Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, pozdrawiam z Samogoszczy, gdzie dzisiaj jest uroczystość odpustowa Świętej Jadwigi Śląskiej, dlatego czytania są z tej Uroczystości. Ja jednak zamieszczam rozważanie niedzielne – zważywszy, że jedna Msza Święta, poranna, będzie w Samogoszczy z niedzieli, a także o 20:00 będę odprawiał Mszę Świętą niedzielną w Duszpasterstwie Akademickim w Siedlcach. Zapraszam zatem do refleksji.
Na głębokie i radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
29 Niedziela zwykła, C,
do czytań: Wj 17,8–13; 2 Tm 3,14–4,2; Łk 18,1–8
CZYTANIE Z KSIĘGI WYJŚCIA:
Amalekici przybyli, aby walczyć z Izraelitami w Refidim.
Mojżesz powiedział wtedy do Jozuego: „Wybierz sobie mężów i wyruszysz z nimi na walkę z Amalekitami. Ja jutro stanę na szczycie góry z laską Boga w ręku”. Jozue spełnił polecenie Mojżesza i wyruszył do walki z Amalekitami. Mojżesz, Aaron i Chur wyszli na szczyt góry.
Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita. Gdy ręce Mojżesza zdrętwiały, wzięli kamień i położyli pod niego, i usiadł na nim. Aaron i Chur podparli zaś jego ręce, jeden z tej, a drugi z tamtej strony. W ten sposób aż do zachodu słońca były jego ręce stale wzniesione wysoko. I tak zdołał Jozue pokonać Amalekitów i ich lud ostrzem miecza.
CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TYMOTEUSZA:
Najdroższy: Trwaj w tym, czego się nauczyłeś i co ci zawierzono, bo wiesz, od kogo się nauczyłeś. Od lat bowiem niemowlęcych znasz Pisma święte, które mogą cię nauczyć mądrości wiodącej ku zbawieniu przez wiarę w Chrystusie Jezusie. Wszelkie Pismo od Boga jest natchnione i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu.
Zaklinam cię wobec Boga i Chrystusa Jezusa, który będzie sądził żywych i umarłych, i na Jego pojawienie się, i na Jego królestwo: głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus odpowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: „W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi.
W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: «Obroń mnie przed moim przeciwnikiem». Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: «Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie»”.
I Pan dodał: «Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie?
Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?»
Jeżeli chcielibyśmy połączyć jednym słowem wszystkie trzy czytania dzisiejszej liturgii, to chyba tym słowem łączącym, tym – jak by to określić językiem matematycznym – wspólnym mianownikiem byłoby słowo: „wytrwałość”.
Oto w czytaniu z Księgi Wyjścia słyszymy opis walki Izraelitów z Amalekitami. Walkę prowadził Jozue, ale chyba nikt, uważnie słuchający tego opisu, nie ma wątpliwości, że zwycięstwo było sprawą Bożą, a zewnętrzną jego zapowiedzią, zewnętrznym jego sygnałem były podniesione ręce Mojżesza, które – gdy zaczęły opadać – zostały wsparte przez Aarona i Chura, ponieważ właśnie od tych wzniesionych rąk Bóg uzależnił zwycięstwo w walce. Wytrwale wzniesione ręce Mojżesza „ściągnęły” z Nieba moc zwycięstwa.
Bardzo podobne przesłanie zawiera w sobie czytanie ewangeliczne. Przedstawiając przypowieść o ubogiej wdowie, zwracającej się z prośbą do niesprawiedliwego sędziego, Jezus zachęca nas do postawy wytrwałości, a nawet już nie tylko wytrwałości, ale wręcz natarczywości. Uboga wdowa złamała wszelkie konwenanse, bo nie dość, że w ogóle odważyła się zwrócić do takiego wielmoży, to jeszcze wręcz domagała się od niego zaangażowania w swoją sprawę – obronę przed przeciwnikiem. Jezus chwali jej postawę i mówi, że właśnie o to chodzi w naszym odniesieniu do Boga – mamy być nie tylko wytrwali, ale wręcz natarczywi; mamy bardzo zdecydowanie i konkretnie zwracać się do Boga.
Mamy wytrwale modlić się, mamy szczerze przedstawiać swoje sprawy, bo jeżeli niesprawiedliwy sędzia dał się wreszcie przekonać natarczywej kobiecie, to o ileż bardziej Bóg pospieszy z pomocą tym, którzy go szczerze proszą: Bóg, który jest miłosierny.
Można się jedynie domyślać, że Jezus celowo użył w przypowieści przykładu niesprawiedliwego człowieka, aby mocniej jeszcze podkreślić kontrast ze sprawiedliwym Bogiem: skoro bowiem niesprawiedliwy człowiek ulega prośbom i spełnia pokładane w nim oczekiwania, to o ileż chętniej uczyni to Bóg, który jest sprawiedliwszy od każdego sprawiedliwego człowieka, a cóż dopiero od człowieka niesprawiedliwego. Czyż nie spełni szczerych pragnień i dobrych oczekiwań, o ile są one zanoszone wytrwale?
