Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, znowu mamy przesunięcie kalendarza liturgicznego w stosunku do tego ogólnego, bo Uroczystość liturgiczną Świętego Stanisława będziemy mieli jutro, a kalendarz ogólny dzisiaj wyznacza dzień imienin i innych jubileuszów Osób mi bliskich. A zatem, w dniu dzisiejszym świętują:
►Ksiądz Stanisław Sławiński – Proboszcz w Parafii w Ciepielowie, w Diecezji radomskiej, któremu dziękuję za życzliwość i gościnność, okazywaną w trakcie Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej oraz w trakcie kilku rajdów rowerowych mojej Młodzieży na Jasną Górę, a także za wiele naszych rozmów, które były dla mnie duchowym i intelektualnym ubogaceniem. Od ponad roku pomagam duszpastersko w Ciepielowie, mogę więc powiedzieć, że jest to mój Proboszcz;
►Ojciec Stanisław Jankowicz – oblat, wieloletni Misjonarz w Afryce, a obecnie posługujący w Polsce, niegdyś zaś w Kodniu – któremu dziękuję za wielką życzliwość, niejedną dobrą radę, także podarowaną w trakcie Spowiedzi, oraz za piękny przykład kapłańskiego życia;
►Księża, z którymi miałem możliwość współpracować:
* Ksiądz Stanisław Zajko,
* Ksiądz Stanisław Bieńko,
* Ksiądz Stanisław Garbacik.
Urodziny zaś obchodzi Marcin Mućka, Brat Księdza Leszka, za moich czasów – Lektor w Parafii Radoryż Kościelny.
A rocznicę Święceń kapłańskich przeżywa Ojciec Profesor Ambroży Skorupa, Salwatorianin, z którym miałem możność współpracować na KUL, na Wydziale Prawa.
Wszystkim świętującym dziś życzę odwagi w codziennym ofiarowaniu, a wręcz spalaniu swego życia dla dobra tych, wśród których żyją i którym służą. Niech Im Pan błogosławi! Zapewniam o modlitwie.
Moi Drodzy, do wczorajszego słówka Księdza Marka i do innych spraw odniosę się jutro, bo zaraz muszę ruszać do Parafii w Ciepielowie, gdzie dzisiaj – jak wspomniałem powyżej – świętujemy imieniny Proboszcza.
Teraz zaś, na głębokie i religijne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
4 Niedziela Wielkanocy, C,
8 maja 2022.,
do czytań: Dz 13,14,43–52; Ap 7,9.14b–17; J 10,27–30
CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
W owym czasie Paweł i Barnaba przeszedłszy przez Perge, dotarli do Antiochii Pizydyjskiej, weszli w dzień sobotni do synagogi i usiedli.
A wielu Żydów i pobożnych prozelitów towarzyszyło Pawłowi i Barnabie, którzy w rozmowie starali się zachęcić ich do wytrwania w łasce Boga.
W następny szabat zebrało się niemal całe miasto, aby słuchać słowa Bożego. Gdy Żydzi zobaczyli tłumy, ogarnęła ich zazdrość, i bluźniąc sprzeciwiali się temu, co mówił Paweł.
Wtedy Paweł i Barnaba powiedzieli odważnie: „Należało głosić słowo Boże najpierw wam. Skoro jednak odrzucacie je i sami uznajecie się za niegodnych życia wiecznego, zwracamy się do pogan. Tak bowiem nakazał nam Pan: «Ustanowiłem cię światłością dla pogan, abyś był zbawieniem aż po krańce ziemi»”.
Poganie słysząc to radowali się i uwielbiali słowo Pańskie, a wszyscy, przeznaczeni do życia wiecznego, uwierzyli. Słowo Pańskie rozszerzało się po całym kraju.
Ale Żydzi podburzyli pobożne a wpływowe kobiety i znaczniejszych obywateli, wywołali prześladowanie Pawła i Barnaby i wyrzucili ich ze swych granic. A oni otrząsnąwszy na nich pył z nóg, przyszli do Ikonium, a uczniów napełniało wesele i Duch Święty.
CZYTANIE Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Ja, Jan, ujrzałem wielki tłum, którego nie mógł nikt policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojących przed tronem i Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy.
I rzekł do mnie jeden ze starców: „To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili. Dlatego są przed tronem Boga i w Jego Świątyni cześć Mu oddają we dnie i w nocy. A Siedzący na tronie rozciągnie nad nimi namiot. Nie będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć, i nie porazi ich słońce ani żaden upał, bo paść ich będzie Baranek, który jest w pośrodku tronu, i poprowadzi ich do źródeł wód życia: i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu.”
