Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzą:
►Ksiądz Wojciech Cholewa – mój Kolega kursowy;
►Kapłani z różnych względów mi bliscy i życzliwi:
* Ksiądz Wojciech Bazan,
* Ksiądz Wojciech Lipka,
* Ksiądz Wojciech Sobieszek
* Ksiądz Jerzy Duda,
* Ksiądz Jerzy Banak,
* Ksiądz Jerzy Przychodzeń,
* Ksiądz Jerzy Kalinka
* Ksiądz Jerzy Cąkała;
►Solenizanci, których spotkałem na przestrzeni kolejnych lat mojej pracy kapłańskiej jako zaangażowanych w życie Kościoła w różnych Wspólnotach młodzieżowych:
* Wojciech Wałachowski,
* Wojciech Bronisz,
* Wojciech Kubiak,
* Wojciech Sęk,
* Wojciech Głowienka;
►Wojciech Wysocki – z którym zapoznałem się poprzez osobistą korespondencję na blogu i z którym utrzymujemy stały kontakt;
►Jerzy Karlewski – z którym miałem przyjemność przez lata współpracować w ramach Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej na Jasną Górę;
►Jerzy Jaroń – Wójt Gminy Miastków Kościelny, Człowiek bardzo życzliwy, otwarty na współpracę na wielu frontach, a nade wszystko – Człowiek wierzący!
Urodziny zaś obchodzą dziś:
►Ojciec Mariusz Rudzki, Salezjanin, pochodzący z naszej rodzinnej Parafii – z którym przyjaźnimy się już od czasu wspólnej służby lektorskiej;
►Piotr Paziewski – należący w swoim czasie do jednej z moich Wspólnot młodzieżowych.
Wszystkim świętującym życzę ogromu Bożych łask i błogosławieństwa z Niebios, wszelkich dobrych natchnień do świadczenia o Chrystusie, oraz zapału do czynienia dobra wszystkim wokół. Te moje życzenia wspieram serdeczną modlitwą!
Moi Drodzy, pozdrawiam Wszystkich z Kodnia, gdzie znowu wpadłem sobie na dwa dni. Przyjechałem wczoraj w nocy, a będę do jutra, do wczesnego popołudnia. Obiecuję – jak zawsze – pamięć o Was w modlitwie.
Przypominam, że z racji liturgicznej uroczystości nie obowiązuje nas dzisiaj wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych.
I już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii, aby odkryć, z jakim konkretnie przesłaniem zwraca się do mnie Pan. Niech Duch Święty pomoże je odkryć.
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Uroczystość Świętego Wojciecha, Biskupa i Męczennika,
Głównego Patrona Polski,
23 kwietnia 2021.,
do czytań z t. VI Lekcjonarza: Dz 1,3–8; Flp 1,20c–30; J 12,24–26
CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Po swojej męce Jezus dał Apostołom wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym. A podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca.
Mówił: „Słyszeliście o niej ode Mnie: Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym”.
Zapytywali Go zebrani: „Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?” Odpowiedział im: „Nie wasza to rzecz znać czas i chwilę, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILIPIAN:
Bracia: Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca, co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć.
Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść i być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele to bardziej dla was konieczne. A ufny w to, wiem, że pozostanę, i to pozostanę nadal dla was wszystkich, dla waszego postępu i radości w wierze, aby rosła wasza duma w Chrystusie przeze mnie, przez moją ponowną obecność u was.
Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej, abym ja, czy to gdy przybędę i ujrzę was, czy też będąc z daleka, mógł usłyszeć o was, że trwacie mocno w jednym duchu, jednym sercem walcząc wspólnie o wiarę w Ewangelię, i w niczym nie dajecie się zastraszyć przeciwnikom. To właśnie dla nich jest zapowiedzią zagłady, a dla was zbawienia, i to przez Boga. Wam bowiem z łaski dane jest to dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć, skoro toczycie tę samą walkę, jaką u mnie widzieliście, a o jakiej u mnie teraz słyszycie.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.
A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec”.
