Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywają:
►Mirosław Oleszczuk, mój Wujek, Brat Mamy;
►Siostra Iwona Jagiełka – Siostra od Aniołów, współpracująca w swoim czasie z Księdzem Markiem w Surgucie.
Imieniny natomiast przeżywają:
►Ksiądz Władysław Trojanowski, Proboszcz Parafii w Tłuszczu, w Diecezji warszawsko – praskiej, w czasie, kiedy pełniłem tam posługę;
►Władysław Nowak, bardzo życzliwy, pobożny i zaangażowany w życie Parafii Człowiek, mieszkający w Celestynowie, w tej samej Diecezji;
►Władysława Kłucińska, moja Ciocia, Siostra Taty.
Wszystkich świętujących otaczam modlitwą, życząc Bożej opieki na każdy dzień!
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co Pan konkretnie do mnie mówi? Z jakim przesłaniem dziś do mnie się osobiście zwraca? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
13 Niedziela zwykła, B,
27 czerwca 2021.,
do czytań: Mdr 1,13–15;2,23–24; 2 Kor 8,7.9.13–15; Mk 5,21–43
CZYTANIE Z KSIĘGI MĄDROŚCI:
Bóg nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. Bo sprawiedliwość nie podlega śmierci.
Dla nieśmiertelności bowiem Bóg stworzył człowieka, uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.
CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia: Podobnie jak obfitujecie we wszystko, w wiarę, w mowę, we wszelką gorliwość, w miłość naszą do was, tak też obyście i w tę łaskę obfitowali.
Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić.
Nie o to bowiem idzie, żeby innym sprawić ulgę, a sobie utrapienie, lecz żeby była równość. Teraz więc niech wasz dostatek przyjdzie z pomocą ich potrzebom, aby ich bogactwo było wam pomocą w waszych niedostatkach i aby nastała równość według tego, co jest napisane: „Nie miał za wiele ten, kto miał dużo. Nie miał za mało ten, kto miał niewiele”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Gdy Jezus przeprawił się z powrotem łodzią na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali.
A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc zbliżyła się z tyłu między tłumem i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości.
Jezus także poznał zaraz w sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: „Kto dotknął się mojego płaszcza?”
Odpowiedzieli Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto się Mnie dotknął?” On jednak rozglądał się, aby ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę.
On zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”.
Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?”
Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: „Nie bój się, tylko wierz”. I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego.
Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia wszedł i rzekł do nich: „Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi”. I wyśmiewali Go.
Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.
Dwie interwencje Jezusa opisuje dzisiaj Marek w swojej Ewangelii – i obie są na tyle ciekawe, a wręcz intrygujące, że mogłyby stanowić kanwę scenariusza filmowego, albo motyw do wielowątkowych rozważań i dyskusji.
Oto w pierwszym przypadku – do Jezusa zwraca się przełożony synagogi. Już sam ten fakt zasługuje na uwagę, skoro wiemy, jak bardzo żydowskim elitom religijnym było „nie po drodze” z Jezusem i z nowością Jego nauki, i w ogóle z samym faktem Jego nauczania, Jego wpływu na ludzi… A przecież przełożony synagogi, to jednak ktoś stojący dość wysoko w żydowskiej hierarchii religijnej, tymczasem to właśnie ktoś taki prosi Jezusa o uzdrowienie córki.
Z dalszego przebiegu wydarzeń możemy wywnioskować, że pomoc Jezusa potraktował on jako ostatnią deskę ratunku i jedyną szansę, skoro bowiem słyszymy, że córka jednak zmarła, to znaczy, że jej stan był bardzo poważny. Być może, na początku i on także – podobnie, jak druga bohaterka dzisiejszej Ewangelii – zaufał tamtejszej służbie zdrowia, ale system był zapewne tak samo niewydolny, jak u nas obecnie, więc nic to nie dało.
Dlatego zwrócił się do jedynego, skutecznego – jak sądził – Lekarza. Przełamał wszelkie opory, wzbudził w sobie naprawdę największą wiarę, na jaką było go stać i przyszedł do Jezusa, aby żebrać o zmiłowanie dla swojej córki. Jak już sobie wspomnieliśmy, ta jego szczera wiara została – jeszcze na ostatnim etapie – poddana próbie, a było to oczywiście w momencie, w którym dowiedział się o śmierci córki.
W tym jednak momencie sam Jezus pospieszył mu z pomocą, podtrzymując go na duchu słowami: Nie bój się, tylko wierz. Nie przestał zatem wierzyć, pomimo silnej pokusy poddania się, jaka przyszła ze strony „życzliwych”, których w takiej chwili nigdy nie zabraknie, a którzy niemalże dobili go słowami: Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?
