Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Dominika Sionek, Siostra Kuby, Lektora i Studenta, współpracującego ze mną obecnie w Duszpasterstwie Akademickim, w tym także – w prowadzeniu audycji DROGAMI MŁODOŚCI. Dziękując Jubilatce za życzliwość, gratuluję radosnego faktu zostania Mamą Rozalki i życzę bezmiaru łask z Nieba! O to będę się modlił!
Moi Drodzy, postanowiłem raz jeszcze dzisiaj przypomnieć – po rozważaniu – mój Apel w sprawie GIGANTYCZNEGO SZTURMU DO NIEBA w intencji Środowiska Akademickiego, Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele. Proszę, bądźcie apostołami tej dobrej sprawy – na zasadzie: przekaż dalej! Oczywiście, najbardziej liczę na to, że sami się włączycie…
A teraz już zapraszam do pochylenia się nas słowem Bożym dzisiejszej liturgii. Co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim przesłaniem się zwraca? Niech Duch Święty rozjaśni nasze umysły i serca!
A na głębokie przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
6 Niedziela zwykła, C,
13 lutego 2022.,
do czytań: Jr 17,5–8; 1 Kor 15,12.16–20; Łk 6,7.20–26
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:
To mówi Pan: „Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Jest on podobny do dzikiego krzaka na stepie. Nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście. Wybiera miejsca spalone na pustyni, ziemię słoną i bezludną.
Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi. Nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście. Także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców”.
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia: Jeżeli głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania?
Skoro umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach. Tak więc i ci, co pomarli w Chrystusie, poszli na zatracenie. Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania.
Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus zeszedł z dwunastoma Apostołami na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu.
A On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił:
„Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.
Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.
Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.
Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.
Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą.
Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie.
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie.
Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem ojcowie ich czynili fałszywym prorokom”.
A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach. Bardzo jasne i konkretne słowa kieruje Paweł do wiernych Koryntu w obliczu tego, że niektórzy poddawali w wątpliwość fakt Zmartwychwstania. Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, to znaczy, że wszystko – ale to wszystko, co czynimy i w co wierzymy – zupełnie traci sens, jest zupełnym fałszem, jest jakąś wielką pomyłką, a my żyjemy w nierealnym świecie, wśród baśni i mitów, słuchając Człowieka, który dwa tysiące lat temu wmówił ludziom, że jest Bogiem, ale tak naprawdę, to nie wiadomo, ani kim jest, ani czego chce.
A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach. Właśnie – bo jeżeli nie Chrystus, to kto jest w stanie ludzkie grzechy odkupić, kto jest w stanie dać człowiekowi pełną nadzieję na wyzwolenie? Tylko Chrystus, który zmartwychwstał, który potwierdził to, czego nauczał, który o miłości nie tylko mówił, ale który tą miłością naprawdę żył! Dlatego «błogosławieni są ci, co pokładają ufność w Panu i Pan jest ich nadzieją» – jak słyszeliśmy w pierwszym czytaniu.
Żyjemy w czasach, które dla jednych są bardzo trudne – tak trudne, że nie potrafią się w nich odnaleźć. W ocenie innych natomiast może nie jest aż tak źle, chociaż mogłoby być lepiej. I jedni, i drudzy – patrzą jednak w przyszłość i chcą jakoś tę przyszłość zagospodarować. Chcą mieć pewność, że sobie jakoś w tej przyszłości poradzą; chcą mieć jakąś wizję tego, co ich czeka. I dlatego wielu ogląda się za konkretnym oparciem – za kimś, kto byłby ich poplecznikiem, kto mógłby pomóc w załatwieniu tego czy owego. Mówiąc krótko: oglądają się za kimś, w kim mogliby złożyć swoje nadzieje, z kim wiązaliby nadzieje na przyszłość.
Rodzice te swoje nadzieje wiążą z dziećmi – że będą one miały lepszą przyszłość, niż teraz oni sami i że kiedyś pomogą rodzicom na starość. Ktoś, kto podejmuje pracę, liczy na to, że przełożony go dostrzeże, doceni, że uszanuje i odpowiednio wynagrodzi jego starania, a może jeszcze awansuje na jakieś wyższe stanowisko.