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus powiedział: „Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy”.
Jezus dzisiaj mówi do nas w swojej Ewangelii: Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy. To usłyszeliśmy w czytaniu ewangelicznym.
Natomiast w pierwszym i drugim czytaniu dzisiejszej liturgii otrzymujemy rozwinięcie myśli, zawartych w poszczególnych zdaniach Jezusowej wypowiedzi. Rozwinięcie – a jednocześnie przykład zastosowania. Oto bowiem, kiedy Jezus mówi: Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną, to Paweł i Barnaba pokazują, jak te słowa wprowadzić w życie. Jak?
Tak, jak oni je wprowadzili, kiedy to przeszedłszy przez Perge, dotarli do Antiochii Pizydyjskiej, weszli w dzień sobotni do synagogi i usiedli. A wielu Żydów i pobożnych prozelitów towarzyszyło Pawłowi i Barnabie, którzy w rozmowie starali się zachęcić ich do wytrwania w łasce Boga. W następny szabat zebrało się niemal całe miasto, aby słuchać słowa Bożego. Taką relację otrzymujemy dzisiaj we fragmencie Księgi Dziejów Apostolskich, w pierwszym czytaniu.
Słuchamy tego przekazu i uświadamiamy sobie, że Paweł i Barnaba byli dla swoich słuchaczy takimi dobrymi pasterzami, którzy w imieniu Jezusa, Dobrego Pasterza, zatroszczyli się o zbawienie mieszkańców Antiochii Pizydyjskiej. Jak się dowiadujemy, w miejscowej synagodze zaczęli w szabat po prostu rozmawiać z nimi o Jezusie, co sprawiło, że w następny szabat przyszło niemal całe miasto.
Tak ludzie lgnęli do słowa prawdy, do słowa pociechy, do światła Ewangelii. Może nawet o tym nie wiedzieli, dlaczego tam przyszli, kogo przyszli słuchać, ale musiało być w mowie Apostołów coś takiego, co przekonało wielką rzeszę ludzi, aby jednak przyszli. Co by to nie było – jedno nie budzi wątpliwości: to sam Jezus działał, to On przemawiał, to On pociągnął serca ku sobie.
On – Dobry Pasterz – przez posługę swoich Apostołów. To właśnie Jego głosu słuchały Jego owce, a On je znał – każdą i każdego indywidualnie, po imieniu – one zaś poszły za Nim. To z refleksji nad pierwszym czytaniem.
Drugie natomiast, z Księgi Apokalipsy Świętego Jana Apostoła, zawiera w sobie bardzo szczególną wizję. Oto wielki tłum, którego nie mógł nikt policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojących przed tronem i Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy. I rzekł […] jeden ze starców: „To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili. Dlatego są przed tronem Boga i w Jego Świątyni cześć Mu oddają we dnie i w nocy…”
Czyż ta wizja, dana Apostołowi Janowi, nie jest potwierdzeniem słów Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki?… Otóż, właśnie!
Ci, którzy dali się Jezusowi poprowadzić na tym świecie – którzy poszli za Nim jako za Dobrym Pasterzem – będą się Jego obecnością cieszyć na wieki. I chociaż w Janowej wizji Jezus nie został ukazany jako Pasterz, ale właśnie jako Baranek, to jednak my wiemy, że tak właśnie ukazuje się Jezusa, składającego swe życie w ofierze za zbawienie świata – jako tego, który na podobieństwo baranka paschalnego, oddaje swoje życie na ołtarzu ofiarnym przed Bogiem.
Jest przeto Jezus symbolizowany przez Baranka i nawet tak nazywany, ale jest także oczywiście – i ani na moment nie przestaje być – Dobrym Pasterzem, który tak bardzo chce, by Jego owce były z Nim w Niebie. Oto prawdziwie – Dobry Pasterz!
Podobnie zresztą, jak i ci, którzy w Jego imieniu i w Jego osobie podejmują się tego dzieła. Jest to udział w pasterskiej misji Jezusa, polegającej na wzięciu na siebie odpowiedzialności za zbawienie najpierw swoje, a potem także tych wszystkich, wśród których się żyje, których Pan postawił na naszej drodze życia.
