Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa przeżywają Iwona i Marcin Zagubień, z którymi miałem radość współpracować w czasie mojej posługi w Celestynowie. Bardzo Im dziękuję za wielorakie wsparcie i pomoc, choćby w poprowadzeniu kursu przedmałżeńskiego. Życzę Jubilatom codziennego owocnego łączenia miłości do Boga z miłością do siebie nawzajem – i do wszystkich wokół. Więcej o tym w rozważaniu. Zapewniam o modlitwie!
Moi Drodzy, proszę dziś, abyśmy w naszych modlitwach pamiętali o Wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób ucierpieli wczoraj w Tatrach. I w ogóle – pomódlmy się za Wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób ucierpieli w czasie tych wakacji. Szkoda, że nie wszyscy wrócą do swojej pracy i do swojej szkoły… Niech Zmarłym Bóg da Niebo, Rannym pozwoli powrócić do zdrowia, a dla Rodzin jednych i drugich – niech sam będzie wsparciem.
Dobrego i błogosławionego dnia!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Piątek 20 Tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań: Rt 1,1.3–6.14b–16.22; Mt 22,34–40
CZYTANIE Z KSIĘGI RUT:
W czasach, gdy rządzili sędziowie, powstał głód w kraju. Z Betlejem judzkiego wyszedł pewien człowiek ze swoją żoną i swymi dwoma synami, aby się osiedlić w ziemi Moabu.
Ten człowiek, imieniem Elimelek, mąż Noemi, zmarł, a Noemi pozostała ze swymi dwoma synami. Ci wzięli sobie za żony Moabitki: jedna nazywała się Orpa, druga nazywała się Rut. Mieszkali tam około dziesięciu lat. Obaj synowie również zmarli, a kobieta pozostała, przeżywszy obu swych synów i swego męża.
Wyruszyła więc Noemi i z nią jej synowe, aby wrócić z ziemi Moabu, ponieważ usłyszała w ziemi Moabu, że Pan nawiedził swój lud, dając mu chleb. Orpa ucałowała swoją teściową i wróciła do swego narodu, a Rut pozostała przy niej. Noemi powiedziała do Rut: „Oto twoja szwagierka wróciła do swego narodu i do swego boga, wracaj i ty za twą szwagierką”.
Odpowiedziała Rut: „Nie nalegaj na mnie, abym opuściła ciebie i abym odeszła od ciebie, gdyż gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, twój naród będzie moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem”.
Wróciła więc Noemi, a z nią była Rut Moabitka, jej synowa, która przyszła z ziemi Moabu. Przyszły zaś do Betlejem na początku żniw jęczmienia.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że Jezus zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał Go, wystawiając Go na próbę: „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?”
On mu odpowiedział: „«Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem». To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: «Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego». Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy”.
Naprawdę, Rut nie musiała postąpić tak, jak postąpiła. Mogła odejść od Noemi. I nie byłoby to przez nikogo źle odebrane. Przecież Noemi nawet nalegała na takie rozwiązanie. Zwłaszcza, że tak właśnie postąpiła druga synowa, Orpa, po tym, jak jej mąż, a syn Noemi – podobnie, jak i drugi syn, mąż Rut – zmarł. Orpa odeszła, bo zapewne uznała – zgodnie z sugestią teściowej – takie właśnie rozwiązanie za naturalne w zaistniałej sytuacji.
Rut jednak – odwrotnie – chyba nawet takiego rozwiązania nie dopuściła na moment do swej świadomości, a za całkowicie naturalne uznała rozwiązanie zupełnie odmienne: pozostanie ze swoją teściową. I pozostała, wykazując się przy tym wielką stanowczością podjętego postanowienia, co wyraziła w słowach, skierowanych do Noemi: Nie nalegaj na mnie, abym opuściła ciebie i abym odeszła od ciebie, gdyż gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, twój naród będzie moim narodem, a twój Bóg będzie moim Bogiem.
Dokonała zatem bardzo świadomego wyboru. Czy to dlatego, że jej imię dosłownie oznacza tyle, co: „przyjaciółka”, dla odróżnienia od imienia „Orpa”, tłumaczonego jako: „ta, która pokazuje kark”?… Rut rzeczywiście okazała się przyjaciółką dla swej teściowej, Orpa natomiast – w jakimś sensie – pokazała swój twardy kark i odeszła. Aczkolwiek – podkreślmy to raz jeszcze – miała takie prawo. Nie musiała zostać.
