo zechciał o sobie powiedzieć.
Inna sprawa
– to warto także zauważyć – że nasza dość mała wiedza na
temat Boga jest wynikiem tego, iż za mało przykładamy się
do tego, aby ją zgłębić. Lektura Pisma Świętego czy
książek religijnych, których, dzięki Bogu, jest już obecnie
całkiem sporo – niestety, nie jest jeszcze popularna, a
wszelkie spotkania
w grupach
formacyjnych czy na konferencjach,
organizowanych dla
młodzieży pozaszkolnej czy przy okazji udzielania Sakramentów,
traktowana jest jako konieczność, którą trzeba zaliczyć, żeby
się potem wiecznie ksiądz nie czepiał. A tymczasem, to
prawdziwy
wstyd, że
my chrześcijanie tak mało wiemy o swoim Bogu.

Może
to jest mylące wrażenie, może zbytnio uogólniam w tej chwili, ale
niekiedy odnoszę wrażenie, że ci, którzy wierzą w jakiegoś
innego, wymyślonego jakiegoś boga,
albo w tego prawdziwego, ale
niezgodnie z tym, co o sobie objawił – iż właśnie oni są
bardziej odważni od nas, którzy wierzymy w Boga prawdziwego! Oni
przy różnych okazjach mówią o swojej wierze, nie boją się nawet
chodzić po domach i przekonywać do swojej wiary. I nawet jeżeli
w znacznej mniejszości w
jakiej grupie społecznej,
to bardzo głośno domagają się
poszanowania swoich praw, swojej odmienności. I dobrze – nikt im
tego nie może zabronić. A
tymczasem my katolicy niekiedy sprawiamy wrażenie,

jakbyśmy się czegoś obawiali – i to niekiedy nawet we własnym
gronie,
w swojej własnej
rodzinie!

Już
kilka razy wspominałem o tym przedziwnym zjawisku: oto zjeżdża się
rodzina bliższa czy dalsza, jest niedziela. Ani
gospodarze, ani goście nie byli w kościele,
a wszyscy
boją się nawet o tym wspomnieć.
Gospodarze nie zaproponują,
bo może goście zmęczeni po podróży. Goście nie zaproponują, bo
może nie będą się narzucać gospodarzom. I tak w wierzącej
rodzinie
temat Mszy Świętej niedzielnej całkowicie umyka.

A
takie zagadnienie, jak przeżywanie wiary, jak związane z tym
trudności czy pozytywne strony tego faktu – nie są w ogóle
przedmiotem rozmowy w wierzącej rodzinie. Tematem,
który się – co najwyżej – pojawia w związku z Kościołem,

to błędy księży.
Ich potknięcia. Albo zarobki.
Natomiast sposób rozumienia – na przykład – niedzielnej
Ewangelii, czy jakiegoś zagadnienia moralnego z punktu widzenia
nauki Chrystusa, najczęściej nie są przedmiotem żadnej refleksji
i tematem do rozmów.

I
w ten właśnie sposób gdzieś nam w praktyce codziennej umyka
odniesienie do wiary,
przybiera
ono formę tylko porannego czy wieczornego „paciorka”,

szybko zmówionego (żeby nie powiedzieć: „sklepanego”) i Mszy
Świętej niedzielnej, ale też – nie w każdą niedzielę. Nie
wspomnę już o znaku Krzyża na początku podróży czy przed
posiłkiem, a zwłaszcza – w stołówce szkolnej, czy w pracy. Ależ
by się pewnie dostało od kolegów temu,
który by się odważył
przeżegnać przed jedzeniem, prawda?!

