Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny (jak czytać nieco odwrotnie tę liczbę, to dwudzieste siódme) przeżywa nasz Tato, Jan Jaśkowski. Dziękując za piękny przykład codziennej troski o chorą Żonę, wytrwałej troski i wspierania na wszelkie sposoby trójki Dzieci oraz cierpliwej opieki nad trójką Wnuków, całą Rodziną życzymy nigdy nie gasnącego optymizmu, radości i nadziei! I tej wielkiej otwartości na ludzi, której naszemu Tacie – obojgu Rodzicom – nigdy nie brakowało, dlatego nasz Dom zawsze chętnie otwierał drzwi przed licznymi Gośćmi. Niech nasz Pan obdarza Jubilata całym bezmiarem swoich łask!
Urodziny – i to dokładnie pięćdziesiąte – przeżywa dziś Wojciech Wysocki, z którym utrzymuję od lat dobry kontakt na naszym forum, ale na jego części prywatnej. Dziękując za życzliwość, modlę się o wszelkie dary duchowe i o tak bardzo potrzebne zdrowie. I tego wszystkiego z serca życzę!
A teraz, moi Drodzy, dzielę się z Wami wiadomością po ludzku smutną, ale – w tym Bożym wymiarze – na pewno bardzo ważną i tak wiele nas uczącą. Oto bowiem wczoraj, po zakończeniu Mszy Świętej w naszym Ośrodku, otrzymaliśmy wiadomość o nagłej śmierci Księdza Krzysztofa Skwierczyńskiego, Ojca Duchownego siedleckiego Seminarium i Odpowiedzialnego za formację duchową wszystkich Kapłanów naszej Diecezji, byłego Duszpasterza Akademickiego. Więcej o tym możemy przeczytać tutaj:
Jak czytamy, odszedł w czasie Mszy Świętej wieczorowej, w Parafii Bożego Ciała w Siedlcach, w trakcie głoszonej przez siebie homilii. Odszedł więc w marszu! Na służbie! Na posterunku! Przyszła mi go głowy myśl, że to dla kapłana piękna śmierć…
Był naprawdę dobrym Człowiekiem i wspaniałym Księdzem. Miał od lat klucze do naszego Ośrodka Duszpasterstwa Akademickiego, gdzie w jednym z pokoików ciągle spowiadał niezliczoną armię swoich stałych Penitentów. Umawiał się z nimi na określone godziny i wtedy przyjeżdżał.
Kiedy schodziłem do Kaplicy, albo kręciłem się po Ośrodku, stale „wpadałem” na Niego. A i On wyglądał z pokoiku, gdy usłyszał, że ktoś się po Ośrodku kręci, bo chciał zobaczyć, czy wszystko jest w porządku i czy ktoś przypadkiem nie wszedł w jakimś złym celu. W pokoiku tym została Jego fioletowa stuła…
Wybaczcie, ale na razie nie napiszę nic więcej. Nie mogę zebrać myśli… Chyba dobry komentarz zamieścił Biskup Grzegorz w tej wiadomości, do której odsyłam. Ksiądz Krzysztof odszedł tak, jak szedł przez życie – energicznie, pracowicie, ciągle w drodze na spotkanie z drugim człowiekiem… Nic ze sobą nie zabrał. Ale tak wiele nam pozostawił… Niech Pan Mu tam, u siebie, to wszystko wynagrodzi!
A teraz zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii, do którego rozważanie napisał nasz nieoceniony Janek! Słowo jak zawsze – radykalne i odważne. A kiedy je czytałem, to pomyślałem sobie, że tak dobrze oddaje atmosferę, związaną z odejściem Księdza Krzysztofa. Chociaż Janek, kiedy je pisał, nie mógł o tym wiedzieć. Pan rzeczywiście mówi do nas przez słowa, ale i wydarzenia. To się wszystko u Niego jakoś łączy…
Dziękuję Jankowi za to słowo, za przykład Jego życia, za ten Jego radykalizm.