Do treści zawartych w tych dwóch biblijnych fragmentach, trzeba dołączyć jeszcze czytanie z Listu Świętego Pawła Apostoła do Tymoteusza, w którym Apostoł zwraca się do młodego Biskupa również z zachętą do wytrwałości: Najdroższy, trwaj w tym, czego się nauczyłeś i co ci zawierzono. Z dalszej lektury dowiadujemy się, że tym czymś są Pisma Święte i zawarta w nich mądrość.
Nie wystarczyło, że Tymoteusz ją posiadł, że ją zgłębił, że od samego Pawła przejął jasne rozumienie prawd wiary, a może jeszcze i innym dobrze prawdy te wykładał. Okazuje się, że nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest, aby w tym, czego się nauczył, stale trwał. A na czym to trwanie będzie polegało, to już Paweł dokładnie wyjaśnia Tymoteuszowi: Głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz.
Czyż mógł się takich zadań podjąć ktoś, kto ze słowem Bożym miałby kontakt jedynie okazyjny? Czy może przekonywać o mądrości i skuteczności Słowa ktoś, kto sam nie jest do niego przekonany, kto w nim po prostu nie trwa? Jaką wartość miałyby słowa pouczenia, kierowane najpierw przez Pawła, a następnie przez Tymoteusza, jeżeli Boże słowo, na którym mieli oprzeć swoje nauczanie, pozostałoby dla nich tylko jakąś odległą rzeczywistością, a nie trwaliby w nim rzeczywiście?
Dlatego owo trwanie jest tak bardzo ważne, nie tylko w życiu Apostołów, ale także w codziennej realizacji naszego chrześcijańskiego powołania do świętości. To również do nas Jezus się zwraca z zachętą, aby nasze ręce były ciągle wzniesione do Nieba. Ciągle! I wtedy, gdy nic się nie udaje, ale i wtedy, gdy wszystko układa się wzorowo.
I wtedy, gdy mamy jakąś prośbę do Boga, mamy jakąś sprawę, ale jednocześnie także wtedy, gdy nic i nikt nas nie niepokoi, nic nam nie zagraża, nikt nam nie przeszkadza i nie utrudnia życia, kiedy wszystko układa się pomyślnie. Mamy zawsze wznosić nasze ręce do Boga, naturalnie – w sposób duchowy.
Tak bardzo konkretnie wyraża to wezwanie liturgiczne, które słyszymy na każdej Mszy Świętej: „W górę serca”, na które odpowiadamy: „Wznosimy je do Pana”. To właśnie dokładnie o to chodzi, abyśmy nasze serca wznosili do Pana, abyśmy je zawsze kierowali ku górze. Zawsze!
Przecież Jozue zwyciężył właśnie dzięki temu, że Mojżesz swoje ręce trzymał wytrwale w górze. Nie było nawet istotne to, że już sam nie dał rady i że skorzystał z pomocy dwóch mężów, którzy go wsparli. Ważne jest to, że chciał wytrwać i ważne jest to, iż zrozumiał, jak bardzo wiele zależy od tych jego wzniesionych rąk. W ten sposób bowiem zwycięstwo, które w prostej linii było zasługą Boga, w jakiś sposób stało się także zasługą Mojżesza, oraz tych, którzy mu pomogli. Ważnym jest zatem, abyśmy nasze ręce – abyśmy nasze serca – stale do Boga wznosili!
To się jednak zazwyczaj dobrze mówi, ale w praktyce okazuje się, że na co dzień często człowiek swoje ręce kieruje w bardzo różne strony i to w dodatku – w strony odległe od Boga. Trzymanie rąk wzniesionych ku górze, jak by nie było, trochę kosztuje: trochę wysiłku i – jak już wspomnieliśmy – trochę wytrwałości. Więc nieraz poszukuje się łatwiejszych rozwiązań: zamiast wznosić ręce ku Niebu, może uda się je skierować gdzieś ku ziemi – może tu znajdzie się rozwiązanie naszych problemów?
Po co od razu angażować Boga, po co od razu angażować się samemu tak bardzo w tym kierunku, wszak wiadomo, że kiedy angażuje się Boga, to także trzeba liczyć się z Jego wymaganiami, trzeba liczyć się z Jego Ewangelią, trzeba będzie już nie na żarty zacząć w niej trwać i według niej kształtować życie. Więc może lepiej z tymi rękami tak bardzo do góry się „nie pchać”, może uda się jakoś inaczej – łatwiej i szybciej?…
Tak się wydaje i takich sposobów się szuka do czasu, kiedy sytuacja nie wymusi zwrócenia się bezpośrednio do Boga, bo wszystkie inne kombinacje zawiodą. Wtedy pozostaje już tylko Bóg ze swoją wszechmocą. I wtedy już człowiek nie zastanawia się, czy warto, czy nie, ale wznosi swoje ręce do Boga i „dobija się” o pomoc, o łaskę, o zdrowie dla najbliższych, o rozwiązanie swoich problemów. I co się okazuje?
