Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Lidia Świder, należąca w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Wojcieszkowie. Niech Jej Pan błogosławi w życiu. Zapewniam o modlitwie!
A ja pozdrawiam z Samogoszczy! Moi Drodzy, dzisiaj w Kościele przeżywany jest – po raz pierwszy – Dzień słowa Bożego. Ustanowił go Papież Franciszek dokumentem z września zeszłego roku – właśnie w 3 Niedzielę zwykłą. Ma to być dzień refleksji nad Bożym słowem i szczególnej celebracji tegoż Słowa. Ważne jednak, aby nie tylko wybrane dni, ale każdy dzień był dla nas dniem słowa Bożego. Choćby przez codzienną lekturę tegoż Słowa.
Na pobożne i radosne przeżywanie dzisiejszej niedzieli – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen.
Gaudium et spes! Ks. Jacek
3 Niedziela zwykła, A,
do czytań: Iz 8,23b–9,3; 1 Kor 1, 10–13.17; Mt 4,12–23
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
W dawniejszych czasach upokorzył Pan krainę Zabulona i krainę Neftalego, za to w przyszłości chwałą okryje drogę do morza wiodącą przez Jordan, krainę pogańską.
Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło. Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele. Rozradowali się przed Tobą, jak się radują we żniwa, jak się weselą przy podziale łupu.
Bo złamałeś jego ciężkie jarzmo i drążek na jego ramieniu, pręt jego ciemięzcy jak w dniu porażki Madianitów.
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Upominam was, bracia, w imię naszego Pana Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni i by nie było wśród was rozłamów; byście byli jednego ducha i jednej myśli.
Doniesiono mi bowiem o was, bracia moi, przez ludzi Chloe, że zdarzają się między wami spory. Myślę o tym, co każdy z was mówi: „Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa”.
Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?
Nie posłał mnie Chrystus, abym chrzcił, lecz abym głosił Ewangelię, i to nie w mądrości słowa, by nie zniweczyć Chrystusowego krzyża.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Gdy Jezus posłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu Zabulona i Neftalego. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza:
„Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego. Droga morska, Zajordanie, Galilea pogan! Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci wzeszło światło”.
Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie”.
Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci, Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi”. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.
A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci, Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim.
I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu.
Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego, o której Prorok Izajasz wspomina dzisiaj w pierwszym czytaniu, to północne tereny Izraela, późniejsza i obecna Galilea. Jak słyszymy, w dawniejszych czasach upokorzył Pan krainę Zabulona i krainę Neftalego. Tym upokorzeniem były niszczące najazdy asyryjskie, stamtąd również deportowano najwięcej ludzi do niewoli.
I to właśnie o tej krainie Prorok mówi, iż Bóg w przyszłości chwałą okryje drogę do morza wiodącą przez Jordan, krainę pogańską. I to właśnie ten naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło. Obraz światła kontrastuje z ciemnością, symbolizującą upadek i nędzę krain, najechanych przez wrogich Asyryjczyków. To właśnie tam, w Galilei, miała zabłysnąć owa «światłość wielka».
Moi Drodzy, być może rozpoznajemy w tych słowach początek pierwszego czytania z Pasterki, kiedy to ten właśnie fragment Izajaszowego Proroctwa obwieszczał całemu światu, jaka to światłość zajaśniała. To Jezus Chrystus, Boży Syn, jako Człowiek – pochodził z Galilei. A dzisiaj w Ewangelii dowiadujemy się, że od tych dokładnie ziem – ziemi Zabulona i ziemi Neftalego – rozpoczyna swoją publiczną działalność.
Ewangelista Mateusz cytuje fragment Izajaszowego Proroctwa, mówiący o światłości, która nad tymi ziemiami zajaśniała, przez co słowa te słyszymy w dzisiejszych czytaniach aż dwa razy. Jezus opuszcza swoje rodzinne miasto Nazaret i osiada na pograniczu Zabulona i Neftalego, jakby rekompensując mieszkańcom tych ziem wszystkie szkody, jakie onegdaj ponieśli. Swoją obecnością uświęca te ziemie. Nad tymi ziemiami ponownie jaśnieje wielka Światłość – pomimo że Ewangelista określa je jako Galilea pogan.
Tak, bo ziemie te były narażone na szczególne wpływy pogańskie. Jezus jednak idzie także tam – a może szczególnie tam, od nich zaczyna swoje dzieło – aby pokazać, że naprawdę szuka zagubionych owiec Izraela.
