Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Ewa Rudnik, należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot. Niech Pan zawsze udziela Jej swoich łask i wszelkiego dobra! Zapewniam o modlitwie!
Dzisiaj także, w Parafii w Gęsi, w Diecezji siedleckiej, odbędzie się pogrzeb – zmarłej kilka dni temu – Pani Marianny Wasilewskiej, Mamy naszego Kolegi kursowego, Księdza Marka. Niech Pan przyjmie Ją do siebie, niech przyjmie do siebie Jej zmarłego przed pięciu laty Męża Józefa, a Księdza Marka i Jego bliskich pocieszy i podtrzyma na duchu. Polecam Ich także Waszym modlitwom.
Moi Drodzy, jeszcze raz – wybaczcie natręctwo – przypominam się z inicjatywą GIGANTYCZNEGO SZTURMU DO NIEBA w intencji Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele. Zechciejcie przekazywać ją dalej!
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim osobistym przesłaniem zwraca się właśnie do mnie – właśnie dzisiaj? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wtorek 4 Tygodnia zwykłego, rok II,
1 lutego 2022.,
do czytań: 2 Sm 18,9–10.14b.24–25a.31–19,3; Mk 5,21–43
CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI SAMUELA:
Absalom natknął się na sługi Dawida. Jechał na mule. Muł zapuścił się pod konary wielkiego dębu. Absalom zaczepił głową o dąb i zawisł między niebem a ziemią, muł natomiast dalej popędził. Dostrzegł to pewien człowiek i zawiadomił Joaba: „Widziałem Absaloma wiszącego na dębie”. Joab wziął do ręki trzy oszczepy i utopił je w sercu Absaloma.
Dawid siedział między dwiema bramami. Strażnik, który chodził po tarasie bramy nad murem, podniósłszy oczy zauważył, że jakiś mężczyzna biegnie samotnie. Strażnik przekazał królowi tę wiadomość.
Właśnie przybył Kuszyta i powiedział: „Niech się raduje pan mój, król, dobrą nowiną. Właśnie dziś Pan wymierzył ci sprawiedliwość uwalniając z ręki wszystkich, którzy powstali przeciw tobie”. Król zapytał Kuszytę: „Czy dobrze z młodym Absalomem?” Odpowiedział Kuszyta: „Niech się tak wiedzie wszystkim wrogom mojego pana i króla, którzy przeciw tobie złośliwie powstali, jak powiodło się temu młodzieńcowi”.
Król zadrżał. Udał się do górnego pomieszczenia bramy i płakał. Chodząc tak mówił: „Synu mój, Absalomie! Absalomie, synu mój, synu mój! Obym był umarł zamiast ciebie, Absalomie, mój synu, mój synu!”
Joabowi zaś doniesiono: „Król płacze. Rozpacza z powodu Absaloma”. Tak więc zwycięstwo zmieniło się w tym dniu w żałobę dla całego ludu. Posłyszał bowiem lud w tym dniu wiadomość: „Król martwi się z powodu swego syna”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Gdy Jezus przeprawił się z powrotem w łodzi na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali.
A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc zbliżyła się z tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości.
A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: „Kto dotknął się mojego płaszcza?” Odpowiedzieli Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: «Kto się Mnie dotknął?»” On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”.
Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?” Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: „Nie bój się, wierz tylko”. I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego.
Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia wszedł i rzekł do nich: „Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi”. I wyśmiewali Go.
Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.
Co to znaczy miłość ojcowska! – chciałoby się westchnąć po wysłuchaniu obu dzisiejszych czytań… Co to znaczy przywiązanie ojca do własnego dziecka – przywiązanie i troska, których nie jest w stanie pokonać ani wielka nieprawość, przez to dziecko czyniona, ani nawet śmierć własnego dziecka… Kochający ojciec – także matka – do końca będzie się o swoje dziecko martwić, płakać za nim (a często i z jego powodu…), chcąc dla niego tylko dobra.
Czasami – i to też widać z obu dzisiejszych czytań – wbrew zdrowemu rozsądkowi! Przecież Dawid doskonale wiedział, jakie jest nastawienie jego syna, Absaloma. Przecież to nie z innego powodu uciekał z Jerozolimy wraz ze swoimi stronnikami, jak właśnie z tego, że jego własny syn – całkiem otwarcie i z pełną premedytacją – nastawał na jego życie! I wcale nie udawał, że jest inaczej: dokładnie po to zebrał „swoje” wojska, aby uderzyć w Dawida i jego wojska, z bezpośrednim zamiarem zabicia własnego ojca.