Okazuje się, że Bóg nie od razu odpowiada; okazuje się, że Bóg działa w sposób sobie wiadomy, mając zawsze na uwadze przede wszystkim duchowe dobro człowieka. A czasem może pozwoli mu doświadczyć ludzkiej słabości, aby jeszcze bardziej zrozumiał, że poza Bogiem nie ma żadnego ratunku. Człowiekowi wtedy jednak wydaje się, że Bóg go opuścił, że Bogu na nim nie zależy. To jednak nie jest tak!
Bóg widzi wzniesione ręce, ale dla Niego, jako dla Osoby, która kocha i także chce być kochaną, jest bardzo istotne i ważne, czy widzi te ludzkie ręce stale wzniesione ku sobie, czy tylko przy okazji lub z powodu naglącej potrzeby. Dla Boga ma bardzo duże znaczenie to, czy te ręce wzniesione ku Niemu są czyste, czy są ubrudzone rozlicznymi grzechami, bo zanim człowiek wzniósł je ku Niebu, to zdążył je jeszcze skierować ku różnym grzesznym sprawkom i dopiero potem, z konieczności, wzniósł je do Boga.
Żaden przyjaciel nie chce być przyjacielem tylko od wyjątkowej okazji czy wtedy, kiedy jest do czegoś potrzebny. Bóg też nie chce! Z pewnością sprawia Mu wielką radość i satysfakcję szczera modlitwa człowieka, nawet jeżeli ten, jak wdowa z dzisiejszej Ewangelii, dobija się do Niego o taką czy inną pomoc, ale czyni to ze szczerego serca i gorąco Mu ufa. W takiej sytuacji – naprawdę – może powiedzieć Bogu dosłownie wszystko i w każdej chwili.
Czym innym jednak jest pretensja, skierowana do Boga – wtedy szczególnie, kiedy człowiek ze swojej strony nic nie czyni, aby się do Niego zbliżyć, aby Go potraktować poważnie, lecz przypomina sobie o nim w ostateczności i oczekuje natychmiastowego spełnienia zachcianek. Trudno oczekiwać, aby takie postawienie sprawy mogło Boga ucieszyć. Oczywiście, Bóg i w takiej sytuacji nie przestanie człowieka kochać, ale z pewnością w jakiś sposób zasygnalizuje mu, że taka postawa wymaga zmiany.
A całość tych naszych rozważań doskonale podsumowują ostatnie trzy zdania dzisiejszej Ewangelii: Czyż Bóg nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?
Właśnie, moi Drodzy, tu jest całe sedno sprawy. Czy ludzie będą swoje ręce wznosić do Boga w duchu wiary? Czy ich zwracanie się do Niego będzie jednym z elementów postawy wiary, codziennie i konsekwentnie realizowanej, czy też odbywać się będzie na zasadzie, że tu spróbowałem, tam spróbowałem, to i z Panem Bogiem też spróbuję coś załatwić – tak, na wszelki wypadek…
Moi Drodzy, jeżeli człowiek ma ręce stale i wytrwale wzniesione ku Bogu, jeżeli z Nim przeżywa każdą minutę swojego życia, jeżeli trwa w Bożej nauce, jeżeli Boże słowo czyni programem swego działania i wszystkich swoich zamiarów, to taki ktoś naprawdę staje przed Bogiem w zupełnie inny sposób, niż interesant, który przychodzi załatwić z Nim jakąś sprawę, żeby potem znowu o Nim zapomnieć na dłuższy czas.
Naprawdę, inaczej rozmawia z Bogiem i inaczej jest przez Boga postrzegany człowiek, który ma z Nim stały kontakt, aniżeli ten, kto sobie o Nim z rzadka przypomina. Człowiek, który ma stale wzniesione ku Bogu serce, potrafi również pomóc innym, bo w trudnej sytuacji, podobnie jak Aaron i Chur podtrzymywali ręce Mojżesza, tak on również pomoże jedynie w Bogu szukać ratunku, pomoże innym nie stracić nadziei, obronić się przed rozpaczą.
Rzeczywiście bowiem, dopóki jeszcze człowiek wznosi do Boga ręce, dopóki jeszcze szuka u Boga ratunku, dotąd nie zgaśnie Jego nadzieja i dotąd może liczyć na pomoc. Moi Drodzy! Dobrze, abyśmy sobie nawzajem pomagali wznosić ręce do Pana, abyśmy te ręce sobie nawzajem podtrzymywali – to znaczy tak bardzo konkretnie: abyśmy w chwilach trudnych przypominali sobie nawzajem, że przecież jesteśmy chrześcijanami, a stąd płynie dla nas nadzieja i siła, stąd płynie dla nas ratunek. Wprost od Boga.
Módlmy się za siebie nawzajem, abyśmy już nigdy tego ratunku nie szukali poza Bogiem! Módlmy się za siebie nawzajem, abyśmy stale mieli serca wzniesione ku górze, ku Bogu. Módlmy się za siebie nawzajem, abyśmy zawsze trwali w nauce Bożej. Aby Jezus, który zwróci się do nas z pytaniem, jakie postawił dzisiaj w Ewangelii: «Czy znajdę wiarę na ziemi, gdy przyjdę?» – mógł usłyszeć naszą odpowiedź: Tak, Panie, znajdziesz ją w naszych sercach!