Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ojciec Święty Franciszek. Módlmy się o wszelkie Boże błogosławieństwo dla jego apostolskiej posługi. Niech cały Kościół dzisiaj – i nie tylko dzisiaj – modli się za Piotra naszych czasów!
Imieniny przeżywa dziś także Ksiądz Franciszek Juchimiuk, mój Profesor teologii moralnej w Seminarium; oraz Ojciec Franciszek Chrószcz, posługujący w Kodniu, także jako Egzorcysta.
Urodziny natomiast obchodzą: mój Kolega, Andrzej Adamski, oraz Paweł Deres i Anna Maksymiuk, należący w swoim czasie do Wspólnot młodzieżowych, a także Magdalena Fabisiak, życzliwa mi Osoba z Lublina, Żona Moderatora naszego bloga.
Niech Święty Franciszek wyprasza wszystkim dzisiaj świętującym wielkie pragnienie świętości i odwagę do codziennego odbudowywania Kościoła Chrystusowego, o czym więcej w rozważaniu. Zapewniam o modlitwie!
Moi Drodzy, dzisiejszy dzień zapowiada się mi dość ciekawie, bo wieczorem, o godzinie 18:00, mam odprawić uroczystą Mszę Świętą i wygłosić homilię (jest już zamieszczona poniżej) w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Matki Bożej, w Opatowie. Jest to Parafia prowadzona przez Ojców Franciszkanów, a jej Proboszczem i Gwardianem Wspólnoty zakonnej jest Ojciec Edgar Semeniuk.
Ojciec Edgar przez rok pracował w Lublinie i wtedy odwiedził mnie, w moim mieszkaniu, w ramach wizyty duszpasterskiej. Wtedy poznaliśmy się, a właściwie to rozpoznaliśmy się, bo Ojciec pochodzi z Parafii w Terespolu nad Bugiem, gdzie mieszkali moi ś.p. Dziadkowie i dokąd ja wówczas jeździłem, jako Alumn Seminarium, a Ojciec Edgar – wtedy Adam – był w tejże Parafii Lektorem. I zapamiętał przyjeżdżającego co i raz Kleryka…
Ja Go wówczas nie poznałem, ale w czasie owej wizyty duszpasterskiej w Lublinie nawiązaliśmy kontakt i oto przed kilkoma tygodniami otrzymałem zupełnie dla mnie zaskakujące, miłe zaproszenie do Opatowa. Wybieram się zatem. Sam pamiętam – z czasów, kiedy służyłem do Mszy Świętej w kościele Ojców Kapucynów w rodzinnej Białej Podlaskiej – że dzień liturgicznego wspomnienia Świętego Franciszka obchodzony jest w kościołach franciszkańskich bardzo uroczyście. Tak będzie zapewne i dzisiaj, w Opatowie. Dlatego też teksty czytań, jakie dziś zamieściłem, nie są tekstami z dnia, ale z uroczystości.
Moi Drodzy, przypominam o nabożeństwie październikowym i o tym, że dzisiaj pierwszy piątek miesiąca. A jutro pierwsza sobota, ale też – słówko z Syberii!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Uroczystość Św. Franciszka z Asyżu,
do czytań z t. VI Lekcjonarza: Syr 50,1.3–7; Ga 6,14–18; Mt 11,25–30
CZYTANIE Z KSIĘGI SYRACYDESA:
Oto jest ten, który za życia swego poprawił dom Pański, a za dni swoich wzmocnił świątynię. Za dni jego został wykuty zbiornik na wodę, sadzawka, której obwód jest jak morze.
On myślał o swoim ludzie, aby go ustrzec przed upadkiem, umocnił przeto miasto na czas oblężenia. Jakże wspaniale wyglądał, gdy wracał do ludu, przy wyjściu z Domu Zasłony. Jak gwiazda zaranna pośród chmur, jak księżyc w pełni w dniach świątecznych, jak słońce świecące, tak on zajaśniał w świątyni Boga.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO GALATÓW:
Bracia: Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata.