Na szczęście, bliska obecność Jezusa i Jego wsparcie pomogło pokonać tę pokusę. Przełożony zatem „trudził Nauczyciela”, prowadząc Go do swego domu, a kiedy już tam dotarli, dokonała się rzecz niezwykła: wbrew wszelkiej ludzkiej logice i prawom biologii – jego córka powróciła do życia. W pierwszej chwili, mogło się wydawać, że Jezus się spóźnił… Ale On udowodnił, że nie. Po prostu – o ile pasuje tu określenie: „po prostu” – skoro już nie żyła, to przywrócił ją do życia!
Zanim jednak tego dokonał, musiał uciszyć całą gromadę etatowych płaczek, które wykonywały swoje tradycyjne, hałaśliwe rytuały. Kiedy powiedział, że dziecko nie umarło, tylko śpi, im się to nie mogło pomieścić w głowach. Jak to – śpi?… A jednak! Jego mocne, władcze słowa: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań” – sprawiły cud!
Tymi słowami Jezus przekonał ostatecznie przełożonego synagogi, że ten dobrze zrobił, zwracając się o pomoc właśnie do Niego – tego wędrownego Nauczyciela, którego tak źle przyjmowały religijne elity. I wszyscy obecni także mogli się przekonać, że z kimś niezwykłym mają do czynienia, skoro nawet tak bezwzględne i brutalne prawo, jak nieodwracalne prawo śmierci, dla Niego – Wcielonego Syna Bożego – okazało się jednak odwracalnym… Jezus pokonał śmierć, pokonał ludzką słabość, a przy okazji – ludzkie opory, wątpliwości i zalęknienie.
To samo zresztą dokonało się w drugim przypadku, czyli w przypadku kobiety, cierpiącej na upływ krwi. Podejmowane przez nią próby zaradzenia dolegliwości kosztowały ją dwanaście lat życia i cały osobisty majątek. I nic nie pomogło. Dlatego postanowiła dotknąć płaszcza Jezusa. Chciałoby się powiedzieć: tylko tyle… Bo sobie w duchu mówiła: Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Wiemy, że tak się stało… W tak wyjątkowy sposób…
Nie było to takie – jeśli tak można powiedzieć – tradycyjne uzdrowienie, w którym to chory człowiek staje przed Jezusem, albo jest przed Jego oblicze przyniesiony i Jezus wypowiada określone słowa, albo wykonuje jakiś gest, po którym człowiek odzyskuje zdrowie.
Tutaj kobieta to uzdrowienie niejako Jezusowi wykradła! Bo ukradkiem – nie bacząc na cały ścisk – jakoś podeszła do Niego i jakoś się Go dotknęła… A był to na tyle wyjątkowy dotyk, że od razu zwrócił uwagę Jezusa, gdyż wyraźnie odróżniał się od całego mnóstwa nie tylko dotyków, ale wręcz naporu ze strony tak wielu innych ludzi. Ten jeden dotyk był inny… Zaraz zresztą miało się okazać, kim jest ta, która się nań odważyła…
A skoro się odważyła i dotarła do Jezusa, przedzierając się przez tłum, to znaczy, że jej wiara była naprawdę wielka, a ona sama – bezgranicznie zdeterminowana. Bo możemy śmiało stwierdzić, że musiała się przedrzeć przez dwa tłumy. Pierwszy, to oczywiście ten widzialny, o którym mówi Ewangelista. Ale na pewno o wiele trudniej było jej przedrzeć się przez gęsty tłum własnych myśli, obaw i oporów, które powstrzymywały ją przed tym gestem.
Gdyby bowiem tylko mogła, to z całą pewnością schowałaby się przed całym światem i w żaden sposób nie pokazywała nikomu swojej wstydliwej dolegliwości. Przecież, jako kobieta, miała o wiele słabszą pozycję od mężczyzn, bo tak wówczas traktowano tam kobiety. Musiała zatem i to ograniczenie pokonać. Ale wszystko pokonała, dopchała się do Jezusa, bo uznała, że dalej już się nie da tak żyć! Już dłużej nie da się znosić tak przykrej i upokarzającej dolegliwości.
Nie śmiała jednak zwracać na siebie uwagi zebranych, nie chciała nawet zwracać na siebie uwagi samego Jezusa, chciała tylko pokornie i cicho „uszczknąć” sobie z Jego łaskawości… I tak się stało, doznała łaski, jednak Jezus zwrócił na nią uwagę, mówiąc do niej: Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości.