Z takiego pojmowania sprawy jasno wynika, że mówimy tu o osobach duchownych, a więc pasterzach, powołanych bezpośrednio przez Jezusa do tej właśnie misji, ale mówimy także o tych, którzy z racji przyjęcia Chrztu Świętego zostali tą odpowiedzialnością obciążeni, czy – jak kto woli – obdarzeni. Czyli tak naprawdę – o nas wszystkich!
Bo tak właśnie jest, moi Drodzy: Chrzest Święty włączył wszystkich, którzy go przyjęli, w potrójną misję Chrystusa – prorocką, kapłańską i pasterską. I właśnie ta pasterska polega na tym, że mamy być dla siebie nawzajem pasterzami, czyli mamy się nawzajem troszczyć o swoje zbawienie.
Oczywiście, każdy sam musi się zatroszczyć najpierw o zbawienie swoje własne, ale zaraz potem – o zbawienie innych. W tym sensie, dzisiejsze słowo Boże, mówiące o misji Jezusa Chrystusa, Dobrego Pasterza, oraz o misji Apostołów, którzy podzielili z Nim Jego troskę o zbawienie ludzi, nie jest skierowane wyłącznie do następców Apostołów i innych osób duchownych. To słowo skierowane jest do każdej i każdego z nas!
To my wszyscy – każda i każdy z nas indywidualnie – jest zaproszony do podzielenia z Jezusem Jego pasterskiej troski, Jego pasterskiej miłości. A realizacja tej troski będzie polegała właśnie na miłości, okazywanej drugiemu w sposób bardzo szczery i bezpośredni, ale także – w sposób mądry i konsekwentny. Konkretnie, będzie to modlitwa za drugiego, będzie to pokazywanie mu właściwej drogi życia i postępowania swoim dobrym słowem, a jeszcze bardziej: swoim dobrym przykładem, a wreszcie – będzie to jedna z najtrudniejszych rzeczy we wszelkich relacjach międzyludzkich, czyli braterskie upomnienie w obliczu ewidentnego zła.
Na tym właśnie – na tym wszystkim – polega pełnienie wobec naszych bliźnich misji pasterskiej, do której zostaliśmy włączeni przez Sakrament Chrztu. I żeby to jasno dopowiedzieć i sprecyzować – taka postawa jest dla nas, ochrzczonych i wierzących, obowiązkiem, a nie wyrazem jedynie naszej dobrej woli, albo ewentualnie dobrego humoru i nastroju, który jeśli mamy, to wykażemy się taką postawą, ale jeśli nie mamy, to nie będziemy sobie głowy tym zaprzątać. Nie! Jako chrześcijanie, jesteśmy po to włączeni do wspólnoty Kościoła przez Chrzest Święty, aby sobie nawzajem pomagać w drodze do zbawienia.
Okazji do tego – jak wiemy – nigdy nie zabraknie! Ważne, żeby pamiętać o tym szczególnym wybraniu, ale i zobowiązaniu, że ode mnie osobiście bardzo dużo w Kościele zależy. Naprawdę – bardzo dużo! A w kwestii zbawienia – zależymy od siebie nawzajem. Oczywiście, inaczej swoją misję pasterską będzie spełniała osoba duchowna, czy zakonna, a inaczej osoba świecka, ale wszyscy jesteśmy do jej wypełnienia zobowiązani. I to codziennie, stale, na bieżąco.
A o czym jeszcze trzeba nam pamiętać w całej sprawie, o której mówimy, to fakt, że pasterz ma się dla swoich owiec poświęcać, ma się codziennie składać w ofierze dla ich dobra. Inaczej nie spełni dobrze swego zadania. To dzisiaj nie zostało przez Jezusa powiedziane wprost, bo akurat w tym fragmencie Jego wypowiedzi, jaki stanowi dzisiejsze czytanie ewangeliczne, tego stwierdzenia nie ma.
Ale kiedy przeczytamy całą wypowiedź Jezusa, zawartą w dziesiątym rozdziale Ewangelii Jana, czyli w tym, z którego mamy dzisiejszy fragment, to znajdziemy takie właśnie stwierdzenie, że Dobry Pasterz życie swoje oddaje za owce! My dzisiaj usłyszeliśmy, że owce idą za Pasterzem, bo znają Jego głos. To nasuwa oczywiste skojarzenie, że znają głos Tego, kto jest im bliski, kto je kocha i kto jest w stanie się dla nich poświęcić, a nie – na przykład – żyje ich kosztem, żyje za cenę ich cierpienia, czy poświęcenia.