Bo ani obrzezanie nic nie znaczy, ani nieobrzezanie, tylko nowe stworzenie. Na wszystkich tych, którzy się tej zasady trzymać będą, i na Izraela Bożego niech zstąpi pokój i miłosierdzie.
Odtąd niech już nikt nie sprawia mi przykrości: przecież ja na ciele swoim noszę blizny, znamię przynależności do Jezusa.
Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech będzie z duchem waszym, bracia! Amen.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.
Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić.
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię.
Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.
Oto jest ten, który za życia swego poprawił dom Pański, a za dni swoich wzmocnił świątynię. […] Jak gwiazda zaranna pośród chmur, jak księżyc w pełni w dniach świątecznych, jak słońce świecące, tak on zajaśniał w świątyni Boga.
Tymi słowami, usłyszanymi przez nas przed chwilą w pierwszym czytaniu, z Księgi Syracydesa, liturgia Kościoła obdarowuje nas w Uroczystość Świętego Franciszka. I choć słowa te Mędrzec Syracydes odnosił do Arcykapłana Szymona II, żyjącego na przełomie III i II wieku przed Chrystusem, syna Oniasza II, to jednak my te słowa odnosimy dzisiaj do naszego Świętego Patrona, skupiając uwagę i refleksję na tym właśnie aspekcie jego postawy i jego świętości.
Czcigodny Ojcze Gwardianie,
Proboszczu tej parafialnej Wspólnoty!
Drodzy Ojcowie i Bracia! Drogie Siostry zakonne!
Czcigodni Księża – Współbracia w Chrystusowym kapłaństwie!
Dostojni Członkowie wszystkich Wspólnot, działających w Parafii!
Drodzy Bracia i Siostry!
Kiedy Ojciec Gwardian zapraszał mnie do celebrowania tej dzisiejszej Uroczystości i wygłoszenia w jej trakcie słowa – za które to zaproszenie już teraz serdecznie dziękuję – to zaznaczył, że zaproszenie kogoś z zewnątrz po to jest, aby ów zaproszony spojrzał na postać i dzieło tego wielkiego Świętego z jakiejś innej strony; żeby wydobył jakiś nowy aspekt jego postawy.
Ja wtedy uświadomiłem sobie, że faktycznie to moje przemawianie tutaj, do Was, to takie trochę noszenie drewna do lasu – wszak Czcigodni Ojcowie i Bracia to przecież duchowi Synowie naszego Patrona, zatem są Ekspertami w tym temacie, a i Członkowie parafialnej Rodziny, prowadzonej przez Franciszkanów, na pewno są dobrze zorientowani w tak wielu sprawach, związanych ze Świętym Franciszkiem.
Dotarła do mnie ta świadomość z dużą siłą, dlatego nie zamierzam wysilać się na jakąkolwiek oryginalność i nie zamierzam nikogo niczym zaskakiwać – bo i tak by mi się to nie udało – natomiast chciałbym podzielić się jedną, bardzo ważną dla mnie refleksją, która jakoś tak mocno poruszyła mnie wewnętrznie w czasie przeżywanych niedawno Rekolekcji kapłańskich.
Jest to konkretnie ta myśl, którą sam Jezus objawił Świętemu Franciszkowi, gdy zwrócił się do niego słowami: „Franciszku, idź odbuduj mój Kościół, gdyż popada w ruinę!” Z historii życia Świętego wiemy, że wizję tę otrzymał on i słowa powyższe usłyszał, gdy po bitwie między mieszkańcami Asyża i Perugii, w której wziął udział, znalazł się w dwuletniej niewoli. Został z niej w końcu wypuszczony, z powodu złego stanu zdrowia.