Pochylmy się zatem nad Bożym przesłaniem. Co Pan konkretnie mówi do mnie? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Poniedziałek 15 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie Św. Brunona Bonifacego z Kwerfurtu,
Biskupa i Męczennika,
12 lipca 2021.,
do czytań: Wj 1,8–14.22; Mt 10,34–11,1
CZYTANIE Z KSIĘGI WYJŚCIA:
Rządy w Egipcie objął nowy król, który nie znał Józefa. I rzekł do swego ludu: „Oto lud synów Izraela jest liczniejszy i potężniejszy od nas. Roztropnie przeciw niemu wystąpmy; ażeby się przestał rozmnażać. W wypadku bowiem wojny mógłby się połączyć z naszymi wrogami w walce przeciw nam, aby wyjść z tego kraju”.
Ustanowiono nad nim przełożonych robót publicznych, aby go uciskali ciężkimi pracami. Budowano wówczas dla faraona miasta na składy: Pitom i Ramses. Ale im więcej go uciskano, tym bardziej się rozmnażał i rozrastał, co jeszcze potęgowało wstręt do synów Izraela. Egipcjanie nielitościwie zmuszali synów Izraela do ciężkich prac i uprzykrzali im życie przez uciążliwą pracę przy glinie i cegle oraz przez różne prace na polu. Do tych wszystkich prac przymuszano ich nielitościwie.
Faraon wydał wtedy całemu narodowi rozkaz: „Wszystkich nowo narodzonych chłopców Hebrajczyków należy wyrzucić do rzeki, a dziewczynki pozostawić przy życiu”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus powiedział do swoich apostołów: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy.
Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.
Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał.
Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma.
Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody”.
Gdy Jezus skończył dawać te wskazania dwunastu swoim uczniom, odszedł stamtąd, aby nauczać i głosić Ewangelię w ich miastach.
A OTO SŁÓWKO JANKA:
W dzisiejszym Słowie Bożym, słyszymy o nowym królu Egiptu, który nie znał Józefa i który obawiał się synów Izraela. I gdy tak czytałem ten tekst i zacząłem pisać dzisiejsze słówko, to miałem o czymś innym w ogóle napisać, lecz Duch Święty dał mi inne natchnienie.
Przyszło mi na myśl, że to dzisiejsze czytanie mówi o życiu chrześcijanina, który bardziej niż faraon Hebrajczyków – powinien lękać się grzechu. Nieraz my, chrześcijanie, nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakie wielkie konsekwencje ma grzech dla naszej duszy, dla naszej relacji z Najwyższym. Gdybyśmy lepiej to wiedzieli i bardziej zdawali sobie sprawę z tego, jakie grzech ma konsekwencje, to byśmy go o wiele bardziej unikali. Król egipski, tak bardzo się obawiał, że gdyby doszło do wojny, to synowie Izraela – tak liczni – połączyliby siły, aby pokonać Egipt.
Dlatego rozkazał zabijać nowo narodzonych chłopców Hebrajczyków, aby naród ten tak szybko się nie rozmnażał. Zadziałał bardzo radykalnie, aby uniknąć zagrożenia, którego się obawiał. Tylko, że tamto zagrożenie było nieprawdziwe. A czy my, chrześcijanie, tak samo zdecydowanie unikamy zagrożenia prawdziwego?…
Diabeł jest – niestety – potężny i robi wszystko, co tylko może, aby duszę człowieka zabrać do siebie. Aby chociaż jedną owcę wyrwać ze stada Pana. Lecz Bóg jest jeszcze potężniejszy! Jezus udowodnił tę swoją potęgę, gdy zwyciężył ze śmiercią. Udowodnił to, gdy Apostołom dał dar odpuszczania grzechów ludziom.
Gdybyśmy zapytali ludzi, czy boją się śmierci, wszyscy zapewne odpowiedzieliby, że tak, boją się śmierci. Jak ostatnio z Ks. Jackiem o tym rozmawiałem, to mówił, że my, ludzie o tym na co dzień w ogóle nie myślimy. Owszem, nosimy gdzieś w sobie tę świadomość, ale uważamy śmierć za coś bardzo odległego… I to jest prawda. Ludzie o tym nie myślą. A powinni. Powinni sobie stawiać pytanie, czy gdyby mnie Pan teraz wezwał do Siebie, to czy byłbym gotowy stanąć przed obliczem Pana? Czy dostałbym się do Nieba?