Rut też nie musiał, ale została. W ten sposób dała z siebie więcej, niż musiała, niż nawet ktokolwiek by się spodziewał. A to z kolei jest wspaniałym przykładem realizacji pouczenia Jezusa z dzisiejszej Ewangelii. I choć Rut nie mogła usłyszeć tego pouczenia, bo żyła wiele lat przed Jezusem, to jednak wewnętrzny imperatyw serca nakazał jej okazanie takiej właśnie miłości Bogu i jednocześnie okazanie miłości konkretnemu człowiekowi, czyli swojej teściowej.
Rut połączyła w swojej postawie te dwa wymiary: okazała miłość matce swego zmarłego męża i jednocześnie okazała wielką miłość Bogu, uznając Go w ogóle za swojego Boga, za Pana całego swego życia. Nie musiała tego robić. Ale chciała. A to pokazuje, jak bardzo prawdziwa była jej miłość! I jak bardzo – wiedziona wewnętrznym nakazem swego czystego serca – wyprzedziła czasy, w jakich żyła, a konkretnie: naukę, głoszoną przez ówczesnych rabinów.
Przecież według tej nauki przykazania miłości Boga i miłości człowieka nie były łączone! Każde z nich rabini żydowscy ogłaszali i o każdym z nich nauczali oddzielnie. Dopiero Jezus je połączył, czyniąc te dwa przykazania – jednym, wewnętrznie spójnym i nierozerwalnym przykazaniem! To znaczy, Jezus je połączył oficjalnie, w swoim nauczaniu, ogłaszając dzisiaj przykazanie miłości Boga i bliźniego jako fundamentalną zasadę chrześcijaństwa!
Na długo jednak wcześniej, niż Jezus to ogłosił, Rut pokazała to swoją postawą. Bo – prawdę powiedziawszy – nie mogła inaczej. I Jezus nie mógł inaczej nauczać, bo wewnętrzna łączność obu tych przykazań jest oczywista – z samej natury rzeczy. Aż dziw bierze, że współzależności tej nie dostrzegli rabini żydowscy, skoro każde z tych dwóch przykazań traktowali z osobna.
Jak jednak można kochać Boga, a nie kochać człowieka, albo wręcz okazywać drugiemu człowiekowi nienawiść, pogardę, lekceważenie? I jak można kochać człowieka, nie kochając Boga? Taka miłość jest bałwochwalcza – i z całą pewnością szkodliwa.
Dlatego miłość do Boga najpełniej i najbardziej wyraziście okazuje się poprzez miłość do konkretnego człowieka (tak, konkretnego człowieka, a nie do jakiejś mgliście pojmowanej «ludzkości»!), natomiast miłość do człowieka musi być wpisana w naszą miłość do Boga. Wtedy mamy do czynienia z najbardziej czytelnymi i zdrowymi relacjami pomiędzy nami a Bogiem – i pomiędzy nami, ludźmi, nawzajem. I to we wszystkich społecznościach, w jakich żyjemy, począwszy od rodziny.
Czy mogę zatem powiedzieć, że w praktyce mojej codzienności staram się łączyć miłość do Boga i miłość do człowieka – w jedną, spójną postawę, czy może za parawanem mojej publicznie okazywanej pobożności stoi pogarda do konkretnych ludzi?… Czy nie ma choćby jednego człowieka, którym bym pogardzał, lub którego bym choćby skrycie nienawidził?… Czy w imię miłości do Boga staram się przynajmniej modlić za ludzi trudnych i okazujących mi niechęć lub lekceważenie?
Czy z mojej pobożności i miłości do Boga naprawdę wypływa prawdziwa miłość do drugiego – każdego! – konkretnego człowieka?…
Rut, mogłaby z powodzeniem być Patronką Synowych! Tyle we współczesnym świecie opinii i kawałów na temat relacji teściowa-synowa … Postawa Rut, którą Pismo Święte i Ksiądz ukazał godna naśladowania i popularyzacji.
Wieczny odpoczynek racz zmarłym teściowym dać Panie a żyjącym radość bycia nimi a wszystkim nam ześlij swoje błogosławieństwo Boże nasz, Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba. Amen.
Tak, zarówno Rut mogłaby być Patronką synowych, jak i Noemi – Patronką teściowych. Bo naprawdę, wielką miłością odwdzięczyła miłość swojej synowej. I w ogóle – cała Księga, jak na to zwraca się uwagę w komentarzach, jest promocją pięknego życia rodzinnego.
xJ