I wtedy to w jego życiu nastąpiła radykalna przemiana, przeżył totalne nawrócenie. I to właśnie wtedy, w czasie modlitwy przed Krzyżem, w kościele San Damiano, miał usłyszeć wspomniane słowa: „Franciszku, idź odbuduj mój Kościół, gdyż popada w ruinę!” Skoro tak, skoro taką wolę obwieścił mu Pan, to Franciszek wziął się do roboty i rzeczywiście – zaczął odnawiać i remontować co bardziej zaniedbane kościoły w okolicy, począwszy od San Damiano, w którym usłyszał słowa Pana. Ale też kaplicę Matki Bożej Anielskiej, zwanej Porcjunkulą…
Jednak już wkrótce Pan miał mu objawić, że nie o to dokładnie chodziło. Chodziło natomiast o duchową odnowę Kościoła, rozumianego jako wspólnota: wielka wspólnota ludzi ochrzczonych, rozproszonych po całym świecie! To ten Kościół popadał w ruinę. Jezusowi zatem nie chodziło o mury, ale o stan duchowej budowli. I to właśnie ten Kościół Franciszek miał odbudować.
Tak, właśnie on, jeden człowiek, miał się podjąć takiego zadania. Jak miał tego dokonać? Przecież to się w głowie nie mieści, żeby jeden, pojedynczy człowiek miał dokonać czegoś podobnego!
To prawda – jeden człowiek nie jest w stanie tego zrobić. Chociaż wydaje się, że Franciszkowi się udało, wszak wszyscy uważamy go dziś za wielkiego Świętego, który rzeczywiście odcisnął mocne znamię na Kościele. On jeden, pojedynczy człowiek. Jak tego dokonał? Jak mu się udało odbudować faktycznie popadający wówczas w ruinę Kościół Chrystusa?
Znając styl życia naszego Świętego, dobrze wiemy, że nie dokonał tego sam. Gdyż to właśnie o nim – i jemu podobnych – Jezus mówi w dzisiejszej Ewangelii: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Tak, moi Drodzy, upodobaniem naszego Ojca w Niebie jest, aby te rzeczy objawiać prostaczkom.
Nie mylić z prostakami! Prostak – to wiemy, kim jest. A prostaczek – ewangeliczny prostaczek – to człowiek prosty, szczery, bezpretensjonalny, otwarty na Boga, ufający Bogu tak bezgranicznie, jak dziecko swemu ojcu. Bo prostaczek właśnie w Bogu widzi swego Ojca. I dlatego tak bezgranicznie Mu ufa…
Do takiej zresztą postawy Jezus dzisiaj w Ewangelii zachęca nas wszystkich, gdy mówi: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.
Święty Franciszek posłuchał tej zachęty i oddał samego siebie – i całego siebie – do dyspozycji Jezusa. Nie po to, aby w ten sposób było mu lekko i przyjemnie. Wszak jego życie było realizacją tych oto słów Świętego Pawła, z dzisiejszego drugiego czytania: Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata.
Jak wiemy, w pewnym momencie owo «ukrzyżowanie» zyskało wymiar niemalże dosłowny, kiedy to w życiu Franciszka spełniły się także i te słowa Apostoła Pawła z dzisiejszego czytania: Przecież ja na ciele swoim noszę blizny, znamię przynależności do Jezusa. To stygmaty, którymi Pan obdarzył Franciszka… Obdarzył – czy może lepiej powiedzieć: zaszczycił…
Możemy więc powiedzieć, że Franciszek stał się jedno z Jezusem! Stał się tak bardzo podobny do swego Mistrza, że ludzie, patrząc na niego, samego Jezusa widzieli. I dlatego udało mu się odbudować Kościół, dźwignąć go z ruiny. Jak tego dokonał?
