Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:
►Sylwia Tomaszek – Dyrektor Liceum im. Lelewela w Żelechowie, moja Koleżanka z pracy z czasu, kiedy tam uczyłem;
►Hubert Maksymiuk, należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot.
Życzę Solenizantom, aby zawsze dawali się Jezusowi zaprosić na ucztę – o czym więcej w rozważaniu. Niech zawsze doświadczają Jego bliskości. Ze swej strony – zapewniam o modlitwie!
Moi Drodzy, przypominam o naszej duchowej jedności i trwaniu na modlitwie – w ramach inicjatywy RÓŻANIEC DO GRANIC NIEBA. Wierzę głęboko, że wielu z Was łączy się ze mną w odmawianiu nawet wszystkich czterech części Różańca Świętego. Ale i jedna – to bardzo dużo.
Proszę, byśmy ciągle rozglądali się wokół siebie – może ktoś jeszcze da się namówić. To nic, że nie będzie z nami od początku – ale w tym przypadku akurat ma pełne zastosowanie przypowieść Jezusa o robotnikach, zatrudnianych w winnicy o różnych porach dnia. Jak pamiętamy, nawet ten robotnik, który godzinę tylko pracował, także został nagrodzony. Tak i tutaj: choćby jeden dzień modlitwy – to już bardzo wiele. U Pana Boga ma to wielką wartość. Dlatego nie przestawajmy szukać i zachęcać!
A przy okazji – serdecznie dziękuję za to, że włączacie się w to dzieło. Prawdę mówiąc, to jedyna dla nas nadzieja – trwanie na modlitwie. Bo ludzkie sposoby – jak to sobie ciągle podkreślamy – już się wyczerpały. I nic nie dały.
Teraz zaś zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem i znalezienia odpowiedzi na pytanie: Co Jezus dzisiaj konkretnie do mnie mówi?
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wtorek 31 Tygodnia zwykłego, rok II,
3 listopada 2020.,
do czytań: Flp 2,5–11; Łk 14,15–24
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILIPIAN:
Bracia:
Niech was ożywia to dążenie,
które było w Chrystusie Jezusie.
On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi
i w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka.
Uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci,
i to śmierci krzyżowej.
Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko
i darował Mu imię ponad wszelkie imię,
aby na imię Jezusa
zgięło się każde kolano
istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych,
i aby wszelki język wyznał,
że Jezus Chrystus jest Panem,
ku chwale Boga Ojca.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników rzekł do Niego: „Szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym”.
Jezus mu odpowiedział: „Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: «Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe». Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: «Kupiłem pole, muszę wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Drugi rzekł: «Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego». Jeszcze inny rzekł: «Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść».
Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu. Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: «Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych». Sługa oznajmił: «Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce». Na to pan rzekł do sługi: «Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony».
Albowiem powiadam wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty”.
Czy nie zastanawia nas, dlaczego na słowa jednego ze współbiesiadników, iż szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym, Jezus odpowiedział w sposób – by tak rzec – wymijający?… Bo można odnieść wrażenie, że nie dosłyszał, co zostało do Niego powiedziane i odniósł się do zupełnie innego problemu, innej sytuacji.
Współbiesiadnik wyraził swoisty zachwyt możliwością ucztowania w Królestwie niebieskim, nazywając taką możliwość szczęśliwą, Jezus zaś odpowiedział mu przypowieścią o zaproszonych na ucztę, którzy jednomyślnie wymawiali się od skorzystania z zaproszenia, które otrzymali. Zatem, jeden o tym – drugi o czymś innym. Czy jednak rzeczywiście?
Zapewne, jeżeli tak głębiej zastanowić się nad sensem Jezusowej odpowiedzi, to dostrzeżemy wyraźne odniesienie do tego, co powiedział rozmówca. Skoro bowiem wyraził on zachwyt dla możliwości ucztowania w Królestwie niebieskim, to Jezus od razu przekierował cały problem na właściwe tory refleksji. I powiedział, że to nie w tym całe sedno, że jest to wielkim szczęściem – bo jest – ale w tym, że ludzie z tego szczęścia sami nie chcą skorzystać! Mają taką możliwość, otrzymują taką szansę – jak najbardziej – jednak lekceważą ją, pomijają, albo wprost i bezpośrednio odrzucają! I to jest zasadnicze sedno całej sprawy!
