Niepotrzebny Bóg…

N

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ksiądz Prałat Edmund Szarek, w swoim czasie Proboszcz Parafii w Serokomli, gdzie mieszkałem w pierwszych latach moich studiów z prawa kanonicznego na KUL; a obecnie – Proboszcz Parafii w Łaskarzewie i Dziekan Dekanatu łaskarzewskiego, czyli tego Dekanatu, na terenie którego pomagam w niedziele. Dziękując Solenizantowi za wszelkie dobro, życzliwość i pomoc – życzę Bożego błogosławieństwa.

Urodziny natomiast przeżywa dziś Ksiądz Marcin Komoszyński, należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot, pochodzący z mojej rodzinnej Parafii. Życzę niedawnemu Solenizantowi, aby doświadczał wszelkiej Bożej pomocy i ludzkiej życzliwości w realizacji powołania kapłańskiego.

Obu świętujących zapewniam o modlitwie!

A w mojej rodzinnej Parafii Chrystusa Miłosiernego w Białej Podlaskiej – Diecezjalnym Sanktuarium Miłosierdzia Bożego – drugorzędny Odpust Matki Bożej Ostrobramskiej, Matki Miłosierdzia. Z tej okazji ogarniam moją Parafię serdeczną modlitwą. Tym bardziej, że teraz, nie pracując na stałe w żadnej parafii, mogę się częściej pojawiać w swojej rodzinnej i nieco pomóc tam duszpastersko.

Natomiast dzisiaj wyruszam do Pratulina – na kolejne spotkanie z Kandydatami do Bierzmowanie. Zaledwie tydzień temu prowadziłem tam dzień skupienia dla Kandydatów z Radzynia Podlaskiego, a już dzisiaj jadę znowu na spotkanie z Młodzieżą z Parafii Jabłoń, przybywającą pod opieką Księdza Karola Nasiłowskiego. Trochę się zawirowało w „kolejce” Duszpasterzy akademickich, dlatego jadę tydzień po tygodniu. Za to potem będę miał dłuższą przerwę.

Spotkanie tydzień temu było bardzo dobrym doświadczeniem, dlatego liczę, że i dzisiejsze będzie równie ubogacające (głównie dla mnie…). W drodze powrotnej pewnie zajadę na grób moich Dziadków, Rodziców Mamy, w Terespolu, a potem – do Kodnia… Bo jak nie wpaść do Matki Bożej, kiedy się przejeżdża tak blisko…

I jeszcze jedna refleksja – zachęta. Moi Drodzy, zechciejcie śledzić w Telewizji TRWAM wizytę w Polsce Kardynała Roberta Saraha, wielkiego Pasterza i Proroka naszych czasów, promującego swoją najnowszą książkę: „Wieczór się zbliża i dzień już się chyli”. Właśnie patrzę na nią – leży na biurku. Zacząłem ją czytać. Robi niesamowite wrażenie. Daje do myślenia. Świetna diagnoza obecnego stanu Kościoła. A jednocześnie – naprawdę napawa optymizmem i mobilizuje do działania, do odbudowywania Kościoła.

Zachęcam serdecznie do zakupu tej książki i do uważnej lektury! Przekonacie się, że „wciągnie” Was od razu! Bogu niech będą dzięki za to, że współczesny Kościół ma tak wielkich i wspaniałych Pasterzy, jak Kardynał Robert Sarah!

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Sobota 32 Tygodnia zwykłego, rok I,

do czytań: Mdr 18,14–16;19,6–9; Łk 18,1–8

CZYTANIE Z KSIĘGI MĄDROŚCI:

Gdy głęboka cisza zalegała wszystko,

a noc w swoim biegu dosięgała połowy,

wszechmocne Twe Słowo z nieba, z królewskiej stolicy,

jak miecz ostry niosąc Twój nieodwołalny rozkaz,

jak srogi wojownik runęło w pośrodek zatraconej ziemi.