Patron dnia dzisiejszego, Święty Wojciech, urodził się około 956 roku, w możnej rodzinie Sławnikowiców, w Czechach. Ojciec jego, Sławnik, był głową możnego rodu. Matka Strzeżysława pochodziła również ze znakomitej rodziny. Wojciech był przedostatnim z siedmiu synów księcia Sławnika. W najstarszym rękopisie imię jego brzmi: Wojetech.
Według pierwotnych planów ojca, Wojciech miał być rycerzem. Ostatecznie o przeznaczeniu go do stanu duchownego – według biografów – zdecydowała choroba. Rodzice złożyli ślub, że gdy syn wyzdrowieje, będzie oddany Bogu na służbę. Nie można tego wykluczyć. Wydaje się jednak, że taki był po prostu zwyczaj w owych czasach, iż gdy rodzina można miała więcej dzieci, przeznaczała je do stanu duchownego na opatów, ksienie czy biskupów.
W 968 roku, Papież Jan XIII, dzięki inicjatywie cesarza Ottona I, ustanowił w Magdeburgu metropolię jako biskupstwo misyjne dla nawracania zachodnich Słowian. Pierwszym arcybiskupem tego miasta został Święty Adalbert. Pod jego opiekę Wojciech został wysłany, gdy miał lat szesnaście, w 972 roku. Na dworze metropolity kształcił się w szkole katedralnej. Tu się też przygotowywał przez długich dziesięć lat do swoich przyszłych duchownych obowiązków. Tam też otrzymał Sakrament Bierzmowania. Z wdzięczności dla metropolity, przybrał sobie jego imię i jako Adalbert figuruje we wszystkich późniejszych dokumentach. Pod tym imieniem jest znany i czczony w Europie.
I to właśnie po śmierci metropolity Adalberta, w roku 981, nasz Patron powrócił do Pragi, po dziesięciu latach pobytu w Magdeburgu. Zastał tam wówczas pierwszego biskupa łacińskiego Pragi i Czech, Dytmara – Niemca, który od roku 973 rządził diecezją. Po jego śmierci, dnia 29 czerwca 983 roku odbyła się konsekracja właśnie Wojciecha na Biskupa Pragi. Był w Czechach pierwszym Biskupem narodowości czeskiej.
Do swojej biskupiej stolicy, Pragi, wszedł boso. Miał wtedy zaledwie dwadzieścia sześć lat. Jego hagiografowie są zgodni, że posiadane przezeń dobra biskupie nie były zbyt wielkie. A dzielił je: na utrzymanie budynków i sprzętu kościelnego, na potrzeby duchowieństwa katedralnego i diecezjalnego, na potrzeby własne, które były w tych wydatkach najmniejsze, i wreszcie także na ubogich. Zaopatrywał ich potrzeby i sam ich odwiedzał, słuchał pilnie ich skarg i próśb, odwiedzał więzienia, a przede wszystkim targi niewolnikami.
Praga leżała bowiem na szlaku ze wschodu na zachód. Handlem ludźmi zajmowali się Żydzi, dostarczając krajom muzułmańskim niewolników. Biograf pisze, że Biskup Wojciech miał mieć pewnej nocy sen, w którym usłyszał skargę Chrystusa: „Oto Ja jestem znowu sprzedany, a ty śpisz?”. Scenę tę przedstawia również jeden z obrazów, zamieszczony na sławnych drzwiach gnieźnieńskich, powstałych około 1127 roku.
Sytuacja Kościoła w Czechach w owym czasie nie była łatwa. Był on uzależniony od kaprysu możnych i władcy. Nie mniejsze kłopoty miał Biskup Wojciech z duchownymi. Wprowadzenie zasad życia wspólnotowego szło opornie wśród duchowieństwa katedralnego.
Kiedy więc Wojciech zobaczył, że jego napomnienia są daremne, a złe obyczaje dalej się szerzą, po pięciu latach rządów, w roku 988, postanowił opuścić swą stolicę. Swoje kroki skierował – między innymi – do Rzymu, aby u Papieża szukać rady i prosić o zwolnienie z obowiązków. Od cesarzowej Konstantynopola otrzymał też znaczny zasiłek w srebrze, by po zrzeczeniu się biskupstwa mieć na swoje utrzymanie. Jednak srebro rozdał między ubogich, a orszak biskupi odprawił do Czech.