Nie znacie dnia, ani godziny! – mówi Jezus. Bł. Carlo Acutis, gdy umierał, mówił tak: Cieszę się, że umieram, ponieważ przeżyłem swoje życie, nie tracąc ani minuty na rzeczy, które nie podobają się Bogu. On wiedział, że jego życie podobało się Bogu. I my sami możemy przekonać się, że Bóg myślał podobnie, skoro dał ten znak, że ciało nie uległo rozkładowi, a on sam został ogłoszony błogosławionym!
On się bał grzechu. Dlatego go unikał. Co tydzień szedł do spowiedzi! Wiedział, że nawet najmniejszy grzech, może zasmucić Boga. A my? A czy my boimy się grzechu?
Można odnieść wrażenie, że większość ludzi się nie boi. Nawet namawiają innych go grzechy! To jest smutne… Żyjemy w czasach, w których wyraźnie widać, jak wielu ludzi się pogubiło, wielu ludzi poszło za technologią, za światem bez Boga. Wielu w ogóle zapomina o Bogu. Nie potrafią znaleźć dla Niego czasu.
Gdy teraz nieco częściej chodzę do kościoła, bo wakacje pozwalają na to, to widzę, że ludzi młodych, którzy przyszliby w tygodniu tak „z własnej woli” – w ogóle nie widać. Dobrze, że chociaż w niedziele przyjdą, lecz to jest minimum – można by rzec, że konieczność. Takie minimum dla osoby, która kocha Boga!
I pomyśleć, że starsi ludzie kiedyś odejdą i nie będzie ich już na tych codziennych Mszach Świętych… Jak wtedy w tygodniu będzie wyglądał kościół? Pozostanie pusty?…
Tak jak w Ewangelii dziś Jezus mówi do nas: Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Nic ludziom nie pomogą rzeczy doczesne, jeżeli bardziej nie będą miłować Boga. Co wtedy będą znaczyły takie rzeczy, jak np. komputer, alkohol, papierosy, ale także spotkania ze znajomymi. Czy to wszystko da nam życie wieczne?
Tak jak już kiedyś pisałem, często widzimy młodych ludzi, którzy spotykają się ze swymi kolegami. I ci koledzy też przecież są wierzącymi i nawet praktykującymi. Rodzi się we mnie wówczas takie pytanie: Czemu nie mogliby choć raz pójść razem na Mszę Świętą i potem się spotkać? Oczywiście, dobrze że utrzymują kontakt w prawdziwym życiu, a nie telefoniczny. Lecz czy nie mogliby postawić tej przyjaźni na wyższym poziomie, łącząc ją ze swoją relacją z Bogiem?
Jezus przecież mówi: Kto chce znaleźć swe życie, straci je. Zadajmy sobie czasem pytanie, czy to co robię, na pewno cieszy Boga? Czy robię to, czego Bóg ode mnie oczekuje? Nawet, gdyby znajomi się obrazili, czy podśmiewali się z nas – weźmy swój krzyż i naprawdę idźmy za Jezusem! Tu na ziemi codziennie pracujemy na Niebo i nie możemy tego czasu zmarnować, bo tak naprawdę nie wiemy. ile nam tego czasu zostało.
Róbmy tak, abyśmy mogli – odchodząc z tego świata – powiedzieć to właśnie, co w ostatnim momencie swego życia powiedział Błogosławiony Carlo Acutis: Cieszę się, że umieram, ponieważ przeżyłem swoje życie, nie tracąc ani minuty na rzeczy, które nie podobają się Bogu!
Dołączam się do życzeń dla Drogiego Jubilata, Ojca naszych Kapłanów. Niech Bóg , Ojciec nasz najlepszy błogosławi Jemu w dalszym życiu a Jezus i Duch Święty, uczy jak w naszym wieku sprostać zadaniom, które nam jeszcze stawia w życiu codziennym Bóg. Szczęść Boże.
W imieniu Jubilata – bardzo dziękuję!
xJ
Dzisiejsze Słowo Jezusa jest bardzo wymagające i nawet entuzjaście życia, nie łatwo będzie powiedzieć „jakoś to będzie…”
To Słowo wymaga radykalizmu , bo jakże realizować te wskazania;
-Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie… i kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie… Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, by nie usłyszeć; ” nie jest Mnie godzien.”
