Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny i okrągłe, bo pięćdziesiąte urodziny przeżywa Pan Włodzimierz Olender, bardzo mi bliski i życzliwy Człowiek z Celestynowa. Wraz ze swoją Żoną, Panią Ewą, tworzą wspaniałe Małżeństwo, a Ich dom jest zawsze bardzo gościnnie otwarty dla Rodziny i Bliskich, a właściwie to dla każdego, kto tylko zechce Ich odwiedzić
Wczoraj w intencji Państwa Olendrów – z okazji jubileuszu Pana Włodzimierza – sprawowałem Mszę Świętą w swoim Ośrodku, a potem odbyło się bardzo miłe, rodzinne spotkanie. I właśnie za tę wręcz rodzinną bliskość dziękując, życzę nieustannego promieniowania Bożej łaski! O co też obiecuję się modlić.
Moi Drodzy, ja dzisiaj nie wyruszam do Ciepielowa, bo o 14:00, w naszym Ośrodku, będę sprawował Msza Święta w intencji Duszpasterstwa Niewidomych, za które także jestem odpowiedzialny. A o 20:00 – nasza planowa Msza Święta. Za to o 9:00 będę w Łuzkach, na zaproszenie tamtejszego Proboszcza, Księdza Tomasza Radczuka, mojego Kolegi kursowego. Tak się składa, że akurat tę Parafię dość często odwiedzam, na różnego rodzaju zastępstwach. Dzisiaj nie będzie to zastępstwo, ale takie zwyczajne odwiedziny. Dziękuję Księdzu Tomkowi za zaproszenie.
Teraz już życzę Wszystkim błogosławionej Niedzieli. Niech opromienia ją blask Bożego słowa, nad którym zechciejmy się pochylić, wsparci natchnieniami Ducha Świętego.
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
2 Niedziela zwykła, C,
16 stycznia 2022.,
do czytań: Iz 62,1–5; 1 Kor 12,4–11; J 2,1–12
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Przez wzgląd na Syjon nie umilknę, przez wzgląd na Jerozolimę nie spocznę, dopóki jej sprawiedliwość nie błyśnie jak zorza i zbawienie jej nie zapłonie jak pochodnia.
Wówczas narody ujrzą twą sprawiedliwość i chwałę twoją wszyscy królowie. I nazwą cię nowym imieniem, które usta Pana oznaczą.
Będziesz prześliczną koroną w rękach Pana, królewskim diademem w dłoni twego Boga.
Nie będą więcej mówić o tobie „Porzucona”, o krainie twej już nie powiedzą „Spustoszona”. Raczej cię nazwą „Moje w niej upodobanie”, a krainę twoją „Poślubiona”. Albowiem spodobałaś się Panu i twoja kraina otrzyma męża.
Bo jak młodzieniec poślubia dziewicę, tak twój Budowniczy ciebie poślubi, i jak oblubieniec weseli się z oblubienicy, tak Bóg twój tobą się rozraduje.
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia: Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkim.
Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra. Jednemu dany jest przez Ducha dar mądrości słowa, drugiemu umiejętność poznawania według tego samego Ducha, innemu jeszcze dar wiary w tymże Duchu, innemu łaska uzdrawiania przez tego samego Ducha, innemu dar czynienia cudów, innemu proroctwo, innemu rozpoznawanie duchów, innemu dar języków i wreszcie innemu łaska tłumaczenia języków.
Wszystko zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak chce.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów.
A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi da Niego: „Nie mają już wina”. Jezus Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?” Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”.
Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: „Napełnijcie stągwie wodą”. I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: „Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu”. Oni zaś zanieśli.
A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem – nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodego i powiedział do niego: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory”.
Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.
Następnie On, Jego Matka, bracia i uczniowie Jego udali się do Kafarnaum, gdzie pozostali kilka dni.