Papież Jan XV przyjął z miłością udręczonego Biskupa Pragi. Nie zwolnił go wprawdzie z obowiązków, ale pozwolił mu na czas pewien od nich się oddalić. Wtedy Wojciech zdecydował się wstąpić do benedyktynów w Rzymie. Wszystkie biografie podkreślają, że będąc tam, z wielką pokorą wypełniał wszystkie obowiązki zakonne, jakby od dawna był jednym z mnichów. Przebywał tam do roku 992.
Wtedy to bowiem, na usilne prośby Czechów, postanowił wrócić do nich. Nie na długo jednak, gdyż już wkrótce doszło do ostrego konfliktu z przedstawicielami jednego z możnych rodów, na których Wojciech rzucił klątwę za ich brutalność. Ci odpowiedzieli kolejną, jeszcze większą brutalnością: wymordowali braci Wojciecha, spalili jego rodzinny gród, nawet jemu samemu zagrozili.
Złamany tym wszystkim, po zaledwie niecałych trzech latach udał się potajemnie ponownie do Rzymu. Na Awentynie przyjęto go serdecznie. Papież również okazał mu dużo życzliwości. Niestety, w 996 roku, Jan XV umarł. Po jego śmierci znowu odezwały się głosy niektórych okolicznych biskupów, że Wojciech powinien powrócić do Pragi. Jednak Czesi przysłali mu ostateczną odpowiedź, że nie godzą się na jego powrót. Wtedy nasz Święty udał się do Polski.
Bolesław Chrobry bardzo się z tego ucieszył. Słyszał o nim wiele dobrego. Chciał więc go zatrzymać u siebie jako pośrednika w misjach dyplomatycznych. Kiedy jednak ten stanowczo odmówił i wyraził chęć pracy wśród pogan, urządzono wyprawę misyjną do Prus. Bolesław Chrobry dał Wojciechowi do osłony trzydziestu wojów. Biskupowi towarzyszył tylko jego brat, Błogosławiony Radzim, i subdiakon Benedykt Bogusza, który znał język pruski i mógł służyć za tłumacza. Działo się to wczesną wiosną 997 roku.
Wisłą udał się Wojciech do Gdańska, gdzie przez kilka dni głosił Ewangelię tamtejszym Pomorzanom. Stąd udał się w dalszą drogę. Aby nie nadawać swojej misji charakteru wojennej wyprawy, Wojciech oddalił żołnierzy. Niedługo potem dziki tłum otoczył misjonarzy i zaczął im złorzeczyć. Kiedy Wojciech zorientował się, że Prusy nie chcą nawrócenia, postanowił zakończyć misję powrotem do Polski. Prusacy poszli za nim. Miejsca męczeńskiej śmierci nie udało się uczonym dotąd zidentyfikować, ale mogło to być w okolicy Elbląga.
O tym, jak dokonało się samo męczeństwo, relacjonuje w „Żywocie Świętego Wojciecha” Jan Kanapariusz. Czytamy tam:
„Już przy różowym brzasku dzień wstawał, gdy oni w dalszą ruszyli drogę, śpiewaniem psalmów skracając ją sobie i ciągle wzywając Chrystusa, słodką radość życia. Minąwszy knieje i ostępy dzikich zwierząt, około południa wyszli na polanę. Tam podczas Mszy, odprawianej przez Gaudentego, Święty Mnich przyjął Komunię Świętą, a po niej, aby ulżyć zmęczeniu spowodowanemu wędrówką, posilił się nieco. I wypowiedziawszy jeden werset oraz następny psalm, wstał z murawy i zaledwie odszedł na odległość rzutu kamieniem lub wypuszczonej strzały, siadł na ziemi. Tu zmorzył go sen. A ponieważ znużony był długą podróżą, więc całą mocą ogarnął go senny spoczynek.
W końcu, gdy wszyscy spali, nadbiegli wściekli poganie, rzucili się na nich z wielką gwałtownością i skrępowali wszystkich. Święty Wojciech zaś, stojąc naprzeciw Gaudentego i drugiego brata związanego, rzekł: „Bracia, nie smućcie się! Wiecie, że cierpimy to dla imienia Pana, którego doskonałość ponad wszystkie cnoty, piękność ponad wszelkie osoby, potęga niewypowiedziana, dobroć nadzwyczajna. Cóż bowiem mężniejszego, cóż piękniejszego nad poświęcenie miłego życia najmilszemu Jezusowi?”
