To wam oznajmiamy…

T

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ksiądz Kanonik Jan Grochowski, Proboszcz Parafii w Trąbkach, a tak w ogóle – to mój pierwszy Proboszcz. Dziękując Księdzu Kanonikowi za bezmiar życzliwości i pomocy, które przez lata mi okazywał i ciągle okazuje, życzę siły i mocy ducha do pokonywania codziennych trudności i budowania królestwa Bożego w sercach ludzi.

Z kolei, rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa przeżywają Żanna i Łukasz Sulowscy, moi Przyjaciele z Lublina. Życzę ciągłego odkrywania piękna i wielkości małżeńskiego przymierza. Życzę ciągłego doświadczania Bożej mocy i odważnego świadczenia o niej.

A w Boże Narodzenie urodziny przeżywał Michał Szczypek, należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach.

Wszystkich dziś świętujących zapewniam o modlitwie!

A Wszystkim, świętującym dziś kolejny dzień Oktawy Bożego Narodzenia życzę niegasnącej radości z tego faktu! Jutro odniosę się do życzeń, które do mnie wciąż jeszcze docierają, oraz do słówka z Syberii.

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Św. Jana, Apostoła i Ewangelisty,

do czytań z t. VI Lekcjonarza: 1 J 1,1–4; J 20,2–8

POCZĄTEK PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Umiłowani: To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce, bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione, oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i słyszeli, abyście i wy mieli łączność z nami. A mieć z nami łączność znaczy: mieć ją z Ojcem i z Jego Synem Jezusem Chrystusem. Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Pierwszego dnia po szabacie Maria Magdalena pobiegła i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: „Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”.

Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu.

Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył.

Nie ma chyba bardziej przekonującego świadectwa od tego, gdy mówi się o tym, co się widziało własnymi oczami, co się samemu osobiście usłyszało – najlepiej u samego źródła – lub czego dotykało się własnymi rękami. To jest najbardziej przekonujące świadectwo.

I właśnie Jan Apostoł, dzisiejszy Patron, a jednocześnie Autor obu czytań dzisiejszej liturgii Słowa – doprawdy, tylko raz w roku, czyli dzisiaj, zdarza się taka sytuacja – daje takie osobiste świadectwo o tym, że życie objawiło się. I dodaje: Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione, oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i słyszeli, abyście i wy mieli łączność z nami. A po co daje to świadectwo? To jasne. Jak dalej stwierdza: Mieć z nami łączność znaczy: mieć ją z Ojcem i z Jego Synem Jezusem Chrystusem. Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna.

Jan rzeczywiście widział, słyszał, dotykał. Przez trzy lata publicznej działalności Jezusa, był tuż przy Nim, uważnie wsłuchiwał się w Jego słowa, widział Jego czyny, także te najbardziej niezwykłe i spektakularne. A do tego także dotykał swego Mistrza, bo – jak wiemy także z Ewangelii – często opierał głowę o Jego pierś i wsłuchiwał się w rytm Jego serca. Oczywiście, dzisiejszy durnowaty świat nazwałby to zboczeniem, aktem homoseksualizmu, albo nawet pedofilii, wszak Jan był najmłodszym w Gronie apostolskim.

Na szczęście, wszyscy normalni patrzą na to normalnie i widzą w tym geście bezgraniczną miłość Jezusa do swego Apostoła – i do wszystkich Apostołów – odwzajemnianą przez nich. Chociaż odwzajemnianą w ludzki sposób, często nie wolny od wahań i słabości…

Sam Jan, dzisiaj w Ewangelii, pisze o sobie – chociaż w trzeciej osobie, określając siebie jako «ten uczeń, którego Jezus kochał» – że dopiero po dojściu do pustego Grobu, po wejściu do niego i zobaczeniu, że jest pusty, ujrzał i uwierzył. To co, wcześniej nie wierzył? A jeżeli nie wierzył, to po co było całe to przyleganie do serca Jezusa, skąd też to przekonanie, że Jezus go kochał?

Zapewne wtedy także wierzył, ale trzeba było przejść przez doświadczenie Kalwarii, a potem przez doświadczenie niedzielnego Poranka, aby to wszystko, co się przeżyło wcześniej, niejako przypieczętować i utrwalić.

Wiemy, że Jan – jako jedyny z Apostołów – wytrwał pod krzyżem swego Mistrza do końca. To jemu Jezus oddał swoją Matkę, oddając Ją w ten sposób wszystkim ludziom, całemu Kościołowi. Można nawet powiedzieć, że Jan stał się w tym momencie przedstawicielem całego rodzącego się Kościoła, bo to on właśnie wziął Matkę Jezusa do siebie. Zatem, w jakiś sposób odpłacił swemu Mistrzowi za tę szczególną miłość, jaką Ten go darzył. Wytrwał do końca!