Nie swoją pozycją społeczną, nie swoim majątkiem, nie swoim wykształceniem, nie znajomościami i układami – bo nic z tych rzeczy nie miał. Zapewne – na szczęście nie miał… Jak zatem tak wielkiego dzieła dokonał? Dobrze wiemy: swoim totalnym, dziecięcym zaufaniem do Boga, swoim zupełnym ubóstwem, swoją szczerą pobożnością, swoją prawdziwą i bezpretensjonalną prostotą, swoją niesamowitą pokorą, swoją heroiczną wiarą, swoją potężną nadzieją, swoją bezgraniczną miłością! Czyli – jednym słowem to wszystko ujmując – swoją świętością! I to jest, moi Drodzy, recepta na wszystkie biedy i bolączki Kościoła także w naszych czasach.
Bo i dzisiaj coraz głośniej mówi się o wielkim kryzysie Kościoła. I nawet nie mówimy tu o Kościele na Zachodzie, bo tam rzeczywiście można mówić o totalnej ruinie: ludzie żyją tak, jakby Boga nie było – Bóg im po prostu nie jest do szczęścia potrzebny. Długo by o tym mówić i analizować, zresztą – na takie analizy zapewne trafiamy w mediach i internecie.
Ale także i w naszej Ojczyźnie z pewnością zauważamy znaczący spadek religijności wśród ludzi: coraz mniej ludzi uczęszcza na Mszę Świętą, coraz mniej ludzi systematycznie spowiada się i przyjmuje Komunię Świętą, coraz mniej ludzie interesują się nauczaniem Kościoła, spada też akceptacja dla tegoż nauczania w codziennym życiu chrześcijan, dlatego niemalże za coś normalnego uważa się już wspólne mieszkanie narzeczonych na wzór małżeński, pod jednych dachem. Jeszcze nie tak dawno było to zgorszeniem, teraz właściwie jest już czymś zwyczajnym…
Młodzież coraz mniej interesuje się sprawami wiary: jeszcze w szkole podstawowej, czy średniej, chodzą na katechezę – zwłaszcza, jeśli trzeba jakoś „zaliczyć” Bierzmowanie, żeby potem nie było problemu ze ślubem – ale już młodzież akademicka, nie mająca nad głową żadnego „bata”, totalnie odpuszcza sobie katechezy, czy spotkania, w ramach duszpasterstwa akademickiego (akurat teraz przyszło mi się z tym problemem mierzyć).
Coraz bardziej natomiast arogancko podnoszą głowy i głos promotorzy wszelkich wynaturzeń i zboczeń, domagając się dla siebie przywilejów i specjalnych praw, jak chociażby prawa do adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Zupełne pomieszanie z poplątaniem!
I moglibyśmy, moi Drodzy, jeszcze długo wymieniać i wyliczać różne trudne sprawy, dziejące się w Polsce, albo nawet na naszym, lokalnym podwórku – i popadać w rezygnację. Nieraz o tym rozmawiamy w naszym kapłańskim gronie i też bardzo łatwo – nawet nie zauważamy, kiedy – wpadamy w pułapkę narzekania, uskarżania się, biadolenia: co to się teraz dzieje, co to teraz będzie, w którą stronę pójdzie dalej Kościół, jak pełnić dzisiaj misję kapłańską? Zwłaszcza, że i liczba powołań drastycznie spadła – i to zarówno powołań kapłańskich, jak i zakonnych, męskich i żeńskich…
A ci, którzy już tę drogę wybrali i nawet idą nią przez wiele lat, popadają w zniechęcenie, poczucie bezsensu swojej posługi, nie widzą jej owoców, tak często czują się samotni, lekceważeni… Zresztą, nie muszą się czuć lekceważeni – oni po prostu są lekceważeni! Możemy powiedzieć, że w ostatnim czasie drastycznie spadł autorytet osób duchownych w społeczeństwie – z pewnością, w niektórych przypadkach, także niestety z winy ich samych. I cóż w tej sytuacji robić?
Wielu powie – także wśród duchownych – że nic się nie da zrobić! To jest, niestety, takie hasło – wytrych, które niweczy już na starcie wiele dobra, które można by było osiągnąć, ale którego się nie osiąga, bo przecież… nic się nie da zrobić. Czy jednak naprawdę – nic się nie da zrobić? Czy – jako Kościół – jesteśmy skazani już na totalną klęskę?