Z rozwścieczonej zgrai wyskoczył zapalczywy Sicco i z całych sił wywijając ogromnym oszczepem, przebił na wskroś jego serce. Będąc bowiem ofiarnikiem bożków i przywódcą bandy, z obowiązku niejako pierwszą zadał ranę. Następnie zbiegli się wszyscy i wielokrotnie go raniąc nasycali swój gniew. […]
Umęczon był zaś Wojciech, święty i pełen chwały Męczennik Chrystusa, 23 kwietnia, i to w piątek. Stało się tak oczywiście dlatego, aby w tym samym dniu, w którym nasz Pan Jezus Chrystus cierpiał za człowieka, także ten człowiek cierpiał dla swego Boga.” Tyle z opisu śmierci Świętego Wojciecha.
Po pewnym czasie zwrócono się do króla Polski z propozycją oddania ciała Świętego za odpowiednim okupem. Król Polski sprowadził je najpierw do Trzemeszna, a potem uroczyście do Gniezna. Cesarz Otto III, na wiadomość o śmierci męczeńskiej przyjaciela, natychmiast zawiadomił o niej Papieża z prośbą o kanonizację. Była to pierwsza w dziejach Kościoła kanonizacja, ogłoszona przez Papieża, gdyż dotąd ogłaszali ją biskupi danego miejsca. Dokonał jej Sylwester II przed rokiem 999, wyznaczając dzień liturgicznego wspomnienia na 23 kwietnia. Wtedy także zapadła decyzja utworzenia w Polsce nowej, niezależnej metropolii w Gnieźnie, której Patronem został ogłoszony właśnie Święty Wojciech. Jest on Patronem Kościoła w Polsce.
Słuchając słowa Bożego, przeznaczonego na dzisiejszy dzień w liturgii Kościoła, z pewnością zauważamy, że którego by czytania nie wysłuchać – w każdym znajdziemy potwierdzenie tej drogi życia i męczeństwa, jaką przeszedł Święty Wojciech. Tak naprawdę, to należałoby wysłuchać wszystkich trzech czytań, po czym dokładnie raz jeszcze prześledzić życiorys naszego Patrona – i na tym zakończyć. Bo życie Świętego Wojciecha jest najpiękniejszym komentarzem do słów, które usłyszeliśmy.
I jednocześnie potwierdzeniem, że tak da się żyć i że Jezus, który te słowa wypowiedział, bynajmniej nie wygłaszał jakiejś abstrakcyjnej teorii, ale wskazał drogę, którą poszedł On sam, a za Nim poszli Jego wyznawcy. W tym także – Święty Wojciech.
Nie mamy bowiem wątpliwości, że wziął sobie nasz Patron głęboko do serca słowa z dzisiejszej Ewangelii: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec. Co do jednego słowa, co do jednego przecinka – wszystko to zrealizował Święty Wojciech. Jak ziarno, rzucone w ziemię, wydał plon wiary następnych pokoleń Czechów i Polaków, będąc dla nich wzorem i orędownikiem w Niebie.
A jego wewnętrzne zmaganie się w sprawie posługi, którą pełnił – czy pozostać wśród swoich, czy odejść od nich, skoro go nie chcą; czy powrócić ponownie – czyż nie przypomina wewnętrznego zmagania Apostoła Pawła, o którym słyszymy w drugim czytaniu?
Wiemy, że życie i posługa apostolska jednego i drugiego były burzliwe, pełne zwrotów i mocnych akcentów, wymagały podejmowania bardzo zasadniczych decyzji, co dalej, jak dalej, w jaki sposób docierać do serc ludzi?… Zostać z nimi, czy iść dalej, iść do innych ludzi, którzy może zechcą przyjąć, wysłuchać?…
Prawdę powiedziawszy, to i jeden, i drugi, mieli aż nadto dużo powodów, aby zrezygnować, poddać się, usunąć się gdzieś zupełnie na ubocze… Pamiętali jednak o słowach Jezusa, zapisanych w dzisiejszym pierwszym czytaniu, a skierowanych do Apostołów: Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami. To właśnie dlatego, pomimo całej masy trudności, sprzeciwów, a wręcz wrogości – zarówno Paweł, jak i Wojciech – wytrwali do końca w swojej posłudze.