Słowa Proroka Izajasza, z pierwszego dzisiejszego czytania, brzmią wielkim pocieszeniem i nadzieją. Jerozolima, miasto szczególnie bliskie Bogu, słyszy zapowiedź wielkich darów, jakimi zostanie przez Niego obdarzona. Oto Pan mówi: Przez wzgląd na Syjon nie umilknę, przez wzgląd na Jerozolimę nie spocznę, dopóki jej sprawiedliwość nie błyśnie jak zorza i zbawienie jej nie zapłonie jak pochodnia. Wówczas narody ujrzą twą sprawiedliwość i chwałę twoją wszyscy królowie. I nazwą cię nowym imieniem, które usta Pana oznaczą. Będziesz prześliczną koroną w rękach Pana, królewskim diademem w dłoni twego Boga.
A w nawiązaniu do klęsk i nieszczęść, jakie na to miasto niejednokrotnie spadały – zwykle, z powodu grzechów jego mieszkańców – Pan zapowiada: Nie będą więcej mówić o tobie „Porzucona”, o krainie twej już nie powiedzą „Spustoszona”. Raczej cię nazwą „Moje w niej upodobanie”, a krainę twoją „Poślubiona”. Albowiem spodobałaś się Panu…
A nawet, w ostatnich zdaniach, słyszymy porównanie owej wspólnoty Boga ze swoim miastem do wspólnoty oblubieńca z oblubienicą. Trudno o mocniejszą jedność i bliższy kontakt.
Zauważmy, to wszystko, co tu słyszymy, to są obietnice Boga – obietnice Jego zmiłowania nad człowiekiem, cierpiącym z powodu swoich własnych grzechów. To obietnice Bożego zmiłowania nad miastem, które – z jednej strony – jest miastem, jak każde inne, zaznaczonym na mapach świata, z drugiej jednak strony jest miastem – symbolem, miastem – znakiem, miastem Bożym! Wszak to tam miały się dokonać największe wydarzenia zbawcze, nie na darmo także o Niebie, jako celu ziemskiego pielgrzymowania człowieka, mówi się jako o Nowym Mieście Jeruzalem.
Zatem, dzisiejsze zapowiedzi zmiłowania Bożego nad Jerozolimą – choć, oczywiście, mają swój określony kontekst historyczny, nawiązujący do faktycznego pozostawania miasta pod okupacją zewnętrznego najeźdźcy – w rzeczywistości oznaczają zapowiedź zmiłowania Boga nad każdym człowiekiem, który Mu zaufa. I który po doświadczeniu swojej własnej „zaradności” i „samodzielności”, przekonuje się, ile to tak naprawdę jest w stanie sam osiągnąć i na ile może jedynie na siebie liczyć, dlatego zwraca się do Boga, bo tylko od Niego może spodziewać się pomocy i ratunku. Tylko Jego zmiłowanie jest dla niego ratunkiem i nadzieją.
Bardzo wyraźnie pokazuje to wydarzenie, opisane w dzisiejszej Ewangelii. Oto na weselu zabrakło wina. No, cóż – powiedzielibyśmy – zdarza się… U nas także… Może nie za często, bo o co, jak o co, ale o alkohol na przyjęcie weselne zwykle zabiega się przede wszystkim, dlatego raczej nie słyszy się, aby gdzieś komuś, na którymś weselu, faktycznie go zabrakło.
Ale nawet jeśli tak by się zdarzyło, to u nas skończyłoby się na jakimś niezadowoleniu gości, którzy już rozweseliwszy się tym, co było, chcieliby jeszcze więcej, jednak musieliby przyjąć do wiadomości, że już więcej nie będzie… I że następne toasty muszą wznosić… wodą mineralną! Trochę by było kręcenia nosem i potem trochę gadania za plecami gospodarzy, ale w końcu sprawa „rozeszłaby się po kościach”…
W tamtym jednak kontekście kulturowym taki brak wina oznaczał totalną wpadkę, wielką plamę na honorze, która ciągnęłaby się za owymi małżonkami bardzo długo, o ile nie przez całe ich wspólne życie. Dlatego swoją interwencją Jezus dzisiaj nie tyle i nie tylko poprawił humor uczestnikom wesela, ile – w jakimś sensie – uratował całą reputację nowych małżonków, zapewnił im spokojniejsze życie w małżeństwie. O tyle przynajmniej spokojniejsze, że akurat ta sprawa nie ciągnęłaby za nimi. Dlatego przyszedł im z pomocą.