I to tam właśnie, nad Jeziorem Galilejskim, powołuje pierwszych czterech uczniów: Piotra, Andrzej, Jakuba i Jana. Powołani jako pierwsi, w późniejszym Gronie dwunastu będą odgrywali szczególną rolę. Będą najbliższymi uczniami Pana, wyznaczanymi przez Niego do szczególnie ważnych zadań. Wszyscy oni – podobnie, jak pozostali – usłyszeli Jezusowe: Pójdź za Mną.
Owo «pójście za» nauczycielem oznaczało wówczas po prostu włączenie się do grona uczniów danego wędrownego nauczyciela, których wielu wtedy po Palestynie dreptało. Różnica w owym «pójściu za» – pomiędzy nimi, a Jezusem – polegała na tym, że do tamtych nauczycieli uczniowie sami przychodzili i prosili o przyjęcie, Jezus zaś sam swoich uczniów powołał, według sobie tylko wiadomych kryteriów.
Zaledwie przedwczoraj, w Ewangelii, usłyszeliśmy, iż wybrał tych, których sam chciał. On chciał – to Jego wola, jak dzisiaj zwykliśmy mówić: to Jego suwerenna decyzja. Potrzebna była także i ich decyzja, bo wezwanie Jezusa było przecież zaproszeniem, a nie rozkazem. Oni mogli za Nim nie pójść. Na szczęście – poszli. A w ten sposób dali także nam przykład, jak reagować na Boże zaproszenie.
Zaznaczmy przy tym, że to zaproszenie nie było i nie jest skierowane tylko – jak by się mogło wydawać – do pełnienia szczególnej misji w Kościele, czyli do bycia apostołem, czy dzisiaj: kapłanem lub siostrą zakonną. Jezusowe: Pójdź za Mną! jest po prostu zaproszeniem do Jego szkoły, a więc do bycia z Nim, do bycia chrześcijaninem – jest zaproszeniem do wiary.
Dlatego za Jezusem nie tylko owych Dwunastu chodziło, ale nierzadko całe tłumy. Niektórzy dłużej przy Nim byli, niektórzy krócej, niektórzy może tylko jeden raz… Wielu z nich pozostało w Jezusowej szkole – w Jezusowym Kościele – już na całe życie. Także wtedy, kiedy Jezus, w widzialnej postaci, odszedł z tego świata, a Jego misję przejęli Apostołowie i uczniowie. To oni potem docierali do coraz to nowych miejsc, by głosić Ewangelię. Ale oto tutaj – niemiła niespodzianka…
Z drugiego czytania bowiem dowiadujemy się, że już wśród tych pierwszych uczniów dochodziło do sporów i podziałów! Święty Paweł tak zwraca się w tej sprawie do wiernych Gminy korynckiej: Upominam was, bracia, w imię naszego Pana Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni i by nie było wśród was rozłamów; byście byli jednego ducha i jednej myśli. Doniesiono mi bowiem o was, bracia moi, przez ludzi Chloe, że zdarzają się między wami spory. Myślę o tym, co każdy z was mówi: „Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa”. Dlaczego Koryntianie tak mówili?
Prawdopodobnie dlatego, że po opuszczeniu ich Gminy przez Pawła, dotarł tam Apollos i przez jakiś czas apostołował, a po nim z kolei – Piotr, nazwany tu Kefasem. Są wzmianki w różnych przekazach, o ich obecności. I wszystko wskazuje na to, że poszczególni uczniowie zaczęli przyznawać się do poszczególnych nauczycieli, w nich widząc najwyższe autorytety dla siebie. Ci zaś, którzy na te podziały nie chcieli się zgodzić, przyznawali się bezpośrednio do Chrystusa.
W obliczu takich postaw i takich zachowań, Paweł pyta dramatycznie: Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeni? To pierwsze zdanie, w innym tłumaczeniu, brzmi jeszcze mocniej: Czy można dzielić Chrystusa? Otóż, właśnie!
Okazuje się, że nie wystarczy nam odpowiedzieć na pytanie: Czy pójść za Jezusem?, ale równie ważne jest: Jak za Nim pójść? Bo to, że ci wszyscy, do których dzisiaj Paweł zwraca się w swoim Liście, byli wyznawcami Pana, było oczywiste. Niestety, każdy widział to i rozumiał po swojemu. Zabrakło jedności! Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że wszyscy oni – owszem – poszli za Jezusem, ale każdy jakby inną, swoją własną drogą.