Nawet nie to, jak wielkim szczęściem jest to dla człowieka! Czyli – obrazowo rzecz ujmując – nie to, co stoi na stole i jak bogata, jak obfita jest uczta, przygotowana przez Boga. Może być najobfitsza i najbogatsza – bo taką przecież jest! – a udział w niej może być największym szczęściem – bo takim przecież jest! – ale jeżeli ktoś nie skorzysta z zaproszenia, to cóż z całego tego bogactwa i z całego tego szczęścia? Człowiek i tak pozostanie głodny i nieszczęśliwy, chociaż uczta obfita i wspaniała jest na wyciągnięcie ręki!
Jezus zatem odpowiada dokładnie na to, co usłyszał w słowach współbiesiadnika, ale nie tak, jak sam współbiesiadnik i inni obecni by się spodziewali. Jezus po prostu zrobił krok dalej i kazał przemyśleć całą sytuację głębiej – skoro akurat taki, a nie inny problem został poruszony. Jezus wykorzystał tę uwagę swego rozmówcy do wygłoszenia bardzo istotnej nauki o tym, jak bardzo dużo w naszych osobistych relacjach z Bogiem – zależy od nas!
Na ile my sercem odpowiadamy na Boże zaproszenia, na ile chcemy się nawracać w swoim sercu, na ile jesteśmy w stanie rezygnować z własnych planów – ze swojego poletka, ze swojego gospodarstwa, ze swojego doczesnego szczęścia i domowego „ciepełka” – na rzecz wartości wyższych i piękniejszych! Na ile staramy się sercem „dopasować” do Jezusa, podporządkować Mu swoje serce i swoje życie; zwłaszcza, że On dużo uczynił, aby – w tej ludzkiej postaci, w jakiej Go poznaliśmy – dopasować się do nas.
A może nawet nie tyle dopasować, co skrócić dystans i stać się bardziej dla nas dostępnym. Świetnie wyraża to Apostoł Paweł w Liście do Filipian, w pierwszym dzisiejszym czytaniu, mówiąc, że Jezus istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi i w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka. Uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Moi Drodzy, niech nas nie zmyli piękna, poetycka forma tego hymnu Pawła na cześć Jezusa, tak byśmy recytując te słowa z uczuciem, przegapili bardzo istotną treść, w nich zawartą. A ta treść jest naprawdę bardzo głęboka i istotna: Jezus, przychodząc na świat, nie w momencie Męki i Śmierci złożył dopiero ofiarę z samego siebie. On ją złożył przez sam fakt Wcielenia – iż będąc równy Bogu, zechciał stać się równym nam. Ze wszystkimi tego konsekwencjami – takimi chociażby, jak konieczność znoszenia wszystkich trudności i niedogodności ludzkiej natury, ale też – wrogość innych ludzi.
Przecież gdyby objawił się nam choćby tylko tak, jak przez moment objawił się na Górze Tabor, to nie miałby problemów ze złośliwością faryzeuszy, z ciągłym nastawaniem uczonych w Prawie, z obojętnością tak wielu innych ludzi… On jednak na to wszystko się zgodził – zaprawdę: istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, […] i w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka…
Tyle dla nas zrobił – i wciąż trwa w tym postanowieniu, wszak Jego cicha, delikatna, subtelna obecność wśród nas w Eucharystii i w Bożym słowie jest tego potwierdzeniem. On wychodzi wręcz na nasze drogi i opłotki, zapraszając nas na Ucztę. Przełamuje cały ten ogromny, niewyobrażalny dystans, jaki istnienie między Nim a nami, wychodzi nam na spotkanie, by nas zaprosić, gdy tymczasem my… ustawiamy na tej drodze prawdziwy tor przeszkód! I to my tworzymy dystans, który Jezus tak bardzo stara się skracać.
Czas najwyższy coś z tym zrobić!
„…aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca.”
Tak pięknie się złożyło a raczej powinnam powiedzieć , że Pan to sprawił, iż w ten wtorek, 3 listopada mimo licznych obostrzeń epidemiologicznych a może i na przekór dającym się we znaki tu i ówdzie zachorowaniom, grupka 10 osób nie wymówiła się z byle powodu, zaufała Jezusowi i przyszła na Eucharystię i spotkanie rekolekcyjne, by oddać swoje życie Jezusowi i ogłosić Jego Osobę, publicznie Panem i Zbawicielem. Przyszli na ucztę Eucharystyczną, przyszli do Jezusa, Brata w człowieczeństwie, przyszli do swojego Pana! Teraz otwarte serca czekają na wylanie się Ducha Świętego, by jeszcze pełniej, bardziej świadomie żyć z Bogiem, w Bogu i dla Boga. Amen.
I to jest właśnie droga, którą łaska z Nieba będzie spływała zarówno na Uczestników, jak i na tych, których w swoich modlitwach polecają Oni Bogu!
xJ