A
to jest właśnie najprostsze, a jednocześnie najbardziej widoczne
wyznanie wiary. Nic innego! Wyznanie wiary w Trójcę Świętą!
Nam się może wydawać, że wyznanie to ma polegać na
nadzwyczajnych sprawach, nadzwyczajnych gestach. Nie! Tu chodzi –
jak wielokrotnie już sobie o tym mówiliśmy – o drobiazgi, ale
takie znaczące drobiazgi
. Właśnie poprzez takie drobiazgi
poznaje się autentyczność wiary. Właśnie
poprzez takie drobiazgi
świadczymy o naszej wierze w
Trójcę Świętą.

Nie
tylko poprzez wypowiedzenie formuły mszalnej, którą wydeklamujemy
po kazaniu. Tutaj, w kościele, jest nam łatwo powiedzieć:
Wierzę… Tak, wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego, wierzę w
Jezusa Chrystusa, wierzę w Ducha Świętego, który od Ojca i Syna
pochodzi.

Tutaj,
w kościele, wszyscy zasadniczo w imię tej wiary się zbieramy, więc
kiedy będziemy wypowiadali treść tejże wiary, to na pewno nikt
się
ze zdziwieniem nie obejrzy, nie
zaśmieje się w oczy,
nie zrobi zdumionej miny. Ale już w
autobusie lub w pociągu nie wiadomo, jak zareagują inni podróżni,
a w stołówce – jak zareagują koledzy czy koleżanki.

Nieważne,
jak zareaguje Chrystus! Nieważne, że w tym momencie
waży
się
nasza wieczność, bo koledzy i koleżanki
przeminą, tak jak przeminą takie czy inne układy, a zostanie
wieczność, a w wieczności Bóg. Nieważne! Ważne, co powiedzą
ludzie! Jak ma wyglądać ta nasza
wieczność, jeżeli teraz
tak trwożliwie boimy się
przyznać do Boga?

I
dlatego dochodzi do takich absurdów, że w jakiejś społeczności,
czy grupie, większość osób jest wierzących – albo przynajmniej
za takie się podaje – ale jest problem z umieszczeniem krzyża w
widocznym miejscu, albo nawet noszenie oznak religijnych na sobie,
jak chociażby medalika, bo co powie ta jedna osoba, która jest
niewierząca? Nieważne,
co powie
kilkadziesiąt osób,
które są wierzące. To się nie liczy!
Bo w 
imię tak zwanej tolerancji – to teraz takie bardzo
modne słowo, taki „wytrych” – nie można powiesić krzyża w
przestrzeni publicznej. Jawi się bardzo konkretne pytanie: dlaczego?

Dlaczego
wiara ma stać
zawsze na straconej pozycji, na tej pozycji
gorszej
w naszym życiu?
W cywilizowanym świecie ponoć obowiązuje zasada większości
głosów. Jeżeli większość jest za czymś, to mniejszość ma się
podporządkować. Naturalnie, tu jest niebezpieczeństwo, iż może
dojść do 
różnych nadużyć,
dlatego tej zasady nie można
stosować bezwarunkowo,
ale
przy roztropnym podejściu do niej można wypracować pewien
consensus. I zasadniczo tak się to dokonuje w większości
przypadków.
No,
właśnie – w większości. Ale nie we wszystkich. W większości
przypadków – z wyjątkiem wiary. Tutaj
akurat
mniejszość może agresywnie narzucać większości
swoje spojrzenie,
swoje
poglądy, a cała większość
ma
pokornie milcz
eć! Bo nam, moi Drodzy, przez kilkadziesiąt
lat wmawiano, że wiara to sprawa prywatna, to sprawa do
demonstrowania i praktykowania co najwyżej w kościele, ale życie
przebiega innym torem, gdyż jesteśmy państwem świeckim.

Oczywiście,
nikt temu nie przeczy i nie chodzi tu wcale o jakieś agresywne
narzucanie swoich przekonań komukolwiek. Tu chodzi o zwykłe,
konkretne świadectwo.
O to, byśmy się wreszcie wyzbyli tego
kompleksu niższości,
który
doprowadza do sytuacji absurdalnych,
wspomnianych już
wcześniej, że wierząca rodzina we własnym domu, przed swoimi –
wstydzi się przyznać do swojej wiary. Przed samą
sobą!