Owszem, słyszymy wyraźnie, że pierwszą, która zauważyła problem i podjęła działanie, była Jego Matka, ale to On, Jezus, problem rozwiązał. Ona, swoim matczynym wejrzeniem, swoją troskliwością i zapobiegliwością, dostrzegła zmartwienie gospodarzy i zlokalizowała jego przyczynę, ale potem już całą sprawę „przekierowała” do właściwego Adresata. I Jezus zaradził, rozwiązał problem.
I to rozwiązał z dużym rozmachem i szerokim gestem. Jak słyszeliśmy, kazał napełnić wodą sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. I tę wodę uczynił winem – i to bardzo dobrym winem, lepszym od tego, którego zabrało. A ile tego dobrego wina przybyło?
Otóż, gdyby owych sześć stągwi kamiennych mieściło po dwie miary, wówczas łącznie mielibyśmy trzysta osiemdziesiąt cztery litry, ale jeśli mieściły po trzy miary, to już wyszłoby pięćset siedemdziesiąt sześć litrów! Takie mnóstwo – i to, podkreślmy jeszcze raz – przedniego, wybornego wina! Miał Jezus gest, co? Jak już daje, to daje z rozmachem.
Z całą pewnością wydarzenie to potwierdza – z jednej strony – że Bóg jest w swoim obdarowywaniu bardzo hojny i łaskawy, a z drugiej, że ma… duże poczucie humoru! Skoro pozwolił na to, by ludzie mogli się jeszcze świetnie zabawić, a do tego sposób, w jaki to sprawił, pokazuje niezwykłą – by tak rzec – fantazję Boga! Nade wszystko zaś – Jego ogromną łaskawość i miłość do człowieka.
Zauważmy, że to już drugi tekst w dzisiejszych czytaniach, mówiący o tej właśnie łaskawości Bożej – łaskawości i hojności, na które człowiek niczym nie był w stanie sobie zasłużyć, w związku z czym wszystko, co otrzymał, otrzymał od Boga za darmo. Tylko dlatego – a może: aż dlatego – że Bóg tak chciał, bo tak bardzo ukochał człowieka, iż chciał go wszelkim dobrem obdarować. Niczego, co dobre, człowiekowi nie żałując, ale – i na to wskazuje trzeci dzisiejszy tekst – dając według własnej woli i własnego spojrzenia.
Tak tłumaczy to Święty Paweł, w swoim Pierwszym Liście do Koryntian: Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkim. Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra. Jednemu dany jest przez Ducha dar mądrości słowa, drugiemu umiejętność poznawania według tego samego Ducha, innemu jeszcze dar wiary w tymże Duchu, innemu łaska uzdrawiania przez tego samego Ducha, innemu dar czynienia cudów, innemu proroctwo, innemu rozpoznawanie duchów, innemu dar języków i wreszcie innemu łaska tłumaczenia języków. Jaką naukę otrzymujemy z tych słów?
Otóż, Dawcą wszystkich darów jest Bóg. On sam objawia swoją miłość i troskę o człowieka poprzez udzielenie tychże darów. Wszystkie one pochodzą od Niego – On wszystko daje i On wszystko sprawia.
