Co jest dobre i sprawiedliwe?…

C

Szczęść Boże! Moi Drodzy, wczoraj – jak napisałem w słowie wstępnym – wyruszyła na trasę 40 Piesza Pielgrzymka Podlaska na Jasną Górę. Jako pierwsza – jak co roku – wyruszyła Grupa 17 z Włodawy. Odbywa się ona w takiej formie, jak wczoraj opisałem. Oto relacja z tego wydarzenia:

http://podlasie24.pl//wlodawa/kosciol/-piesza-pielgrzymka-podlaska-pierwsza-grupa-wyszla-na-szlak-/zdjecia/-2f24f.html

Jednocześnie, na stronie diecezjalnej pojawił się wczoraj następujący komunikat:

http://podlasie24.pl//miasto-siedlce/kosciol/pielgrzymka-duchowa-z-jedynka-2f256.html

Przy okazji, możecie zobaczyć miejsce mojej posługi – Kaplica Duszpasterstwa Akademickiego w Siedlcach. Tam będziemy codziennie spotykać się w ramach Pielgrzymki Duchowej. Już teraz zapraszam Was wszystkich – do łączności modlitewne, ale i do osobistej obecności, jeżeli tylko ktoś będzie miał taką możliwość. Będę o tym jeszcze niejednokrotnie (czytaj: stale) przypominał.

Dzisiaj natomiast wyruszą Reprezentacje trzech Grup z mojego rodzinnego Miasta – Białej Podlaskiej: Grupy 10A, 10B i 11 (moja rodzima). Natomiast z pobliskich Łosic wyruszy Grupa 13.

Dzisiaj też mamy pierwszą sobotę miesiąca. Zachęcam do przypomnienia sobie idei i przesłania nabożeństw do Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny. Myślę, że w kontekście tego, co przeżywamy i takiego pielgrzymowania, jakie mamy, tym goręcej i serdeczniej powinniśmy wszyscy zwrócić się w modlitwie do naszej najlepszej Matki.

Ja uczynię to dzisiaj – między innymi – w Kodniu, gdzie wybieram się do Sanktuarium Matki Bożej i do Klasztoru Sióstr Karmelitanek, wśród których jest moja była Uczennica, Siostra Michaela (Joanna) Stępniak. Poproszę Siostry, aby włączyły się w naszą modlitewną wspólnotę.

Moi Drodzy, dzisiaj na naszym blogu mamy mały jubileusz: dokładnie rok temu wprowadziliśmy się do nowego mieszkania, pod obecny adres. Raz jeszcze dziękuję Moderatorowi, Krzysztofowi Fabisiakowi, za zorganizowanie nam tego locum i stałe czuwanie nad nim. Dziękuję także Księdzu Markowi, Współautorowi, oraz Wam wszystkim – za codzienne ubogacanie tego forum. A tym samym – siebie nawzajem.

W Ojczyźnie naszej zaś przeżywamy dziś rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. To okazja do włączenia do naszych modlitw także błagania o mądre zagospodarowanie wolności, wysłużonej nam i wycierpianej przez naszych Przodków.

Zaczynamy dziś także miesiąc trzeźwości. Zachęcam!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Sobota 17 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Alfonsa Marii Liguoriego,

Biskupa i Doktora Kościoła,

1 sierpnia 2020.,

do czytań: Jr 26,11–16.24; Mt 14,1–12

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:

Kapłani i prorocy zwrócili się do przywódców i do całego ludu tymi słowami: „Jeremiasz zasługuje na wyrok śmierci, gdyż prorokował przeciw temu miastu, jak to słyszeliście na własne uszy”.

Jeremiasz zaś rzekł do wszystkich przywódców i do całego ludu: „Pan posłał mnie, bym głosił przeciw temu domowi i przeciw temu miastu wszystkie słowa, które słyszeliście. Teraz więc zmieńcie swoje postępowanie i swoje uczynki, słuchajcie głosu Pana, naszego Boga; wtedy ogarnie Pana żal nad nieszczęściem, jakie postanowił przeciw wam. Ja zaś jestem w waszych rękach. Uczyńcie ze mną, co wam się wyda dobre i sprawiedliwe. Wiedzcie jednak dobrze, że jeżeli mnie zabijecie, krew niewinnego spadnie na was, na to miasto i na jego mieszkańców. Naprawdę bowiem posłał mnie Pan do was, by głosić do waszych uszu wszystkie te słowa”.

Wtedy powiedzieli przywódcy i cały lud do kapłanów i proroków: „Człowiek ten nie zasługuje na wyrok śmierci, gdyż przemawiał do nas w imię Pana, naszego Boga”.