Ktoś, kto podejmuje leczenie, szuka sobie dobrego lekarza, dopytuje innych, kogo by tu można było poprosić, aby zajął się ratowaniem zdrowia, kto robi to w miarę skutecznie i z sercem. I w ogóle w wielu innych sytuacjach – sąsiedzkich czy koleżeńskich – liczymy na różnych ludzi, którzy mają takie to a takie „wejścia”, więc pomogą nam w załatwieniu trudnej sprawy.
Tymczasem, pomimo tej zapobiegliwości, może się niespodziewanie okazać, że dzieci poszły w świat i zupełnie inaczej ułożyły sobie życie, niż to rodzice byliby w stanie przewidzieć. Może się okazać, że przełożony wcale nie dostrzegł naszego zaangażowania i zapracowania – nie docenił, chociaż staraliśmy się bardzo, a za to docenił kogoś innego, kto wcale więcej sobą nie prezentuje, wcale nie jest bardziej pracowity ani zdolny, ale za to jest dobrym „kumplem” szefa, więc to jemu dostanie się podwyżka i awans.
I może się okazać, że lekarz nie wywiązał się ze swego zadania i albo za słabo się starał, albo wcale się nie starał, więc choroba przedłuża się, albo nawet komplikuje… I może się okazać, że ci znajomi, na których tak liczyliśmy, którzy tyle spraw mieli nam załatwić, niczego nie załatwili i w sumie to im aż tak bardzo na tym nie zależało, o ile nie widzieli w tym swojej korzyści.
A wówczas może się w jednym momencie wkraść w serce człowieka zniechęcenie i jakiś niepokój: o co tu chodzi? Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nie można ufać ludziom? Dlaczego te nadzieje, które w nich pokładaliśmy, okazały się tak bardzo błędne? I co, w związku z tym, robić na przyszłość? Czy już nikomu nigdy nie zaufać?
Aż strach pomyśleć o takim rozwiązaniu i – prawdę mówiąc – nie jest ono chyba możliwe, bo jak żyć wśród ludzi, którym się nie ufa, którym się nie dowierza, którym się ciągle patrzy na ręce; wobec których jest się ciągle podejrzliwym, przesadnie ostrożnym. Nie jest to możliwe i nie jest to potrzebne, bo jeśliby taki stan rzeczy przyjąć, to można swoje życie uczynić koszmarem i udręką!
Zresztą, człowiek ma gdzieś głęboko w sercu wpisaną potrzebę zaufania drugiemu człowiekowi i widzieliśmy zapewne sytuacje, w których to ktoś, kto powszechnie uchodził za człowieka „twardego”, lubiącego radzić sobie na każdym kroku samodzielnie, patrzącego na innych z góry i nieufnie – z czasem przekonywał się do ludzi, przynajmniej tych, wśród których przebywał na co dzień: zaczynał z nimi rozmawiać, zaczynał się przed nimi powoli, bo powoli, ale jednak otwierać; zaczynał przełamywać bariery nieufności i zamknięcia. I może wydawało się to innym dziwne, ale tak naprawdę wcale dziwnym nie jest, bo przecież nikt z nas nie jest bezludną wyspą i nikt z nas nie może tylko na siebie liczyć.
Stąd też rodzi się ta naturalna potrzeba wyjścia do drugiego człowieka, nie jest przeto niczym dziwnym, że człowiek pokłada ufność w drugim człowieku. Problem zaczyna się wówczas, kiedy to zaufanie staje się nadmierne, przesadne.
Sam Bóg, przez Proroka Jeremiasza, poucza nas w pierwszym czytaniu: Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Jest on podobny do dzikiego krzaka na stepie. Nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście. Wybiera miejsca spalone na pustyni, ziemię słoną i bezludną. Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa, zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi. Nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście. Także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców.
Właśnie – nie jest niczym złym pokładać ufność w człowieku. Staje się to jednak problemem, kiedy ufa się człowiekowi wbrew Bogu, z wykluczeniem Boga – kiedy ufa się tylko człowiekowi, a Bóg przestaje się liczyć. To takie właśnie zaufanie jest fałszywe i szkodliwe, bo bardzo szybko okazuje się, że prowadzi do całkowitej przegranej. Kiedy bowiem nasze oczekiwania się spełniają, wtedy wszystko jest w porządku i wydaje się nam, że wyszliśmy „na swoje”, bo wszystko układa się po naszej myśli, udało nam się dobrze „ustawić”, mamy znajomości z odpowiednimi ludźmi.