Mamy więc dwa bardzo wyjątkowe wydarzenia – takie, których przebieg był bardzo oryginalny, a każde z nich z osobna potwierdziły prawdę, zapisaną w dzisiejszym pierwszym czytaniu, z Księgi Mądrości: Bóg nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi. Bo sprawiedliwość nie podlega śmierci. Dla nieśmiertelności bowiem Bóg stworzył człowieka, uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.
Moi Drodzy, nieraz pytamy, skąd się wzięło cierpienie na świecie, skąd ból i łzy ludzkie, skąd śmierć?… Bardzo jasno Autor starotestamentalny uświadamia nam, że nie od Boga. Bóg bowiem stworzył wszystko dobre, piękne i harmonijne, natomiast to bunt diabła i tych, którzy za nim poszli i wciąż podążają – burzy tę Bożą harmonię. Bóg chce szczęścia i radości, harmonii i porządku, On naprawdę nie chce cierpienia i śmierci. Ich źródłem jest grzech, ku któremu tak łatwo skłania się człowiek.
Jezus, jak słyszymy w Ewangelii, przywraca pierwotny, Boży porządek, pokonując chorobę, a nawet doczesną śmierć. W ten sposób spełniają się słowa, które do wiernych Koryntu – ale i do nas wszystkich – kieruje dziś Paweł Apostoł, gdy mówi: Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić.
Jezus rzeczywiście – tak bardzo osobiście i tak bardzo intensywnie wszedł w nasze ludzkie biedy i dylematy, dzieląc je z nami, wchodząc w cały ten nieprzebrany tłum ludzkich serc, dotkniętych cierpieniem; pozwalając się każdemu dotknąć, czy wchodząc pod nasz dach, jak wszedł do domu przełożonego synagogi. W ten sposób chce przywracać swój, Boży porządek, a czyni to w sposób wyrazisty i zdecydowany. A dzisiaj powiedzielibyśmy, że nawet oryginalny i spektakularny!
Natomiast my – jak podkreśla Paweł Apostoł w drugim czytaniu – nie musimy czynić tego w taki sposób, bo pewnie byśmy nawet nie wiedzieli, jak… Powinniśmy się jednak w to dzieło włączyć – w dzieło przywracania Bożego porządku wokół nas – poprzez stałe porządkowanie swoich codziennych, zwyczajnych spraw i wzajemnych relacji z najbliższymi osobami.
Apostoł tłumaczy to na przykładzie tak prozaicznej sprawy, jak wzajemne wspieranie się materialne w obrębie Gminy chrześcijańskiej i w relacjach z innymi Gminami. Stwierdza: Nie o to bowiem idzie, żeby innym sprawić ulgę, a sobie utrapienie, lecz żeby była równość. Teraz więc niech wasz dostatek przyjdzie z pomocą ich potrzebom, aby ich bogactwo było wam pomocą w waszych niedostatkach i aby nastała równość…
Takie to jasne i oczywiste, takie proste – chciałoby się zauważyć. Ale jeżeli tak, to dlaczego takie wciąż trudne? I dlaczego także dzisiaj, niestety również pomiędzy wierzącymi, jest tyle bałaganu we wzajemnych relacjach? Szczególnie tych finansowych, ale i każdych innych?… Dlaczego tak mało jest w nich Bożego oddziaływania? I Bożych zasad, zapisanych chociażby w Dekalogu, czy na kartach Ewangelii?
To właśnie tam spisane zostały reguły Bożego porządku, jaki powinien istnieć w każdej ludzkiej społeczności. Wiemy jednak, że na co dzień – to różnie bywa. I nie jest to winą Boga, bo On chce porządku. Natomiast kiedy my zaczynamy kombinować po swojemu, to – niestety – potem jest, jak jest.
Dlatego przynajmniej my, na swoim własnym odcinku, zróbmy wszystko, co w naszej mocy, aby zaprowadzać Boży porządek w swoim otoczeniu, aby ciągle odwoływać się do Bożych zasad, ciągle kierować się we wszystkim Dekalogiem i Ewangelią. I aby nie wstydzić się swojej wiary, swojego ciągłego kontaktu z Jezusem! Nie wstydzić się do Niego przyznać, nawet gdyby wszyscy wokół pukali się w czoło i wyśmiewali tę naszą wiarę i ufność, albo mówili, że to nie na dzisiaj, że to przestarzałe, że to takie wstydliwe…
Nie bójmy się przedzierać przez gąszcz różnych złośliwych opinii i kąśliwych komentarzy; nie bójmy się pokonywać własnych oporów i własnego lenistwa – docierajmy do Jezusa, nawet może wbrew sobie, wbrew swoim własnym obawom i lękom! Wbrew wszystkim i wszystkiemu – jeśli tylko taka będzie potrzeba!