I chociaż dzisiaj w Ewangelii nie słyszymy o tym oddawaniu życia Pasterza za owce, to pośrednio wynika to z drugiego czytania, gdzie mowa jest o Baranku – tym Baranku ofiarnym, który żeby dokonać wielkiego zwycięstwa i zmartwychwstać, musiał najpierw zostać zabity. A nawet wprost pada stwierdzenie, że ci, którzy stoją przed Tronem Bożym, to są właśnie ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili.
Widzimy to także w historii, opowiedzianej w pierwszym czytaniu, w której obok opisu wręcz spektakularnych sukcesów, odnoszonych przez Apostołów, kiedy to całe miasto przyszło ich słuchać, dowiadujemy się także o i tym, że gdy Żydzi zobaczyli tłumy, ogarnęła ich zazdrość, i bluźniąc sprzeciwiali się temu, co mówił Paweł. Wskutek czego, następnie Żydzi podburzyli pobożne a wpływowe kobiety i znaczniejszych obywateli, wywołali prześladowanie Pawła i Barnaby i wyrzucili ich ze swych granic.
I właściwie cała Księga Dziejów Apostolskich przeplatana jest takimi historiami i takimi zderzeniami: wielkiej radości z rozszerzania się Dobrej Nowiny z kolejnymi, często bardzo brutalnymi prześladowaniami Apostołów i zadawanymi im przez przeciwników cierpieniami. To jest właśnie cena, którą dobrzy pasterze – tak, jak ten jedyny Dobry Pasterz – muszą zapłacić, aby dobrze wypełnić swoją misję.
Oni się muszą dla swoich owiec poświęcić, naprawdę oddawać za nie – i dla nich – swoje życie codziennie, wytrwale, a jeśli przyjdzie taka potrzeba, to oddać je w akcie całkowitego poświęcenia. Tak, wiem, że to się dobrze mówi na kazaniu, ale z pewnością trudniej tego dokonać, kiedy przyjdzie taka okoliczność. Ale tak właśnie wygląda cała sprawa. Dobry Pasterz ma swoje życie oddawać codziennie – dla dobra swoich owiec.
Pismo Święte już w Starym Testamencie mocno krytykuje postawę takich pasterzy, którzy żyją kosztem życia swoich owiec, którzy je po prostu wykorzystują. A nawet mowa jest o ich zabijaniu – dla własnej korzyści.
Moi Drodzy, my także musimy o tym pamiętać: nie da się być dobrymi pasterzami dla tych, dla których mamy nimi być, jeżeli nie będzie z naszej strony poświęcenia i oddania tej drugiej osobie: poświęcenia czasu, sił, talentów, cierpliwości, szeroko rozumianej miłości, a także – w razie potrzeby, ale w sposób bardzo rozsądny – pieniędzy. Jest to także ofiarowanie w ich intencji swoich cierpień.
I jest to wreszcie przejmowanie się w większym stopniu ich cierpieniem, czy ich trudną sytuacją, niż swoją własną. Tym bardziej zatem, nie będzie to obnoszenie się ze swoim poświęceniem, czy cierpieniem – po to, by wzbudzać u innych litość i domagać się ciągłego dogadzania sobie z ich strony. Bo dobry pasterz naprawdę swoje życie oddaje, poświęca samego siebie, nie szczędzi swego serca, zapału, talentu – po prostu: nie szczędzi siebie i niczego z siebie.
I na tym najwięcej zyskuje, bo zyskuje autorytet i posłuch u owiec, które może wtedy prowadzić do Boga. Sam idąc na przedzie, poświęcając się dla ich dobra, przekona ich w ten sposób, że mu na nich zależy i że naprawdę chce ich dobra. Wtedy – i tylko wtedy – jego misja będzie skuteczna.
Z pewnością, świetnie wyraża to modlitwa, przypisywana Świętemu Franciszkowi z Asyżu. Niech stanie się dziś naszą modlitwą – o to, byśmy byli dla siebie nawzajem dobrymi pasterzami:
„O Panie, uczyń z nas narzędzia Twojego pokoju,
abyśmy siali miłość, tam gdzie panuje nienawiść;
wybaczenie, tam gdzie panuje krzywda;
jedność, tam gdzie panuje rozłam;
prawdę, tam gdzie panuje błąd;
wiarę, tam gdzie panuje zwątpienie;
nadzieję, tam gdzie panuje rozpacz;
światło, tam gdzie panuje mrok;
radość, tam gdzie panuje smutek.