Ale taki stan zazwyczaj nie trwa wiecznie i znajomości mogą się skończyć, albo komuś przestają się opłacać. I wtedy człowiek, który jedynie w nich położył całą swoją ufność – widzi, że grunt mu się spod nóg usuwa, traci równowagę, czuje się zagubiony, bardzo często oszukany… No przecież tak bardzo wierzył w tego człowieka, on mu tyle naobiecywał, a tymczasem – odwrócił się i zostawił na pastwę losu. Taka sytuacja niekiedy prowadzi nawet do targnięcia się na swoje życie.
Tymczasem, Jezus mówi nam, że wcale tak nie musi być. Wcale nie musimy przeżywać takich ostatecznych stanów – stanów załamań, rezygnacji. To od nas w sumie bardzo dużo zależy. To zależy od tego, w kim swoją ufność złożymy. Możemy ją złożyć w człowieku, ale jeszcze bardziej trzeba nam ufać Bogu. Człowiek może bowiem zawieść. I chyba to dobrze wiemy, bo i sami nieraz zawiedliśmy czyjeś zaufanie.
Bóg natomiast nie zawodzi! Nigdy! Dlatego ten, kto pokłada ufność w Bogu i w duchu tego zaufania wychodzi do drugiego człowieka, ten nawet jeżeli spotka się z rozczarowaniem ze strony tegoż człowieka – nie załamuje się. Ma się jeszcze do kogo zwrócić: właśnie do Boga! Jeżeli nie da się w danej sprawie liczyć na człowieka, bo ja mu zaufałem, a on się ode mnie odwrócił, to teraz Ty, Boże, weź sprawy w swoje ręce! Tylko Tobie ufam!
Moi Drodzy, jeżeli tak się nam uda ustawić serce, jeżeli uda się nam przyjąć taki punkt widzenia, to przekonamy się, że nawet w sytuacjach, w których po ludzku nie wyjdziemy „na swoje” – w oczach Bożych będziemy zwycięzcami! Jezus dzisiaj w Ewangelii mówi o tych, którzy po ludzku są przegranymi, ale którzy w tym wszystkim Jemu ufają: ubodzy w duchu, płaczący, znienawidzeni przez ludzi za przynależność do Niego. Oni są błogosławionymi, a więc – szczęśliwymi, nawet jeżeli nie od razu to widać.
Jest więc to dzisiejsze pouczenie Jezusa dla nas bardzo konkretną pociechą i światłem nadziei. Oto bowiem w czasach, w których tyle rozczarowań i załamań czyha na człowieka, kiedy tak trudno jest zaufać drugiemu człowiekowi do końca, bo coraz bardziej zanikają najważniejsze ludzkie wartości, a coraz bardziej w relacjach – nawet pomiędzy członkami najbliższej rodziny – liczy się zysk i pieniądz; właśnie w tych okolicznościach i w tej sytuacji otrzymujemy konkretne wskazanie: Jezus zmartwychwstał! Jezus umiłował do końca! Jezus pozostał wierny temu, czego nauczał i temu, co obiecał! Jezus nie opuszcza nigdy człowieka. Dlatego tylko Jemu ufajmy! Do Niego się zwróćmy ze szczerą modlitwą! Jemu powierzajmy wszystkie nasze sprawy!
Wtedy nigdy nie będziemy przegrani, nigdy się nie rozczarujemy, bo jak owo drzewo, ukazane w pierwszym czytaniu, które utrzymuje liście zielone pomimo upału, bo dobrze jest zakorzenione, tak i my, jeżeli szczerze i całym sercem zaufamy Panu i o Nim zawsze będziemy pamiętali – nie będziemy poddawali się rezygnacji z powodu drugiego człowieka, który nie spełnił naszych oczekiwań, albo po prostu o nas zapomniał.
Myślę, że życie samo uczy nas większej ostrożności i większego dystansu w podchodzeniu do drugiego człowieka, a jednocześnie – uczy nas wyrozumiałości, zwłaszcza jeśli nieco bardziej krytycznie spojrzymy na samych siebie i uświadomimy sobie, jak sami często nie okazaliśmy się wierni temu zaufaniu, jakie w nas ludzie pokładali; jak często nie spełniliśmy nadziei, jakie ludzie z nami wiązali. I jak często nie było to nawet wynikiem złej woli, tylko ludzkiej słabości.