Co prawda w drugiej części nauczania Jezus mówi o nagrodzie dla każdego trudzącego się w myśl wskazówek Jezusa ale czy to nas dziś jeszcze zachęca do pracy nad sobą, do pracy ewangelizacyjnej, do pracy misyjnej…nas wierzących, chodzących jeszcze do kościoła…
Trochę zmartwiło mnie to stwierdzenie: „….nas wierzących, chodzących JESZCZE do kościoła”… W pewnym sensie – to prawda. Ale właśnie po to my chodzimy chętnie, odważnie i zdecydowanie, aby całemu światu dać świadectwo, że dla nas jest to coś bardzo ważnego… Najważniejszego!. Dlatego my chcemy ZAWSZE chodzić do kościoła, przeżywać głęboko Mszę Świętą!
xJ
Rzeczywiście z mojej wypowiedzi powiało pesymizmem. Nasze rekolekcje Wspólnotowe też przez cały 2020 rok były zawieszone i pierwsze półrocze tego roku również a bez nowego paliwa i oleju nasza kondycja wysiada. Dziś miałam Mszę Świętą za śp. siostrę w 43 rocznicę śmierci o 18:30, garstka ludzi, bez organisty, więc znów biedny ksiądz Piotr dwoił się i troił aby pomóc nam po drugiej stronie ołtarza śpiewać, odpowiadać na wezwania kapłana. Co prawda, dziś 13ty więc o 20 była jeszcze Msza Święta z procesją fatimską, która się u nas zawsze cieszy dużą frekwencją i dlatego pewnie na wcześniejszej było nas niewielu.
Trochę zmartwiło mnie to stwierdzenie: „….nas wierzących, chodzących JESZCZE do kościoła”… W pewnym sensie – to prawda. Ale właśnie po to my chodzimy chętnie, odważnie i zdecydowanie, aby całemu światu dać świadectwo, że dla nas jest to coś bardzo ważnego… Najważniejszego!. Dlatego my chcemy ZAWSZE chodzić do kościoła, przeżywać głęboko Mszę Świętą!
xJ
Nie chodzę do kościoła. Słucham w radio mszy i tęsknię by pójść. By wrócić. Bez tych, którzy teraz chodzą , nie będę miała nadziei ,że bedę miała dokąd wrócić .
Do Kościoła się nie chodzi, bo albo się w nim jest, albo się w nim nie jest.
Panie Rafale.Jesli się czegoś nie rozumie , nie ma sensu się wypowiadać. Nie było to również coś skierowane do Pana. Gdybym chciała coś jemu przkazać, znam lepsze sposoby.
Brzmi ładnie, poetycko. Mimo pewnej dozy pesymizmu, czuć przebiśniegiem. Mnie naszła taka myśl w sprawie rachunku sumienia: „nie byłem z Jezusem”, „nie posłuchałem Jezusa”, „wyparłem się mojego Mistrza”, „nie rozmawiałem z Bogiem”, „nie wzywałem Ducha Świętego”, „moja wiara jest niemowlęca, zatrzymała się na chrzcie”, „nie chciałem się spotkać z Jezusem, przyjąłem lepszą ofertę”, „nie dopuszczałem Jego głosu do mojego serca”, „nie robiłem Mu miejsca w swoim sercu”, „nie dziękowałem Bogu za codzienne dary”, „nie uwielbiałem Jezusa”, „nie szedłem z Nim”, „nie chciałem Go zobaczyć w drugim człowieku”, „tłumiłem głos Pana”, „nie chciałem wejść w Jego cierniowe buty”, „zamiast się przepasać, wolałem zostać w domu…. gdzie mól i rdza a mogłem wydobywać ze skarbca rzeczy stare i nowe”. Tak tak, gdyby nie zamienić na tak, wtedy teoretycznie nie ma większych szans grzeszyć ciężko. A grzech lekki Pan wybacza na codziennej porannej Mszy Świętej 🙂
Marcin kapitalny ten Twój rachunek sumienia, gdybyś zamieścił go wcześniej zapewne skorzystałabym już wczoraj przygotowując się do spowiedzi, ale i tak dziękuję, wykorzystam Twoje rozważania nad relacją z Bogiem następnym razem.
Rzeczywiście – mocny rachunek sumienia. Dziękuję Marcinowi – i dziękuję serdecznie Wszystkim za wszystkie wypowiedzi!
xJ