Tylko w takim razie, co zrobić z zapewnieniem Jezusa, że bramy piekielne Jego Kościoła nigdy nie przemogą, że żadne moce Jego Kościoła nie pokonają? Co zrobić z tym zapewnieniem Jezusa: wierzyć mu, czy nie wierzyć? I cóż powiedzieć na postawę konkretnych, pojedynczych ludzi, którzy tak, jak Święty Franciszek, na przestrzeni wieków, ciągle ten Kościół dźwigali i odbudowywali? Cóż powiedzieć o ich świadectwie, o ich postawie? A kogo konkretnie mamy na myśli?
Oczywiście, Świętego Franciszka, ale i Świętego Ojca Pio, i Świętego Jana Marię Vianneya, i Świętą Matkę Teresę z Kalkuty… I wielu, wielu innych, którzy – jako pojedynczy ludzie – dźwignęli świat i Kościół ku Bogu. Ratowali ten świat! Pojedynczy ludzie!
Naturalnie, byli to też wielcy i święci Papieże, jak Jan Paweł II, czy Jan XXIII, jednak o Papieżach to ktoś mógłby powiedzieć, że skoro mają tak wysoki urząd i wszyscy w Kościele muszą ich słuchać, to było im łatwiej dokonywać tak wielkich rzeczy. My wiemy, że to nie jest do końca tak, bo zajmowanie tak szczególnej pozycji, jaką zajmuje Papież, wcale nie ułatwia sprawy, a niekiedy nawet ją utrudnia, ale – niech będzie… Powiedzmy, że z wysokości Piotrowego Tronu mogło być im nieco łatwiej mówić o pewnych sprawach, nawet trudnych, a ich głos docierał do wielu ludzi.
Ale ci, których wymieniliśmy wcześniej – to przecież prości ludzie, nikomu szerzej nie znani! Przynajmniej na początku, bo później, kiedy chociażby Święty Proboszcz z Ars, czy Ojciec Pio, swoją pobożnością i modlitwą zaczęli przyciągać jak magnes ludzi niemalże z całego świata, to już byli znani. Zaczynali jednak jako najcichsi z cichych, jako najpokorniejsi z pokornych. Ludzie święci – wielcy Święci! Potrząsnęli całym światem! Dali rady!
A tak naprawdę, to Jezus dał rady, ale za ich pośrednictwem, przez ich posłuszeństwo woli Bożej i zaufanie do Boga – po prostu: przez ich świętość!
Przyznaję, moi Drodzy, że kiedy myślę o takich ludziach, także żyjących teraz, obok nas – jedni są publicznie znani, inni zupełnie nie – to myślę sobie, że skoro są tacy ludzie, i skoro oni potrafią tak wielkich rzeczy dokonywać w pojedynkę, to dlaczego niby ja nie mogę? Owszem, możemy powiedzieć, że tamci – nazwijmy ich: dawniejsi Święci – żyli w innych czasach, niż nasze. To prawda.
Owszem, to były może inne czasy, które niosły inne problemy. Ale czy mniejsze od naszych? I oni nie narzekali, nie biadolili, tylko odnieśli osobiście do siebie prośbę Jezusa: „Odbuduj mój Kościół!” – i zabrali się do pracy. Nie oglądali się na prawo i lewo, nie czekali, aż ktoś inny do pracy się weźmie, tylko sami zakasali rękawy i z Bożą pomocą dokonali rzeczy niezwykłych! Zreformowali świat, odbudowali Kościół – swoją świętością!