W ten sposób zatem trzeba nam patrzeć także na innych i od razu ich nie przekreślać, jeżeli nie spełnią naszych oczekiwań czy pragnień. Warto się bowiem zawsze spokojnie i uczciwie zastanowić, dlaczego tak się stało i jak sami postąpilibyśmy w podobnych okolicznościach…
A na pewno – bez względu na sytuację – warto do końca zaufać Bogu. Ale tak szczerze – nie tylko w obietnicach. Szczerze i do końca zaufać Bogu, uwierzyć – może nawet wbrew sobie – że w tej oto konkretnej sytuacji, w której już jestem całkowicie bezradny i nie mogę liczyć na nikogo, Bóg może mi pomóc i chce mi pomóc, jeśli ja tylko do końca Jemu zaufam i całą sprawę Jemu oddam.
Myślę, moi Drodzy, że egzamin z takiego zaufania zdajemy codziennie, a nawet kilka razy dziennie. I widzimy, jak to się o tym zaufaniu dobrze mówi, a jak trudno tak naprawdę zaufać – zwłaszcza wtedy, kiedy sytuacja poważnie się komplikuje i trudności się piętrzą. Właśnie wtedy, w takich sytuacjach, jak i w całym życiu, prawdziwie błogosławionym i autentycznym zwycięzcą jest ten, kto pokłada ufność w Panu i Pan jest jego nadzieją…
APEL DUSZPASTERZA AKADEMICKIEGO
O GIGANTYCZNY SZTURM DO NIEBA
Jako Duszpasterz Akademicki, zwracam się z serdeczną prośbą do Wszystkich, którym leży na sercu prawdziwe dobro Studentów – i w ogóle Ludzi młodych – o podjęcie wraz ze mną GIGANTYCZNEGO SZTURMU DO NIEBA w intencji Środowiska Akademickiego i Młodzieży w Kościele.
Z jednej strony bowiem, widzimy wzrastającą obojętność młodych ludzi na sprawy wiary i na Kościół, a wobec osób duchownych – wręcz niechęć, a nawet wrogość, niejednokrotnie wyrażaną bardzo otwarcie.
Z drugiej jednak strony – widać wyraźne sygnały poszukiwania przez Młodych odpowiedzi na najważniejsze pytania i pragnienie odkrywania najgłębszego sensu życia.
Stare albumy, znajdujące się w naszym Ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego, zawierają wiele zdjęć i zapisów, dokumentujących aktywną działalność tegoż Duszpasterstwa na przestrzeni lat, kiedy to jednoczyło ono dużą liczbę Studentów i Pracowników Uczelni, a prowadziło je kilku Duszpasterzy Akademickich.
Co się dzisiaj stało z młodymi Ludźmi, że nie ma ich w Duszpasterstwie, a często nie ma Ich w ogóle w kościele, na Mszy Świętej, czy przy konfesjonale? Czyżby Bóg przestał być Im potrzebny? Czyżby uznali, że lepiej ułożą sobie życie bez Niego, radząc sobie samemu ze wszystkimi problemami i wyzwaniami?
Nie wierzę! A wręcz jestem przekonany, że jest dokładnie odwrotnie! Dlatego proszę Wszystkich, którzy widzą sprawę podobnie, jak ja – o podjęcie dzieła GIGANTYCZNEGO SZTURMU DO NIEBA!
W ramach tego dzieła, ja osobiście:
►zobowiązuję się do cotygodniowej Mszy Świętej w intencji Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele. Będzie to najczęściej Msza Święta w środę, połączona w naszym Ośrodku z adoracją Najświętszego Sakramentu, a jeżeli nie w środę, to w innym dniu tygodnia;
►intencje te będę włączał do modlitwy brewiarzowej, różańcowej i spontanicznej;
►ustalę jedną, konkretną modlitwę, odmawianą codziennie tylko w tej intencji;
►będę również w tej intencji podejmował posty i osobiste wyrzeczenia, a także – ofiarował swoje cierpienia i trudności, ale też codzienną pracę i dobre uczynki.
►postaram się mówić o tym jak najczęściej w homiliach i przy wszystkich możliwych okazjach, zachęcając – kogo tylko się da – do włączenia się we wspólnotę modlitwy i w całe dzieło.
