Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Siostra Iwona Jagiełka, posługująca przez jakiś czas na Syberii, a obecnie – w Polsce. Niech Pan Jej błogosławi w codziennej posłudze i obdarzy wszelkimi dobrymi natchnieniami. Zapewniam o modlitwie.
A my dzisiaj mamy w naszych kościołach pełną różnorodność, bo w jednych – tych mianowicie, których data poświęcenia kościoła jest znana i obchodzona właśnie wtedy – mamy trzydziestą Niedzielę zwykłą, w tych zaś, których data poświęcenia nie jest precyzyjnie określona, obchodzimy rocznicę poświęcenia własnego kościoła. Ja poniżej zamieszczam rozważanie z Niedzieli zwykłej – w Samogoszczy rocznica poświęcenia kościoła była obchodzona dwa tygodnie temu.
Moi Drodzy, bardzo serdecznie dziękujemy Księdzu Markowi za wczorajsze słówko z Syberii. I wspieramy modlitwą wszelkie dobre dzieła na Syberii.
Czy wszyscy dzisiaj pamiętali o zmianie czasu? Nie wiem, jak Wy, ale ja oczekuję zniesienia tej zmiany. Ani to potrzebne, ani pożyteczne…
I właśnie o godzinie 15:00 – według tego nowego czasu – w Kaplicy Duszpasterstwa Akademickiego w Siedlcach będę sprawował Mszę Świętą dla – i w intencji – Duszpasterstwa Niewidomych naszej Diecezji. Jak pisałem na blogu, we wrześniu byłem z Nimi na Pielgrzymce w Trzebnicy, teraz planujemy comiesięczną Mszę Świętą. Dzisiaj pierwsza z nich.
Na głębokie i radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
30 Niedziela zwykła, C,
do czytań: Syr 35,12–14.16–18; 2 Tm 4,6–9.16–18; Łk 18,9–14
CZYTANIE Z KSIĘGI SYRACYDESA:
Pan jest Sędzią,
który nie ma względu na osoby.
Nie będzie miał On względu na osobę przeciw biednemu,
owszem, wysłucha prośby pokrzywdzonego.
Nie lekceważy błagania sieroty
i wdowy, kiedy się skarży.
Kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty,
a błaganie jego dosięgnie obłoków.
Modlitwa biednego przeniknie obłoki
i nie ustanie, aż dojdzie do celu.
Nie odstąpi, aż wejrzy Najwyższy
i ujmie się za sprawiedliwymi, i wyda słuszny wyrok.
CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TYMOTEUSZA:
Najdroższy: Krew moja już ma być wylana na ofiarę, a chwila mojej rozłąki nadeszła. W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego.
Pospiesz się, by przybyć do mnie szybko. W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale mnie wszyscy opuścili: niech im to nie będzie policzone. Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie, żeby się przeze mnie dopełniło głoszenie Ewangelii i żeby wszystkie narody je posłyszały; wyrwany też zostałem z paszczy lwa.
Wyrwie mnie Pan od wszelkiego złego czynu i wybawi mnie, przyjmując do swego królestwa niebieskiego; Jemu chwała na wieki wieków. Amen.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: „Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik.
Faryzeusz stanął i tak się w duszy modlił: «Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam». Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika».
Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”.
Już pierwsze zdanie dzisiejszego pierwszego czytania jest kluczem do zrozumienia przesłania, z jakim zwraca się do nas Pan. Słyszymy w nim bowiem, że Pan jest Sędzią, który nie ma względu na osoby. I dalszy ciąg pierwszego czytania, a także słowa Jezusa z Ewangelii, są rozwinięciem tej myśli. Także drugie czytanie, w którym słyszymy przejmujące świadectwo Apostoła Pawła, jest potwierdzeniem tej prawdy: Bóg rzeczywiście nie ma względu na osoby!
Dlatego – jak mówi Mędrzec Syracydes – nie będzie miał On względu na osobę przeciw biednemu; owszem, wysłucha prośby pokrzywdzonego. Nie lekceważy błagania sieroty i wdowy, kiedy się skarży.
A potem padają słowa bardzo optymistyczne i niosące ogromną nadzieję. Komu? Właśnie ludziom biednym, opuszczonym, nie liczącym się w rankingach popularności i nie zajmującym wysokich stanowisk w hierarchii społecznej. Słyszymy bowiem, że kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty, a błaganie jego dosięgnie obłoków. Modlitwa biednego przeniknie obłoki i nie ustanie, aż dojdzie do celu. Nie odstąpi, aż wejrzy Najwyższy i ujmie się za sprawiedliwymi, i wyda słuszny wyrok.
Tak, przywołałem tu w sumie całe pierwsze czytanie, ale – doprawdy – trudno mi było pominąć choćby jedno słowo z tego fantastycznego przesłania, z jakim Bóg zwraca się do nas za pośrednictwem starotestamentalnego Mędrca. Każde zdanie bowiem zasługuje tak naprawdę na odrębną refleksję i każde może stanowić kanwę do odrębnego rozważania, a nawet homilii.