Stało się jednak inaczej – to on zginął, nie ojciec. A ojciec?… Właśnie, ojciec popadł w smutek, w wielki smutek, który położył się cieniem na całe spektakularne zwycięstwo i na cały zwycięski lud. Stronnicy i przyjaciele Dawida nie potrafili się bowiem cieszyć ze zwycięstwa, a wręcz wracali do obozu w ciszy i smutku, niemalże jak pokonani, bo wiedzieli, że król rozpacza z powodu śmierci swego syna.
O tym dzisiaj nie słyszymy, podobnie jak i o tym, że dowódca wojsk Dawidowych, Joab, w obliczu takiego zachowania króla poszedł do niego i zupełnie bezceremonialnie – by użyć tu dość oględnego słowa – upomniał go (w mowie potocznej byłyby tu zastosowane nieco inne, bardziej „wyraziste” określenia…), że jest to niedopuszczalne, iż wojsko narażało się dla króla, a on teraz nie potrafi docenić tego poświęcenia, tylko rozpacza nad śmiercią swego największego wroga! Padło nawet pytanie, czy gdyby zbuntowany Absalom przeżył, a lud wierny królowi został pokonany – czy wtedy byłby on bardziej zadowolony?
Oczywiście, powiedzmy sobie szczerze, że to nie tak do końca było i nie tak musiało być, bo można było – i jak najbardziej należało – pokonać wrogie zastępy, ale Absaloma należało oszczędzić. Polecenie, wydane przez Dawida publicznie, nie pozostawiało w tej sprawie żadnych wątpliwości.
Zresztą – o czym dzisiaj także nie słyszymy, bo i ten fragment nie został włączony do czytania – pierwsi żołnierze, którzy znaleźli Absaloma, zaczepionego o konary drzewa, nie chcieli robić mu krzywdy. A nawet przypomnieli Joabowi, jakie polecenie w tej sprawie wydał król. Joab natomiast, po odebraniu tej wiadomości, natychmiast udał się na wskazane miejsce i – jak to już usłyszeliśmy – wziął do ręki trzy oszczepy i utopił je w sercu Absaloma. Bardzo dosadny opis – musimy przyznać…
Nawet mu ręka nie zadrżała, nawet mu serce nie drgnęło, kiedy łamał królewski zakaz i rozstrzygał ostatecznie całą sprawę po swojemu, według własnego uznania. Nie potrafił zrozumieć – a może nawet nie chciał – miłości ojcowskiej, która nawet zbuntowanemu synowi dawała szansę… Do końca…
Podobnie, jak ludzie, otaczający dziś Jezusa, nie potrafili zrozumieć, dlaczego przełożony synagogi «trudzi jeszcze Nauczyciela», kiedy dobrze wiedział, że córka jego dogorywa, a ostatecznie przyszła wiadomość, że zmarła. Po co w ogóle zawraca głowę Jezusowi, jeżeli wie, że sytuacja – tak po ludzku patrząc – jest nie do uratowania.
A jednak on «trudzi Nauczyciela» – zresztą, wzmocniony przez Niego samego słowem zachęty: Nie bój się, wierz tylko. Wierzył zatem – czy „tylko”, czy „aż”?… Natomiast na tym wygrał – na tym, że wierzył, podobnie jak i na tym, że ani na moment nie przestał zabiegać o swoje ukochane dziecko. Nawet po usłyszeniu o jego śmierci. Oto jest miłość rodzicielska, miłość ojcowska.
W jednym i w drugim przypadku – żeby to jeszcze raz podkreślić – przekroczyła ona nawet barierę, wyznaczoną przez reguły zdrowego rozsądku i czysto ludzkiej logiki! Bo po cóż płakać nad śmiercią syna, który się zbuntował i dopiero co sam groził śmiercią?… Po cóż zabiegać o życie i zdrowie córki, skoro najpierw było wiadomo, że i tak już umiera, a w końcu okazało się, że rzeczywiście zmarła?… Jak to się ma do zasad zdrowego rozsądku i ludzkiej logiki?…
A właśnie wiara w moc Bożą – taka prawdziwa i wielka wiara – to ma do siebie, że przełamuje nawet takie bariery i całą sprawę oddaje w ręce Boga, dla którego nie ma nic niemożliwego. I który swoje dzieci kocha i chce ich dobra – wbrew ludzkiemu zapatrywaniu, czy różnym ludzkim ograniczeniom.