Następnie: te wszystkie dary, tak bardzo różne, dane są dla wspólnego dobra. Tak to dzisiaj usłyszeliśmy. A dlaczego akurat tak, a nie inaczej, dary te zostały rozdysponowane? O tym mówi nam ostatnie zdanie tego fragmentu: Wszystko zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak chce. Dokładnie tak: Bóg daje tak, jak sam chce.
Dlatego nie ma sensu dociekanie, dlaczegóż to jeden otrzymał dar mądrości słowa, drugiemu z kolei dana została łaska uzdrawiania, a trzeciemu dar czynienia cudów, innemu proroctwo, innemu rozpoznawanie duchów, innemu dar języków i wreszcie innemu łaska tłumaczenia języków – żeby posłużyć się stwierdzeniami samego Apostoła. Dlaczego ten otrzymał to, drugi tamto, a nie – na przykład – odwrotnie?…
Odpowiedź jest jedna: bo tak chciał Bóg! On sam tak chciał! Bo On najlepiej wie, co dać każdej i każdemu z nas, abyśmy te Jego dary należycie wykorzystali dla wspólnego dobra. Nie dla własnego zadowolenia i dogodzenia sobie, ale dla wspólnego dobra!
I także te dary, o których mowa w pierwszym dzisiejszym czytaniu i w Ewangelii, dane zostały dla wspólnego dobra. Jakkolwiek bowiem obietnica zmiłowania nad Jerozolimą dotyczyła tego jednego, konkretnego miasta, a cud przemiany wody w wino dotyczył jednej, konkretnej pary nowożeńców, to jednak świadectwo o jednym i drugim napełnia nadzieją serca wszystkich ludzi, na całym świecie, przez tyle wieków! Tak, przez tyle wieków, przez ile czytane jest Pismo Święte, gdzie wszystko to zostało opisane.
Ale też ci, którzy zostali tymi Bożymi darami bezpośrednio obdarowani, zostali w ten sposób zobowiązani do należytego wykorzystania tych darów i do wdzięczności Bogu za nie! Nie mamy o tym dzisiaj wprost mowy, ale taka jest logika Bożego daru: on zawsze jest jednocześnie zadaniem. Darem – i zadaniem! Darem, wynikającym z Bożej miłości i łaskawości, na którą człowiek niczym sobie nie zasłużył, a jednocześnie zadaniem rozwijania i pomnażania tegoż daru, a jednocześnie – zadaniem świadczenia o Bogu i Jego miłości, miłosierdziu; o Jego trosce o człowieka…
Moi Drodzy, pamiętajmy ciągle o tej nauce, jaka płynie do nas z dzisiejszego Bożego słowa! Pamiętajmy, że jesteśmy naprawdę obdarowani przez Boga! Wszyscy – i naprawdę, bardzo hojnie – chociaż każdy inaczej. Dlatego naprawdę nie ma sensu wieczne narzekanie, połączone z zazdrością wobec innych, jakoby ci inni byli o wiele bardziej przez Boga zauważani i obdarowywani, a nam – biednym – to ciągle „wiatr w oczy”…
Powiedzmy sobie szczerze, jak często musimy się przyznawać do takiego bezsensownego zazdroszczenia innym, jak to im się powodzi, jak to oni mają dobrze, a my tacy pokrzywdzeni przez los i przez ludzi. W sumie, to może rzeczywiście, trudno się temu dziwić, bo takie biadolenie i użalanie się nad sobą przychodzi bardzo łatwo, przychodzi samo, nie trzeba się nad tym trudzić. O wiele więcej wysiłku duchowego trzeba włożyć w to, żeby sobie uświadomić, w jaki sposób zostaliśmy przez Boga obdarowani – i za to obdarowanie Mu podziękować. I Boże dary rozwijać.