I nie wierzmy ludziom, którzy będą nam mówili, że to nie ma sensu, bo dzisiaj inne zasady są „na topie”. Tak, jak przełożony synagogi, nie dopuśćmy do siebie myśli, że Jezus nie nadąża za światem i że na Jego pomoc jest już za późno. Tak nie jest! On w każdym czasie, kiedy człowiek zwraca się do Niego z ufnością, kiedy się do Niego wręcz przedziera z prośbą o pomoc – naprawdę pomaga! I zaprowadza swój porządek.
Bo to właśnie dlatego mamy dzisiaj na świecie i w Kościele to, co mamy, żeśmy Jego i Jego porządek odstawili na tor boczny! Dlatego toniemy w oparach absurdu, słuchając o kilkudziesięciu odmianach różnych płci, chociaż kilkuletnie dziecko wie, że jest płeć męska i płeć żeńska; albo na siłę wmawiając sobie, że homoseksualizm i inne dewiacje to teraz norma, chociaż od dziecka wiadomo, że to wbrew naturze i że to właśnie dewiacja, nie ujmując oczywiście nic nikomu, dotkniętemu tym nieszczęściem, a pragnącemu je w sobie pokonać.
Dzisiejszy świat każe nam najgorsze wynaturzenia i najbardziej wymyślne dziwactwa traktować jako normę i nowoczesność, a nazwanie tych spraw po imieniu dzisiaj kwalifikuje się jako mowę nienawiści! Z drugiej strony, nakładane w ostatnich miesiącach przez rządy poszczególnych państw drakońskie ograniczenia wolności, z godziną policyjną na czele, pokazały, na jakim poziomie jest ta tak wielka rzekomo wolność i demokracja w krajach cywilizacji zachodniej.
Co ciekawe, to sami obywatele poszczególnych państw dawali sobie narzucać absurdalne ograniczenia podstawowych wolności i potulnie akceptowali totalitarne zapędy swoich rządów, chociaż usta wszystkich cały czas były i są pełne frazesów o europejskich wartościach – co by to nie miało oznaczać… Oto są europejskie wartości, oto wolność i demokracja, którymi kraje te od lat się szczycą i innym zarzucają łamanie jakichś europejskich standardów. Jeżeli tak wyglądają te europejskie standardy, jak to widzimy od półtora roku, to lepiej nie mieć z nimi do czynienia.
Ale to właśnie tak, moi Drodzy, wygląda świat, który wyeliminował Chrystusa! Przecież cywilizacja zachodnia ma za swój fundament wartości chrześcijańskie. I to są właśnie prawdziwe wartości europejskie! Przecież twórca Unii Europejskiej jest kandydatem na ołtarze! Tymczasem dzisiejsza Unia Europejska to twór biurokratyczny, kompletnie zdemoralizowany i skorumpowany do szpiku kości, hołdujący coraz bardziej absurdalnym wymysłom swoich ekspertów i przywódców.
Nie ma się czemu dziwić – podkreślmy to raz jeszcze z całą mocą i bezwzględnością: tak wygląda świat bez Boga! Kiedy odrzuca się najmądrzejsze zasady i najświętsze prawa i najgłębsze prawdy – pozostaje już tylko absurd, bezprawie, ludzka krzywda i autokompromitacja! Tak wygląda świat bez Boga. Jak to ktoś mądrze powiedział, że kto nie wierzy w Boga – ten wierzy już we wszystko. W największą głupotę!
Panie, przywróć nam swój porządek! Bo my – naprawdę – sami z siebie nic mądrego nie wymyślimy. I lepiej, żebyśmy nie wymyślali… Już dosyć nieszczęść, których doświadczyliśmy i które aktualnie przeżywamy! Już dosyć naszych porządków! Ty sam weź ster naszych spraw w swoje ręce!
Przeczytałem jeszcze raz Słowo w 12 rocznicę ślubu (27.06.2009). Jestem w szoku. 1, 2 czytanie i Ewangelia podsumowały te 12 lat życia w małżeństwie a przede wszystkim pokazują mi lekarstwo Jezusa jak uleczyć to co trzeba.
O, proszę…