Achikam przeto, syn Szafana, ochraniał Jeremiasza, by nie został wydany w ręce ludu na śmierć.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

W owym czasie doszła do uszu tetrarchy Heroda wieść o Jezusie. I rzekł do swych dworzan: „To Jan Chrzciciel. On powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze działają w nim”.

Herod bowiem kazał pochwycić Jana i związanego wrzucić do więzienia. Powodem była Herodiada, żona brata jego Filipa. Jan bowiem upominał go: „Nie wolno ci jej trzymać”. Chętnie też byłby go zgładził, bał się jednak ludu, ponieważ miano go za proroka.

Otóż kiedy obchodzono urodziny Heroda, tańczyła córka Herodiady wobec gości i spodobała się Herodowi. Zatem pod przysięgą obiecał jej dać wszystko, o cokolwiek poprosi. A ona, przedtem już podmówiona przez swą matkę, powiedziała: „Daj mi tu na misie głowę Jana Chrzciciela”. Zasmucił się król. Lecz przez wzgląd na przysięgę i na współbiesiadników kazał jej dać. Posłał więc kata i kazał ściąć Jana w więzieniu. Przyniesiono głowę jego na misie i dano dziewczęciu, a ono zaniosło ją swojej matce.

Uczniowie zaś Jana przyszli, zabrali jego ciało i pogrzebali je; potem poszli i donieśli o tym Jezusowi.

Zastanawiającym jest, dlaczego Jeremiasz, oddając się w ręce tych, którzy mogli – i mieli taki zamiar – skazać go na śmierć, powiedział: Ja zaś jestem w waszych rękach. Uczyńcie ze mną, co wam się wyda dobre i sprawiedliwe. Dlaczego nie powiedział, żeby zrobili, co im się podoba; żeby zrobili, co chcą; albo w ogóle mógł tego nie określać – on jednak określił to, co miało go ewentualnie czekać, jako dobre i sprawiedliwe.

Oczywiście – nie obiektywnie dobre i sprawiedliwe, ale w mniemaniu jego prześladowców. Czemu jednak odwołał się do tych wartości? Czyżby chciał wzbudzić w nich jakąś refleksję? Czyżby chciał odwołać się do ich sumień? Przecież oczywistym było, że to, co zamierzali wówczas zrobić, nie było ani dobre, ani sprawiedliwe!

Zresztą, sam Jeremiasz – zaraz, w następnych słowach – zastrzegł: Wiedzcie jednak dobrze, że jeżeli mnie zabijecie, krew niewinnego spadnie na was, na to miasto i na jego mieszkańców. Naprawdę bowiem posłał mnie Pan do was, by głosić do waszych uszu wszystkie te słowa.

Jasnym zatem było, że ani przez moment nie uważał on tego, co miało go spotkać, za dobre i sprawiedliwe. Jak się za chwilę okazało, także przywódcy, a za nimi cały lud, uznali tak samo. Dzięki temu, Jeremiasz został ocalony. Większość bowiem zgromadzonych tam ludzi uznała, że zabicie go – nie będzie jednak niczym dobrym ani sprawiedliwym. Dlaczego?

Dlatego, że w ten sposób zostałby zgładzony ten, kto głosił ludziom właśnie to, co naprawdę jest dobre i sprawiedliwe – czyli to, co kazał mu głosić Bóg. Bo tylko to jest naprawdę dobre i sprawiedliwe, co takim jest w oczach Bożych, a nie w ludzkich. Człowiekowi często zmieniają się priorytety, zmieniają się poglądy, zmienia się jego spojrzenie na świat. Tylko Bóg jest stały – i to, co Boże, jest stałe.

Akurat w tym momencie – to, co Boże, zwyciężyło. Na szczęście. Zwyciężyło to, co naprawdę jest dobre i sprawiedliwe – a nie to, co takim miało się jedynie wydawać. Wiemy jednak, że nie zawsze tak było i jest: na tym świecie to wszystko, co w kategoriach Bożych jest dobre i sprawiedliwe, zdaje się przegrywać z tym, co jest dobre i sprawiedliwe w kapryśnych i zmiennych kategoriach ludzkich.

Człowiek sam chce ustalać, co dla niego jest dobre i sprawiedliwe. I to nic, że za kilka dni może się okazać, że jest to już nieaktualne i teraz co innego jest dobre i sprawiedliwe, a tamto wcześniejsze – to jakaś zupełna pomyłka. Człowiekowi w niczym nie przeszkadza taka zmiana nastrojów. Bo akurat teraz jest mu tak wygodniej myśleć – więc takie spojrzenie obowiązuje.