Chociaż ciągle poszukiwali sposobów i miejsc jej pełnienia, poszukiwali sposobów dotarcia do ludzkich serc i wiele na tej drodze spotykało ich trudności, a wręcz przykrości – nigdy nie zrezygnowali! Nie załamali się i chociaż nie ukrywali rozgoryczenia i rozczarowania postawą tych, dla których tak bardzo się poświęcili – by tak rzec: nie zeszli z posterunku. Nie obrazili się na nich, nie odeszli od nich. W taki sposób, w jaki było to możliwe i tam, gdzie aktualnie było to możliwe – głosili słowo Boże.
Uczą i nas w ten sposób, byśmy pomimo wszystko i pomimo wszystkich – trwali w chrześcijańskiej postawie i w świadectwie. Abyśmy się nigdy i niczym nie załamywali, nie zniechęcali; nigdy nie dali sobie wmówić, że to wszystko nie ma sensu… Bo ma sens – wierność Chrystusowi ma sens! Nawet – a może zwłaszcza wtedy – kiedy napotyka na trudności i sprzeciwy ze strony ludzi.
Wierność ma sens! Trwanie przy Jezusie ma sens! Przy Jezusie, a nie przy swoich utartych schematach myślenia, czy raz przyjętych rozwiązaniach. Trwanie ma sens i wierność ma sens. Bądźmy zatem wierni. Trwajmy!
Zgodze się z Księdzem i myśle, że tu nikt nie będzie miał wątpliwości, że czytania na dzień dzisiejszy nie były wybrane przypadkowo.
„Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.”
Gdyby Wojciech (został sam – jak ziarno) nikt by o nim nie usłyszał, ale on poszedł głosić Ewangelie i to przyniosło ( plon obfity) owoc -jakże piękny i trydny zarazem przykład dla nas i naszych przyszłych pokoleń.
Pozdrawiam
* piękny i trudny
Można powiedzieć, że świętość Wojciecha była… trudna. Musiał tyle ludzkiej niewdzięczności znosić. Ale wytrwał! I to jest właśnie świętość!
xJ
” nie obowiązuje nas dzisiaj wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych.” hm, muszę powiedzieć, że bardzo ucieszyła mnie ta wiadomość 🙂 a z Pierwszego Czytania bardzo cieszą i radują mnie słowa ” wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym”.i..” gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”. Są to słowa pełne nadziei, bo bez Twojego działania w nas; usychamy, jesteśmy bezowocni. Duchu Święty, ponownie rozgrzej nas do działania, rozpal nasze serca i umysły. Tchnij w nasze nozdrza swoje tchnienie aby chciało nam się działać, tak jak nam się nie chce. Zniszcz naszą gnuśność, ospałość , wyzwól w nas chęci do działania na rzecz Ojczyzny, Kościoła, poszczególnego człowieka, by nasza praca przynosiła owoc stokrotny.
W naszej parafii Ksiądz w niedziele informował, że dzisiaj można jeść mięsko. Osobiście nie jem mięsa, wędlin… ale widze ile radości mają zwolennicy mięsa😊 właśnie w piątki albo po Wielkim Piątku (gdzie obowiązuje wstrzemięźliwość) i Wielką Sobote ( gdzie można, ale się nie powinno).
Pozdrawiam
Gosiu, ja przestrzegam piątków, rzadko ale również poszczę o chlebie i wodzie ale dziś spodziewałam się gości i uwierz że łatwiej przygotować mi było dania mięsne niż jarskie. Goście byli także zdziwieni więc uspokoiłam ich, że uroczystość św. Wojciecha zdejmuje wstrzemięźliwość piątkową od mięsa.
Nie miałam nic złego na myśli. Nawet przez myśl mi nie przeszło czy pościsz czy nie. Tak ogólnie napisałam, tam nie było żadnej krytyki do nikogo.
Rozumiem i dziękuję za wyjaśnienie. :-).
Do sprawy piątkowej wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych, która – jak widzimy – wywołała dość ciekawą dyskusję, odniosę się w poniedziałkowym słowie wstępnym.
xJ