Tak, właśnie te Boże dary, które są talentami, jakie każdy z nas posiada: a to talent organizacyjny, a to talent muzyczny, a to talent poczucia humoru i rozweselania otoczenia, a to talent do języków obcych… Długo można by tu wymieniać. Ale także – talent zwykłej, ludzkiej dobroci i uczciwości, otwartości na drugiego człowieka, czasu dla drugiego człowieka… Albo też, coraz rzadszy – jak się może wydawać i w coraz większej cenie będący – talent cierpliwego wysłuchania drugiego człowieka, poświęcenia mu czasu; talent podtrzymywania innych na duchu…
Zobaczmy, moi Drodzy, ile dobra – tak naprawdę – codziennie dzieje się w naszym życiu! Ile dobra – tak naprawdę – doświadczamy codziennie ze strony ludzi: choćby tego najdrobniejszego i najbardziej codziennego dobra, ale jednak… A ile dobra – tak naprawdę – codziennie sami okazujemy innym! Ileż to razy nasze pogodne podejście i dobre słowo podtrzymało innych na duchu, ileż to różnej pomocy – mniejszej, lub większej – doświadczyli z naszej strony. Moi Drodzy, czy my za to wszystko dziękujemy Bogu?
On naprawdę troszczy się o nas, kocha nas bezgranicznie, obdarowuje nas hojnie – ale w sposób, w jaki sam uznaje za właściwy. I także w czasie, który sam wybiera. Dlatego zamiast biadolić i uskarżać się na swój ciężki los – zacznijmy Bogu dziękować! Codziennie, a nawet kilka razy dziennie!
Starajmy się ciągle uświadamiać sobie, przypominać sobie, co też od Boga otrzymaliśmy i jak wiele tego otrzymaliśmy – i wciąż otrzymujemy! I że wszystko, co dobre, otrzymujemy tylko od Niego – sami z siebie nic nie mamy i niczego nie osiągniemy. Wszystko od Niego! Zacznijmy to doceniać i za to Mu dziękować – zamiast sobie nawzajem tych Bożych darów zazdrościć. Myślmy o tym często i mówmy o tym Bogu – i mówmy o tym ludziom – że naprawdę jesteśmy wielkimi szczęściarzami! Tak, wielkimi szczęściarzami, bo o nasze szczęście i dobro troszczy się sam Bóg! Doceńmy to – i dziękujmy Mu za to!
I za to także Mu dziękujmy, że każdą i każdego z nas obdarzył inaczej, że nam dał różne dary. Bo to ubogaca nas wszystkich – to naprawdę dla wspólnego dobra. Dziękujmy za to Bogu – i pomnażajmy te dary, jak Jezus pomnożył dzisiaj wino w Kanie Galilejskiej. Pomnażajmy te dary i jak najlepiej je wykorzystujmy, nie zakopujmy ich w ziemi, nie zapominajmy o nich, nie pozwólmy sobie na ich przegapienie. To byłaby zbyt duża strata.
I już więcej nikomu niczego nie zazdrośćmy, ale za wszystko Bogu dziękujmy! Całym sercem, każdego dnia, w każdej chwili – dziękujmy…
„A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi da Niego: „Nie mają już wina”. Jezus Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?” Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”.”
Rola Matki Jezusa , Syna Bożego, to dzielić się swoimi spostrzeżeniami, swoimi troskami o innych. Być w ciągłym kontakcie, w bliskiej relacji, ale też dać przestrzeń i czas realizacji swego powołania.
Maryjo , ucz mnie takiego patrzenia na swoje dorosłe dzieci, tak jak Ty patrzyłaś, że to są Boże dzieci, że Bóg dał mi je do wychowania na pewien czas, ale to są Jego dzieci. Ja mam im towarzyszyć w drodze przez życie a one mi. Mamy wspólnie troszczyć się o siebie zarówno w sferze materialnej, fizycznej jak i duchowej. Ucz mnie Maryjo trwać z nimi w chwilach radosnych i bolesnych a da Bóg , że i w chwalebnych w Niebie.
To wszystko prawda, ale myślę, że matka zawsze pozostanie matką… Także dla dorosłych dzieci…
xJ