I stanąwszy, napełniło wszystko śmiercią:

nieba sięgało i rozchodziło się po ziemi.

Całe stworzenie znów zostało przekształcone w swej naturze,

powolne Twoim rozkazom,

by dzieci Twe zachować bez szkody.

Obłok ocieniający obóz i suchy ląd ujrzało,

jak się wynurzał z wody poprzednio stojącej:

droga otwarta z Morza Czerwonego

i pole zielone – z burzliwej głębiny.

Przeszli tędy wszyscy, których chroniła Twa ręka,

ujrzawszy cuda godne podziwu.

Byli jak konie na pastwisku

i jak baranki brykali,

wielbiąc Ciebie, Panie, któryś ich wybawił.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać: „W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi.

W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: «Obroń mnie przed moim przeciwnikiem». Przez pewien czas nie chciał.

Lecz potem rzekł do siebie: «Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie»”.

I Pan dodał: „Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”

Pierwsze dzisiejsze czytanie to – jak podkreśla się w komentarzach – medytacja o Nocy paschalnej, czyli tej, w trakcie której naród wybrany opuścił niewolę egipską. Wtedy to Izraelici spożyli baranka, upieczonego w ogniu, naznaczywszy wcześniej drzwi swoich domostw jego krwią.

I wtedy to właśnie – jak poetycko obwiesza Autor natchniony – gdy głęboka cisza zalegała wszystko, a noc w swoim biegu dosięgała połowy, wszechmocne Twe Słowo z nieba, z królewskiej stolicy, jak miecz ostry niosąc Twój nieodwołalny rozkaz, jak srogi wojownik runęło w pośrodek zatraconej ziemi. I stanąwszy, napełniło wszystko śmiercią.

Tak, to właśnie wtedy miała miejsce w Egipcie śmierć pierworodnych synów. Czyli – Bóg mocno zainterweniował. I choć mówimy o czasach Starego Testamentu, kiedy to nie było jeszcze rozwiniętej nauki o wcielonym, odwiecznym Słowie Bożym, czyli o wcielonym Bożym Synu, to jednak Autor Księgi Mądrości już się takim określeniem posługuje.

Dlatego ten dzisiejszy fragment jego Księgi, pomimo że w swym podstawowym znaczeniu odnosi się do Nocy paschalnej, to jednak odczytywany jest także w Okresie Bożego Narodzenia, na pamiątkę innej nocy, kiedy to rzeczywiście wszechmocne [Boże] Słowo z nieba, z królewskiej stolicy, jak miecz ostry niosąc […], jak srogi wojownik runęło w pośrodek zatraconej ziemi.

Widzimy bowiem, że Bóg naprawdę okazał ludziom swoją moc i wielkość. W dalszej części czytania słyszymy o opiece, jaką On sam sprawował nad swoim ludem w czasie wędrówki przez pustynię. Mowa jest o tym chociażby w tych oto słowach: Całe stworzenie znów zostało przekształcone w swej naturze, powolne Twoim rozkazom, by dzieci Twe zachować bez szkody. Obłok ocieniający obóz i suchy ląd ujrzało, jak się wynurzał z wody poprzednio stojącej: droga otwarta z Morza Czerwonego i pole zielone – z burzliwej głębiny. Przeszli tędy wszyscy, których chroniła Twa ręka, ujrzawszy cuda godne podziwu.

Tak, Bóg rzeczywiście chce pomagać człowiekowi. I to zarówno w tym wymiarze wielkim, historycznym, dziejowym, jak i w tym indywidualnym, konkretnym, osobistym. A tak naprawdę, to oba te wymiary splatają się ze sobą, bo jakże mówić o wymiarze globalnym, wielkim, narodowym, dziejowym, jeśli się nie pomyśli o konkretnych ludziach, którzy doświadczają realnej Bożej pomocy w swoich potrzebach? Takiej choćby, jakiej doświadczyła wdowa z dzisiejszej Ewangelii.