Paweł Apostoł rozstrzyga tę sprawę dzisiaj bardzo stanowczo. Przede wszystkim, nie zgadza się na istnienie swojego własnego stronnictwa. Trafnie stwierdza, że to nie on został ukrzyżowany za ludzi i nie w jego imię udzielany był chrzest. Ale też nie zgadza się na jakiekolwiek stronnictwa. Jedność w Kościele winna być budowana wokół osoby i dzieła Jezusa Chrystusa!
Dlatego na bok należy odłożyć wszelkie osobiste chorobliwe ambicje i wygórowane mniemanie o sobie. Głosząc innym Chrystusa, nie można Go sobą przesłaniać. Prowadząc innych do Jezusa, należy uczyć ich i zachęcać, by budowali swoją osobistą więź z Jezusem, a nie na siłę wiązać ich ze sobą, uzależniać ich od siebie.
Owszem, prawdziwa jedność zakłada różnorodność i tylko wtedy będzie ona prawdziwa, kiedy będzie szanowała fakt oczywisty i podstawowy, iż w danej wspólnocie ludzi – w jakiejkolwiek wspólnocie ludzi – każdy z jej członków jest indywidualnością, każdy jest inny, jest po prostu sobą. Dlatego prawdziwa jedność – to nie identyczność.
Tak, jak w gronie Dwunastu, każdy był zupełnie inny: miał inny temperament i styl bycia. A nawet w gronie tych czterech, których dzisiaj Jezus powołał, każdy był inny – nawet, jak się spojrzy na ich wiek i życiowe doświadczenie. Zresztą, ta inność dawała niekiedy o sobie znać – jeśli sobie przypomnimy, jak to Jezus kiedyś przyłapał swoich Apostołów na żywiołowej dyskusji, pod tytułem: Który z nich jest największy?
Czyli, owo budowanie jedności, owo docieranie się do siebie nawzajem – niekiedy było prawdziwym ścieraniem się ze sobą! To się nie odbywało miło i słodko, niekiedy coś tam zatrzeszczało, coś tam zachrzęściło w całym tym mechanizmie. Ale przecież nie mamy wątpliwości, że udało się w tym gronie prawdziwą jedność zbudować i ocalić.
Do tegoż grona dołączył z czasem Święty Paweł – i on także wszedł w tę jedność. Dlatego później on sam – podobnie, jak i pozostali Apostołowie – tyle uwagi w swoim nauczaniu i działaniu poświęcili budowaniu prawdziwej jedności między uczniami Chrystusa. Okazuje się, moi Drodzy, że jest to zadanie wciąż przed nami stojące.
I może nawet niekoniecznie chodzi w pierwszym rzędzie o kwestię odbudowywania jedności między wyznawcami innych religii chrześcijańskich, chociaż jest to sprawa ważna, potrzebna i dobra, o ile tylko nie wiąże się z rezygnacją z naszej katolickiej tożsamości i uleganiem przekonaniu, że wszystkie religie są w sumie takie same, odnoszą się do tego samego Boga, zatem jaka to w końcu różnica, czy się tak wierzy, czy inaczej; czy do tego Kościoła się należy, czy jakiegoś innego… Otóż, to jest zasadnicza różnica i nie na tym polega prawdziwy ekumenizm! Ale to jest temat na inne, długie i obszerne rozważanie.
My natomiast spójrzmy na własne podwórko – w sensie: własne środowisko, własne otoczenie – i pomyślmy, czy w tym swoim otoczeniu wprowadzamy jedność, czy rozłam?
Kiedy się bowiem spojrzy na nasze polskiej podwórko, to można się szczerze zmartwić. My, Polacy, jesteśmy – jako naród – bardzo podzieleni. Dlaczego? Pewnie odpowiedzi jest wiele, ale kiedy słyszmy, jakie dziwaczne teorie i przekonania wygłaszają niektórzy uczestnicy debaty publicznej, w tym politycznej, to naprawdę można się załamać… Niekiedy są to po prostu teorie głupie, nie mające uzasadnienia w faktach i w rzeczywistości, którą widać gołym okiem, a wygłaszane jedynie na zasadzie: „Ja tak uważam – i co mi zrobisz? Ja się z tobą nie zgadzam – i już! Mam takie prawo! Jestem wolny i mogę myśleć, co mi się spodoba; mówić, co mi się spodoba i robić, co mi się spodoba.”