Doskonale pokazuje to przypadek kobiety, cierpiącej na krwotok, której – jako rytualnie nieczystej – w ogóle nie powinno tam być, w tłumie ludzi, a która swoim dotknięciem Jezusa tak wyraźnie zwróciła na siebie Jego uwagę, że pomimo napierającego z każdej strony tłumu, Jezus bardzo osobiście odczuł właśnie jej dotyk. W pełni obrazują całą sytuację te słowa uczniów: Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: „Kto się Mnie dotknął?”
A jednak właśnie tak było – bo tak wielka była wiara chorej niewiasty, tak wielkie jej zaufanie w moc Bożą. I tak wielkie przekonanie, że Bóg – dobry Ojciec – nie pozostawi bez pomocy swego dziecka.
Niech to przekonanie także i nam towarzyszy – w naszych relacjach z Bogiem, ale i w naszych relacjach z drugim człowiekiem. Nie tylko w tych relacjach: rodzic – dziecko, ale w każdym naszym odniesieniu do drugiego człowieka. Byśmy zawsze temu drugiemu dawali szansę, nawet jeżeli z jego strony doznaliśmy przykrości, niewdzięczności, czy otwartej wrogości – abyśmy zawsze dawali mu szansę, nie przestawali się za niego modlić, nie przestawali czekać na jego opamiętanie, nawrócenie, powrót…
Ale – nade wszystko – abyśmy zawsze dawali szansę Bogu, aby mógł w naszym życiu prawdziwych cudów dokonywać! Abyśmy nigdy nie przestali wierzyć, że jest On w stanie ich dokonywać i chce ich dokonywać, ale bardzo chce, przy tej okazji, powiedzieć do każdej i każdego z nas: Nie bój się, wierz tylko; a także: Twoja wiara cię ocaliła! Czy mógłby to dziś powiedzieć?…
Ksiądz ma zapisane imiona, rocznice. Ludzi o których wspomina czy po prostu pamięta ? Daty, miejsca, …
Pamięta.
Ma zapisane – żeby pamiętać. Niestety, wiek już swoje robi…
xJ
Wczoraj Dawid płakał z powodu syna Absaloma, uciekając przed Nim ale równocześnie tłumacząc Jego zachowanie, przyzwoleniem Bożym i godząc się z wolą Bożą. Dziś również Dawid płacze po wiadomości o śmierci Syna Absaloma. Trudne relacje z dziećmi zdarzają się nader często i dziś ale Dawid uczy nas rodziców, że kochać trzeba dziecko nawet gdy jest trudne, gdy zejdzie na złą drogę, gdy krzywdzi swoich rodziców, bo ojciec i matka są wyposażeni w miłość ojcowską i macierzyńską samego Boga Ojca, który kocha bezwarunkowo i w każdej sytuacji.
Powiedziałbym, że Dawid nie tyle zachowanie tłumaczy przyzwoleniem Boga, co całą sytuację, w jakiej się znalazł… Bo trudno tłumaczyć ewidentne zło – przyzwoleniem Boga…
xJ
Swoje spostrzeżenie oparłam na odpowiedzi Króla Dawida, z Czytania z 31 stycznia, kiedy dwukrotnie powiedział „że Pan mu pozwolił”
Król odpowiedział: „Co ja mam z wami zrobić, synowie Serui? Jeżeli on przeklina, to dlatego, że Pan mu pozwolił: «Przeklinaj Dawida». Któż w takim razie może mówić: «Czemu to robisz?»” Potem zwrócił się Dawid do Abiszaja i do wszystkich swoich sług: „Mój własny syn, który wyszedł z wnętrzności moich, nastaje na moje życie. Cóż dopiero ten Beniaminita? Pozostawcie go w spokoju, niech przeklina, gdyż Pan mu na to pozwolił. ”
Ps. Dziś zresztą też w odpowiedzi do Kloszard, również użyłam słowa ” Bóg przyzwala ” człowiekowi na choroby czy cierpienia , gdyż uważam, że jeśli On sam, Bóg – Człowiek, cierpiał i umarł więc dlaczego my, chcący upodobnić się do Chrystusa mielibyśmy być chronieni przed chorobą ” za wszelką cenę”.
Właśnie: Bóg DOPUŚCIŁ na Dawida tę sytuację, ale trudno uwierzyć, że jej chciał. Dopuścił – pomagając jednocześnie wyratować się z niej…
xJ