Bardzo wyraźnie pokazuje to dzisiejsza Ewangelia. Przypomina ona historię męczeństwa Jana Chrzciciela – tego niezwykłego Proroka, który tak, jak Jeremiasz, głosił to, co według Bożych kryteriów dobre i sprawiedliwe, a za co zapłacił życiem. Nie dano mu szansy, jaką otrzymał Jeremiasz – nikt w obronie Jana nie stanął. Może uczyniłby to nawet sam Herod – wszak zasmucił się, kiedy rozpuszczone dziewczę zażądało od niego głowy Chrzciciela. Jednak względy – by tak rzec – wizerunkowe nie dawały już żadnego „pola manewru” i musiał się wywiązać ze złożonej publicznie, lekkomyślnej obietnicy.

Wszystko to jednak wydarzyło się dlatego, że Herod dużo wcześniej ustalił sobie, co jest dla niego dobre i sprawiedliwe, a tym czymś okazało się życie na sposób małżeński z żoną swego brata. Jan Chrzciciel odważnie przypominał mu, że to nie jest dobre i sprawiedliwe w oczach Bożych. I za to oddał życie – w ludzkim rozumieniu przegrał. My jednak wiemy, że tak naprawdę – wygrał!

Bo to on stanął po stronie tego, co jest naprawdę dobre i sprawiedliwe. Nawet, jeżeli miał poświęcić swoje doczesne życie. Wygrał jednak dużo więcej – dzisiaj jest dla nas wszystkich orędownikiem i wzorem, a Herod – synonimem szaleńca i zupełnego degenerata moralnego. Podobnie, jak jego towarzyszka życia i jej zdeprawowana córka. Niestety, tak jednak kończą ci, którzy sami ustalają sobie, co jest dla nich dobre i sprawiedliwe.

Wiernym świadkiem i głosicielem Bożych norm w tym względzie był Patron dnia dzisiejszego, Święty Alfonsa Maria Liguori, Biskup i Doktor Kościoła.

Urodził się on 27 września 1696 roku, w Marinelli pod Neapolem, w zamożnej rodzinie szlacheckiej. Już w dwa dni później otrzymał Chrzest. Jego ojciec marzył dla niego o karierze urzędniczej. Dlatego też, gdy Alfons ukończył szkołę podstawową, został wysłany na studia prawnicze na uniwersytet w Neapolu. Miał wtedy zaledwie dwanaście lat.

W rodzinnym pałacu miał doskonałych nauczycieli. Wykazywał także od dziecka niezwykłą pilność do nauki i duże zdolności. Kiedy miał zaledwie siedemnaście lat, był już doktorem obojga praw: prawa świeckiego i kanonicznego. Ojciec zaplanował mu też odpowiednie małżeństwo. Wybrał mu nawet kandydatkę na żonę, która jednak niebawem zmarła.

Alfons po kilku latach praktyki adwokackiej, zniechęcony przekupstwem w sądownictwie, ku niezadowoleniu ojca, postanowił spełnić swoje marzenia. Przed obrazem Matki Bożej w Porta Alba, złożył swoją szpadę i rozpoczął studia teologiczne. Po czterech latach, w roku 1727, mając lat trzydzieści jeden, przyjął święcenia kapłańskie.

Pragnąc jednak życia doskonalszego, marzył o zakonie. Zamierzał najpierw wstąpić do teatynów, potem do filipinów albo do jakiejś kongregacji misyjnej. Nie mógł się jednak zdecydować. Z zapałem oddał się więc pracy apostolskiej nad młodzieżą rzemieślniczą i robotniczą. Gromadził ją w dni wolne od pracy, grał z nimi na gitarze i śpiewał ułożone przez siebie pieśni, uczył prawd wiary. Zasłynął też jako doskonały kaznodzieja. Po trzech latach nadludzkiej pracy, musiał udać się na wypoczynek.

Nie oznacza to bynajmniej, że przestał wówczas pracować. W miejscu swego przebywania zetknął się ze Zgromadzeniem Sióstr Nawiedzenia. Zajął się nimi i przekształcił je na Kongregację Zbawiciela. Był to młody zakon kontemplacyjny. W przyszłości miał on stanowić żeńską gałąź redemptorystów. Alfons zauważył też, że górale, wśród których wówczas mieszkał, nie mają dostatecznej opieki duszpasterskiej.

Dojrzała więc w nim myśl utworzenia zgromadzenia męskiego, które oddałoby się pracy wśród najbardziej opuszczonych oraz zaniedbanych. Tak powstało Zgromadzenie Najświętszego Odkupiciela, znane dziś pod nazwą redemptorystów. Był to rok 1732. Na zatwierdzenie reguł nowej rodziny zakonnej Alfons nie czekał długo. Zatwierdził ją bowiem niebawem Papież Benedykt XIV, w roku 1749.