Pamiętajmy, że w słowniku Jezusa nie ma pojęcia: „Nie da się!”. Nieprawdą też jest, że Jezus jest dzisiaj młodemu Człowiekowi niepotrzebny. Pamiętajmy również, że nie ma złej Młodzieży. Żaden młody Człowiek nie urodził się złym i nie ma z natury złego nastawienia do życia.
Możemy co najwyżej mówić o Młodzieży pogubionej i pozostawionej, bezradnej i źle poprowadzonej, ale to za każdym razem każe nam, dorosłym, postawić pytanie o naszą odpowiedzialność i przykład, jaki dajemy – począwszy od Rodziców, poprzez Wychowawców, Nauczycieli, na Duszpasterzach kończąc.
Dlatego – zamiast oskarżać się nawzajem i narzekać – weźmy się do pracy i do modlitwy! Z wielką nadzieją, że Młodzież powróci do Kościoła i do kościoła – pisanego wielką i małą literą – oraz że Duszpasterstwo Akademickie i Duszpasterstwo Młodzieży zatętni życiem. Tej nadziei, złożonej w Jezusie Chrystusie, ani na moment nie możemy utracić!
Proszę zatem Wszystkich, którzy widzą tę sprawę w ten sposób, aby sprawę Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele uczynili codzienną intencją swojej modlitwy! Naprawdę, nie chodzi o jednorazową akcję modlitewną, ani – tym bardziej – o jakiś efektowny happening, ale o codzienne, wytrwałe, cierpliwe trwanie na modlitwie, z wiarą i miłością, z radością i nadzieją.
Proszę także o:
►częste przyjmowanie w tej intencji Komunii Świętej;
►podejmowanie w tej intencji postów, wyrzeczeń, dobrych uczynków;
►ofiarowanie przynajmniej cząstki swoich cierpień i codziennych trudności.
Naprawdę, w tak ważnej sprawie i w tak ważnym dziele – wszystkie chwyty są dozwolone! Oczywiście – chwyty duchowe, modlitewne.
A konkretnym wyrazem naszej łączności w modlitwie niech będzie:
►udział w środowej adoracji Najświętszego Sakramentu w Kaplicy Ośrodka Duszpasterstwa Akademickiego – udział osobisty, lub duchowa łączność z nami, w trakcie jej trwania, czyli w godzinach od 19:00 do 21:00.
►ustalenie jednej, konkretnej modlitwy (np. wybranej litanii, Koronki do Bożego Miłosierdzia, dziesiątka Różańca, czy choćby jednego: „Pod Twoją obronę”, lub innej), która codziennie w tej intencji będzie odmawiana.
►odmawianie – osobiście, w myślach, lub we wspólnocie, z osobami ze swego otoczenia, w miejscu aktualnego przebywania – jednego „Zdrowaś Maryjo” o godzinie 20:00.
Osoby, które już od lat odmawiają – w łączności ze mną – o tej godzinie jedno „Ojcze nasz”, niech dołączą do niego jedno: „Zdrowaś Maryjo”, w intencji Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele.
Zapraszam do włączenia się w to dzieło! Jeżeli ktoś uzna za stosowne, by poinformować mnie o tym, że się w nie włącza, to będę bardzo wdzięczny, aczkolwiek nie jest to konieczne. O wiele ważniejsza jest sama modlitwa i ofiarowanie duchowych darów w tej tak ważnej sprawie.
Proszę natomiast o przekazanie tego mojego Apelu tym Osobom, o których wiemy, że mogłyby zasilić nasze szeregi. Przy czym, bardziej zależałoby mi na docieraniu do konkretnych Osób, niż o publiczne obwieszczanie, chociaż proszę podejmować takie działania, jakie w danej sytuacji wydadzą się skuteczne.
Niech Jezus Chrystus, jedyny i najwyższy Nauczyciel, rozpali serca Ludzi młodych, niech Ich do siebie na nowo przekona, niech Ich przekona na nowo do swojego Kościoła, a Matka Boża – królująca w swym kodeńskim Wizerunku w naszym Ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego – niech Ich za rękę do swojego Syna przyprowadza!
Szczęść Boże, dziękuję za życzenia, za wsparcie i pamięć w modlitwie.
Cała radość po mojej stronie!
xJ