Albowiem Tobie powierzam moją sprawę…

A

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym urodziny przeżywała Aleksandra Szeląg, należąca w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Celestynowie. Niech Jej Pan błogosławi i prowadzi przez życie! Zapewniam o modlitwie!

A Księdzu Markowi wielkie dzięki za wczorajsze słówko z Syberii i kolejną, potężną dawkę nadziei! Wielkie dzięki za kolejne pokierowanie naszego spojrzenia i myślenia na właściwe tory. Czyli na tę drogę, po której – w obliczu zaistniałej sytuacji – powinien iść człowiek wierzący, przyjaciel Jezusa! Nawet, jeżeli przeżywa ludzkie obawy…

Myślę, że wszyscy razem dziękujemy – za mocną dawkę nadziei i wiary – także Ojcu Świętemu, który wczoraj zjednoczył nas we wspólnej modlitwie i mocno podtrzymał na duchu: zarówno słowem Bożym, jak i błogosławieństwem Urbi et Orbi. Niech Pan wysłucha naszych modlitw i da nam przeżyć Święta Paschalne w radości! Niech potężnie zatriumfuje, aby już nikt nie miał żadnych wątpliwości, że tylko On jest Panem czasu i historii!

Zapraszam Wszystkich – w rozważaniu – do przebycia raz jeszcze tej drogi modlitwy i refleksji, którą wczoraj poprowadził nas Ojciec Święty Franciszek.

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Sobota 4 Tygodnia Wielkiego Postu,

28 marca 2020.,

do czytań: Jr 11,18–20; J 7,40–53

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:

Pan mnie pouczył i dowiedziałem się; wtedy przejrzałem ich postępki.

Ja zaś jak baranek oswojony, którego prowadzą na rzeź, nie wiedziałem, że powzięli przeciw mnie zgubne plany: „Zniszczmy drzewo wraz z jego mocą, zgładźmy go z ziemi żyjących, a jego imienia niech już nikt nie wspomina!”

Lecz Pan Zastępów jest sprawiedliwym sędzią, bada sumienie i serce. Chciałbym zobaczyć Twoją zemstę nad nimi, albowiem Tobie powierzam swoją sprawę.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Wśród tłumów słuchających Jezusa odezwały się głosy: „Ten prawdziwie jest prorokiem”. Inni mówili: „To jest Mesjasz”. Jeszcze inni mówili: „Czyż Mesjasz przyjdzie z Galilei? Czyż Pismo nie mówi, że Mesjasz będzie pochodził z potomstwa Dawidowego i z miasteczka Betlejem?” I powstało w tłumie rozdwojenie z Jego powodu. Niektórzy chcieli Go nawet pojmać, lecz nikt nie odważył się podnieść na Niego ręki.

Wrócili więc strażnicy do kapłanów i faryzeuszów, a ci rzekli do nich: „Czemuście Go nie pojmali?”

Strażnicy odpowiedzieli: „Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak Ten człowiek przemawia”.

Odpowiedzieli im faryzeusze: „Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w Niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty”.

Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego: „Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha i zbada, co czyni?”

Odpowiedzieli mu: „Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei”.

I rozeszli się każdy do swego domu.

Jak wielkie kontrowersje wywoływała osoba Jezusa wśród ludzi Jemu współczesnych! Fragment Ewangelii Janowej, którego wysłuchaliśmy, dobrze to oddaje. Wśród tłumów słuchających Jezusa odezwały się głosy: „Ten prawdziwie jest prorokiem”. Inni mówili: „To jest Mesjasz”. Jeszcze inni mówili: „Czyż Mesjasz przyjdzie z Galilei? Czyż Pismo nie mówi, że Mesjasz będzie pochodził z potomstwa Dawidowego i z miasteczka Betlejem?” I powstało w tłumie rozdwojenie z Jego powodu.

To rozdwojenie – a może nie tylko rozdwojenie – ma miejsce także dziś, bo wobec Jezusa ludzie wszystkich czasów musieli i także dzisiaj muszą się określić: za – lub przeciw. Niestety, przez dwa tysiące lat ta odpowiedź świata była bardzo często – a dzisiaj jeszcze częściej jest – odpowiedzią na „nie”, bo chrześcijaństwo było i jest prześladowane. Wielu wierzących w Chrystusa może powtórzyć słowa Proroka Jeremiasza z dzisiejszego czytania – będące także, w jakimś sensie, słowami Jezusa: Ja zaś jak baranek oswojony, którego prowadzą na rzeź, nie wiedziałem, że powzięli przeciw mnie zgubne plany: „Zniszczmy drzewo wraz z jego mocą, zgładźmy go z ziemi żyjących, a jego imienia niech już nikt nie wspomina!”