I tę prawdę właśnie dzisiaj, moi Drodzy, bardzo często podkreślają wielcy duchowi Przewodniczy naszych czasów, jak Jan Paweł II, Benedykt XVI, czy coraz bardziej znany ze swoich bezkompromisowych poglądów Kardynał Robert Sarah, Autor kilku świetnych książek na ten temat – wszyscy oni jednogłośnie podkreślają, że dzisiejszego świata i Kościoła nie zreformują i nie dźwigną z tych najpoważniejszych i najgłębszych kryzysów żadni przywódcy polityczni, czy mędrcy z pierwszych stron gazet, czy „specjaliści od wszystkiego”, tak często przemawiający z ekranów naszych telewizorów. Dzisiejszy świat i Kościół mogą i są w stanie zreformować tylko ludzie święci! Tylko ludzie święci! A gdzie ich szukać?
A tutaj, w tym miejscu. Moi Drodzy, to do każdej i każdego z nas Jezus mówi dzisiaj po imieniu: Odbuduj mój Kościół! Tak, Ty, droga Siostro! I Ty, drogi Bracie! Nie oglądaj się na boki, ani za siebie! Do Ciebie – tak, konkretnie do Ciebie – Jezus dzisiaj mówi: Odbuduj mój Kościół! Jesteś w stanie tego dokonać – Ty, pojedyncza Osoba, jeden człowiek – możesz potrząsnąć światem! Tylko nie mów, że się nie da, nie narzekaj, nie biadol, nie uskarżaj się na rodzinę, na teściową, na synową, na sąsiadów…
I na młodzież nie narzekaj – w końcu, żaden młody człowiek zły się nie urodził! Jeżeli zaś dzisiaj tak wielu z nich gdzieś błądzi, to chyba jest tego jakiś powód. Jaki? Pewnie się domyślamy – często zabrakło świadectwa wiary i świętości we własnym domu.
Ale to nie tylko młodych dotyczy – to dotyczy nas wszystkich! Potrzeba naszej świętości! Naszej głębokiej wiary, naszej szczerej pobożności, systematycznej Spowiedzi i stałej Komunii Świętej, potrzeba naszej codziennej, serdecznej modlitwy! A to wszystko nie po to, żeby spełnić nakazane tradycją praktyki, ale żeby zbudować prawdziwą więź z Bogiem, nawiązać najgłębszą, autentyczną przyjaźń z Nim!
A kiedy człowiek taką przyjaźń nawiąże, to nic dla niego nie będzie niemożliwe, bo to Bóg będzie przez niego działał. Jak to konkretnie zrobić?
Myślę, że fantastyczną propozycję w tej kwestii zawiera w sobie modlitwa, którą jedni przypisują Świętemu Franciszkowi, inni z kolei twierdzą, że powstała dużo później, natomiast z pewnością kapitalnie oddaje ducha naszego Patrona. Prosimy w niej dobrego Boga: „O Panie, uczyń z nas narzędzia swego pokoju, abyśmy siali miłość, tam gdzie panuje nienawiść; wybaczenie, tam gdzie panuje krzywda; jedność, tam gdzie panuje zwątpienie; nadzieję, tam gdzie panuje rozpacz; światło, tam gdzie panuje mrok; radość, tam gdzie panuje smutek. Spraw, abyśmy mogli nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać; nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć; nie tyle szukać miłości, co kochać. Albowiem dając – otrzymujemy; wybaczając – zyskujemy przebaczenie a umierając – rodzimy się do wiecznego życia…”.
Moi Drodzy, to właśnie o to chodzi! O taką postawę! O naszą prawdziwą przyjaźń z Bogiem! O szczerą pobożność i radosne, odważne świadectwo! Podkreślmy to bardzo mocno: radosne świadectwo! Nie naganianie innych do kościoła, a już tym bardziej nie przeklinanie ich. Niektórzy niekiedy mówią, że „i prośbą i groźbą” mobilizują innych do praktyk religijnych, a tu nic! A tymczasem – potrzeba naszego radosnego świadectwa, które pokaże ludziom, począwszy od naszych najbliższych, co nam tak naprawdę daje wiara! I co ona sprawia w naszym życiu! Nie wstydźmy się takiego świadectwa!