Pamiętajmy, że wdowieństwo to w ówczesnym narodzie wybranym bardzo trudny status społeczny. Właściwie to żaden status – kobieta, pozbawiona opieki męża, często naprawdę miała potężne problemy z utrzymaniem siebie i swoich dzieci, niewiele liczyła się w swoim otoczeniu.

I oto nagle dzisiaj słyszymy o wdowie, która wykrzesała z siebie tyle śmiałości i odwagi, że zwróciła się z prośbą w swojej sprawie do znanego sędziego. Co prawda, Jezus nie użył w odniesieniu do niego określenia „znany”, ale sposób, w jaki go przedstawił, dobitnie pokazuje, że to człowiek, który w swoim życiu i karierze raczej rozpychał się łokciami, więc na pewno o nim powszechnie słyszano.

I to właśnie do niego uboga wdowa zwróciła się ze swoją prośbą: Obroń mnie przed moim przeciwnikiem. Pomimo, że ona była tylko biedną wdową, a on – wielkim sędzią. Co więcej, był sędzią, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. Co więcej, wdowa przychodziła do niego ze swoją prośbą wielokrotnie! Można rzec, że złamała wszystkie konwenanse, pokonała w sobie wszystkie kompleksy i obawy, by upomnieć się o swoje. I upomniała się. I otrzymała to, o co poprosiła.

A to pokazuje nam, że Bóg przychodzi do nas ze swoją łaską i swoją pomocą pomimo przeróżnych trudności i przeszkód, jakie na drodze Jego relacji z nami mogą się pojawić. Bo Jemu zależy na człowieku! Na każdym jednym, indywidualnym człowieku. Widzimy, że taki przekaz idzie dzisiaj przez całe pierwsze czytanie i przez całą Ewangelię – aż do ostatniego jej zdania, w którym następuje swoisty zgrzyt.

Oto bowiem po słowach: Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę; Jezus stawia gorzkie pytanie: Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?

Otóż, właśnie! Bóg może wychodzić z pomocą, może wyciągać ratującą dłoń, może pochylać się nad człowiekiem, może być cały do Jego dyspozycji – tylko czy człowiek tak naprawdę tego chce? Czy on tak naprawdę w to wierzy, że Bóg może pomóc? Czy swoją niewiarą przypadkiem nie zniweczy całej wszechpotężnej mocy Bożej?

Moi Drodzy, tu jest problem! Nie w tym, czy Bóg chce, czy nie chce pomóc, bo co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości. Bóg chce pomóc! Nie jest to zależne od nastroju i chwili – Bóg ani na moment nie odwrócił się plecami do ludzi! Jezus, Boży Syn, po to przyszedł na świat, aby zbawić człowieka – każdego, pojedynczego, konkretnego człowieka! Po to właśnie wszechmocne [Boże] Słowo z nieba, z królewskiej stolicy, jak miecz ostry niosąc […], jak srogi wojownik runęło w pośrodek zatraconej ziemi.

Jest tylko ten jeden problem: Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? Czyli – czy będzie miał komu tę pomoc okazać?

Widzimy – szczególnie w naszych czasach – że Bóg jest ludziom coraz mniej potrzebny. A czasami to jakby w ogóle nie był potrzebny. I wiara nie jest potrzebna. Stąd to pytanie: Czy […] Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? – powinien sobie postawić każdy z nas, indywidualnie i osobiście: Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę we mnie, gdy przyjdzie na Sąd, albo po prostu wezwie mnie przed swoje Oblicze?

Czy taką wiarę – głęboką, mocną, przełamującą wszelkie opory i schematy, a więc taką, jakiej przykład daje ewangeliczna wdowa – znajdzie we mnie już dzisiaj? Czy może będzie musiał trochę poczekać? Ale jeżeli tak, to jak długo?…

Czy ja dzisiaj osobiście mogę o sobie powiedzieć, że Bóg może mi pomóc, bo ja… dam sobie pomóc? Bo ja chcę tej pomocy?…

6 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.