Tymczasem, w 1762 roku Papież Klemens XIII mianował Alfonsa Biskupem w miasteczku Santa Agata dei Goti. Alfons miał wtedy już sześćdziesiąt sześć lat! Pomimo tego jednak, z młodzieńczym zapałem zabrał się do pracy: wizytował, przemawiał, spowiadał, odwiedzał kapłanów i zagrzewał ich do gorliwości, reformował klasztory, budził nowe powołania kapłańskie i zakonne. Wszystkie dochody, jakie mu pozostawały – prowadził bowiem nader skromne życie – oddawał ubogim i na tworzenie nowych placówek swojego Zgromadzenia. Kiedy nastał głód, sprzedał sprzęty i naczynia domu biskupiego, aby za to kupić chleb dla głodujących.

Jako Biskup, nie tylko nie zmienił surowego trybu życia, ale go nawet obostrzył, twierdząc, że teraz musi pokutować za swoich wiernych. Sypiał mało, jadł tylko zupę, chleb i jarzyny, nosił włosiennicę i kolczasty łańcuch, biczował się często do krwi. Nadmierne trudy, wiek i surowy tryb życia wyniszczyły jego organizm tak, że poczuł się zmuszony prosić Papieża o zwolnienie z obowiązków pasterza diecezji. Po trzynastu latach pasterzowania powrócił więc, w roku 1775, do swoich duchowych synów.

Ci jednak właśnie wtedy, wskutek jakichś niejasnych zatargów politycznych, rozdzieleni zostali na dwie odrębne grupy: nad redemptorystami, zamieszkałymi na terenie państwa kościelnego, Papież ustanowił osobnego przełożonego, zaś redemptorystów neapolitańskich pozbawił wszelkich przywilejów. Sędziwy Założyciel bardzo to przeżywał, jednak wszystko znosił z poddaniem się woli Bożej.

Do tych cierpień duchowych dołączyły się cierpienia fizyczne: reumatyzm, skrzywienie kręgosłupa i inne. Pochylony do ziemi, nie mógł już chodzić i został przykuty do fotela. Wreszcie także Bóg doświadczył go falą udręk moralnych: pokus, oschłości i skrupułów…

Dzisiaj widzimy, że jego trud i poświęcenie nie poszły na marne – założone przezeń zgromadzenie prężnie się rozwija, a u nas w Polsce niezwykle wiele dobrego czyni, prowadząc chociażby tak piękne dzieła, jak: Telewizję TRWAM, Radio Maryja, Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej… Dlatego patrząc dzisiaj z wysokości Niebios, Święty Biskup może cieszyć się owocami swojej pracy i swego cierpienia.

A mówiąc współczesnym nam językiem, stwierdzić możemy, iż nasz dzisiejszy Patron był ekspertem w tym, co dzisiaj nazywamy teologią pastoralną. W swojej kapłańskiej pracy wygłosił ponad pięćset misji i rekolekcji! Najwięcej jednak zasłużył się Kościołowi jako pisarz – jeden z najpłodniejszych, jakich znają dzieje chrześcijaństwa. Łącznie wymienia się sto sześćdziesiąt tytułów napisanych przezeń prac, których liczba wydań sięgnęła ponad siedemnaście tysięcy w ponad sześćdziesięciu językach! Alfons Liguori pisał dla wszystkich: dla kapłanów, kleryków, zakonników, spowiedników, wiernych…

Jego dzieła wchodzą swą tematyką w zakres teologii dogmatycznej, moralnej i ascetycznej. Zapewne dlatego, w dniu 26 kwietnia 1950 roku, Papież Pius XII ogłosił Świętego Alfonsa Patronem spowiedników i profesorów teologii moralnej. Jego nauczanie duchowe zdominowało życie chrześcijańskie Italii XVIII wieku.

Alfons Liguori zmarł w wieku dziewięćdziesięciu jeden lat, w dniu 1 sierpnia 1787 roku. Jego uroczystej Beatyfikacji dokonał w roku 1816 Papież Pius VII, zaś Papież Grzegorz XVI dokonał jego Kanonizacji, w roku 1839. Papież Pius IX ogłosił go, w roku 1871, Doktorem Kościoła.

Wpatrując się w postawę Świętego Alfonsa Marii Liguoriego i słuchając Bożego słowa, przeznaczonego na dzisiejszy dzień w liturgii Kościoła, odpowiedzmy sobie odważnie i szczerze na pytanie: czy to, co jest dobre i sprawiedliwe w moich oczach – jest tożsame z tym, co jest dobre i sprawiedliwe w oczach Bożych?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.