Bóg zapewnia w nich, że ci, z którymi nie liczy się świat, mogą liczyć na specjalne względy w Niebie! Ich modlitwa – jak to zostało pięknie wyrażone – dosięgnie obłoków, a nawet przeniknie obłoki i nie ustanie, aż dojdzie do celu! Czyli do Tronu Boga Najwyższego! Oczywiście, pod warunkiem, że taka modlitwa zostanie w ogóle wzniesiona do Boga, bo nie wystarczy być tylko biednym i opuszczonym, żeby Bóg mógł pomóc: trzeba jeszcze chcieć tej pomocy, trzeba zwrócić się szczerze do Boga. Przecież Bóg nikogo na siłę nie chce uszczęśliwiać, natomiast z całą pewnością usłyszy choćby najbardziej subtelną i delikatną modlitwę, z jaką ludzie do Niego się zwrócają.
Tak, jak uczynił to celnik z dzisiejszej Ewangelii. Być może, trudno nam uznać w nim owego biednego, o którym mowa w pierwszym czytaniu, jeśli się zważy, z czego słynęli ówcześni celnicy i jaką złą reputację mieli w społeczeństwie – zresztą, często zasłużoną! Trudno więc może uważać za biednego zwykłego cwaniaka, który nie dość, że pobierał opłaty na rzecz okupanta, to jeszcze niejednokrotnie nieźle przy tym oszukiwał.
Natomiast ten akurat celnik, o którym Jezus mówi dziś z wyraźnie wyczuwalną sympatią i aprobatą, budzi także i naszą sympatię właśnie dlatego, że on akurat uznał prawdę o sobie, nie uciekał od niej, tylko przyszedł do świątyni, zajął miejsce gdzieś z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika». Może materialnie nie był biedny, a i pozycję społeczną miał nie najgorszą – owszem, wynikającą z pełnionej funkcji, nie z własnych zasług, ale ludzie musieli się z nim liczyć, choćby pod nosem go przeklinali.
Tymczasem, on uznał pełną prawdę o sobie, przyznał się do swojej duchowej biedy – i z nią przyszedł do Boga, by prosić o przebaczenie. Niczego nie tłumaczył, nie „mydlił oczu” Panu Bogu jakimiś wykrętami i usprawiedliwieniami, tylko szczerze żałował. I dlatego Jezus powiedział, że odszedł usprawiedliwiony. Ciekawe, prawda? Nie usprawiedliwiał się – a odszedł usprawiedliwiony!
Gdy tymczasem wielki sługa Boży – jak myślał o sobie faryzeusz – odszedł całkowicie przegrany. Jego modlitwa nie znalazła uznania w oczach Bożych. Dlaczego? Myślę, że to dla nas wszystkich oczywiste. Zresztą, posłuchajmy jeszcze raz treści jego modlitwy: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam.
Co możemy powiedzieć o takiej modlitwie? Czy to w ogóle była modlitwa? Zapewne, można zaryzykować stwierdzenie, że tak – to była modlitwa, ale nie do Boga. Chociaż na początku faryzeusz zwrócił się do Boga, to jednak tak naprawdę nie do Niego się modlił. A do kogo?
A do samego siebie! On był bezgranicznie zapatrzony w siebie, jak niekiedy mówimy: zakochany w sobie samym – ze wzajemnością! Dlatego jego modlitwa – jak to ujął w pierwszym czytaniu Syracydes – nie mogła przeniknąć obłoków, bo nawet tam nie dotarła! Bo nawet nie oderwała się od ziemi! Faryzeusz, zapatrzony w złudny blask własnej chwały, tak naprawdę został całym swoim sercem przywiązany do ziemi, do tej swojej nędznej pozycji, którą uważał za tak znaczącą, a która była taka przyziemna, a do tego – w ogóle fałszywa!
Celnik natomiast, który – jak słyszeliśmy – nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, w rzeczywistości wzniósł tam całe swoje serce, całe swoje życie, w jakiś duchowy sposób: wzniósł tam samego siebie i całego siebie! On naprawdę, w tym momencie, oderwał się od ziemi, od tej całej nędzy i tego brudu, w jakim żył, a zwrócił się do Boga. I okazało się, że jego modlitwa została przyjęta, przeniknęła przez obłoki i dotarła do Tronu Boga Najwyższego.
Takie samo zaufanie do Boga, jakie widzimy u celnika, dostrzegamy także w postawie Świętego Pawła. Wszak mówi on dziś w drugim czytaniu: W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale mnie wszyscy opuścili: niech im to nie będzie policzone. Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie…
A wcześniej wypowiada słowa, które naprawdę przejmują swoją głębią i szczerością: Krew moja już ma być wylana na ofiarę, a chwila mojej rozłąki nadeszła. W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego.
Może komuś wydawać się, że pobrzmiewa tu jakaś pycha, jakieś wysokie mniemanie Pawła o sobie i o swojej pracy. Zważywszy jednak na jego świadomość bliskiego już końca ziemskiej drogi, jak i na całe pasmo cierpień, które trzeba mu było znieść, trudno raczej posądzać go o jakąś arogancję przed Bogiem, czy wynoszenie się nad ludźmi. Raczej możemy mówić o wielkim zaufaniu do Boga – szczególnie w sytuacji, kiedy nie bardzo mógł liczyć na drugiego człowieka. To dzisiaj bardzo jasno wybrzmiało w wypowiedzi Apostoła: przez ludzi został opuszczony.