Pytanie, czy to jest jeszcze wolność, czy już samowola? I czy biorę odpowiedzialność za to, co myślę, mówię i robię? I czy przypadkiem nie jest tak, że my, Polacy, naprawdę nie potrafimy być wolnymi? Tyle nauczał nas tego Święty Jan Paweł II, a my dzisiaj w tych kwestiach, jak się wydaje, popełniamy szkolne błędy. Dosłownie: szkolne, bo niekiedy stanowisko niektórych osób nawet w ważnych, a wręcz najważniejszych sprawach, przypomina takie typowe zachowanie dziecka w piaskownicy, że jak nie będzie „po mojemu” i moja racja nie będzie „na wierzchu”, to „zabieram swoje zabawki i wracam na swoje podwórko”.
Czy nie mamy wrażenia, moi Drodzy, że nasze rozmowy – czasami także w gronie rodziny, przy niedzielnym obiedzie, lub świątecznym stole – przynoszą czasami takie niezgadzanie się „dla samej zasady”, niekiedy naprawdę wbrew oczywistym faktom i sytuacjom? Czyżbyśmy zatem znowu, jako naród, potrzebowali jakiegoś prześladowania, jakiegoś reżimu, jakiejś twardej ręki nad głową? Bo wtedy zwykle jesteśmy jednością! O wolność walczymy naprawdę bohatersko i zgodnie, ale jak ją już mamy – to jak małe dzieci. Albo – duże dzieci…
Dlatego, moi Drodzy, biorąc dziś do serca Jezusowe zaproszenie: Pójdź za Mną!, przede wszystkim potraktujmy je jako wezwanie do tego, by pójść za zasadami Jezusa i Jego nauką! Aby ją konsekwentnie w swoim życiu wprowadzać, zachowywać – i uczyć tej postawy tych, za których w jakiś sposób jesteśmy odpowiedzialni. Aby dzięki temu, nad mieszkańcami naszych domostw, naszych miejscowości i Parafii – naprawdę zajaśniała światłość wielka!
Z pewnością, pierwszym krokiem do tego będzie moja odważna decyzja, by zrezygnować ze swego ostatecznego zdania na każdy temat, by komuś innemu też przyznać rację – poza sobą samym – i by postarać się o budowanie w moim otoczeniu jedności z innymi, zamiast siania intryg, nastawiania jednych przeciwko drugim, obmawiania innych za plecami i upierania się za wszelką cenę przy swoim stanowisku…
Czy stać mnie na to i mam w sobie tyle odwagi, by posłuchać kogoś innego, poza sobą samym, a przede wszystkim – posłuchać Jezusa? Co jeszcze dzisiaj konkretnie zrobię, aby w moim otoczeniu – a przede wszystkim: w rodzinie – więcej było miłości, zgody i jedności?…
Wróciłam dziś z Eucharystii ze Słowem Bożym, które były przygotowane na karteczkach do zabrania do domu. Mnie Jezus obdarował fragmentem z Łk 12, 27-31. Dziękuję Ci Jezu, że jestem ważniejsza od lilii polnych, które Bóg tak pięknie przyodziewa. Zapewniasz mnie Jezu , że troszczysz się się o mnie, o moje potrzeby, mówisz abym była spokojna, abym bezgranicznie Ci Panie zaufała, bo Ty Boże , wiesz co potrzebujemy; ja, Twoi wyznawcy i wszyscy inni. Ja mam troszczyć się nie o swoje ziemskie królestwo, lecz raczej o Twoje królestwo niebieskie a Ty Ojcze zadbasz o moje sprawy. Czy to nie jest Wspólnota, Boga z nami…
Boże Ojcze, w dzisiejszej Ewangelii Twój Syn, powołuje Apostołów, aby głosili Twoje królestwo, aby uzdrawiali chorych, podnosili na duchu słabych. Co za zbieżność powołań apostołów i mojego. Emanuelu, bądź z nami tak jak ongiś byłeś z Apostołami.
Całe to świadectwo Anny wyraźnie pokazuje, jak Bóg realnie mówi do nas na kartach Pisma Świętego…
xJ