Naturalnie,
zawsze i wszędzie mamy szanować poglądy inaczej wierzących czy
niewierzących, mamy się z nimi liczyć, ale nie wolno nam na
każdym kroku tchórzliwie milczeć,
a szczególnie wtedy, kiedy
ktoś wyraźnie ośmiesza Boga czy Jego naukę. Nie wolno nam się
ciągle wycofywać! Nie wolno nam przepraszać, że żyjemy!
Jak
to jest – tego nigdy nie mogę zrozumieć – że ta mała garstka
zadeklarowanych przeciwników Boga nigdy się nie boi głośno
wypowiedzieć, a wręcz nachalnie i arogancko wykrzykiwać swoje
zdanie: w telewizji, w radiu, w internecie, w gazetach. Propagują
antywartości,
wzywają do
zarzucenia zasad moralnych. Oni się nie boją,
nie
mają żadnych kompleksów
a my się boimy!
Dlaczego
my nie mówimy głośno o swojej wierze, o swoim poglądzie na
życie, na moralność, na przykład – w odniesieniu do życia
małżeńskiego czy rodzinnego? Dlaczego
nie zajmujemy jasnego
stanowiska w sprawie zwykłej uczciwości,
w sprawie
prawdomówności, w sprawach takich zwyczajnych, w których możemy
odważną postawą lub zajęciem jasnego stanowiska pokazać swoją
wiarę? Może właśnie dlatego ta nasza wiara jest taka, jaka jest,
że już sami uwierzyliśmy, iż
mamy się z nią ukrywać
na
każdym kroku?

Nie!
Tak dalej być nie może! My nie możemy się ciągle Kościołem w
defensywie! Potrzeba ofensywy –
ewangelicznej ofensywy!
Musimy całkowicie przestawić akcenty, całkowicie zmienić styl:
z
ciągłej obrony – na aktywne wyjście do ludzi!
I
o to, moi Drodzy, trzeba nam się dzisiaj modlić dla nas, abyśmy
słysząc w liturgii Słowa pouczenie o jedności Osób Boskich,
zapragnęli takiej samej jedności naszej z Bogiem. Skoro Bóg
w trzech Osobach tak bardzo angażuje się w sprawę naszego
zbawienia, to my nie możemy ciągle trwać w zastraszeniu. I w
biernej defensywie.
Jeżeli
naszym Obrońcą i Źródłem naszej siły i wewnętrznej mocy
jest Bóg Trójjedyny, to nam już nie wolno się wstydzić wiary.
Nawet tak po ludzku patrząc, łatwo stwierdzimy, kto jest większy
i mocniejszy:
czy ci, którzy z nas dzisiaj śmieją się i
szydzą, czy Bóg, który kiedyś będzie nas sądził, a
który już teraz i dzisiaj przy nas stoi i nas wspiera?…

Niech
nas Bóg obdarzy swoją Mądrością, o której tak pięknie mówi
pierwsze czytanie, abyśmy zawsze potrafili jasno i konkretnie tą
mądrością kierować się w życiu.
Mądrość ta jest
stworzona przed wiekami – bo sam Bóg jest ta Mądrością, a wiec
trudno nawet mówić o jakimkolwiek początku. Mądrość Boża
nie ma początku ani końca,
jak
nie ma początku ani końca Bóg Trójjedyny.
Warto to sobie
przypominać, zwłaszcza w chwilach, kiedy trudno nam będzie
przyznać się do wiary,
kiedy z jakiegoś powodu będziemy się
tego obawiali…
Warto
nam wtedy przypomnieć sobie o Bogu, który jest wszechpotężny i
wieczny. Niech On sam

Bóg Ojciec, Syn Boży Jezus Chrystus i Duch Święty –
będzie
źródłem naszej odwagi!

7 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.