Ale nie został opuszczony – nigdy – przez Jezusa! I o tym mówi. Mówi bardzo szczerze. Uznaje po prostu, że nie zmarnował życia, a dokładniej – tej szansy, którą Pan mu dał. I on teraz wszystkie owoce swojej apostolskiej pracy oddaje w ręce Boga, spodziewając się nagrody wiecznej za swój trud. Trudno tu więc mówić o jakiejś pysze, czy porównywać wyznania Pawła to tej żałosnej – nazwijmy ją tak umownie – modlitwy faryzeusza.
Ze słów Pawła – chociaż, rzeczywiście, dość jasnych i śmiałych – przebija wielkie zaufanie do Boga i całkowite oddanie się do jego dyspozycji. Tak, jak do dyspozycji Boga oddał się biedak z dzisiejszego pierwszego czytania, którego w Ewangelii symbolizuje skruszony celnik.
Oby i nasza postawa, moi Drodzy, także była przykładem takiego totalnego zaufania do Boga! Bo my też – jak ów celnik – mamy na swoim duchowym koncie „to i owo”, czego musimy się przed Bogiem wstydzić. Wiemy, że mamy się z czego spowiadać – o ile tylko zrobimy dobry rachunek sumienia.
Bo jeżeli go nie zrobimy i przychodzimy do Spowiedzi ze stwierdzeniem, że „ja to nie mam grzechów, bo nigdzie nie chodzę, mało z kim się spotykam, Radia Maryja słucham, wszystkie modlitwy odmawiam, to jakie ja mogę mieć grzechy?” – to swoją postawą, jako żywo, przypominamy owego nadętego i aroganckiego faryzeusza, który prawie dokładnie to samo powiedział dzisiaj w Ewangelii. Tylko Radia Matyja nie słuchał…
Jeżeli jednak mamy świadomość swojej słabości, swoich grzechów, ale naprawdę staramy się ich unikać, staramy się nad sobą pracować, a przede wszystkim: głęboko ufamy Bogu i szczerze się do Niego zwracamy ze wszystkimi naszymi biedami i zmartwieniami, to możemy być pewni, że nasza modlitwa przeniknie przez Niebiosa i dotrze aż do Tronu Boga Najwyższego.
Co, oczywiście, nie znaczy, że Bóg natychmiast spełni nasze „trzy życzenia”, czyli że da nam natychmiast to, czego oczekujemy, lub co się nam wydaje w tym momencie najważniejsze i najbardziej potrzebne. Natomiast na pewno będzie nas prowadził, będzie nad nami czuwał, da nam odczuć swoją bliskość, swoje wsparcie – pomoże nam pokonać to, co trudne i bardziej zrozumieć to, co w naszym życiu takie niejasne, niezrozumiałe…
Tylko zaufajmy Bogu! Zaufajmy bezgranicznie! Ośmielmy się oderwać i wzrok, i serce, od ziemi, a skierować je ku Niebu. Przede wszystkim – oderwijmy wzrok i serce od siebie samych i zejdźmy z tego miejsca w naszym życiu, które powinien zająć Bóg, a które często właśnie my sami zajmujemy. Oddajmy to miejsce Bogu – pierwsze miejsce w naszym życiu! Ono tylko Bogu się należy i tylko On powinien je zajmować.
A wtedy wszystko będzie w najlepszym porządku i życie nasze będzie miało właściwy kierunek i cel, a do tego głęboki sens i swoisty smak… To będzie życie „po coś” i „w jakimś celu”, a nie takie beznamiętne „kolebanie się” z dnia na dzień.
Dlatego, moi Drodzy, zaufajmy Bogu! Bezgranicznie! Idźmy do Niego z każdą sprawą – nawet z tą najmniejszą, którą może krępujemy się Bogu przedstawiać, bo taka zwyczajna, codzienna sprawa… Jeżeli dla nas jest ważna, to i dla Boga będzie ważna. Nie obawiajmy się – tylko zaufajmy!
I nie powtarzajmy za filmowym księdzem – skądinąd sympatycznym bohaterem jednego z polskich seriali – słów, którymi on kwituje każdy problem, z jakim ludzie się do niego zwracają: „Nie martw się, wszystko będzie dobrze! Wszystko będzie dobrze!” Nie powtarzajmy tego, bo to płytkie i naiwne.
To stwierdzenie może być prawdziwe, ale jeżeli ujmiemy je w ten sposób, że owszem: wszystko będzie dobrze – co nie oznacza, że zawsze łatwo i przyjemnie, ale na dalszą metę będzie dobrze, a nawet bardzo dobrze – jeżeli w pełni zaufamy Bogu! Ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Wtedy na pewno będzie dobrze!
Czym tu się przejmować? Wszystko będzie dobrze.
https://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/611260,papiez-kradziez-figurki-kosciol-franciszek-amazonia.html
No, więc właśnie – nie będzie dobrze!
xJ