A przecież, ten fakt nie spowodował rozpadu Kościoła, ani jego zniszczenia – wprost przeciwnie, cierpienia i prześladowania zawsze go wzmacniały. W obliczu trudności bowiem i przeciwności, uczniowie Pana tym bardziej zwracali się ku swemu Mistrzowi, z Nim się jednoczyli, u Niego szukali pomocy. A On okazywał – i wciąż okazuje – swoją zwycięską moc. Także w dzisiejszej Ewangelii, naszej uwadze nie może ujść zdanie: Niektórzy chcieli Go nawet pojmać, lecz nikt nie odważył się podnieść na Niego ręki.

Jak wspomniał wczoraj Ksiądz Marek, Jezus cały czas był Panem sytuacji, przeciwnicy nic Mu nie mogli zrobić i dzisiaj nie mogą. I także ten przeciwnik ludzkości – mikroskopijnych rozmiarów, a przecież tak bardzo niszczący – czyli wirus, nie pozostaje poza mocą Jezusa. Bo Jezus nigdy swoich uczniów i przyjaciół nie pozostawia samymi! Nigdy! Chociaż może się wydawać, że jest inaczej. Kto ufa Panu, kto się Go trzyma całym sercem – nigdy nie zostanie pokonany, nigdy też się nie zawiedzie!

Wczoraj, na pustym Placu Świętego Piotra, na którym jednak – chyba nie tylko dzięki transmisjom telewizyjnym – był tak naprawdę cały świat, Ojciec Święty Franciszek oddawał nas wszystkich Jezusowi i wzywał nad nami Jego błogosławieństwa. I przekonywał, byśmy naprawdę uwierzyli w Jego moc. Zapewne, wielu z nas także tam sercem wczoraj było. Ja byłem.

I dlatego chciałbym bardzo, abyśmy raz jeszcze – wraz z Ojcem Świętym – przemedytowali tę jakże ważną sprawę nadziei, która płynie do nas z faktu obecności w naszym życiu Jezusa. Przejdźmy raz jeszcze – wraz z Ojcem Świętym – tę drogę refleksji i modlitwy. Nawet, jeżeli okażemy się tylko cząstką ludzkości, dotkniętej tym nieszczęściem – bo wiemy, że wielu ludzi jeszcze nie odnosi tego, co się dzieje, do Boga i nie zgina przed Nim kolan, próbując sobie radzić po swojemu – to jednak prosimy, aby wejrzał On na błaganie tej cząstki, tych biblijnych «dziesięciu sprawiedliwych», o których Abraham kiedyś się z Nim targował… Wierzymy, że nas jest więcej – nawet, jeżeli do naszych kościołów nie może wejść więcej, jak pięcioro…

Zatem, jako ci, którzy głęboko ufają, że w ręku Pana jest cała moc i potęga, i to On – i tylko On – zadecyduje, kiedy może to nieszczęście ustać i jak będziemy przeżywać Święta Paschalne, raz jeszcze przejdźmy drogę refleksji i modlitwy, którą poprowadził nas wczoraj Ojciec Święty Franciszek.

Oto słowa Jego wczorajszej medytacji:

Gdy zapadł wieczór. Tak zaczyna się usłyszana przez nas Ewangelia. Od tygodni wydaje się, iż zapadł wieczór. Na naszych placach, ulicach i miastach zebrały się gęste ciemności; ogarnęły nasze życie, wypełniając wszystko ogłuszającą ciszą i posępną pustką, która paraliżuje wszystko na swej drodze. Czuje się je w powietrzu, dostrzega w gestach, mówią o tym spojrzenia. Przestraszyliśmy się i zagubiliśmy. Podobnie jak uczniów z Ewangelii ogarnęła nas niespodziewana i gwałtowna burza.

Uświadomiliśmy sobie, że jesteśmy w tej samej łodzi, wszyscy słabi i zdezorientowani, ale jednocześnie ważni, wszyscy wezwani do wiosłowania razem, wszyscy potrzebujący, by pocieszać się nawzajem. Na tej łodzi… jesteśmy wszyscy. Tak jak ci uczniowie, którzy mówią jednym głosem i wołają w udręce: Giniemy!, tak i my zdaliśmy sobie sprawę, że nie możemy iść naprzód każdy na własną rękę, ale jedynie razem.