Moi Drodzy, przestańmy wstydzić się swojej wiary! Dlaczego my ciągle żyjemy w jakimś dziwnym, niewytłumaczalnym kompleksie niższości? Dlaczego przeciwnicy wiary i Kościoła głośno mówią, a wręcz wykrzykują swoje bzdurne hasła, a my ciągle przepraszamy, że żyjemy! Podnieśmy głowy! Podnieśmy serca! W górę serca! Nie jesteśmy gorsi od innych, nie jesteśmy słabsi, czy bezsilni! Po naszej stronie jest Jezus – z całą swoją przeogromną mocą! Tylko uwierzmy w to wreszcie!
Wiara w naszej Ojczyźnie wcale nie musi gasnąć, i w naszej Parafii także może ona wzrastać! Kościół Chrystusa wcale nie musi popadać w ruinę! On nie może popadać w ruinę! Może być wielki i mocny duchem! Musi być taki!
Dlatego Jezus dzisiaj do każdej i każdego z nas mówi: Siostro, Bracie – odbuduj mój Kościół! Tak, właśnie Ty – odbuduj go! Ja ci pomogę, Ja Cię poprowadzę, ale potrzebuję Twojego serca, Twojego zaangażowania – potrzebuję Twojej świętości!
Moi Drodzy, bierzmy się więc do roboty! Nie od jutra, nie od Świąt, tylko od dzisiaj! Bierzmy się do roboty – odbudowujmy Kościół Chrystusowy! A Święty Franciszek niech nam w tym pomaga…
PIEŚŃ SŁONECZNA ALBO POCHWAŁA STWORZEŃ
Najwyższy, wszechmocny, dobry Panie!
Twoja jest sława, chwała i cześć
i wszelkie błogosławieństwo.
Tobie jednemu, Najwyższy, one przystojną
i żaden człowiek nie jest godny mówić o Tobie.
Pochwalony bądź, Panie mój, ze wszystkimi Twymi stworzeniami,
szczególnie z panem bratem słońcem,
przez które staje się dzień i nas przez nie oświecasz.
Jest ono piękne i promienne wielkim blaskiem:
o Tobie, Najwyższy, daje świadectwo.
Pochwalony bądź, Panie, przez siostry nasze gwiazdy i księżyc:
ukształtowałeś je na niebie jasne i cenne, i piękne.
Pochwalony bądź, Panie mój, przez brata wiatr
i przez powietrze, i chmury,
i przez pogody, i wszystkie pory roku,
przez które Twoim stworzeniom dajesz utrzymanie.
Pochwalony bądź, Panie mój, przez siostrę wodę,
która jest bardzo pożyteczna i pokorna, i cenna, i czysta.
Pochwalony bądź, Panie mój, przez brata ogień,
którym rozświetlasz noc: i jest on piękny i wesoły,
i krzepki, i mocny.
Pochwalony bądź, Panie mój, przez siostrę; nasza, matkę ziemię,
która nas utrzymuje i chowa, i wydaje różne owoce
z barwnymi kwiatami i trawami.
Pochwalony bądź, Panie mój, przez tych, którzy przebaczają
dla Twej miłości i znoszą słabości i utrapienia.
Błogosławieni ci, którzy je zniosą w pokoju,
ponieważ przez Ciebie, o Najwyższy, będą uwieńczeni.
Pochwalony bądź, Panie mój, przez siostrę nasza śmierć cielesna,
której żaden człowiek żywy uniknąć nie może.
Biada tym, którzy umierają w grzechach śmiertelnych!
Błogosławieni ci, których śmierć zastanie w Twej woli najświętszej,
ponieważ śmierć druga zła im nie uczyni.
Chwalcie i błogosławcie mojego Pana i dziękujcie Mu
i służcie z wielką pokorą. Amen.
Amen
xJ
https://www.citizengo.org/pl/lf/168796-o-system-pomocy-kobietom-w-ciazy
Dzięki! Podpisałem.
xJ