Spraw, abyśmy mogli nie tyle szukać pociechy,
co pociechę dawać;
nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć;
nie tyle szukać miłości, co kochać;
albowiem dając – otrzymujemy,
wybaczając – zyskujemy przebaczenie,
a umierając, rodzimy się do wiecznego życia.
Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.”
Bardzo dziękuję za te słowa pouczenia i utwierdzenia, że muszę działać w tej konkretnej sytuacji w której się znalazłam i którą rozpoczęłam od wczoraj w godzinach wieczornych z przynaglenia koleżanek. Mam koleżankę Olę chorą, ze stomią, która w ostatnich dwu dniach bardzo cierpiała. Mieszka ze synem który wczoraj był nieobecny cały dzień. Zawiozłam jej produkty spożywcze, jadąc po drodze na oddalony cmentarz rodzinny, które ( jak uznałam) nie wyszuka żaden mężczyzna ( przepraszam), ani Syn ani Jej przyjaciel, przywitałam się i obiecałam rozmowę telefoniczną po przyjeździe. Po powrocie rozmawiałam z koleżanką jak minęła miniona noc i dzień. Było źle, ogólna słabość, wymioty, od dwu nic nie mogła jeść. Poinformowałam 2 koleżanki. Jedna z nich zadzwoniła do Oli późnym wieczorem ok. 22giej i uznała że potrzebna jest interwencja lekarza a tylko ja miałam numer telefonu do córki Oli z Poznania. więc nie miałam wyjścia musiałam zadzwonić do córki koleżanki i powiedzieć o naszych spostrzeżeniach.Córka zadzwoniła do brata, który właśnie wrócił do domu i mógł zadecydować o wezwaniu lekarza czego efektem jest ,że koleżanka Ola jest od 2 w nocy pod opieką szpitalną już po tomografie i czeka na całkowitą diagnozę i leczenie. Planowany rezonans miała na przyszłą niedzielę i jak sama zainteresowana mówiła nie wie czy doczeka. Moim zadaniem w świetle Bożego Słowa i Księdza komentarza jest rozeznać czy kapelan chodzi codziennie po oddziałach i spowodować aby Ksiądz nawiedził Chorą i wyspowiadał i udzielił Sakramentu Namaszczenia Chorych, bo wiem że chora nie miała możliwości przystąpić do wielkanocnej spowiedzi. Przepraszam za osobiste przeżycia, które jednak może być pomocne dla innych. Proszę czytających mój komentarz o modlitwę za Olę.
Cenna uwaga odnośnie do powiadomienia Kapelana, bo miałem takie sytuacje, w których sam musiałem wręcz na sygnale pędzić do szpitala – i to w oddalonej od miejsca pracy miejscowości – bo rodzina nie wzywała miejscowego Kapelana do swego Chorego przez tydzień, przez który on już w tym szpitalu leżał, a kiedy po tygodniu nagle mu się pogorszyło któregoś popołudnia, a Kapelan akurat na kilka godzin wyjechał, to wtedy był alarm. Sam Kapelan mówił, że dwa razy tamtego dnia był na tamtym oddziale, ale miał wiadomość, że ów Chory zasadniczo nie życzy sobie spotkania z Nim. Kiedy się stan pogorszył, wtedy: ratunku i na pomoc! Nie ukrywam, że po opatrzeniu Chorego, powiedziałem wówczas kilka słów „do słuchu” tej Rodzinie!
xJ
Dopiero dziś mogłam sfinalizować sprawę i zadzwonić do Kapelana i umówić Księdza z penitentką na jutro po 15tej. Reszta w rękach Księdza i Boga. Ola potrzebowała czasu z oswojeniem się z nowym napadem choroby, z przeróżnymi badaniami, z przyswojeniem faktów, że szpital na dłużej będzie jej domem, należytym przygotowaniem się do spowiedzi generalnej. Bóg zadziałał pierwszy, dał spokój, wyciszenie, co dziś mogliśmy zaobserwować spędzając z chorą całą godzinę w szpitalnym pokoju gościnnym.
Bogu niech będą dzięki, że ten spokój i wyciszenie. Niech ma w opiece chorą Olę…
xJ
Amen. Bóg zapłać.. Wreszcie wiadomo jak leczyć. Chemia po 15 czerwca. Dożywianie poza jelitowe już wprowadzone. Wszystko w rękach Boga, czy chcę mieć Ją jeszcze tu na ziemi, czy u siebie… Ważne że zgadzamy się na wolę Bożą.
Chociaż to czasami naprawdę trudne…
xJ