Łatwo odnaleźć się w tym opisie. Trudno zrozumieć postawę Jezusa. Podczas, gdy uczniowie są naturalnie zaniepokojeni i zrozpaczeni, On przebywa na rufie, w tej części łodzi, która idzie na dno jako pierwsza. I co czyni? Mimo rozgardiaszu, śpi spokojnie, ufając Ojcu – tylko wówczas widzimy w Ewangelii Jezusa śpiącego. Kiedy następnie został zbudzony, uciszywszy wiatr i wody, zwrócił się do uczniów z odcieniem wyrzutu: Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?

Postarajmy się to zrozumieć. Na czym polega brak wiary uczniów, w odróżnieniu od ufności Jezusa? Oni nie przestali w Niego wierzyć, istotnie, wzywają Go. Ale zobaczmy, jak Go wzywają: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? Nie obchodzi Cię to: myślą, że Jezus się nimi nie interesuje, że się o nich nie troszczy. Wśród nas, w naszych rodzinach, jedną z rzeczy, która boli najbardziej jest to, kiedy słyszymy: Czy tobie na mnie nie zależy? To zdanie boli i rozpętuje burze w sercach. Musiało też wstrząsnąć Jezusem. Bo nikomu nie zależy na nas bardziej, niż Jemu. Istotnie, kiedy został wezwany, natychmiast ocalił swoich załamanych uczniów.

Burza odsłania naszą bezradność i odkrywa te fałszywe i niepotrzebne pewniki, z jakimi zbudowaliśmy nasze programy działania, nasze plany, nasze nawyki i priorytety. Pokazuje nam, jak uśpiliśmy i porzuciliśmy to, co karmi, podtrzymuje i daje siłę naszemu życiu i naszej wspólnocie. Burza odsłania wszystkie plany „zapakowania” i zapominania o tym, co karmiło dusze naszych narodów; wszystkie te próby znieczulenia pozornie „zbawczymi” nawykami, niezdolnymi do odwoływania się do naszych korzeni i przywoływania pamięci naszych starszych, pozbawiając nas tym samym odporności, niezbędnej do stawienia czoła przeciwnościom losu.

Wraz z burzą opadła maska tych stereotypów, za pomocą których ukrywaliśmy nasze „ego”, stale się martwiąc o własny obraz. Po raz kolejny odkryto tę błogosławioną wspólną przynależność, od której nie możemy uciec: przynależność jako braci.

Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary? Panie, dziś wieczorem Twoje słowo uderza i dotyka nas wszystkich. W tym naszym świecie, który kochasz bardziej, niż my, ruszyliśmy naprzód na pełnych obrotach, czując się silnymi i zdolnymi w każdej dziedzinie. Chciwi zysku, daliśmy się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem. Nie zatrzymaliśmy się wobec Twoich wezwań, nie obudziliśmy się w obliczu wojen i planetarnych niesprawiedliwości, nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej planety. Nadal byliśmy niewzruszeni, myśląc, że zawsze będziemy zdrowi w chorym świecie. Teraz, gdy jesteśmy na wzburzonym morzu, błagamy cię: Zbudź się Panie!

Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary? Panie, kierujesz do nas apel, apel o wiarę. Jest ona nie tyle przekonaniem, że istniejesz, ile przyjściem do Ciebie i zaufaniem Tobie. W tym Wielkim Poście rozbrzmiewa Twój naglący apel: Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem. Wzywasz nas, byśmy wykorzystali ten czas próby jako czas wyboru.

Nie jest to czas Twojego sądu, ale naszego osądzenia: czas wyboru tego, co się liczy, a co przemija; oddzielenia tego, co konieczne od tego, co nim nie jest. Jest to czas przestawienia kursu życia ku Tobie, Panie, i wobec innych.

I możemy spojrzeć na wielu przykładnych towarzyszy drogi, którzy w obliczu strachu zareagowali – oddając swoje życie. To sprawcza moc Ducha, zstępująca i ukształtowana w odważnych i wielkodusznych aktach poświęcenia się.

Jest to życie Ducha, zdolne do wyzwolenia, docenienia i ukazania, że nasze życie jest utkane i podtrzymywane przez zwykłych ludzi – zwykle zapomnianych – którzy nie pojawiają się w nagłówkach gazet i magazynów, ani na wielkich wybiegach ostatniego spektaklu, ale bez wątpienia zapisujących dziś decydujące wydarzenia naszej historii: lekarzy, pielęgniarzy i pielęgniarki, pracowników supermarketów, sprzątaczki, opiekunki, przewoźników, stróżów porządku, księży, zakonnice i bardzo wielu innych, którzy zrozumieli, że nikt nie zbawia się sam.