A swoją drogą, to też ciekawa sprawa, na którą warto zwrócić uwagę, że chociaż Jezus bezgranicznie ukochał wszystkich ludzi i za wszystkich oddał swoje życie, zatem i swoich Apostołów darzył taką samą, ogromną miłością, ogarniając nią nawet przyszłego zdrajcę, to jednak wiemy, że spośród tego Grona trzej byli Mu jakoś najbliżsi: Piotr, Jakub i właśnie dzisiejszy Patron, Jan. Dlaczego tak? Dlaczego Jezus wyraźnie wyróżniał tych trzech, zabierając ich chociażby na Górę Tabor, gdzie dokonało się Przemienienie, czy jeszcze w kilku innych przypadkach?… To jakieś szczególne Boże plany…

Pośród nich, bardzo wyjątkowe miejsce zajmował właśnie Jan. I to on dzisiaj zdaje się nam mówić, że choć tej miłości Jezusowej doświadczał i ją odwzajemniał, chociaż pod krzyżem wytrwał do końca i przyjął do siebie Matkę Jezusa jako także swoją Matkę, chociaż nigdy Jezusa się nie wyparł i mógł o sobie napisać, jako o uczniu, którego Jezus kochał, to jednak dopiero w momencie, kiedy wszedł za Piotrem do pustego grobu, dopiero wówczas ujrzał i uwierzył.

Wierzył na pewno i wcześniej, ale teraz ta wiara została niejako przypieczętowana, utrwalona, umocniona – Jezus dał swojemu Kościołowi ostateczny i niezaprzeczalny argument i pieczęć wiarygodności: swoje Zmartwychwstanie. Dzięki temu, Jan jeszcze raz zobaczył, dotknął, przekonał się – i dlatego jest dla nas wiarygodnym świadkiem. I dlatego jego wielokrotne zachęty do wzajemnej miłości, jakie odczytujemy w trzech jego Listach, znajdujących się w kanonie Nowego Testamentu, brzmią tak bardzo zachęcająco i przekonująco, bo wzywa nas w nich nie do jakiegoś przelotnego uczucia, ale do takiej osobistej i osobowej więzi, jakiej sam doświadczył w relacji z Jezusem, swoim Mistrzem.

Zachęca nas dzisiaj do budowania takiej właśnie relacji – abyśmy także uważnie patrzyli, abyśmy dotknęli, abyśmy usłyszeli… Ujrzeli i uwierzyli! A to wszystko może się dokonać w Kościele, gdzie Jezusa mamy po prostu na wyciągnięcie ręki: w Jego słowie i w Sakramentach.

I już tylko od nas samych zależy, czy będziemy mogli za Apostołem powtórzyć jego dzisiejsze słowa z pierwszego czytania: To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce, bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione, oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i słyszeli, abyście i wy mieli łączność z nami.

Czy możemy podpisać się pod tymi słowami? Moi Drodzy, szczególnie dzisiaj jest to ważne, kiedy Kościół potrzebuje takiego odważnego i radosnego świadectwa swoich członków. Może nawet bardziej, niż kazań z ambony – chociaż jasnego i konkretnego nauczania też zabraknąć nie może – potrzeba odważnego i przekonującego świadectwa nas wszystkich: duchownych i świeckich. Trzeba, abyśmy świadczyli o tym, na co patrzyliśmy, co usłyszeliśmy i czego dotykały nasze ręce.

O ile – rzeczywiście – patrzyliśmy i ujrzeliśmy, o ile rzeczywiście usłyszeliśmy, o ile rzeczywiście nasze ręce dotknęły tej Rzeczywistości. Bo może to wszystko dokonywać się obok nas, a my sami możemy podchodzić do tego na zasadzie formalnej, nakazowo – zakazowej, jakiejś suchej, zimnej i sztywnej… I nawet przez wiele lat może trwać taki stan rzeczy. Nigdy nie jest jednak za późno, żeby ujrzeć i uwierzyć! I nawet mając osiemdziesiątkę „na karku”, można zachwycić się tak, jak się zachwyca dziecko!

Niech nam Święty Jan, dzisiejszy Patron, wyprasza taką właśnie odważną postawę, która nie boi się ujrzeć i uwierzyć, dotknąć, usłyszeć, zobaczyć. I wobec ludzi zaświadczyć. Z radością i bez kompleksów! Bo dzisiaj takiego naszego świadectwa bardzo, ale to bardzo potrzeba!

3 komentarze

  • Jan dziś nazywa się „drugim” i czuł się umiłowanym przez Jezusa. Ja jestem „piąta” i też czuję się umiłowana przez Jezusa, więc nie ważne dla Jezusa jest o której porze dnia,o której porze życia odkryję pusty grób i cud Zmartwychwstania Jezusa dla mojego zbawienia. On zawsze mnie kocha. Kocha mnie w grzechu, kocha mnie w oschłości , kocha mnie bezinteresownie gdy jestem w łasce uświęcającej. To właśnie Jezus, jego miłość sprawia, że lgnę do Niego, że chcę złożyć swoją głowę jak Jan na piersiach Chrystusa, mojego Zbawcy i wyznać mu grzechy, wyznać swą małą miłość, prosić o przebaczenie i łaskę trwania w Jego łasce. Panie Jezu dziękuję Ci za kończący się rok kalendarzowy i proszę pobłogosław trwający już nowy rok liturgiczny pod hasłem „Eucharystia daje życie”. Eucharystia, a więc Ty, Jezu dajesz Życie. Amen.

    • Tak, każdy z nas jest umiłowanym uczniem Jezusa. Tylko każdy z nas – inaczej… Bo Pan ma osobisty, niepowtarzalny kontakt z każdą i każdym z nas…
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.