W obliczu cierpienia, gdzie miarą jest prawdziwy rozwój naszych narodów, odkrywamy i doświadczamy modlitwy arcykapłańskiej Jezusa: aby wszyscy stanowili jedno. Ileż osób codziennie wykazuje się cierpliwością i nadzieją, starając się nie siać paniki, lecz współodpowiedzialność. Iluż ojców, matek, dziadków i babć, nauczycieli – ukazuje naszym dzieciom, za pomocą małych, codziennych gestów, jak stawić czoła kryzysowi i przejść przez niego, dostosowując nawyki, wznosząc oczy i rozbudzając modlitwę. Ileż osób się modli, ofiarowuje i wstawia się dla dobra wszystkich. Modlitwa jest cichą posługą: to nasza zwycięska broń.

Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary? Początkiem wiary jest świadomość, że potrzebujemy zbawienia. Nie jesteśmy samowystarczalni, sami toniemy! Potrzebujemy Pana, jak starożytni żeglarze gwiazd. Zaprośmy Jezusa do łodzi naszego życia. Przekażmy Mu nasze lęki, aby On je pokonał. Podobnie jak uczniowie doświadczymy, że z Nim na pokładzie nie dojdzie do katastrofy. Bo Boża moc polega na skierowaniu ku dobru wszystkiego, co się nam przytrafia, także rzeczy złych. Wnosi On w nasze burze pokój ducha, bo z Bogiem życie nigdy nie umiera.

Pan rzuca nam wyzwanie i w czasie burzy zaprasza nas do rozbudzenia i uaktywnienia solidarności i nadziei, zdolnych nadać trwałość, wsparcie i znaczenie tym godzinom, w których wszystko wydaje się roztrzaskiwać. Pan się budzi, aby rozbudzić i ożywić naszą wiarę paschalną. Mamy kotwicę: w Jego Krzyżu zostaliśmy zbawieni. Mamy ster: w Jego Krzyżu zostaliśmy odkupieni. Mamy nadzieję: w Jego Krzyżu zostaliśmy uzdrowieni i ogarnięci, aby nic i nikt nas nie oddzielił od Jego odkupieńczej miłości.

Pośród izolacji, w której cierpimy z powodu braku uczuć i spotkań, doświadczając braku wielu rzeczy, po raz kolejny posłuchajmy wieści, która nas zbawia: On zmartwychwstał i żyje obok nas! Pan nas wzywa ze swego Krzyża do odkrycia na nowo życia, które nas oczekuje, do spojrzenia na tych, którzy nas potrzebują, aby umocnić, rozpoznać i pobudzić łaskę, która jest w nas. Nie gaśmy knotka o nikłym płomieniu, który nigdy się nie niszczy, i pozwólmy, aby rozpalił nadzieję.

Przyjęcie Jego Krzyża oznacza odnalezienie odwagi, by wziąć w ramiona wszystkie przeciwności obecnego czasu, porzucając na chwilę naszą tęsknotę za wszechmocą i posiadaniem, by uczynić miejsce dla twórczości, którą może wzbudzić jedynie Duch. Oznacza odnalezienie odwagi do otwarcia przestrzeni, gdzie wszyscy mogą się poczuć powołanymi i zezwolić na nowe formy gościnności, braterstwa i solidarności. W Jego Krzyżu zostaliśmy zbawieni, aby przyjąć nadzieję i pozwolić, aby to ona umocniła i wspierała wszystkie środki i możliwe drogi, które mogły by nam pomóc strzec siebie oraz strzec innych. Przyjąć Pana, aby przyjąć nadzieję. Oto moc wiary, która wyzwala ze strachu i daje nadzieję.

Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary? Drodzy Bracia i Siostry, z tego miejsca, które opowiada o skalistej wierze Piotra chciałbym dziś wieczorem powierzyć Was wszystkich Panu, za wstawiennictwem Matki Bożej, Uzdrowienia Jego ludu, Gwiazdy wzburzonego morza. Z tej kolumnady, która obejmuje Rzym i świat, niech zstąpi na Was, jak pocieszający uścisk, błogosławieństwo Boże! Panie, pobłogosław świat, daj zdrowie ciałom i pocieszenie sercom.

Chcesz, byśmy się nie lękali. Ale nasza wiara jest słaba i boimy się. Ale Ty, Panie, nie zostawiaj nas na łasce burzy! Powtórz raz jeszcze: Wy się nie bójcie!

A my, razem z Piotrem, wszystkie troski przerzucamy na Ciebie, gdyż Tobie zależy na nas…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.